31 gru 2018
Joker Queen-Madam Shyarly CD Smiley
Vivi CD Cal & Rose
30 gru 2018
Rose CD Queen Chie
Shu⭐zo CD Lennie
Vogel CD Rose
29 gru 2018
Ludzie to jedyne zwierzęta...
...które się wzajemnie zabijają i upokarzają, w imię wyimaginowanych celów
Lennie CD Shu⭐zo
Po wielu próbach
28 gru 2018
Rose CD Vogel
-Dziękuję- powiedziałam, ściągając narzutę, by ją potem natychmiastowo oddać. Gdy już się czułam trochę lepiej, byłam w stanie coś powiedzieć. Mimo, że stoimy tutaj kilkanaście długich minut, wypadałoby coś w końcu zrobić. Ktoś jeszcze może zobaczyć nas na miejscu zbrodni i tak, jak Vogel mnie, posądzić o zabójstwo. Nie zamierzam spędzić życia w areszcie. Moje myśli przerwał mi głos właściciela płaszcza.
-Za co?- zapytał się najwyraźniej trochę skołowany. W ogóle mu się nie dziwię.
Za to, że mnie mi zaufałeś, że ja tego nie zrobiłam, pomimo, że mało co się znamy oraz za to- odpowiedziałam, wskazując na jego odzienie, którym mnie okrył. Nie możemy tutaj być przez cały czas. Ukryć przestępstwa nie możemy, bo będziemy oskarżeni o współudział, ale bezczynni też nie możemy być.
-To co robimy?- zapytałam się, strzepując z piżamy, liście z ziemi.
26 gru 2018
Queen Chie DO Rose
- A co ty tu robisz? - zapytała się, a ja spojrzałam na nią. Nie wiedziałam za bardzo jak mam zareagować. Gdy nagle dostałam powiadomienie na telefon z gry.
- Grałam - powiedziałam cicho, pokazując telefon w ręku.
- Dlaczego akurat tutaj? - zapytała się dziewczyna. Nie wiedziałam że będzie drążyć dalej temat.
- Bo jest spokojnie i nikt mi nie przeszkadza - powiedziałam cicho bez zająknięcia się ani bez okazywania uczuć. - A co pani tu robi? - zapytałam się chcąc coś zrobić aby tak naprawdę dziewczyna się nie zorientowała jakie były moje prawdziwe intencje ukrywania się tam.
25 gru 2018
Rose CD Cal & Vivi
Usłyszałam jakieś kroki dochodzące z mojej lewej strony. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam Cala biegnącego w moją stronę. Nic w tym dziwnego nie było, dopóki nie zobaczyłam gigantycznego kota. Powoli się cofałam, lecz po chwili zaczęłam biec najszybciej, jak mogłam.
Po jakimś czasie razem z chłopakiem wbiegliśmy na jakieś schody, co potem okazało się, że to nie było najlepszy pomysłem. Potwór walnął łapą i wszystkie gruzy spadły, a ja wraz z nimi. Czułam się strasznie obolała. Nie mogłam się ruszyć, ale Cal to zauważył i wziął całą uwagę monstrum na siebie, pewnie ratując mi życie. Poleżałam jeszcze przez chwilę, po czym lekko obolała ruszyłam przed siebie. Patrzyłam się za siebie, bojąc się, że znowu będę musiała uciekać. Teraz do tego zdolna nie byłam. Poprawiając fioletową grzywkę, zaczęło mnie boleć ramię. Złapałam się za to miejsce, czując coś lepkiego. Spojrzałam na dłoń i ujrzałam krew. Musiałam się nieźle walnąć. Jęknęłam z bólu, ruszając dalej. Skoro nie mogę użyć teleportu, muszę sobie sama poradzić z raną. Na szczęście zdążyłam zrobić sobie prymitywnego warkocza na której był kawałek wstążki. Rozwiązałam kokardę, by zrobić z ozdobnej tasiemki mizerny bandaż. Może nie wystarczy na cały dzień, ale z godzinę powinno wytrzymać. Owinęłam ranę najściślej, jak mogłam. Kiedy znalazłam się na jakiejś łące Czułam się, jakby energia do mnie wracała. Ulżyło mi. Z lekkim stresem użyłam teleportacji, znajdując się w swoim namiocie. Całe szczęście! Wywnioskowałam, że blokada działa tylko na określonym terenie. Wzięłam apteczkę, by przemyć ranę. Nie była głęboka, lecz nie miałam ochoty na infekcję. Kiedy kończyłam już czynność, mocno walnęłam się w czoło. Cal jeszcze tam został! Z prędkością światła opatrzyłam ranę i powróciłam tam, gdzie wszystko się zaczęło. On musi być gdzieś niedaleko.
24 gru 2018
Cal CD Rose & Vivi
- Pożałujesz tego.- warknąłem, a zdziwienie szybko zmieniło się w gniew. Nie miałem czasu, żeby z nim dyskutować. Moja moc nie działała. Jestem w totalnym bagnie. Przerośnięty kot od razu rzucił się na mnie. W ostatniej chwili zdążyłem uciec. Nie zatrzymywałem się. Ciągle biegłem przed siebie, słysząc za plecami rechot tego pomiotu szatana. Szybko też na swojej drodze spotkałem Rose. Skąd ona tutaj?! Po prostu tylko jej tu brakowało.
- Uciekaj!- krzyknąłem. Dziewczyna w momencie rzuciła się do biegu. Kot deptał nam po piętach. W ułamku sekundy skoczył i zagrodził nam drogę. Od razu zawróciłem i pobiegłem w drugą stronę, a Rose oczywiście pobiegła tuż za mną. Nie widząc innej drogi. Wbiegłem razem z nią na jakieś dość potężne stare schody. Co to były za ruiny? Jakiegoś zamku? Mega wielkiej starej willi? Jakiejś świątyni? Kot wskoczył na te schody, oczywiście je rozwalając. Dosłownie je przebił.
Stopnie pod naszymi stopami też zaczęły pękać i nagle już zsunąłem się razem z Rose prosto w dół na tego kota, którego trochę przysypały te gruzy. Byłem tak wystarczająco blisko, że udało mi się kopnąć go prosto w jedno oko. Kot wydał z siebie coś w rodzaju ryku i odskoczył w tył. Sekundę później już zobaczyłem wielką łapę, która uderzyła o gruzy centralnie koło mnie. Zdążyłem uciec do przodu, ale Rose spadła gdzieś w bok prosto z tych ruin na ziemię. Kot od razu się nią zainteresował. Z jednego oka ciekła mu krew. Porządnie mu przywaliłem. Dziewczyna podniosła się z ziemi i zaczęła się cofać, ciągle wpatrując się w kota przerażonym wzrokiem. Nie mogłem jej tak teraz zostawić. W końcu to przeze mnie jest wplątana w to wszystko. Bez zastanowienia rzuciłem w kota jednym z większych kamieni.
- Hej! Tutaj ty wredna kocia gębo!- krzyknąłem i posłałem jeszcze parę kamieni prosto w pysk przerośniętego kota. Ten od razu zwrócił na mnie uwagę. Rzuciłem się do biegu. Pchlarz zostawił Rose w spokoju i ruszył za mną. Szczerze już traciłem siły. Jeszcze w życiu tyle nie biegałem.... No może wtedy, gdy uciekałem z zamku. Szybko wślizgnąłem się do jakiejś dziury w dość grubym murze. Na chwilę zatrzymał on kota. Zdołał przez dziurę jedynie włożyć łapę. Ja w tym czasie dalej biegłem. Serce waliło mi jak oszalałe. W oddali było słychać grzmoty. Świetnie. Jeszcze mi tu burzy brakowało. Słońce zaczęło się chować za szarymi chmurami. Przedzierałem się przez zarośla. Biegłem przed siebie. Nie istotne dokąd. Byleby zwiać przez tym kotem i przeżyć. Oby Rose nic się nie stało.
23 gru 2018
Vivi CD Rose & Cal
Gdy chłopiec mnie odesłał poszedłem wrócić do swoich zajęć. Nie żeby miały mi zabrać specjalnie dużo czasu. Jednak nadal musiałem jakoś zapracować na zaufanie. Nie miałem ochoty wyzbywać się tylu ludzi naraz w przypadku gdyby coś zauważyli lub odkryli. Dopiero pod wieczór miałem trochę czasu dla siebie. Przeciągnąłem się i przybrałem cienistą formę. Bez zbędnego trudu prześlizgnąłem się to namiotu chłopca. Obserwowałem go chwilę do czasu aż nie zaczął się rozglądać widocznie zirytowany. Zniknąłem i pojawiłem w pobliżu namiotu jak jej tam było... Ach Rose... Była nawet interesująca, przynajmniej z tego względu, na Cal'a. Coś się w nim zmieniało gdy był przy niej. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na moją prezencję, możliwe, że była zbyt zmęczona. Nic zbyt ciekawego się nie działo do czasu gdy zjawił się zbyt dobrze mi znany wygnaniec.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?- zapytała widocznie zirytowana.
- Nie mogę.- odpowiedział pokazując Rose trzy karty.- Co one znaczą?
Po chwili otrzymał odpowiedź nad swoje pytanie. Dalsza rozmowa mnie już nie interesowała zostawiłem ich w spokoju. Przynajmniej na razie.
A więc cierpienie... Śmierć i miłość... Intrygujące... A może... Gdybym tylko znalazł kogoś na kim mu zależy... Z żalem stwierdziłem, że Cal przecież z nikim nie jest tak blisko. Jest oziębłym, aroganckim księciem. Może mu pomogę znaleźć drugą połowę... Zamyśliłem się. No cóż, ale jak do tego podejść? Moje uszy drgnęły. I już miałem genialny plan...
Dałem dzieciakom chwilę spokoju. Och to nie tak, że mi się znudziło potrzebowałem czasu aby wszystko przygotować.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wybiła ósma. Cóż zajęło to dłużej niż sądziłem. No, ale teraz wystarczyło zwabić głównych bohaterów na scenę. Gdy wślizgnąłem się do namiotu książątka ten jeszcze głęboko spał. Widać nocne eskapady mu nie służyły. Nachyliłem się nad nim zamyślony i chwyciłem go za nadgarstek, a moment później oboje znajdowaliśmy się w jakiś ruinach. Odsunąłem się o krok od śpiącego. A z cienia dobiegło gardłowe warczenie.
- Jeszcze nie teraz... - Ofuknąłem istotę ukrytą w cieniu.
Tym razem przeniosłem się do namiotu dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu już nie spała, a siedziała przy lustrze czesząc włosy. Stanąłem za nią.
- Wcześnie jesteś na nogach. Sądziłem, że po tym jak cię Cal obudził będziesz jeszcze głęboko spać.
Aż podskoczyła odsuwając się ode mnie.
- Co ty tu...?!
- Ach nie przejmuj się mną. - Obejrzałem paznokcie zadowolony się uśmiechając. - Ponieważ na twoim miejscu raczej zastanawiałbym się co teraz.
- Co to ma w ogóle znaczyć!? Natychmiast wyjdź.
- Złość piękności szkodzi, panienko.
I puf! Znów staliśmy w tych samych ruinach jednak, trochę dalej od miejsca gdzie leżał Cal. Dziewczyna zaskoczona się rozglądała.
- Ach prawie bym zapomniał... Musicie sobie jakoś poradzić BEZ nadprzyrodzonych zdolności. - Zachichotałem odchodząc od niej.
I teraz wszystko było gotowe. Ogromna bestia, z którą zostawiłem Tyberiasza dostała ode mnie znak do działania. I tak oto z cienia powoli wyłoniła się wielka pręgowana bestia. Ogromny kot rozglądnął się, a końcówka jego ogona niespokojnie drgała. Nagle wypatrzył Cal'a i od razu się przyczaił gotowy do skoku.
Zjawiłem się przy niczego nieświadomym chłopaczku i szturchnąłem go nogą.
- Hej... Cal... Na twoim miejscu zacząłbym biec... Jedno draśnięcie jego kłów lub pazurów i jesteś martwy. - Uśmiechnąłem się wrednie spoglądając na jego zdziwioną twarzyczkę.
Grę w kotka i myszkę czas zacząć.
16 gru 2018
Shu⭐zo CD Lennie
Cóż tu dużo mówić? Ostatnie parę dni nie różniły się za bardzo od siebie. Ciągle siedziałem u siebie albo komuś pomagałem. Miałem ręce pełne roboty. Szczerze lubię to. Dzięki pracy mam mega dużo energii i się nie nudzę. Tego ranka wstałem normalnie o ósmej. Wypiłem na szybkiego herbatkę i zabrałem się do pracy. Musiałem skończyć swoje najnowsze kreacje na te coraz chłodniejsze dni. Potem chciałem też się wybrać do miasta, ale przed tym muszę też zajrzeć do Lennie'go. Biedak już tak długo jest chory. Westchnąłem zmartwiony na samą myśl o tym. Powinno mu się już polepszać. Kto wie, może dzisiaj już stanie na równe nogi? Błagam, żeby już był zdrowy. Wiecznie nie może być chory.
Dzisiaj już darowałem sobie moje królewskie ubrania. Nie będę cudować. Nie mam ciepłych rzeczy, które określają mój styl, ale na pewno za niedługo się to zmieni. Założyłem zwykły biały sweter i szare jeansy. Plus jakieś czarne buty. Zimno mi było i na dworze z resztą też. Ciekawe, czy spadnie śnieg? Zima to taki magiczny czas. Wszystko jest białe i nastaje taka głucha cisza. Można pić cały dzień gorącą czekoladę i leżeć pod kocykiem, czytając ulubioną książkę albo iść porzucać śnieżkami, ulepić bałwana, jeździć na sankach i nartach. Dla mnie łyżwy są jednak najlepsze. Koniec z końców długo się nie zająłem pracą, tylko wyszedłem na zewnątrz. Nie widziałem ani jednej żywej duszy. W sumie, co tu się dziwić? Nikomu by się nie chciało ruszać w taki dzień. Zero słońca, tylko same szare chmury plus ten wiatr. Może sobie odpuszczę dzisiaj to miasto? Sam już nie wiem. Nie tracąc czasu, poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Szybko znalazłem się przed jego namiotem. Gdy tylko zobaczyłem, że siedzi sobie na łóżku od razu go przytuliłem.
- Hejka, Lennie. Jak się masz? - spytałem i od razu przyłożyłem rękę do jego czoła. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- O wiele lepiej.
- Jak dla mnie jesteś już zdrowy, ale i tak powinieneś jeszcze odpoczywać. Nie ma się co spieszyć. W ogóle co sądzisz?- stanąłem przed nim.- Najnormalniejsze co mam. Czuje się niższy w tych zwykłych butach, a ten sweter jest taki pusty. Jednak da się przeżyć. Poza tym chciałem się dzisiaj wybrać do miasta, ale teraz już nie wiem. Jakaś marna ta pogoda. Może pójdę innym razem.- wzruszyłem ramionami, a po chwili zwyczajnie poprawiłem rękawy swetra.
<Lennie?>
14 gru 2018
Lennie CD Yin
11 gru 2018
Vogel CD Smiley
- Lepiej już wracajmy, jest coraz ciemniej i zimniej, nie chcę, żebyśmy się rozchorowali.
- Masz rację -przytaknęła, odwracając się do mnie -Nie chciałabym być chora przez następne kilka dni -zaśmiała się delikatnie, łącząc przy tym dłonie za plecami.
Skinąłem głową, co znaczyło, że ruszamy. Szliśmy blisko siebie w równym tempie, gdyż nie chciałem stracić jej z oczu. Kto wie, co mogłoby się tutaj czaić, a gdyby któreś z nas się zgubiło, nie byłoby już tak kolorowo. Zacisnąłem pięści, które jeszcze przed chwilą schowałem przed zimnem w kieszeniach, próbując je jakoś ocieplić, lecz ten czyn sprawiał mi tylko niewielki ból, a nie poczucie przyjemnego ciepła.
- Powiedz Vogel, masz coś na jutro w planach? -usłyszałem nagle jej głos, na co skierowałem w jej stronę wzrok. Ta natomiast rozglądała się po krzewach po swojej prawej stronie, jakby czegoś chorobliwie szukała.
- Nie, jutro akurat mam dzień wolny -odpowiedziałem powoli, intuicyjnie spoglądając w tę samą otchłań, co ona -Miałem zamiar zabrać się za małe porządki u siebie w posiadłości -ostatnie słowo wypowiedziałem z kpiną, przewracając przy tym oczy, co równało się z tym że przestałem obserwować tamten obszar.
- Posiadłość? -usłyszałem prześmiewczy ton w jej głosie.
- Posiadłość -przytaknąłem, zwieszając głowę, lecz od razu ją uniosłem do góry, spoglądając na niebo jaśniejące od kilku gwiazd, które zdołały już się ujawnić.
- Nie pomyślałabym, żeby ktoś mówił na nasze mieszkania tak, jak ty to powiedziałeś.
- Przeszkadza ci takie określenie? Mogę je zmienić na przykład na apartament, willę, zamczysko... -zacząłem wymieniać, licząc podane nazwy na palcach.
- Przestań już! -dźgnęła mnie łokciem w bok, przez co delikatnie się zgiąłem.
Już miałem coś do niej warknąć, lecz po usłyszeniu jej cichego śmiechu, od razu mi ta myśl przeszła, przez co tylko westchnąłem, na powrót się prostując.
W końcu doszliśmy do naszego obozowiska, gdzie nie było widać ani jednej żywej duszy, prócz naszej dwójki. Rozejrzałem się po placu przed nami, po czym oznajmiłem dziewczynie, że ją odprowadzę. Na początku była temu przeciwna, lecz ja się z nią nie sprzeczałem, tylko zacząłem już iść w kierunku jej namiotu, a ta nie mając innego wyjścia, podążała przy mnie. Będąc przed jej wejściem, zacząłem odwijać szalik, lecz zatrzymała mnie przed tym.
- Oddasz mi go jutro, poczekam! -mówiła z wyciągniętymi rękoma w moją stronę, jakby się broniła.
- Jeżeli tak mówisz -wyszeptałem, na powrót szczelnie związując materiał -Dobrej nocy -rzekłem głośniej i zacząłem odchodzić.
Wchodząc do przyczepy, od razu zrzuciłem z siebie wierzchnie, przemarznięte ubranie, wieszając je na krześle przy biurku. Ziewnąłem przeciągle i ruszyłem w stronę małej toaletki, w której umyłem zęby, przemyłem twarz i przejrzałem się w lustrze. Po tych czynnościach wróciłem do głównego "pokoju" i rzuciłem się na łóżko, na którym leżałem bezczynnie przez jakiś czas, aż w końcu odpłynąłem w świat snów.
<Smiley?>
9 gru 2018
Smiley CD Joker Queen-Madam Shyarly
- Yuki, Bisca możecie patrzeć ze środka, albo z boku. Tylko nie wchodźcie mi w drogę, dobrze?! - spojrzałam się poważnie na tą dwójkę, gdyż ostatni mój trening prawie skończył się tragedią.
Ćwicząc tak już z dobre trzy godziny miałam zamiar sobie zrobić krótką przerwę tuż po przećwiczeniu ostatniego układu choreograficznego. Moja uwagę przykuły osoby, które nas zaczęły obserwować. Dziewczyny towarzysz był bardzo zabawny próbując naśladować nas. Jednak jej drugi towarzysz wyglądał na kogoś kto chce, aby zwracał na niego uwagę. Uśmiechnęłam się do tajemniczego towarzysza dziewczyny i podeszłam do niej.
- Szkarłat odpocznij sobie - powiedziałam do konia, głaszcząc go po głowię w ramach podziękowania za bardzo dobrze wykonaną pracę. Podeszłam do dziewczyny.
- Nie strasz. Pewnego dnia, ktoś cię wystraszy tak, że padniesz. - chciałam, aby zabrzmiało to jak żart, ale nie udało mi się, toż to pech. Przedstawiła się dziewczyna z mało zachęcającym wyrazem twarzy.
- Queen co cię sprowadza to tego namiotu? - zapytałam się ponieważ zarezerwowałam go sobie na calutki dzień tylko dla siebie.
