Jestem typem osoby, która dużo więcej odpoczywa, niż funkcjonuje. Przez połowę swego życia albo przesiedziałem w domu, albo w szpitalu. Miałem wtedy masę zabawy, z liczeniem, rozmyślaniem, albo nawet spaniem. Potrzebowałem drzemki, dzięki której nabiorę sił. Ayo jak ten budzik zdecydował się mnie podgryzać, bym się obudził i wziął do pracy. Leniwie i sennie przetarłem oczy, ziewnąłem i się przeciągnąłem. Gdy się podniosłem i ponownie przeciągnąłem, ruszyłem powolnym krokiem, by sprzątnąć łajno koni. Zamiast ruszyć swoimi dłońmi, by wziąć widły i łopaty. Uznałem, że jest lepszy pomysł oraz że może jest to idealne miejsce, by wypróbować swoją zdolność. Od czasu do czasu staram się jakoś ją trenować, próbować nad jakąś częścią zapanować. Do tej pory udawało mi się podnieść kamienie oraz krzesła, ale to na krótki czas. Kilka razy na okrągło. Przerwy, w tym też drzemki i dalej testowanie swojej mocy.
Ayo został ze mną, by najpewniej mnie pilnować, za to Clam ruszyła obserwować poczynania Ozyrysa. Na początku występowały porażki, gdyż się nie skupiałem. W końcu jednak za którymś razem udało mi się przenieść końską kupę na łopatę, a następnie do taczki. Gdzieś w połowie, zaczynałem się męczyć i ziajałem jak wyczerpany, wyssany z energii kot. Oddychałem ciężko i brakowało mi sił. Na szczęście pojawił się jeden z pracowników.
- Ja tu dokończę, ty idź do koni. - rzekł pracownik. Pokiwałem głową po czym, gdy sięgnąłem po wodę, która została mi podana leki. Noszę przy sobie leki, by nie musieć używać inhalatora. Przez inhalator mam drobne problemy, a leki czasem mogę pogryźć i połknąć. O tyle dobrze, że działają od razu. Ziewnąłem i ciągnięty za nogawkę przez Ayo ruszyłem wziąć potrzebne przybory do czyszczenia koni, by móc się z nimi spotkać.
- Jesteś wredny Feniksie. - rzekłem. Ayo przestał, mnie ciągnąc, byłem na tyle blisko, ów osobnika.
- Siedzimy w tym razem. - rzekł, do tego wzruszył jeszcze ramionami.
- Szkoda, że tak wczoraj uciekłeś, twoje płomienie mogłyby mi pomóc. - rzekłem, bardziej do siebie niż do niego, jednakże na tyle głośno by to usłyszał.
Najwyraźniej moje słowa go zainteresowały. Nie odezwałem się więcej, gdyż podszedł do jednego z koni, którego miałem wyczyścić.
- Witaj piękna. - rzekłem do jednego z koni. Usłyszałem jedynie rżenie, po czym pogłaskałem go i otworzyłem drzwiczki od boksu, by móc wejść i ostrożnie móc wyczyścić klacz. Gdy dotknąłem ją w miejsce tuż przy szyi, zachowała się bardzo dziwnie. Przerwałem swoją pracę, po czym delikatnie odgarnąłem grzywę, by móc zobaczyć, czemu jest niespokojna. Miała tam ranę, bardzo dziwną.
- Ayo. Przynieść mi to niebieskie. - rzekłem do tygrysa, wskazując palcem. Posłusznie pupil, przyniósł mi wiaderko, w którym znajdowała się maść. Była ona nieco szczypiąca, ale pomagała. Delikatnie oczyściłem ranę, po czym zwróciłem się ponownie do tygrysa. Chciałem, by przyprowadził tutaj jednego z pracowników. Oni mu lepiej pomogą.
- Wybacz piękna, to może zaboleć. - rzekłem i stanąłem tuż przed jej pyskiem, by się przytulić. Musiała wiedzieć, że jej nie skrzywdzę. Po dosłownie chwili mogłem nałożyć maść na ranę. Gdy skończyłem i odłożyłem już zakręconą tubkę do wiaderka, mogłem poklepać klacz po boku, by wiedziała, że już po wszystkim.
Ayo przyprowadził ze sobą pracownika, a tuż za nim pojawiła się Gatta. Nie chciałem jej niepokoić, ale najwyraźniej coś ktoś powiedział. Może zauważone to zostało. Opuściłem boks, by móc wytłumaczyć co się stało oraz co zrobiłem. Zostałem obdarowany spojrzeniem, po czym ruszyłem do kolejnego z koni, by móc go wyczyścić.
Chyba gdzieś w trakcie tego zamieszania, ruszyłem w głąb zobaczyć tego młodego lewka, co się narodził. Jakoś łatwiej ze zwierzętami mi idzie niż z ludźmi. Clam znalazła się tuż obok mnie, a Ayo ułożył swój pysk na moim ramieniu, gdy tak sobie siedziałem i patrzyłem na matkę i młode.
<Ozyrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz