28 paź 2018
Lennie - #4 Grupa I
- Mi to pasuje - odpowiedziała radośnie dziewczyna, a jej brat pokiwał twierdząco głową. Dawno nie widziałem żadnych bliźniaków, a oni wyglądali praktycznie tak samo. Czasem chciałbym mieć osobę, bardzo podobną do mnie.
Anubis i Smiley także się zgodzili. Zajrzeliśmy do mapy i każdy z nas postarał się zapamiętać trasę, na wypadek, gdyby któreś z nas zapomniało. Postanowiliśmy zostawić mapie reszcie, która jeszcze nie zdecydowała, którędy podążyć.
- Wydaje mi się, że trzeba przejść przez miasto, aż do mostu - powiedział Anubis, a reszta nie mając pojęcia, jak właściwie wygląda cały Avalon, postanowiła pójść za jego pomysłem. Ruszyliśmy w kierunku miasta, które wyglądało na dziwnie opustoszałe. Czy nie tylko cyrkowcy zaczęli się dziwnie zachowywać? Czy może coś, co spowodowało u nich taką zmianę, zadziałało także na innych ludzi? To wszystko wydawało się bardzo dziwne. W całym mieście panowała martwa cisza, w każdym budynku było zgaszone światło i nigdzie nie było żywej duszy.
- To dość straszne... - powiedziała cicho różowowłosa. Na chwilę się zatrzymaliśmy, czując w powietrzu zagrożenie.
Ziemia się nagle zatrzęsła, a znikąd usłyszeliśmy krzyk kobiety. Wszyscy odwrócili się w jedną stronę, ale niebezpieczeństwo pojawiło się za naszymi plecami. Coś dużego wylądowało na ziemi. Szybko się odwróciliśmy i zobaczyliśmy potężnego gryfa z rozprostowanymi skrzydłami. Może nie znałem całkowicie legendy o Królu Arturze, ale wiedziałem, że to stworzenie należało do złego człowieka, który chciał obalić króla i zostać władcą Avalonu - tylko nie pamiętałem imienia.
Gryf wydał z siebie głuchy pisk zmieszany z warczeniem i ruszył w naszym kierunku. Cyrkowcy jak to cyrkowcy: każdy zrobił unik, ale to nie zniechęciło wroga. Zamachnął skrzydłem, uderzając Aikę, która poleciała parę metrów do tyłu. Na swoje szczęście została złapana przez brata.
- Kryjcie się! - krzyknąłem, wyciągając z kapelusza małe kulki. Rzuciłem je na ziemię, a te rozbijając się, stworzyły ogromną chmurę szarego dymu. Gryf nie zobaczył, gdzie każdy z nas się skrył, ja z resztą też tego nie wiedziałem. Z czyjegoś samochodu trudno znaleźć pozostałych.
Rose - #3 Grupa III
-Uważam, że możemy skończyć nasze poszukiwania, skoro mamy to - powiedziałam, trzymając w dłoni, nasza nadzieję. Ruszyliśmy do cyrku, gdzie każdy na nas czekał, nawet wszyscy tu obecni, zdążyli się połączyć w trzyosobowe grupki. Jakby wiedzieli, że co trzeba zrobić. Podeszłam do Smiley razem z moją grupką.
- Wiemy co może dolegać Pikowi i reszcie- niepewnie zaczęłam, szukając w kieszeniach spodni, zapisanych przeze mnie informacji- Jak wiadomo ta miejscowość ma legendę o królu Arthurze, lecz jak porównaliśmy swoją wiedzę do tych z ksiąg, coś się nam nie zgadzało, a mianowicie to, że skupiają swoje opowieści jedynie na tym, jakże on był odważny i mądry, zapominając o okrągłym stole. Dodatkowo, po jego śmierci, miecz miał być pochowany razem z władcą, lecz tutaj też są jakieś inne wersje... Znaleźliśmy mapę, gdzie są zaznaczone trzy czarne kółeczka. Z tego co mi wiadomo, to jest mapa miasta.- przerwałam na chwilę, by zaczerpnąć powietrza- Dlatego, że jesteśmy tutaj zaledwie dwa dni, każda grupa powinna się udać do tych miejsc, z tego co wiem, w tych miejscach powinien znajdować się zamek, magiczne jezioro i kamienny rycerz. To ja wam zostawiam tą mapę, a ja pójdę zwiedzić miasto
-Dlaczego? zapytała Smiley, uradowana naszymi nowinami.
- By potem skorzystać z mojej umiejętności- odpowiedziałam, ponownie wracając do miasta. Skoro mają informacje i pójdą szukać wyznaczonych miejsc, ktoś przecież musi być pośrednikiem między grupami. Jaskier, Ace i Fin, jeszcze zostaną w bibliotece, gdyż wszystkiego jeszcze nie przejrzeliśmy.
17 paź 2018
Smiley - #2 Event Grupa I
- Vogel ty przeczytałeś o wszystkich informacje co nie? - zapytałam się po cichu, gdy wszyscy zaczęli pomiędzy sobą szeptać.
- Tak - odpowiedział, a ja przytuliłam się do niego.
- Pomożesz mi utworzyć grupy, co nie? Wreszcie teraz ty zastępujesz Pik'a jakby nie było - uśmiechnęłam się do niego wesoło. On wziął głęboki oddech.
- Dobrze, niech ci już będzie - zobaczyłam na jego twarzy delikatny uśmiech. - Cicho! - uniósł swój głos co spowodowało, że wszyscy zwrócili się wzrokiem w jego stronę. - Kto jest chętny do zbierania informacji? - zapytał się, a osiem osób plus ja zgłosiliśmy się jako ochotnicy. - Was podzielę w grupę, natomiast reszta zostanie ze mną w cyrku i będziemy pilnować naszych przełożonych - wszyscy się zgodzili z nim.
- Anubis, Smiley i Lennie wy będziecie w jednej grupie. Druga grupa Joker Queen, Cal oraz River. Trzecią grupę będzie tworzyć Jaskier, Rose i Ace. Natomiast w czwartej grupie będzie Vivi, Pullsatilla i ty Shu⭐zo. Reszta zostanie ze mną - każdy podszedł do osoby ze swojej grupy. - Vogel dziękuję ci - uśmiechnęłam się w jego stronę. - Blue - podeszłam do swojej małej "siostrzyczki". Mocno ją przytuliłam. - Vogel się tobą zaopiekuje, więc nie bój się o nic. Jak nie będziesz mogła zasnąć to Yuki i Bisca ci pomogą w tym - pocałowałam ją w czoło.
Osoby, które nie zostały przydzielone do żadnej grupy wyszły z namiotu, a ja pozostałam z ochotnikami. Każdy spoglądał się na siebie. Było to trudne dla każdego z nas, ale no cóż.
- Wiecie, do pomocy przyszli znajomi Pik'a i całej reszty, którzy i tak mieli do nas dołączyć. Powinni za chwilę przyjść - teraz to byłam trochę podenerwowana. Co jak co, ale nie znałam za dobrze prawie nikogo z osób będących w naszym gronie.
- Hej - usłyszałam nieznajomy mi głos. Gdy się odwróciłam zobaczyłam nowe osoby, które miały do nas dołączyć. - Przyszliśmy was pomóc - uśmiechnął się blondyn. - Pozwól, że każdy z nas sobie wybierze do jakiej grupy dołączy - nie miałam szansy, aby cokolwiek powiedzieć.
