- Przemyślę to – powiedział już drugi raz w ciągu tak krótkiego czasu. Mężczyzna nie wyglądał na zaskoczonego moją odpowiedzią, wyglądał, jakby się jej spodziewał. Mimika twarzy się nie zmieniła, a on tylko skinął głową, poprosił o jak najszybszą odpowiedź, po czym wyszedł z namiotu. Wyszedłem chwilę po nim, kierując się w przeciwną stronę.
Przemyślenie propozycji to było za mało. Musiałem przeanalizować każde słowo. Musiałem być pewien, że zdoła mi pomóc, bo jeśli nie podoła zadaniu, ktoś na pewno na tym ucierpi. Jego pewność siebie mi nie wystarczyła, znałem wielu ludzi hardych, którym nie straszne żadne podboje ludzkości, ale gdy na ich drodze pojawiały się problemy związane z innymi ludźmi, polegali. Mężczyzna na pewno mi w pewnym sensie zaintrygował, gdy mówił i prezentował swoją moc. Mimo, iż całkowicie odbiegała od mojej, jego była równie śmiercionośna, co moja (może jego bardziej, przez ogniem możesz uciec, ale ciężko to zrobić przed nadlatującym ostrzem, który tylko mignie w blasku słońca lub księżyca, nim cię dopadnie), więc byłem pewien, że wie, co może ryzykować. Zastanawiało mnie, ile krył ran i blizn po nauce.
- O czym myślisz? – usłyszałem chłopięcy głosik, gdy siedziałem w bufecie i wbijałem widelec w gotowaną marchewkę. Uniosłem głowę, przede mną usiadł Doll.
- Dostałem ciekawą propozycję od takiego jednego cyrkowca – wyjaśniłem. Mimo, iż był dzieckiem, w jakiś sposób szybko dorastał. Może to te wszystkie problemy, z jakimi borykał się od małego sprawiły, że gdy się ich pozbył, wyglądał na bardziej dorosłego niż był. A może szybko rósł. – Zaproponował mi współpracę. On mi pomoże nauczyć się panować nad żywiołem, a ja mu urozmaicę występy – wyjaśniłem chłopcu, który właśnie przeżuwał pieczonego ziemniaka.
- Brzmi rozsądnie.
- A jak ryzykownie – chłopiec przyznał mi rację.
„Co on powiedział?”, zapytałem samego siebie w myślach. „Albo porzucę siebie i skupię się wyłącznie na mocy, albo wziąć za to odpowiedzialność”. Niedokładnie wiedziałem, jak miałem to rozumieć, ani jak porównać do mojego aktualnego stanu. Porzucić siebie? Nawet, gdybym próbował, wyplewił z siebie całe swoje dzieciństwo, wszystkie przykre wspomnienia, zniszczył chłopca Joshu’e Lucida Sardothierna i stał się prawdziwym Ozyrysem, bogiem życia i śmierci, wizje i myśli, które nie dają mi spokoju i sprawiają, że mam ochotę wziąć tabletki nasenne, powrócą w snach. Wiedziałem o tym. To było zbyt głęboko zakorzenione, prędzej odrodzę się jako nowy feniks niż usunę całą swoją przeszłość.
Więc może wziąć odpowiedzialność za to? Zmierzyć się ze swoimi lękami, zniszczyć je gołymi rękami, pokazać kto jest panem tego ciała i tej duszy oraz zawładnąć swoim darem. Brzmiało to najrozsądniej, ale… mniej możliwe niż pierwsza opcja.
- A podjąłeś już decyzje? – Doll wyrwał mnie z zamyślenia. Zauważyłem, że prawie nie tknąłem swojego jedzenia. Nie miałem apetytu, chłopiec za to wręcz przeciwnie. Chciałem mu oddać swoją porcję, ale podziękował, twierdząc, że nie może sobie pozwolić na dodatkowe kilogramy.
- Jeszcze nie – przyznałem, prostując się na krześle i odkładając sztućce.
- Gdybym ja nie podjął właściwej decyzji, prawdopodobnie by mnie tu nie było – powiedział to z lekkim uśmiechem, w którym dostrzegłem smutek, ale także dumę. Odwzajemniłem go, posyłając mu ciepły pozytywny wyraz twarzy.
- To prawda.
Doll wykonał ważny krok w swoim życiu jeszcze w odpowiednim momencie. Dla niego jest szansa na lepsze życie. Ja uciekłem z domu zdecydowanie za późno. Może, gdybym trafił tu w wieku podobnym do niego, grałbym na scenie, jako wielka gwiazda tańcząca w ogniu, ale zamiast tego, szukałem pomocy w ujarzmieniu żywiołu. Chłopiec nie zapomina o tym, co się wydarzyło. Widzę, że korzysta z tych wspomnieć, aby stać się silniejszym. Każdego dnia obserwuje, jak Doll nie tylko rośnie zbierając dodatkowe centymetry, ale rośnie jego odwaga i duma. Nie stoi w miejscu, jak ja. Idzie na przód.
- Ja bym na twoim miejscu się zgodził na każdą pomoc – powiedział po skończonym posiłku. Spojrzałem na jego bladą twarzyczkę, która w dalszym ciągu się do mnie uśmiechała. Po chwili wstał o oznajmiając, że idzie pomóc Orionowi w jakiejś bardzo ważnej sprawie, zniknął z bufetu, pozostawiając mnie z własnymi myślami.
Może to chłopiec przeważył szalę, a może to było już ustalone z góry. Potrzebowałem pomocy, chciałem jej, a oferta zaproponowała przez The Beast’a nie wyglądała na podejrzaną, a nawet na korzystną. Mi nie zależało na występach czy popularności. Chciałem tylko podziękować cyrkowi za dom, podziękować tym wszystkim ludziom, że jeszcze się mnie nie pozbyli, karmią mnie i dają mi dach nad głową. Odwdzięczyć się mogłem tylko w jeden sposób: sprawiając, że ludzie będę szczęśliwi oglądając moje sztuczki. Moim celem było uszczęśliwianie ludzi, aby widzieli więcej dobra na świecie, niż ja kiedyś.
Ale potrzebowałem do tego pomocy.
<The Beast? Czas zawrzeć współpracę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz