31 sty 2019

Rose CD Cal & Vivi

Po chwilowym porwaniu, obudziłam się w swoim łóżku z krzykiem. Czułam, jak coś mnie ściska w niektórych częściach ciała, coraz ciężej mogłam oddychać, a na ramionach robiły mi się czerwone ślady. Co ten demon ze mną zrobił? Zaczęłam kaszleć z braku powietrza i robiło mi się coraz gorzej. Upadłam, na moje szczęście, na poduszkę, wdychając łapczywie powietrze. Zastanawiałam się co robić. Do pielęgniarza nie mam zamiaru iść, bo mi jeszcze coś (ponownie) zrobi, a Cal w sumie może mi nie pomóc. Chociaż gdybym mu powiedziała, że to wszystko przez niego to mogłoby go choć trochę przekonać. Przynajmniej mogę spróbować. Wyszłam z namiotu i zamyślona szłam w stronę stołówki. Od rana nic nie jadłam, a robiłam się powoli głodna. Momentalnie Egoista na mnie wpadł, przy tym nas przewracając na ziemię. Kątem oka zobaczyłam drugą mnie. Czy to ten wytwór demona? Oboje natychmiastowo wstaliśmy, a chłopak biegł dalej. Widząc moją podobiznę z nożem, stanęłam przed nią dając królewiczowi kilka sekund na zwiększenie odległości. Myślałam, że klon mnie ominie lub popchnie, lecz jedynie stała i patrzyła mi się w oczy.
-Mój Stwórca chciał przekazać, że masz u niego się pojawić w trybie natychmiastowym- powiedziała poważnym i obojętnym tonem po czym powróciła do biegu. Co Vivi ode mnie chce?
(Cal? Vivi?)

Rose CD Vogel

Po tym, jak Vogel poszedł zawiadomić Pika o morderstwie, które miało miejsce jakiś czas temu, postanowiłam pójść do mojego namiotu. Musiałam zmienić moją brudną od ziemi piżamę na coś innego. Starałam się po omacku dojść do łóżka, by zapalić małą lampkę leżącą na stoliku nocnym przy moim łożu. Robiłam małe powolne kroki, kierując dłonie przed siebie, jakbym natknęła się na jakiś mebel, mogłabym go jakoś ominąć, nie robiąc przy tym sobie krzywdy. Gdy już doszłam do łóżka, usiadłam na nim, przesuwając się w stronę poduszki. Palcami przesuwałam po stoliku, dopóki nie natknęłam się na włącznik. Pstryknęłam przycisk i w pokoiku zrobiło się jaśniej. Zamknęłam oczy nieprzyzwyczajone do światła.
-Teraz trzeba się tylko przebrać i mogę pójść spać- szepnęłam do siebie, by się pocieszyć. Nie wiedziałam czy będę w stanie zasnąć po tym koszmarnym widoku. W sumie, gdyby nie moja ciekawość nadal bym spała z myślą, że jest bezpiecznie.
Wstałam z łóżka i wodziłam wzrokiem po pokoju, zastanawiając się co zrobić. Zdjęłam ubrania nadające się do prania. Złożyłam je i położyłam na biurku. Później je upiorę, na razie jestem zbyt zmęczona. Będąc w samej bieliźnie ułożyłam się wygodnie i miałam zgasić lampeczkę, gdy usłyszałam głos Vogel'a:
-Rose? Mogę wejść?- powiedział powoli otwierając namiot. Szybko się zakryłam kołdrą, kiwając jedynie głową. Mężczyzna jakby w jednym momencie nabrał pewności siebie i podszedł do biurka, by usiąść na krześle.
-O co chodzi?- spytałam się, poprawiając grzywkę. Usiadłam opierając się o poduszkę.
-Chciałem poinformować, że Pik zawiadomi policję...
-To chyba dobrze, policja zajmie się sprawą, a my możemy w spokoju się zająć swoimi sprawami, prawda?
-Pewnie będą do nas przychodzić coraz, by zadać nam pytania.
-No cóż...- przez chwilę oboje milczeliśmy. Wiedzieliśmy doskonale, że nic w tym miejscu, w którym obecnie nasz cyrk się znajduje nie będzie takie samo. W końcu co się pierwszy raz zobaczyło, łatwo się tego nie da zapomnieć.
(Vogel?)

Lennie CD Shu⭐zo

Zacząłem dłonią szukać kołdry, zrobiło mi się zimno. Okazało się, że w pobliżu jej nigdzie nie ma. Dalej z zamkniętymi oczami i cichym pomrukiem niezadowolenia, że się obudziłem, po omacku zacząłem szukać kołdry. Chciałem się nią owinąć jak naleśnik i nie wstawać do południa. W końcu odnalazłem ten mały ukochany skrawek. Położyłem głowę na poduszce i zacząłem ciągnąć go z całych sił, poczułem jednak mały opór. W końcu zmusiłem się do otwarcia oczu, zobaczyłem namiot, moje ubrania i inne rzeczy. Odwróciłem się na drugą stronę, gdzie znajdowała się kołdra. Przez chwilę miałem wrażenie, że dalej śnie, tym razem na jawie, ale jak upływały sekundy, zdawałem sobie sprawę, że to nie sen, a Shuzo był prawdziwy. Podniosłem się na łokciach i przymrużyłem oczy.
- Shuzo? - zapytałem bardziej siebie. - Co tu robisz? - dokończyłem. Chłopak wyglądał na wystraszonego i zdezorientowanego. Przez chwilę milczał, błądząc wzrokiem po namiocie, aż w końcu spojrzał na mnie, ale znowu uciekł wzrokiem.
- Ja... - zaczął. Usiadłem na materacu i okrywając się kołdrą. - Lunatykowałem! - wręcz wykrzyknął, na co przymknąłem jedno oko. Za głośno. - Przepraszam - odezwał się ciszej. - Lunatykowałem - powtórzył cichszym tonem. Skinąłem głową, przecierając twarz dłońmi. 
- Każdemu się zdarza - ziewnąłem szeroko i przyjrzałem mu się. - Widzę, że jesteś już w swoich ubraniach - potem przeniosłem wzrok na jego włosy. Nie przemalował się, miałem nadzieję, ze ten drugi to doceni. Gdy sobie przypomniałem o rozdwojeniu jaźni, od razu pożałowałem. Chciałem po prostu nie myśleć na ten temat i spędzić miło czas z moim przyjaznym Shuzo, a nie z tamtym dupkiem. Jak to możliwe, że takie dwa odmienne charaktery są w jednym ciele?
- Tak, do północy je szyłem. W końcu muszę mieć w czym chodzić - potaknąłem głową i zszedłem z łóżka. Rozciągnąłem się.
- Jak ci się spało w nowym namiocie? - zapytałem ciekaw szeroko ziewając. Zdecydowanie powinienem jeszcze pospać. Wyciągnąłem do chłopaka dłoń, by w końcu wstał, a nie siedział na ziemi. 
- Całkiem dobrze, jeszcze się przyzwyczajam - stwierdził. 
- Jak coś, możesz do mnie przychodzić kiedy chcesz, jeśli ci się znudzi siedzenie w nowym namiocie - powiedziałem uśmiechając się. Chłopak to odwzajemnił. - Skończyłeś tą sukienkę? - zapytałem idąc szukać jakichś ubrań na przebranie. W końcu w pidżamie nie wyjdę na zewnątrz.

<Shuzo?>

29 sty 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Po jakimś czasie wróciłem do Lennie'go. Musiałem go poinformować o tym, że oficjalnie mogę zacząć wszystko od nowa. W końcu mój nowy namiot już stoi.
- To, co chciałeś mi powiedzieć? - spytał, oddając mi sukienkę.
- Mój namiot już jest. - odpowiedziałem widocznie szczęśliwy.
- To wspaniale.
- Właśnie wiem. Mogę znowu się zająć pracą, a dzisiaj dokładnie tą sukienką. Ładna jest, ale ja sprawię, że będzie jeszcze piękniejsza.
- Drugi raz już jej nie założę. - po jego słowach oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Spokojnie. To był ten jeden i ostatni raz. Już ci czegoś takiego nie zrobię. - zapewniłem z uśmiechem.

*

Do późna szyłem swoje nowe ubrania. Poszedłem spać gdzieś koło północy. Gdy wreszcie wybiła pełna godzina, wciąż nie mogłem zmrużyć oka. Minutę później już myślałem o pewnej osobie. Kolejną minutę później rozmyślałem o jego pięknych fiołkowych oczach. Uśmiechnąłem się do siebie. Minęła następna minuta — starałem się zasnąć, ale coś mi nie szło. Minęło dwadzieścia minut, a on wciąż był w mojej głowie. Dziesięć minut później — chciałem już przestać o nim myśleć. Wtuliłem się bardziej w poduszkę, ale to w ogóle nie pomogło. Przekręciłem się na drugi bok... Dalej nie pomaga. Wybiła godzina druga. Zacząłem myśleć o jego ustach. Już nie wiem, co mi zaczęło odbijać. Nie mogłem się ogarnąć. Nie miałem na nic siły. Potem już nagle była trzecia nad ranem. Byłem już totalnie padnięty. Wciąż myślałem o nim, o nim i o nim. O niczym innym nie potrafiłem. Koniec z końców wstałem z łóżka, wciąż tuląc poduszkę. Nogi mnie same gdzieś poniosły. Wiem jedynie, że wyszedłem z namiotu. Potem już film mi się urwał. Jakiś czas później się przebudziłem. Na stówę nie byłem u siebie. Lekko się poruszyłem i poczułem kogoś obok mnie. Gdy bardziej przekręciłem głowę w bok, miałem ją parę cali od twarzy... Lenniego?! Byłem zszokowany. Od razu chciałem jakoś się cicho stąd wydostać. Gdyby się tak obudził, to jak ja bym miał mu to wytłumaczyć? Powoli i cicho odsuwałem się od niego, aż w końcu materac mi się skończył i wylądowałem na ziemi. Okazało się też, że poleciałem w dół razem z częścią kołdry... Na chwilę zastygłem w bezruchu. Błagałem, żeby przez to się nie obudził. Położyłem po sobie uszy, gdy usłyszałem, jak poruszył się na materacu. Śpi czy nie? Bałem się podnieść i sprawdzić.

( Lennie~? )

Robin CD Vivi

Nieznajomy głos docierał do niego jak przez mgłę, zaczął kaszleć i wypluwać wodę z płuc. Przewrócił się na bok, jakby chciał zwymiotować. Zacisnął palce na śniegu czując nieprzyjemny smak zimnej wody w ustach i nosie. Czuł, jak drapie go w gardle, a gdy doszedł do siebie, momentalnie wstał i odsunął się od chłopaka.
- Chciałeś mnie utopić - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. W jego oczach pojawił się strach, ledwo trzymał się na kamieniu, który utrzymywał go przy życiu, a ten zabrał mu ręce i pozwolił, by woda go porwała! Jak tak można? Próbował jeszcze złapać się czegokolwiek, ale nie miał sił. Znowu zaczął kaszleć, wypluwając wodę.
- Uratowałem cię - odpowiedział spokojnym głosem, prawie bez emocji. Robin się odsuwał na czworaka, po chwili stanął.
- Jak byłem na dnie - zauważył mając do niego wyrzuty. Czy nie mógł go zabrać ze sobą, gdy wlazł na kamień? Dlaczego czekał, aż chłopak znajdzie się pod woda? Chociaż jego znaki nie świeciły, zaczął się bać. 
- Musiałem wychwycić dobry moment, by wyjść z wody - wytłumaczyłem. Chłopiec przez chwilę milczał, patrząc na rzekę płynącą obok. - Idziemy do cyrku? - Vivi wstał i zwrócił się w kierunku cyrku. Robin pokręcił głową.
- P-później przyjdę - odparł i się odwrócił. W dalszej chwili był przerażony tym obrotem sprawy. Wszedł w głąb lasu i szedł w kierunku groty, w której spał niedźwiedź, jego najlepszy przyjaciel. Żałował, że spał całą zimę, ale co zrobić? Chociaż dzięki temu mógł przyjść o każdej porze i położyć się przy ciepłym futerku i poczuć się bezpiecznie - dlatego nie poszedł do cyrku. Już nie chodziło o sam fakt, że chłopak pozwolił rzece go porwać, chciał się poczuć bezpiecznie. 

<Vivi?>

Vivi CD Robin

Odkaszlnął i rozglądnął się, dopiero teraz pojmując powagę sytuacji, w której się znajdowali. Cichutko zaklął pod nosem, na moment stracił czujność i co? Rzucił okiem na chłopaka. Widać było, że zaraz puści kamień. I co tu zrobić? Znacznie prostszym wyjściem było ratowanie swojej skóry. Znacznie mniej skomplikowane i wymagające minimalnego wysiłku. Jednak czuł coś dziwnego. Nie mógł tak zostawić chłopaka. Ale dlaczego? Przecież od dawna nie czuł żadnych ludzkich emocji. Może to czysta ciekawość. Tak właśnie! Musiał się dowiedzieć jak chłopak trafił do lasu. Z zamyślenia wyrwał go cichutki głos chłopaka dochodzący jakby z oddali. No tak znajdowali się w dość kłopotliwej sytuacji. Ostrożnie podciągnął się na kamieniu.
- Słuchaj Robin, wyciągnę nas z tego. - Znowu się rozejrzał, szukając normalnego wyjścia z sytuacji tak, żeby nie był zmuszony używać swoich zdolności. 
Jednak nie zauważył nic przydatnego.
- N...no dobrze — Jedną ręką ujął rękę Robina. - Nie bądź zły... Wszystko będzie dobrze. - Uśmiechnął się, puszczając jego rękę i łapiąc drugą.
- V...Vivi? Co ty robisz? - Chłopak spojrzał na demona przerażony.
- Nie masz się czego obawiać — Puścił jego rękę i chłopaka porwał nurt. Vivienne przemienił się w lisa i przeskoczył na kolejny kamień, a potem na ląd. Postawił uszy, obserwując chłopaka, którego głowa jeszcze jako tako się unosiła nad wodą. Ruszył wzdłuż brzegu rzeki, cały czas obserwując Robina. W momencie, gdy chłopak zniknął pod wodą, przemienił się w srebrzystego wilka i skoczył do wody. Nie do końca wiedział, co robi i dlaczego to robi. Chwycił chłopaka zębami za kołnierz. I po chwili ciągnąc Robina za sobą, wspiął się na brzeg rzeki. Puścił go i się nad nim nachylił.
- R..Robinku... Obudź się... - Szturchnął go łebkiem.

( Robin? )

28 sty 2019

Robin CD Vivi

Chłopiec od razu się skruszył, słysząc ton towarzysza, który zamknął księgę. Robin odsunął się do tyłu na gałęzi, nie patrząc już na niego.
- Przepraszam - szepnął i wstał, chwytając gałąź nad sobą. - Ale byłem tu pierwszy - dodał i się podciągnął. Taka była prawda, Robin spał trzy gałęzie wyżej, gdzie dwie były ze sobą złączone i nie musiał się bać, że spadnie na ziemie. Chłopak usadowił się na wyższej gałęzi, czując ciepło na ciele. Podciągnął rękaw do góry i zobaczyłem, ze jego tatuaże się świecą. Zagrożenie? Teraz?
- Wystraszyłeś się mnie? - usłyszałem głos z dołu. Był trochę spokojniejszy, przez chwilę milczałem czując, że znaki gasną. Zagrożenie minęło tak szybko, jak poprawił się humor Vivi. Coś tu zdecydowanie nie grało.
- Nie martw się, niczego nie przeczytałem - powiedział, nie odpowiadając na pytanie. Zamiast myśleć o tym, czy się go wystraszył (no raczej, że tak), zastanawiał się, co się dzieje z jego tatuażami. Psują się? To niemożliwe... albo zagrożenie przeszło dołem i ich nie zauważyło. Tak, na pewno to.
- Robinku, przecież nie jestem na ciebie zły - usłyszał. Wychylił głowę w dół, patrząc na niego. Chłopak tylko w odpowiedzi skinął głową, ale do niego nie zszedł, zamiast tego wstał i idąc na gałęzi, przeszedł na drugą stronę. Po chwili zobaczył kątem oka, jak Vivi przemienia się w lisa i przechodzi na wyższą gałąź. Robin kucnął i mu się przypatrzył. Księgę zostawił na gałęzi, przez chwilę miał ochotę skoczyć tam i ją zabrać, ale zamiast tego przeszedł po gałęzi, na której się znajdował i zatrzymał na jej końcu. Lis przekręcił głowę w bok i mu się przyglądał. Robin po chwili zeskoczył z gałęzi i chwycił się drugiej. Potem zszedł na ziemię i kucnął. Za jego śladami ruszył lis.
- Mogę iść z tobą do cyrku? - zapytałem. Lis pokiwał twierdząco główką, po czym wrócił po księgę. Potem przemienił się w człowieka. - Co to za książka? - zapytał zaciekawiony. Vivi rzucił na niego przelotnie wzrok.
- Nic ciekawego - zapewnił, ale chłopiec nie uwierzył. Mimo to nie dociekał. Szedł obok niego na dwóch nogach, chociaż miał ochotę pobiec na czterech. Szli w ciszy, aż nagle dzieciak się zatrzymał. - Co się dzieje? - zapytał Vivi. Robin na niego spojrzał, a potem na jego stopy. Znaki znowu były ciepłe i to bardzo... Nim się odezwał, śnieg pod nimi się zsunął. Stracili grunt pod nogami i zaczęli spadać w dół. Robin próbował złapać się czegokolwiek, ale nawet najmniejsza gałązka nie wystawała spod białego puchu. Wylądowali z pluskiem w lodowatej rzece. Nurt był silny, ale chłopak szybko wynurzył się na powierzchnie. Zaczął machać nogami i rękami, starając się dopłynąć do brzegu, ale nie miał na to tyle siły. Złapał się jakiegoś kamienia, trzymając się go z całych sił, gdy zobaczył towarzysza, który także wpadł do wody, jednak on mia trudność z wynurzeniem się. Długo nie myśląc, puścił kamień i podpłynął do niego. Zanurkował i pomógł wyjść na powierzchnie. Czuli, że nurt staje się coraz mocniejszy. W końcu chłopakowi udało się chwycić jakiś głaz, także Vivi położył na nim dłonie. David powoli tracił siły i czuł, że długo się nie utrzyma.

<Vivi? Taka mała akcja... co dalej? c;>

Cal CD Rose&Vivi

Publiczność zamarła. Cały namiot ogarnął mrok. Na trybunach dało się usłyszeć ciche syczenie i wyczuć jak coś pełźnie między nogami ludzi. Wraz z syczeniem do namiotu powoli zaczął się wkradać strach i niepokój. Nikt tak na dobrą sprawę nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. W końcu kto by pomyślał, że wypuściłem dwanaście węży prosto w ludzi. Nikt nie zaczął panikować, nikt nie krzyczał... Totalna cisza. Światła reflektorów oświetliły arenę. Stałem na samym środku ze spokojnym wyrazem twarzy. Ręce miałem z przodu, a dokładnie położone na trupiej główce mojej laski. Lekko uderzyłem nią o podłoże. Różnej wielkości węże od razu wyskoczyły z widowni i zaczęły krążyć wokół mnie. Sterowałem nimi laską. Robiły, co tylko zechciałem. Niektóre sztuczki były dość spektakularne. Publiczność była zachwycona. Węże były porozrzucane po całej arenie. Jeden nawet wił się po moim ciele. To było jednak nic. Gwoździem programu był mój dziesięciometrowy pyton. Jest to największy wąż na świecie. Warto się nim pochwalić. Mój występ zaczął się dość nietypowo, ale postanowiłem go skończyć tradycyjnie. Parę węży zabrało moją laskę, a ja wyczarowałem nagle w swoich dłoniach.... Od razu zacząłem grać. Nie było to trudne. Zamknąłem oczy. Wszystkie mniejsze węże się uspokoiły i skupiły się w jednym miejscu gdzieś z boku areny. Gdy melodia grana przeze mnie zdążyła już porządnie wybrzmieć przez główne wejście, do namiotu wpełzł wielki pyton. Był idealnie duży, by okrążyć całą arenę. Jego łeb zatrzymał się totalnie przede mną. Zaczął syczeć. Widocznie był niezadowolony. Wyglądał tak, jakby miał się na mnie zaraz rzucić ze swoimi ostrymi, wielkimi kłami jadowymi.Rzecz jasna tego nie zrobił. Ja wciąż grałem. Jednak otworzyłem oczy i spojrzałem na węża. Wąż uniósł głowę i trochę tułowia, zaczynając się kołysać na boki do rytmu. Potem już zacząłem się z nim bawić jak ze zwyczajnym pieskiem. Ludziom to najbardziej przypadło do gustu. Pod koniec występu gad wyszedł tak samo, jak wszedł. Natomiast jego kolegów sam odprawiłem bez jakiegoś wielkiego problemu. Po wężach nie było śladu. Ukłoniłem się. Wszyscy bili brawa, a jaką dostałem pokaźną sumkę za występ. Czuje się jak najprawdziwszy król rozrywki. Po występie od razu poszedłem do swojego namiotu. Używanie mocy na dwunastu wężach nie jest takie proste. Węże są głupie, ale nie dają tak łatwo sobą zawładnąć. Z tego powodu, że mają mniejsze móżdżki, mogę chociaż parę na raz kontrolować. Gdy już miałem zniknąć w swoim namiocie, zaczepiła mnie ta wróżbitka. Od razu wydawało mi się to trochę dziwne. Po co mnie zaczepia? W dodatku coś mnie blokowało i nie mogłem wniknąć do jej umysłu, by poznać odpowiedź.- Nie zawracaj mi teraz głowy. - odezwałem się dość znudzonym tonem. Miałem jej już dość.
- Spokojnie. To potrwa tylko chwilę.
- Nie mam nawet chwili. - po tych słowach od razu wszedłem do siebie. Ona ruszyła za mną. Za nim zdążyłem się zorientować, wykręciła mi rękę do tyłu i przyłożyła nóż do gardła. Od razu zrobiło mi się słabo. Dotykała mnie! Starałem się zachować zdrowy rozsądek, jednak panika zaczęła przejmować kontrolę. Zamarłem w bezruchu z nożem przy gardle, który coraz mocniej wbijał się w moją szyję. Przeleciałem wzrokiem po pokoju i nagle mnie olśniło:
- Gdzie jesteś, zdechlaku?! - wróżbitka spojrzała na mnie zdziwiona i odsunęła nóż od szyi.
- Przecież nie masz żadnego zwierzaka. - nie wiedziała, co ja takiego wygaduje. Sekundę później dziesięciometrowy pyton owinął się wokół dziewczyny, a ja spokojnie odszedłem od niej. - Co to jest?!
- Zdziwiona? - poprawiłem rękawiczkę. Panika zniknęła w sekundzie. Spojrzałem na nią kątem oka z lekkim uśmieszkiem. - To jest pyton. Wiesz, taki wąż. Uduś panią. - rozkazałem, a wąż od razu zaczął to robić. Na nią to jednak nie działało. Koniec z końców odwołałem węża, a ta znowu zaczęła mnie atakować nożem. Nie chciałem, żeby mi coś tutaj rozwaliła, więc wybiegłem z namiotu. Chwilę później wpadłem na drugą Rose, a jakaś druga wciąż mnie goniła. To na stówę sprawka tego pomiotu szatana.

(Rose? Vivi?)

Vivi CD Robin

Uśmiechnął się widząc notes.
- No proszę. Jednak potrafisz pisać, i to jak? - Zagwizdał. - Dziękuję za pomoc. - Poklepał go po głowie. 
- Nie ma za co - Chłopak się odsunął chowając za sobą rękę, w której trzymał zgniecioną kartkę.
Zauważając to pielęgniarz zaintrygowany go okrążył. 
- A co ty tam schowałeś? Pokaż, pokaż~
- Nie ma takiej potrzeby. To nic takiego... - Wymamrotał Robin, a przy tym mocniej zacisnął pięść na zmiętolonym papierze.
- Co jest? Wstydzisz się hmm? Przecież nie ma czego, sami swoi - Przemienił się w lisa.
Chłopak widząc towarzysza w lisiej formie zaraz się uśmiechnął. Kucnął przy zwierzątku i pogładził je po główce. Lis zamachał ogonkiem i otarł się o jego nogi.
- To ja cię nie będę zmuszać zatrzymaj to sobie. - Spojrzał w niebo. - No cóż muszę wracać do zajęć. Jeszcze raz dziękuje. - Pochylił przed nim głowę a potem ruszył w swoją stronę. - O mało nie zapomniałem! Ślicznie rysujesz, ale może to dlatego, że ja jestem tak wspaniałym modelem~ 
Zachichotał i pobiegł do siebie. 
- - - - - - 
Mężczyzna siedział na gałęzi przeglądając jedną ze swoich ksiąg. Oczywiście te księgi nie były przeznaczone dla ludzkich oczu. Poruszały tematy wychodzące ponad ludzkie pojęcie. Tak się zagłębił w księgę, że nawet nie zauważył jak ktoś usiadł na gałęzi ponad nim. Robin nachylił się próbując czytać mu przez ramię.
- Co to jest za książka? 
Vivi odrazu zatrzasnął księgę.
- Nie uczono cię, że to niegrzeczne tak się podkradać? - Prychnął.

(Robin?) 

26 sty 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Patrzyłem na niego przez chwilę się nie odzywając. Jak może się czuć facet w sukience? Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, które wyrażą moje... zmieszanie, wstyd, uczucie nowego doświadczenia i niecierpliwość. 
- No... wiesz... - zacząłem, zniżając wzrok. Zobaczyłem jasny materiał, chwyciłem go w dłonie i wzruszyłem ramionami. - Inaczej, niż zwykle - odpowiedziałem w końcu wiedząc, że nie potrafię opisać tego, co czułem. Nie była to złość, w końcu sam się na to zgodziłem, ale na pewno nie była to radość, z noszenia damskiego ubioru. Coś pomiędzy strachem, że ktoś mnie w tym zobaczy, a zmieszaniem, że dałem się na to namówić.
- Ale uwierz mi, prześlicznie wyglądasz - słysząc to, poczułem, jak moje poliki się czerwienią. Śmiesznie jest usłyszeć taki komplement, gdy ma się na sobie długą suknię. Ale co tu się dziwić? Większość projektantów jest znana ze swej... inności.
- To... - nim dokończyłem, wejście do namiotu się otworzyło. Stanął w nim Pik, który gdy zobaczył mnie w tym ubiorze, zamknął usta. Przyjrzał się, uśmiechnął, spojrzał na towarzysza i pokręcił głową.
- Shuzo, szukałem cię - oznajmił. Czułem, że robię się na twarzy cały czerwony, a mój strach właśnie się spełnił. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale mnie całkowicie sparaliżowało. stałem jak słup soli i patrzyłem na Pika, czekając, aż sobie pójdzie. 
- Tak? - mężczyzna skinął głową. Przyjaciel spojrzał na mnie. - To ty się przebierz, a my wyjdziemy i porozmawiamy - oznajmił z uśmiechem na twarzy. Sztywnie pokiwałem głową i odprowadziłem ich wzrokiem. Pierwszy wyszedł czarnowłosy, a nim wyszedł Pik, odwrócił się do mnie mówiąc:
- Ładna sukienka - czułem, jak serce mi się zatrzymuje. Gdy wyszedł, potrzebowałem chwili, aby ochłonąć. Potem szybko się przebrałem, przynajmniej miałem taki zamiar. Pierwsze minuty upłynęło mi na rozpięciu zamka z tyłu, co okazało się dość problematyczne. Musiałem wyciągać ręce z różnych stron, opuszkami chwytałem suwak, by go po chwili puścić. Gdy w końcu udało mi się rozpiąć suknię, do namiotu wszedł Shuzo. Był wyraźnie szczęśliwy, ale gdy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Polubiłeś tę suknię? - zapytał, na co pokręciłem głową.
- Miałem problem z zamkiem - oznajmiłem speszony. Shuzo się cicho zaśmiał, po czym podszedł i rozsunął go do końca. 
- Przebierz się, a potem powiem ci dobrą nowinę - oznajmił. Wyszedł, a ja wróciłem do swoich ciuchów. Od razu poczułem się lepiej. 

<Shuzo? Zgaduje, że masz nowy namiot xd>

24 sty 2019

Robin CD Vivi

Chłopak wzruszył ramionami, odsuwając się od niego. Może i go nie dotykał, ale był zbyt blisko. Co do teleportacji, nie czuł się ani trochę dziwnie, nic się nie zmieniło, jakby drogę do cyrku pokonali pieszo.
- Nie pamiętam - odparł. Może i umiał, ale zapomniał, jak wszystko. A może nie chciał pamiętać?
- Chodź, zobaczymy, czy coś umiesz - powiedział, na co chłopiec skinął głową. Oboje ruszyli do przyczepu Vivi, który dał mu kartkę i długopis. Pokazał mu parę liter, a Robin zaczynał sobie przypominać, że rzeczywiście takowych kiedyś używał. Potem przeszli do krótkich słów, które pisał bardzo powoli. - Chyba coś pamiętasz - stwierdził lis, na co chłopiec się uśmiechnął. Kolejne litery formowały się w sylaby, krótkie sylaby zmieniały się w słowa, coraz dłuższe, pojedyncze słowa tworzyły zdania, coraz bardziej rozwinięte... Po jakiejś godzinie Robin przypomniał sobie, jak używać długopisu i pisać.
- Przypomniałem sobie - odparł radośnie David, który nie słuchając już lisa, zaczął tworzyć własne zdania. Głęboka jaskinia, do której nie wpadały promienie słońca, wydawała z siebie głośne chrapania półtonowego niedźwiedzia brunatnego.
- Robin, chodź - lis przemieniony w człowieka wyrwał go z transu, a chłopiec niczym posłuszny pies skinął głową i zostawiwszy przedmioty, ruszył za towarzyszem, który trzymał ze sobą jakiś notes i długopis. Przeszli przez cyrk, na teren namiotów. 
- Co będziemy robić? - zapytał chłopiec, trzymając bezpieczną odległość, między chłopakiem, który wrócił do ludzkiej postaci. Nie rozumiał, dlaczego bał się jego dwunożnej formy, a zwierzęcą uwielbiał. Przecież to była ta sama osoba. 
- Potrzebuje pomocy do napisania raportu - wytłumaczył, gdy dochodzili do spalonego namiotu, z którego został tylko czarny materiał i parę przedmiotów, których ogień nie mógł już zagarnąć. - Czy dałbyś radę pisać to, co powiem? A potem dodać coś od siebie? - chłopiec delikatnie pokiwał głową sądząc, że to będzie proste. I tak było. Vivi opowiedział mu, jak namiot nagle zapłonął, a ogień pożerał wszystko. Nie można było odratować czegokolwiek, co znajdowało się w środku, dlatego jedyną rzeczą, jaką robili ludzie z cyrku, było pilnowanie, by ogień nie rozprzestrzenił się i nie podpalił innych domów. Potem chłopiec zbliżył się do szczątków i opisał to, co widział, gdy jego towarzysz usiadł wygodnie gdzieś pod drzewem. Gdy Robin skończył opisywać, usiadł na trawie, odwrócił stronę i na czystej kartce zaczął rysować to, co widział. Czyli chłopaka leżącego pod drzewem. Poradził sobie z rysunkiem całkiem sprawnie, nie wiedział, czy jest ładny, czy brzydki. Od tak dawna nie miał w dłoni niczego, co by pisało, prócz palca na piasku lub śniegu.
- Robinku, skończyłeś? - usłyszał chłopiec, na co wstał i pokiwał głową. Wyrwał kawałek papieru z obrazkiem i podszedł do Vivi'ego, oddając mu notes. Kartkę zgniótł w dłoni.

<Vivi?>

Shu⭐zo CD Lennie


Po jakimś czasie zadowolony przejrzałem się w lusterku. Pasemka wyglądały idealnie. Kolory były cudne. Miła odmiana. Poczułem się tak jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze byłem jeszcze w domu. Od razu spojrzałem na Lennie'go z uśmiechem. 
- I jak? - spytałem prze szczęśliwy.
- Pięknie. - odpowiedział. Podskoczyłem zadowolony.
- Mi też się bardzo podoba. - usiadłem sobie. - To, co teraz? - zadałem kolejne pytanie. Jednak od razu też wpadłem na pomysł. - Wiem! - od razu się poderwałem do góry. - Znaczy się... Potrzebowałbym twojej pomocy. - spojrzałem na niego.- A tak dokładnie, żebyś coś ubrał.
Lennie bez zbędnych pytań się zgodził. Nie wiem, czy potem tego żałował. Przechodząc do rzeczy: poprosiłem go, by włożył sukienkę, którą dostałem dzisiaj od jednej dziewczyny z cyrku. Chciałem zobaczyć, jak ta suknia się prezentuje na kimś. Potem rzecz jasna dodam coś od siebie. Trochę poprzerabiam to i owo, czyli z reguły nic specjalnego. Problem był taki, że sukienka na tej dziewczynie wyglądała jak jakiś worek. Ja też jej ubrać nie mogę. Za chudy jestem i za dokładnie się wtedy jej nie przyjrzę. Jedyna nadzieja pozostała w moim przyjacielu. Może i nie ma jakiejś damskiej figury ani nic, ale na pewno w to wejdzie. Gdy już do mnie przyszedł, wyglądał jak najprawdziwsza dama. Suknia była na niego idealna. Byłem w szoku. Dosłownie zaniemówiłem. Wręcz mnie zatkało. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Po prostu mi szczena opadła.
- ... Wow... - tyle zdołałem z siebie wydusić w tej chwili. Lennie za to miał jakąś zmieszaną minę. W sumie mu się nie dziwię. Sukienki zdecydowanie nie są dla facetów. - Dobra. - otrząsnąłem się szybko z szoku i spojrzałem na sukienkę. - Daj mi ze trzy minutki i już będziesz mógł to zdjąć. - wziąłem długopis i jakąś kartkę do rąk. Coś tam zacząłem rysować, zapisywać. Przy okazji łaziłem wokół magika. Sukienka była cudowna. Po tych trzech minutach i tak nie mogłem się powstrzymać i założyłem na głowę Lennie'go kapelusz, który dostałem razem z tą sukienką.
- Iii mamy cudny komplet. - uśmiechnąłem się. - Jeszcze, gdyby cię tak umalować... Wyglądałbyś bardzo przekonująco.
- Chwila. Shuzo przystopuj trochę.
- Eyeliner nie jest taki zły. - zaśmiałem się. - Okej. Nie zrobię ci tego. Musiałbym być jakimś wrednym gościem, a jestem jego przeciwieństwem... W ogóle jak się czujesz w sukience?

(Lennie~?)

22 sty 2019

Vivi CD Rose & Cal

Po tym jak oboje zniknęli a ja niezadowolony poprawiłem włosy.
- Też coś... - Pstryknąłem palcami i wielki kotek rozpłynął się w powietrzu. - Nie do końca tak to miało wyglądać... Ale chyba mam lepszy pomysł na to jak rozegrać tą rundę - Mruknąłem do siebie. 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Obserwowałem jeszcze jak chłopak odprowadził dziewczynę do namiotu. Ach urocze naprawdę cóż za gentlemen. Przewróciłem oczami wzdychając. Najlepiej dam im spokój, i tak muszę wszystko przygotować. Wsadziłem ręce do kieszeni i odwróciłem się na pięcie. Swatanie szło jak krew z nosa, co tu zrobić aby to przyśpieszyć. Westchnął niezadowolony. Tyyyle przygotowań. Jak mi się nie chciało, ale no cóż. Skopią mi tyłek jak się nie pośpieszę... I tak już nadwyrężam limit czasowy, będą mnie dręczyć, że dziecko okazało się sprytniejsze od demona... Eeeeh... A ludzkie życie jest takie cięęężkie. Przeciągnąłem się i niezadowolony. Cal miał mieć jakiś występ o ile dobrze słyszałem, no cóż może zrobię mu niespodziankę. Teraz zostaje uprowadzenie dziewczyny i przygotowanie perfekcyjnego klona człowieka, no to jutro będę mieć migrenę... 
A więc musiałem się postarać znaleźć dogodną sytuacje żeby zaatakować. Niestety panienka miała przez ten cały czas zbyt dużo klientów. Cały czas włóczyłem się w pobliżu jej stoiska, a ona widocznie zaniepokojona zerkała na mnie. Ależ to była zabawa... Kontynuowałem to do czasu gdy wreszcie zaczęła mnie ignorować. Niedługo potem zamknęła swoje stoisko i gdzieś poszła. Idealnie~ Ruszyłem za nią i ze zdziwieniem stwierdziłem, że poszła obejrzeć występ zaklinacza węży. Nie miałem ochoty tego oglądać wiec w formie kota ułożyłem się niedaleko, tak by móc ją nadal widzieć. Trochę to trwało, ale wreszcie powoli ruszyła do siebie. Skoczyłem na nogi i nagle stałem za nią.
- Witam piękna panienko~ będę cię musiał na moment porwać... - Chwyciłem ja za ramię i po chwili staliśmy u mnie w przyczepie.
- - - - - - - - - - - - - - - - 
- A teraz bądź grzeczna i znajdź Cal'a... A potem się go pozbądź... Obojętne jak, byleby zniknął - Machnąłem ręką na zakapturzoną postać.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła. Była naprawdę idealnym klonem, nie do odróżnienia od oryginału. Spojrzałem za siebie na Rose, która leżała na ziemi nieprzytomna. Na pewno nie wybudzi się jeszcze przez około godzinę, klonowi ten czas powinien w zupełności wystarczyć.

<Cal? Rose?>

Lennie CD Shu⭐zo

Nie miałem ochoty wstawać, miałem taki cudowny sen, w którym latałem ponad chmurami, że chciałem do niego wrócić. Kto mnie wzywał do rzeczywistości? To na pewno był Shuzo... dlatego słysząc, czy ma mnie na pobudkę pocałować, skinąłem zaspany głową, marszcząc przy tym czoło. Myśląc, że to będzie miły buziaczek, poczułem na swojej twarzy mokry jęzor. Szybko schowałem głowę pod kołdrę.
- To miał być pocałunek księcia? - mruknąłem bardzo do siebie. Chłopak w odpowiedzi zaszczekał, a po chwili zaczął mnie szturchać i przekręcać na boki. Musiałem zamienić się w człowieka, pies raczej nie byłby do tego zdolny.
- No wstaaaawaaaaj - zacząłem mi jęczeć, na co zacząłem marudzić. Aby przestał i dał mi spać, rzuciłem na niego kołdrę, przewróciłem na bok, unieruchomiłem i przytuliłem do siebie.
- Jeszcze chwilkę... - jęknąłem zmęczony. Shuzo przestał się wiercić i oddał chwili, podczas której mogłem dojść do siebie, a trwało to kilka minut. Podniosłem się i przetarłem oczy.
- Już? - usłyszałem, na co skinąłem głową. Blondyn, który dalej miał czarne włosy, zamienił się w psa i wyszedł spod kołdry. Wrócił do ludzkiej postaci i się przeciągnął. Przypatrzyłem mu się. - Co?
- Czarny też ci pasuje - stwierdziłem. - A może zrób sobie na czarnych włosach pasemka? - zaproponowałem.
- Czarny to mój naturalny kolor i kiedyś właśnie miałem pasemka. Potem mnie jakoś naszło na blond i pasemka. Temu drugiemu to do gustu nie przepadło, więc to nie jest zły pomysł - odpowiedział, na co się uśmiechnąłem. Zdałem sobie sprawę, że ta wersja Shuzo opowie mi, co się stało, że... "powstał". Ale nie teraz, może później.
- Jakie chcesz farby? - sięgnąłem po kapelusz, gotowy wyjąć dla niego potrzebne farby.
- Teraz? - pokiwałem twierdząco głową, na co się uśmiechnął.
- Oderwiesz się trochę od problemów - przytaknął. Podał kolory, a ja wyjmowałem farby do włosów. Potem obserwowałem, jak farbuje sobie cienkie pasma włosów na różne kolory, trochę mu pomogłem, ale za dużo, bo w końcu nie miałem najmniejszego pojęcia jak to się robi.
- Może tobie też? - zaproponował, na co pokręciłem głową.
- Raczej nic nie pasuje do rudego - stwierdziłem, a on zaczął mi wymieniać wszystkie kolory jakie pasowały. Podawał nawet nazwy, których nie znałem i nie miałem pojęcia, do jakich podstawowych kolorów je porównać. Czy minia to jakiś odcień żółtego? - Może kiedy indziej - powiedziałem w końcu. Chłopak przytaknął i skończył farbować, zostało tylko odczekać.

<Shu⭐zo?>

Vivi CD Robin

Lis zamrugał, i warknął na gryzonia ze zjeżonym futrem.
- Raczej ona powinna uważać żebym jej przypadkiem krzywdy nie zrobił... - Wysyczał a wiewiórka niezadowolona wróciła do dziupli.
- Wiesz, nie powinieneś mieć do niej wątów. Teoretycznie to ty wpakowałeś się do jej domu...
- Może i tak. - Wzruszył ramionami i spojrzał w dół. - A możesz mnie już zdjąć na dół?
Robin skinął głową złapał liska i zręcznie zszedł z nim na ziemię. Po czym postawił go bezpiecznie na podłożu.
- Dziękuję - Zwierzę otrząsnęło się. - Właśnie Roobin~ Masz jakieś plany na dziś?
Chłopak po chwili zastanowienia pokręcił głową.
- Nie żeby coś... Ale przydałaby mi się drobna pomoc. Przy okazji może coś z tego wyniesiesz co Ci się później w życiu przyda!
David zamrugał spoglądając na lisa.
- Skoro ma się przydać...
- Ojej no to cudownie - Otarł się o jego nogę. - Przyjdę po ciebie gdy będę cię potrzebował w porządku?
W odpowiedzi otrzymał ciche tak. Zamachał ogonem i ruszył z powrotem do cyrku. Spalony namiot... Eh trzeba napisać raport, papierkowa robota. Mimo iż nic nikomu się nie stało to trzeba było zapisać. Czuł się bardziej jak sekretarka niż pielęgniarz... Ale teraz znalazł sobie małego asystenta. Tylko czy taki dzikus potrafił pisać? Kiedyś na pewno, ale gdyby nie potrafił byłaby to dodatkowa praca. Za to drugiej strony może dowiedziałby się czegoś więcej o chłopcu z lasu. Przemienił się w człowieka i przeczesał włosy palcami. Jak na razie musiał sprzątnąć i dobrze przemyśleć sprawę.
- - - - - - - - 
Słońce stało już wysoko na niebie gdy skończył porządki. A więc pozostało mu jedynie odnaleźć Robina i jakoś uprosić o pomoc w obowiązkach. Nic trudnego. Przybierając cienistą postać bez trudu odnalazł chłopaka w lesie. Zmaterializował się tuż za nim płosząc pasące się niedaleko stadko sarenek, jak i samego młodzieńca.
- Wybacz mi proszę. To tylko ja nie ma się czego obawiać - Przekrzywił głowę uśmiechając się.
David uspokoił się odrobinę.
- No więc jak mówiłem przydałaby się twoja pomoc. Chodź prooosze, nawet Ci zapłacę... - Zamachał ogonami kładąc po sobie uszka.
- W porządku, przecież zgodziłem się już poprzednio...
- Racja, racja... Umknęło mi to jakoś - Z rozpędu chwycił go za nadgarstek i po chwili oboje stali w cyrku.
Chłopak momentalnie się odsunął wyrywając rękę z uścisku i rozglądnął się spłoszony. Vivi zerknął na niego mrugając i nagle sobie przypomniał o jego strachu i niechęci do dotyku.
- Cóż za karygodne zachowanie z mojej strony! Przepraszam cię mój drogi nawet nie pomyślałem. - Nachylił się do niego. - Już cię nie dotknę, a jakbyś się źle czuł po tej teleportacji to mów od razu. Przy okazji Robinku potrafisz ty pisać czy muszę cię nauczyć?

(Robin?)

21 sty 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Jeszcze nigdy nie byłem aż tak szczęśliwy. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Rzeczywiście przysnąłem, a obudziłem się, gdy Lennie odstawił mnie na materac. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy tylko go zobaczyłem. Moje marzenie się spełniło. Kiedyś może mu o tym powiem. Założyłem ręce za głowę zadowolony. Ten dzień jednak nie skończył się porażką. Wyszło wręcz przeciwnie.
- Dobra. Jest już dość późno.- podniosłem się.- Mi się już nawet przysnęło. Czas najwyższy, żebyś wskoczył w piżamkę i umył ząbki. Ewentualnie potem mogę ci poczytać na dobranoc, jak chcesz. - uśmiechnąłem się. - Wiem, że gadam jak jakaś mamusia, ale taką już mam naturę. To jak będzie?
- Dzięki za tą miłą propozycję. Kiedyś na pewno skorzystam.- odpowiedział z dość rozbawioną miną.
- To idź, idź. Będę czekać - zmieniłem się w piesia. Zaszczekałem wesoło i zacząłem machać ogonkiem. Chłopak z uśmiechem pogłaskał mnie po główce, a potem zrobił to, o co go poprosiłem. Ja natomiast przysnąłem chwilę po tym, gdy ode mnie odszedł. Zwinąłem się w małą kulkę przy poduszce i odpłynąłem do krainy snów.

*

Obudziłem się dość wcześnie. Lennie wciąż słodziutko spał. Nie miałem zamiaru go budzić. Szybko zabrałem się do roboty. Cicho pożyczyłem od niego jakieś ciuchy. Chodź bym, nie wiem co na siebie ubrał. Wisiało to na mnie, jakbym był w jakimś worku. Magik jest dość chudy. Jednak ja mam figurę bliską anorektyczki. Sam nie wiem jakim cudem. Aż tak mało jem w ciągu dnia? Jednak koniec z końców ubrałem jakąś koszule i spodnie. Wyglądałem pewnie tragicznie, ale już trudno. Gdy już się ubrałem, zająłem się resztą spraw. Najpierw zająłem się śniadaniem, a potem udałem się do Pika. Jakiś czas później wróciłem do namiotu. Zmieniłem się w pieska i wskoczyłem na łóżko, zaczynając szczekać. Chwilę później też starałem się jakoś ściągnąć z Lennie'go kołdrę.
- Śpiąca królewno. Pora wstawać.- odezwałem się, a potem jeszcze zaszczekałem parę razy, machając przy tym ogonkiem. Chłopak się nawet nie ruszył. - Mam cię tu pocałować czy jak?

(Lennie?)

19 sty 2019

Lennie CD Shu⭐zo

- Nie wiem, o kogo ci chodzi - zacząłem, patrząc na niebo. - Ale może ja wystarczę? - zaproponowałem. Spojrzałem na niego, zrobił to samo. Milczał, aż skinął głową. Otworzyłem ramiona i go objąłem, ten wtulił się we mnie, a ja zamknąłem go w uścisku. Nie myślałem, o kogo konkretniej chodziło, po prostu chciałem wywołać na jego twarzy uśmiech i chyba mi się to udało. - I co z namiotem? Coś zostało? - zapytałem, opierając brodę o jego głowę i patrząc w dal. Podobała mi się ta chwila.
- Nie, wszystko spalone - odparł nieco stłumionym głosem, gdy był twarzą do mojego torsu. Poczułem, jak przekręca głowę. 
- I gdzie teraz będziesz spał? - zapytałem. Zacząłem żałować, że wcześniej nie uderzyłem go w głowę. Może wtedy nie podpaliłby namiotu. Poczułem, jak w odpowiedzi wzrusza ramionami.
- Nie wiem. Na razie sprawdziłem, czy moim sąsiadom się nic nie stało - odparł.
- I co?
- Wszyscy zdrowi - na chwilę zamilkłem, dalej go przytulając. Po chwili jednak odsunąłem się trochę od niego i zamiast obejmować go obiema dłońmi, siedziałem obok obejmując go jednym ramieniem. On za to położył głowę na mnie, ja głowę na jego i razem wpatrywaliśmy się w horyzont, niczym zakochana para.
- Byłeś u Pika? - chłopak pokręcił głową.
- Nie miałem czasu, a teraz jest już późno - słysząc jego słowa, wpadłem na mały pomysł. Miałem nadzieję, że się zgodzi, mógłbym spędzić z nim nieco więcej czasu.
- Jeśli chcesz, może przenocować u mnie - zaproponowałem. Poderwał głowę do góry i spojrzał mi w oczy.
- Na prawdę? - zapytał z niedowierzaniem. Pokiwałem twierdząco głową, uśmiechając się przy tym pocieszająco. - Lennie, dziękuje! - krzyknął uradowany, na co znowu się przytuliliśmy.
- Mogę ci też pożyczyć trochę ubrań, skoro tobie nic nie zostało - dodałem, a on się tylko uśmiechał i mnie tulił. - Spójrz, pierwsza gwiazda.

*

Jeszcze trochę posiedzieliśmy i oglądaliśmy, jak na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Do namiotu wróciliśmy, kiedy chłopak zasnął. Nie dziwiłem mu się. Musiał być tak zmęczony tym całym dniem, ze zasnął na moim ramieniu. Wziąłem go na ręce, jak małe dziecko, a on objął mnie ramionami i nogami. Zaniosłem go do swojego namiotu i położyłem na materacu. Wtedy otworzył oczy.

<Shuzo?>

Shu⭐zo CD Lennie

- Lennie? - spytałem dość cicho. Po chwili otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka. To był rzeczywiście on. Totalnie mi ulżyło, gdy go zobaczyłem.- Lennie! - krzyknąłem uradowany i rzuciłem się mu na szyję. Żałuję, że jestem taki niski. Pewnie dziwnie to wyglądało. Musiałem stanąć na palcach i o mało co mu kapelusza nie zrzuciłem z głowy. Czułem się tak, jakbym jako piesek wrócił do swojego kochanego pana, z którym się nie widziałem od dłuższego czasu. Trochę to głupie, ale tak właśnie było. Mój ogon się nawet nie chciał uspokoić, a ja za nic nie chciałem go puścić. W takich chwilach zaczynam się zastanawiać: ile mam z psa, a ile z człowieka. Jeszcze brakowało, żebym mu tu zaszczekał i domagał się podrapania po brzuszku.- Naprawdę. Bardzo bardzo ci dziękuję.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele. - odpowiedział. Gdy tylko to usłyszałem, cała nadmierna szczenięca radość zniknęła. Emocje opadły. Tak, jakby powiedział mi prosto z mostu "uspokój się". Cieszę się, że uważa mnie za swojego przyjaciela. Ja go z resztą też. Nawet za takiego najlepszego. Jednak... Mógł tego nie mówić. Z chęcią bym się jeszcze poprzytulał. Ogon już nie machał jak szalony. Bez problemu go puściłem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Tylko nie teraz... Muszę spojrzeć na stertę popiołów, która była kiedyś moim namiotem. Przeprosić sąsiadów... w sumie nie tylko ich. Spotkamy się później.- uśmiechnąłem się do chłopaka i od razu tam poszedłem. Cieszę się, że chociaż Lennie przez tamtego nie ucierpiał w żadnym stopniu.
( Jakieś pół godziny później)
Siedziałem na trawie nie daleko wszystkich przyczep i namiotów. Na ramionach miałem ciepły kocyk, który dostałem od wróżbitki. Patrzyłem w niebo. Dokładnie to wypatrywałem pierwszej gwiazdki na niebie. Jednak mamy zimę. Nawet nie wiem, która godzina. Trudno. Mogę tu siedzieć godzinami. W tych czarnych włosach i swetrze, którego już miałem dość... Westchnąłem cicho, kładąc po sobie uszy. To smutne zakończyć dzień porażką... Jednak wtedy zjawił się koło mnie Lennie. Zwyczajnie przyszedł.
- Co robisz? - spytał z uśmiechem. Nie za bardzo mi się chciało odpowiadać. Co ja robiłem? Nawet nie wiem, czy się gapie w niebo, chmury, czy inne dziwy tam u góry.
- Lennie... Masz jakieś marzenie? Ja teraz tylko jedno.
- Jakie?
- ... Żeby mnie przytulił, najmocniej jak umie.
Zacząłem się obawiać, że spyta: o kogo chodzi. Chciałbym, żeby właśnie on mnie przytulił, ale przecież mu tego nie powiem. Wyszedłbym na jakiegoś idiotę. Przytuliłem bardziej swój kocyk, patrząc na własne nogi. Warto mieć marzenia...
(Lennie~? )