- Ja chcę do tej różowej lalki - zawisła na mnie nagle dziewczyna, a chłopak będący koło niej spojrzał się na mnie gniewnie.
- Czyli będziecie z nami w grupie - powiedział chłopak o różowych oczach. Był dużo wyższy ode mnie i wyglądał obecnie na bardziej pewnego siebie niż ja.
- Jestem Lennie - przedstawił się rudowłosy chłopak.
- S-Smiley - odpowiedziałam krótko. Będąc miażdżona przez dziewczynę nie miałam za bardzo sił, aby cokolwiek powiedzieć. Mogłam to przyznać szczerze, że dziewczyna miała dużo siły. Sama nie wiem ile to już czasu minęło, ale chyba dość sporo skoro Rose i tamta dwójka już wrócili.
- Znaleźliście już coś? - zapytałam, zwracając wzrok na nią.
15 paź 2018
Rose - #1 Rozpoczęcie eventu
Nie minęła godzina, kiedy każdy siedział w autokarze. Na szczęście, pojazd był tak wielki, że znalazło się kilka pustych miejsc. Dochodziła dziesiąta w nocy, a za nami jeszcze kilka dobrych godzin drogi. Nie mogłam obserwować widoków za oknem, ponieważ było bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła, były latarenki postawione przy ulicy. Nie działo się nic interesującego. Część osób poszła już spać lub ktoś był zajęty szeptaniem do towarzysza, siedzącego obok. Oparłam głowę o szybę, zamykając oczy ze zmęczenia. Jeszcze się usadowiłam wygodnie, by potem nie bolały mnie plecy.
Obudziłam się dopiero, gdy usłyszałam, wychodzących z autokaru, ludzi. Zerwałam się na nogi, czekając na swoją kolej do wyjścia na zewnątrz. Nie wyspałam się, gdyż po jakimś czasie, siedzenia stały się niewygodne, pozycja w której spało mi się najlepiej, zaczęła mi przeszkadzać. Zabierałam swój bagaż, będąc ledwo przytomną. Pik wygłosił jakieś krótkie przemówienie, ale go nie słuchałam. Rozdał każdemu jakąś robotę do zrobienia, a jeśli się skończymy wcześniej, mamy wolne do wieczoru. Nie byłam głodna, więc zamiast marnować czas na jedzenie, zajęłam się swoją pracą. Zostałam przydzielona do noszenia pudeł, żeby utrudnić mi zadanie, każde pudełko należało zanieść do innej osoby. Kiedy dotarłam na miejsce, przeraziłam się ilością, tego wszystkiego. Zastanawiałam się, czy w ogóle dam radę fizycznie i nie padnę na ziemię ze zmęczenia.
Gdy się z tym uporałam, większość została, ponownie, rozłożona, w tym namioty pracowników. Nie zwracając uwagi na innych, pobiegłam w stronę mojego łóżka. Nie obchodziło mnie to, że inni potrzebowali pomocy. Byłam tak wykończona, że ledwo stawiałam kroki. Na szczęście, wszystkie bagaże zostały przeniesione do naszych namiocików, więc nie martwiłam się, oto czy nie zgubiłam swojego bagażu. W tym momencie liczył się tylko sen. Nie dbałam o godzinę, gdyż zbliżała się pora obiadowa. Skoczyłam na łóżko, zakrywając się kocem. Przyszedł czas na drzemkę. W tle było jeszcze można usłyszeć kroki i rozmowy pracujących. były na tyle głośne, że zanim zasnęłam, musiałam odczekać, kiedy trochę ucichnie...
Wstałam, orientując się, że jest późna pora. Nastąpiła ciemność. Ledwo co widziałam swoje stopy. Znalazłam gdzieś swoje buty i wyszłam na zewnątrz. W sumie przydałby mi się krótki spacer i poznanie okolic. Weszłam w głąb lasu, patrząc na bezchmurne niebo. Las, jak to las, niewiele się różnił od tamtego w poprzednim miasteczku. Jest, oczywiście, typowa dróżka prowadząca do centrum. Przy niej ktoś postawił drewniany drogowskaz, lecz nie zdołałam przeczytać napisu. Gwiazdy, wyglądały jak srebrny brokat rozsypany na czarnej kartce. Niesamowite zjawisko! Chciałam mieć lepszy widok, więc wdrapałam się na drzewo. Ze względu na nie najlepszą kondycję, kilka razy zdarzyło mi się, prawie spaść na twardą glebę. Zostałam wzbogacona o kilka zadrapań na ramieniu oraz sweter został naciągnięty w kilku miejscach. Siedząc na bardzo grubej gałęzi, poprawiłam fryzurę, zaplatając od nowa warkocz. Oparłam plecy o pień i powróciłam do obserwowania nieba. Nagle zawiał bardzo zimny wiatr, zaczęłam się trząść, a gdy miałam zejść na ziemię, pojawiła się mgła, tak gęsta, że tym razem mogę spaść. W pewnej sekundzie opadła na dół.
-Co jest?- zapytałam siebie, kiedy "para", okrążyła cyrk i rozpływała się w powietrzu. Z tego co mi, było wiadomo miała nienaturalną barwę. Tym bardziej, iż trzymała się podłoża i została przez dłuższy czas okrążając teren największego namiotu. Nie miałam pojęcia, co mogę zrobić. Powoli zeszłam, starając mieć cały czas na oku tą dziwną anomalię. Stawiałam powoli kroki w kierunku cyrku. Bałam się, że może coś się stać. Kilka dni przed wyjazdem, nie miałam co robić, więc zabrałam się za wróżenie. Zapamiętałam jedynie, że w niedalekiej przyszłości czeka nas niezapomniana przygoda, wszystko było zbyt ogólne. Żadnych szczegółów, czy konkretnych elementów. Miałam obawy, że wróżba dotyczyła właśnie zmiany otoczenia. Dość! Przeniosłam się do mojego "pomieszczenia" i usiadłam na krześle. Co ja będę się przejmowała jakimiś zwidami, wymyślając kolejne. Przebrałam się w piżamę, a dlatego, że jestem wyspana, zajęłam się rozpakowywaniem toreb. Teraz od nowa, trzeba uporządkować wszystko na miejsce, sprawdzając czy nic się nie zgubiło. Nienawidziłam siebie za to, że zawsze muszę sprawdzić z kilka razy, czy na pewno coś wzięłam. Jeśli tego nie zrobię, potem zastanawiam się czy czegoś nie zapomniałam. Po skończeniu, jakże tej nudnej i żmudnej czynności, zaczęło się rozjaśniać. Ludzie powoli się budzili. W końcu trzeba jeszcze przygotować niektóre rzeczy na występ za kilka dni. Tym bardziej, że występujemy tu pierwszy raz i powinno się zrobić, jak najlepsze wrażenie.
