- Po pierwsze: Trzeba wszystkich uwolnić. - przerwałem na chwilę. - Zostało kilka porwanych. Za to inni się schronili. - dodałem, po chwili wytchnienia. - W miejscu, gdzie nawet tacy zwykli porywacze, by się nie zapuścili. - dokończyłem.
- Po drugie: Powyłapywać wszystkich porywaczy i wrzucić ich w miejsce bez wyjścia. - ponownie przerwałem, by móc ułożyć następne zdanie w zgrabne i zrozumiałe słowa.
- Po trzecie: Wyciągnąć od ich przywódcy wszystkie informacje. - ponownie przerwałem. Najpewniej brzmi to bardzo dziwnie, ale wolę niczego nie pominąć. - Jeśli Pik skończy pozyskiwanie informacji. To będziesz chyba mógł się z nimi pobawić. - wyliczałem wszystko na palcach, by się nie pogubić.
- Po czwarte: Ocalić wszystkich cyrkowców, bez stracenia ani jednego. - skończyłem.
To nie był nawet mój plan, ale wolałem, by brzmiało to logicznie.
- Pik? - nie wiem, czy to było pytanie skierowane w moją stronę, czy nie. Jednak wolałem na to odpowiedzieć i mieć z głowy.
- Tak Pik, jak i kilku innych się ukryło w klatkach zwierząt. Tam nikt ich nie znalazł. Dopiero niedawno ich odkryłem. Jak wstaniesz, masz się tam udać. Ci dwaj, których chciałeś zabić, są już w tamtym namiocie. Tylko ciebie brakuje. - rzekłem. Zrobiłem krok do tyłu, po czym skierowałem się do wyjścia. - Przyjdź tak szybko, jak możesz. - dodałem.
Po wyjściu z namiotu chłopaka poczułem zawroty głowy. Nie było czasu na rozczulanie się, dlatego trzeba było się śpieszyć. Nim będzie za późno. Przetarłem oczy i zmrużyłem je, gdyż zobaczyłem przed sobą bliźniaków. Było to dziwne, ale chcieli, bym za nimi ruszył. Nie było czasu, by myśleć, że to mogą być przewidzenia, albo wpakuje się w coś. Zwyczajnie ruszyłem za nimi. Chciałem ich dogonić, bo byli zdecydowanie szybsi ode mnie. Dopiero gdy trafiłem do jakiegoś miejsca, zatrzymałem się i schowałem. Musiałem siedzieć cicho, gdyż najwyraźniej trafiłem w miejsce porwania jednego z naszych. Wyglądał marnie i dziwnie. Gdy chciałem się wycofać, usłyszałem krzyk. Zamarłem i spojrzałem za siebie, dostrzegłem ciała. Byli to porywacze, wyglądali jakby ktoś na nich, eksperymentował i coś się nie powiodło.
- Jeśli będziesz dalej marnować, to skończysz tak jak tamci. - usłyszałem jakiś głos.
- Może sam spróbujesz, skoro mnie tak poganiasz. - fuknął drugi w odpowiedzi.
- Nie pyskuj. - warknął poprzedni.
Nie wiedziałem, o czym oni rozmawiają, dlatego starałem się nasłuchiwać i nie dać się złapać.
- Gdy się nie udaje, magia wraca do jego właściciela. - odezwał się jakiś naukowiec. O ile można tak go nazwać, wyglądał bardziej na szalonego naukowca. Niż człowieka.
- Zabijmy go i zobaczmy, czy magia się przeleje na nowego właściciela? - zapytał swojego kolegę. Najwyraźniej to nie spodobało się jego zwierzchnikowi, gdyż dostało mu się, na tyle mocno, że już nie wstał. Co dziwniejsze, rany były podobne do tych martwych.
Gdy miałem się wymknąć, spostrzegłem, że z namiotu wychodzą kolejno jeszcze dwie osoby. Czyli było ich w sumie troje. Czym prędzej powinien stąd się wydostać i wrócić, by móc powiadomić resztę. Jednakże część mnie podpowiadała, że może jakoś uda mi się samemu ich uratować.
Ukryłem się w krzakach, gdyż ktoś się zaczął zbliżać. Uciekłem, czym prędzej. Musiałem zapamiętać drogę. Ku najdziwniejszemu, było to naprawdę niedaleko cyrku. Szybko pognałem do odpowiedniego namiotu i niemalże na jednym wdechu powiedziałem, co widziałem. Po czym padłem na ziemię.
<Jumper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz