31 gru 2018

Joker Queen-Madam Shyarly CD Smiley

- Mój pupil tutaj biegł, zapewne zauważył coś ciekawego. Więc przyszłam za nim. - powiedziałam do dziewczyny, głaskając kotkę. Jej mruknięcia było słychać bardzo wyraźnie. Queen jednak nie miała, zamiaru się jakkolwiek poruszyć. Było jej wygodnie, a Yoyo zaczął do niej skakać, chcąc się pobawić i zwrócić jej uwagę, gdy ten zaczął ją naśladować. To był jego sposób na wszystko w sumie.
Smiley zwróciła swoją uwagę na niego, bo gdy zwierzak podszedł do koni, ukłonił się, a następnie dostał się na sam grzbiet. Znikąd nagle pojawiły się dwa pupile. Jednym był mała suczka oraz biały lisek. Yoyo wciąż chciał, aby patrzyli.
- Yoyo chce, żebyś z nim ćwiczyła. - powiedziałam.
Mina dziewczyny była dziwna. Jakby coś chciała dodać, ale się powstrzymywała przed tym.
- Jeśli jesteś zajęta, to już pójdę. Zwierzaki są zmęczone, miłego treningu. - dodałam. Wstałam z wygodnego miejsca i wzięłam kotkę na ręce, po czym podeszłam do dziewczyny i ja wyminęłam. Wyciągnęłam dłoń, by Yoyo mógł przejść. Gdy to zrobił, ziewnął i położył główkę na kotce. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i poszłam.
Wyszłam z namiotu, kierując się do swojego wagonu. Czułam lekki wiatr, po czym ziewnęłam. Byłam zmęczona. Weszłam do swojego ciepłego gniazdka, położyłam zwierzaczki na łóżku i podeszłam do toaletki, w celu zmycia makijażu, a następnie miałam zamiar pójść wziąć kąpiel, by zaraz po niej położyć się spać.
Gdy zmywałam makijaż, zauważyłam Pik'a. Stał i się patrzył z lekkim uśmiechem. Makijaż zmyłam, przebrałam się w zwykłe ubrania. Po czym założyłam kaptur. Pik, ruszył wraz ze mną. Prawie zawsze towarzyszy mi i przy okazji zawsze rozmawialiśmy ze sobą. Bądź on mówił, a ja po prostu słuchałam.
- Miałem dziś sporo pracy, to i tak nic w porównaniu z początkiem. Smiley już poznałaś, zdolna dziewczyna. Powinienem teraz siedzieć i ogarniać resztę, jednakże nie przegapiłbym spotkania z moją ulubioną przyszywana siostrzenica. - powiedział to tak ciepło. Po czym nagle się zatrzymałam. Nie robię, tego często prawie nigdy. Pik już otwierał usta, ale je zamknął, kiedy go przytuliłam.
- Dziękuję Pik. - powiedziałam cicho. Białowłosemu, serce zaczęło nieco szybciej bić. Oderwałam się po kilku dłuższych minutach oraz po dostaniu buzi w czubek głowy na dobranoc. Uśmiechnęłam się i poszłam do łaźni.

Do swojego wagoniku, wróciłam jakoś po trzydziestu minutach, może nieco krócej. Założyłam piżamkę, tym samym ziewając. Zamknęłam drzwi na zamek i wskoczyłam powoli do łóżka, by nie zbudzić moich śpiących towarzyszy. Chciałam spać. Włączyłam przyciskiem lampki. Ułożyłam się na boku i zamknęłam oczy, przykrywając się nieco bardziej. Sen przyszedł po chwili, mogłam odpocząć następnie odpłynąć sobie.

Smiley?

Vivi CD Cal & Rose

A jednak rozgryzła sprawę z anulowaniem zdolności Zaśmiałem się cicho. Byłem prawie pewny, że po niego wróci. Tak, tak prawie... No przynajmniej powinna... Potrząsnąłem głową i pojawiłem się na kolumnie obserwując tygrysa, który zapędził księcia w ślepy zaułek. Klaszcząc w dłonie podszedłem do nich. 
- Moje gratulacje. Cóż za wspaniałe przedstawienie. Widać Rose cię opuściła. Ojej myślałem, że zostanie z tobą do śmierci. Ależ by to było romantyczne, no nie? 
Spiorunował mnie wzrokiem. 
- Nie tak się umawialiśmy podła żmijo...
- Ah no faktycznie nie. - Uśmiechnąłem się do niego milutko. - Ale nie udawaj świętego... Jakbyś ty się tej umowy trzymał. 
Przewrócił oczami.
- Miałeś mnie chronić, nawet jeśli hy to cię życie miało kosztować! Nie istotne ile mi zajmie zemsta!
Ziewnąłem widocznie znudzony.
- Uhuuum... Gdybyś ty tylko coś robił w tą stronę a nie uciekał jak tchórz.
Drgnął na te słowa, na moment widocznie tracąc maskę nie mającą wyrazu. Pokręciłem głową. 
- Mogę głośno powiedzieć, że mnie rozczarowałeś... Nawet teraz uciekasz. 
- A co mam innego zrobić?! - Głos mu się delikatnie załamał.
- Ależ naprawdę... Nie wypada tak podnosić głosu szczególnie księciu. Jednak dziś będę łaskawy i dam Ci szansę wszystko naprawić! Czyż to nie wspaniale? Wystarczy, że porzucisz ten drugo-rzędny cyrk, i zaczniesz żyć jak na księcia przystało, i dopełnisz swojej obietnicy... Nie sądzisz, że ta kobieta zasłużyła na śmierć? Przecież to ona zniszczyła twoją rodzinę. To przez nią jesteś wyrzutkiem bez imienia. Z jej powodu ciągle uciekasz? A może ty się jej po prostu boisz? Czyżbyś był niezdolny... A może jednak uważasz ją za część rodziny... Oj nie wiedziałem, że książę Tyberiasz jest tak pobłażliwy... - Zachichotałem. - Jednak jeszcze nie straciłem całej wiary w ciebie paniczu. Ufam, że wiesz co należy zrobić. - Wyciągnąłem do niego rękę. - Jestem tu po to aby Ci służyć. Będę przy tobie do końca. A więc czemu żyjesz w tej dziurze? Zasługujesz na coś o wiele lepszego... Wasza wysokość. - Ukłoniłem się.

( Caaal? Rose?)

30 gru 2018

Rose CD Queen Chie

-Ja tu jedynie spaceruję- odpowiedziałam, poprawiając fioletową grzywkę.
- Mają talent nieprawdaż?- zapytałam się, oglądając występ jednej dziewczyny z trupy. Robiła przeróżne akrobacje. Coś czego pracownicy nie potrafili, ale wyróżniali się czymś innym. Każdy jest tutaj wyjątkowy, a my to jedynie pokazujemy, by uszczęśliwić ludzi, chociaż na chwilę. Delikatnie się uśmiechnęłam i odwróciłam się w stronę dziewczyny. Ona jedynie patrzyła się w swoją komórkę i udawała, że nic nie usłyszała. Pokręciłam delikatnie głową i poszłam dalej. Urocza z niej dziewczyna, mogę to przyznać, lecz ma pewne trudności z przyswajaniem się z nowym otoczeniem. Zostawiłam ją bez żadnego pożegnania. W sumie dzisiaj są występy i zamiast otwierania mojego 'biznesu', pójdę obejrzeć choć raz w życiu występ, tylko tym razem, nie będę musiała się ubiegać o miejsce w cyrku. Do przedstawienia jeszcze daleko, dlatego ruszyłam w stronę mojego namiotu. Po chwili ponownie zobaczyłam małą dziewczynkę, która zmierzała do mojej prywatnej przestrzeni. Co ona tam robi? Natychmiastowo użyłam teleportu.
-Co ty tu robisz?- pytając się mój głos zabrzmiał agresywniej niż chciałam, przez to 'intruz' był zaskoczony.
-To twój namiot? Musiałam się pomylić...- mówiła cicho, ale udało mi się ją zrozumieć. Szybko ruszyła w stronę wyjścia. Zniknęła w kilka sekund, a jedyne co po niej pozostało to dźwięk jej urządzenia.

<Queen Chie?>

Shu⭐zo CD Lennie

Widocznie Lennie miał bardzo dobry humor. Nie wiedziałem co powiedzieć. Znaczy, nie żebym chciał dotykać jego tyłka... No bez przesady. Po prostu zatkało mnie. Nie sądziłem, że wyskoczy z takim tekstem. Myślałem, że tam wręcz zemdleje albo zrobię się czerwony, jak jakiś burak czy pomidor. Jeszcze mi się gapił centralnie w oczy. Uśmiechnąłem się niepewnie.
- Może kiedy indziej. Chodźmy lepiej.- od razu ruszyłem do wyjścia. Na zewnątrz było tak samo, jak wcześniej. Nie było się czym ekscytować.- Tooo gdzie chcesz iść?- rozejrzałem się.
- Chodźmy po prostu tędy.- ruszył przodem. Od razu bez słowa poszedłem za nim. Przez jakiś czas zwyczajnie chodziliśmy gdzieś w okolicy cyrku. Miło się chodziło, ale martwiłem się, że mogło zacząć padać. Te chmury wyglądały dość niepokojąco. Koniec z końców na naszej drodze pojawiła się jakaś stara dziwna kobieta. Wyglądała jak typowa baba Jaga z tych bajek dla dzieci. W dodatku miała dość długą krzywą laskę w ręce, a na szyi różne amulety i dziwne naszyjniki. Spodobałaby mi się jej stylizacja, gdyby była bardziej kolorowa. Już mieliśmy się z nią minąć, ale zagrodziła nam drogę.
- Młodzieńcze. Uważaj na tego wilkołaka. Mieszka w nim zła dusza.- zwróciła się do Lennie'go, a mnie o mało co tą laską nie trzasnęła.- Sprawi ci wiele kłopotów.-po tych słowach znowu zaczęła mnie atakować.- Wracaj, skąd wylazłeś!- krzyknęła, a ja o mało co nie oberwałem.
- Prze pani...- odskoczyłem do tyłu, żeby znowu nie dostać.- Nie jestem żadnym wilkołakiem. To musi być jakaś pomyłka.
Do tej kobiety jednak nic nie docierało. Zmieniłem się w pieska i schowałem się gdzieś bardziej za moim towarzyszem, który zresztą też starał się ją jakoś uspokoić. Lennie z łatwością zabrał jej laskę, a ja postanowiłem się trochę oddalić. Jednak ona nie dała tak łatwo za wygraną i rzuciła we mnie paroma kamieniami. Muszę przyznać, że miała cela. Oberwałem trzema, a jeden trafił centralnie w głowę. Odsunąłem się wtedy jeszcze bardziej od nich, skamląc cicho. Zaczęło mi się robić słabo i coraz ciemnej przed oczami. Znowu to samo...

(Lennie~?)

Vogel CD Rose

Raz jeszcze spojrzałem na trupa, który głowę skierowaną miał w stronę nieba, jak gdyby w czasie morderstwa się z tym pogodził, a ujrzenie ciemnego nieboskłonu było jego ostatnim życzeniem. Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co mogliśmy w tej sprawie zrobić, tym bardziej że Rose była cała ubrudzona, to tym bardziej podejrzenia padłyby na nas. Przeniosłem spojrzenie na nią, a ta zauważywszy to, uniosła delikatnie głowę, mówiąc tym samym, że chce wiedzieć, o czym myślę. Złapałem się za tył głowy, gdzie kilkoma ruchami pogładziłem swoje włosy.
- Wróć lepiej do swojego namiotu i tam się jakoś ogarnij. Ja pójdę powiadomić o tym Pika -chciałem jeszcze coś dodać, ale w tym momencie dziewczyna wtrąciła mi się w słowa.
- Mówisz poważnie? Przecież wina może spaść na nas, a wtedy...!
- Spokojnie, zrobię to tak, że żadne z nas na tym bardzo nie ucierpi -próbowałem ją uspokoić, co chyba mi wyszło, ponieważ już po chwili kiwnęła głową na zgodę.
Odprowadziłem ją tylko na koniec lasu. Tam rozdzieliliśmy się, ona ruszyła w stronę swojego mieszkania, ja natomiast skierowałem się do Pik'a. W drodze do przełożonego układałem w swojej głowie cały plan, przebieg naszej rozmowy oraz wymyślałem prawdopodobne pytania, jakie mógłby mi zadać. Będąc przed drzwiami do jego mieszkania, nabrałem dużo powietrza do płuc, po czym zapukałem. Stałem tak w bezruchu z dobrą chwilę, aż w końcu moim oczom ukazała się zaspana twarz szefa tego cyrku.
- Vogel? Co ty tu robisz, wiesz, która to już jest? -ziewnął przeciągle, lecz pomimo jego niechęci w głosie, wpuścił mnie do środka.
Wchodząc, powitała mnie dziwna woń, jakby wanilii. Zaciągnąłem się trochę tym zapachem, czekając przy tym na mężczyznę, który sięgnął za kubek z zimną herbatą. Upił z niej porządny łyk, lecz od razu odstawił naczynie, krzywiąc się przy tym delikatnie.
- A więc? To coś ważnego, czy tak po prostu przyszedłeś tu posiedzieć? -powiedział, poprawiając swoją szarą koszulę.
- Zdecydowanie coś ważnego -powiedziałem najpoważniej, jak tylko mogłem, chcąc zwrócić na siebie całą jego uwagę. Udało się.
Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco, lecz widząc mój wyraz twarzy, także spoważniał. Zmarszczył brwi, po czym wskazał na krzesło przed nim, sam siadając na jednym. Zrobiłem tak, jak chciał i już po chwili siedzieliśmy przed sobą. Splotłem dłonie, przewieszając je przez kolana. Właśnie wtedy cały plan tak jakby uciekł z moich myśli, a na jego miejsce wkradła się totalna pustka. Nie wiedziałem co mam zrobić, powiedzieć. Na szczęście Pik odczytał moje zakłopotanie i ponownie rozpoczął.
- Weź mi się tu nie zgrywaj, jak już mnie obudziłeś, to już mów, co masz -zaśmiał się pozornie, niewyraźnie.
Westchnąłem ciężko, przymykając przy tym oczy.
- Obiecaj tylko, że nie będziesz wszczynał żadnego alarmu... -mężczyzna kiwnął głową, a ja ciągnąłem dalej -Zarwałem dzisiaj noc i... usłyszałem coś dziwnego... -widziałem już w jego oczach, że chciał mnie skarcić, że przyszedłem do niego tylko z tak błahego powodu, dlatego nie czekając na jego reakcję, ciągnąłem dalej -Poszedłem do lasu, skąd ten dźwięk się wydobywał. Przez chwilę szukałem jego źródła i wtedy... Zobaczyłem ludzkie ciało -ostatnie słowa wypowiedziałem zachrypniętym głosem, jakby nie chciały wyjść z moich ust.
Zakryłem twarz włosami, lecz kiedy tylko spojrzałem na Pika kątem oka, ujrzałem, że był osłupiały. Po niedługiej chwili wstał, podszedł do mnie i położył swoją dłoń na mojej głowie, gdzie zaraz po tym mocno ją ścisną.
- Czy ty jesteś normalny?! Mówisz mi takie rzeczy i prosisz mnie, żebym nie alarmował o tym innych? W okolicy grasować może morderca, a ja mam to tak zostawić, by ludzie chodzili wszędzie, gdzie im się żywnie podoba?! -mówił wściekle, choć wcale nie podnosił głosu.
Po jakimś czasie puścił moją głowę i odwrócił się do mnie tyłem, krzyżując przy tym ręce. Rozmyślał. Łapiąc się za obolałą głowę, usłyszałem w końcu jego głos.
- Mówisz prawdę? -zapytał, nawet nie spojrzawszy na mnie.
- Jak mógłbym kłamać w takiej sprawie?
Pik zwrócił się do mnie bokiem, łapiąc się przy tym za podbródek. Widziałem, że sen już na dobre odszedł z jego twarzy, a w jego głowie zagościły tylko myśli na temat zbrodni, o której się właśnie dowiedział. Zacisnął zęby i podszedł do wysokiej szafy, z której wyciągnął czerwony płaszcz. Zakładając go na siebie, rozkazał mi, żebym pokazał mu zwłoki. Nie miałem innego wyjścia, zaprowadziłem go w to miejsce.
Gdy staliśmy już na martwym, Pik nadal rozmyślał. W końcu powiedział mi, abym poszedł do swojej przyczepy, a on zawiadomi policję. Wyglądało to tak, jakby o czymś wiedział, ale nie chciał, abym się o tym dowiedział. Wracając do cyrku, przez chwilę pomyślałem, że może już taka zbrodnia gdzieś się wydarzyła? Szybko jednak ten pomysł odrzuciłem. Będąc przed przyczepą, spojrzałem w kierunku namiotu Rose, z którego wydobywało się blade światło. Zdecydowałem, że zajdę do niej i powiadomię dziewczynę o wszystkim.

<Rose? Przepraszam, że takie bezsensu, ale totalnie nie miałam pomysłu cx >

29 gru 2018

Ludzie to je­dyne zwierzęta...

...które się wza­jem­nie za­bijają i upo­karzają, w imię wyimagino­wanych celów


Lennie CD Shu⭐zo

Koszmary zniknęły, wysoka gorączka także. Postał tylko suchy nieprzyjemny kaszel, który drapał w gardło i obolały zadek od ciągłego siedzenia lub leżenia. Miałem już dość, chciałem wyjść z tego namiotu. Cieszyłbym się z choroby, gdybym mógł spać, a tak nie było. Mimo, że już nie budziłem się co parę godzin przez okropny sen, to jednak nie potrafiłem zasnąć dłużej, niż na dwie godziny. To było okropne; obolały i zmęczony. A się tylko przeziębiłem! Ucieszyłem się w duchu na widok Shuzo, chociaż na mojej twarzy pojawił się tylko blady uśmiech. Gdy zaprezentował mi swoje "normalne" ubrania, uśmiechnąłem się szeroko. 
- Ładnie wyglądasz - powiedziałem zgodnie z prawdą, a na jego twarzy pojawiły się czerwonego rumieńce. Gdy otworzył usta, zapewne po to, by stwierdzić, że lepiej wygląda i czuje się w swoich normalnych ubraniach i podać powód, dla którego nie założył swych kreacji, przerwałem mu. - Naprawdę. Widząc cię w takich ubraniach poprawiłeś mi humor. Nie mam nic do twojego stylu, ale... nie pasuje jakoś do ciebie - na chwilę się zatrzymałem, a potem zaśmiałem. - No dobra, bardzo do ciebie pasuje - zmieniłem zdanie, po czym wstałem i podszedłem do niego. Byłem od niego wyższy o głowę. - Po prostu to miła odmiana widzieć cię w zwyczajnych ciuchach - stwierdziłem w końcu, wiedząc, że nie powiem tego, co chciałem. Nie potrafiłem ubrać w słowa to, że jego strój jest niecodzienny, jakby ciągle szedł do pracy w ten sposób, by nie pomyślał, że nie ma gustu. 
- Dzięki - odparł w końcu po chwili ciszy, z lekkim uśmiechem. Musiał mieć lekko zadartą głowę do góry, rzeczywiście bez butów był niższy. Spojrzałem na wyjście z namiotu. Tak bardzo chciałem wyjść...
- A może zamiast do miasta, przejdziemy się? - zaproponowałem.
- Powinieneś jeszcze odpoczywać - ostrzegł, na co pokręciłem głową.
- Mam dość tego odpoczywania - po tych słowach odwróciłem się do niego plecami i podszedłem do swojej półki, w której trzymałem ubrania. - Zimno? - po chwili namysłu Shuzo odpadł, że tak i mam się ciepło ubrać. Gdy to zrobiłem, stałem przed nim z szalikiem, czapką i grubą bluzą. Nagle chłopak wybuchnął śmiechem.
- A dół? - zapytał. Spojrzałem na swoje gołe stopy, gdzie nogi były odziane w pidżamę. Także się zaśmiałem i wróciłem, by się ubrać do końca. - Jesteś pewny, że to ci nie zaszkodzi? Za ładnej pogody to nie ma - stwierdził, ale ja pokręciłem głową. Stanąłem przed nim ubrany od stóp do głowy.
- Powiem to inaczej - zacząłem. - Cztery litery tak bardzo mi zdrętwiały, że ktoś musi mnie rozmasować, albo muszę to rozchodzić. Tak więc... co wolisz zrobić? - zapytałem wpatrując się w jego dużo oczka.

<Shuzo? Wybacz, że tak późno>

Po wielu próbach

Czas wam przedstawić niewielkie zmiany, jakie nastąpiły na blogu.

1. Wszystkie strony znajdują się na czerwonym pasku na górze bloga.
1.1. Wszystkie postacie (pracownicy, obie grupy i NPC) zostały za linkowane w jednej zakładce "Postacie";
1.2. Formularze zostały nieco przekształcone, ale tylko w wyglądzie;
1.3. Zakładka "Targ" została usunięta z tego względu, że nie jest potrzebna, a co za tym idzie: strona "Monety" także zostaje usunięta;
1.4. Formularz i Regulamin zostali odłączeni, teraz są w oddzielnych zakładkach;
1.5. Strona "Ogłoszenia | Rezerwacje | Informacje" zmieniła nazwę  "Do użytku lub nie", a link do niej został zamieszczony w kolumnie obok. Zostały tam tylko rezerwacje i osoby, które można wykorzystać, a wszelkie informacje zostały przeniesione do kolumny bocznej. 

2. Jak zostało wspomniane, informacje znajdują się w kolumnie obok pod nazwą "informacje". Niestety czcionka jest dość mała, a treść może niewyraźna, niestety jeszcze nie znalazłyśmy sposobu na zmianę. Gdyby ktoś miał problemy z rozczytaniem lub czymś podobnym, proszę się zgłosić. Może wtedy informacje te wrócą do zakładki.

3. Kod na wyjustowanie tekstu w postach nie działa, dlatego prosiłabym o to, aby każdy, kto sam dodaje opowiadania, ręcznie wyrównywał tekst.

Dziękuje za uwagę.

~~Pande i Tsuki

28 gru 2018

Rose CD Vogel

Vogel przyglądał się trupowi przez dobrą chwilę, a ja jedynie siedziałam pod drzewem przykryta jego płaszczem. Oboje się zastanawialiśmy, co zrobić z informacją o mordercy, który jest w pobliżu. Nasze życia mogą być zagrożone, ale jednak nadal jesteśmy na miejscu zbrodni. Ścisnęłam płaszcz mocniej, kuląc nogi, by oprzeć o nie twarz. Nie miałam ochoty oglądać tak makabrycznie rozwalonych zwłok. Owszem, mogłam użyć teleportacji, przy tym zostawiając chłopaka samego z tym problemem, jednak przychodząc w to miejsce, sama się prosiłam o kłopoty.
-Dziękuję- powiedziałam, ściągając narzutę, by ją potem natychmiastowo oddać. Gdy już się czułam trochę lepiej, byłam w stanie coś powiedzieć. Mimo, że stoimy tutaj kilkanaście długich minut, wypadałoby coś w końcu zrobić. Ktoś jeszcze może zobaczyć nas na miejscu zbrodni i tak, jak Vogel mnie, posądzić o zabójstwo. Nie zamierzam spędzić życia w areszcie. Moje myśli przerwał mi głos właściciela płaszcza.
-Za co?- zapytał się najwyraźniej trochę skołowany. W ogóle mu się nie dziwię.
Za to, że mnie mi zaufałeś, że ja tego nie zrobiłam, pomimo, że mało co się znamy oraz za to- odpowiedziałam, wskazując na jego odzienie, którym mnie okrył. Nie możemy tutaj być przez cały czas. Ukryć przestępstwa nie możemy, bo będziemy oskarżeni o współudział, ale bezczynni też nie możemy być.
-To co robimy?- zapytałam się, strzepując z piżamy, liście z ziemi.

<Vogel?>

26 gru 2018

Queen Chie DO Rose

Włosy falowały dookoła niej, małe promyki słońca przedostywywały się przez małe szpary namiotu i olśniewały różowe włosy. Przyglądałam się z dokładnością dziewczynie z ukrycia. Jej układ był tak dokładny i imponujący. Zaczerpnęłam inspiracje właśnie od niej na dzisiejszy występ. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwróciłam się na pięcie i po cichu chciałam opuścić swoją kryjówkę. Miałam to zrobić po cichu i tak aby nikt mnie nie zauważył. Z pierwszym udało mi się gorzej z tym drugim. Zauważyłam mnie jakaś dziewczyna. Spojrzałam się w górę gdy tylko uderzyłam głową w czyjeś nogi. Jej duże niebieskie oczy jako pierwsze rzuciły się w oczy. Najbardziej jednak jej włosy przykuły mój wzrok.
- A co ty tu robisz? - zapytała się, a ja spojrzałam na nią. Nie wiedziałam za bardzo jak mam zareagować. Gdy nagle dostałam powiadomienie na telefon z gry.
- Grałam - powiedziałam cicho, pokazując telefon w ręku.
- Dlaczego akurat tutaj? - zapytała się dziewczyna. Nie wiedziałam że będzie drążyć dalej temat.
- Bo jest spokojnie i nikt mi nie przeszkadza - powiedziałam cicho bez zająknięcia się ani bez okazywania uczuć. - A co pani tu robi? - zapytałam się chcąc coś zrobić aby tak naprawdę dziewczyna się nie zorientowała jakie były moje prawdziwe intencje ukrywania się tam.

<Rose?>

25 gru 2018

Rose CD Cal & Vivi

Nie potrafiłam zrozumieć co właśnie przed chwilą zaszło. W jednej chwili znalazłam się, w jakiś ruinach. Powoli wodziłam wzrokiem po okolicy, zastanawiając się, po co się tu znalazłam. Próbowałam użyć swej mocy, by z powrotem znaleźć się w cyrku, lecz zaczynała mnie jedynie lekko boleć głowa. Czemu moje moce tutaj nie działają? Postawiłam ruszyć się o kilka kroków w stronę tych gruzów. Patrzyłam się pod nogi. Wszędzie było pełno kamieni przez które stopy zaczynały boleć. Znienawidziłam tego pielęgniarza jeszcze mocniej. Czy ja mu coś zrobiłam?
Usłyszałam jakieś kroki dochodzące z mojej lewej strony. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam Cala biegnącego w moją stronę. Nic w tym dziwnego nie było, dopóki nie zobaczyłam gigantycznego kota. Powoli się cofałam, lecz po chwili zaczęłam biec najszybciej, jak mogłam.
Po jakimś czasie razem z chłopakiem wbiegliśmy na jakieś schody, co potem okazało się, że to nie było najlepszy pomysłem. Potwór walnął łapą i wszystkie gruzy spadły, a ja wraz z nimi. Czułam się strasznie obolała. Nie mogłam się ruszyć, ale Cal to zauważył i wziął całą uwagę monstrum na siebie, pewnie ratując mi życie. Poleżałam jeszcze przez chwilę, po czym lekko obolała ruszyłam przed siebie. Patrzyłam się za siebie, bojąc się, że znowu będę musiała uciekać. Teraz do tego zdolna nie byłam. Poprawiając fioletową grzywkę, zaczęło mnie boleć ramię. Złapałam się za to miejsce, czując coś lepkiego. Spojrzałam na dłoń i ujrzałam krew. Musiałam się nieźle walnąć. Jęknęłam z bólu, ruszając dalej. Skoro nie mogę użyć teleportu, muszę sobie sama poradzić z raną. Na szczęście zdążyłam zrobić sobie prymitywnego warkocza na której był kawałek wstążki. Rozwiązałam kokardę, by zrobić z ozdobnej tasiemki mizerny bandaż. Może nie wystarczy na cały dzień, ale z godzinę powinno wytrzymać. Owinęłam ranę najściślej, jak mogłam. Kiedy znalazłam się na jakiejś łące Czułam się, jakby energia do mnie wracała. Ulżyło mi. Z lekkim stresem użyłam teleportacji, znajdując się w swoim namiocie. Całe szczęście! Wywnioskowałam, że blokada działa tylko na określonym terenie. Wzięłam apteczkę, by przemyć ranę. Nie była głęboka, lecz nie miałam ochoty na infekcję. Kiedy kończyłam już czynność, mocno walnęłam się w czoło. Cal jeszcze tam został! Z prędkością światła opatrzyłam ranę i powróciłam tam, gdzie wszystko się zaczęło. On musi być gdzieś niedaleko.
<Cal? Vivi?>

24 gru 2018

Cal CD Rose & Vivi


- Pożałujesz tego.- warknąłem, a zdziwienie szybko zmieniło się w gniew. Nie miałem czasu, żeby z nim dyskutować. Moja moc nie działała. Jestem w totalnym bagnie. Przerośnięty kot od razu rzucił się na mnie. W ostatniej chwili zdążyłem uciec. Nie zatrzymywałem się. Ciągle biegłem przed siebie, słysząc za plecami rechot tego pomiotu szatana. Szybko też na swojej drodze spotkałem Rose. Skąd ona tutaj?! Po prostu tylko jej tu brakowało.
- Uciekaj!- krzyknąłem. Dziewczyna w momencie rzuciła się do biegu. Kot deptał nam po piętach. W ułamku sekundy skoczył i zagrodził nam drogę. Od razu zawróciłem i pobiegłem w drugą stronę, a Rose oczywiście pobiegła tuż za mną. Nie widząc innej drogi. Wbiegłem razem z nią na jakieś dość potężne stare schody. Co to były za ruiny? Jakiegoś zamku? Mega wielkiej starej willi? Jakiejś świątyni? Kot wskoczył na te schody, oczywiście je rozwalając. Dosłownie je przebił.
Stopnie pod naszymi stopami też zaczęły pękać i nagle już zsunąłem się razem z Rose prosto w dół na tego kota, którego trochę przysypały te gruzy. Byłem tak wystarczająco blisko, że udało mi się kopnąć go prosto w jedno oko. Kot wydał z siebie coś w rodzaju ryku i odskoczył w tył. Sekundę później już zobaczyłem wielką łapę, która uderzyła o gruzy centralnie koło mnie. Zdążyłem uciec do przodu, ale Rose spadła gdzieś w bok prosto z tych ruin na ziemię. Kot od razu się nią zainteresował. Z jednego oka ciekła mu krew. Porządnie mu przywaliłem. Dziewczyna podniosła się z ziemi i zaczęła się cofać, ciągle wpatrując się w kota przerażonym wzrokiem. Nie mogłem jej tak teraz zostawić. W końcu to przeze mnie jest wplątana w to wszystko. Bez zastanowienia rzuciłem w kota jednym z większych kamieni.
- Hej! Tutaj ty wredna kocia gębo!- krzyknąłem i posłałem jeszcze parę kamieni prosto w pysk przerośniętego kota. Ten od razu zwrócił na mnie uwagę. Rzuciłem się do biegu. Pchlarz zostawił Rose w spokoju i ruszył za mną. Szczerze już traciłem siły. Jeszcze w życiu tyle nie biegałem.... No może wtedy, gdy uciekałem z zamku. Szybko wślizgnąłem się do jakiejś dziury w dość grubym murze. Na chwilę zatrzymał on kota. Zdołał przez dziurę jedynie włożyć łapę. Ja w tym czasie dalej biegłem. Serce waliło mi jak oszalałe. W oddali było słychać grzmoty. Świetnie. Jeszcze mi tu burzy brakowało. Słońce zaczęło się chować za szarymi chmurami. Przedzierałem się przez zarośla. Biegłem przed siebie. Nie istotne dokąd. Byleby zwiać przez tym kotem i przeżyć. Oby Rose nic się nie stało.
(Rose? Vivi?)

23 gru 2018

Vivi CD Rose & Cal


Gdy chłopiec mnie odesłał poszedłem wrócić do swoich zajęć. Nie żeby miały mi zabrać specjalnie dużo czasu. Jednak nadal musiałem jakoś zapracować na zaufanie. Nie miałem ochoty wyzbywać się tylu ludzi naraz w przypadku gdyby coś zauważyli lub odkryli. Dopiero pod wieczór miałem trochę czasu dla siebie. Przeciągnąłem się i przybrałem cienistą formę. Bez zbędnego trudu prześlizgnąłem się to namiotu chłopca. Obserwowałem go chwilę do czasu aż nie zaczął się rozglądać widocznie zirytowany. Zniknąłem i pojawiłem w pobliżu namiotu jak jej tam było... Ach Rose... Była nawet interesująca, przynajmniej z tego względu, na Cal'a. Coś się w nim zmieniało gdy był przy niej. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na moją prezencję, możliwe, że była zbyt zmęczona. Nic zbyt ciekawego się nie działo do czasu gdy zjawił się zbyt dobrze mi znany wygnaniec.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?- zapytała widocznie zirytowana.
- Nie mogę.- odpowiedział pokazując Rose trzy karty.- Co one znaczą?
Po chwili otrzymał odpowiedź nad swoje pytanie. Dalsza rozmowa mnie już nie interesowała zostawiłem ich w spokoju. Przynajmniej na razie.
A więc cierpienie... Śmierć i miłość... Intrygujące... A może... Gdybym tylko znalazł kogoś na kim mu zależy... Z żalem stwierdziłem, że Cal przecież z nikim nie jest tak blisko. Jest oziębłym, aroganckim księciem. Może mu pomogę znaleźć drugą połowę... Zamyśliłem się. No cóż, ale jak do tego podejść? Moje uszy drgnęły. I już miałem genialny plan...
Dałem dzieciakom chwilę spokoju. Och to nie tak, że mi się znudziło potrzebowałem czasu aby wszystko przygotować.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wybiła ósma. Cóż zajęło to dłużej niż sądziłem. No, ale teraz wystarczyło zwabić głównych bohaterów na scenę. Gdy wślizgnąłem się do namiotu książątka ten jeszcze głęboko spał. Widać nocne eskapady mu nie służyły. Nachyliłem się nad nim zamyślony i chwyciłem go za nadgarstek, a moment później oboje znajdowaliśmy się w jakiś ruinach. Odsunąłem się o krok od śpiącego. A z cienia dobiegło gardłowe warczenie.
- Jeszcze nie teraz... - Ofuknąłem istotę ukrytą w cieniu.
Tym razem przeniosłem się do namiotu dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu już nie spała, a siedziała przy lustrze czesząc włosy. Stanąłem za nią.
- Wcześnie jesteś na nogach. Sądziłem, że po tym jak cię Cal obudził będziesz jeszcze głęboko spać.
Aż podskoczyła odsuwając się ode mnie.
- Co ty tu...?!
- Ach nie przejmuj się mną. - Obejrzałem paznokcie zadowolony się uśmiechając. - Ponieważ na twoim miejscu raczej zastanawiałbym się co teraz.
- Co to ma w ogóle znaczyć!? Natychmiast wyjdź.
- Złość piękności szkodzi, panienko.
I puf! Znów staliśmy w tych samych ruinach jednak, trochę dalej od miejsca gdzie leżał Cal. Dziewczyna zaskoczona się rozglądała.
- Ach prawie bym zapomniał... Musicie sobie jakoś poradzić BEZ nadprzyrodzonych zdolności. - Zachichotałem odchodząc od niej.
I teraz wszystko było gotowe. Ogromna bestia, z którą zostawiłem Tyberiasza dostała ode mnie znak do działania. I tak oto z cienia powoli wyłoniła się wielka pręgowana bestia. Ogromny kot rozglądnął się, a końcówka jego ogona niespokojnie drgała. Nagle wypatrzył Cal'a i od razu się przyczaił gotowy do skoku.
Zjawiłem się przy niczego nieświadomym chłopaczku i szturchnąłem go nogą.
- Hej... Cal... Na twoim miejscu zacząłbym biec... Jedno draśnięcie jego kłów lub pazurów i jesteś martwy. - Uśmiechnąłem się wrednie spoglądając na jego zdziwioną twarzyczkę.
Grę w kotka i myszkę czas zacząć.
(Cal? Rose?)

16 gru 2018

Shu⭐zo CD Lennie 

Cóż tu dużo mówić? Ostatnie parę dni nie różniły się za bardzo od siebie. Ciągle siedziałem u siebie albo komuś pomagałem. Miałem ręce pełne roboty. Szczerze lubię to. Dzięki pracy mam mega dużo energii i się nie nudzę. Tego ranka wstałem normalnie o ósmej. Wypiłem na szybkiego herbatkę i zabrałem się do pracy. Musiałem skończyć swoje najnowsze kreacje na te coraz chłodniejsze dni. Potem chciałem też się wybrać do miasta, ale przed tym muszę też zajrzeć do Lennie'go. Biedak już tak długo jest chory. Westchnąłem zmartwiony na samą myśl o tym. Powinno mu się już polepszać. Kto wie, może dzisiaj już stanie na równe nogi? Błagam, żeby już był zdrowy. Wiecznie nie może być chory.
Dzisiaj już darowałem sobie moje królewskie ubrania. Nie będę cudować. Nie mam ciepłych rzeczy, które określają mój styl, ale na pewno za niedługo się to zmieni. Założyłem zwykły biały sweter i szare jeansy. Plus jakieś czarne buty. Zimno mi było i na dworze z resztą też. Ciekawe, czy spadnie śnieg? Zima to taki magiczny czas. Wszystko jest białe i nastaje taka głucha cisza. Można pić cały dzień gorącą czekoladę i leżeć pod kocykiem, czytając ulubioną książkę albo iść porzucać śnieżkami, ulepić bałwana, jeździć na sankach i nartach. Dla mnie łyżwy są jednak najlepsze. Koniec z końców długo się nie zająłem pracą, tylko wyszedłem na zewnątrz. Nie widziałem ani jednej żywej duszy. W sumie, co tu się dziwić? Nikomu by się nie chciało ruszać w taki dzień. Zero słońca, tylko same szare chmury plus ten wiatr. Może sobie odpuszczę dzisiaj to miasto? Sam już nie wiem. Nie tracąc czasu, poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Szybko znalazłem się przed jego namiotem. Gdy tylko zobaczyłem, że siedzi sobie na łóżku od razu go przytuliłem.
- Hejka, Lennie. Jak się masz? - spytałem i od razu przyłożyłem rękę do jego czoła. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- O wiele lepiej.
- Jak dla mnie jesteś już zdrowy, ale i tak powinieneś jeszcze odpoczywać. Nie ma się co spieszyć. W ogóle co sądzisz?- stanąłem przed nim.- Najnormalniejsze co mam. Czuje się niższy w tych zwykłych butach, a ten sweter jest taki pusty. Jednak da się przeżyć. Poza tym chciałem się dzisiaj wybrać do miasta, ale teraz już nie wiem. Jakaś marna ta pogoda. Może pójdę innym razem.- wzruszyłem ramionami, a po chwili zwyczajnie poprawiłem rękawy swetra.

<Lennie?>

14 gru 2018

Lennie CD Yin

Na chwilę zapomniałem, co mnie spotkało w nocy. Wydawało mi się, że był to tylko okropnie zły sen, który już się więcej nie powtórzy, a co ważniejsze, nie ziści. Ale w jaki sposób mogłem mieć taki sen, skoro nie przespałem nocy? Czułem się, jakbym połknął jakieś psychotropy i wszystko, co było rzeczywistości, wydawało mi się snem. Ogarnąłem się dopiero wtedy, gdy wsadziłem głowę do lodowatej wody. Na nowo zacząłem myśleć,  kontaktować ze światem i zdałem sobie sprawę, że dzisiaj był występ. Delikatnie się uśmiechnąłem na tą myśl: nie ja występowałem, mogłem sobie odpocząć i wcale nie oglądać tego, co mają zaprezentować moi koledzy. Mógłbym wrócić do namiotu i liczyć na sen, którego tak bardzo pragnąłem. W końcu parę dni byłem chory, zrozumieliby, że znowu się źle poczułam i nie mogłem przyjść, jednak przydałoby się zobaczyć nowego magika w akcji: po części to mój rywal, z którym będę walczył o uwagę publiczności, dobrze by było znać jego możliwości, ale… dziewczyna nie będzie ode mnie silniejsza. Nawet, jeśli włada prawdziwą magią, mój kapelusz sam mógłby ją pokonać. 
O czym ja tam właściwie myślę? Koniecznie musiałem się przespać. W tym celu ruszyłem w kierunku namiotu, nie zważając na innych ani na porę dnia. Nie pofatygowałem się także oznajmić, że mnie nie będzie na występie: nie miałem sił, a każda sekunda była dla mnie ważna. Jeśli uda mi się nie obudzić do rana, będę w siódmym niebie i czuł się fantastycznie, albo tak samo. 
Nim jednak dotarłem do ukochanego materaca i poduszki, usłyszałem czyjś głos, który ewidentnie był skierowany w moją stronę. Odwróciłem się o zobaczyłam białowłosą dziewczynę, którą wczoraj poznałem i której przenosiłem pianino. Nagle wszystkie wspomnienia z lasu uderzyły we mnie z taką siłą, że prawie nie wylądowałem na ziemi. Milczałem, na nowo odtwarzając w głowie, co z nią zrobiłem. Obsypałem ją magicznym pyłkiem i sprawiłem, żeby zasnęła, niczym Piaskowy Dziadek. Nie wymazałem jej pamięci, ale czy nie wzięła tego za sen? W końcu obudziła się w swoim łóżku, może pomyślała, że to nie miało miejsca? Chciałem, aby tak było, przynajmniej w tej chwili nie chciałem poruszać tego tematu. Byłem bardzo zmęczony, nią, nim, tamtym… wszystkim, musiałem odpocząć od tego całego zamętu. 
- Cześć – odpowiedziałem w końcu, mrużąc lekko oczy, kiedy słońce na chwilę mnie poraziło. Zachwiałem się nieco, gdy przestąpiłem z nogi na nogę. Yin milczała, zapewne czekając, aż coś powiem. Czy to możliwe, że pamiętała i chciała, bym poruszył ten temat? Nie ma szans. - Idziesz na występ? - zapytałem, nie mając zamiaru mówić o wczorajszej nocy. Jej tam nie powinno być, to durny los ją tam sprowadził, by zagrać na moich nerwach. Nie dość, że przeprowadził do mnie tego szantażystę, to jeszcze sprawił, że mam drugiego świadka. Co mnie jeszcze może spotkać?
- Tak – pokiwała głową.
- To zdasz mi relacje, jak sobie poradziła pani magik – delikatnie się uśmiechnąłem.
- Nie idziesz? - pokręciłem przecząco głową.
- Chyba jeszcze nie wyzdrowiałem. Jakby się pytali, będę w namiocie – dodałem i się odwróciłem. Szybkim krokiem podążyłem do namiotu, by dziewczyna sama nie odezwała się na wczorajszy temat, a ja nie musiałbym jej wszystkiego tłumaczyć, a raczej kłamać.

<Yin? Trochę nudnawe, ale no musi iść spać xd>

11 gru 2018

Vogel CD Smiley

Na początku byłem przeciwny temu, żeby Smiley oddawała mi swój szal, lecz patrząc na jej twarz, na której gościła mina, która nie chciała nawet słyszeć o niezgodzie, wziąłem do ręki szalik i zacząłem powoli się nim owijać. Był ciepły, a do tego gruby, dlatego przywiązując go bardziej, zrobiłem wydech, zastanawiając się, dlaczego oddziałuje tak kojąco. Poprawiłem go jeszcze dwoma palcami, by niewielki kawałek materiału znalazł się na nosie, a następnie spojrzałem przed siebie, gdzie mogłem ujrzeć odlatujące stado ptaków. Niebo było już szaro-ciemne więc nie mogłem sobie pozwolić, abyśmy zostali tu dłużej. Niby z tego miejsca do cyrku prowadzi całkiem prosta ścieżka, to jednak w ciemni zawsze można się zgubić. Odwróciłem się w jej stronę i mówiąc przez bladożółty materiał szalika, wskazywałem głową w kierunku drogi powrotnej.
- Lepiej już wracajmy, jest coraz ciemniej i zimniej, nie chcę, żebyśmy się rozchorowali.
- Masz rację -przytaknęła, odwracając się do mnie -Nie chciałabym być chora przez następne kilka dni -zaśmiała się delikatnie, łącząc przy tym dłonie za plecami.
Skinąłem głową, co znaczyło, że ruszamy. Szliśmy blisko siebie w równym tempie, gdyż nie chciałem stracić jej z oczu. Kto wie, co mogłoby się tutaj czaić, a gdyby któreś z nas się zgubiło, nie byłoby już tak kolorowo. Zacisnąłem pięści, które jeszcze przed chwilą schowałem przed zimnem w kieszeniach, próbując je jakoś ocieplić, lecz ten czyn sprawiał mi tylko niewielki ból, a nie poczucie przyjemnego ciepła.
- Powiedz Vogel, masz coś na jutro w planach? -usłyszałem nagle jej głos, na co skierowałem w jej stronę wzrok. Ta natomiast rozglądała się po krzewach po swojej prawej stronie, jakby czegoś chorobliwie szukała.
- Nie, jutro akurat mam dzień wolny -odpowiedziałem powoli, intuicyjnie spoglądając w tę samą otchłań, co ona -Miałem zamiar zabrać się za małe porządki u siebie w posiadłości -ostatnie słowo wypowiedziałem z kpiną, przewracając przy tym oczy, co równało się z tym że przestałem obserwować tamten obszar.
- Posiadłość? -usłyszałem prześmiewczy ton w jej głosie.
- Posiadłość -przytaknąłem, zwieszając głowę, lecz od razu ją uniosłem do góry, spoglądając na niebo jaśniejące od kilku gwiazd, które zdołały już się ujawnić.
- Nie pomyślałabym, żeby ktoś mówił na nasze mieszkania tak, jak ty to powiedziałeś.
- Przeszkadza ci takie określenie? Mogę je zmienić na przykład na apartament, willę, zamczysko... -zacząłem wymieniać, licząc podane nazwy na palcach.
- Przestań już! -dźgnęła mnie łokciem w bok, przez co delikatnie się zgiąłem.
Już miałem coś do niej warknąć, lecz po usłyszeniu jej cichego śmiechu, od razu mi ta myśl przeszła, przez co tylko westchnąłem, na powrót się prostując.
W końcu doszliśmy do naszego obozowiska, gdzie nie było widać ani jednej żywej duszy, prócz naszej dwójki. Rozejrzałem się po placu przed nami, po czym oznajmiłem dziewczynie, że ją odprowadzę. Na początku była temu przeciwna, lecz ja się z nią nie sprzeczałem, tylko zacząłem już iść w kierunku jej namiotu, a ta nie mając innego wyjścia, podążała przy mnie. Będąc przed jej wejściem, zacząłem odwijać szalik, lecz zatrzymała mnie przed tym.
- Oddasz mi go jutro, poczekam! -mówiła z wyciągniętymi rękoma w moją stronę, jakby się broniła.
- Jeżeli tak mówisz -wyszeptałem, na powrót szczelnie związując materiał -Dobrej nocy -rzekłem głośniej i zacząłem odchodzić.
Wchodząc do przyczepy, od razu zrzuciłem z siebie wierzchnie, przemarznięte ubranie, wieszając je na krześle przy biurku. Ziewnąłem przeciągle i ruszyłem w stronę małej toaletki, w której umyłem zęby, przemyłem twarz i przejrzałem się w lustrze. Po tych czynnościach wróciłem do głównego "pokoju" i rzuciłem się na łóżko, na którym leżałem bezczynnie przez jakiś czas, aż w końcu odpłynąłem w świat snów.

<Smiley?>

9 gru 2018

Smiley CD Joker Queen-Madam Shyarly

Trening. To właśnie na tym miałam zamiar się skupić prze cały dzień. Zbliżały się święta, a wraz z nim więcej występów. Swój rozkład występów dostałam, ale go poprawiłam za zgodą Pik'a i wzięłam jeszcze więcej występów. Pik był trochę zaskoczony, ale ja nie. Nie czekając dłużej wzięłam Szkarłata, a dwójka moich pupili poszła zza mną. Przygotowałam swojego konia do treningu. Nie czekając chwili dłużej zasiadłam na jego grzbiecie.
- Yuki, Bisca możecie patrzeć ze środka, albo z boku. Tylko nie wchodźcie mi w drogę, dobrze?!  - spojrzałam się poważnie na tą dwójkę, gdyż ostatni mój trening prawie skończył się tragedią.
Ćwicząc tak już z dobre trzy godziny miałam zamiar sobie zrobić krótką przerwę tuż po przećwiczeniu ostatniego układu choreograficznego. Moja uwagę przykuły osoby, które nas zaczęły obserwować. Dziewczyny towarzysz był bardzo zabawny próbując naśladować nas. Jednak jej drugi towarzysz wyglądał na kogoś kto chce, aby zwracał na niego uwagę. Uśmiechnęłam się do tajemniczego towarzysza dziewczyny i  podeszłam do niej.
- Szkarłat odpocznij sobie - powiedziałam do konia, głaszcząc go po głowię w ramach podziękowania za bardzo dobrze wykonaną pracę. Podeszłam do dziewczyny.
- Nie strasz. Pewnego dnia, ktoś cię wystraszy tak, że padniesz. - chciałam, aby zabrzmiało to jak żart, ale nie udało mi się, toż to pech. Przedstawiła się dziewczyna z mało zachęcającym wyrazem twarzy.
- Queen co cię sprowadza to tego namiotu? - zapytałam się ponieważ zarezerwowałam go sobie na calutki dzień tylko dla siebie.

<Joker Queen?>  

8 gru 2018

Smiley CD Vogel

Ucieszyłam się gdy Vogel postanowił mi potowarzyszyć. Odprowadziłam swoje zwierzaki do namiotu przy okazji zabierając parę rękawiczek oraz szal. Jakby nie było jesień już do nas zawitała, a coraz bliższymi krokami zbliżała się zima. Nie chciałam się rozchorować jak to każdego roku było mi dane. Zazwyczaj właśnie o takiej porze roku ja leżałam w łóżku z gorączką. Idąc tuż obok Vogel'a zamyśliłam się jak on sobie poradził i jak to się stało, że stracił pamięć. Z jednej strony cieszyłam się i to bardzo, że wrócił ale z drugiej strony czułam ogromny ból, że mnie nie pamięta. Rozmyślenia zostawiłam na później i postanowiłam się cieszyć z obecnej chwili. Co jak co, ale nie chciałam, żeby chłopak się czuł niezręcznie czy coś. Wyszliśmy z lasu i skierowaliśmy się na łąkę. Tam zobaczyłam jak czarnowłosy chłopak próbuje ogrzać sobie dłonie. Chciałam mu pomóc, jednak sposób w jaki to zrobiłam był zawstydzający. Zdałam sobie z tego co dopiero sprawę po reakcji chłopaka. Na twarzach każdego z nas pojawiły się rumieńce i to nie od zimna, a od zaistniałej sytuacji.
Chcąc jak najszybciej zapomnieć o zaistniałej sytuacji, zmieniłam temat, tak samo jak i on. Weszliśmy na pagórek z którego mieliśmy wspaniały widok na zachodzące słońce.
- Ale to piękny widok... - powiedziałam szeptem pod nosem. Uśmiechnęłam się delikatnie czując jednak tym samym ból. Ten sam widok widziałam za czasów gdy byłam mała i mieszkałam w sierocińcu. Jedyna urzekająca rzecz wtedy, a dzisiaj patrząc z pagórka na zachód słońca widok był tak samo urzekający z tym, że odczuwałam trochę tęsknoty. - Miło, że mogę oglądać taki piękny widok z tobą - spojrzałam się na niego z uśmiechem.
On spojrzał się na mnie. Iskierki w jego oczach nie zmieniły się więc była jeszcze nadzieja, że kiedyś przypomni sobie o nas. - Może powinniśmy już iść do domu? - spojrzałam się na niego pytająco.
- Poczekajmy jeszcze chwilę - odpowiedział cicho. Wzięłam swój szal do rąk i owinęłam go do okoła szyi chłopaka.
- Nie ma sprawy, ale musisz przyjąć ode mnie szalik. Nie chcę żebyś się rozchorował - przykazałam mu z uśmiechem na twarzy.

<Vogel?>

Yin CD Lennie

Lekko rozchyliłam powieki i zamrugałam kilka razy. Byłam trochę zdezorientowana. Usiadłam na łóżku i chwyciłam się za głowę, usiłując zrozumieć zaistniałą sytuację. Umysł zaczął mi się rozjaśniać, powoli przypominałam sobie, co wydarzyło się w nocy. Przez chwilę byłam pewna, że miałam jedynie dziwny sen. Nowe miejsce, natłok myśli itd. Zrozumiałam, że wszystko naprawdę miało miejsce, gdy uświadomiłam sobie, że jestem ubrana w ciuchy wyjściowe. Schowałam głowę w dłoniach, aby wszystko przemyśleć. Wzięłam głęboki wdech, aby dotlenić mózg i bezdźwięcznie wypuściłam powietrze przez nos. Przecież to nie miało sensu. Rzuciłam się twarzą na poduszkę. Może nie miałam pamiętać mojego nocnego spaceru, ale coś nie wyszło i jednak wspomnienia wróciły? Po dłuższym czasie leżenia w bezruchu poszłam się ogarnąć. W szczególności upiąć włosy, bo zdążyły się rozwalić, przez co wyglądałam, jak z sianem na głowie. Dzisiaj miało odbywać się przedstawienie, na które chciałam pójść. Stwierdziłam, że warto zobaczyć innych w swoim fachu. Kiedy wracałam do przyczepy, zobaczyłam Lenniego. Szybko wskoczyłam z przypadkowy namiot, aby uniknąć spotkania z nim. Nadal miałam mętlik w głowie. Chyba nie powinnam pytać, o to, co miało miejsce, byłoby to głupie. Sama byłam sobie winna, wtrącanie się w nie swoje sprawy jest chamskie i zawsze przynosi problemy. Chłopak mógł obawiać się, że wyjawię, co widziałam, komuś innemu, ale nie zamierzałam tego robić. Po pierwsze nikogo poza nim nie znałam, a po drugie tak się najzwyczajniej nie postępuje. Będę zachowywać się tak, jakby to się nigdy nie zadziało. Jeśli Lennie zapyta? Musiałam wybadać stacje, jakoś go podejść. Jeżeli będzie myślał, że nie powinnam nic pamiętać, to udam, że nie pamiętam. Nie lubiłam kłamać, ale w tym wypadku, tak było lepiej. Mimo tego, co postanowiłam, instynktownie unikałam rudowłosego. Zamieniłam kilka słów z innymi osobami z cyrku, dzięki czemu dowiedziałam się szczegółów na temat występu. Było jeszcze trochę czasu do jego rozpoczęcia, więc postanowiłam się przejść. Zrezygnował z zagłębiania się w las, po nocnej „przygodzie”, ale zbyt mnie do niego ciągnęło, aby w ogóle się nie przejść. Wspięłam się na drzewo, zamknęłam oczy i wsłuchując się w spokojną chwilę, lekko się uśmiechnęłam. Nie do końca wiedziałam dlaczego. Wepchnęłam swój nos tam, gdzie nie powinnam, a mimo to dzień wydawał się mi lepszy od poprzednich. Po dłuższym czasie uświadomiłam sobie, że jeśli nie chcę się spóźnić na występ, to powinnam powoli wracać. Spojrzałam w górę, jakby żegnając się otoczeniem i lekko zeskoczyłam na ziemię. Przy namiotach zobaczyłam Lenniego. Nie przyglądałam się, co robił. Postanowiłam tym razem się nie chować, kiedyś musiałam z nim porozmawiać. Poszłam w jego kierunku i zanim się z nim zrównałam, powiedziałam „cześć”. Chłopak odwrócił głowę w moim kierunku. Musiałam być dla niego człowiekiem widmo, jakąś zjawą, która pojawia się znienacka. Cóż, nie musiał wiedzieć o mojej umiejętność, bądź raczej przekleństwie. Chciałam podejść rudowłosego pytaniem „jak ci minęła noc”, jednak jeżeli wiedział, że wszystko pamiętam, mogłoby być to niezręczne. W dodatku wyglądał, jakby nie spał przez ani jedną godzinę. Liczyłam, że chłopak będzie bezpośredni i powie mi, aby nikomu nie mówiła o wczorajszym (bądź nawet dzisiejszym, biorąc pod uwagę, że wszystko działo się już po północy) wydarzeniu.