Idąc w stronę bufetu, zauważyłam, jak niektórzy się dziwnie zachowują. Są bardziej agresywni. Ktoś niechcący wpadł na kogoś i zrobiła się z tego wielka awantura. Od kiedy należę do tej trupy, nigdy takie coś nie wydarzyło. Zignorowałam to, unikając innych. Coraz ktoś wrzeszczał. Pobiegłam na stołówkę. O co im chodzi? Zabrałam tackę z talerzem, ze stołu, wkładając na naczynie, wszystko co było pod ręką. Zajęłam miejsce, jak najbliżej wyjścia. Jadłam powoli, wpatrując się w otoczenie. Każdy na pozór się zachowywał normalnie. Może to była wina złego humoru? Spojrzałam się na talerz z jedzeniem i zaczęłam przewracać kawałki parówki z jednego końca na drugi. Po drodze robiąc różne zawijasy. Zastanawiałam się czy na serio nie mam lepszych rzeczy do roboty. Odniosłam brudny talerz na miejsce. Jeszcze nalałam do szklanki trochę soku pomarańczowego. Przystanęłam z boku, opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy, delektując się smakiem. Uwielbiam ten smak!
Nagle, większość osób w namiocie, wstało i jak zahipnotyzowani, szli w stronę wyjścia. Ze zdziwienia wyplułam do kubka ciecz. Co tu się wyprawia!? Stanęłam przed Pikiem.
-Co się dzieje?- spytałam, patrząc się w jego oczy. Wyglądały nienaturalnie. Jakby zostało wyssane z nich życie. Złapał mnie za ramiona i rzucił mną, gdzieś w kąt. Przez siłę uderzenia w twardą, ubitą ziemię. Przez moje plecy i prawe ramię przeszła fala bólu. Pozostali, których nie opętało, patrzyli się na mnie, jak zginam się przez te koszmarne uczucie. Też nie wiedzą, co się tu wydarzyło. Po chwili, kiedy ból się stopniowo osłabiał, wstałam, poprawiając sweter. Patrzyłam się na innych. Może oni będą wiedzieć co mamy zrobić w tej sytuacji. Tego tak zostawić nie można. Mogą stanowić zagrożenie dla siebie i dla innych. Z czego, jak już się doskonale o tym przekonałam... Jako jedna z pierwszych zabrałam głos.
-Trzeba coś z nimi zrobić. To nie jest normalne!- krzyknęłam. Byłam wkurzona. Gdyby nie ta podróż, do czegoś takiego, by nie doszło. Tym bardziej, że ludzi nam opętało. Wyszłam, udając się do pielęgniarza. Potrzebuję jakiejś maści. Nie chcę, by plecy zmieniły kolor na fioletowy, niczym moje fioletowe włosy. Lubię ten kolor, lecz bez przesady.
Wychodząc z pojemnikiem, wymarzonego leku na siniaki. Na terenie naszego cyrku zostali tylko ci "normalni". Powoli wchodzili do sali, gdzie najczęściej, Pik tam urządzał ważne spotkania, dotyczące naszych losów. Domyśliłam się, że teraz jest podobnie. Jeszcze szybko się przeniosłam do mojego namiotu, by zostawić ten krem i ponownie używając teleportacji, znalazłam się na miejscu. Zajęłam siedzenie w pierwszym rzędzie. Naradą kierowała, Smiley. Stała na środku, obserwując wchodzących ludzi do sali. Wyglądała na bardzo pewną siebie. Gdy się wszyscy pojawili, zabrała głos. Nawet nie musiała uciszać. Nikt nie miał ochoty na pogaduszki.
-Jak pewnie, zauważyliście, część cyrkowców została opętana. Dodatkowo, wszystkie te osoby, wczoraj miały tutaj zebranie, więc musiało się coś wydarzyć...- powiedziała dziewczyna, spoglądając na nas, czasami kierując wzrok w inną stronę. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tej mgle z nocy... Niby to było trochę nietypowe, ale to mogło być tylko zwykłe zjawisko pogodowe. Zaczęłam obgryzać wargę, poprawiając się na krześle. Trochę się z tym cykałam. Obawiałam się, że wszystkich naprowadzę na zły trop i reszty nie da się uratować, lecz jak nic nie powiem też może być źle. Wszystko na jedno wychodzi. Podniosłam niepewnie rękę. Cóż... Jak to się mawia: Raz się żyje!
-W nocy widziałam dziwną mgłę, która zmierzała w stronę cyrku- stwierdziłam fakt. Wtedy wydawało mi się podejrzane. Może i słusznie? Aby pomóc opętanym, potrzebne są nam informacje. Właśnie! Można pójść do biblioteki i tam poszukać w książkach więcej na ten temat!
-Może pójdę razem jeszcze z kilkoma osobami do biblioteki. Tam w książkach powinno być coś na ten temat!- krzyknęłam, będąc dumna z mojego pomysłu. Zapomniałam, że każdy na sali był cicho i taki krzyk przykuł uwagę wszystkich obecnych na sali. Skuliłam się lekko ze wstydu. Mogłam się trochę pohamować.
-W sumie to dobry pomysł. Skoro ty coś widziałaś, powinnaś się tam udać - jasnowłosa przerwała na chwilę, jakby chciała się nad czymś zastanowić- Jaskier z Ace'em ci pomogą.- Nie wiedziałam do końca, kim są, więc się rozejrzałam po sali, spoglądając na twarze osób. Nie przyniosło to rezultatów, a jednak chciałam iść teraz do tej biblioteki. Wstałam i wyszłam z narady. Poczekałam chwilę, przed namiotem na resztę. Po kilku minutach wyszli dwaj mężczyźni.
-To teraz pójdziemy poszukać w książkach więcej na temat tej mgły- rzekłam, idąc w stronę miasta. Nawet się nie obejrzałam czy podążają za mną. Nie chciałam tego przekładać na inny dzień. Im szybciej, tym lepiej.
13 paź 2018
Event czas rozpocząć!
- kto z kim jest w grupie znajdziecie poniżej
11 paź 2018
Vivi CD Cal & Rose
Jedynie sapnąłem cicho. Cóż za niefortunny przypadek ,że też musimy mieć świadka. Odwróciłem głowę słysząc zbliżające się kroki. Moment później do namiotu wpadła moja zbłakana duszyczka. Gdy już miała się rzucić na młodego panicza pstryknąłem palcami a ciało kobiety zaczeło się topić się i przemieniać w oleistą czarną maź.
- Jednak zmieniłem zdanie... Jak narazie nie potrzebuję jego duszy. - Znudzony obserwowałem jak resztki brei są wchłaniane w podłoże nie pozostawiając po sobie ani śladu.
Strzepałem niewidzialny pyłek z ramienia po czym mój wzrok powędrował do dziewczyny. Teraz w jej oczach oprócz złości widać było również zdziwienie. Pojawiłem się przy niej wręcz wkładając jej bukiet kwiatów.
- Proszę nam wybaczyć panienko. Niefortunnie się złożyło iż ksią... Cal akurat ukrył się w namiocie szanownej damy. - Wręczyłem jej bukiet. - Już nas nie ma.
Podniosłem chłopaczka i uśmiechając się zabrałem go do jego namiotu i posadziłem na łóżku. W momencie gdy się wyprostowałem koło mojego ucha przeleciała poduszka ciśnięta we mnie przez tego małolata. Zrobiłem krok na bok zerkając na niego zirytowany.
- Uspokój się lepiej - Prychnąłem. - Arystokracie nie wypada się tak zachowywać. Tak apropos powinieneś się umyć i przebrać... Oh no nie patrz się tak na mnie tylko mówie jak jest ubranko ci się popsuje jak się go nie umyje~
Uśmiechając się usiadłem na jakiejś skrzyni.
- Wyjdziesz? - Zapytał zirytowany.