8 gru 2018
Smiley CD Vogel
Chcąc jak najszybciej zapomnieć o zaistniałej sytuacji, zmieniłam temat, tak samo jak i on. Weszliśmy na pagórek z którego mieliśmy wspaniały widok na zachodzące słońce.
- Ale to piękny widok... - powiedziałam szeptem pod nosem. Uśmiechnęłam się delikatnie czując jednak tym samym ból. Ten sam widok widziałam za czasów gdy byłam mała i mieszkałam w sierocińcu. Jedyna urzekająca rzecz wtedy, a dzisiaj patrząc z pagórka na zachód słońca widok był tak samo urzekający z tym, że odczuwałam trochę tęsknoty. - Miło, że mogę oglądać taki piękny widok z tobą - spojrzałam się na niego z uśmiechem.
On spojrzał się na mnie. Iskierki w jego oczach nie zmieniły się więc była jeszcze nadzieja, że kiedyś przypomni sobie o nas. - Może powinniśmy już iść do domu? - spojrzałam się na niego pytająco.
- Poczekajmy jeszcze chwilę - odpowiedział cicho. Wzięłam swój szal do rąk i owinęłam go do okoła szyi chłopaka.
- Nie ma sprawy, ale musisz przyjąć ode mnie szalik. Nie chcę żebyś się rozchorował - przykazałam mu z uśmiechem na twarzy.
Yin CD Lennie
4 gru 2018
Lennie CD Yin
2 gru 2018
Lennie CD Shu⭐zo
29 lis 2018
Anubis CD Blue
Anubis mimo iż był tu dopiero niedawno łatwo zaczął integrować się z innymi. Niestety, ale po chwili gra zakończyła się małym nieszczęściem. Chłopak nie zdążył zatrzymać piłki i ta poleciała pod nogi pewnej niskiej panienki. Na szczęście refleks Anubisa tym razem chciał go wesprzeć i na czas złapał nieznajomą. Nie minęła chwila, a dziewczyna po prostu sprintem zniknęła w głąb drogi. Niebiesko włosy zamrugał kilka razy nie rozumiejąc sytuacji, wystraszył ją? Nie mógł jednak długo się zastanawiać, gdyż moment później poczuł jak jedna z dziewczyn przytula się do jego lewej ręki, a druga niczym prawdziwy skaner lustruje jego ciało. Poprawił włosy wzdychając i powoli zaczął iść w przód chcąc uwolnić się od natrętnych, ale ładnych pań. Ciekawość tutaj przewyższyła wszystko.
- Idę do Pik’a... – mruknął do swoich kolegów. Było to oczywiście czystym kłamstwem, to była rzadkość, aby Anubis stawił się u jego osoby.
Tak też, pod przykrywką poszedł w stronę, w którą wyparowała nieznajoma. Miał zamiar dowiedzieć się, dlaczego ją tak spłoszył. Stawiał pewnie kroki co jakiś czas się rozglądając. Dzisiaj nie było tłumów przez co łatwo było się poruszać, więc nie było problemu z nawet truchtem. Przyspieszył swój bieg i zniknął w jednym zaułku. W końcu zatrzymał się zostawiając za sobą dym piasku z drogi. Spojrzał w lewo i zauważył właśnie tą niską dziewczynę wraz z pudełkiem obok. Powoli podszedł i przykucnął do niej, nieznajoma nie spodziewała się jego obecności, więc kiedy go zauważyła z jej ust wydobył się cichy pisk zaskoczenia, a sama odskoczyła w bok. Uśmiechnął się i podrapał się po głowie, był w sumie trochę rozbawiony całą sytuacją.
- H-Hey... czemu uciekłaś? – zapytał przypatrując się niej. Wyglądała strasznie niewinnie i wydawała się przerażona samą obecnością mężczyzny.
Postanowił zrobić na kucaku kilka kroków w tył, aby nie była taka spięta, nie chciał wywoływać u innych takich emocji... w końcu był klaunem. Czekał cały czas na odpowiedź, jednak jedyne co otrzymał to długą ciszę. Opuścił głowę patrząc w ziemię. Podniósł się i złapał karton po czym całkowicie się wyprostował.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna, więc może po prostu ci pomogę... – zachichotał trochę nerwowo, w końcu całe zdarzenie wydawało się niekomfortowe.
Nieznajoma dalej w milczeniu w końcu wstała. To był krok do przodu, przynajmniej tak myślał Anubis. Zaczęli powoli kroczyć w ciszy do miejsca docelowego, chłopak zerkał co jakiś czas na idącą za nim dziewczynę. Miała bardzo ładną urodę, miło się na nią patrzyło, a sam Khole uważał, że jak na pierwsze wrażenie była urocza. Gdyby się postarał, może uda mu się z nią trochę porozmawiać.
- Jestem Khole, znany tutaj jako Anubis – powiedział w pewnym momencie chąc zacząć rozmowę.
Przez chwilę ponownie do jego uszu dotarła tylko smętna cisza, ale ku jego zaskoczeniu usłyszał jej głos!
- Blue... – wymamrotała odwracając wzrok.
To było coś pięknego, Khole w końcu doczekał się takiego zaszczytu, aby usłyszeć głos tej panienki. Zatrzymał się przez co Blue wpadła na jego plecy, natychmiast też i odskoczyła w tył. Anubis zaśmiał się krótko z tej reakcji i wkładając karton pod ramię zerknął na nią.
- Miałabyś może ochotę oprowadzić mnie po pobliskich terenach? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Jestem tu nadzwyczajnie krótko, byłem na... dwóch przedstawieniach maks, więc przydałaby mi się pomocna dłoń... – odwrócił się chcąc już ruszać dalej, ale był na tyle cierpliwy, aby poczekać na jej odpowiedź.
<Blue? :3>
27 lis 2018
Shu⭐zo CD Lennie
- Lennie, połóż się, masz wysoką gorączkę.- odezwałem się dość stanowczym tonem. Nie chciałem mu rozkazywać, ale mogło to tak zabrzmieć. Chłopak po chwili zrobił to, co powiedziałem. Od razu poprawiłem jego koc.
- Nie martw się. Na pewno szybko wyzdrowiejesz.- uśmiechnąłem się.- Prześpij się jeszcze. To był tylko zły sen. Tutaj ci nic nie grozi.- zgarnąłem jego rude kosmyki z czoła i zmieniłem zimny okład.- Przyniósłbym ci jakiś rosołek albo chociaż coś ciepłego, ale nie sądzę, że jesteś na siłach, żeby coś zjeść. Później przyjdę z tą propozycją. Na razie śpij sobie. Odpoczynek jest bardzo ważny.- skończyłem swoją gadkę na ten temat. Szczerze za bardzo się na tym nie znam. Chłopak w odpowiedzi jedynie skinął głową. Naprawdę ma się słabo. Ledwo minęła minuta, a Lennie już zasnął. Wiem, że się powtórzę, ale serio się o niego martwię. Cicho wyszedłem na zewnątrz. Uśmiech zniknął i zostały same złe scenariusz. Hola hola. Nie nie nie. Muszę się ogarnąć. Przejdę się do pielęgniarza. W sumie głupie, że wcześniej na to nie wpadłem. Od razu tam pobiegłem. Szybko przedstawiłem sprawę z chorym magikiem. Pielęgniarz od razu się do niego wybrał. Ulżyło mi trochę. Lennie teraz jest w dobrych rękach, a ja mogłem się skupić na pracy. Ostatnio dość ją zaniedbałem. Mam dużo do roboty. Poza tym nie spełnię swoich marzeń, nic nie robiąc. Czas się wziąć bardziej za siebie.
Następnego dnia z samego rana poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Chłopak wyglądał o wiele lepiej w porównaniu do wczoraj. Jednak dalej był chory. Korzystając z okazji, że już nie spał. Szybko do niego podszedłem.
- Dzień doberek.- uśmiechnąłem się.- Zobacz, co ci wczoraj zrobiłem.- wystawiłem totalnie przed jego oczy bordowy wydziergany szalik. Nie wiem, co mnie tak wzięło na prezenty.- Robiłem go pół nocy i sądzę, że było warto. Parę razy miałem takie schizy, że to jakiś wąż.- zaśmiałem się.- Ależ ja jestem niepoważny. Pięć razy przez to z krzesła spadłem.
Vogel CD Rose
- Dwudziesta trzecia czterdzieści siedem -powiedziałem do siebie lekko ochrypniętym głosem.
Szybko odchrząknąłem kulę mieszczącą się w moim gardle, po czym wstałem z miejsca, mając zamiar pójść po szklankę wody. Podchodząc do prowizorycznej szafki, wyciągnąłem z niej przezroczystą szklankę, a następnie trzymając ją w dłoni, napełniłem ją wodą z kranu. Miałem już zacząć sączyć napój, lecz wtedy do moich uszu dobiegł zgłuszony odgłos, jakby wołanie czy krzyk. Odwróciłem głowę w kierunku drzwi, lecz kiedy niczego więcej nie usłyszałem, powróciłem do poprzedniej czynności. Zanurzyłem górną wargę w zimnej cieczy, która delikatnie łaskotała moje podniebienie, kiedy przelatywała przez jamę ustną. Będąc już w połowie, ponownie usłyszałem dziwny głos, tym razem na pewno o czymś świadczył. Zacisnąłem zęby i zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno mam wychodzić na zewnątrz, w końcu nie wiedziałem, co może czaić się za zamkniętymi drzwiami. Przymknąłem oczy i nie myśląc już więcej, szybkim krokiem podszedłem do szafy, która swoim uchwytem podtrzymywała kaptur od mojego płaszczu. Założyłem go na siebie, gdy tylko znalazłem się na dworze, gdzie od razu napotkałem zimne, choć bardzo orzeźwiające powietrze. Spojrzałem na telefon, sprawdzając raz jeszcze godzinę, po czym włączając w nim lampkę, poszedłem przed siebie. Zacząłem rozglądać się po okolicy, lecz niczego nie zauważyłem, więc chciałem już wrócić, lecz wtedy dostrzegłem w lesie jarzące się światło. Przystanąłem na chwilę, upewniając się, czy aby na pewno wzrok mnie nie myli. Rozejrzałem się dookoła siebie, próbując odnaleźć jakąś osobę, nikogo jednak ze mną nie było. Nie mając innego wyjścia, musiałem sprawdzić co się tam dzieje, wszedłem więc do lasu i idąc w kierunku powoli przybliżającego się światła, zacząłem się zastanawiać, czy może ma to związek z ostatnimi "kradzieżami".
Po kilku minutach w końcu doszedłem do miejsca zdarzenia. Zobaczyłem tam dwie osoby, jedną leżącą na ziemi, drugą klękającą przy drzewie. Wyglądały, jakby uciekały przed czymś. Wyszedłem z krzaków i już miałem zacząć się odzywać, lecz wtedy księżyc, który wyłonił się zza rozrzedzonych koron drzew, i ukazał mi niepokojącą prawdę. Na zimnej powierzchni leżał trup, a dwa metry dalej kucała dobrze znana mi osoba, Rose. Zmarszczyłem brwi, zaciskając w dłoni telefon. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Czy ona...? Mogłaby zabić? Zacisnąłem nerwowo wargi, pochylając delikatnie do przodu głowy, by wyjść na poważniejszego, niż zazwyczaj. W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, trzymając przy tym dłonie przy ustach. Trzęsła się, lecz nie było to spowodowane tylko zimnem. Odwróciłem od niej wzrok, ponownie spoglądając na leżące truchło. Był to mężczyzna, leżał na wznak z powyrywanymi organami, które wyłaniały się z rozciętego brzucha, a przynajmniej z tego, co z niego pozostało. Przytkałem prawą dłoń do ust, zastanawiając się, co tutaj zaszło.
- Vogel... -usłyszałem załamujący się głos, wydobywający się spod szlochu.
Spojrzałem w jej kierunku, choć tak naprawdę nie chciałem tego robić. Czy naprawdę ją za to obwiniam? Zapewne to właśnie robię, choć z drugiej strony moja podświadomość mówi mi coraz głośniej, że to nie może być ona, po prostu nie.
- Proszę... -usłyszałem ponownie jej głos. Opuściłem dłoń i spojrzałem się w kierunku, gdzie znajdywał się cyrk.
- To ty? -wychrypiałem, nawet na nią nie spojrzawszy.
- Co? -odezwała się, z widocznym zaskoczeniem.
W tym momencie w końcu na nią spojrzałem. Chciałem jej uwierzyć, lecz to, co tutaj widzę, wcale w tym nie pomaga. Wszystko świadczy o tym, że zrobiła to ona. A przynajmniej świadczyło, dopóki nie spojrzałem na jej zabrudzone ubrania. Jej sweter nie był splamiony krwią.
- To nie ja... -wyszeptała, po czym podpierając się ręką o drzewo, zaczęła powoli wstawać, na trzęsących się nogach -To nie ja to zrobiłam, naprawdę! Uwierz mi Vogel, to nie ja! Przyszłam tutaj niedawno i już tutaj leżał! Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam biec po pomoc... po prostu... -jej oczy ponownie zrobiły się szklane.
Wtedy przypomniałem sobie swoje własne słowa, że tracąc zaufanie do bliskiej osoby, przypisuje się jej wszystko, co złe, nawet jeżeli tego nie zrobiła. Przymknąłem oczy, po czym podszedłem do niej, przezwyciężając swoje myśli, które ciągle mówiły o jej winie. Ściągnąłem płaszcz i zarzuciłem jej na ramiona, gdyż nie miała na sobie żadnej kurtki, a wyglądała na wymarzniętą. Po tym czynie spojrzała na mnie pytająco, a ja ją zbyłem tylko cichym pomrukiem. Zwróciłem się w kierunku mężczyzny. Jeżeli to nie ona, to kto? Trup wyglądał świeżo, więc sprawca nadal mógł gdzieś tu być, co mnie martwiło.
26 lis 2018
Yin CD Lennie
- Teraz twoja kolej - powiedział, patrząc się z zadowoleniem na moją minę.
Racja, obiecał mi pomóc, pod warunkiem, że potem zagram. Przysunęłam krzesło do pianina i powoli otwarłam klapę. Otworzyłam i zacisnęłam pięści dwa razy i wzięłam głęboki oddech. Nie robiłam tego ze stresu. Chciałam dodać sobie trochę czasu do namysłu. Nie wiedziałam jaki utwór wybrać. Mogłam postawić na coś szybkiego i trudnego, aby pokazać swoje umiejętności, z drugiej strony znałam jednak miłe dla ucha kompozycje, świetne w swej prostocie. Lepiej zaprezentować coś szybkiego, czy wręcz przeciwnie. Wyprostowałam plecy i zdecydowałam się na Westworld Theme - cover na pianino. Pierwsze spokojne dźwięki, potem zaczęły się rozkręcać. Byłam w swoim świecie, czułam muzykę, palce smagały klawisze. Po ponad dwóch minutach utwór dobiegł końca. Wybrzmiały ostatnie nuty. Wróciłam na ziemię. Odwróciłam się do Lenniego.
- Teraz jesteśmy kwita - spojrzałam na chłopaka
- Droga tu trwała dłużej - stwierdził.
- Nie było takiej umowy - pokręciłam głową.
- Cóż trudno - poszedł do drzwi - idę do siebie, do jutra, czy kiedyś - uśmiechnął się i wyszedł.
Westchnęłam, z pianinem zawsze czułam się lepiej. Zagrałam jeszcze jedną, krótką kompozycję, dla własnej przyjemności.
- Przywlokłeś kogoś za sobą - odpowiedział szorstki głos - czuję.
Przywarłam plecami mocniej do pnia drzewa, które było moją osłoną. W co ja się po raz kolejny wplątałam? Nie zaczęłam panikować, myślałam nad wyjściem z sytuacji, ale nie miałam takowego. Najniższa gałąź, na którą mogłabym się wspiąć, była zdecydowanie zbyt wysoko, a przebiegając do innego drzewa, dałabym się wykryć. Cofanie też nie wchodziło w grę. Podejrzana postać i Lennie zaczęli się do mnie zbliżać z przeciwnych stron. Rudowłosy zobaczył mnie, w tym samym momencie, co gość z kapturem. Odwróciłam głowę, patrząc się to na jednego, to na drugiego.
- Przepraszam panów - powiedziałam po chwili ciszy.
24 lis 2018
OD Queen Chie
- Przepraszam, ja nie chciałam wpaść na ciebie - odsłoniłam swoje oczy, spojrzałam się w górę, aby zobaczyć osobę na która wpadłam.
Lennie CD Yin
Rose CD Vogel
21 lis 2018
Vogel CD Smiley
- Masz może czas i chęci na mały spacer? -zapytała, posyłając mi przy tym delikatny, aczkolwiek życzliwy uśmiech.
Mimowolnie spojrzałem na talerz pod sobą, zastanawiając się, czy nie wziąć czegoś na później, do mojej przyczepy. Mając nadal nieco opuszczoną głowę, spojrzałem na dziewczynę zza niedbale ułożonych kosmyków włosów. Musiałbym je spiąć, lecz jak na złość nie mam przy sobie żadnej spinki czy gumki.
- Możemy się przejść -powiedziałem cicho, po czym unosząc już głowę i patrząc na jej twarz, dodałem miło -Gdzie chcesz, żebyśmy się przeszli?
Różowo-włosa zaśmiała się cicho, odpowiadając krótko, że wybierzemy się tam, gdzie nas nogi poniosą. Trochę mnie ten pomysł zadziwił, ale byłem dobrej myśli, w końcu nic się nie stanie. Mimo tego, że znajdywaliśmy się w Avalon dopiero od niedawna, mieliśmy trochę czasu zapoznać się z tutejszą florą i fauną. Po dokonaniu decyzji wstaliśmy z miejsc i powoli skierowaliśmy się do wyjścia. Będąc już przy drzwiach namiotowych, o mało co nie zapomnieliśmy o naszych małych towarzyszach, które raz po raz potykały się o swoje łapy, przez co szybko zauważyliśmy, że są zmęczone. Nie poddając ich już większym katorgom, zabraliśmy je na ręce -ja małą suczkę, a Smiley białego lisa -i zanieśliśmy do namiotu niebieskookiej. Kładąc zwierzaki na łóżku dziewczyny, ta pożegnała się z nimi, natomiast ja wyszedłem już na zewnątrz. Kiedy tylko nastąpiłem na delikatnie zazielenioną ścieżkę przed wejściem do namiotu, szybko poprawiłem swój płaszcz, gdy tylko poczułem na karku zimne powietrze jesiennego wiatru. Długo jednak nie musiałem stać w miejscu, gdyż po chwili podeszła do mnie Smiley, mówiąc żywo, że możemy zacząć naszą małą przechadzkę. W odpowiedzi skinąłem głową, a następnie ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez główny plac naszego cyrku, rozglądałem się po ludziach. Pomimo narastającego chłodu, oni nadal błądzili po wydeptanych ścieżkach.
Weszliśmy do lasu, który przez to, że zbliżał się wieczór, był już dosyć ciemny w swej scenerii, a wchodząc coraz bardziej w jego głąb, było coraz gorzej z moją widocznością. Spojrzałem ukradkiem na idącą obok mnie towarzyszkę. Szła zamyślona, wpatrzona w coś przed sobą. W tym momencie zacząłem się zastanawiać na ten sam temat, co zawsze, gdy tylko się tu pojawiłem. Czy naprawdę tutaj z nimi żyłem, w tym cyrku? Pomimo tego, że znałem już odpowiedź po kilku rozmowach z Pikiem i resztą głównych cyrkowców, oraz po przeczytaniu kilku papierów, nadal mnie to zastanawiało, tym bardziej że większość i tak traktuje mnie, jak kogoś nowego, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Może pójdziemy na polanę? -jej głos oderwał mnie od rozmyśleń. Szybko spojrzałem przed siebie, a następie na nią -Jest zaraz za tym zakrętem, a że nie ma tam zbyt dużo drzew, powinno być, choć trochę jaśniej -dodała od razu, patrząc przy tym na mnie.
- Jeżeli tak mówisz -odpowiedziałem, po chwili posyłając jej delikatny uśmiech, na co ona skinęła głową.