18 sty 2019

Vogel CD Smiley

Krążyłem po cyrku bez żadnego większego celu, zatapiając się w myślach. W prawej kieszeni delikatnie ugniatałem tkaninę szalika, którego wziąłem z myślą, że dziś spotkam się ze Smiley. Wziąłem go pomimo wczesnej pory, ponieważ nie miałem pojęcia, kiedy i czy w ogóle bym się z nią spotkał. Niby umówiliśmy się wczoraj na spotkanie, ale nikt nie wie, czy czasem może coś się stać. Złapałem się za głowę i poczochrałem trochę włosy, aby móc pobudzić trochę swoje myślenie. W tym momencie usłyszałem krzyki zaraz za znajdującym się po mojej prawej namiocie. Ominąłem go i zatrzymałem się na drodze, gdzie próbowałem zlokalizować powód tych uniesień. Nie było mi to jednak dane, gdyż tylko się odwróciłem w drugą stronę, a wtedy poczułem dosyć silne uderzenie w brzuch. Zachwiałem się, lecz udało mi się jakoś ustać na nogach, musiałem jednak zrobić kilka kroków do tyłu. Przez jakiś moment byłem oszołomiony, lecz kiedy tylko ujrzałem postać stojącą na czworakach, od razu się przeraziłem, że coś poważnego się stało. Czym prędzej do niej podszedłem, a wtedy zauważyłem, że była to znajoma, o której jeszcze chwilę temu rozmyślałem. Podałem jej dłoń w ramach pomocy, a ona bardzo chętnie ją przyjęła, cicho stękając z bólu.
- W porządku Smiley? Nic ci nie jest? -patrzyłem na nią uważnie, śledząc to, jak powoli się wyprostowuje.
- Nie, nie, wszystko w porządku -zapewniła mnie, cicho się śmiejąc.
Puściła moją dłoń i szybko zaczęła strzepywać ze swojego działa ziemię. Odetchnąłem z ulgą, kiedy widziałem, że jej zachowanie wnioskuje o tym, że na pewno nic się nie stało, lecz zacząłem się zastanawiać, co takiego robiła, że mnie nie zauważyła. Chrząknąłem szybko, zwalniając gardło z przeszkadzającej guli mazi.
- Dlaczego z takim impetem na mnie wleciałaś? -dzięki moim słowom, zyskałem jej uwagę.
Smiley podniosła w moją stronę wzrok, ale szybko go zwróciła na coś, co znajdywało się za mną. W tym samym momencie wskazała w tamtym kierunku palcem i z lekko uniesionym głosem, odpowiedziała:
- Goniłam tego złodziejaszka, który ukradł jedną z moich rzeczy!
Pierwszą moją myślą było to, że był to prawdziwy złodziej, ale kiedy tylko się odwróciłem, ujrzałem tylko znikający w krzakach szary, puchaty ogon. Zwierze? Zapewne. Westchnąłem ciężko i na powrót zwróciłem się do niej.
- To był ten złodziej?
Dziewczyna żywo pokiwała głowę, na znak zgody. Mimowolnie się uśmiechnąłem, krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej.
- Sądzę, że on już uciekł ze swoją zdobyczą... -chciałem jeszcze coś powiedzieć, niestety niebieskooka przeszkodziła mi, omijając mnie przy tym.
- A ja sądzę, że go złapię! Nie chcę tego stracić -rzekła stanowczo i ruszyła w tamtym kierunku.
Długo nie myślałem, żeby za nią iść. Można powiedzieć, że kierowało mnie coś w rodzaju instynktu, czy czegoś tam. Zboczyliśmy ze ścieżki, a wtedy ona zaczęła od razu przeszukiwać każdy napotkany krzak. Ja natomiast skupiłem się na oglądaniu terenu wokół nas, aby mieć pewność, że zwierze za daleko nie ucieknie. Skoro wcześniej nie uciekło w las, zapewne było na tyle chciwe i pochłonięte swoim dokonaniem, że chciało się przyjrzeć swojemu nowemu znalezisku. Tak przynajmniej sądzę. Kiedy podchodziłem do kolejnego drzewa, usłyszałem głos dziewczyny oznajmiający, że znalazła sprawcę. Czym prędzej się do niej udałem. Przeszliśmy przez jakieś krzewy i ujrzeliśmy wpatrzonego w małą, ziemną norkę, szopa. W moich oczach wyglądał na zrozpaczonego, a kiedy tylko zdał sobie sprawę, że powoli do niego podchodzimy, najeżył sierść na grzbiecie w czynie obronnym. Szybko połączyłem fakty i już wiedziałem, co musiało się stać.
- Powiedź Smiley, co to była za rzecz? -zapytałem dla pewności swojej tezy.
- Szklana kulka, dlaczego pytasz? -spojrzała na mnie pytająco, na co ja wskazałem w stronę nory.
- Zapewne szop, przyglądając się jej, przypadkowo upuścił ją na ziemię, a ta natomiast wpadła do dołka.
- Żartujesz sobie -usłyszałem tylko tyle przed tym, jak dziewczyna zaczęła lamentować.
- Spokojnie, dziura pewnie nie jest na tyle głęboka, żebyśmy nie mogli jej wyciągnąć -zacząłem podchodzić do małego włamywacza, aż ten w strachu uciekł w głąb lasu.
Przykucnąłem i zacząłem się przyglądać wydrążeniu. Dziewczyna szybko do mnie dołączyła. Przez kilka minut zastanawialiśmy się, jak wyciągnąć zagubioną rzecz, aż w końcu nam się to udało. Było widać, że jest szczęśliwa z tego, jak to się potoczyło. Przez chwilę przeglądała kulkę, upewniając się, czy aby na pewno nie ma żadnych znaczących uszkodzeń, po czym wrzuciła ją do kieszeni swojej kurtki.

<Smiley?>

16 sty 2019

Queen Chie CD Rose

Udawałam, że nie słucham co mówi dziewczyna, ale tak naprawdę to słuchałam uważnie co mówi i przyglądałam się dokładnie jej zachowaniu. Fioletowo-włosa dziewczyna odeszła, a ja wzięłam głęboki oddech dzięki czemu ulżyło mi, że nikt nie mnie nie przyłapał. Jak tylko dziewczyna odeszła, ja wymknęłam się z namiotu. Założyłam słuchawki i z całym skupienie wpatrywałam się w nagranie, które dzisiaj nagrałam. Smiley wyglądała tak pięknie, a nawet nie miała na sobie kostiumu czy też umalowana. Będąc tak zapatrzona we filmik, aż pomyliłam się i weszłam do tego namiotu co nie trzeba. Zlękłam się na widok dziewczyny, którą wcześniej spotkałam. Wyszłam tak szybko jak to tylko możliwe. 
- Dzień dobry Chie - usłyszałam bardzo dobrze mi znany głos. Odwróciłam się za siebie. Była to Smiley, ale bez swoich zwierzaków. 
- Dz-dzień dobry S-Smiley - zawsze jąkałam się przy niej. 
- Mam do ciebie pewną sprawę - uśmiechnęła się do mnie, a ja zamieniłam się w słuch.
- Pik ci pewnie powiedział, że masz przygotować dla mnie efekty specjalne, co nie? - przytaknęłam głową. - Wiesz, że wiem wszystko o tobie, więc czy mogłabym prosić, żeby podczas mojego przedstawienia wyglądało wszystko jak z bajki? - prośba była jak najbardziej do spełnienia, w mojej głowie zaczęły się tworzyć już przeróżne bajkowe scenerie.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę. W zamian za to, otrzymałam od niej uścisk i pocałunek w czoło. Pożegnała się ze mną, a gdy się oddaliła, aż podskoczyłam ze szczęścia. Nie czekając dłużej, poszłam do namiotu gdzie zaczęłam się przygotowywać na występ. Problemu niby żadnego nie miałam do czasu w którym się zorientowałam, że nie mam przy sobie swojego telefonu. Nie panikowałam, bo szybko mogłam go odnaleźć, jednak było mi bez niego jakoś tak pusto. 
Przedstawienie się zaczęło, a wraz z nim moja praca. Spełniłam wszystkich wizję, do momentu w którym nadszedł czas na główne przedstawienie w jakim brała udział Smiley. Z pełnym skupieniem, zadbaniem o wszystkie szczegóły i zrobiłam wszystko, aby móc spełnić jej prośbę. Po pożegnaniu, od razu pobiegłam do niej, aby zapytać się czy się jej spodobało. Nie musząc nic mówić, ona zawisła na mnie od tyłu, opierając swój podbródek na mojej głowie.
- Ej mała, czy to twój telefon? - spojrzałam się na dziewczynę, stojącą przede mną, trzymającą telefon w jednej z rąk. 
- Rose znasz moją małą Queen! - Smiley była zaskoczona, jednak chyba ją to ucieszyło. 
- Nie znam jej, natknęłam się dzisiaj na nią - wytłumaczyłam się przed różowowłosą. 
- Chie dziękuję ci bardzo za dzisiejszą bajkową atmosferę, mam nadzieję, że i następnym razem mi pomożesz - poczochrała mnie po włosach, przez co moja korona na głowię odrobinę się przekrzywiła. 

<Rose?>

15 sty 2019

Robin CD Vivi

Gdy Vivi zostawił go we własnej przyczepie, Robin spędził w niej jeszcze trochę czasu. Oglądał przedmioty, wcale nie myśląc o tym, że może coś zbić, zepsuć. Chciał skorzystać z tego, że został sam, bez żadnego zadania i nie owinięty bandażem, który okazał się dość kłopotliwy. Jednak gdy zrobiło się ciemno, a jego przyjaciółka poleciała do swojego gniazda, by odpocząć, Robin wyszedł z przyczepy i skierował się do lasu. Zrezygnował z dwóch nóg, kucnął i na czworaka ruszył w głąb natury. Noc była ciepła, jak na zimę, jednak niebo było całkowicie zachmurzone, nie było widać żadnych gwiazd, dlatego wybrał się do jaskini swego najlepszego przyjaciela niedźwiedzia, który aktualnie przebywał w stanie snu zimowego. Do jaskini dotarł bardzo szybko, znał skróty, które potrafiły skrócić drogę nawet o godzinę. Potem wlazł do ciemnej groty i ułożył się blisko swego przyjaciela, który oddawał mu swe ciepło.

*

Obudził go świergot ptaków, gdyż promienie słońca nie docierały do miejsca jego spoczynku. Rozciągnął się i poprawił ubranie, które dostał od Pika, gdy przyszła zima: bluza i spodnie. Mimo to nie miał butów, ale już dawno przestał odczuwać zimno. Pik uważał, że Robin nie jest zwykłym człowiekiem, skoro przez nie wiadomo ile lat, mógł spędzać srogie zimy w lesie, praktycznie ubrany jak na lato. Jednak Robin tego nie zrozumiał: pojęcia "normalny" kontra "magiczny" były mu obce, albo przynajmniej o nich zapomniał.
Wyszedł z jaskini i postanowił się przejść, nim pójdzie do cyrku. Będąc na ścieżce, usłyszał czyjś głos, który go wołał. Odwrócił głowę w bok, podniósł wzrok i zobaczył wiszącego do góry nogami chłopaka, którego wczoraj poznał. Robin przechylił głowę w bok i się uśmiechnął. Jego noga utknęła mu w dziupli, co było bardzo zabawne.
- Dlaczego trzymasz nogę w norze wiewiórek? Jak się obudzą, pogryzą cię - zauważył chłopiec, który do niego podszedł. Dzięki temu, że wiedział o przemianie Vivi w lisa, jego dystans do człowieka się zmniejszył, mimo to nie chciał go tykać w ludzkiej formie. 
- Po prostu spanie na drzewie nie było wygodne... Pomożesz? - Robin przez chwilę milczał. Nie dotknie go. 
- Musisz się zamienić w lisa - poprosił. Vivi przekręcił oczami, ale po chwili wykonał polecenie. Teraz biały lisek zwisał do góry nogami z łapą w dziupli. Robin szybko i praktycznie bezszelestnie wdrapał się na drzewo, po czym wyciągnął zaklinowaną kończynę. Posadził lisa na drzewie i gdy mieli już schodzić, z dziupli wyszła wiewiórka. Odezwała się, Robin odpowiedział jej w wiewiórczym języku, a towarzysz obok tylko się przyglądał. - Mówi, że miała już zamiar ci odgryźć palce, gdy nagle stopa przemieniła się w łapę - przetłumaczył.

