Kiedy
razem z jasnowłosym stanąłem przed budką z biletami, odruchowo od
razu zacząłem biegać wzrokiem po cenniku wszelakich atrakcji,
których wokół nas było mnóstwo, a na liście wydawało się, że
jest ich dwa razy więcej niż obejmuje to mój wzrok. Byłem
zagubiony, bo nie znałem nazw połowy atrakcji i... jak zwykle,
trudno mi było dokonać wyboru.
-
Na co masz ochotę? - zapytał Midas, wybijając mnie z zamyślenia,
ale zaraz po jego słowach wróciłem do lustrowania listy. W
świadomości czasu, jaki miałem na decyzję, zacząłem się
jeszcze bardziej stresować, ale kiedy poczułem na twarzy delikatne
muśnięcia dłoni magika, odetchnąłem z ulgą i postanowiłem, że
powiem mu, jak sprawa stoi.
-
Wiesz... ja... - zacząłem się jąkać – Nie mogę się
zdecydować. Tego jest tak dużo – wskazałem na listę i miejsce
otaczające nas – Nie mogę wybrać. Połowy nazw nie znam, ale...
wszystko wydaje się być fajne i ciekawe – skończyłem na jednym
wdechu – Myślę jednak, że dla mnie klasyczna Karuzela w
zupełności wystarczy – dodałem, ponownie lustrując listę,
ale... było już za późno na zmianę decyzji skrzypka.
-
Poproszę bilety na wszystkie atrakcje – powiedział. Zapewne
zarówno ja, jak i sprzedawca w budce mieliśmy szczęki osadzone na
samej ziemi.
-
On chyba oszalał! - pomyślałem i zaraz wkroczyłem do akcji –
Midas... to za dużo – upomniałem go szeptem, na co on spojrzał
na mnie zalotnym spojrzeniem. Zaraz poczułem falę ciepła na moich
policzkach nie tylko dlatego, że spojrzenie złotookiego zupełnie
mnie onieśmieliło, ale też z tego powodu, że chciał wydać tyle
pieniędzy tylko dlatego, że nie umiałem się zdecydować.
-
Czyżbyś zapomniał, kuzynie, że jestem potwornie wręcz bogaty? -
zapytał dumnie i puścił mi oczko okiem, będącym poza zasięgiem
wzroku sprzedawcy. Spojrzałem na niego zdziwiony, bo... nie
wiedziałem, o co mu chodzi. On na ten widok uniósł oczy w górę w
błagalnym geście – O niebiosa! Jesteś u mnie z wizytą. Chcę,
abyś świetnie się bawił, drogi kuzynie. Pieniędzy mamy w brud.
Czemu mimo to chcesz na wszystkim oszczędzać? Oj... wyrośnie z
Ciebie straszny skąpiec – westchnął. Zacząłem uważniej go
obserwować, bo miałem przeczucie, że coś za bardzo bredzi, ale
kiedy dostrzegłem nikły błysk w sakiewce, do której włożył
dłoń, od razu połączyłem wszystkie fakty.
-
Cwaniak – pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie – Ech...
niech Ci będzie – westchnąłem – Za to ja Ci powiem, że z
Ciebie JUŻ jest bezmyślny rozrzutnik. Z Twoim sposobem bycia Twoja
rodzina już nie będzie miała tyle pieniędzy, co za dawnych czasów
– przestrzegłem, podłapując jego grę. On na to tylko wzruszył
ramionami, wysypał garść zamienionych w złoto krążków na blat
i odebrał cały woreczek papierków, będących zapewne biletami.
Już miałem skakać z radości, ale musiałem utrzymać swoją rolę
poważnego i skąpego młodego człowieka.
-
Trzeba żyć póki można, drogi kuzynie – pomachał mi biletami
przed twarzą. Pożegnaliśmy się ze sprzedawcą, który chyba nadal
nie za bardzo wiedział, co się przed chwilą wydarzyło, ale to już
nie był chyba nasz problem. Gdy trochę odeszliśmy i czułem, że
już mogę wypuścić na wierzch swoje ukrywane za maską bogacza
uczucia, zacząłem się śmiać. Długowłosy spojrzał na mnie lekko
zdziwiony.
-
Z czego się tak śmiejesz? - zapytał.
-
To było genialne! - odpowiedziałem i spojrzałem na niego cały w
skowronkach.
-
Heh... - podrapał się po karku lekko zakłopotany – Dziękuję –
odpowiedział.