Tak jak mówiła, za zakrętem niemalże od razu rozciągała się polana, która prowadziła do kilku wzniesień. Pomimo zmarzniętej trawy i znikomej ilości innej roślinności niż małe krzaczki czy obumarłe kwiaty, było tu naprawdę ładnie, a przede wszystkim, o wiele jaśniej, tak jak mówiła. Słońce, które jeszcze całe nie schowało się za horyzontem, dawało nam trochę światła, które drzewa z łatwością przysłaniały. Uniosłem dłonie do ust, po czym wypuściłem biały obłok, gdy oddechem spróbowałem ogrzać oziębione palce. Mój wzrok szybko zawisł na białych rękawiczkach Smiley. Przymknąłem oczy, przeklinając się przy tym w myślach, dlaczego jeszcze żadnej pary sobie nie kupiłem. Wtedy poczułem, jak coś delikatnie łapie moje wyziębione kończyny. Otworzyłem powoli oczy, zauważając przy tym Smiley, która obejmowała swoimi dłońmi, moje. Trochę się tym zdziwiłem, lecz jeszcze więcej zaskoczenia przyniosło mi to, że przyłożyła je do swoich ust i tak samo, jak ja przed chwilą, zaczęła je ogrzewać. Zawstydziłem się, a przez to, że prawie cała twarz mi zmarzła, mogłem nawet poczuć, jak policzki robią się lekko zaczerwienione. Właśnie w tym momencie spojrzała się na mnie, z jeszcze większym zakłopotaniem ode mnie.
- Dlaczego nie zabrałeś rękawiczek? -zapytała cichutko, na co ja odruchowo odwróciłem od niej spojrzenie.
- Zapomniałem kupić nową parę... -wyszeptałem, wypuszczając kolejny kłąb pary. Odchrząknąłem cicho i powoli uwolniłem ręce z jej uścisku -Dziękuję za pomoc -powiedziałem bez namysłu, układając ramie wzdłuż ciała -To, co teraz robimy? -dodałem szybko, by jakoś zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dziewczyna przytaknęła cicho, po czym odwróciła się w kierunku rozpościerającej się polany.
- Może pójdziemy na tamten pagórek -wskazała palcem w danym kierunku -z tego, co pamiętam, za tymi wzniesieniami cała ziemia idzie coraz niżej, więc powinien być ładny widok -dokończając swoje słowa, zaczęła już iść w kierunku górki.
Ruszyłem zaraz za nią, lecz nie próbowałem jej dogonić. Zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego tak swobodnie się przy mnie zachowała, tak jakby naprawdę bardzo długo mnie znała. Westchnąłem cicho, przymykając przy tym oczy.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na szczycie pagórka i tak jak mówiła Smiley, widok był naprawdę ładny. Polana, która powoli kryła się za stopniowo powiększającymi się drzewami tworzącymi niemalże rozwinięty dywan, powoli osuwała się w dół, przez co mieliśmy idealny wzgląd na zachodzące słońce, które jeszcze ostatkami sił próbowało ogrzać nasze twarze. Na sam ten widok, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie byłem nawet w stanie się pozbyć. Cieszyło mnie to. Tak po prostu.
<Smiley? Przepraszam za jakość, ale nie miałam pomysłu :,[ )
Vogel CD Rose
- Zastanowiłeś się już? -zapytała cicho, przyglądając się mi.
Zwróciłem twarz w jej kierunku i nadal milcząc, pokręciłem głową na znak, że niczego nie potrzebuję. Rozejrzałem się po placu, na którym staliśmy, zastanawiając się przy tym, która ze ścieżek zaprowadzi nas najszybciej do cyrku.
- Jak myślisz, którędy będzie szybciej? -powiedziałem, wskazując szybkim ruchem głowy na uliczki przed nami.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, po czym mówiąc, że druga z tych ścieżek będzie najlepszym wyjściem, ruszyła przed siebie, poprawiając przy tym torbę z butami na swoim ramieniu. Szliśmy równo, lecz nie odzywaliśmy się do siebie. Raz o raz tylko zerkałem na Rose, która wydawała się z każdym przebytym metrem być coraz to bardziej zmęczona. Zapewne wykończyło ją to chodzenie, ale nie dziwię jej się, w końcu sam powoli odczuwałem zmęczenie. Na samo to wspomnienie, zacząłem ziewać, a zaraz za mną zrobiła to Rose. Przetarła oczy i spojrzała się na mnie.
- Też jesteś zmęczony? -zagadnęła.
- Trochę tak -złapałem się za kark, zaczynając go delikatnie drapać -Takie chodzenie po sklepach zupełnie do mnie nie pasuje, nie lubię tego -westchnąłem ciężko, przymykając oczy.
- Rozumiem, przepraszam -odpowiedziała nieco ciszej, przez co znowu przeniosłem wzrok na nią.
- Niby za co przepraszasz?
- Za to, że tak cię wymęczyłam... Tak myślę -wzruszyła ramionami, raz jeszcze poprawiając torbę.
Przez chwilę patrzyłem się na nią niezrozumiale, po czym zacząłem się śmiać, przez co zwróciłem na siebie jej uwagę.
- Nie masz za co przepraszać, w końcu sam chciałem z tobą iść, nie pamiętasz?
Dziewczyna przekręciła oczami, po czym zatrzymała się przy światłach. Stanąłem zaraz obok niej, oglądając przy tym każdy przejeżdżający samochód, a przynajmniej próbowałem. Chwila nie minęła, jak wokół nas zjawiła się dość spora grupa ludzi, chcących, tak samo, jak my, przejść przez ulicę. Westchnąłem cicho i ukradkiem spojrzałem na moją towarzyszkę, która tępo patrzyła przed siebie. Ciekawe, o czym myślała? Może miała mnie już dość? Pewnie tak, w końcu za nic byłem dla niej nieuprzejmy, a do tego jeszcze się jej narzucałem. Przeczesałem włosy dłonią, gdy tylko zauważyłem, że możemy już przejść przez ulicę. Będąc już po drugiej stronie, skręciliśmy w lewo i znów szliśmy prostą drogą, jednak po kilkunastu minutach byliśmy już przy wejściu do drogi, która prowadziła do naszego cyrku. Nim jednak ruszyliśmy w dalszą drogę, niebieskooka zatrzymała się na chwilę, oglądając się za siebie.
- Coś się stało? -zagadnąłem, stając do niej bokiem.
Ta, gdy tylko usłyszała mój głos, delikatnie podskoczyła, po czym patrząc się na moją twarz, pokręciła głową.
- Nic takiego, chodźmy już lepiej -odpowiedziała ze słabym uśmiechem.
Nie rozwijając tego tematu dalej, wznowiliśmy naszą podróż. Wbrew pozorom, doszliśmy w dość krótkim czasie. Będąc na jednym z pustych placów, z którego mogliśmy zauważyć bok głównego namiotu, w którym odbywały się występy, odetchnąłem z ulgą, lecz w tym samym momencie przypomniałem sobie o pracy, którą tak po prostu sobie zostawiłem. Jęknąłem cicho. Wtedy do moich uszu doszły rozmowy zbliżających się do nas ludzi. Przywitali się z nami, lecz szybko zniknęli nam z oczu.
