Kolejny dzień we wciąż dla mnie obcym cyrku był kolejną serią łamania własnych barier. Po samotnie zjedzonym śniadaniu miałam zaplanowany lekki trening, lecz moje plany pokrzyżowało własne samopoczucie. Po zarwanej nocy na dokończenie
"Buszującego w zbożu " mój umysł nie był w stanie wejść w stan pełnego skupienia. Byłam wypełniona melancholią, lecz zarazem odczuwałam radość. Pod wpływem tych emocji zdecydowałam się na napisanie listu do Camille. Od zamieszkania tutaj nie korespondentowałam z nią ani razu. Była świadoma mojej sytuacji, więc nie naciskała na regularne odpowiedzi. W sumie jej charakter sprawiał, że wolała przyjąć to za fakt i cieszyć się z tego, że i tak poświęcam czas, aby utrzymać z nią kontakt.
W treści zawarłam informacje o mojej nowej pracy, miejscu zamieszkania i opisałam sytuację, która wydarzyła się u Pana Adamsa. Starałam się zawrzeć jak najwięcej informacji na jednym arkuszu papeterii i uważam, iż dobrze poradziłem sobie z tym zadaniem. List włożyłam do koperty. Dokładnie ją zakleiłam i narysowałam na niej malutkiego kwiatka. Wiedząc, że zostało mi wtedy jedynie go wysłać, spakowałam go do torby. Włożyłam do niej również wszystkie moje oszczędności. Spowodowane było to chęcią przejścia się po rynku oraz zakupu nowej książki, lecz także wciąż ukazujący się we mnie cień nieufności wobec mojego nowego domu.
Na nic nie czekając, narzuciłam na siebie pelerynę i wyszłam z namiotu. Słońce w zenicie wydawało mi się jaśniejsze niż zwykle, a jego promienie od razu sprawiły uczucie dyskomfortu na odsłoniętej skórze. Zaciągnęłam kaptur na głowę mając nadzieje na chociaż delikatne ukojenie dla mojej twarzy, lecz nawet on nie był w stanie obronić mnie przed bezlitosnymi warunkami pogodowymi.
Po około pół godziny drogi w otoczeniu pól i sadów dotarłam do miasteczka Bedord. Brama miejska otwarta na oścież zapraszała wszelkich podróżników do środka, a tam mogli zostać ugoszczeni przez liczne gospody. Poruszając się po uliczkach tętniących życiem byłam zafascynowana. Nie potrafię opisać czym, lecz widok domków z kwiatami na balkonach lub dziewczynek zaplatających sobie włosy na rynku sprawiały, że w moim sercu pojawiało się nieznane ciepło. Podczas przejeżdżania przez wiele miast i wiosek nigdy nie spotkałam się z tym uczuciem. Nie rozumiałam tego, ale nawet bez zrozumienia mogłam radować się chwilą i robić to, co miałam w planach.
Gdy dotarłam na targ, podchodziłam do prawie wszystkich stoisk z wielkim zainteresowaniem. Każde z nich mogło skrywać inne skarby. Po jakimś czasie dotarłam do wielkiego stoiska z książkami. Asortyment był niesamowity. Egzemplarze wielkich ksiąg o religiach lub filozofii znajdowały się obok cieniutkich tomików produkowanych masowo w XXI wieku. Ten nieład szybko powiązałam z osobą obsługującą to stanowisko. Była nią pulchna kobieta z burzą kręconych brązowych włosów. Jej oczy wydawały się nieproporcjonalnie małe zza grubych szkieł okularów spoczywających na jej nosie. Cała ta aparycja połączona z wielkim uśmiechem i nieudolnym sposobie poruszania się sprawiała, iż sprawiała ona wrażenie niezwykle miłej i pomocnej osoby, więc postanowiłam poprosić o pomoc w znalezieniu odpowiedniej lektury na najbliższy czas.
-Przepraszam?- Powiedziałam cicho podnosząc niepewnie rękę w celu zwrócenia na siebie uwagi, lecz kobieta zajęta pisaniem czegoś szybko na kartce nie zauważyła moich delikatnych gestów. -Proszę Pani..?- Ponowiłam próbę zbierając jak najwięcej siły w głosie. Gwałtownie się obróciła ze zdziwionym wyrazem twarzy, lecz gdy mnie ujrzała, na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech.