-
Choć w sumie... - zastanowiłem się przez chwilkę – Będę się
dziwnie czuł z faktem, że za wszystko zapłaciłeś – dodałem.
Świadomość tego, że mężczyzna znów po części ratuje mnie z
opresji dawała mi dziwne przeczucie, że... nigdy nie będę w
stanie odpłacić mu się za to, co dla mnie robi – Nie wiem, jak
ja Ci się za to odwdzięczę... - szepnąłem. Tym razem spisując w
głowie plany na najbliższe fajne rzeczy, których to ja będę
fundatorem... jak na nie zapracuję, oczywiście.
-
Nie myśl o tym – nakazał magik – Mamy się razem dobrze bawić.
Możliwe, że taka okazja nie zdaży się drugi raz tak szybko. Poza
tym... myślę, że zasłużyłeś – dodał pewnym tonem – Bardzo
ciężko pracujesz i to widać po całym Tobie. Myślisz, że nie
widzę tych podźganych od igieł i pociętych od nożyczek rąk? -
zapytał i nie wiem czemu, ale poczułem się jak jakiś oszust.
Schowałem ręce do tyłu. To, co mówił złotooki było prawdą.
Czasami od długiej pracy zdążały mi się wypadki, ale byłem do
tego przyzwyczajony. Na prawdę! Czyż akrobata nie przyzwyczaja się
do skręceń i stłuczeń, których nabywa podczas treningów? Czyż
treser nie akceptuje swoich blizn od pazurów i siniaków od
kopniaków? Trzeba przyjmować wszystko, co przynosi nam nasza pasja.
Takie jest życie. Dostajemy dobre i złe wspomnienia. Od nas zależy,
jak je potraktujemy – Ed...? - spytał Midas, a ja spojrzałem na
niego. Znowu się zamyśliłem. Bardzo często to robiłem. Tyle
że... często wyglądałem przy tym bardzo smutno, bo zwykle
myślałem o ważnych i nie zbyt wesołych rzeczach, dlatego dawałem
ludziom wokół mnie fałszywe świadectwo mojego smutku. Oczywiście,
nie świadomie. Patrzyłem na długowłosego z ciekawością.
Myślałem, że chciał mi coś powiedzieć. Popatrzył na mnie
zasmucony. Znaczy się... znałem go już troszeczkę i wiedziałem,
że nie okazuje uczuć tak mocno, jak inni ludzie. Tworzył
niesamowity kontrast. Ja już umiałem mniej więcej rozpoznać z
jego szczególnej mimiki, co odczuwa, ale ktoś, kto znałby go jeden
dzień, uznałby że nie ma uczuć. Tak jak ja uznałem, gdy po
długim czasie wpadliśmy w konfrontację niewyjaśnionych uczuć.
Oczywiście, nadal był dla mnie zagadką, ale starałem się robić
wszystko, by jak najlepiej go poznać i nie krzywdzić go swoim
dziecinnym i często samolubnym myśleniem.
-
Ja nie jestem obrażony! - powiedziałem desperacko – Zamyśliłem
się po prostu... wiem, że się o mnie martwisz – zacząłem się
tłumaczyć. Było tak blisko... znów mogłem zepsuć naszą relację
– Ja jak myślę to jestem taki... poważny. Ja tak mam. Naprawdę!
- zapewniałem. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
-
Spokojnie. Wierzę Ci. Ja... i tak uważam, że powiedziałem to
troszkę za ostro. Nie chciałem. Przepraszam – powiedział
spokojnym tonem – Po prostu... uważam, że jeżeli nie chcesz
zwalniać tempa pracy to... nie zwalniaj również tempa zabawy. Baw
się. Wiem, że uwielbiasz to robić, ale próbujesz za wszelką cenę
być poważny i dorosły. Nie zmieniaj się, bo... - tu urwał, jakby
szukał słowa, które najbardziej pasowałoby do mojej osoby - ...
bo taki jesteś idealny – dodał przyciszonym głosem. Od razu
poczułem, jak moje serce próbuje wyskoczyć mi z piersi...
wyskoczyć prosto w stronę Midasa. To było... to było tak
niesamowicie miłe. Jak słyszałem takie słowa o mnie to... od razu
płakałem. Nie potrafiłem tego powstrzymać. Sam byłem wobec
siebie bardzo krytyczny. Miałem mnóstwo wad, które mogłem
zmienić, naprawić i które mi się nie podobały, a on... on mówił
o mnie, że jestem idealny, że mam się nie zmieniać. To
naprawdę... tak skrajne uczucie. Uczucie smutku z powodu tak silnej
własnej samokrytyki, a jednocześnie tak potwornie wielkie uczucie
radości i miłości wobec człowieka, który akceptuje Cię takiego,
jakim jesteś i na dodatek uważa to za perfekcję w całej swej
naturze.
