31 maj 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Nie wiedziałem co myśleć. Shuzo znowu się do niego odezwał, nie był opryskliwy, wziął nawet malucha na ręce i zachowywał się jak poprzednio, ale bez tych iskierek w jego oczach, które zdradzały radość i szczęście. To był ten pozytywny Shuzo, tym bardziej, że nie dostał w głowę, w końcu ich obserwowałem (szkoda, że nie słyszałem). Więc tak właściwie to co się stało? Z kim rozmawiałem? Czy mogłem czuć się swobodnie i mówić to, co chce, bez możliwości zostania wyzwanym bądź uderzonym przez towarzysza? A może to jakaś pułapka?
Nie miał dużo czasu na myślenie, co się stało. Dzień się kończył, a chłopiec dalej był bez matki. Nie potrafiliśmy jej znaleźć, dlatego gdy natknęliśmy się na spłoszonego białego konia, poczułem uderzenie nadziei i nagłego olśnienia, a jednocześnie przerażenia. Spłoszony koń bez jeźdźcy nie mógł być oznaką czegoś dobrego. 
- Musimy wejść do lasu – stwierdziłem, co mi się nie uśmiechało. Nie dość, że było ciemno, więc z łatwością możemy się zgubić, to na dodatek mamy ze sobą dziecko, z którym nie wiadomo co zrobić. Zostawić? Ktoś je zabierze, sam pójdzie i się zgubi, ale się wystraszy i rozpłacze. Zanieść do cyrku? Każda minuta jest cenna, nie wiadomo co się dzieje w matką chłopca, więc nie należało tracić czasu. Zabrać ze sobą? Chociaż niesienie Yuto do ciemnego lasu, w którym być może znajdziemy zwłoki jego rodzicielki nie było najlepszą wizją, to jednak było najlepszym wyjściem. Zabrałem od Shuzo chłopca, którzy zdążył już zasnąć na jego ramieniu i położyłem do na koniu. Otworzył oczy.
- Co się dzieje? - zapytał ziewając.
- Nic takiego – poklepałem go po pleckach. - Złap się grzywy i śpij – wziąłem jego rączki i położyłem je na grzywie konia, a Yuto delikatnie zacisnął palce. Chwyciłem wodze zwierzęcia. - Chodźmy – odezwałem się cicho do czarnowłosego, po czym weszliśmy w las.
Ciągnąłem za sobą konia, który głośno oddychał. Bałem się tego, co mogliśmy tu spotkać. Było kompletnie ciemno, dlatego przyjaciel wyciągnął telefon i włączyć latarkę. Zaczęliśmy iść przed siebie z nadzieją, że na coś trafimy, ale przez długi czas nie znaleźliśmy niczego, prócz drzewa i krzewów. Yuto już słodko spał, a ja nie czułem nawet zmęczenia. Nie rozmawialiśmy z Shuzo, nasłuchiwaliśmy otoczenia w nadziei, że usłyszymy jakikolwiek dźwięk naprowadzający nas do zagubionej, ale po jakieś godzinie szlajania się po lesie, przestaliśmy w to wierzyć.
- Na dodatek chyba się zgubiliśmy – odparł pesymistycznie przyjaciel, który nie wiedział już gdzie iść.
- Idźmy przed siebie, w końcu stąd wyjdziemy – odparłem wiedząc, że żaden las nie ciągnie się przez wieczność.
Shuzo poświecił na jakąś gałąź i podszedł do niej. Potem pokierował latarkę dalej.
- Zobacz – podszedłem do niego. Wskazywał na krzewy, których gałązki były połamane. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że złamane drewienko ciągnęło się w linii prostej, tworząc kierunek, a na jednym z nich znajdował się zielony materiał. - Idziemy tędy – zarządził, chodź droga była w przeciwnym kierunku, niż my szliśmy. Bez chwili namysłu ruszyłem za nim, ciągnąc za sobą zwierzaka, który nie chętnie wlazł w krzewy. Ewidentnie był czymś zdenerwowany, bałem się, że spotkamy tutaj coś, co go spłoszyło. 

<Shuzo? Wiem, okropne>

28 maj 2019

Vivi CD Robin

Vivi westchnął, widząc zwierzątka zebrane przy chłopaku i wstał. - No to ja was zostawię na moment samych... - Wyszedł z przyczepy biorąc głęboki oddech. David na pewno potrzebował chwili wytchnienia dla siebie. Rozejrzał się po placu i się przeciągnął. Na terenie cyrku nie działo się nic zbyt ciekawego. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło, a delikatny wietrzyk lekko targał brązowymi kosmykami demona. Widocznie znudzony zaczął się przechadzać między wszystkimi namiotami. Nie miał co robić. Gdy tu nagle, usłyszał dziwny dźwięk. Jakby patelni, która o coś uderzyła. Od razu obszedł bufet i zauważył kostiumografa, pochylonego nad ciałem jakiegoś opalonego mięśniaka. Trzymał w rękach patelnię ze spanikowaną miną. Od razu uśmiechnął się pod nosem, obserwując czarnowłosego zza namiotu. Sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej komiczna, ponieważ drobny brunet próbował na siłę wepchnąć nieprzytomnego mężczyznę do szafy. Na początku nie potrafił go w ogóle wsadzić do tej szafy, a później, gdy wreszcie ją zamknął i już miał odejść, drzwi szafy się otworzyły i spadł na niego ten cały blondyn. Zakrył usta, starając się powstrzymać od śmiechu. Pokręcił głową i się odwrócił powoli odchodząc od tej „sceny zbrodni". Powolnym krokiem zaczął wracać do swojej przyczepy. Czy Robin się kiedyś pogodzi z tym, że jest, jaki jest... Czy uda mu się przezwyciężyć strach? A może lepiej by było, jakby się skupił na swoim zadaniu, skończyłby je i potem by po nim ślad zaginął... W momencie, gdy otworzył drzwi, na jego twarzy samoistnie pojawił się uśmiech. Robin z pomocą małych żyjątek w spokoju sobie sprzątał. 
- Nie pozwoliłem ci wstać prawda? 
Zastygł i odwrócił, spoglądając na niego, zwierzątka szybko się rozproszyły. Ptaki wyleciały przez okno, a gryzonie pouciekały przez jakieś szpary. Jedynie Shani została, wpatrując się w Viviego tymi małymi czarnymi oczkami przypominającymi koraliki. Robin nie bardzo wiedział co powiedzieć, jedynie się podniósł i speszony mu pomachał.
- Po prostu się połóż. - Machnął ręką na białowłosego ręką, aby się pospieszył, a ten bez gadania usiadł na posłaniu. - Jak widzę, nadal tego nie przetrawiłeś... Pewnie jest to ciężkie — Lis obserwował, jak chłopiec jeszcze bardziej zesztywniał. - Słuchaj to nie tak... - Nie musisz się tłumaczyć, cokolwiek bym nie powiedział to i tak nic nie zmieni. Dziś wieczorem cię zwolnię. Pozostaje tylko rutynowa kontrola. A! Nie zgadniesz, co widziałem, kojarzysz tego psiego kostiumografa? 
David skinął głową, nie wyglądając na zadowolonego z nagłej zmiany tematu. - Więc podpatrzyłem jak próbował ulokować jakiego nieprzytomnego gościa w szafie. Żałuj, że tego nie widziałeś, ależ miałem ubaw.