- Co? Ah no tak - Podniosłem się ukłoniłem i chcąc nie chcąc opuściłem namiot książątka.
Zatrzymując się w bardziej ustronnym miejscu rozejrzałem się i zamyślony usiadłem na jakimś kamieniu. Przydałoby się bardziej wmieszać w tłum... Otworzyłem jedno oko i klasnąłem w dłonie. Tak no to teraz wystarczy załatwić sobie coś do ubrania. Godzinkę później zaglądnąłem do namiotu Tybieriaszka na powitanie dostając butem w twarz.
- Co za skrajny brak ogłady... -Wymamrotałem cicho mimo tego starając się zachować uśmiech na twarzy.
Podniosłem bucik.
- Jak widzę masz problem z ubraniem się Tyberiaszu.
Cal rzucił mi mordercze spojrzenie.
- Ja tylko stwierdzam fakt.
Oddałem mu bucik.
- Aż ci z litości pomogę - Dzieciak oczywiście bronił się rękami i nogami ,ale koniec z końców to ja zapiąłem mu koszule i zawiązałem wstążkę pod szyją. - I co było aż tak źle? Ah wogóle co sądzisz o moich nowiutkich ubrankach. Płaszczyk kamizelka koszula. Chyba już wyglądam jak człowiek.
W odpowiedzi dostałem jedynie niezadowolone mruknięcię.
- Swoją drogą przyniosłem ci coś co powinno twój chumor poprawić~ - Pstryknąłem palcami i w ręce trzymałem talerzyk z czekoladowym fondantem i podałem go Cal'owi.
Chłopak się delikatnie skrzywił mimo tego będąc widocznie zaintrygowany czekoladowym deserem.
- Oh nikt ci nie każe tego jeść. Tak poprostu uznałem ,że może byś wolał coś zjeść~
<Cal? Rose?>
Joker Queen-Madam Shyarly DO Rivus
- Dziękuję Rivus, że ja znalazłeś. - powiedziała. Obdarowała chłopaka, dużym uśmiechem i zaczęła głaskać i dalej tulić swoją kicię. Była przed szczęśliwa, iż ja odnalazła. Nawet Way łasiła się do chłopaka, aby ten ja pogłaskał.
Joker Queen-Madam Shyarly DO Akuma
Dziewczyna mimo tych szeptów podeszła bliżej, była zaciekawiona, co zrobił. Ludzi wokoło było zbyt wiele, aby mogła podejść bliżej i zobaczyć co się wydarzyło.
Po chyba jakieś godzinie tłum się zmniejszał, więc Joker Queen mogła się zbliżyć i zobaczyć co się dzieje. Gdy się zbliżyła, było już po sprawie. Jedynie unosił się dym, który ja odsłonił. Naciągnęła nieco kaptur i zobaczyła wysokiego chłopaka, który miał ręce całe w bandażach.
Zauważył ją, ale zajął się swoim zajęciem. Usiadła nieopodal, patrzyła jak, bawił się ogniem i dymem. Ciekawiło ją to, co robi.
- Usiądź. - powiedziała. Jej głos był stanowczy i ostry. Wyjęła sprej, aby spryskać ranę. Zdjęła powoli resztę bandaży, aby je wymienić. Na resztę ran nałożyła maść i zajęła się spryskanym miejscem. Wzięła bandaż i zaczęła zawijać jego rękę. Gdy maść się wchłonęła, zajęła się jego dłońmi, aby zabandażować jego ręce. Dopiero gdy skończyła i podniosła głowę, spostrzegłam, że nie ma kaptura. Sięgnęła, aby go naciągnąć na głowę i warknęła zła na chłopaka.
- Nie rób tak.
- Czemu nie? - spytał.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na to. Więc zrobiła krok w tył, ale i tak usłyszała jego głos.
9 paź 2018
Joker Queen-Madam Shyarly DO Smiley
Gdy dziewczyna skończyła. Zauważyła wtem ja, jak i jej towarzyszy. Yoyo bardzo chętnie ją chciał poznać, jednak Way już niezbyt. Madam, siadła tuż nieopodal i głaskała kotkę. Obserwowała też uważnie tamtą, dwójkę co robią.
Way mruczała, prosząc o uwagę. Pojawił się na twarzy dziewczyny znikomy uśmiech, a tuż po tym zajęła się kotem. Głaskania, ja i drapała, miziała ja. Nawet nie zauważyła, kiedy dziewczynka do niej podeszła. Dopiero wówczas, starała się pozostać spokojna, co nieco ja wystraszyło.
- Nie strasz. Pewnego dnia, ktoś cię wystraszy tak, że padniesz. - powiedziała. Jej głos był taki szorstki, ale jednak nie zniechęciło to damy.
- Smiley, a ty? - spytała.
- Madam Shyarly albo Joker Queen. Wybierz sobie. - mruknęła trochę ciszej.
Vogel CD Smiley
Zwróciłem się w kierunku jej zwierzaków, gdyż wyglądały, jakby również czekały na moją odpowiedź. Skinąłem krótko głową, mówiąc przy tym krótkie "Tak". W tym samym momencie dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechając się przy tym delikatnie, a ja od razu ten uśmiech odwzajemniłem. Kiedy ruszyliśmy przed siebie, zacząłem się zastanawiać, dlaczego czuję się przy niej tak jakoś dziwnie, jakoś inaczej, niż przy pozostałych. Podobnie odczucie miałem względem Pik'a, a kiedy mu raz o tym powiedziałem, ten stwierdził, że to pewnie przez to, że znaliśmy się wcześniej. Wszystko niby układało się w całość, jednakże nadal odczuwałem pustkę. Powiedział, że czuję to coś przy osobach, które już znałem, lecz kiedy na nich patrzę, tylko jedno mam w głowie -Nie znam ich -jakie mam więc podstawy, aby temu wierzyć? Może żadne, lecz jest to dziwne. Od tych myśli odciągnęło mnie ciche skomlenie suczki stojącej obok mnie. Dopiero wtedy spostrzegłem, że od Smiley dzielą mnie dobre dwa metry.
- Wszystko w porządku? -usłyszałem jej głos, na który ponownie skinąłem głową.
- T-tak... -odpowiedziałem dosyć niepewnie, po czym podchodząc do niej, dodałem -Po prostu się zamyśliłem... przepraszam -spojrzałem jej w oczy, na co ona odwróciła głowę.
Ruszyliśmy w dalszą drogę, w kierunku namiotu z jedzeniem. Wtedy też sobie przypomniałem, że jest już godzina, w której zapewne nie będzie zbytnio z czego wybierać.
- Jesteś tego pewna, że chcesz iść do bufetu? -zapytałem, spoglądając na nią ukradkiem.
- Tak, dlaczego pytasz? -zdziwiła się trochę, nic dziwnego.
- Bo jak byłem tam jakieś trzy godziny temu, to nie było zbytnio czego wziąć -odpowiedziałem, zaczynając się przy tym martwić. Myśląc o jedzeniu, robiłem się głodniejszy, chociaż, że miałem jakiś tam mały posiłek, przed spotkaniem się z dziewczyną.
Na moje słowa Smiley odpowiedziała lekko stłumionym przez dłoń, śmiechem. Odwróciłem głowę w jej kierunku i dostrzegłem, jak ociera niewidzialną łezkę z kącika swojego oka.
- Przepraszam, ale to, co powiedziałeś, jest dosyć zabawne.