<Vivi?>

14 sty 2019

Smiley CD Vogel

Miło było ze strony chłopaka, że odprowadził mnie do mojego namiotu. Przed wejściem do swojego namiotu, zapytałam się czy nie chciałby wejść do środka, jednak był za bardzo zmęczony. Bez żadnych sprzeczań, wręcz z wyrozumiałością, puściłam go lecz przedtem dziękując mu za miło spędzony dzisiejszy dzień. Weszłam do środka, zdjęłam swoją kurtkę oraz buty od razu przy wyjściu. Moje poliki były czerwone od mrozu przez co odrobinę szczypały. Nie miotając się już dłużej po pomieszczeniu, przebrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka, a moje pupile dołączyły do mnie, tym samym mnie miło ogrzewając. Uśmiechnęłam się w ich stronę, po czym odpłynęłam w świat snów. Obudziłam się wraz z pierwszymi błagalnymi piskami Biscy, która była głodna tak samo jak i Yuki. Spojrzałam się na zegarek. Była co dopiero siódma rano! Nie chciało mi się jeszcze wstać, ale błagalny wzrok Biscy i Yuki’ego był zbyt uroczy, abym mogła go od tak zignorować.
- Już wstaję - powiedziałam trochę zawiedziona tym, że musiałam tak wcześnie zerwać się z łóżka. Przynajmniej w ramach podziękowania dostałam wesołe szczeknięcie od Biscy.
Wsypałam każdemu z osobna ich karmę i przy okazji wody. Dziwne było to, że ich miseczki na jedzenie były puste, zwłaszcza, że były one wczoraj pełne, gdy szłam spać. Nie głowiąc się już dalej, poszłam wykonać swoje poranne czynności. Przemyłam dłonie oraz twarz, umyłam zęby, uczesałam włosy po czym się ubrałam. 
Spojrzałam się w lustro, aby upewnić się, że na mojej głowie nie odstaje żaden kosmyk. Chcąc już ruszyć na śniadanie, coś spadło na ziemię, wydając przy tym gruchoczący dźwięk. Obejrzałam się za siebie. Zauważyłam tylko ogon. Nie czekając długo, poszłam w kierunku mojego nowego domownika. Gdy mnie wyczuł uciekł na zewnątrz. Pobiegłam za nim. Zobaczyłam że ma w pyszczku moją ulubiona i bardzo ważną szklaną kulkę. 
- Stój! - zaczęłam krzyczeć. - Ej ty mały! Oddawaj to! To jest moje! - biegłam za nim, nawet nie zwracając uwagi na to co to za zwierzak. - Przepraszam! Z drogi! Przepraszam!... - za każdym razem gdy ktoś napotkał się mi na drodze, krzyczałam tak głośno do momentu w którym nie zszedł mi z drogi. Do momentu w którym nie wpadłam na Vogel'a. Mocne runięcie i uderzenie się o ziemię, dało się poczuć. Bolało.

<Vogel?>


Lennie CD Shu⭐zo

Nim wyszedł, złapałem go za ramię.
- Co tu robisz? - zapytałem podejrzliwie. Przed chwilą widziałem, jak namiot Shuzo płonął. Kto to mógł zrobić? Od razu pomyślałem o jego drugiej osobowości, bo kto inny mógł tak nienawidzić blondyna?
- Nie ważne - odpowiedział wyrywając się z uścisku. Popatrzył na mnie spod byka, a ja zrezygnowałem z dociekania, co on chciał tu zrobić. Czyżby mój namiot także chciał podpalić? Cieszyłem się, że tu wróciłem. 
- Słuchaj - zacząłem, gdy znowu chciał wyjść. Opowiedziałem mu, czego się dowiedziałem w bibliotece. On sam nie był tym chyba za bardzo zainteresowany, w końcu wszystko, co łączyło się z radosnym blondynem było dla niego nie atrakcyjne, a wręcz przeciwnie. Nagle odczułem wrażenie, że byłby w stanie spalić nawet książki, które przeczytałem, by dowiedzieć się, co dzieje się z tą osobą.
- No i co związku z tym? - zapytałem zirytowany. Westchnąłem, nie miałem zamiaru denerwować się przez takiego typa, nie był tego wart, a wszystko, co robiłem, było dla optymisty, który znowu zniknął.
- To, że chciałbym zrozumieć, co się dzieje. Twoja druga osobowość nie mogła się pojawić od tak, coś musiało się wydarzyć - powiedziałem, mając nadzieję, że pesymistyczny Shuzo nie będzie utrudniał sprawy i wszystko mi wyjaśni, jednak się myliłem.
- Co cię to tak interesuje? - zapytał, czułem w jego głosie złość, że ktoś poruszył ten temat. 
- Shuzo to mój przyjaciel - odpowiedziałem pewnym głosem. 
- Nie, nie jestem twoim przyjacielem. To ten żółty pedałek się to ciebie przymiział - odparł. Przełknąłem ślinę, tak bardzo chciałem, by tamten wrócił... Może on odpowiedziałby mi, jak to się zaczęło. Ale czy druga osobowość może znać prawdę? Nie byłem pewien, pierwsza też nie musiała wiedzieć, co się stało. Szok mógłby być tak duży, że całkowicie to wspomnienie zostało wymazane z pamięci. Tak właściwie, to znając prawdę, co bym z nią zrobił? Nie miałem najmniejszego pojęcia.
- Więc co się wydarzyła, że ten "żółty pedałek" powstał? - kontynuowałem. Ten wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to. Chce się go tylko jak najszybciej pozbyć - odparł i ruszył w kierunku wyjścia z namiotu. Puściłem go, wiedziałem, że niczego się nie dowiem. 
Jednak za bardzo bałem się, że stracę przyjaciela. Wyszedłem z namiotu, chwyciłem jakiś kamień i rzuciłem go w stronę chłopaka. Trafiłem idealnie w głowę, upadł na ziemię. Wiem, że to było okropne, ale nie wiedziałem, co innego mogłem zrobić. Szybko do niego podbiegłem.
- Shuzo? Jak się czujesz?
- Lennie? - usłyszałem cichutki głosik.

<Shuzo? Udało się? xd>

11 sty 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Po powrocie do cyrku nie robiłem nic ciekawego. Głównie zająłem się kolorem moich włosów. Po jakiejś godzinie były już takie jak dawniej. Chociaż część pasemek dalej mi nie pasowała. Wciąż były jakieś za jasne. Jednak koniec z końców dałem sobie z tym spokój. Tak czy siak, wyglądałem super. Przydałby się jeszcze moje ciuchy, a nie te szmaty od tego blondyna. Mniejsza o to. Załatwiłem pierwszą sprawę, więc czas wziąć się za drugą. Muszę wrócić do domu i wszystko naprawić. Pięć lat... Całe pięć lat minęło od tamtego zdarzenia. Ciekawe, czy ktoś mnie w ogóle pamięta? Pewnie nie. Poza tym blondyn narobił mi niezłego wstydu i będę się musiał płaszczyć, żeby cokolwiek naprawić. Czemu nie mogę zwyczajnie cofnąć się w czasie i do tego nie dopuścić? Westchnąłem, widocznie niezadowolony tą sytuacją. Co tu zrobić? Włóczyłem się po terenie cyrku z ręcznikiem na szyi, mając totalną pustkę w głowie. Wiał wiatr, z każdą godziną było coraz ciemnej i zimniej. Miałem już wracać do namiotu tego pajaca, ale na samą myśl o tym, co mogę tam zobaczyć — robiło mi się niedobrze. Nienawidzę kolorów. Czemu świat nie może być czarno-biały? O wiele lepiej by wyglądał. Po jakiś dziesięciu minutach stanąłem przed namiotem tego blond przygłupa. Zamiast wchodzić do środka. Wpadł mi do głowy o wiele lepszy pomysł. Uśmiechnąłem się wrednie na samą myśl o tym. Czas na małą zemstę.

***

- Gdy dasz mu jeść — będzie żyć, gdy dasz mu pić — umrze. Kto to taki? - spytałem. O dziwo ktoś mi po chwili odpowiedział.
- Ogień!
Zaśmiałem się cicho. Rzeczywiście ogień, który pięknie chłonął namiot tego blond pajaca. Westchnąłem zadowolony, patrząc prosto w płomienie. Tak mi się ciepło zrobiło. Ach cudowne uczucie. Odwróciłem się na pięcie i oddaliłem od tego pożaru. Większość osób już biegła pomóc to ugasić. W końcu, jak na moje oko to ogień dość szybko się rozprzestrzeniał. Blondyn ma nauczkę. Tak to jest. Zniszczył moje życie. To ja zniszczyłem dla niego coś równie ważnego. Jednak dziwne, bo rudzielec się w ogóle jeszcze nie wtrącił. Czyżby olał sprawę? Z czystej ciekawości poszedłem do niego zajrzeć. Znowu musiałem przejść na drugi koniec tych durnych namiotów. Za niedługo pewnie będą mnie od tego nogi boleć. Jeszcze dzisiaj ani na chwilę nie usiadłem. Po prostu masakra. Minęło parę minut i wszedłem jak gdyby nigdy nic do namiotu tego magika. Spokojnie się rozejrzałem i nic. Pusto. Gdzie on się włóczy o tej porze? Już miałem zamiar wyjść. Jednak gdy tylko się odwróciłem, zobaczyłem za sobą rudzielca. - Jednak jesteś. To nic tu po mnie.

(Lennie~?)

Vivi CD Robin

Zastygł w bezruchu i spojrzał na chłopaka. Pytanie było podchwytliwe. Nie mógł mu odpowiedzieć wprost, chociaż jego reakcja byłaby zapewne zabawna. Zamachał ogonem.
- Wiesz zapewne, że ten cyrk zrzesza różne uzdolnione osoby. A ja, no cóż tu dużo mówić jestem jedną z nich. - Liznął futro na piersi.
Chłopak pokiwał głową, jednak demon widział, że nie był do końca przekonany jego odpowiedzią.
- Jednak niekoniecznie jest to wszystko co potrafię. A ty... Słyszałem, że znaleźli cię w lesie, całkiem samego.
- Nie byłem sam - Szybko zaprzeczył.
- A no faktycznie, zwierzęta dotrzymywały ci towarzystwa... I naprawdę nic je pamiętasz o tym co było wcześniej, i jak się tam znalazłeś?
Zeskoczył na jego wolne ramię po czym przeskoczył na barierkę.
- Nie... Nic nie pamiętam...
- Uhum. No, ale może i tak lepiej -Zamachał ogonem. - Może to jest coś czego nie warto pamiętać, ludzkie umysły czasem tak robią. Dobrze już się późno zrobiło. Nie będę cię znowu brał do miasta, ponieważ widzę, że niezbyt ci się tam podoba... Ja pójdę teraz po te nieszczęsne gazy a ty... - Chwycił torbę do pyszczka stając na tylnych łapach. - Może weźmiesz to z powrotem do mnie. W porządku?
Chłopak się zgodził biorąc torbę od lisa.
- No świetnie, postaram się wrócić jak najwcześniej. A tak too raczej masz dziś masz wolne.
Pielęgniarzowi spacerek tam i z powrotem zajął około półgodzinki. Gdy wreszcie wrócił zmęczony wszedł do przyczepy i westchnął głęboko.
- Ah, ależ to irytujące - Rzucił torbę na jakąś szafkę.
- Co się stało?
Vivi aż drgnął zaskoczony.
- Oh? Jeszcze tu jesteś? - Odwrócił się na pięcie. - Sądziłem, że będziesz się już zbierał w końcu już dzień dobiega końca więc jesteś wolny. I nie odbieraj tego tak, jakbym się chciał ciebie pozbyć, po prostu wolę nie narzucać ci swojego towarzystwa. Więc usunę się, że tak to ujmę w cień. Aleee zawsze jesteś tu mile widziany - Wyszedł z przyczepy zostawiając Robina samego.
Powoli ruszył w kierunku lasu cicho nucąc pod nosem. Faktycznie zachował się szorstko, ale miał ku temu swoje powody. Młodzieniec jego zdaniem był bardzo interesującym przypadkiem. Zagubiony w lesie, i nie pamiętający nic z poprzedniego życia. Demon był ogromnie ciekawy tego co się z dzieciakiem wydarzyło. Jednak nie miał ochoty zaprzątać sobie głowy akurat tym.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Przeciągnął się. Sypianie w lesie nie było wygodne. Ani trochę. Rozglądnał się i wziął głęboki oddech. Przynajmniej nie padało, a to już coś. Nagle wyczuł zbliżającą się prezencje. Wpatrywał się w ścieżkę, na której po chwili pojawiła się jakać postać.
- Ooo! Robinku! Dzień dobry! - Pomachał mu uśmiechając się szeroko.
Znaczy się... Był prawie pewny, że to Robin. Cóż poradzić wszystko wygląda inaczej jak wisisz do góry nogami na jakimś drzewie.