(Robin??)

27 maj 2019

Shu⭐zo CD Ace

Shu znany ze swojej troskliwości nie uwierzył chłopaczkowi ani na chwilę. Wiedział, że coś jest nie tak. Jednak wolał teraz nie poruszać tego tematu. Był środek nocy. Lepiej byłoby się wyspać. Przez jakiś czas nie odezwał się ani słowem. Tylko gładził dziecko po głowie.
- Może pójdziesz już się położyć? - spytał szeptem. Od razu też wziął rękę z głowy niższego blondyna. Ace po chwili pokiwał głową. Wstał i ze spuszczoną głową, wrócił do łóżka. - A i mów mi Shuzo. - dodał z uśmiechem, gdy chłopak położył się na łóżku.
- Zastanowię się. - odpowiedział i odwrócił się do pół psa plecami. Kostiumograf usiadł na łóżku i spojrzał na leżącego chłopaka.
- Obiecaj mi, że za każdym razem, kiedy zrobi ci się smutno, pomyślisz o niebie, dobrze?
- Dlaczego? - spytał, dalej leżąc plecami do Shu.
- Dlatego, że... - przeniósł wzrok na swoje ręce.- Dlatego, że niebo jest zawsze piękne. Nawet wtedy, gdy jest pochmurno czy deszczowo... Moje ulubione niebo jest usłane miliardami gwiazd... Zawsze, kiedy na nie patrzę, wiem, że, nawet jeśli się zgubię, będę przerażony, będę samotny, ono zawsze będzie nade mną i zawsze będzie piękne...
- To jakieś bzdury.- odpowiedział.- Idź już spać.
Ace od razu przykrył się kołdrą po sam nos i zamknął oczy. Nie spodobało mu się za bardzo to, co powiedział pół pies. Widocznie chciał jak najszybciej zasnąć. Jednak Shu dalej ciągnął temat.
- Ale obiecujesz? - spytał.
- Tak obiecuje! A teraz daj mi już spokój. - mruknął blondasek.
- To śpij dobrze. - skończył. Zmienił się w psa i przeskoczył przez chłopaczka. Położył się tuż przy jego rękach i zamknął oczka.

Ranek był piękny. Piesek już od samego wschodu słońca czekał, aż Ace się obudzi. Siedział tak już od jakiegoś czasu, więc koniec z końców musiał go obudzić. Chłopaczek nie może przespać całego dnia. Szczególnie gdy jest taki piękny. Udało mu się wejść na niego i pacnął go delikatnie łapka, prosto w nosek. Ace za bardzo nie zareagował, jedynie przechylił głowę w bok. Shuzo jednak powtórzył to ze dwa razy i szczeknął. Wtedy właśnie chłopak już otworzył oczy.
- Dzień dobry, Ace. Pora wstawać. Szkoda dnia. - odezwał się wesoło piesek, machając puchatym ogonkiem.

(Aceee~? )

Shu⭐zo CD Lennie

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To wszystko było tak nieprawdopodobne, ale serio się stało. Los mi dał drugą szansę. Wreszcie mogę wszystko naprawić, a potem wszystko będzie tak jak dawniej. Momentalnie podbiegłem do mięśniaka, nie ukrywając radości.
- Nawet nie wiesz, jak się stęskniłem. Ani ile razy już próbowałem wrócić i przeprosić za wszystko.
- Kolejne gierki? Już ci uwierzę. - przewrócił oczami. - Cała kłótnia i to wcześniejsze przywitanie mówią co innego. - mruknął poirytowany. - Przywaliłbym ci za to bez wahania, gdyby nie było tu takiego tłumu.
- To żadne gierki. Poniosło mnie i... Tak jakoś wyszło, ale nie było zamierzone. W życiu nie ośmieliłbym się zrobić ci krzywdy. Przecież sam to dobrze wiesz. - nie wiedziałem, jak mu to wytłumaczyć. Rom to człowiek, który nie uwierzy, póki czegoś nie zobaczy. Jakbym miał to mu przedstawić? Od razu by powiedział, że zwyczajnie chcę go nabrać albo, że po prostu zmyślam czy coś. Poza tym, co ten pajac mu zrobił? Od razu spojrzałem za siebie na tego rudzielca. On na pewno wie, co się stało albo sam to zrobił. Za to Rom w ogóle nie wyglądał na przekonanego. Naprawdę nie wiem, jak to się wszystko skończy.
- Wiesz Shu. Jest wielka przepaść między tym, co było, a tym, co jest. Zmieniłeś się, znalazłeś kogoś na moje miejsce. Poza tym nie chcę cię już znać. To, co było kiedyś... - pokręcił głową z wyjątkowym spokojem. Przez to sam się zacząłem irytować. Co on pieprzy do cholery? - To był błąd. Jesteś już dla mnie nikim. A to, że wylądowałeś w tym cyrku, świadczy, że nic w życiu nawet sam nie potrafisz osiągnąć. Gdyby nie ja nawet gniłbyś dalej w swoim pokoju. - roześmiał się. - Po co w ogóle żyjesz? Mogę otwarcie powiedzieć, że jako twój były i jedyny znajomy, czekam jedynie na twoją śmierć. Światu nie jest potrzebny nikt taki jak ty.
To zabolało... Znowu... Chciałem zachować obojętny wyraz twarzy, ale to było na nic. Położyłem po sobie uszy, dalej patrząc na niego. Nagle dotarło do mnie, że nie będzie już tak jak kiedyś. Ten cholerny pajac miał rację. Spuściłem wzrok, zaciskając pięści.
- Pieprzony dupek. - mruknąłem zirytowany po długiej i bolesnej dla mnie chwili ciszy. Sam już nie wiem, co zacząłem wygadywać. Czułem się tak samo, jak podczas tej przeklętej kłótni. Niby chciałem go przeprosić. Paść przed nim na kolana, zrobić wszystko by tylko mi wybaczył, ale nie mogłem. Nie wiem, co się ze mną dzieje. - No słucham... Mów dalej. Powiedz, co o mnie myślisz, będziesz miał tyle odwagi? - podniosłem głowę, a potem już sam nie wiem, co zacząłem wygadywać...
Po raz kolejny przeżywam podobną sytuację. Odzyskałem władzę nad ciałem w środku kłótni, a w zasadzie tuż przy jej rozwiązaniu. Dziwna sprawa. Dalej nie rozumiem, jak to może być możliwe. Spojrzałem na mięśniaka pewnym i wyzywającym wzrokiem. Niech mówi, co mu leży na sercu. Zrobię to samo.
- Skoro nalegasz. - odpowiedział rozbawiony. - Myślę, że jesteś świrniętym kundlem, który myśli, że ma coś w tym świecie do powiedzenia. Poza tym jesteś zapatrzonym w siebie egoistą, który zmienia przyjaciół jak rękawiczki. Jesteś na tyle bezczelny, żeby tak po prostu sobie odejść bez podziękowania za to, co dla ciebie zrobiłem. Nie mówiąc o tym, że masz anoreksję. - po jego słowach zapadła cisza. - Twoja kolej. - dodał jeszcze. Chciałem zwyczajnie przedstawić wszystkie jego błędy, wytknąć mu, jakim jest tyranem. Jednak wycofałem się z tego. Doszedłem do wniosku, że wyzywanie siebie nawzajem nie ma sensu. Moja mina od razu złagodniała. Spuściłem wzrok.
- Myślę, że byłeś dla mnie pierwszym i ostatnim. Byłeś wszystkim pomiędzy... Byłeś ciemnością, byłeś światłem. Byłeś burzą i spokojem. Byłeś niekończącym się momentem. Byłeś dla części mnie tym jedynym... Ta część czuła do ciebie wszystko to, czego ty do niej nigdy nie czułeś.
Odwróciłem się i odszedłem, zostawiając swoją przeszłość za sobą. Uśmiechnąłem się, widząc Lennie'go i Yutusia niedaleko. Od razu wziąłem dziecko na ręce, a potem spojrzałem na magika.
- Możemy iść dalej szukać i przepraszam za wszystko. - przytuliłem maluszka, idąc już przed siebie. - Co tam robiliście, gdy mnie nie było? - spytałem, zerkając na magika.
- A nic istotnego. Nigdzie nie ma tej kobiety. - odpowiedział po chwili mój ukochany przyjaciel. Westchnąłem cicho. A myślałem, że ten dzień się dobrze skończy. Jak na razie jest kiepsko. Słońce już zaczęło zbliżać się ku zachodowi. Mamy już mało czasu.
- Poszukajmy jeszcze. - oznajmiłem z nadzieją, że Yuto jeszcze przed zmrokiem będzie razem z mamą.

Dalsze poszukiwania okazały się daremne. Kobieta wręcz zapadła się pod ziemię. Jedynie wiem, że ktoś ją widział niedaleko miasta przy starym wozie z białym koniem. Ciekawe, co się z nią stało. Słońce już schowało się za horyzontem. Yutuś był już bardzo zmęczony, a ja z przyjacielem już opuszczaliśmy miasto. Najwyższy czas wracać do cyrku. Chociaż impreza dopiero teraz zaczęła się rozkręcać. Trudno. Zbliżaliśmy się już do lasu, gdy nagle wybiegł z niego właśnie biały koń. Na pewno komuś uciekł, ale wyglądał na wystraszonego. Może coś go spłoszyło? Tylko co i czyj on jest? Może był to koń tej kobiety?

(Lennie~?)

20 maj 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Nie chciałem w to uwierzyć. Znowu to się stało. Gdy chłopak zniknął w tłumie, ocknąłem się z transu i ruszyłem za nim. Ciężko mi było się przecisnąć, czułem się zbity z tropu, nie wiedziałem co robić. Miałem po prostu ochotę uderzyć go w łeb i odzyskać przyjaciela, ale najpierw musiałem go znaleźć. Niestety gdy mi się to udało, okazało się, że zadarł z gliną. Czy jego drugie wcielenie na prawdę było tak głupie i wredny, by kłócić się ze stróżem prawa? Obok nich zobaczyłem chłopca, miał założone dłonie na krzyż, czerwoną twarz i wyglądał, jakby zaraz miał się popłakać. Szybko do nich podbiegłem, ale nim znalazłem się przy nich, Shuzo uciekł. Gliniarz zaczął krzyczeć w jego stronę, trzymając także swój nos, w który oberwał. Złapałem dzieciaka za ramię, nim i ten zdołał gdzieś uciec. 
- Zna pan go? - usłyszałem ostry głos kierowany w moim kierunku.
- Tak. Bardzo za niego przepraszam – zacząłem, rezygnując z tłumaczenia, co mu się stało. Raczej nie każdy uwierzy w dwie osobowości, chociaż jest to możliwe. A tym bardziej zdenerwowany policjant, któremu złamano nos. Nie wiedziałem nawet, że Shuzo ma tyle siły. - Zajmę się nim, proszę pójść do lekarza – poradziłem, widząc strużkę krwi spływającą po jego wąsach. Policjant zmarszczył brwi, ale nie wyglądał na takiego, który chciałby się w tej sprawie kłócić. Dał mi pouczenie i powiedział, że następnym razem mnie nie puści, bo w końcu ktoś musi odpowiedzieć za nie ład. Gdy odszedł, spojrzałem na chłopca, który zaczął płakać. Wziąłem go na ręce, ten mnie objął.
- Nie chciałem go kopnąć, ale był taki nie miły! - zaczął tłumaczył. Głaskałem go po plecach, kompletnie nie mając pojęcia, jak go rozweselić. Przy okazji ruszyłem w kierunku, w którym uciekł Shuzo.
- Ja wiem, nie płacz już mały. Shuzo ma mały problem, którego nie wiemy jak rozwiązać – wytłumaczyłem jako tako, co się z nim działo. Yuto wytarł oczy i popatrzył na mnie.
- Mama mówi, że zawsze jest rozwiązanie – nadymał policzki.
- Na pewno, ale niektóre bardzo ciężko znaleźć.
- Jak moją mamę – znowu zaczął płakać, a ja czułem już mokre plecy od jego łez. Zdążyłem obejść cały festyn, a chłopaka nie znalazłem. Zmęczony usiadłem na ławce.
- Widzisz, teraz oboje się zgubili, ale nie martw się – posadził małego obok siebie. - Znajdziemy ich, w końcu nie mogli się rozpłynąć w powietrzu – by chociaż trochę polepszyć mu humor, dałem mu pluszaka, którego ciągle niosłem w drugiem ręce. Yuto go przytulił i pociągnął nosem. - Nie wiem jak, ale ich znajdziemy – dodałem szeptem. - A teraz co powiesz na strzelające gumy? - zaproponowałem. Chłopczyk w odpowiedzi skinął powoli głową. - Zostań tu, zaraz wrócę – wstałem i podszedłem do budki stojącej parę metrów ode mnie. Jednak kiedy poprosiłem o jedną paczuszkę gum, zauważyłem małego, żółtego pieska, leżącego przy ścianie. Nie odrywałem wzroku od zwierzęcia, póki nie kupiłem gum i nie schowałem ich do kieszeni. Wtedy szybko podbiegłem pod ścianę i chwyciłem Shuzo, podnosząc go do góry. Ten momentalnie zaczął się wyrywać, a kiedy złapał ze mną kontakt wzrokowy, zamienił się w człowieka. Odstawiłem go na ziemię.
- Znalazł się! - Yuto nas zobaczył i przybiegł. Jednak gdy spotkał się z zimnym spojrzeniem chłopaka, schował się za mną.
- Mógłbyś chociaż nie znikać przy pierwszej lepszej okazji – mruknąłem nie ukrywając złości.
- Odwal się – popchnął mnie i wyminął. Nie zrobił wielu kroków. Zaraz cała nasza trójka odwróciła głowy w kierunku jednej osoby.
- Shuzo! - był to mężczyzna, którego chłopak wcześniej znokautował patelnią i schował do szafy. 

<Shuzo? DRAMA>

18 maj 2019

Vogel CD Smiley

Wraz z napotkanym przed chwilą chłopcem, nie odwracałem spojrzenia od wspinającej się na drzewo dziewczyny. Szło jej dobrze, nawet i może lepiej, aż w końcu dotarła do upragnionej przez chłopczyka rzeczy. Zrzuciła latawiec w naszą stronę, a że był lekko poturbowany to i nie wzbił się w powietrze. Złapałem go w dłonie, po czym z delikatnym uśmiechem podałem go szczęśliwemu właścicielowi. Wtedy jednak coś innego zwróciło moją uwagę, a dokładniej cichy pisk dochodzący z góry. Czym prędzej spojrzałem w tym kierunku. Jak się okazało była to Smiley, która najwidoczniej poślizgnęła się na jednej z gałęzi. Nie myśląc zbyt wiele, podbiegłem do prawdopodobnego miejsca jej upadku i już tylko czekałem z otwartymi ramionami. W końcu zleciała. Pod siłą, z jaką leciała w moją stronę, moje nogi delikatnie się ugięły, lecz na szczęście zdołałem utrzymać równowagę.
- Czy wszystko w porządku? -zapytałem, dokładnie analizując jej twarz.
- Tak, chyba tak -odpowiedziała, mając na swoich policzkach delikatne rumieńce. Zapewne spowodowane stresową sytuacją, jaką było spadanie -Dziękuję ci za ratunek -wymruczała cicho, odwracając wzrok.
W odpowiedzi skinąłem głową, po czym zwróciłem się w kierunku krzyczącego chłopca. Patrzył na nas z szeroko rozwartymi oczyma, chociaż w sumie nie tylko on, bo i kilku innych przechodniów. Wyprostowałem się nieznacznie, nie wiedząc do końca, o co im chodziło. Wtedy młody podbiegł do nas, wymachując przy tym rękoma.
- Ło bracie to było super! To jak złapałeś siostrę i ją uratowałeś! A do tego uratowaliście go! -mówiąc, to wskazał na swój kolorowy latawiec w kształcie żółwia. Odpowiedziałem krótkim skinieniem głowy, po czym zwróciłem się w kierunku jakieś pani, która do nas podchodziła.
Również i ona zaczęła wspominać te całe zajście. W tym momencie poczułem dłoń na ramieniu, na co się ocknąłem. Spojrzałem na Smiley, która była jeszcze bardziej zarumieniona niż poprzednio.
- Możesz mnie już puścić, wiesz? -powiedziała, nawet na mnie nie patrząc.
Dopiero wtedy przypomniałem sobie o tym, co powiedziała. Czym prędzej puściłem jej nogi, by sama mogła dotknąć podłoża, po czym cicho chrząknąłem. Jak mogłem o tym zapomnieć? Przecież to jedna z tych rzeczy, której nie da się ot, tak przeoczyć. Dlaczego więc? Pokręciłem głową, po czym znów zwróciłem się w kierunku gapiów, którzy nadal między sobą szeptali, choć niektórzy mówili na tyle głośno, że mogłem ich usłyszeć pomimo dzielącej nas odległości. Po kilku minutach całe zbiegowisko w końcu się rozeszło, a my zostaliśmy sami. Przez chwilę staliśmy przy sobie w ciszy, którą dziewczyna w końcu przerwała.
- Naprawdę dziękuję za ratunek -powiedziała cichutko, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Na sam jej widok moje usta zrobiły ten sam gest.
- Nie masz za co dziękować -odezwałem się w końcu, na co spojrzała na mnie. Zwróciłem się do niej przodem -Przecież wiesz, że dla ciebie jestem zrobić wiele -powiedziałem bez namysłu.
W sumie było to prawdą, ale przecież nie znamy się na tyle, bym mógł na spokojnie tak mówić. A może jednak to ja się mylę i znaliśmy się w moim "poprzednim" istnieniu? Na samą tę myśl prychnąłem cichym śmiechem, na co ona jeszcze bardziej się zdziwiła.
- Przepraszam, to co powiedziałem, było dość głupie -zacząłem machać ręką w geście obrony -nie wiem w sumie, dlaczego tak powiedziałem -dodałem, wzdychając głęboko, po czym zwróciłem się w kierunku drzewa, przy którym jeszcze staliśmy.
Czułem jednak, że coś jest nie tak. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale coś tutaj było dziwnego.