<Lennie?>

4 gru 2018

Lennie CD Yin

Patrzyłem na dziewczynę, która nie wiadomo skąd przybywała i kiedy. Miałem ochotę ją udusić, już raz komuś zabrałem życie, a teraz drugą osobę narażam na jej stratę.
- Yin? - mruknąłem bardziej do siebie, dalej nie dowierzając, że nie usłyszałem jej. To, że jej nie zobaczyłem, było normalne, w końcu w środku nocy ciężko kogoś zauważyć, ale że nie wydawała żadnego dźwięku? Jestem pewien, że mnie nie śledziła, tylko pojawiła się tutaj przez przypadek. Przez bardzo okropny przypadek.
- Czyli ją znasz? - odezwał się mężczyzna. Przez chwilę korciło mnie, by pokręcić przecząco głową. Znałem ją jeden dzień, ale czy to oznaczało, że miałem jej bronić? Stanąć przed nią i osłonić własną klatą, na wypadek, gdyby on chciał się jej pozbyć? W końcu gdy robisz coś po kryjomu, nie może być żadnych świadków, nawet tych przypadkowych.
- Tak - odezwałem się w końcu, zastanawiając się, co zrobić. Wątpię, by pozwolił jej na spokojnie odejść do cyrku, w końcu mogła komuś powiedzieć, ze spotykam się z tajemniczym gościem, który na miłego nie wygląda. Wtedy mogliby pomyśleć, że knuje coś za ich plecami, a co gorsza, mogliby porównać mnie do zdrajcy, gdyby stało się komuś coś złego. Pierwszy podejrzany: ja i mój nieznajomy przyjaciel (chociaż przyjacielem go nie mogłem nazwać).
- Jeśli już chciałeś przyjść z jakąś obstawą, mogłeś wybrać kogoś... lepszego pod każdym względem - prychnął patrząc na dziewczynę. Podszedłem do niej i stanąłem obok. Nie miałem pojęcia, jak to spotkanie się zakończy; w sumie nie potrafiłem wyobrazić sobie zakończenia, nawet, gdyby przeszło ono bez żadnych problemów, więc co mam myśleć przy takim obrotu sytuacji? - No i powiedz mi, co mam teraz zrobić? Pozbyć się świadka? Jak ty... - przerwałem mu, za daleko wybrnął w osobności obcej mi jeszcze Yin. Nie znałem jej praktycznie wcale, wiedziałem tylko tyle, że nie należała do wyluzowanych i zabawnych ludzi oraz pięknie grała na fortepianie. Może jest pleciugą i wszystkich rozgada to, co mogłaby usłyszeć z ust mężczyzny? Cicha woda brzegi rwie, nie mogę jej ufać, bo wydaje się nie groźna.
- Ja się tym zajmę - powiedziałem szybko, z naciskiem na każde słowo, dając mu do zrozumienia, że ma nie kończyć zdania. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek: w końcu w tej sprawie się spotkaliśmy. Za dużo wiedział i chciał to wykorzystać, a ja jak ten posłuszny pies o swoje życie, musiałem słuchać. Odwróciłem się do Yin, która była najwyraźniej zakłopotana całą tą sytuacją. Bez przeciągania zdjąłem z głowy kapelusz, wsadziłem do niego rękę, a gdy ją wyciągnąłem, sypnąłem błękitnym proszkiem w oczy dziewczyny. Raptownie je zamknęła i zaczęła trzeć oczy. - Śpij do rana - powiedziałem cicho, a białowłosa osunęła się na ziemię, śpiąc niczym głaz. Odetchnąłem z ulgą.
- Zaczynam rozumieć, jak to zrobiłeś - zaśmiał się widocznie rozbawiony. Posłałem mu wściekłe spojrzenie, ale jego to nie ruszyło. Był niczym drzewo: twarde na zewnątrz i w środku, nie ugięte przed żadną istotą, aż nadejdzie ktoś silniejszy i go złamię. Niestety nie byłem "tym kimś".
Zaniosłem dziewczynę do cyrku, niosąc ją na plecach. Spała grzecznie niczym niemowlę, nie wydając przy tym żadnego dźwięki - dosłownie! Przestraszony musiałem sprawdzić, czy ma puls, bo miałem wrażenie, że spała snem wiecznym. Wszedłem do jej przyczepy, która na szczęście była otwarta, położyłem na łóżku i okryłem. Przez chwilę się jej przyglądałem, lekko zmarszczyłem czoło. Nachyliłem się nad jej twarzą i wpatrywałem w jej oczy. Nasłuchiwałem, ale nie potrafiłem usłyszeć nawet wypuszczanego powietrza z nosa. To było bardzo dziwne, nie wydawał z siebie żadnego dźwięku... a ja będąc pewny, że to pewnie przez późną porę zaczynam wariować, wróciłem do siebie i niestety nie przespałem ani godziny. Ciągle rozmyślałem.

<Yin?>

2 gru 2018

Lennie CD Shu⭐zo

Uśmiechnąłem się na jego słowa. Wężoszalik, ciekawe. Może kiedyś coś podobnego wyciągnę ze swego kapelusza? Szkoda, że nie mogłam z niego wyjąć lekarstwa, które pomogłoby mi w ciągu paru minut. Spojrzałem na szalik. Może bordowy nie był moim ulubionym kolorem i nie pasował do mnie tak dobrze, jak pomarańczowy, ale ucieszyłem się na jego widok, z dwóch powodów: był to prezent, a dawno takowych nie dostawałem oraz szalik bardzo mi się przyda, a tym bardziej teraz, gdy temperatura z dnia na dzień spada. W dotyku był bardzo mięciutki, od razu wsadziłem w niego twarz i przez chwilą rozkoszowałem się miękkością i świeżością.
- Dziękuje Shuzo - odezwałem się w końcu. Okręciłem szalik dwa razy wokół szyi i spojrzałem na chłopaka. - Z jakiej to okazji? - zapytałem ciekawy i nieco zdezorientowany. Może o czym zapomniałem? Urodzin i imienin na pewno nie miałem, ale może cyrk obchodzi coś w rodzaju Bożego Narodzenia, tylko w innym dniu? A może to nowe miasto narzuciło nam swoją wolę i dostosowujemy się do ich tradycji, a dzisiaj jest Dzień Prezentów? Nawet, jeśli to prawda, a ja nie jestem przygotowany, z kapelusza wyciągnę prawie wszystko w ciągu jednej chwili.
- Z żadnej - chłopak wzruszył ramionami. - Po prostu nie chce, byś się znowu przeziębił - dodał, na co się cicho zaśmiałem.
- Nie wiedziałem, że umiesz dziergać. Ja nawet z szyciem mam problemy - stwierdziłem okrywając się szczelnie kołdrą i na chwilę zamykając oczy.
- To pestka. Jako kostiumograf umiem więcej - uśmiechnąłem się, otwierając oczy i patrząc na jego przemalowane, żółte włosy. Zastanowiłem się, jakby wyglądał w brązowych, bo skoro jedna osobowość ma wąty do włosy drugiego i na odwrót, to nie lepiej pójść na kompromis i zrobić coś pomiędzy? Wiem jedno; bazowe włosy na bank będą pasować do jego uszu o tym samym kolorze, no i ogonie.
- Wiem do kogo się zwrócić, po fantastyczny kostium, który zwróci na mnie uwagę wszystkich widzów - stwierdziłem i szeroko ziewnąłem. Dzisiejszą noc przespałem jak nigdy. Żadnych koszmarów, a wręcz przeciwnie. Nim się wybudziłem, przyśnił mi się zwyczajny, zwariowany sen, w którym wspinałem się po ścianach jakiejś szkoły, by ostrzec uczniów przed zbliżającym się nauczycielem.

<Shuzo?>

Odchodzi

Dmitrij | Księgowy + nocny ochroniarz | Aseksualny (singiel) | grace_jay
0/0

#Powód: decyzja właścicielki 

29 lis 2018

Anubis CD Blue

Anubis mimo iż był tu dopiero niedawno łatwo zaczął integrować się z innymi. Niestety, ale po chwili gra zakończyła się małym nieszczęściem. Chłopak nie zdążył zatrzymać piłki i ta poleciała pod nogi pewnej niskiej panienki. Na szczęście refleks Anubisa tym razem chciał go wesprzeć i na czas złapał nieznajomą. Nie minęła chwila, a dziewczyna po prostu sprintem zniknęła w głąb drogi. Niebiesko włosy zamrugał kilka razy nie rozumiejąc sytuacji, wystraszył ją? Nie mógł jednak długo się zastanawiać, gdyż moment później poczuł jak jedna z dziewczyn przytula się do jego lewej ręki, a druga niczym prawdziwy skaner lustruje jego ciało. Poprawił włosy wzdychając i powoli zaczął iść w przód chcąc uwolnić się od natrętnych, ale ładnych pań. Ciekawość tutaj przewyższyła wszystko.
- Idę do Pik’a... – mruknął do swoich kolegów. Było to oczywiście czystym kłamstwem, to była rzadkość, aby Anubis stawił się u jego osoby.
Tak też, pod przykrywką poszedł w stronę, w którą wyparowała nieznajoma. Miał zamiar dowiedzieć się, dlaczego ją tak spłoszył. Stawiał pewnie kroki co jakiś czas się rozglądając. Dzisiaj nie było tłumów przez co łatwo było się poruszać, więc nie było problemu z nawet truchtem. Przyspieszył swój bieg i zniknął w jednym zaułku. W końcu zatrzymał się zostawiając za sobą dym piasku z drogi. Spojrzał w lewo i zauważył właśnie tą niską dziewczynę wraz z pudełkiem obok. Powoli podszedł i przykucnął do niej, nieznajoma nie spodziewała się jego obecności, więc kiedy go zauważyła z jej ust wydobył się cichy pisk zaskoczenia, a sama odskoczyła w bok. Uśmiechnął się i podrapał się po głowie, był w sumie trochę rozbawiony całą sytuacją.
- H-Hey... czemu uciekłaś? – zapytał przypatrując się niej. Wyglądała strasznie niewinnie i wydawała się przerażona samą obecnością mężczyzny.
Postanowił zrobić na kucaku kilka kroków w tył, aby nie była taka spięta, nie chciał wywoływać u innych takich emocji... w końcu był klaunem. Czekał cały czas na odpowiedź, jednak jedyne co otrzymał to długą ciszę. Opuścił głowę patrząc w ziemię. Podniósł się i złapał karton po czym całkowicie się wyprostował.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna, więc może po prostu ci pomogę... – zachichotał trochę nerwowo, w końcu całe zdarzenie wydawało się niekomfortowe.
Nieznajoma dalej w milczeniu w końcu wstała. To był krok do przodu, przynajmniej tak myślał Anubis. Zaczęli powoli kroczyć w ciszy do miejsca docelowego, chłopak zerkał co jakiś czas na idącą za nim dziewczynę. Miała bardzo ładną urodę, miło się na nią patrzyło, a sam Khole uważał, że jak na pierwsze wrażenie była urocza. Gdyby się postarał, może uda mu się z nią trochę porozmawiać.
- Jestem Khole, znany tutaj jako Anubis – powiedział w pewnym momencie chąc zacząć rozmowę.
Przez chwilę ponownie do jego uszu dotarła tylko smętna cisza, ale ku jego zaskoczeniu usłyszał jej głos!
- Blue... – wymamrotała odwracając wzrok.
To było coś pięknego, Khole w końcu doczekał się takiego zaszczytu, aby usłyszeć głos tej panienki. Zatrzymał się przez co Blue wpadła na jego plecy, natychmiast też i odskoczyła w tył. Anubis zaśmiał się krótko z tej reakcji i wkładając karton pod ramię zerknął na nią.
- Miałabyś może ochotę oprowadzić mnie po pobliskich terenach? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Jestem tu nadzwyczajnie krótko, byłem na... dwóch przedstawieniach maks, więc przydałaby mi się pomocna dłoń... – odwrócił się chcąc już ruszać dalej, ale był na tyle cierpliwy, aby poczekać na jej odpowiedź.