- Dlaczego -zdziwiłem się, marszcząc przy tym brwi.
- Ponieważ powiedziałeś, że było tak jakieś trzy godziny temu -odpowiedziała, nadal próbując się nie roześmiać - a przecież teraz jest czas na kolację -spojrzała na mnie, przez co jej oczy, pomimo tego, że były przysłonięte przez grzywkę, to w świetle lampek delikatnie błyszczały.
Właśnie po jej słowach spojrzałem na swój nadgarstek, na którym przyczepiony był zegarek. Pomimo tego, że jest stary, pokazywał dobrą godzinę, przez co uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Doprawdy, będę musiał sobie zrobić jakąś przerwę, bo jak już zapominam tak oczywistych rzeczy, to jest ze mną naprawdę coś nie tak.
- Myślałem, że jest późniejsza godzina -westchnąłem zrezygnowany, na co niebieskooka złapała mnie za ramię, przez co spojrzałem na nią.
- Nie martw się, każdy mógł się pomylić -uśmiechnęła się pogodnie.
- Nie sądzę - przekręciłem oczami, lecz w tym samym momencie, zacząłem śmiać się ze swojej własnej głupoty.
Po kilku minutach naszej wędrówki, w końcu dotarliśmy do naszego celu, z którego wydobywały się wspaniałe zapachy. Staliśmy kilka metrów od namiotu, ponieważ ilość ludzi wchodzących do środka, była naprawdę zastraszająca. Czyli czas kolacyjny był prawdą. Ponownie uderzyłem się z dłoni w czoło, po czym usłyszałem, jak ktoś się do nas zbliża. Spojrzałem w prawo, tak samo, jak zrobiła to dziewczyna, a wtedy moim oczom ukazali się trzej mężczyźni, których niedawno poznałem.
- O! Black! Popatrz, kto tu jest! -odezwał się jeden w dość kolorowym stroju.
- Czyż nie jest to nasza mała księżniczka? -odezwał się mężczyzna, dosyć podobny do tego pierwszego, przez co można było szybko wywnioskować, że był to Black i Night.
- Witajcie! -powitała tę dwójkę z naprawdę szerokim uśmiechem - Dawno was nie widziałam -dodała, podchodząc do nich nieznacznie.
Zaczęli ze sobą rozmawiać, ja natomiast stałem z boku, co chwila, wyłapując pojedyncze słowa. Obydwoje wyjechali na dwa dni do sąsiedniego miasta w pewnych sprawach, o ile dobrze kojarzę.
- Mam nadzieje, że nie odpuszczałaś sobie w treningach -powiedział niewiele wyższy od Blacka, Night.
- To chyba ja powinnam się o to pytać -zaśmiała się, na co trzecia osoba, która do tego czasu była cicho i tak jak ja stała obok, w końcu się odezwała.
- Nie masz się o co martwić Smiley, nawet gdyby byli połamani, to by ćwiczyli -zrównał się z nimi w linii, przez co w końcu mogłem dostrzec, że był to Dague.
- To prawda! -zaśmiał się Black, klepiąc przy tym pozostałą dwójkę po ramionach -jutrzejszy występ wyjdzie naprawdę wspaniale! Wymyśliliśmy również jeden nowy układ!
- I jeden stary dodaliśmy! -dodał Night -hej, może zjemy coś razem? W końcu wy chyba też idziecie na kolację, prawda? -w tym momencie spojrzał się w moją stronę, przez co dziwnie się poczułem.
Przez to, ponownie się wyłączyłem. Wiedziałem tylko, że Smiley zgodziła się na ich propozycję, po czym dwójka wzięła ją pod ramiona i ruszyła w stronę namiotu, a lisek i suczka pobiegli zaraz za nimi. Zaraz po tym ruszył delikatnie zmęczony ich energią, Dague, który chyba również odpłynął w świat swoich myśli, ponieważ nawet się do mnie nie odzywał. Wchodząc do namiotu, powitało mnie przyjemne ciepło i przyjemny zapach równych potraw. Idąc za "przewodnikami" podszedłem do bufetu, z którego wzrokiem zacząłem wybierać dla siebie rzeczy, które włożę na talerz. Chwytając za tacę z białym talerzykiem, podszedłem do długiego stołu i zacząłem nabierać sobie makaron, do tego jasny sos, plus jakieś małe mięso. Do tego szklanka soku pomarańczowego i mogłem już zacząć jeść. Teraz tylko jeszcze miejsce. W tym momencie zorientowałem się, że zgubiłem swoją grupę. Rozglądając się dookoła, westchnąłem zrezygnowany, po czym zacząłem iść w stronę stolików, mając cichą nadzieję, że jakoś się spotkamy. Idąc slalomem między grupami, z trudem utrzymywałem tacę w swoich rękach, tym bardziej że co chwilę ktoś się o mnie obijał. Będąc już tym zmęczony i lekko podirytowany, stanąłem na chwilę, próbując się uspokoić. Wtedy do moich uszu dobiegł głos Smiley, która mnie wołała. Zwróciłem się w tamtym kierunku, po czym natychmiast tam podszedłem. Usiadłem na wolnym krześle i zacząłem się przysłuchiwać ich rozmową.
Vogel CD Rose
- Dziś przyszedłeś jakoś dziwnie późno -zaśmiał się, nie zdejmując ze mnie swojego wzroku.
- Coś mnie zatrzymało -odpowiedziałem, spoglądając na niego -Ostatnim czasem jest dużo rzeczy do roboty -westchnąłem ciężko, przypominając sobie pracę papierkową. Niby harowałem mniej od występujących, lecz czasem wydawało mi się, że byłem bardziej zmęczony od nich.
- Och to prawda! W końcu macie niedługo się stąd wynosić, prawda? Szkoda, naprawdę szkoda, tym bardziej że już nie będziemy mogli porozmawiać -ponownie się zaśmiał, patrząc przy tym za siebie, czy czasem go nie wołają.
- Również będzie mi przykro, w końcu robicie naprawdę świetną kawę -rzekłem, łapiąc w końcu za ucho od filiżanki. Nabrałem trochę powietrza wymieszanego ze wspaniałym aromatem kawy w nozdrza, po czym upiłem trochę czarnej cieczy. Naprawdę będzie mi brakowało tego smaku.
- No nic, będę już leciał, bo przyszli inni klienci -powiedział dosyć smutno, przez co spojrzałem w jego stronę -Do zobaczenia -dodał po chwili, po czym odszedł.
Pod nosem odpowiedziałem tym samym i dłużej się nie zastanawiając, wróciłem do sączenia napoju. Pijąc powoli kawę, spoglądałem przez okno na ulicę, która w tym czasie stała się dosyć tłoczna. Obserwowałem ludzi przechodzących z jednej strony na drugą oraz tych, którzy na chwilę stawali w miejscu, by poprawić swoje pakunki lub żeby powitać się z kimś. Wziąłem do drugiej ręki czekoladowe ciastko, które szybko ugryzłem. Pomimo dobrej kawy, przekąski były tu niezbyt dobre.