<Smiley?>

17 maj 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Znowu to samo. Wyrwałem się z tego więzienia. Co z tego, że nie ma w nim prawdziwych krat? Podświadomość jest na tyle skomplikowana i pełna zagadek, że już nie jedno miałem okazję tam zobaczyć i nie jedno przeszkodziło mi w opuszczeniu tego miejsca. A teraz znowu nadszedł ten moment. Nieuwaga tego pajaca, po raz kolejny zwróciła mi władze nad moim własnym ciałem. Nie mogłem powstrzymać się od klnięcia. Ból głowy był niewyobrażalnie mocny. W dodatku pierwsze co zobaczyłem, to był to ten głupi magik, z którym ciągle chodzi ten blond pajac. Był to Lennie? A może Lenny? W sumie żadna różnica.
- Weź się odwal. - odepchnąłem rudzielca od siebie i od razu podniosłem się na równe nogi. Parę dzieciaków przebiegło tuż koło mnie, a jeden stał centralnie przede mną i tak się dziwnie gapił... Jednak nie za bardzo się tym przejąłem. Widocznie był jakiś świrnięty. Od razu zacząłem się przeciskać przez tłum tych śmierdzących ludzi. To małe dziecko zaczęło za mną iść... Pytanie po co? Ten pajac adoptował jakiegoś bachora czy jak?
- Shuzo, zaczekaj na mnie. - chłopczyk złapał mnie za rękę, gdy tylko wyszedłem z tego tłumu.
- Spadaj młody. - odpowiedziałem od razu, zabierając rękę. Miałem zamiar iść dalej, ale dzieciak wszedł mi w drogę.
- Zły Shuzo! - krzyknął, niezadowolony. Od razu kopnął mnie w nogę. Cholerny bachor. Nie spodziewałem się, że to w ogóle zrobi. A co dopiero, że aż tak mocno. Ktoś tam za mną zaczął się śmiać. Czyżby to nie był czasem ten magik od siedmiu boleści? W sumie mógł to być każdy. Za dużo tu ludzi i chichoczących dzieci. Przechodząc do rzeczy: od razu syknąłem z bólu, odsuwając nogę. Natomiast parę sekund później, złapałem dzieciaka za fraki i poderwałem do góry.
- Módl się, żebym ja cię czasem nie kopnął.
Od razu chciałem temu niewdzięcznemu bachorowi przyłożyć. Jednak nie zdążyłem. Za nim moja pięść dotknęła twarzy tego malca, poczułem, że ktoś złapał mnie z tyłu za kołnierz i pociągnął w tył. Pewnie był to ten rudzielec. Momentalnie puściłem dzieciaka, który wylądował na ziemi. Błyskawicznie się odwróciłem, mając już zamiar przyłożyć temu durniowi w ten irytujący ryj. Jednak komu przyłożyłem? Prosto w nos oberwał jakiś glina, który jak widać, pilnował tutaj porządku. Rudzielec akurat wyszedł z tego tłumu ludzi. Co za nie fart.
- Szlak by to... - mruknąłem do siebie, zauważając magika. Nie wiedziałem, co zrobić. Uciec? Zostać? I, tak czy siak, będę mieć kłopoty. Szybko spojrzałem na glinę, dzieciaka, a potem zaś na rudzielca. Ruszyłem biegiem przed siebie, zostawiając ich wszystkich. Niestety gliniarz szybko się ogarnął i pobiegł za mną, krzycząc, żebym się zatrzymał. Nie miałem tego w planie. Szybko wmieszałem się w tłum ludzi, a następnie zmieniłem się w psa. Dzięki temu miałem spokój. No w miarę... Każdy, kto mnie zobaczył, natychmiastowo chciał pogłaskać. W końcu wyglądam na tak miłego psiaka. Było to takie irytujące.

(Lennie~?)