<Blue? :3>

27 lis 2018

Shu⭐zo CD Lennie

Ta świadomość, że Lennie jest chory i męczy się w tym łóżku. Smutno mi z tego powodu. Mam nadzieję, że zacznie mu się polepszać, a potem wyzdrowieje. Zajmowałem się nim jak mama swoim ukochanym dzieckiem. Teraz też tak było. Nie zejdę z posterunku, dopóki nie wyzdrowieje. Gdy tylko usłyszałem, jak podrywa się do góry. Od razu ruszyłem do jego namiotu. Wszedłem do środka.
- Lennie, połóż się, masz wysoką gorączkę.- odezwałem się dość stanowczym tonem. Nie chciałem mu rozkazywać, ale mogło to tak zabrzmieć. Chłopak po chwili zrobił to, co powiedziałem. Od razu poprawiłem jego koc.
- Nie martw się. Na pewno szybko wyzdrowiejesz.- uśmiechnąłem się.- Prześpij się jeszcze. To był tylko zły sen. Tutaj ci nic nie grozi.- zgarnąłem jego rude kosmyki z czoła i zmieniłem zimny okład.- Przyniósłbym ci jakiś rosołek albo chociaż coś ciepłego, ale nie sądzę, że jesteś na siłach, żeby coś zjeść. Później przyjdę z tą propozycją. Na razie śpij sobie. Odpoczynek jest bardzo ważny.- skończyłem swoją gadkę na ten temat. Szczerze za bardzo się na tym nie znam. Chłopak w odpowiedzi jedynie skinął głową. Naprawdę ma się słabo. Ledwo minęła minuta, a Lennie już zasnął. Wiem, że się powtórzę, ale serio się o niego martwię. Cicho wyszedłem na zewnątrz. Uśmiech zniknął i zostały same złe scenariusz. Hola hola. Nie nie nie. Muszę się ogarnąć. Przejdę się do pielęgniarza. W sumie głupie, że wcześniej na to nie wpadłem. Od razu tam pobiegłem. Szybko przedstawiłem sprawę z chorym magikiem. Pielęgniarz od razu się do niego wybrał. Ulżyło mi trochę. Lennie teraz jest w dobrych rękach, a ja mogłem się skupić na pracy. Ostatnio dość ją zaniedbałem. Mam dużo do roboty. Poza tym nie spełnię swoich marzeń, nic nie robiąc. Czas się wziąć bardziej za siebie.

Następnego dnia z samego rana poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Chłopak wyglądał o wiele lepiej w porównaniu do wczoraj. Jednak dalej był chory. Korzystając z okazji, że już nie spał. Szybko do niego podszedłem.
- Dzień doberek.- uśmiechnąłem się.- Zobacz, co ci wczoraj zrobiłem.- wystawiłem totalnie przed jego oczy bordowy wydziergany szalik. Nie wiem, co mnie tak wzięło na prezenty.- Robiłem go pół nocy i sądzę, że było warto. Parę razy miałem takie schizy, że to jakiś wąż.- zaśmiałem się.- Ależ ja jestem niepoważny. Pięć razy przez to z krzesła spadłem.

<Lennie?> Sory, że tak długo i że takie nudne.

Vogel CD Rose

Po raz kolejny musiałem pracować przy biurku do późnej godziny, by móc nadrobić wszystkie zaległości, które dał mi Pik, tym razem w związku z racjami jedzenia, które ostatnio zaczęło nam dziwnym sposobem ubywać. W tej sprawie zostało nawet wszczęte małe śledztwo, lecz każdy z obecnych tutaj pracowników żarliwie upierał się przy tym, że jest niewinnym. Od samego początku mówiłem, że to nie ma sensu, bo albo każdy jest niewinny, albo ktoś po prostu nie chce się przyznać. Na szczęście przestali się nad tym zastanawiać, choć usłyszałem, jak mówiąc między sobą, wspominali coś, że przez jakiś czas będą bacznie obserwować ruchy każdego. Złapałem się za skronie, odkładając przy tym okulary, które już od jakiegoś czasu zaczęły mi obciążać nos. Przeniosłem prawą dłoń na grzbiet nosa i zacząłem go delikatnie rozmasowywać, ponownie zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno nie dokonał tych kradzieży nikt z cyrku. Westchnąłem ciężko, pochylając głowę nad kartkami papieru. Za każdym razem, kiedy traci się ufność w stosunku do bliskich, czy współpracowników, obciążamy winą każdego za najmniejszą krzywdę tego świata. Uniosłem głowę i spojrzałem się w prawo, gdzie znajdywało się łóżko, lecz nie ono przyciągnęło moje spojrzenie, a zegar wiszący mad nim.
- Dwudziesta trzecia czterdzieści siedem -powiedziałem do siebie lekko ochrypniętym głosem.
Szybko odchrząknąłem kulę mieszczącą się w moim gardle, po czym wstałem z miejsca, mając zamiar pójść po szklankę wody. Podchodząc do prowizorycznej szafki, wyciągnąłem z niej przezroczystą szklankę, a następnie trzymając ją w dłoni, napełniłem ją wodą z kranu. Miałem już zacząć sączyć napój, lecz wtedy do moich uszu dobiegł zgłuszony odgłos, jakby wołanie czy krzyk. Odwróciłem głowę w kierunku drzwi, lecz kiedy niczego więcej nie usłyszałem, powróciłem do poprzedniej czynności. Zanurzyłem górną wargę w zimnej cieczy, która delikatnie łaskotała moje podniebienie, kiedy przelatywała przez jamę ustną. Będąc już w połowie, ponownie usłyszałem dziwny głos, tym razem na pewno o czymś świadczył. Zacisnąłem zęby i zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno mam wychodzić na zewnątrz, w końcu nie wiedziałem, co może czaić się za zamkniętymi drzwiami. Przymknąłem oczy i nie myśląc już więcej, szybkim krokiem podszedłem do szafy, która swoim uchwytem podtrzymywała kaptur od mojego płaszczu. Założyłem go na siebie, gdy tylko znalazłem się na dworze, gdzie od razu napotkałem zimne, choć bardzo orzeźwiające powietrze. Spojrzałem na telefon, sprawdzając raz jeszcze godzinę, po czym włączając w nim lampkę, poszedłem przed siebie. Zacząłem rozglądać się po okolicy, lecz niczego nie zauważyłem, więc chciałem już wrócić, lecz wtedy dostrzegłem w lesie jarzące się światło. Przystanąłem na chwilę, upewniając się, czy aby na pewno wzrok mnie nie myli. Rozejrzałem się dookoła siebie, próbując odnaleźć jakąś osobę, nikogo jednak ze mną nie było. Nie mając innego wyjścia, musiałem sprawdzić co się tam dzieje, wszedłem więc do lasu i idąc w kierunku powoli przybliżającego się światła, zacząłem się zastanawiać, czy może ma to związek z ostatnimi "kradzieżami".
Po kilku minutach w końcu doszedłem do miejsca zdarzenia. Zobaczyłem tam dwie osoby, jedną leżącą na ziemi, drugą klękającą przy drzewie. Wyglądały, jakby uciekały przed czymś. Wyszedłem z krzaków i już miałem zacząć się odzywać, lecz wtedy księżyc, który wyłonił się zza rozrzedzonych koron drzew, i ukazał mi niepokojącą prawdę. Na zimnej powierzchni leżał trup, a dwa metry dalej kucała dobrze znana mi osoba, Rose. Zmarszczyłem brwi, zaciskając w dłoni telefon. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Czy ona...? Mogłaby zabić? Zacisnąłem nerwowo wargi, pochylając delikatnie do przodu głowy, by wyjść na poważniejszego, niż zazwyczaj. W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, trzymając przy tym dłonie przy ustach. Trzęsła się, lecz nie było to spowodowane tylko zimnem. Odwróciłem od niej wzrok, ponownie spoglądając na leżące truchło. Był to mężczyzna, leżał na wznak z powyrywanymi organami, które wyłaniały się z rozciętego brzucha, a przynajmniej z tego, co z niego pozostało. Przytkałem prawą dłoń do ust, zastanawiając się, co tutaj zaszło.
- Vogel... -usłyszałem załamujący się głos, wydobywający się spod szlochu.
Spojrzałem w jej kierunku, choć tak naprawdę nie chciałem tego robić. Czy naprawdę ją za to obwiniam? Zapewne to właśnie robię, choć z drugiej strony moja podświadomość mówi mi coraz głośniej, że to nie może być ona, po prostu nie.
- Proszę... -usłyszałem ponownie jej głos. Opuściłem dłoń i spojrzałem się w kierunku, gdzie znajdywał się cyrk.
- To ty? -wychrypiałem, nawet na nią nie spojrzawszy.
- Co? -odezwała się, z widocznym zaskoczeniem.
W tym momencie w końcu na nią spojrzałem. Chciałem jej uwierzyć, lecz to, co tutaj widzę, wcale w tym nie pomaga. Wszystko świadczy o tym, że zrobiła to ona. A przynajmniej świadczyło, dopóki nie spojrzałem na jej zabrudzone ubrania. Jej sweter nie był splamiony krwią.
- To nie ja... -wyszeptała, po czym podpierając się ręką o drzewo, zaczęła powoli wstawać, na trzęsących się nogach -To nie ja to zrobiłam, naprawdę! Uwierz mi Vogel, to nie ja! Przyszłam tutaj niedawno i już tutaj leżał! Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam biec po pomoc... po prostu... -jej oczy ponownie zrobiły się szklane.
Wtedy przypomniałem sobie swoje własne słowa, że tracąc zaufanie do bliskiej osoby, przypisuje się jej wszystko, co złe, nawet jeżeli tego nie zrobiła. Przymknąłem oczy, po czym podszedłem do niej, przezwyciężając swoje myśli, które ciągle mówiły o jej winie. Ściągnąłem płaszcz i zarzuciłem jej na ramiona, gdyż nie miała na sobie żadnej kurtki, a wyglądała na wymarzniętą. Po tym czynie spojrzała na mnie pytająco, a ja ją zbyłem tylko cichym pomrukiem. Zwróciłem się w kierunku mężczyzny. Jeżeli to nie ona, to kto? Trup wyglądał świeżo, więc sprawca nadal mógł gdzieś tu być, co mnie martwiło.

<Rose? Oj dzieje się... od razu jakoś tak inaczej się pisze haha>

26 lis 2018

Yin CD Lennie

Magików nie bez powodu nazywa się czasem iluzjonistami, gdyż to, co nam pokazują, opiera się na dobrych sztuczkach. Gdy Lennie ruszył z kiosku w stronę cyrku bez pianina, myślałam, że coś mu się w głowie pomieszało, jednak po tym, jak znalazło się na wskazanym przeze mnie miejscu, zrozumiałam, że rudowłosy nie posługuje się iluzją, lecz posiada specjalną umiejętność. Jeszcze nie byłam pewna, na czym ona polega, ale powoli się domyślałam.
- Teraz twoja kolej - powiedział, patrząc się z zadowoleniem na moją minę.
Racja, obiecał mi pomóc, pod warunkiem, że potem zagram. Przysunęłam krzesło do pianina i powoli otwarłam klapę. Otworzyłam i zacisnęłam pięści dwa razy i wzięłam głęboki oddech. Nie robiłam tego ze stresu. Chciałam dodać sobie trochę czasu do namysłu. Nie wiedziałam jaki utwór wybrać. Mogłam postawić na coś szybkiego i trudnego, aby pokazać swoje umiejętności, z drugiej strony znałam jednak miłe dla ucha kompozycje, świetne w swej prostocie. Lepiej zaprezentować coś szybkiego, czy wręcz przeciwnie. Wyprostowałam plecy i zdecydowałam się na Westworld Theme - cover na pianino. Pierwsze spokojne dźwięki, potem zaczęły się rozkręcać. Byłam w swoim świecie, czułam muzykę, palce smagały klawisze. Po ponad dwóch minutach utwór dobiegł końca. Wybrzmiały ostatnie nuty. Wróciłam na ziemię. Odwróciłam się do Lenniego.
- Teraz jesteśmy kwita - spojrzałam na chłopaka
- Droga tu trwała dłużej - stwierdził.
- Nie było takiej umowy - pokręciłam głową.
- Cóż trudno - poszedł do drzwi - idę do siebie, do jutra, czy kiedyś - uśmiechnął się i wyszedł.
Westchnęłam, z pianinem zawsze czułam się lepiej. Zagrałam jeszcze jedną, krótką kompozycję, dla własnej przyjemności.
***
Była noc, powinnam była spać, ale nie byłam w stanie. W ciągu dnia przywitałam się z kilkoma osobami, na które się natknęłam, gdy skończyły próbę. Dużo wydarzyło się tego dnia. Leżałam i myślałam nad wszystkim i niczym, do momentu, w którym stwierdziłam, że lepiej będzie mi się gdzieś przejść, może pooglądać gwizdy. Ubrałam się i wyszłam z przyczepy. Powędrowałam do lasu. Wspięłam się na drzewo i wlepiłam swój wzrok w czarne niebo. Widok był idealny, wszystkie gwiazdy, świeciły intensywnym blaskiem. Z moich rozmyślań, wyrwał mnie odgłos kroków. Zdziwiłam się, gdyż należały do Lenniego. Dlaczego chodził po lesie o tam późnej porze? Sama siedziałam na drzewie, ale chłopak wyglądał, jakby miał coś do zrobienia. Czułam to, mimo że było ciemno i jedynie blask księżyca dostarczał szczątki światła, rozszczepionego po chłodnej okolicy. Nie lubiłam wciskać nosa w nie swoje sprawy, ale postanowiłam podążyć za magikiem. Miałam tę przewagę, że on nie mógł mnie usłyszeć. W dodatku mrok nakładał na mnie ciemną płachtę. Mimo że Lennie był czujny i wciąż oglądał się za siebie (co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zachowuje się dziwnie), nie miał szans wyczuć mojej obecności. Nim dłużej wlekłam się za rudowłosym, profilaktycznie chowając się między drzewami, tym większe było moje poczucie winy. To była jego sprawa, co robi i nic mi do tego być nie powinno. Jednak było już zbyt późno, aby przestać za nim iść. Gdzieś w oddali majaczyła się sylwetka. Z bliższej odległości nadal nie byłam w stanie zobaczyć twarzy tajemniczej, zakapturzonej osoby.
- Czego chcesz? - zapytał Lennie, jego głos wskazywał niechęć.
- Przywlokłeś kogoś za sobą - odpowiedział szorstki głos - czuję.
Przywarłam plecami mocniej do pnia drzewa, które było moją osłoną. W co ja się po raz kolejny wplątałam? Nie zaczęłam panikować, myślałam nad wyjściem z sytuacji, ale nie miałam takowego. Najniższa gałąź, na którą mogłabym się wspiąć, była zdecydowanie zbyt wysoko, a przebiegając do innego drzewa, dałabym się wykryć. Cofanie też nie wchodziło w grę. Podejrzana postać i Lennie zaczęli się do mnie zbliżać z przeciwnych stron. Rudowłosy zobaczył mnie, w tym samym momencie, co gość z kapturem. Odwróciłam głowę, patrząc się to na jednego, to na drugiego.
- Przepraszam panów - powiedziałam po chwili ciszy.