Po kilku minutach siedzenia spostrzegłem, że wszystkie ciastka znikły z mojego talerzyka, a kawy w filiżance znajdywało się naprawdę niewiele. Zacząłem się zastanawiać, co mógłbym teraz porobić. Może przejdę się po mieście? Lub chociaż wrócę do lasu, bo na pewno jeszcze nie chciałbym wracać do cyrku, mam wrażenie, że ostatnio za dużo się tam dzieje i trochę mnie to drażni. A przynajmniej bardziej niż zwykle. Pokręciłem głową, próbując odgonić od siebie te myśli. Kiedy odkładałem już filiżankę, przez okno spostrzegłem znajomą mi postać. Wychodziła z budynku naprzeciw kawiarenki, przez co szybko zacząłem szukać jakieś nazwy. "Zakład fryzjerski Donelle". Przeczytawszy nazwę budynku, ponownie spojrzałem na nią, dostrzegając w końcu jej zmianę włosów. Wydawały się intensywniejsze niż wcześniej. Zauważyłem również, że patrzy się w moją stronę, lecz kiedy tylko spotkaliśmy się spojrzeniami, ta od razu się odwróciła, tak jakby próbowała mnie zgubić. Nie zastanawiając się, zostawiłem na stoliku pieniądze i wyszedłem z lokalu, rozglądając się przy tym po ulicy. Widząc, że nic nie jedzie, przebiegłem na drugą stronę, a następnie podszedłem do salonu fryzjerskiego. Kiedy jednak nigdzie jej nie dojrzałem, poszedłem w tę samą stronę, w którą zwróciła się, by uciec ode mnie wzrokiem. Tam właśnie dojrzałem mały park z fontanną na środku i ławeczkami wokół niej. Również w tym momencie dostrzegłem Rose. Idąc powoli w jej kierunku, obserwowałem wydobywającą się z fontanny wodę. Wyglądało to naprawdę pięknie.
- Co tu robisz? -usłyszałem po chwili, przez co się ocknąłem. Spojrzałem w prawo.
- Przyszedłem za tobą -odpowiedziałem bez namysłu, patrząc na Rose. Ta prychnęła cicho i podeszła do pobliskiej ławki, na której usiadła. Nałożyła nogę na nogę i zaczęła bawić się jednym ze swoich kosmyków. Wyglądała, jakby nie była zbytnio zadowolona z tej roboty.
- Coś ci przeszkadza? -podszedłem do niej, tym razem patrząc na ten kosmyk.
- Farba nie wyszła tak, jak chciałam -mruknęła, po czym wypuściła włosy -Skąd wiedziałeś, gdzie idę?
- Żartujesz sobie? Przecież cię widziałem, tak jak ty mnie -uniosłem jedną brew, siadając naprzeciw niej -Byłem w kawiarni po drugiej stronie ulicy -dodałem szybko, odwracając przy tym wzrok ponownie na wystrzeliwaną w górę wodę.
- To, czemu przyszedłeś tutaj za mną? -zapytała się, po czym złapała się za barki -Czyżbyś chciał mi coś zrobić?! -pisnęła, przez co po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz.
- Co takiego? -odpowiedziałem zdezorientowany -Nic z tych rzeczy! -zacząłem machać rękoma w geście obronnym.
- Więc dlaczego...? -powiedziała podejrzliwie, choć wyczułem nutkę śmiechu.
- Tak po prostu -wzruszyłem ramionami - Nie mam nic do roboty, więc pomyślałem, że przyłączę się do ciebie.
Sam nawet nie wierzyłem do końca, w co powiedziałem. Niby była to prawda, ale powiedziałem to, jak na moje, dosyć dziwnie. Westchnąłem ciężko, garbiąc się przy tym.
7 paź 2018
Rose CD Cal & Vivi
Zamknęłam stanowisko, udając się prosto do mojego namiotu. Sukienka robiła się z każdą sekundą, coraz bardziej niewygodna, a mała korona uciskała mi głowę. Marzyłam o kąpieli i o tym, by położyć się do łóżka.
Kiedy weszłam do mojej prywatnej przestrzeni, zobaczyłam Cala z tym Zbokiem. Byłam bardzo zdziwiona, momentalnie stałam się zła. Jak oni mogli wejść do MOJEGO namiotu, bez pozwolenia? Podeszłam do nich, bardzo szybkim krokiem. Uważają mnie za miłą dziewczynkę? Natychmiastowo się to zmieni.
-Co wy tu robicie? Wynocha mi stąd!- krzyknęłam. Czułam na twarzy, przepływającą falę ciepła, czyli robiłam się czerwona na twarzy. Powoli zaczął rozmazywać się obraz. Wiedziałam, że jak dłużej będę wkurzona stracę nad sobą kontrolę. Oboje patrzyli się na mnie, jak na idiotkę. Dłużej tego nie wytrzymam, dopóki jeszcze coś widziałam, podeszłam do toaletki i oparłam się rękami o blat stołu. Dłonie mi się strasznie trzęsły.
Oddychałam, biorąc bardzo głębokie wdechy. Próbowałam się uspokoić, zazwyczaj mi pomagało, lecz została jedna mała rzecz.
-Nie macie słuchu? Wynocha z mojego namiotu, zanim wam się coś stanie!- tym razem ostrzegłam, nic już kompletnie nie widziałam, więc nie wiem czy mówiłam prosto do nich czy w ścianę. Czułam, że powoli odpływam, zostawiając siebie na pastwę mojej mocy. Nie powinnam się tak na nich złościć, ale nie chcę, by pojawiali się w moim namiocie, jakby nic się nie stało. Nie wiem, czy coś mówili czy to tylko głosy w moim umyśle. Czemu oni nadal stoją i się na mnie gapią? Ich wzrok było można odczuć, jak lasery wypalające dziury w skórze.
Smiley CD Vogel
Cal CD Rose & Vivi
- O proszę, ale niespodzianka.- odezwała się, widząc mnie przed sobą. Ja jedynie poprawiłem rękaw mojego nowego stroju na występy.
- Nie wierzę w takie bzdety, ale skoro już tu jestem, to przepowiedz mi moją przyszłość.- dziewczyna bez słowa zajęła się wróżeniem. Szczerze to mało mnie obchodziło, co tam wywróży. Nagle jednak ten durny kot wskoczył na stół i rozsypał wszystkie karty. Bezczelnie jeszcze położył łapkę na karcie ze śmiercią i znacząco na mnie spojrzał. Oczywiście nie było widać, że mnie to poruszyło, ale w środku totalnie już byłem przerażony tą całą sytuacją.
- Fatalne tu masz warunki. Byle kot ci wszystko rozwalił. Pierwszy i ostatni raz tu przyszedłem.- po tym słowach skierowałem się do swojego namiotu, zostawiając dziewczynę i tego kota.
Zostałem sam. Demon się odczepił. Oczywiste, że wróci i będzie mnie dalej prześladował. Zastanawiałem się, kiedy i co on teraz robi. Może obmyśla plan jak bardziej mnie zmasakrować? Albo uśmiercić tak na dobre, żeby zdobyć tę moją duszę. Moje przemyślenia przerwała dziwna dziewczyna krążąca między namiotami. Starałem się nie zwracać na nią uwagi i szedłem dalej. Jednak szybko zagrodziła mi drogę parę kroków od mojego namiotu.
- O nareszcie jakaś osoba.- odezwała się do mnie i od razu przytuliła. Miała długie jasne włosy i suknie z poprzedniej epoki. Trudno mi było określić detale. Nie przyjrzałem się jej dobrze i nie chciałem. Od razu, gdy tylko objęła mnie swoimi rękami, ogarnęła mnie panika. Co to za wariatka?! Jakim prawem mnie dotyka?!