( Robin? )

8 sty 2019

Ace CD Shu⭐zo

Chłopiec się wzdrygnął.
- A no wiesz... - Urwał i się zamyślił. - Eehm... Dobry magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek! - Szybko odpowiedział nie robiąc sobie nic z miny psiaka. 
Szedł przed siebie. Szybkim, nerwowym krokiem. Pies obserwował blondyna zmieszany.
- No okej mówić nie musisz... - Zaczał niezadowolony lizać miejsce nad gipsem.
- Przestań to lizać bo coś popsujesz.
- Ale to okropne uczucieee....
Titus przewrócił oczami słysząc jojczenie psa. 
- Uszy mnie już bolą więc zamilknij... Możesz się dopiero odzywać jak wrócimy do cyrku. 
Reszta drogi zeszła im w bardzo nieprzyjemnej ciszy. Młody arystokrata myślami był bardzo daleko od rzeczywistości. Myślamk właśnie błądził po uliczkach uroczego miasteczka znajdującego się we Francji. Nigdy by nie przyznał ,że tęskni za rodziną. Ale fakt był faktem. Z zamyślenia wyrwało go dopiero ugryzienie w ręke. 
- Łazisz jak lunatyk! - Skarcił go piesek. - Zaraz wleziesz pod jakiś samochód! 
Otrząsnął się szybko. Ah wybacz! Odsunął się na bok schodząc z jezdni. 
- Uważaj na siebie naprawdę.
Piętnaście minut później byli na miejscu. Młodzieniec posadził psa na łóżku w swoim namiocie. 
- Ahm to możesz tu narazie zostać... Wolałbym cię mieć na oku i wogóle.
Piesek skinął głową zwijając się w kłębek na łóżku. Ace spojrzał na zegarek. Było już późno i sam czuł się totalnie wyczerpany. Ostrożnie sie położył przy piesku delikatnie go gładząc po głowie. Długo nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok. Ale sen jakoś nie chciał przyjść. Gdy udało mu się zasnąć zaczeły go dręczyć koszmary. W środku nocy obudził się z krzykiem na ziemii. Przerażony się rozgladnął , szybko przy tym oddychając. Moment później padł na ziemię starając się uspokoić.
- To tylko sen... Tylko sen... Nic mi nie będzie. Nie mam się czego bać... 
Ostrożnie wstał z ziemii masując sobie głowę. Wtedy przypomniał sobie o psie. Zaniepokojony spojrzał na łóżko. Jednak piesek jak leżał tak leżał. Widocznie nic mu się nie stało. Odetchnął głeboko. Już mu jedną nogę złamał! Co mogłoby się tym razem stać. Usiadł przy biurku wpatrując się tępo w jakieś porozrzucane na nim kartki. Czuł się samotny, nie chciany... Nagle poczuł rękę na ramieniu.
- Już dobrze? 
Podskoczył omały włos nie spadając z krzesła. Zobaczył za sobą blondyna z tęczowymi pasemkami.
- Oh... P...przepraszam nie chciałem pana obudzić. 
- Eee tam... 
Pół pies pogładził chłopca po głowie. 
- Oui... Oui... (Tak) Już mi lepiej - pomasował sobie skronia.

<Shu⭐zo?>

7 sty 2019

Robin CD Vivi

Nie odzywał się, miał mieszane uczucia. Nie dał się dotknąć człowiekowi, a gdy ta osoba zamieniła się w zwierzę, pozwolił. Gdy wrócił do dwunogiej postaci, Robin dziwnie się czuł. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś takiego i nie wiedział, co robić. Z jednej strony bał się jego ludzkiej natury, a z drugiej kochał go w postaci lisa (jak każde zwierzę). Przez cała drogę próbował to sobie poukładać, przy okazji starając się zachowywać normalnie. Szedł na dwóch nogach, nieco zgarbiony, a spod włosów przyglądał się każdego. Do tej pory Pik nie zabrał go do miasta, a Robin nie prosił o to, było tu w końcu więcej dwunożnych, niż w cyrku. Jednak słuchając nowego "mentora" musiał tu przyjść...
- Hmm. Teraz pytanie czy o niczym nie zapomniałem - Vivi wyrwał go z zamyślenia, gdy stanęli. Spojrzał na Robina, po czym usiadł na moście. Chłopaczyna nie pewnie ruszył za nim, siadając cztery metry od niego. - Może ty mnie olśnisz hm? - nie odzywał się. - Jakoś mało mówisz... Co jest, połknąłeś język, a może jestem zwyczajnie niesympatyczny - słysząc jego słowa, David w myślach stwierdził, że tak było. Każdy człowiek był dla niego niesympatyczny. - Słyszałem, że lubisz zwierzęta, może tak jest lepiej - gdy to powiedział, Robin zobaczył, że Vivi ponownie przemienił się w lisa. Cały jego stres nagle gdzieś odpłynął. Zaśmiał się cicho, gdy zwierzę wskoczyło na jego głowę.
- Jesteś słodki - stwierdził cichym głosem, głaszcząc lisa. - Nie kupiłeś tylko gazy - odpowiedział w końcu na jego wcześniejsze pytanie.
- Na prawdę? - zwierzę zeskoczyła z jego głowy i podeszła do torby. Zajrzało do środka. - Rzeczywiście... - mruknął, po czym wrócił na most i usiał na przeciwko Robina. Nagle na jego ramieniu usiadł mały ptaszek, do którego zagwizdał, a on mu odpowiedział. To była ich rozmowa, której lis nie mógł zrozumieć, ponieważ była przeprowadzana w ptasim języku. - Rozmawiasz ze zwierzętami? - zapytał Vivi, na co chłopak pokiwał twierdząco głową, ale informację, która przekazała mu Shani, zostawił dla siebie.
- To Shani, moja przyjaciółka - przedstawił i podrapał pupila po główce. - Każdy człowiek potrafi zamienić się w zwierzę? - zapytał ciekawy, chcąc poznać tajemnice, jakie rządziły tym światem. 
- Nie.
- A ty dlaczego potrafisz? - zadał kolejne pytanie. 

<Vivi?>

Lennie CD Shu⭐zo

Nie potrafiłem tego pojąć. Owszem, słyszałem kiedyś o dwóch osobach w jednym ciele, ale nie sądziłem, że kiedyś zdarzy mi się poznać takiego osobnika, a tym bardziej polubić jego jedną ze stron. W takim razie... co z drugą? Powinienem zareagować, czy go zostawić i pozwolić losowi samemu działać? Niestety myśl, że ten pesymista zawładnie całkowicie ciałem blondynka mnie nieco dobijała. Może i nie mam prawa wtrącać się w to, jaki kto jest, ale za tym miłym Shuzo będę tęsknił.
- A możesz mi wpierw wytłumaczyć, co co tu chodzi? Dlaczego... was jest dwóch w jednym ciele? - zdecydowałem się najpierw poznać sprawę, a potem myśleć, czy coś zrobić. Chłopak wyglądał na zirytowanego moim pytaniem.
- Powiem ci tak: to ja byłem pierwszy - zaczął. - Miałem super życie, najlepszego kumpla i zespół muzyczny. Z czasem jakoś mi się zaczęło to nudzić i powstał ten pajac, który mi doszczętnie życie rozwalił, dla jakiś głupich ciuszków. Skończyło się na tym, że dzielimy jedno ciało. Sam nie wiem jakim cudem. Chcę żeby było jak po staremu, a tamten zniknął i już nie wrócił - słuchając jego słów, zacząłem się bać, że miły blondasek nie istnieje i jest on tylko wymysłem. Ale skoro powstał... to musiało mieć jakiś cel. Jeśli mówi, że się znudził, to może jego umysł wyimaginował jego przeciwieństwo, by jego nudne życie się zmieniło?
- Chcesz się go pozbyć... ale może dobrze, że powstał? - stwierdziłem, a on nagle wybuchnął śmiechem.
- Ale z ciebie idiota! - wyzwał mnie. - Źle, że powstał. On musi zniknąć. To masz tę czarną farbę? - zmienił temat, na co westchnąłem i pokiwałem głową. Zdjąłem kapelusz i wyciągnąłem z niej czarną saszetkę z farbą do włosów. Dałem mu ją, na co stwierdził, że strasznie długo z tym czekałem i odszedł. Ja za to popędziłem do biblioteki, w poszukiwaniu jakichś informacji. Musiałem się dowiedzieć o zaburzeniach tożsamości, to musiało mieć drugie dno...
Po dotarciu na miejsce, by nie tracąc czasu, zapytałem się bibliotekarki o dział... nie wiedziałem, czego szukać. Dział medycyny, filozofii, czy czegoś innego. Wytłumaczyłem jej swój problem, a ona zaprowadziła mnie do odpowiedniego regału. Stamtąd wyciągnęła grubą księgę.
- Może poszukaj w zaburzeniach dysocjacyjnych - poradziła z miłych uśmiechem i odeszła, a ja stałem jak głupi, nie wiedząc, co oznaczają ostatnie słowo. W końcu usiadłem do stołu i znalazłem spis treści. Szybko wychwyciłem o dziwne słowo i przerzuciłem na 129 stronę. Zacząłem czytać.
Traumatyczne i bolesne przeżycia mogą doprowadzić do powstania nowej osoby o innej tożsamości, wspomnieniach, myślach i charakterze. Wszystko, co przeczytałem, pasowało do mojego Shuzo. Ale... czy da się to wyleczyć? A jeśli tak, czy to nie sprawi, że miły blondasek... całkowicie zniknie?

<Shuzo? ach, te rozterki>

5 sty 2019

Shu⭐zo CD Lennie

- Wiesz coś na ten temat? - zmierzyłem rudzielca wzrokiem. Wiadome, że nic nie wie. Więc jego odpowiedź jest oczywista. No bo skąd by miał? To ten gamoń się do niego przymila i siedzi w tym durnym cyrku, zamiast wracać do domu. Marnuje MÓJ potencjał i tworzy jakieś szmaty zwane ubraniami, czy tam kostiumami. Czemu mu nikt prosto z mostu nie powie, że wyglądają jak wymiociny jednorożca? Żaden człowiek o zdrowych zmysłach by tego nie ubrał. Skoro on sam nic takiego dzisiaj nie założył. To pewnie znaczy, że normalnieje. Oby się kiedyś jakiś cud stał i ten pajac zniknął. W sumie ten magik może by to zrobił... Niestety prędzej mi przyłoży, niż pomoże. To może tamta wiedźma by to zrobiła. Tylko, gdzie ona polazła? Spojrzałem na rudzielca dość niezadowolonym wzrokiem. Przepędził ją gdzieś czy coś przecież. - Nawet nie myśl, że zapomniałem o akcji z talerzem. Ciekawe, czym tym razem mi przyłożysz. - mruknąłem z założonymi rękami.- Jakbyś miał, chociaż pojęcie o tej sprawie inaczej by to wszystko wyglądało. To ja mam mieć szczęśliwe życie. Nie ten pajac, który nie powinien w ogóle istnieć. Chyba że... - zmrużyłem oczy z lekkim, wrednym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak totalnie już nie kumał, co ja wygaduje. Gapił się na mnie, jakbym był jakimś świrem.- A w sumie mniejsza. Zachowam to dla siebie.- skończyłem, robiąc krok w tył. To wręcz oczywiste. Może zwyczajnie Shuzo znalazł sobie zastępstwo po pierwszej miłości. Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się bez słowa do cyrku. Po moim trupie. Nie zgadzam się na coś takiego. Okej. Rudy koleś nie powinien się za bardzo mnie czepiać. Przynajmniej przez jakiś czas. Dlatego zajmę się tym, co najważniejsze — pora przefarbować włosy. Ach i rzecz jasna opuścić to miejsce pełne idiotów i kolorów. Jednak włosy najważniejsze. Niedobrze mi od tego blondu.
- Chwila moment.- stanąłem i odwróciłem się, zerkając na rudzielca. Nie odszedłem za daleko.- Ej to, co z tym lusterkiem? Plus potrzebuje też czarnej farby. Weź, mi też powiedz, jak stąd się najszybciej dostać do Japonii. O albo od razu wyciągnij jakiś samolot z tego kapelusika i stewardessę. Najpierw jednak farba do włosów. Blond jest jedynie dla przygłupów, którym zresztą jest ten pajac... Tak zauważając, już mi się udziela to jego paplanie. Masakra. Kim ja się przez niego staję?

(Lennie~?)

Vivi CD Robin

Mężczyzna wyszedł widocznie niezadowolony. Z jakiego powodu miał się zajmować tym małym dzikusem. No cóż coś jednak ustalił z Pikiem... Musiał jeszcze wyjść po leki i zrobić parę innych sprawunków. Jak miał to zrobić z dzieciakiem pałętającym się pod nogami. No cóż, był za niego odpowiedzialny i nie było już odwrotu. Po drodze zajrzał jeszcze do Cal'a, książę jeszcze słodko spał. Po chwili przypomniał sobie, że wcale nie zabrał ze sobą pieniędzy. A więc musiał się wrócić do przyczepy. Gdy wszedł do środka z zaskoczeniem zauważył stertę bandaży na ziemi. Kucnął niezadowolony zaczynając zbierać biały materiał. 
- I gdzie on się zaś podział...
Przerwał mu krzyk i sterta bandaży odskoczyła.
- Aaaah no proszę znalazł się. - Podniósł się. - No już spokojnie. Nie płacz... Jakoś to naprawimy - Starał się mówić łagodnie powoli sięgając po bandaże. 
Gdy znowu już prawie chwycił materiał, owinięty bandażami chłopak się odsunął. Brunet przygryzł wargę. Tak z tego nic nie wyjdzie, a więc co teraz. Zrobił krok w tył. 
- Wiesz, jeżeli nie dasz mi sobie pomóc, to cię tak zostawię, a muszę zaraz wyjść.
Dobrze wiedział, że słowa nie podziałają na małego dzikusa. Więc nie zostało mi nic innego niż... Pstryknął palcami, a jego sylwetkę zakryła mgła. Gdy się rozwiała, w miejscu w którym przed chwilą stał mężczyzna, był lis ze srebrzystą sierścią. Otrząsnął się po czym zbliżył się do bandaży i nie specjalnie się śpiesząc zaczął je z minimalnym wysiłkiem rozrywać. 
Gdy skończył wycofał się na drugi koniec pomieszczenia i usiadł obserwując Robina, który powoli się podniósł. 
- No widzisz, da się. - Wskoczył na krzesło i chwycił portfel po czym zeskoczył znowu na ziemię kierując się do wyjścia. 
- To musisz iść ze mną po tym co zobaczyłem, wolę ciebie nie zostawiać samego... 
Pokiwał głową i po chwili wyszedł z nim. Na zewnątrz mężczyzna już czekał na niego w swojej bardziej ludzkiej formie. 
- No to co. Idziemy! Tylko proszę cię, zachowuj się jakoś...
Chłopak zamrugał i skinął głową. 
- - - - - - - - - - - - - - - - 
Po paru godzinach w mieście, Vivi się zatrzymał i rozglądnął.
- Hmm. Teraz pytanie czy o niczym nie zapomniałem. - Zamyślony spojrzał na chłopaka po czym usiadł na moście. - Może ty mnie olśnisz hm? Jakoś mało mówisz... Co jest, połknąłeś język, a może jestem zwyczajnie niesympatyczny. - Postawił torbę na ziemię i moment później na barierce siedział lis. - Słyszałem, że lubisz zwierzęta, może tak jest lepiej.
Wskoczył na głowę chłopaczka.