<Lennie?> Nie wiem, co się dzieje... Masz tu link do tego utworu Westworld - Main Theme (Piano Solo)

24 lis 2018

OD Queen Chie

Chłodno było i to bardzo. Nie lubiłam zimna i to bardzo. Ubrałam gruba bluzę z kapturem. Była ciepła, puchata i w dodatku przy kapturze miała królicze uszka. Musiałam dotrzeć do głównego namiotu chcąc sprawdzić czy wszystko jest przygotowane do dzisiejszego występu. Miałam zamiar wykorzystać dzisiejszą pełnię księżyca do występu Smiley. To ona dzisiaj była główna gwiazda występu. Przynajmniej tak słyszałam od Pik'a. W dodatku Blue miała dzisiaj dać swój pierwszy występ. Blue oraz Smiley przygotowały jeden wspólny występ oraz każda swój osobisty i to w dodatku z nowym układem. Po cichu już się nie mogłam doczekać. Spojrzałam się na godzinę w telefonie. Była prawie dwunasta. Czyli odpowiednia pora. Mało kto o takiej godzinie ćwiczył, więc mogłam na spokojnie sobie wszystko przygotować oraz poprawić to co złe.  Schowałem dłonie do kieszeni przedtem założyłam sobie kaptur na głowę. Rano odwiedził nas mróz, a temperaturę było można jeszcze teraz odczuć. Gdy oddychałam obłok białej chmury pojawiał się przede mną. Dotarłam do obranego celu. Weszłam po cichu do namiotu. Kaptur od bluzy był za duży i gdy opadł mi na oczy nic nie widziałam. Wpadłam na kogoś tym samym upadając na ziemię.
- Przepraszam, ja nie chciałam wpaść na ciebie - odsłoniłam swoje oczy, spojrzałam się w górę, aby zobaczyć osobę na która wpadłam.

<Ktoś?>

Lennie CD Yin

- Mogę ci pomóc - powiedziałem prostując się i lekko uśmiechając. Drzemka była świetnym pomysłem, chociaż musiałem nastawić budzik, by nie spać do wieczora lub co gorsza, do następnego dnia. - Gdzie go przenieść? - zapytałem, sądząc, że jej instrument jest w środku przyczepy.
- Tutaj. On jest w kiosku - pokiwałem powoli głową.
- To chodźmy. I tak nie mam nic lepszego do roboty - to była prawda. Byłem w tej chwili praktycznie nie potrzebny, wszyscy sobie świetnie radzili z przygotowaniami do jutrzejszego występu, a ponieważ nie występowałem, miałem dzień wolny. Oczywiście muszę obejrzeć występ magika, który mnie w tym czasie zastąpi. Miałam to być nowa dziewczyna, jej imię było zbyt długie, bym mógł je zapamiętać, dlatego porównałem je do najsilniejszej karty - Joker. Podobała mi się jej maska, ale osobiście z nią jeszcze nie rozmawiałem, przez chorobę nie miałem okazji.
- Może przyda nam się ktoś jeszcze? - machnąłem ręką i ruszyłem w kierunku miasta.
- Zapewniam, poradzę sobie - powiedziałem. Dziewczyna przez chwilę nie była przekonana i stała przy swojej przyczepie bez ruchu, ale gdy obserwowała, jak sam podążałem w stronę budynków, podbiegła, wyrównała krok i wskazała drogę.
Dotarliśmy dość szybko do kiosku. Po drodze głównie milczeliśmy, wymieniliśmy parę słów na temat jutrzejszego występu.
- Będziesz miała okazję poznać wszystkich - stwierdziłem.
- Też przyjdziesz? - pokiwałem twierdząco głową.
- Muszę obejrzeć występ magika, który mnie zastępuje.
- Zastępuje?
- Zachorowało mi się na kilka dni, a Pik stwierdził, ze to idealny moment dać się wykazać komuś innemu.
W kiosku dziewczyna od razu wskazała na swój instrument. Pianino normalnych rozmiarów, z czystymi dźwiękami, czarnym kolorem... nie będzie trudno go przenieść. Z fortepianem byłoby gorzej, musiałbym się z nim trochę posiłować.
- Przeniosę go, pod warunkiem, że potem mi coś zagrasz - odezwałem się, okrążając przedmiot. Yin przez chwilę milczała, przyglądając się pianinie, aż skinęła głową. Podeszła do niego i chwyciła za bok, ale kazałem jej go puścić. - Poradzę sobie, idź na zewnątrz - dziewczyna popatrzyła na mnie jak na idiotę i pokręciła głową. Gdy chciała coś powiedzieć, wygoniłem ją z budynku, a po paru minutach sam wyszedłem na zewnątrz. - Możemy iść - ruszyłem w kierunku cyrku. Yin stała w miejscu i mi się przyglądała.
- A pianino? - odwróciłem się do niej.
- Wszystko załatwione, no chodź - uwielbiałem miny, jakie niektórzy stroili. Wiedziałem, że dziewczyna w tej chwili pewnie bierze mnie za wariata, jakiegoś psychola, ale w rzeczywistości, byłem magikiem. Z uśmiechem kierowałem się w stronę domu, gdy Yin niepewnie szła za mną, co jakiś czas się odwracając.
- To... gdzie masz instrument? - zapytała, gdy staliśmy przed jej przyczepą. Zdjąłem teatralnie kapelusz z głowy i się ukłoniłem.
- Magik nie zdradza swych sekretów - nałożyłem kapelusz prostując się. - To gdzie go postawić? - Yin wskazała mi miejsce, a ja kazałem jej zamknąć oczy. Gdy upewniłem się, że nie podgląda, zdjąłem kapelusz i wyjąłem z niego czarny instrument. - Teraz twoja kolej - powiedziałem do niej, prezentując jej przedmiot. Zdjęła ręce z twarzy i wybałuszyła je ze zdziwienia.

<Yin? Szkoła. To wina szkoły...>

Rose CD Vogel

Od razu, jak wróciliśmy z zakupów i Vogel mnie odprowadził, walnęłam się na łóżko, przy okazji rzucając zakupami w jakiś kąt. Mimo, iż dopiero zaczęło się ściemniać, zasnęłam, nie dbając o zmianę ubrań, bądź umycie zębów. Czułam, że jakbym poszła do toalety, w trakcie upadłabym na ziemię i tak została dopóki ktoś by mnie nie obudził, ale teraz najważniejsze jest to, że mogę w spokoju zasnąć. Poprawiłam poduszkę i zamknęłam oczy, zastanawiając się, co jutro będę miała do zrobienia.
Nagle usłyszałam, jakieś krzyki dochodzące z lasu. Westchnęłam, wiedząc, że nie zasnę dopóki nie sprawdzę co się dzieje. Ziewnęłam, poprawiając się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po namiocie, by poszukać wzrokiem latarki. Było bardzo ciemno, dlatego zapaliłam lampkę, aby rozjaśnić oraz zwiększyć mój zasięg wzroku. Poprawiłam wstążkę, która służyła mi za gumkę do włosów. Nadal ten odcień fioletu mi nie odpowiadał, ale przecież i tak po paru myciach się zmyje. Zabrałam latarkę, leżącą na biurku. Ruszyłam w stronę lasu, starając się być, jak najciszej. Nie chcę nikogo obudzić. 
Po tym miejscu pełnym drzew chodziłam już dobrych kilkanaście minut. Nie wiedziałam czy idę w dobrą stronę, lecz nie traciłam nadziei. W sumie... Czemu jestem w lesie, skoro ktoś mógł się już zmyć? Walnęłam się w czoło, bo teraz to sobie uświadomiłam. Miałam już użyć swoich mocy, ale poczułam zapach krwi. Zaniepokoiłam się. Skąd się wziął ten zapach? Podążyłam za wonią, będąc zdaną tylko na mój węch. Po kilku sekundach znalazłam ciało, leżące na ziemi. Krzyknęłam. Wszędzie znajdowała się czerwona ciecz. Ciało miało rozerwany brzuch, gdzie było widać przeróżne organy. Najgorsze, że również one zostały pocięte. Nie mogłam wytrzymać... Zwymiotowałam, opierając się ręką o jedne z drzew.
<Vogel? W końcu dzieje się jakaś akcja! :P>

21 lis 2018

Vogel CD Smiley

Odprowadzałem ich wzrokiem, lecz po chwili znikli mi w tłumie pozostałych pracowników, którzy również zakończyli swój pobyt w tym miejscu. Przejechałem raz jeszcze widelcem po pozostałościach mojego posiłku, powoli kierując swój wzrok na rozpoczynającą rozmowę, Smiley.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? -zapytała, posyłając mi przy tym delikatny, aczkolwiek życzliwy uśmiech.
Mimowolnie spojrzałem na talerz pod sobą, zastanawiając się, czy nie wziąć czegoś na później, do mojej przyczepy. Mając nadal nieco opuszczoną głowę, spojrzałem na dziewczynę zza niedbale ułożonych kosmyków włosów. Musiałbym je spiąć, lecz jak na złość nie mam przy sobie żadnej spinki czy gumki.
- Możemy się przejść -powiedziałem cicho, po czym unosząc już głowę i patrząc na jej twarz, dodałem miło -Gdzie chcesz, żebyśmy się przeszli?
Różowo-włosa zaśmiała się cicho, odpowiadając krótko, że wybierzemy się tam, gdzie nas nogi poniosą. Trochę mnie ten pomysł zadziwił, ale byłem dobrej myśli, w końcu nic się nie stanie. Mimo tego, że znajdywaliśmy się w Avalon dopiero od niedawna, mieliśmy trochę czasu zapoznać się z tutejszą florą i fauną. Po dokonaniu decyzji wstaliśmy z miejsc i powoli skierowaliśmy się do wyjścia. Będąc już przy drzwiach namiotowych, o mało co nie zapomnieliśmy o naszych małych towarzyszach, które raz po raz potykały się o swoje łapy, przez co szybko zauważyliśmy, że są zmęczone. Nie poddając ich już większym katorgom, zabraliśmy je na ręce -ja małą suczkę, a Smiley białego lisa -i zanieśliśmy do namiotu niebieskookiej. Kładąc zwierzaki na łóżku dziewczyny, ta pożegnała się z nimi, natomiast ja wyszedłem już na zewnątrz. Kiedy tylko nastąpiłem na delikatnie zazielenioną ścieżkę przed wejściem do namiotu, szybko poprawiłem swój płaszcz, gdy tylko poczułem na karku zimne powietrze jesiennego wiatru. Długo jednak nie musiałem stać w miejscu, gdyż po chwili podeszła do mnie Smiley, mówiąc żywo, że możemy zacząć naszą małą przechadzkę. W odpowiedzi skinąłem głową, a następnie ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez główny plac naszego cyrku, rozglądałem się po ludziach. Pomimo narastającego chłodu, oni nadal błądzili po wydeptanych ścieżkach.
Weszliśmy do lasu, który przez to, że zbliżał się wieczór, był już dosyć ciemny w swej scenerii, a wchodząc coraz bardziej w jego głąb, było coraz gorzej z moją widocznością. Spojrzałem ukradkiem na idącą obok mnie towarzyszkę. Szła zamyślona, wpatrzona w coś przed sobą. W tym momencie zacząłem się zastanawiać na ten sam temat, co zawsze, gdy tylko się tu pojawiłem. Czy naprawdę tutaj z nimi żyłem, w tym cyrku? Pomimo tego, że znałem już odpowiedź po kilku rozmowach z Pikiem i resztą głównych cyrkowców, oraz po przeczytaniu kilku papierów, nadal mnie to zastanawiało, tym bardziej że większość i tak traktuje mnie, jak kogoś nowego, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Może pójdziemy na polanę? -jej głos oderwał mnie od rozmyśleń. Szybko spojrzałem przed siebie, a następie na nią -Jest zaraz za tym zakrętem, a że nie ma tam zbyt dużo drzew, powinno być, choć trochę jaśniej -dodała od razu, patrząc przy tym na mnie.
- Jeżeli tak mówisz -odpowiedziałem, po chwili posyłając jej delikatny uśmiech, na co ona skinęła głową.
Tak jak mówiła, za zakrętem niemalże od razu rozciągała się polana, która prowadziła do kilku wzniesień. Pomimo zmarzniętej trawy i znikomej ilości innej roślinności niż małe krzaczki czy obumarłe kwiaty, było tu naprawdę ładnie, a przede wszystkim, o wiele jaśniej, tak jak mówiła. Słońce, które jeszcze całe nie schowało się za horyzontem, dawało nam trochę światła, które drzewa z łatwością przysłaniały. Uniosłem dłonie do ust, po czym wypuściłem biały obłok, gdy oddechem spróbowałem ogrzać oziębione palce. Mój wzrok szybko zawisł na białych rękawiczkach Smiley. Przymknąłem oczy, przeklinając się przy tym w myślach, dlaczego jeszcze żadnej pary sobie nie kupiłem. Wtedy poczułem, jak coś delikatnie łapie moje wyziębione kończyny. Otworzyłem powoli oczy, zauważając przy tym Smiley, która obejmowała swoimi dłońmi, moje. Trochę się tym zdziwiłem, lecz jeszcze więcej zaskoczenia przyniosło mi to, że przyłożyła je do swoich ust i tak samo, jak ja przed chwilą, zaczęła je ogrzewać. Zawstydziłem się, a przez to, że prawie cała twarz mi zmarzła, mogłem nawet poczuć, jak policzki robią się lekko zaczerwienione. Właśnie w tym momencie spojrzała się na mnie, z jeszcze większym zakłopotaniem ode mnie.
- Dlaczego nie zabrałeś rękawiczek? -zapytała cichutko, na co ja odruchowo odwróciłem od niej spojrzenie.
- Zapomniałem kupić nową parę... -wyszeptałem, wypuszczając kolejny kłąb pary. Odchrząknąłem cicho i powoli uwolniłem ręce z jej uścisku -Dziękuję za pomoc -powiedziałem bez namysłu, układając ramie wzdłuż ciała -To, co teraz robimy? -dodałem szybko, by jakoś zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dziewczyna przytaknęła cicho, po czym odwróciła się w kierunku rozpościerającej się polany.
- Może pójdziemy na tamten pagórek -wskazała palcem w danym kierunku -z tego, co pamiętam, za tymi wzniesieniami cała ziemia idzie coraz niżej, więc powinien być ładny widok -dokończając swoje słowa, zaczęła już iść w kierunku górki.
Ruszyłem zaraz za nią, lecz nie próbowałem jej dogonić. Zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego tak swobodnie się przy mnie zachowała, tak jakby naprawdę bardzo długo mnie znała. Westchnąłem cicho, przymykając przy tym oczy.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na szczycie pagórka i tak jak mówiła Smiley, widok był naprawdę ładny. Polana, która powoli kryła się za stopniowo powiększającymi się drzewami tworzącymi niemalże rozwinięty dywan, powoli osuwała się w dół, przez co mieliśmy idealny wzgląd na zachodzące słońce, które jeszcze ostatkami sił próbowało ogrzać nasze twarze. Na sam ten widok, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie byłem nawet w stanie się pozbyć. Cieszyło mnie to. Tak po prostu.

