Nie wiedziałem, jak długo byłem nieprzytomny. Gdy jednak otworzyłem oczy, cały obraz był rozmyty, niewyraźny. Na ciele czułem nocny chłód. Musiałem więc być na zewnątrz. Z czasem docierało do mnie coraz więcej bodźców. Silny ucisk na plecach i brzuchu. Czyjś głos, wołający jakby ze studni. Początkowo cichy i odległy, stopniowo wzrastał na sile.
Uniosłem słabo wzrok i rozejrzałem się wokół. Trójkąty w kolorowe pasy. Wciąż byłem na terenie cyrku. Ktoś szedł w moim kierunku. Ciemna sylwetka powoli zyskiwała męskie kształty. Wkrótce rozbłysnął przed nią płomień. Wtedy zobaczyłem pomarańczowe włosy Ozyrys’a. Szedł za mną i wołał do kogoś. Jego twarz stawała się wyraźniejsza. Tym, co wybudziło mnie z dziwnego otumanienia były fiołkowe oczy pełne strachu.
Chwyciłem ramię obcego i spróbowałem wyrwać się z jego uścisku. Nieznajomy odwrócił się gwałtownie, przez co prawie mnie upuścił. Spojrzałem na lufę pistoletu wycelowaną w Ozyrys’a, a później na ciemną postać bez twarzy. Usłyszałem szczęk odblokowanej broni. Wciąż patrzyłem w czarną plamę, gdzie powinno być oblicze obcego, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Kim był ten człowiek? Na pewno przysłał go mój pan. Znalazł mnie. Złapał mnie. A teraz chciał zabić Ozyrys’a.
Poczułem jak temperatura wokół gwałtownie spada. Nieznajomy nacisnął na spust, ale broń nie wypaliła. Kilka razy powtórzył tą czynność z identycznym skutkiem. Spuściłem wzrok na czarne ubrania obcego. Pod moimi palcami pojawił się szron. Białe plamy rozbiegły się po ciele mężczyzny, pożerając je w zastraszającym tempie.
Ozyrys podbiegł do nas i wyrwał mnie z uścisku nieznajomego tuż przed tym jak obcy zmienił się w lodową figurę. Jeszcze chwila i ja również stałbym się jej częścią.
Oplotłem kończynami magika i ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie mogłem powstrzymać dreszczy wstrząsających moim ciałem. Ozyrys zgasił ogień i położył swoją ciepłą dłoń na mojej głowie. Próbował mnie pocieszyć i zapewnić, że nic mi już nie grozi. Ale ja wiedziałem, że nigdzie nie będę bezpieczny. Znajdą mnie wszędzie. Zabiją każdego, kto stanie na ich drodze. Każdego, kto stanie w mojej obronie.
Magik wrócił ze mną do namiotu, po czym ułożył mnie do snu.
— Idę zawiadomić Pika. Zostań tu. — szepnął, przenosząc przy tym moje włosy za ucho. Uniosłem na niego wzrok, gdy zaczął się podnosić i złapałem go za rękę.
— A jeśli wciąż są na zewnątrz? — zapytałem.
— Nikogo już tam nie ma. Facet był sam. — zakończył magik. Odprowadziłem go wzrokiem, a gdy wyszedł, ukryłem się pod kołdrą. To niemożliwe, żeby na taką misję została wysłana tylko jedna osoba. Musiało ich być przynajmniej dwóch. A to oznaczało, że ktoś wciąż tam jest.
Wysunąłem głowę spod kołdry, usłyszawszy cichy trzask. Ciche, ale ciężkie kroki otaczały wóz. Musiałem uciekać.
Bezszelestnie wstałem z łóżka i zbliżyłem się do stojącej przy oknie szafki. Ktoś powoli nacisnął klamkę, ale Ozyrys zdążył przed wyjściem zamknąć drzwi. Wspiąłem się na pobliski mebel i otworzyłem okno, słysząc skrobanie w zamku.
Wyskoczyłem na zewnątrz i przeturlałem się pod wóz, ignorując błoto, którym właśnie się pokryłem. Wielkie, czarne buty weszły do środka. Krążyły po pomieszczeniu, gdy ich właściciel przesuwał kolejne meble. Szukał mnie.
Po jakimś czasie obcy wyszedł z wozu. Nasłuchiwałem jego oddalających się kroków. Gdy uznałem, że już odszedł, odetchnąłem z ulgą. Już miałem wyjść z kryjówki, kiedy nagle poczułem jak ktoś gwałtownie łapie mnie za kostkę. Spojrzałem na ciemną postać, do połowy wsuniętą pod wóz. Nieznajomy zaczął ciągnąć mnie w swoją stronę. Próbowałem się mu wyrwać, ale na próżno.
Gdy tylko zyskałem więcej przestrzeni, kopnąłem go w twarz. Natychmiast poderwałem się z ziemi i zacząłem biec w przeciwnym kierunku. Co jakiś czas ślizgałem się na rozmokniętej glebie, łapałem równowagę lub chwytałem się tego, co miałem pod ręką i biegłem dalej.
W pewnym momencie wpadłem na kogoś. Automatycznie zacząłem się szarpać. Uspokoiłem się dopiero, gdyspojrzałem na twarz Ozyrys’a.
— Oni tu są. Oni tu są. — wysapałem przerażony. Magik objął mnie i rozejrzał się wokół. W tym samym momencie Pik wyszedł ze swojego wozu.
<Oz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz