31 gru 2018
Joker Queen-Madam Shyarly CD Smiley
Vivi CD Cal & Rose
30 gru 2018
Rose CD Queen Chie
Shu⭐zo CD Lennie
Vogel CD Rose
29 gru 2018
Ludzie to jedyne zwierzęta...
...które się wzajemnie zabijają i upokarzają, w imię wyimaginowanych celów
Lennie CD Shu⭐zo
Po wielu próbach
28 gru 2018
Rose CD Vogel
-Dziękuję- powiedziałam, ściągając narzutę, by ją potem natychmiastowo oddać. Gdy już się czułam trochę lepiej, byłam w stanie coś powiedzieć. Mimo, że stoimy tutaj kilkanaście długich minut, wypadałoby coś w końcu zrobić. Ktoś jeszcze może zobaczyć nas na miejscu zbrodni i tak, jak Vogel mnie, posądzić o zabójstwo. Nie zamierzam spędzić życia w areszcie. Moje myśli przerwał mi głos właściciela płaszcza.
-Za co?- zapytał się najwyraźniej trochę skołowany. W ogóle mu się nie dziwię.
Za to, że mnie mi zaufałeś, że ja tego nie zrobiłam, pomimo, że mało co się znamy oraz za to- odpowiedziałam, wskazując na jego odzienie, którym mnie okrył. Nie możemy tutaj być przez cały czas. Ukryć przestępstwa nie możemy, bo będziemy oskarżeni o współudział, ale bezczynni też nie możemy być.
-To co robimy?- zapytałam się, strzepując z piżamy, liście z ziemi.
26 gru 2018
Queen Chie DO Rose
- A co ty tu robisz? - zapytała się, a ja spojrzałam na nią. Nie wiedziałam za bardzo jak mam zareagować. Gdy nagle dostałam powiadomienie na telefon z gry.
- Grałam - powiedziałam cicho, pokazując telefon w ręku.
- Dlaczego akurat tutaj? - zapytała się dziewczyna. Nie wiedziałam że będzie drążyć dalej temat.
- Bo jest spokojnie i nikt mi nie przeszkadza - powiedziałam cicho bez zająknięcia się ani bez okazywania uczuć. - A co pani tu robi? - zapytałam się chcąc coś zrobić aby tak naprawdę dziewczyna się nie zorientowała jakie były moje prawdziwe intencje ukrywania się tam.
25 gru 2018
Rose CD Cal & Vivi
Usłyszałam jakieś kroki dochodzące z mojej lewej strony. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam Cala biegnącego w moją stronę. Nic w tym dziwnego nie było, dopóki nie zobaczyłam gigantycznego kota. Powoli się cofałam, lecz po chwili zaczęłam biec najszybciej, jak mogłam.
Po jakimś czasie razem z chłopakiem wbiegliśmy na jakieś schody, co potem okazało się, że to nie było najlepszy pomysłem. Potwór walnął łapą i wszystkie gruzy spadły, a ja wraz z nimi. Czułam się strasznie obolała. Nie mogłam się ruszyć, ale Cal to zauważył i wziął całą uwagę monstrum na siebie, pewnie ratując mi życie. Poleżałam jeszcze przez chwilę, po czym lekko obolała ruszyłam przed siebie. Patrzyłam się za siebie, bojąc się, że znowu będę musiała uciekać. Teraz do tego zdolna nie byłam. Poprawiając fioletową grzywkę, zaczęło mnie boleć ramię. Złapałam się za to miejsce, czując coś lepkiego. Spojrzałam na dłoń i ujrzałam krew. Musiałam się nieźle walnąć. Jęknęłam z bólu, ruszając dalej. Skoro nie mogę użyć teleportu, muszę sobie sama poradzić z raną. Na szczęście zdążyłam zrobić sobie prymitywnego warkocza na której był kawałek wstążki. Rozwiązałam kokardę, by zrobić z ozdobnej tasiemki mizerny bandaż. Może nie wystarczy na cały dzień, ale z godzinę powinno wytrzymać. Owinęłam ranę najściślej, jak mogłam. Kiedy znalazłam się na jakiejś łące Czułam się, jakby energia do mnie wracała. Ulżyło mi. Z lekkim stresem użyłam teleportacji, znajdując się w swoim namiocie. Całe szczęście! Wywnioskowałam, że blokada działa tylko na określonym terenie. Wzięłam apteczkę, by przemyć ranę. Nie była głęboka, lecz nie miałam ochoty na infekcję. Kiedy kończyłam już czynność, mocno walnęłam się w czoło. Cal jeszcze tam został! Z prędkością światła opatrzyłam ranę i powróciłam tam, gdzie wszystko się zaczęło. On musi być gdzieś niedaleko.
24 gru 2018
Cal CD Rose & Vivi
- Pożałujesz tego.- warknąłem, a zdziwienie szybko zmieniło się w gniew. Nie miałem czasu, żeby z nim dyskutować. Moja moc nie działała. Jestem w totalnym bagnie. Przerośnięty kot od razu rzucił się na mnie. W ostatniej chwili zdążyłem uciec. Nie zatrzymywałem się. Ciągle biegłem przed siebie, słysząc za plecami rechot tego pomiotu szatana. Szybko też na swojej drodze spotkałem Rose. Skąd ona tutaj?! Po prostu tylko jej tu brakowało.
- Uciekaj!- krzyknąłem. Dziewczyna w momencie rzuciła się do biegu. Kot deptał nam po piętach. W ułamku sekundy skoczył i zagrodził nam drogę. Od razu zawróciłem i pobiegłem w drugą stronę, a Rose oczywiście pobiegła tuż za mną. Nie widząc innej drogi. Wbiegłem razem z nią na jakieś dość potężne stare schody. Co to były za ruiny? Jakiegoś zamku? Mega wielkiej starej willi? Jakiejś świątyni? Kot wskoczył na te schody, oczywiście je rozwalając. Dosłownie je przebił.
Stopnie pod naszymi stopami też zaczęły pękać i nagle już zsunąłem się razem z Rose prosto w dół na tego kota, którego trochę przysypały te gruzy. Byłem tak wystarczająco blisko, że udało mi się kopnąć go prosto w jedno oko. Kot wydał z siebie coś w rodzaju ryku i odskoczył w tył. Sekundę później już zobaczyłem wielką łapę, która uderzyła o gruzy centralnie koło mnie. Zdążyłem uciec do przodu, ale Rose spadła gdzieś w bok prosto z tych ruin na ziemię. Kot od razu się nią zainteresował. Z jednego oka ciekła mu krew. Porządnie mu przywaliłem. Dziewczyna podniosła się z ziemi i zaczęła się cofać, ciągle wpatrując się w kota przerażonym wzrokiem. Nie mogłem jej tak teraz zostawić. W końcu to przeze mnie jest wplątana w to wszystko. Bez zastanowienia rzuciłem w kota jednym z większych kamieni.
- Hej! Tutaj ty wredna kocia gębo!- krzyknąłem i posłałem jeszcze parę kamieni prosto w pysk przerośniętego kota. Ten od razu zwrócił na mnie uwagę. Rzuciłem się do biegu. Pchlarz zostawił Rose w spokoju i ruszył za mną. Szczerze już traciłem siły. Jeszcze w życiu tyle nie biegałem.... No może wtedy, gdy uciekałem z zamku. Szybko wślizgnąłem się do jakiejś dziury w dość grubym murze. Na chwilę zatrzymał on kota. Zdołał przez dziurę jedynie włożyć łapę. Ja w tym czasie dalej biegłem. Serce waliło mi jak oszalałe. W oddali było słychać grzmoty. Świetnie. Jeszcze mi tu burzy brakowało. Słońce zaczęło się chować za szarymi chmurami. Przedzierałem się przez zarośla. Biegłem przed siebie. Nie istotne dokąd. Byleby zwiać przez tym kotem i przeżyć. Oby Rose nic się nie stało.
23 gru 2018
Vivi CD Rose & Cal
Gdy chłopiec mnie odesłał poszedłem wrócić do swoich zajęć. Nie żeby miały mi zabrać specjalnie dużo czasu. Jednak nadal musiałem jakoś zapracować na zaufanie. Nie miałem ochoty wyzbywać się tylu ludzi naraz w przypadku gdyby coś zauważyli lub odkryli. Dopiero pod wieczór miałem trochę czasu dla siebie. Przeciągnąłem się i przybrałem cienistą formę. Bez zbędnego trudu prześlizgnąłem się to namiotu chłopca. Obserwowałem go chwilę do czasu aż nie zaczął się rozglądać widocznie zirytowany. Zniknąłem i pojawiłem w pobliżu namiotu jak jej tam było... Ach Rose... Była nawet interesująca, przynajmniej z tego względu, na Cal'a. Coś się w nim zmieniało gdy był przy niej. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na moją prezencję, możliwe, że była zbyt zmęczona. Nic zbyt ciekawego się nie działo do czasu gdy zjawił się zbyt dobrze mi znany wygnaniec.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?- zapytała widocznie zirytowana.
- Nie mogę.- odpowiedział pokazując Rose trzy karty.- Co one znaczą?
Po chwili otrzymał odpowiedź nad swoje pytanie. Dalsza rozmowa mnie już nie interesowała zostawiłem ich w spokoju. Przynajmniej na razie.
A więc cierpienie... Śmierć i miłość... Intrygujące... A może... Gdybym tylko znalazł kogoś na kim mu zależy... Z żalem stwierdziłem, że Cal przecież z nikim nie jest tak blisko. Jest oziębłym, aroganckim księciem. Może mu pomogę znaleźć drugą połowę... Zamyśliłem się. No cóż, ale jak do tego podejść? Moje uszy drgnęły. I już miałem genialny plan...
Dałem dzieciakom chwilę spokoju. Och to nie tak, że mi się znudziło potrzebowałem czasu aby wszystko przygotować.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wybiła ósma. Cóż zajęło to dłużej niż sądziłem. No, ale teraz wystarczyło zwabić głównych bohaterów na scenę. Gdy wślizgnąłem się do namiotu książątka ten jeszcze głęboko spał. Widać nocne eskapady mu nie służyły. Nachyliłem się nad nim zamyślony i chwyciłem go za nadgarstek, a moment później oboje znajdowaliśmy się w jakiś ruinach. Odsunąłem się o krok od śpiącego. A z cienia dobiegło gardłowe warczenie.
- Jeszcze nie teraz... - Ofuknąłem istotę ukrytą w cieniu.
Tym razem przeniosłem się do namiotu dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu już nie spała, a siedziała przy lustrze czesząc włosy. Stanąłem za nią.
- Wcześnie jesteś na nogach. Sądziłem, że po tym jak cię Cal obudził będziesz jeszcze głęboko spać.
Aż podskoczyła odsuwając się ode mnie.
- Co ty tu...?!
- Ach nie przejmuj się mną. - Obejrzałem paznokcie zadowolony się uśmiechając. - Ponieważ na twoim miejscu raczej zastanawiałbym się co teraz.
- Co to ma w ogóle znaczyć!? Natychmiast wyjdź.
- Złość piękności szkodzi, panienko.
I puf! Znów staliśmy w tych samych ruinach jednak, trochę dalej od miejsca gdzie leżał Cal. Dziewczyna zaskoczona się rozglądała.
- Ach prawie bym zapomniał... Musicie sobie jakoś poradzić BEZ nadprzyrodzonych zdolności. - Zachichotałem odchodząc od niej.
I teraz wszystko było gotowe. Ogromna bestia, z którą zostawiłem Tyberiasza dostała ode mnie znak do działania. I tak oto z cienia powoli wyłoniła się wielka pręgowana bestia. Ogromny kot rozglądnął się, a końcówka jego ogona niespokojnie drgała. Nagle wypatrzył Cal'a i od razu się przyczaił gotowy do skoku.
Zjawiłem się przy niczego nieświadomym chłopaczku i szturchnąłem go nogą.
- Hej... Cal... Na twoim miejscu zacząłbym biec... Jedno draśnięcie jego kłów lub pazurów i jesteś martwy. - Uśmiechnąłem się wrednie spoglądając na jego zdziwioną twarzyczkę.
Grę w kotka i myszkę czas zacząć.
16 gru 2018
Shu⭐zo CD Lennie
Cóż tu dużo mówić? Ostatnie parę dni nie różniły się za bardzo od siebie. Ciągle siedziałem u siebie albo komuś pomagałem. Miałem ręce pełne roboty. Szczerze lubię to. Dzięki pracy mam mega dużo energii i się nie nudzę. Tego ranka wstałem normalnie o ósmej. Wypiłem na szybkiego herbatkę i zabrałem się do pracy. Musiałem skończyć swoje najnowsze kreacje na te coraz chłodniejsze dni. Potem chciałem też się wybrać do miasta, ale przed tym muszę też zajrzeć do Lennie'go. Biedak już tak długo jest chory. Westchnąłem zmartwiony na samą myśl o tym. Powinno mu się już polepszać. Kto wie, może dzisiaj już stanie na równe nogi? Błagam, żeby już był zdrowy. Wiecznie nie może być chory.
Dzisiaj już darowałem sobie moje królewskie ubrania. Nie będę cudować. Nie mam ciepłych rzeczy, które określają mój styl, ale na pewno za niedługo się to zmieni. Założyłem zwykły biały sweter i szare jeansy. Plus jakieś czarne buty. Zimno mi było i na dworze z resztą też. Ciekawe, czy spadnie śnieg? Zima to taki magiczny czas. Wszystko jest białe i nastaje taka głucha cisza. Można pić cały dzień gorącą czekoladę i leżeć pod kocykiem, czytając ulubioną książkę albo iść porzucać śnieżkami, ulepić bałwana, jeździć na sankach i nartach. Dla mnie łyżwy są jednak najlepsze. Koniec z końców długo się nie zająłem pracą, tylko wyszedłem na zewnątrz. Nie widziałem ani jednej żywej duszy. W sumie, co tu się dziwić? Nikomu by się nie chciało ruszać w taki dzień. Zero słońca, tylko same szare chmury plus ten wiatr. Może sobie odpuszczę dzisiaj to miasto? Sam już nie wiem. Nie tracąc czasu, poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Szybko znalazłem się przed jego namiotem. Gdy tylko zobaczyłem, że siedzi sobie na łóżku od razu go przytuliłem.
- Hejka, Lennie. Jak się masz? - spytałem i od razu przyłożyłem rękę do jego czoła. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- O wiele lepiej.
- Jak dla mnie jesteś już zdrowy, ale i tak powinieneś jeszcze odpoczywać. Nie ma się co spieszyć. W ogóle co sądzisz?- stanąłem przed nim.- Najnormalniejsze co mam. Czuje się niższy w tych zwykłych butach, a ten sweter jest taki pusty. Jednak da się przeżyć. Poza tym chciałem się dzisiaj wybrać do miasta, ale teraz już nie wiem. Jakaś marna ta pogoda. Może pójdę innym razem.- wzruszyłem ramionami, a po chwili zwyczajnie poprawiłem rękawy swetra.
<Lennie?>
14 gru 2018
Lennie CD Yin
11 gru 2018
Vogel CD Smiley
- Lepiej już wracajmy, jest coraz ciemniej i zimniej, nie chcę, żebyśmy się rozchorowali.
- Masz rację -przytaknęła, odwracając się do mnie -Nie chciałabym być chora przez następne kilka dni -zaśmiała się delikatnie, łącząc przy tym dłonie za plecami.
Skinąłem głową, co znaczyło, że ruszamy. Szliśmy blisko siebie w równym tempie, gdyż nie chciałem stracić jej z oczu. Kto wie, co mogłoby się tutaj czaić, a gdyby któreś z nas się zgubiło, nie byłoby już tak kolorowo. Zacisnąłem pięści, które jeszcze przed chwilą schowałem przed zimnem w kieszeniach, próbując je jakoś ocieplić, lecz ten czyn sprawiał mi tylko niewielki ból, a nie poczucie przyjemnego ciepła.
- Powiedz Vogel, masz coś na jutro w planach? -usłyszałem nagle jej głos, na co skierowałem w jej stronę wzrok. Ta natomiast rozglądała się po krzewach po swojej prawej stronie, jakby czegoś chorobliwie szukała.
- Nie, jutro akurat mam dzień wolny -odpowiedziałem powoli, intuicyjnie spoglądając w tę samą otchłań, co ona -Miałem zamiar zabrać się za małe porządki u siebie w posiadłości -ostatnie słowo wypowiedziałem z kpiną, przewracając przy tym oczy, co równało się z tym że przestałem obserwować tamten obszar.
- Posiadłość? -usłyszałem prześmiewczy ton w jej głosie.
- Posiadłość -przytaknąłem, zwieszając głowę, lecz od razu ją uniosłem do góry, spoglądając na niebo jaśniejące od kilku gwiazd, które zdołały już się ujawnić.
- Nie pomyślałabym, żeby ktoś mówił na nasze mieszkania tak, jak ty to powiedziałeś.
- Przeszkadza ci takie określenie? Mogę je zmienić na przykład na apartament, willę, zamczysko... -zacząłem wymieniać, licząc podane nazwy na palcach.
- Przestań już! -dźgnęła mnie łokciem w bok, przez co delikatnie się zgiąłem.
Już miałem coś do niej warknąć, lecz po usłyszeniu jej cichego śmiechu, od razu mi ta myśl przeszła, przez co tylko westchnąłem, na powrót się prostując.
W końcu doszliśmy do naszego obozowiska, gdzie nie było widać ani jednej żywej duszy, prócz naszej dwójki. Rozejrzałem się po placu przed nami, po czym oznajmiłem dziewczynie, że ją odprowadzę. Na początku była temu przeciwna, lecz ja się z nią nie sprzeczałem, tylko zacząłem już iść w kierunku jej namiotu, a ta nie mając innego wyjścia, podążała przy mnie. Będąc przed jej wejściem, zacząłem odwijać szalik, lecz zatrzymała mnie przed tym.
- Oddasz mi go jutro, poczekam! -mówiła z wyciągniętymi rękoma w moją stronę, jakby się broniła.
- Jeżeli tak mówisz -wyszeptałem, na powrót szczelnie związując materiał -Dobrej nocy -rzekłem głośniej i zacząłem odchodzić.
Wchodząc do przyczepy, od razu zrzuciłem z siebie wierzchnie, przemarznięte ubranie, wieszając je na krześle przy biurku. Ziewnąłem przeciągle i ruszyłem w stronę małej toaletki, w której umyłem zęby, przemyłem twarz i przejrzałem się w lustrze. Po tych czynnościach wróciłem do głównego "pokoju" i rzuciłem się na łóżko, na którym leżałem bezczynnie przez jakiś czas, aż w końcu odpłynąłem w świat snów.
<Smiley?>
9 gru 2018
Smiley CD Joker Queen-Madam Shyarly
- Yuki, Bisca możecie patrzeć ze środka, albo z boku. Tylko nie wchodźcie mi w drogę, dobrze?! - spojrzałam się poważnie na tą dwójkę, gdyż ostatni mój trening prawie skończył się tragedią.
Ćwicząc tak już z dobre trzy godziny miałam zamiar sobie zrobić krótką przerwę tuż po przećwiczeniu ostatniego układu choreograficznego. Moja uwagę przykuły osoby, które nas zaczęły obserwować. Dziewczyny towarzysz był bardzo zabawny próbując naśladować nas. Jednak jej drugi towarzysz wyglądał na kogoś kto chce, aby zwracał na niego uwagę. Uśmiechnęłam się do tajemniczego towarzysza dziewczyny i podeszłam do niej.
- Szkarłat odpocznij sobie - powiedziałam do konia, głaszcząc go po głowię w ramach podziękowania za bardzo dobrze wykonaną pracę. Podeszłam do dziewczyny.
- Nie strasz. Pewnego dnia, ktoś cię wystraszy tak, że padniesz. - chciałam, aby zabrzmiało to jak żart, ale nie udało mi się, toż to pech. Przedstawiła się dziewczyna z mało zachęcającym wyrazem twarzy.
- Queen co cię sprowadza to tego namiotu? - zapytałam się ponieważ zarezerwowałam go sobie na calutki dzień tylko dla siebie.
8 gru 2018
Smiley CD Vogel
Chcąc jak najszybciej zapomnieć o zaistniałej sytuacji, zmieniłam temat, tak samo jak i on. Weszliśmy na pagórek z którego mieliśmy wspaniały widok na zachodzące słońce.
- Ale to piękny widok... - powiedziałam szeptem pod nosem. Uśmiechnęłam się delikatnie czując jednak tym samym ból. Ten sam widok widziałam za czasów gdy byłam mała i mieszkałam w sierocińcu. Jedyna urzekająca rzecz wtedy, a dzisiaj patrząc z pagórka na zachód słońca widok był tak samo urzekający z tym, że odczuwałam trochę tęsknoty. - Miło, że mogę oglądać taki piękny widok z tobą - spojrzałam się na niego z uśmiechem.
On spojrzał się na mnie. Iskierki w jego oczach nie zmieniły się więc była jeszcze nadzieja, że kiedyś przypomni sobie o nas. - Może powinniśmy już iść do domu? - spojrzałam się na niego pytająco.
- Poczekajmy jeszcze chwilę - odpowiedział cicho. Wzięłam swój szal do rąk i owinęłam go do okoła szyi chłopaka.
- Nie ma sprawy, ale musisz przyjąć ode mnie szalik. Nie chcę żebyś się rozchorował - przykazałam mu z uśmiechem na twarzy.