- Idealnie się składa. Mój pan potrzebuje twojej duszy.- po tych słowach poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej. Nie zdążyłem nawet zareagować i już miałem wbity sztylet prosto przy sercu. Dziewczyna od razu mnie puściła, więc zgodnie z prawem grawitacji wylądowałem na ziemi. Jak tak dalej pójdzie, to kopnę w kalendarz. Szybkim ruchem wyciągłem sztylet, przez co bardziej powiększyłem swoją ranę. Resztką wziąłem się za ucieczkę. Co mi innego pozostało? Uciekam już całe życie.
- Odważny jesteś, skoro próbujesz uciekać w takim stanie. Oh, a może po prostu lubisz się bawić w chowanego?- spytała, stojąc w miejscu. Szybko znikłem za jakimś namiotem, a echem ciągły się za mną słowa tej dziewczyny: "Doskonale. Policzę do stu, a ty biegnij i szukaj kryjówki. I tak nie uciekniesz przed śmiercią... "
Ostatnią resztką sił wpadłem do czyjegoś namiotu. Oparłem się o jakiś kufer, sapiąc i ściskając ranę dłonią schowaną w rękawiczce. Serio umrę... To już koniec.
- Moje kondolencje Tyberiaszu.- pojawił się przede mną ten cały pielęgniarz, którego spotkałem wtedy w lesie. Tym razem jednak miał lisie uszy i dziewięć ogonów.
- Znowu ty.
- Nie uczyli cię na zamku, że do dorosłych nie mówi się per ty? Ależ z ciebie niewychowane dziecko.
- Dziecko?! N-nie nazywaj mnie tak.
- Podziwiam twój hart ducha, w najlepszym razie została ci godzina.
- Że co?... Nie. Koniec tego.- zerwałem opaskę z oka.- Nie taka była umowa!- demon jedyne co zrobił, to nachylił się do mnie i złapał za podbródek. Przysunął swoją twarz bliżej do mojej (zdecydowanie za blisko) i wypatrywał się w moje oko z pentagramem. On mnie dotyka. On mnie dotyka. Ludzie zróbcie coś, on mnie dotyka. Jest za blisko i mnie dotyka. Zacząłem totalnie panikować, ale on nic sobie z tego nie robił.
- A tak długo czekałem na tę chwilę. Niestety masz rację.- puścił mnie i się wyprostował. Od razu mi ulżyło, a rana w klatce piersiowej zaczęła znikać. Już miałem założyć opaskę na oko, ale nagle do środka weszła Rose. To jest jej namiot?!
Lennie CD Shu⭐zo
Gdy usłyszałem, jak jedna struna pękła, uśmiechnąłem się rozbawiony. Nie wychodziło mu to najgorzej, wręcz przeciwnie.
- Chyba jeszcze kawałek… - wzruszyłem ramionami i opadłem się o skrzynie. Podkuliłem nogi i znowu zamknąłem oczy. - Jeśli pozwolisz, zdrzemnę się – powiedziałem lekko przechylając głowę w bok i marszcząc czoło, gdy znowu poczułem ukłucie bólu w czole.
- Jasne, śpij – powiedział, a ja po chwili to zrobiłem.
Stałem na środku ruchliwej ulicy, samochody o dziwo mnie omijały, jakbym był policjantem i kierował ruchem. Masa ludzi pogrążonych we własnych myślach kierowali się we wszystkie strony, a ja czułem niepokój i nadchodzący strach. Coś nie grało, coś musiało się za chwilę zdarzyć. Parę razy okręciłem się wokół własnej osi i cały teren opustoszał. Auta i ludzie zniknęli, lampy zgasły, zostałem sam na środku ulicy. Coś się zbliżało, czułem, że jeśli zaraz nie ucieknę, coś się stanie ze mną złego. Ale nie mogłem ruszyć chociażby palcem u stóp, gdy próbowałem zmienić swoje położenie. Mogłem tylko obracać się w kółko i czekać. Bać się i czekać.
Wyprostowałem się i spojrzałem w żółte reflektory czerwonego forda, który wyrósł spod ziemi. Stał z włączonym silnikiem i raził mnie blaskiem świateł. Czułem, jak blednę, a serce podchodzi mi do gardła. Spojrzałem na miejsce kierowcy sądząc, że zobaczę w nim Harry’ego, ale siedzenie było puste. Chciałem krzyknąć, ale z mojego gardła wydobył się tylko cichuteńki pisk, który zakończyłem, gdy zdałem sobie sprawę, że reflektory to oczy. Zielone oczy Harry’ego, którego zabiłem, a teraz ma zamiar się na mnie odegrać. Silnik warkotał, był gotowy.
Gdy próbowałem machnąłem dłonią i zrobić cokolwiek, okazało się, że strach mnie sparaliżował. Samochód wcisnął gazu, koła zapiszczały, auto ruszyło prosto na mnie, a zielone oczy pożarły moje ciało i dusze.
Otworzyłem szybko oczy, czując pot na czole i coś zimnego. Leżałem na materacu, okryty kocem. Zamrugałem parę razy, by przyzwyczaić się do światła dziennego. Nagle poderwałem się do góry, głośno dysząc. Rozejrzałem się po bokach, a zimny materiał leżący na moim czole spadł na okryte kolana. Gdy zdałem sobie sprawę, że znajduje się w namiocie, a nie na ulicy sam na sam z czerwonym fordem, poczułem ból w głowie. Wtem do namiotu wszedł Shuzo.
- Lennie, połóż się, masz wysoką gorączkę – spojrzałem na niego z początku nic nie rozumiejąc, ale po chwili wykonując jego rozkaz.
6 paź 2018
Rose CD Vogel
Nie zostało mi za wiele stron, więc skończyłam czytać książkę po chwili. Zastanawiałam się co robić, poprawiając wstążkę, by mocniej się wstrzymała na mojej głowie. Kolor włosów stawał się coraz mniej intensywny, a grzywka powoli zaczęła wchodzić w oczy, nie wspominając o odrostach. Innymi słowy, powinnam się udać do fryzjera. Wstałam z łóżka, poprawiając bluzę oraz szukając wzrokiem moich butów. W sumie... Też potrzebowałam nowych. Uśmiechnęłam się, bo nie zmarnuję tego dnia, robiąc bezsensowne rzeczy. Założyłam obuwie i zabrałam swój portfelik, po czym ruszyłam w stronę miasteczka. Ruszyłam dobrze mi znajomą drogą, od czasu do czasu zerkając na drzewa. Śpiew ptaków przerywał ciszę, panującą w lesie. Doszłam do mojego celu, bez większych kłopotów. Bywałam parę razy w tym miejscu, więc znalazłam fryzjera bez większych przeszkód. Naprzeciwko znajdywała się kawiarnia, która podobno sprzedaje najlepszą kawę w okolicy. Nie przepadam za tym napojem, więc znam jedynie opinię moich klientek. Weszłam do budynku przez szklane drzwi. Od razu powitała mnie recepcjonistka.
-Na co panienka przyszła?- zapytała, robiąc przy tym sztuczny uśmiech. Po oczach było widać, że jej nie zależy i ma wszystko gdzieś.