-W czym mogę pomóc kochanie?- Otworzyłam usta w lekkim szoku. Nie przyzwyczaiłam się do tego, że obce osoby zwracają się tak do innych. Było to dziwne, ale mimo to sprawiało to miłe uczucie bliskości.
-Poszukuję książki, lecz sama nie wiem jakiej.- Gdy zdałam sobie sprawę co powiedziałam na mojej twarzy od razu pojawiły się rumieńce a wzrok spuściłam w dół. Tak, świetnie, prosić kogoś o pomoc w znalezieniu czegoś, bez kompletnej świadomości czego się szuka. Było to oczywiste, że będzie to niezwykle niezręczne. -Znaczy, bardzo lubię literaturę XX wieku. Ostatnio skończyłam
"Buszującego w zbożu" i aktualnie chciałabym znaleźć coś, co mogłoby mnie zaciekawić tak samo, jak to.- Dodałam pospiesznie, próbując uratować się z tej krępującej sytuacji. Czekając na odpowiedź podniosłam wzrok i zobaczyłam na twarzy kobiety wyraz, ku mojemu zdziwieniu nie sugerował on na jej poirytowanie, ale sprawiał wrażenie, iż pani sprzedawczyni zamieniła się w stoicką statuę greckiego filozofa. Po paru sekundach nagle podskoczyła i w radosnej euforii zaczęła przeszukiwać wielkie stosy, opowiadając, jak bardzo kocha książki z tych czasów, i że zna coś idealnego dla mnie.
Po paru dobrych minutach szukania w moich rękach pojawiła się cienka książka w czarnej oprawie. Pani pokrótce opowiedziała o niej, ale przez jej ekscytację mało co udało mi się zrozumieć. Otworzyłam ją na pierwszej stronie i ujrzałam kaligraficzny napis
"Demian". Wpatrując się w to jedno słowo poczułam, że muszę ją kupić. Ku mojemu zdziwieniu miła sprzedawczyni podała bardzo niską cenę. Szybko wyciągnęłam parę monet z sakiewki i wręczyłam je jej. Gdy odchodziłam od straganu, ona ochoczo do mnie machała, a ja, mimo że wydawało mi się to bardzo dziwnie, to odmachałam z małym uśmiechem oraz wielkim zmieszaniem w głowie.
Po mniej więcej godzinie zrobiłam już wszystko, co planowałam. List został wysłany, a moje fundusze na szczęście nie ucierpiały mocno. Oprócz książki kupiłam jedynie parę czarnych zakolanówek z koronką. Nie kosztowały one majątek, więc mogłam sobie na nie pozwolić. Moje oszczędności nie były ogromne, ale nie oznaczało to, że muszą sobie odmawiać przyjemności, takich jak kupowanie ładnych rzeczy.
Opuściłam miasteczko, lecz nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wrócenie do cyrku oznaczałoby siedzenie w moim namiocie. Mieszkałam tu już od jakiegoś czasu, ale praktycznie nikogo nie znałam. Poprawka, poznałam parę osób, ale od jakiegoś czasu nie widywałam ich nigdzie... Odgarnęłam wszystkie niepożądane myśli i zdecydowałam, że skoro w namiocie prawdopodobnie skończyłabym czytając nowo nabytą książkę, powinnam chociaż trochę skorzystać z lata i poczytać książkę, ale na świeżym powietrzu. Szybkim krokiem zeszłam z drogi i przeskoczyłam niski murek. Usiadłam pod drzewem, oparłam się o pień i mogłam podziwiać piękny wiejski krajobraz. Wyciągnęłam książkę z torby i oddałam się lekturze.
Książka od razu wciągnęła mnie do swojego świata. Wtedy zrozumiałam, że wszystko, o czym czytam wydaje mi się niczym z przyszłości, lecz o ironio, wszystko wydarzyło się lata, a nawet już setki lat temu. Od kiedy XXI wiek się skończył, czas jakby stanął w miejscu, wskazówki zegara nagle postanowiły zmienić kierunek.
-Przepraszam?- odskoczyłam na równe nogi wyrwana z moich przemyśleń -Czy ty jesteś z The Magic Circus?
<Ktoś?> Ohhh, w końcu udało mi się powrócić ze świata umarłych :v