- Odprowadzę cię do twojego namiotu -mój ton głosu od razu wskazywał na to, że nie przyjmowałem jej odmowy, co chyba zrozumiała, ponieważ tylko skinęła głową.
Podchodząc do jej namiotu, raz jeszcze przeprosiłem ją za moje wcześniejsze zachowanie, po czym się z nią pożegnałem, idąc przy tym do swojej przyczepy. Z jednej strony miałem pracę, lecz z drugiej, miałem ogromną chęć zasnąć. Już wtedy wiedziałem, co wygra tę walkę.
<Rose? Wiem, że pisze takie nijakie opowiadania, ale nie bij, sama nie wiem dlaczego :< )
18 lis 2018
Rose CD Vogel
Po chwili ruszyliśmy w stronę jakiegoś sklepu z butami. Między nami nastąpiła cisza, bo żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, bądź jak zacząć konwersacje. W sumie to mało co się znamy i nie wiemy na jakie tematy możemy pogadać. Weszliśmy do sklepu, a ja z prędkością światła znalazłam się przy obuwiu. Chłopaka zostawiłam za sobą, kompletnie zapominając o jego obecności. W oczy rzuciły mi się jedynie dwie pary i oczywiście, miałam problem z wyborem.
-Które ci się bardziej podobają?- spytałam Vogela, trzymając w dłoniach dwa ładne egzemplarze.
- Nie wiem, sama sobie wybierz- odpowiedział znudzonym głosem. Nie dziwię mu się, stanie i obserwowanie, jak zakładam, zdejmuję i oglądam botki, może być wyczerpujące, a zwłaszcza wtedy, kiedy jest się od godziny w tym samym sklepie. Po kilku bardzo długich minutach zdecydowałam się się na szare, które były wygodniejsze od tamtej pary. Poszłam do kasy, starając się, jak najszybciej załatwić tą nużącą czynność.
Oboje wyszliśmy z budynku wzbogaceni o jedną torbę z zakupami. Nie miałam ochoty na spędzanie już ani jednej chwili w mieście. Zrobiłam się zmęczona. Normalnie użyłabym teleportacji, lecz nie zamierzam zostawiać mężczyznę samego. To by było chamskie z mojej strony.
-To idziemy do cyrku czy jeszcze chcesz coś odwiedzić?- spytałam, wkładając portfelik do kieszeni.
Smiley CD Vogel
- Dziękuję! - powiedziałam kończąc swoje jedzenie.
- Dlaczego tak mało zjadłaś? - zapytały się jednocześnie bliźniaki. Cała czwórka spojrzała się na mnie, a ja spojrzałam się na swój talerz. Może i mieli rację, że nie za dużo zjadłam, ale nie miałam za bardzo apetytu.
- Jesteś może chora? - Dague podszedł do mnie. Przyłożył swoją dłoń do mojego czoła.
- Spokojnie, nic mi nie jest - spojrzałam się na nich odrobinę poirytowana. - Czuję się lepiej, nie macie się o mnie co martwić - uśmiechnęłam się do nich, a oni wszyscy spojrzeli się na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Vogel, jeżeli zobaczysz, że coś nie tak z nią od razu nam powiedz! Wiem, że jesteś od niedawna w cyrku i nie pamiętasz nas, ale prosiłbym ciebie, abyś miał oko na naszą Smiley. Nie bez przyczyn otrzymała taki pseudonim - Dague chwycił Vogel'a za ramię, a ja się tylko przyglądałam całej tej sytuacji.
- Już skończcie! Przecież nic mi nie jest i nie będzie! - uniosłam odrobinę głos, patrząc się na cała trójkę zezłoszczona.
- No nic, my was zostawiamy! Do zobaczenia - każdy się pożegnał z nami, a ja spojrzałam na Vogel'a.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? - zapytałam się z delikatnym uśmiechem.
Yin CD Lennie
- Musisz mi kiedyś pokazać, co umiesz - dodał, gdy powiedziałam, czym się zajmuję.
- Jeśli pokażesz mi twoje umiejętności - stwierdziłam.
- Czemu twierdzisz, że należę do trupy cyrkowej? Mogę przecież być pracownikiem - Lennie mi się przyglądnął.
- Eee - zatkało mnie na chwilę, gdyż rola chłopaka wydała mi się oczywista. - Raczej jesteś magikiem.
- Fakt - uśmiechnął się. - Umowa stoi.
- Uh... Okej - to się wkopałam. - Wybacz za moje wcześniejsze, dziwne zachowanie, ale gdzie są wszyscy?
- Ćwiczą i przygotowują namiot do jutrzejszego występu - znów się uśmiechnął. - Jeśli chcesz jeszcze kogoś poznać, to za jakiś czas powinni skończyć.
Spuściłam głowę. Powinnam zapoznać się ze wszystkimi, ale jakoś nie bardzo mi się to uśmiechało. Słabo wychodziło mi rozpoczynanie znajomości, a przecież nie każdy mógł zachować się jak Lennie, który mimo mojego dziwnego zachowania nie zraził się do kontynuowania rozmowy. Zamyśliłam się, a gdy znów spojrzałam przed siebie, rudowłosy zniknął. Pacnęłam się ręką w czoło. Byłam, aż tak nierozgarnięta, że mój rozmówca uciekł. Jak mogłam być, aż tak nieuważna? Nigdy nie zdarzyło mi się nie usłyszeć jak ktoś odchodzi. Jednak gorsze od mojego braku skupienia było to, że ludzie wolą ode mnie uciec, niż rozmawiać. Niewiele myśląc, udałam się do swojej przyczepy, którą pokazał mi wcześniej Pik. Rzuciłam podręcznik z ciekawostkami na podłogę i dwa razy uderzyłam pięścią w ścianę, wkurzona na siebie. Oczywiście nie było słychać odgłosu ani upadającej książki, ani mojej pięści. Miałam ochotę zagrać na pianinie, ale ono zostało w kiosku. Teoretycznie powinnam sobie poradzić z przetransportowaniem go tutaj. Moje pianino miało kółka, przymocowane do podstawy, gdyż często przewoziłam go w różne miejsca, by móc dorabiać na grze. W dodatku do cyrku wcale nie było, aż tak daleko... Zdecydowałam, że jednak spróbuję poznać kilka osób należących do cyrku. Wyszłam więc z przyczepy i dodając sobie otuchy, szepnęłam do siebie „może ktoś pomoże mi z pianinem?”.
- Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam pytanie, więc odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegło. Zobaczyłam Lenniego.
- Taaa - wydłużyłam i pozbawiłam słowo „tak” ostatniej literki, zdziwiona, że widzę chłopaka. Przecież zniknął mi sprzed nosa. Popatrzyłam na niego, nie wiedziałam, czy pytać, dlaczego uciekł.