-
Och, Midas... - szepnąłem i przytuliłem się do niego. Oparłem
wygodnie głowę na jego ramieniu i objąłem go czule w pasie. Zaraz
poczułem, jak jedna jego dłoń delikatnie sunie po moich plecach, a
druga głaszcze moje włosy. Czułem się w jego objęciach taki
bezpieczny i... kochany. Tak, to wspaniałe słowo! Dokładnie tak,
jak w objęciach mojej mamy. Serce tak mocno mi biło i miałem
wrażenie, że złotooki to czuje, ale i ja coś czułem. Czułem
łomotanie jego serca. Też było przyspieszone. Nie byłem sam w
swoich uczuciach. Boże... to tak niewiarygodne by z dnia na dzień z
najgorszych wrogów stać się najlepszymi przyjaciółmi, na dobre i
na złe.
Staliśmy
tak chwilę. Ludzie nas mijali i nie zwracali uwagi. Przymknąłem
oczy, czerpiąc energię z ciała przyjaciela. Czułem, że baterie
mi się ładują. To... naprawdę dziwne uczucie. Czułem podobne,
ale nigdy tak silne. Zaraz miałem ochotę bawić się, skakać i
śmiać, mimo że przed chwilą płakałem. Może to dlatego, że to
nie był płacz smutku?
-
To co? Gdzie idziemy najpierw? - szepnął mi do ucha prawie
niesłyszalnie. To był tak cudowny szept... po plecach przejechały
mi miłe dreszcze. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Midas
uwolnił mnie ze swoich objęć. Spojrzałem na niego i pomyślałem
chwilę.
-
Sam nie wiem... - odpowiedziałem – Może... losujmy z woreczka –
zaproponowałem.
-
Świetny pomysł – pochwalił mężczyzna – Losuj pierwszy –
sięgnąłem dłonią do woreczka z papierkami i pochwyciłem jeden.
Jaka była moja radość, kiedy odczytałem atrakcję.
-
Karuzela! - powiedziałem radośnie.
-
No to w drogę – powiedział Midas i ruszyliśmy na poszukiwania
karuzeli.
Nie
musieliśmy długo czekać. Wokół niej kręciło się wiele osób,
bo była w samym środku cyrku, jak to mają karuzele zazwyczaj. Była
pięknie zdobiona i oświetlona setkami kolorowych lampek. W jej
wnętrzu było mnóstwo wszelakich zwierząt, lecz i tak najwięcej
było koni. Od razu w oczy rzucił mi się ogromny koń zdecydowanie
przystosowany dla tych starszych użytkowników. Zaraz obok mnie
usiadł Midas, ale nie na koniu, lecz na tygrysie zadziwiająco
podobnym do Aurum. Tyle, że nie żywym. Zaśmiałem się.
-
Popatrz, jak nam się trafiło – powiedziałem z radością widząc
zadowolenie mężczyzny z faktu, że trafił mu się akurat tygrysek.
Spojrzałem w górę. Między dachem karuzeli były luki, przez które
widać było niebo. Co prawda mniejsze gwiazdy nie były widoczne
przez blask karuzeli, ale te większe były dobrze widoczne, a było
ich mnóstwo. Karuzela ruszyła unosząc wszystkich pasażerów na
grzbietach ich wierzchowców. To była jedna z tych karuzeli, które
oprócz obracania się, podnoszą również figurki w górę i w dół,
co dawało większe poczucie prawdziwej jazdy. Kolejnym miłym
zaskoczeniem był fakt, że wygrywana w tle muzyka nie była tą
typową wygrywaną w takich miejscach. Zastąpiła ją muzyka
klasyczna w wesołym wydźwięku. Czasami były tak skoczne kawałki,
że aż chciałoby się samemu podskakiwać na swoim rumaku. Świetnie
się bawiłem! Wiem, wiem... jestem dziecinny, że jara mnie kręcenie
się w kółko, ale... samo poczucie się przez chwilę młodszym
jest po prostu cudowne. Nie byłem stary, to fakt, ale... każdemu
człowiekowi towarzyszy takie samo uczucie o takiej samej sile.
Czasami odchylałem głowę do tyłu, by widzieć nocne niebo tak
pięknie rozgwieżdżone, a innym razem spoglądałem, jak trzyma się
mój towarzysz. Nie bawił się co prawda tak szampańsko, jak ja,
ale widziałem, że dla niego to również jest radosne przeżycie.
Niby taka zwykła karuzela, a tyle radości.
Zaraz
potem wylosowaliśmy jedną ze strzelnic, która była na jakieś
prowizoryczne wiatrówki. Mężczyzna na stoisku przywitał nas i
zachęcił do spróbowania swoich sił. Ja od razu umyłem ręce. W
strzelaniu byłem kiepski. Już prędzej we wrzucaniu czegoś do celu
dałbym radę. Długowłosy przejął więc inicjatywę. Sięgnął
po broń, ustawił ją sobie należycie między klatką piersiową, a
ramieniem i ustawił cel. Chwilę stał nieruchomo. Mężczyzna ze
stoiska wydawał się ponaglać go wzrokiem, jednak magik nie był
głupi i nie zamierzał odchodzić z pustymi łapkami. Rozległ się
pierwszy strzał. Trafiony. Potem znów chwila ciszy. W tamtym
momencie naprawdę cieszyłem się, że nie strzelałem. Widok
przestraszonego właściciela była bezcenna. Najlepiej wychodzą na
tym, aby zarobić, ale nic nie wydać, dlatego jakakolwiek strata się
dla nich liczyła, a przynajmniej ten osobnik wydawał się takim
typowym, znanym z opowieści oszustem w wesołym miasteczku. No...
może nie zaraz oszustem, co po prostu spryciarzem. Oszust
podmieniałby kulki, żeby się nie dało trafić. W końcu Midas
oddzielił wszystkich czterech poprawnych strzałów.
-
Proszę wybrać nagrodę – powiedział troszkę niechętnie
mężczyzna, ale nie miałem mu tego za złe. Taka praca.
-
Co chcesz? - zwrócił się do mnie złotooki – Wybierz, co podoba
Ci się najbardziej – spojrzałem uważnie na wszystkie wywieszone
zabawki. Było kilka ogromnych miśków, które zajmowałyby całe
łóżko. Nic jednak szczególnie mi się nie spodobało. Podszedłem
więc bliżej i dopiero wtedy zobaczyłem jeszcze jeden rządek
pluszaków wywieszonych bardzo wysoko. Uśmiechnąłem się od ucha
do ucha.
-
Ten biały tygrys jest śliczny, prawda? - wskazałem w wybrane
miejsce. Obydwaj mężczyźni zaraz tam spojrzeli.
-
Tak, istotnie. Dobry wybór – pochwalił Midas z uśmiechem.
-
I dobry wzrok – dodał mężczyzna zza lady, taszcząc drabinę,
by móc zdjąć tygrysa z wysokiej półki. Na jego słowa obydwoje
zaśmialiśmy się.
Gdy
już taszczyłem w rękach naszego nowego towarzysza, Midas wylosował
kolejną atrakcję. Skrzywił się, gdy przeczytał treść.
-
Wizyta u wróżki Melanii – wyrecytował, a ja aż podskoczyłem z
radości.
-
Super! Uwielbiam przepowiadanie przyszłości – oznajmiłem.
Długowłosy spojrzał na mnie krzywo.
-
Wierzysz w takie bzdury? - spytał z niedowierzaniem.
-
Oczywiście, że nie – zaśmiałem się – Ale to fajna zabawa.
Kto wie? Może coś się kiedyś sprawdzi. Każdy jest kowalem. To,
co da mu los, może przekształcić w piękne dzieło sztuki, w rzecz
użytkową przydatną przez całe życie lub porzucić to bez względu
na konsekwencje. Nikt nie ma zapisanego z góry do czego jest
stworzony. Najważniejsze jest czynienie dobra, nie? - spytałem, na
co mężczyzna pokiwał głową na znak aprobaty – Rozumiem, że ty
się nie skusisz? - dopytałem.
-
Nie no... nie będę psuł zabawy. W sumie... to może być nawet
zabawne – dodał – Nie wiem, jak ty, ale ja jestem głodny. Może
przed przepowiedniami, zjemy coś? - zaproponował, na co mój
brzuszek sam udzielił odpowiedzi, gdy na moją myśl o jedzeniu
wydał przeciągły jęk w formie burczenia.