<Smiley? Przepraszam za jakość, ale nie miałam pomysłu :,[ )

Vogel CD Rose

Zastanowiłem się chwilę, czy aby na pewno niczego więcej nie potrzebuję. W sumie niedawno co byłem w mieście po jakieś nowe rzeczy, więc nie musiałem się za czymś takim rozglądać. Chwyciłem się za podbródek, próbując sobie przypomnieć, czy mam wystarczającą ilość leków tłumiących moją alergię.
- Zastanowiłeś się już? -zapytała cicho, przyglądając się mi.
Zwróciłem twarz w jej kierunku i nadal milcząc, pokręciłem głową na znak, że niczego nie potrzebuję. Rozejrzałem się po placu, na którym staliśmy, zastanawiając się przy tym, która ze ścieżek zaprowadzi nas najszybciej do cyrku.
- Jak myślisz, którędy będzie szybciej? -powiedziałem, wskazując szybkim ruchem głowy na uliczki przed nami.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, po czym mówiąc, że druga z tych ścieżek będzie najlepszym wyjściem, ruszyła przed siebie, poprawiając przy tym torbę z butami na swoim ramieniu. Szliśmy równo, lecz nie odzywaliśmy się do siebie. Raz o raz tylko zerkałem na Rose, która wydawała się z każdym przebytym metrem być coraz to bardziej zmęczona. Zapewne wykończyło ją to chodzenie, ale nie dziwię jej się, w końcu sam powoli odczuwałem zmęczenie. Na samo to wspomnienie, zacząłem ziewać, a zaraz za mną zrobiła to Rose. Przetarła oczy i spojrzała się na mnie.
- Też jesteś zmęczony? -zagadnęła.
- Trochę tak -złapałem się za kark, zaczynając go delikatnie drapać -Takie chodzenie po sklepach zupełnie do mnie nie pasuje, nie lubię tego -westchnąłem ciężko, przymykając oczy.
- Rozumiem, przepraszam -odpowiedziała nieco ciszej, przez co znowu przeniosłem wzrok na nią.
- Niby za co przepraszasz?
- Za to, że tak cię wymęczyłam... Tak myślę -wzruszyła ramionami, raz jeszcze poprawiając torbę.
Przez chwilę patrzyłem się na nią niezrozumiale, po czym zacząłem się śmiać, przez co zwróciłem na siebie jej uwagę.
- Nie masz za co przepraszać, w końcu sam chciałem z tobą iść, nie pamiętasz?
Dziewczyna przekręciła oczami, po czym zatrzymała się przy światłach. Stanąłem zaraz obok niej, oglądając przy tym każdy przejeżdżający samochód, a przynajmniej próbowałem. Chwila nie minęła, jak wokół nas zjawiła się dość spora grupa ludzi, chcących, tak samo, jak my, przejść przez ulicę. Westchnąłem cicho i ukradkiem spojrzałem na moją towarzyszkę, która tępo patrzyła przed siebie. Ciekawe, o czym myślała? Może miała mnie już dość? Pewnie tak, w końcu za nic byłem dla niej nieuprzejmy, a do tego jeszcze się jej narzucałem. Przeczesałem włosy dłonią, gdy tylko zauważyłem, że możemy już przejść przez ulicę. Będąc już po drugiej stronie, skręciliśmy w lewo i znów szliśmy prostą drogą, jednak po kilkunastu minutach byliśmy już przy wejściu do drogi, która prowadziła do naszego cyrku. Nim jednak ruszyliśmy w dalszą drogę, niebieskooka zatrzymała się na chwilę, oglądając się za siebie.
- Coś się stało? -zagadnąłem, stając do niej bokiem.
Ta, gdy tylko usłyszała mój głos, delikatnie podskoczyła, po czym patrząc się na moją twarz, pokręciła głową.
- Nic takiego, chodźmy już lepiej -odpowiedziała ze słabym uśmiechem.
Nie rozwijając tego tematu dalej, wznowiliśmy naszą podróż. Wbrew pozorom, doszliśmy w dość krótkim czasie. Będąc na jednym z pustych placów, z którego mogliśmy zauważyć bok głównego namiotu, w którym odbywały się występy, odetchnąłem z ulgą, lecz w tym samym momencie przypomniałem sobie o pracy, którą tak po prostu sobie zostawiłem. Jęknąłem cicho. Wtedy do moich uszu doszły rozmowy zbliżających się do nas ludzi. Przywitali się z nami, lecz szybko zniknęli nam z oczu.
- Odprowadzę cię do twojego namiotu -mój ton głosu od razu wskazywał na to, że nie przyjmowałem jej odmowy, co chyba zrozumiała, ponieważ tylko skinęła głową.
Podchodząc do jej namiotu, raz jeszcze przeprosiłem ją za moje wcześniejsze zachowanie, po czym się z nią pożegnałem, idąc przy tym do swojej przyczepy. Z jednej strony miałem pracę, lecz z drugiej, miałem ogromną chęć zasnąć. Już wtedy wiedziałem, co wygra tę walkę.

<Rose? Wiem, że pisze takie nijakie opowiadania, ale nie bij, sama nie wiem dlaczego :< )

18 lis 2018

Rose CD Vogel

-W takim razie... W mieście nie mam za wiele do roboty. Zostało mi kupno nowych sportowych butów- powiedziałam, zerkając na moje poniszczone. Starałam się robić zakupy, jak najrzadziej, bo kiedyś potrafiłam wpadać w szał zakupów. W ten sposób wydawałam całe swoje kieszonkowe, a w dawnym pokoju, trzymałam masę niepotrzebnych przedmiotów.
Po chwili ruszyliśmy w stronę jakiegoś sklepu z butami. Między nami nastąpiła cisza, bo żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, bądź jak zacząć konwersacje. W sumie to mało co się znamy i nie wiemy na jakie tematy możemy pogadać. Weszliśmy do sklepu, a ja z prędkością światła znalazłam się przy obuwiu. Chłopaka zostawiłam za sobą, kompletnie zapominając o jego obecności. W oczy rzuciły mi się jedynie dwie pary i oczywiście, miałam problem z wyborem.
-Które ci się bardziej podobają?- spytałam Vogela, trzymając w dłoniach dwa ładne egzemplarze.
- Nie wiem, sama sobie wybierz- odpowiedział znudzonym głosem. Nie dziwię mu się, stanie i obserwowanie, jak zakładam, zdejmuję i oglądam botki, może być wyczerpujące, a zwłaszcza wtedy, kiedy jest się od godziny w tym samym sklepie. Po kilku bardzo długich minutach zdecydowałam się się na szare, które były wygodniejsze od tamtej pary. Poszłam do kasy, starając się, jak najszybciej załatwić tą nużącą czynność.
Oboje wyszliśmy z budynku wzbogaceni o jedną torbę z zakupami. Nie miałam ochoty na spędzanie już ani jednej chwili w mieście. Zrobiłam się zmęczona. Normalnie użyłabym teleportacji, lecz nie zamierzam zostawiać mężczyznę samego. To by było chamskie z mojej strony.
-To idziemy do cyrku czy jeszcze chcesz coś odwiedzić?- spytałam, wkładając portfelik do kieszeni.
<Vogel? Mam nadzieję, że nie zwaliłam tak bardzo>

Smiley CD Vogel

Zachowanie Vogel'a odrobinę się różniło, ale wciąż pozostawał on tym samym Vogel'em, którego znałam wcześniej. Głęboko w sercu bolało mnie serce, że nie pamięta mnie, ale byłam pozytywnie nastawiona. Nie miałam zamiaru się tym przejmować. Liczyło się obecnie to, że jest tu i teraz. A co do tego tu i teraz, to na chwilę zgubiłam go z oczu, a to wszystko przez tą dwójkę, która czasami jest utrapieniem. Ucieszyłam się, gdy zauważyłam, że Vogel nas odnalazł. Usiadł blisko mnie. Kontynuowałam rozmowę z bliźniakami. Dague się tylko przyglądał mi, a Vogel przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Dziękuję! - powiedziałam kończąc swoje jedzenie.
- Dlaczego tak mało zjadłaś? - zapytały się jednocześnie bliźniaki. Cała czwórka spojrzała się na mnie, a ja spojrzałam się na swój talerz. Może i mieli rację, że nie za dużo zjadłam, ale nie miałam za bardzo apetytu.
- Jesteś może chora? - Dague podszedł do mnie. Przyłożył swoją dłoń do mojego czoła.
- Spokojnie, nic mi nie jest - spojrzałam się na nich odrobinę poirytowana. - Czuję się lepiej, nie macie się o mnie co martwić - uśmiechnęłam się do nich, a oni wszyscy spojrzeli się na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Vogel, jeżeli zobaczysz, że coś nie tak z nią od razu nam powiedz! Wiem, że jesteś od niedawna w cyrku i nie pamiętasz nas, ale prosiłbym ciebie, abyś miał oko na naszą Smiley. Nie bez przyczyn otrzymała taki pseudonim - Dague chwycił Vogel'a za ramię, a ja się tylko przyglądałam całej tej sytuacji.
- Już skończcie! Przecież nic mi nie jest i nie będzie! - uniosłam odrobinę głos, patrząc się na cała trójkę zezłoszczona.
- No nic, my was zostawiamy! Do zobaczenia - każdy się pożegnał z nami, a ja spojrzałam na Vogel'a.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? - zapytałam się z delikatnym uśmiechem.

<Vogel?>

Yin CD Lennie

Gdy zapanowała cisza, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Chciałam się odezwać, jakoś wyratować zaistniałą sytuację, ale milczałam. Wolałam bardziej się nie pogrążać. Ulżyło mi, gdy chłopak mnie nie zwyzywał.
- Musisz mi kiedyś pokazać, co umiesz - dodał, gdy powiedziałam, czym się zajmuję.
- Jeśli pokażesz mi twoje umiejętności - stwierdziłam.
- Czemu twierdzisz, że należę do trupy cyrkowej? Mogę przecież być pracownikiem - Lennie mi się przyglądnął.
- Eee - zatkało mnie na chwilę, gdyż rola chłopaka wydała mi się oczywista. - Raczej jesteś magikiem.
- Fakt - uśmiechnął się. - Umowa stoi.
- Uh... Okej - to się wkopałam. - Wybacz za moje wcześniejsze, dziwne zachowanie, ale gdzie są wszyscy?
- Ćwiczą i przygotowują namiot do jutrzejszego występu - znów się uśmiechnął. - Jeśli chcesz jeszcze kogoś poznać, to za jakiś czas powinni skończyć.
Spuściłam głowę. Powinnam zapoznać się ze wszystkimi, ale jakoś nie bardzo mi się to uśmiechało. Słabo wychodziło mi rozpoczynanie znajomości, a przecież nie każdy mógł zachować się jak Lennie, który mimo mojego dziwnego zachowania nie zraził się do kontynuowania rozmowy. Zamyśliłam się, a gdy znów spojrzałam przed siebie, rudowłosy zniknął. Pacnęłam się ręką w czoło. Byłam, aż tak nierozgarnięta, że mój rozmówca uciekł. Jak mogłam być, aż tak nieuważna? Nigdy nie zdarzyło mi się nie usłyszeć jak ktoś odchodzi. Jednak gorsze od mojego braku skupienia było to, że ludzie wolą ode mnie uciec, niż rozmawiać. Niewiele myśląc, udałam się do swojej przyczepy, którą pokazał mi wcześniej Pik. Rzuciłam podręcznik z ciekawostkami na podłogę i dwa razy uderzyłam pięścią w ścianę, wkurzona na siebie. Oczywiście nie było słychać odgłosu ani upadającej książki, ani mojej pięści. Miałam ochotę zagrać na pianinie, ale ono zostało w kiosku. Teoretycznie powinnam sobie poradzić z przetransportowaniem go tutaj. Moje pianino miało kółka, przymocowane do podstawy, gdyż często przewoziłam go w różne miejsca, by móc dorabiać na grze. W dodatku do cyrku wcale nie było, aż tak daleko... Zdecydowałam, że jednak spróbuję poznać kilka osób należących do cyrku. Wyszłam więc z przyczepy i dodając sobie otuchy, szepnęłam do siebie „może ktoś pomoże mi z pianinem?”.
- Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam pytanie, więc odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegło. Zobaczyłam Lenniego.
- Taaa - wydłużyłam i pozbawiłam słowo „tak” ostatniej literki, zdziwiona, że widzę chłopaka. Przecież zniknął mi sprzed nosa. Popatrzyłam na niego, nie wiedziałam, czy pytać, dlaczego uciekł.

<Lennie?>