3 maj 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Zastanowiłem się. Co mamy zrobić z zagubionym dzieckiem, którego matki nie możemy znaleźć? Miałem tylko nadzieję, że zniknęła z festynu, bo sądziła, że znajdzie synka poza miastem. W końcu małego chłopca mógł zaciekawić jakiś lisek, motylek czy cokolwiek, wszystko. Nie chciałm tylko dopuścić do siebie okropnej myśli, że być może zostawiła go tu specjalnie i ruszyła w dalszą podróż, skoro nie byli stąd. 
Chciałem zaproponować kontakt z policją, ale słysząc chłopaka, że nie odda dziecka nikomu, tylko w ręce matki, zrezygnowałem z tej opcji. Straż kazałaby nam oddać dzieciaka, bo jesteśmy obcy, nie ważne, że mogą go oddać komuś, kto kompletnie będzie miał go gdzieś lub go całkowicie zestresować, wsadzając do jakiegoś „policyjnego pokoiku dla dzieci”. Po co tam mała główka miała mieć takie złe przeżycia? Ja bałem się policji mając nawet 18 lat, a co dopiero taki sześciolatek? Swoją drogą Shuzo byłby świetnym opiekunem takiego srela, w przeciwieństwie do mnie, bo mimo wszystko nie mam pojęcia jak zająć się tak małym dzieckiem, więc uważam, brzdąc może zostać z nami. Przynajmniej w tej chwili. 
- Matka na pewno nie wyjedzie z miasta bez syna, więc chyba przez jakiś czas możemy się nim zająć – zaproponowałem po chwili namysłu. Shuzo spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a potem skierował wzrok na Yato, który wydawał się być teraz w swoim świecie.
- Z chęcią się nim zajmę! - powiedział uradowany.
- Widzę, że jesteś pewny tego, co mówisz. Ja nie mam pojęcia jak opiekować się takim malcem – powiedziałem prawdę, nieco zakłopotany. Czarnowłosy dotknął mojej ręki.
- To proste, pokaże ci – zapewnił. Lekko się uśmiechnąłem i przytaknąłem głową. Shuzo odwrócił się do chłopca. - Yato, jesteś głodny? - zapytał. Chłopczyk poderwał głową, ściskając w rękach pandę.
- Trochę – stwierdził.
- To chodź, zjemy coś – po tych słowach skierowaliśmy się do budki z hot dogami. Shuzo z chłopcem wzięli po jednym, ja kupiłem zamiast tego coś do picia. Potem postanowiliśmy zabrać malca na karuzelę, gdy on się bawił z moim przyjacielem (dzieci do siedmiu lat musiały mieć opiekuna), ja siedziałem na ławce i oglądałem ich uśmiechnięte buźki, a konkretniej to wbiłem wzrok w kostiumografa. Przez chwilę zatraciłem się w jego błękitnych oczkach i szerokim uśmiechu, a gdy przyłapałem się na niezręcznej czynności, odwróciłem wzrok i zacząłem się zastanawiać, jak znaleźć matkę chłopca. Nim jednak udało mi się coś wymyślić, zabawa na karuzeli się skończyła.
- Ale było fajnie! - krzyczał sześciolatek, trzymając w rękach rękę Shuzo.
- To gdzie teraz chcesz iść? - chłopiec się rozejrzał, a po chwili wskazał palcem dmuchany zamek. Zgodziliśmy się, wykupiliśmy półgodzinny bilecik i puściliśmy chłopca. Razem z Shuzo usiedliśmy przy stoliku, oddalonego od atrakcji parę metrów. - Ale słodziak z niego. Mógłbym mieć takiego synka, jest przeuroczy – mój towarzysz rozgadał się na temat Yato, a ja go częściowo słuchałem, a częściowo rozglądałem się za sukienką w kwiaty. Może jakoś się wyminęliśmy z tą kobietą? Czekając na „synka”, zamówiliśmy po kawie i lodach, które przyszły bardzo szybko.
- Wiesz co Shuzo? Bardzo nadawałbyś się na matkę, niż na ojca – zaśmiałem się.
- Mi pasuje! Ja mógłbym rozpieszczać takiego brzdąca cały czas – rozmarzył się. Jedliśmy i śmieliśmy się cały czas, aż chłopiec skończył skakać. - Pójdę po niego! - czarnowłosy szybko wstał i ruszył do Yato, czekającego, aż odbierze go ktoś dorosły. Obserwowałem, jak pomaga mu nałożyć butki i je zawiązać… gdy nagle jakieś rozbrykane dziecko wyskoczyło z trampoliny i wylądowało centralnie na Shuzo, którzy niczego nie świadomy, poleciał do tyłu, uderzając głową o ziemię. Natychmiast wstałem i pobiegłem do niego, modląc się w duszy, by nic się nie stało. Kucnąłem przy przyjacielu, który podniósł się na łokciach.
- Shuzo? Nic ci nie jest? - w odpowiedzi usłyszałem ciche „kurwa”, które nie mogło należeć do mojego miłego towarzysza. 