-
Doskonały pomysł! - odpowiedziałem. Skierowaliśmy się więc do
najbliższej budki z jedzeniem, którą okazała się budka z
kebabem. Oczywiście Midas zamówił dla siebie chyba największego
jaki istniał, ja zaś wziąłem tego średniej wielkości i bez
mięsa. Byłem ciekawy, jak smakuje.
Zaraz
po odebraniu naszych zamówień przenieśliśmy się na obrzeża,
gdzie były rozłożone stoliki, ławki i parasole. Nam spokojnie
wystarczyła ławka. Rozsiedliśmy się na niej wygodnie i zaczęliśmy
pałaszować ciepłe przekąski.
-
Chcesz spróbować mojego? - zapytałem robiąc tylko jeden kęs –
Bez mięsa, ale jest pyszny. Ma zamiast tego jakieś kulki z kaszy i
ryżu. Mniam! - pochwaliłem.
-
To ty spróbuj mojego – powiedział Midas, więc zamieniliśmy się
na chwilę swoim jedzeniem. Pierwszy kęs jego kebaba był dla mnie
jak strzał w ryj. Wziął ostry sos.
-
Jaki ostry sos – powiedziałem przełykając. Mężczyzna spojrzał
na mnie z przerażeniem – Świetny! - dodałem – Lubię ostre
rzeczy – bez skojarzeń, proszę.
-
Twój też jest dobry. Niby to nie to samo, ale naprawdę smaczne –
pochwalił oddając mi mojego falafela, bo... tak się chyba fachowo
nazywał kebab bez mięsa.
Kiedy
już zjedliśmy i byliśmy najedzeni, postanowiliśmy chwilę
odpocząć. Oparłem się plecami o bok Midasa. Nie wyraził żadnego
sprzeciwu. Po chwili objął mnie lekko ramieniem. Tygrys był tak
wielki, że okrywał nas, jak kołderka.
-
Jak Twoja noga tak w ogóle? - zaczął, a ja przez chwilę myślałem,
że moje pyszne papu zaraz się zwróci.
-
Dobrze – odpowiedziałem – Ale nadal od czasu do czasu kuśtykam,
a co? - mężczyzna się zmieszał i nie wiedział, co odpowiedzieć.
Pomyślał chwilę i zaczął.
-
Powiedziałeś, że jesteś moim przyjacielem. To znaczy, że i ja
jestem Twoim, prawda? - pokiwałem twierdząco głową –
Akceptujesz to, że... w każdej chwili przez zupełną nieuwagę
mogę zrobić Ci krzywdę. Musisz wiedzieć, że... to naprawdę duża
odwaga, dlatego wiedz, że... ja również akceptuję Cię całego ze
wszystkim – chwilę myślałem o jego słowach. Nie wiedziałem, do
czego były mówione. Spojrzałem na niego ukradkiem i złapałem
jego wzrok na moich nogach. Zauważył to i przejechał dłonią po
moich włosach – Nie chcę abyś TO ukrywał przede mną. To nie
jest żaden powód do wstydu. Chcę, abyś wiedział, że nie będę
tego w Tobie wyśmiewał. Szanuję Cię za to, że mimo takiego
obrotu sytuacji, nadal chodzisz, pracujesz i żyjesz. Inni na Twoim
miejscu padliby i nie wstali, zrezygnowali z życia. Ty to
nazwałeś... porzuceniem bez względu na konsekwencje. Ty przekułeś
to, co dał Ci los w coś pięknego, wiesz? I... nie wstydź się
tego przede mną, dobrze? - spytał z uśmiechem na twarzy. Poczułem
napływ smutku i radości jednocześnie. Takie skrajności zawsze
wywoływały u mnie łzy, koniec końców. Odetchnąłem ciężko i
oparłem się bardziej o ciało długowłosego. Jego ramiona otuliły
mnie swoim ciepłem. Byłem kaleką i... w ciągu dnia pracy nie
myślałem o tym. Prawda była taka, że... ze złej samooceny nie
można wyjść tak łatwo i... dużo osób mówiło mi podobne
rzeczy, ale co z tego skoro wszystko może zniszczyć jedno krzywe
spojrzenie?
<
Midas? Hahaha... co powie Ci wróżka? Chciałeś na Koło Młyńskie
to prowadź! Może jeszcze jakiś Dom Strachów i lody tajskie
xDDDDDD >