(Robin?)

Rose CD Cal & Vivi

Pierwszy raz użyłam teleportacji na dwóch osobach. Nie byłam pewna czy to zadziała i czy powinnam mu to w ogóle proponować. Zauważyłam, że Cal nie jest chętny na ludzki dotyk. Na moje nieszczęście nie pomyślałam o skutkach. Kiedy trafiliśmy tam, gdzie chciałam, czyli przy namiotach przestałam widzieć. Mogłam w sumie o tym pomyśleć, Ale wtedy nie miało jakiegoś wielkiego znaczenia. Stałam w bezruchu i poczułam, jak chłopak momentalnie puszcza moją rękę. Przez chwilę słyszę jego kroki, jak mnie okrążają. Próbuję udawać, że nic mi się nie stało, ale nie wiem, czy on na to się nabiera. Delikatnie ruszałam oczami w różne strony i skrzyżowałam ręce. 
- Och Rose, Rose. Niech to zostanie między nami. Nie pragnę żadnego rozgłosu.- powiedział, jakby chciał mnie ostrzec przed samym sobą. Nadal pamiętałam, jak mi groził, jeśli z nim będę rozmawiała. Chyba o tym zapomniał, bo sam tego nie przestrzega. Westchnęłam. Nie będę histeryzować, czy co. Na początku byłam zdziwiona, że ten Egoista, który sam sobie w lesie nie może poradzić jest prawowitym władcą w Luksemburgu. Brakuje mu zaradności.
-Jak nie chcesz to nic nie powiem- odpowiedziałam, starając się zabrzmieć obojętnie. Nie mam zamiaru mieć z nim nic wspólnego. Nawet nie odczuwam radości tak, jak przy każdej poznanej tajemnicy. Usłyszałam, jak powoli Cal odchodzi w swoją stronę. Nie może mnie tak zostawić. Tym bardziej, że nie wiem, gdzie do końca jest mój namiot. Straciłam poczucie orientacji, po tym jak Egoista mnie okrążał.
-Zaczekaj!- krzyknęłam, wymachując rękami. Nie chcę sama próbować jeszcze się wywrócę, coś zrobię i czeka mnie pielęgniarz. Nie mam najmniejszej ochoty tam wracać, po tym, jak mnie zabrał na jakieś wielkie pole z ruinami.
-Co chcesz?- zapytał, wyraźnie zdenerwowany.
-Musisz mi pomóc...
-W czym, niby mam pomagać. Za co?
Jak on śmiał!? Za co? Chyba naprawdę chce, żebym wykrzyczała, jak on nago leżał w lesie i chciał, abym mu przyniosła jakieś ubrania, aż na samo wspomnienie się lekko uśmiechnęłam.
-Niech będzie...- rzekł zrezygnowany, powoli do mnie podchodząc.
-Możesz mnie zaprowadzić do mojego namiotu? Kompletnie nic nie widzę...
<Cal? Vivi?>

Odchodzi!

RAION


JASKIER
Zdjęcie zepsute

#Powód: Decyzja właściciela - brak czasu

Cal CD Rose & Vivi

- Moja rodzina należy już do przeszłości. Zostałem sam. Nie ukrywam, że twój monolog wręcz chwycił mnie za serce. Jednakże musisz zrozumieć jedną rzecz.- odparłem spokojnym tonem, ignorując tego kota, który się ciągle na mnie gapił.- Mi się nigdzie nie śpieszy. Nie życzę sobie nazywania mnie tchórzem. Zwyczajnie nie mam czasu, a ty jeszcze bardziej odciągasz mnie od tej zemsty. Nie będę nic ci tu obiecywał. Szczerze nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat. Mów se co chcesz. Moja przykrywka ma zostać nietknięta, dopóki nie skończę planu.
- Ależ Tyberiaszu tu nie ma czego planować. Musisz się stawić na zamku.
- Nie chce tego zrobić byle jak. Chcę wszystkim udowodnić, jaka jest prawda i odzyskać honor oraz dobre imię. Zabierz stąd tego pchlarza i nie życzę sobie więcej już takich akcji.- skończyłem i zwyczajnie poszedłem przed siebie z dumnie uniesioną głową.
- Tak jest wasza wysokość.- ukłonił się, gdy tylko koło niego przechodziłem. Potem już zajął się kotem. Ja natomiast planowałem opuścić te ruiny i w spokoju się nad tym wszystkim zastanowić. Niestety nie było mi dane tego zrobić. Na mojej drodze pojawiła się Rose.
- No proszę. Jednak Cię to kocisko nie zjadło.- odezwała się jako pierwsza.
- Z tego, co widzę, tobie się niestety oberwało.- spojrzałem na jej ramię. Szkoda, że moja moc jeszcze nie działa. Ciekawe odkąd już tu jest.
- O dziwo ty jesteś cały.
- Nie mam już w planach być niczyją ofiarą. Nic mnie już nawet palcem nie tknie. Poza tym myślałem, że zostaniesz w cyrku.- minąłem ją i poszedłem dalej.
- Niestety musiałam się wrócić.- ruszyła za mną.
- Nawet nie pytam czemu. Nie interesuję mnie to.- zamilkłem. Ona z resztą też. Po paru chwilach już opuściliśmy ruiny. Kompletnie nie wiedziałem, gdzie jesteśmy.
- To mogę nas już zabrać do cyrku. Złap mnie za rękę.- odezwała się, wyciągając rękę w moją stronę. Spojrzałem na dziewczynę, a potem na jej rękę. Nie była to za bardzo kusząca propozycja. Jednak koniec z końców złapałem jej rękę. Na szczęście miałem rękawiczki. Nie minęła nawet sekunda, a my już staliśmy przy namiotach. Od razu puściłem jej rękę.
- To by było na tyle.- poprawiłem rękaw koszuli. Przy okazji spojrzałem na nią. W momencie wniknąłem w jej myśli i wspomnienia. Słyszała wszystko. Pokręciłem jedynie głową i westchnąłem.- Och Rose, Rose. - okrążyłem ją.- Niech to zostanie między nami. Nie pragnę żadnego rozgłosu.

(Rose?Vivi?)

3 sty 2019

Robin DO Vivi

Otworzył powoli zaspane oczka, podnosząc się do siadu. Podrapał się po plecach i szeroko ziewnął. Parę razy zamrugał, aż w końcu zeskoczył z gałęzi, na której przespał noc. Na drganie gałęzi zareagowała jego ptaszyna, która podążyła za nim. Podleciała do jego głowy i usiadła mu na włosach, a przez zmęczenie zrobiło sobie na jego czuprynie małe gniazdko i na chwilę przysnęła. Chłopiec nie przejmując się zwierzątkiem, wyciągnął się i spojrzał na niebo. Słońce powoli wstawało, tak więc cyrk też pewnie powoli budził się do życia. Kucnął, oparł rękami o ziemię i na czworaka, powolnym krokiem szedł w kierunku obozowiska. Nie śpieszyło mu się do ludzi. 
Zajrzał do Pika. Był w swoim namiocie i czytał książkę. Robin cichutko wtargnął się do środka i usiadł na podłodze, patrząc na to, co trzymał. Książka miała czerwoną okładkę, niestety nie potrafił przeczytać tytułu, gdyż był schowany. 
- O, nie zauważyłem cię – odparł po chwili ciszy, kiedy mały paszek siedzący na ramieniu chłopca postanowił się odezwać. Mężczyzna zamknął książkę i położył ją na biurku, następnie zerknął na zegarek, który nosił na nadgarstku. - Późno już, muszę się zbierać – stwierdził. - Dzisiaj ktoś inny się tobą zajmie – oznajmił wstając. Gdy zrobił parę kroków stronę chłopca, ten się podniósł i na czworaka odsunął do wyjścia.
- Kto? - zapytał lekkim głosem, po czym oboje wyszli z namiotu. Dopiero wtedy Robin stanął na dwóch nogach i się rozejrzał.
- Nazywa się Vivi, jest pielęgniarzem – pokiwał głową. Ruszyli w kierunku przyczep dla pracowników. Podeszli, a Pik zapukał. Po chwili ze środka wyszedł wysoki… lisowaty człowiek. David patrzył na niego z zaciekawieniem, nigdy nie widział pół ludzi, pół zwierząt.
- Vivi, to jest Robin. Tak jak się wczoraj umawialiśmy, zostawiam go pod twoją opieką – powiedział, po czym się pożegnał. Gdy odchodził, Robin go wyminął, po czym stanął przed drzwiami.
- Wchodzisz? - usłyszał pytanie. Jego głos był nieprzyjemny, a radość, jaka w nim zagościła, gdy zobaczył jego zwierzęta atrybuty, momentalnie zgasła. Mimo to wszedł do środka, rozglądając się po przyczepie. - Muszę coś zrobić. Żebyś się nie nudził, ułóż mi bandaże – wskazał na pudełko z białym materiałem, po czym bez słowa wyszedł. Robin przez chwilę patrzył na drzwi ciesząc się, że wyszedł. Następnie podszedł do pudełka i wyjął pierwszy materiał. Nie miał pojęcia, jak „układa się” bandaże, a jego wszelkie próby skończył się… bardzo źle.
Jakimś cudem owinął samego siebie wszystkimi bandażami, co jeszcze bardziej zniszczyło jego humor tego dnia. Bez rezultatów próbował się wygrzebać, ale nie szło mu to ani trochę. Shani w tym czasie siedział na oknie i obserwowała, jak jej przyjaciel stał się żywą mumią. 

<Vivi?>

1 sty 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Jak można rzucać kamieniami w żywe stworzenie? Czy ona była opętana?! Czy po prostu zwariowała na starość? 
- Niech pani przestanie! - nie słuchała, dalej rzucała kamieniami, przez co musiałem stanąć przed nią, by Shuzo już więcej nie dostał. Ja sam oberwałem dwa razy, raz w nogę, a drugi w klatkę piersiową. Miałem dość, zdjąłem kapelusz, wsadziłem w niego rękę, a gdy ją wyciągnąłem, sypnąłem zielonym proszkiem na staruszkę. Momentalnie się uspokoiła, lekko się uśmiechnęła i zapominając o tym, co właśnie robiła, poszła w swoją stronę, jakby nie widząc nas. Odetchnąłem i odwróciłem się do psa, który zmienił się już w człowieka. Masował obolałe miejsce na głowie, podszedłem do niego. - Nic ci nie jest? - zapytałem przyglądając mu się. Otworzył oczy i spojrzał na mnie, zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia.
- Znowu ty? - zapytał posępnie. - Czego ciągle z nim łazisz? - zadał kolejne pytanie. Uniosłem do góry jedną brew, nie wiedząc o co chodzi.
- Chyba to uderzenie ci zaszkodziło – stwierdziłem, gdy zacząłem sobie przypominać co się stało z blondynem, gdy dostać talerzem.
- Albo wręcz przeciwnie. W końcu mam kontrolę – odburknął. Westchnąłem. Przez chwilę miałem ochotę go uderzyć, naprawdę. Wyjął z kapelusza jakąś maczugę czy kij baseballowy, albo ewentualnie zawołać tu staruszkę i przypomnieć jej, co robiła. Niech kontynuuje, a gdy Shuzo wróci do siebie…
Ale jak bym mógł decydować, który z nich ma przejąć władzę nad ciałem? Chociaż tego nie rozumiem, dwie różne osoby, to samo ciało… nawet, jeśli wolałem tego miłego i uśmiechnięta chłopaczka, nie mogłem usunąć tego drugiego. Tylko… co ja mam teraz zrobić?
- Masz lusterko? Ten gamoń pewnie znowu się pomalował – mruknął, a następnie spojrzał na swój ubiór. Wziął w dłonie kawałek swetra, przyjrzał się spodniom. - A jemu co się stało? Pierwszy raz ubrał się jak człowiek – potem spojrzał na mnie.

<Shuzo?>