<Shuzo? ;c>

Robin CD Vivi

Czuł się, jakby to wszystko jeszcze się nie skończyło. Gdy tylko przypomniał sobie o przebitym ramieniu, strach znowu powrócił. Z ledwością słuchał Vivi’ego, opowiadającego historię poznania demona. Mimo to jedno słowo dotarło to niego bardzo wyraźnie.
- Jak to jego… śmiercią? - zapytał, lekko drżącym głosem, spoglądając na niego.
- No wiesz mój drogi, demonem możesz się także stać po śmierci, a ja mu to zapewniłem – odpowiedział. Robin przez chwilę się zastanawiał nad jego słowami, a w jego sercu budziła się nutka wątpliwości i niepewności.
- Demony są niebezpieczne? - zapytał po chwili ciszy.
- Oj są i to bardzo. Chyba zdążyłeś to zauważyć i poczuć – na jego słowa chłopak sięgnął ręką do ramienia. Oczekiwał bólu, ale nie poczuł nic. Delikatnie nacisnął, jednak dalej nic nie czuł. Czyżby przez ten tydzień rana zdążyła się zregenerować? Gdy już przestał myśleć o ramieniu, wrócił myślami do chłopaka. Spojrzał w jego oczy.
- A ty? Też chcesz mnie... zabić? - zapytał niepewnie, dość cicho. Gdyby nie panująca cisza wokół, Vivi nie mógłby go usłyszeć.
- Ja? - spojrzał na niego zaskoczony. - Ależ Robinie czemu bym miał? - chłopak zamilknął. Tatuaże świecące bez przyczyny i te słowa „ja mu to zapewniłem” razem z jego opowieścią, były przerażającymi oznakami. Mimo wszystko nie był pewny, równie dobrze może to być jego strach, który w tej chwili zawładnął jego umysłem. Dlatego nie znając konkretnej odpowiedzi, nie odpowiedział, zamiast tego wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. - Oh... Boisz się mnie, co? No cóż mogłem się tego spodziewać – Vivi przerwał ciszę.
- A powinienem?
- To ci raczej twoje tatuaże powiedzą mój drogi. Co ci mówią teraz hm? - słysząc to, Robin momentalnie zbladł i zestresowany schował się cały pod kołdrą. Nikt nie znał jego tajemnicy, chodź była trudna do utrzymania, że względu na znaki na twarzy, a tu się okazuje, że jednak ktoś poznał właściwości jego tatuaży. Z tą myślą czuł się okropnie, jakby właśnie coś ważnego zostało mu odebrane.
- Skąd wiesz? - zdołał z siebie wydusić, dalej zostając pod kołdrą.
- Wręcz jaśniały jak cię opatrywałem – odpowiedział. Robin przez chwilę milczał, zamknął oczy, marząc, by to wszystko było jednym wielkim snem.
- One też nie wiedzą. Pokazują zagrożenie, a nie naturę człowieka – stwierdził, gdy zrozumiał, że zamykanie oczu w niczym nie pomoże i musi się zmierzyć z rzeczywistością.
- A jaki jestem twoim zdaniem? - Davida całkowicie zatkało. Jaki był jego zdaniem? Nie chciał odpowiadać, bo jego dusza i myśli były rozerwane na dwie części. Jedna mówiła, że to pomocny człowiek, przy którym można się czuć bezpiecznie, który cię wyleczy i pomoże poznać świat, a druga wręcz krzyczała, że jest niebezpieczny i tylko czeka na odpowiedni moment, by zadać cios, a wystarczy do tego chwila nieuwagi, czy zwykłe przewinienie, które wypuści jego złość, a razem z nią… demona.
- Możesz mi zrobić herbatę? - zmienił temat, czując, jak bardzo ma sucho w gardle. Koniecznie musiał się napić, a przyniesienie wody było zbyt szybkie. Chciał przez parę sekund pobyć sam.
- Dobrze – powiedział spokojnie. Chłopiec usłyszał jak wstaje i wychodzi, wtedy wyciągnął głowę spod kołdry i sprawdził, czy pokój był pusty. Gdy się już upewnił, zsunął kołdrę do pasa, usiadł na łóżku i przyłożył dłoń do rany. Nacisnął i pomyślał, że musiała się już zagoić, chociaż z przebiciem jakiejkolwiek kończyny nie miał jeszcze do czynienia. Odwinął bandaż, który chyba nawet nie był brudny. Robił to powoli, nie wiedząc, czego się spodziewać. Usłyszał gwizd czajnika z kuchni, a następnie zobaczył swoje ramię. Nie było krwi, a w miejscu dziury, pojawiło się czerwone wypełnienie. Robin z ciekawości jej dotknął, była miękka i ciepła. - Zagoiło się? - z namysłu wyrwał go głos lisa. Vivi niósł dla niego kubek z gorącą herbatą. Usiadł na krześle obok i podał naczynie do rąk chłopca, który w odpowiedzi skinął głową. Usłyszał ciche ćwierkanie, a po chwili do środka przez okno wleciała mała ptaszyna.
- Shani, kochana – powiedział łagodnie, witając się ze swoją przyjaciółką. Trzymając w jednej dłoni kubek, na drugą pozwolił jej usiąść. Przytulił ją policzkiem, a wtedy przez okno wleciały jeszcze trzy kolorowe ptaki i ruda wiewiórka. 

<Vivi?>

Shu⭐zo CD Lennie

Ten pluszak stał się od tej chwili moim najukochańszym. Chciałem go, odkąd go zobaczyłem, ale to, że dał mi go Lennie, było jeszcze cudowniejsze. Cieszyłem się z tego jak małe dziecko. Od razu przytuliłem magika.
- Dziękuję bardzo. - mój ogon machał jak szalony. Musiało to głupio wyglądać. W końcu jest taki duży i już trochę go ciągnę za sobą, ale zupełnie nie przejąłem się tym faktem. Chłopak się zaśmiał i pogłaskał mnie po głowie.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział. Po chwili już się uspokoiłem i przestałem go przytulać. Jednak pluszaka już nie puściłem za nic. Był taki mięciutki i kochany. Ten dzień już przeszedł do takich, których nigdy nie zapomnę. Rozejrzałem się po placu. Przeleciałem wzrokiem po wszystkich atrakcjach, a potem złapałem Lennie'go za rękę i bez słowa pociągnąłem za sobą.
Niedaleko karuzeli zobaczyłem małego, płaczącego chłopca. Stał tam sam jak palec i nikt nie zwracał na niego uwagi. Ludzie zwyczajnie koło niego przechodzili i wręcz odwracali wzrok. Chłopczyk wyglądał mi na nie więcej niż siedem lat. Był niziutki, szczupły i miał urocze czarne włoski postawione do góry, a na sobie miał zwykłe czarne spodenki i trochę za dużą ciemnozieloną koszulę. Od razu zaciągnąłem Lennie'go w jego stronę.
- Hej mały. - oddałem pandę magikowi i kucnąłem przy chłopcu. - Czemu płaczesz? - spytałem i pogłaskałem malca po główce, a ten od razu się do mnie przytulił.
- Zgubiłem mamę. - odpowiedział zapłakany. Spojrzałem na magika.
- Musimy mu pomóc. - objąłem maluszka. Lennie już zaczął się rozglądać. - Cichutko nie płacz. Zaraz ją znajdziemy. - wziąłem maluszka na ręce i stanąłem na równe nogi.
- Jak wygląda? - spytał magik.
- Ma taką ładną sukienkę w kwiatki i czarne włosy. - odpowiedział maluszek, dalej się do mnie tuląc. Był taki kochany. Zacząłem żałować, że nie jestem jego mamusią. Odpowiednio bym się nim zajął. Codziennie bym go kąpał, karmił, a nawet i uczył czytać i pisać. Ładnie też bym go ubierał i on nazywałby mnie swoją mamusią. Westchnąłem rozmarzony w pewnym momencie, ale szybko się ogarnąłem i wróciłem do rzeczywistości. Starałem się go w jakiś sposób rozweselić. Nie chciał przestać płakać i strasznie tęsknił za mamusią. Powiedział mi, że poszedł z mamą na karuzelę, a gdy z niej zszedł, już jej nie było. Dobrą godzinę chodziłem razem z chłopcem i Lenniem, szukając tej kobiety. Przy okazji dowiedziałem się, że chłopaczek ma na imię Yuto, ma sześć lat, oraz że razem z mamusią nie są stąd. Przeszliśmy przez całe miasto i nigdzie nie widzieliśmy takiej kobiety.
- Przepadła. Nigdzie jej tu nie ma. - oznajmił Lennie, gdy usiedliśmy na ławce przy jakiejś budce z jedzeniem. Yutuś był pochłonięty zabawą moim pluszaczkiem.
- To, co teraz? - spytałem, patrząc na maluszka zmartwiony. - Nie możemy go tak zostawić samego. Poza tym nie oddam go nikomu, chyba że w ręce mamy. - uśmiechnąłem się, widząc, jak słodziutko się bawi, ale potem spoważniałem i zerknąłem na przyjaciela, biorąc dziecko na kolanka.