-Na ścięcie grzywki i koloryzację odrostów- odpowiedziałam, wyjmując portfel z pieniędzmi. Zapłaciłam tyle, ile trzeba i kobieta zaprowadziła mnie do wolnego stanowiska. Zanim pojawiła się fryzjerka, spojrzałam za okno. Zobaczyłam Vogela, siedzącego na jednym ze stolików w kawiarence naprzeciwko.
5 paź 2018
Przed eventowy post
Shu⭐zo CD Lennie
-Zajmę się tym i szybciutko wyzdrowiejesz. Obiecuję.- odpowiedziałem widocznie przejęty stanem jego zdrowia. Oby mu się nie pogorszyło. Okryłem Lennie'go kocykiem, którego nie zdążyłem nigdzie schować, gdy się pakowałem.- Wszystko będzie dobrze.- powiedziałem to bardziej do siebie. Zacząłem się totalnie martwić. Nie wiem, czy było to aż tak widać. Lennie jest przeziębiony i tyle. To nic poważnego, a ja zwyczajnie panikuje w środku i nie mogę wyluzować. Zapadła cisza. Rozejrzałem się niby z nudów, ale tak szczerze chciałem skupić się na czymś innym. W kącie wozu zauważyłem dość starą, zwykłą gitarę. Przechyliłem głowę, przyglądając się jej.
- Na co tak patrzysz?- spytał po chwili.
- Co powiesz na krótką piosenkę?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, od razu sięgając po gitarę.- I tak nie mamy co robić.- wróciłem na swoje miejsce.- Poza tym nikt nie śpi. Możemy razem pośpiewać albo coś takiego.- zacząłem stroić instrument. Jak ja dawno tego nie robiłem. Minęły całe lata, a jednak nie wyszedłem z wprawy. Po krótkiej minucie byłem już gotowy. Jednak za nim zacząłem grać, spojrzałem na towarzysza i poprawiłem kocyk na jego ramionach.- Nie możesz mi tu zmarznąć.- uśmiechnąłem się, po czym znowu złapałem za gitarę.- Szczerze dawno nie grałem, więc pewnie nie będzie tak cudownie. Jakby było fatalnie. To krzycz, żebym przestał.- po tych słowach, skupiłem się na instrumencie. Zamknąłem oczy i reszta już sama wyszła.
Gdy już kończyłem grać, jedna struna gitary pękła.
- Okej ta gitara już ma mnie dość.- powiedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy. Odłożyłem instrument i spojrzałem na Lennie'go.- Dalej jest ci zimno?- spytałem.- Za niedługo powinniśmy być na miejscu... Chyba. W sumie nie wiem. Straciłem poczucie czasu przez to granie.- podrapałem się w tył głowy, kładąc po sobie uszy.
Vivi CD Cal & Rose
Przerwóciłem oczami widząc dziewczynę ,która znalazła moją ofiarę w lesie. Cóż za przypadek... Uniosłem brew patrząc za nią.
Tsk tsk tsk... Ah ci ludzie ,odrazu etykietki doczepiają. Potrząsnąłem głową. Rozejrzałem się upewniając się iż nikt nie patrzy. Moment później podreptałem za dziewczyną w formie białego kota. Skoro ona tu była to Cal musiałbyć niedaleko.
Usiadłem sobie obserwując kolejke. I tak oto wypatrzyłem swój cel. Spoglądał na dziewczynie widocznie niezadowolony. Podbiegłem do niego i jedyn susem wskoczyłem mu na ramię zaczynając mruczeć. Oczywiście wielmożny książe momentalnie chciał się mnie pozbyć. Chwycił mnie za kark i zirytowany zdjał z siebie.
- Jeszcze czego głupi futrzaku - Mówiąc to zrzucił mnie na ziemię.
Otrząsnąłem się spoglądając na niego niezadowolony.
- Tak demony traktować? Powinieneś się wstydzić - Syknąłem na niego.
Zastygł w bezruchu wbijając we mnie wzrok. Zauważyłem delikatną iskierkę przerażenia w jego oczach. Zamruczałem zadowolony ocierają się o jego nogę.
- Nie sądziłeś chyba ,że uda ci się tu przedemną ukryć Tyberiaszku~
Odskoczyłem unikając zostania rozdeptanym przez chłopaka. Syknąłem obserwując jak niewiele sobie robiąc z mojej obecności idzie dalej. Mimo to dokładnie wiedziałem co czuł tak naprawdę, nie mógł mnie tak łatwo zwieść. Obserwowałem jak się zirytowany przecisnął przez kolejkę przez przypadek wpadając w stoisko i znajdując się na początku kolejki. Przechyliłem głowę mrugając i obserwując jak nerwowo rozmawia z dziewczynką. W moich oczach błysneły figlarne ogniki i dosłownie gdy dziewczyna zaczeła wróżyć wskoczyłem na stoliczek rozsypując karty tarota a akurat karta śmierć upadła przed młodego księcia. Wyszczerzyłem się kładąc na niej łapkę i zadowolony obserwując błysk przerażenia w jego oczach.
<Cal? Rose?>
3 paź 2018
Lennie CD Shu⭐zo
Obudziłem się w nocy, Shuzo ciągle leżał jako pies w tej samej pozycji. Miałem wrażenie, jakby zszedł z tego świata, a wraz z tą myślą, zacząłem się zastanawiam, jak najlepiej umrzeć.
Podniosłem się z materaca, gdy usłyszałem jakiś hałas. Razem ze mną uniósł się psi łeb, oboje spojrzeliśmy na wyjście, a potem na siebie. Wygramoliłem się spod kołdry i wyjrzałem zza namiotu. Zauważyłem, że ludzie zaczęli wynosić z namiotów, które składali i pakowali na wóz. W tym czasie chłopak wrócił do swojej ludzkiej postaci i stanął za mną.
- Co się dzieje? - zapytał, na co wzruszyłem ramionami.
- Chyba jedziemy dalej - stwierdziłem widząc kolejne pudła składowane do wozu. Shuzo wyszedł z namiotu i podszedł do jednego z pracowników. Widziałem, jak wymienili dwa zdania, mężczyzna skinął głową o towarzysz wrócił.
- Wyjeżdżamy do Avalonu - powiedział. Uniosłem zdziwiony jedną brew, dlaczego nikt nas nie powiadomił?
- Idź się pakuj - ziewnąłem przeciągle. Shuzo skinął głową i skierował się do siebie, by się spakować. Postanowiłem nie być w tyle (chociaż i tak zbyt długo spałem) i zająłem się swoimi rzeczami. Spakowałem ubrania, przedmioty i inne bzdety. Wrzuciłem torby do wolnego czterokołowca i zobaczyłem, że prawie cały plac, który zajmował cyrk, był pusty.
- Lennie, ty jeszcze nie gotów? - usłyszałem znajomy głos, odwróciłem się do Pika, która stał przede mną z gotowością do podróży, wypisana na twarzy.
- Trochę zaspałem - stwierdziłem i ruszyłem zebrać resztę rzeczy i namiot. Shuzo nie był lepszy, koniec końców, to na nas obydwu czekali.
- Zapomnieliście, że wyjeżdżamy? - zapytał Pik, gdy znaleźliśmy się przy reszcie trupy i pracownikach. Nim odpowiedzieliśmy, wozy ruszyły, a my zajęliśmy wygodne miejsca. Nagle zacząłem kaszleć, poczułem zimne dreszcze.
- To chyba po tej zimnej wodzie - powiedziałem do Shuzo.