(Lennie~?)

Vivi CD Robin

Odzianym w czerń demon uderzył w drzewo. Wytarł stróżkę czarnej cieczy, która zaczęła mu ciec w wargi. - Co ci tak na nim zależy?! To tylko zwykły śmiertelnik! 
Vivi jedynie przewrócił oczami, pomagając Robinowi wstać.
- Już jest w porządku nic ci się nie stanie. Nie trzęś się już tak — Zaśmiał się, widząc przerażoną minę chłopca. Robin chwycił go za rękę drżąc. 
- B...bardzo dziękuję - Chłopak z lisimi ogonami poczochrał Davida po głowie. - Nie dziękuj, naprawdę nie ma za co. - Przeciągnął się. - Aaa teraz pomykaj już, ja mam tu jeszcze pewną sprawę do załatwienia —Zerknął za siebie na czarnowłosego, przy tym popychając Robina w stronę reszty namiotów. Białowłosy próbował się zaprzeć nogami. 
- Nigdzie n...nie idę! - Oznajmił nadal delikatnie drżącym głosem. 
- Oj idziesz, idziesz to sprawy dorosłych - rzegadując się z chłopaczkiem Vivienne nie zauważył, niebezpiecznego błysku, który pojawił się w oczach drugiego demona. Przeważnie nie czuł on żadnych emocji, lecz to, co widział, przelało czarę goryczy. Tylko raz pałał do kogoś taką nienawiścią, tylko raz czuł tak palące pragnienie zemsty... Jak on mógł! Dlaczego preferował tego człowieka, przecież to był JEGO mentor. Jakim prawem uznał tego śmiertelnika za równego. Nie! Lepszego od niego. W mgnieniu oka podjął decyzję, chłopaka trzeba było się pozbyć. Nikt nie zauważył momentu, w którym czarne ostrze przebiło ramię chłopca. Zorientowali się dopiero po fakcie. Nic nie zdradziło zamiaru młodego demona stojącego za nimi. David się zachwiał, przerażony spoglądając na dziurę w ramieniu. Drżącą ręką chwycił ramię i się zachwiał. Vivi zdążył jedynie wyciągnąć rękę, jednak chłopak już leżał na ziemi. Szkarłatna krew pokryła trawę, na której leżał, mieszając się z wodą. Chłopak z parą uszu z niechęcią odwrócił się do sprawcy. 
- I co? Jesteś zadowolony? - Wycedził, zirytowany kładąc uszka po sobie. Nie otrzymał jednak odpowiedzi na swoje pytanie. 
- Zapomniałem, jakimi oni są kruchymi istotami... I jak widzisz, twoje nowe ZWIERZĄTKO się wykrwawia... Lepiej się nim zajmij... - Odwrócił się na pięcie i zniknął w mroku. 

*

Brunet ostrożnie zmienił okład i westchnął, wpatrując się w nieprzytomnego młodzieńca. Leżał w ten sposób, przez ostatni tydzień i nic nie świadczyło o tym, że się kiedykolwiek obudzi. Starał się tym nie przejmować, przecież ludzie ciągle umierają, nawet, teraz gdy tutaj siedzi. Spojrzał na opatrunek, który zakrywał ranę. Jeszcze nie było potrzeby, by go zmieniać. Wstał i stanął przed oknem. Wszystko już mniej więcej wróciło do normalnego porządku, jedynie wytłumaczenie kontuzji Robina sprawiło drobny kłopot. Przeczesał włosy palcami. Jego uszy nagle drgnęły, w momencie, gdy za sobą usłyszał skrzypnięcie. Odwrócił się, spoglądając w stronę łóżka i oniemiał. Robin spojrzał na niego, mrugając, po czym się rozejrzał. 
- Co się stało? - Wymamrotał, przecierając oko. 
- Mieliśmy niemiłe spotkanie z moją przeszłością. - Kucnął przy nim, machając ogonami. - Ale już jest dobrze, skoro się obudziłeś. - Oznajmił wesoło. - A ja już myślałem, że to twój koniec. 
David zdziwiony spojrzał na bruneta ze srebrnymi uszami.
- Kim był ten... Nie czym było to coś? 
- Demonem Robinku, demonem... - Jego oczy na moment rozbłysły. - Ale już się nie ma czego obawiać. Jesteś już bezpieczny.
 - Ale czego on od ciebie chciał? I dlaczego mnie - Urwał, a jego ręka podświadomie powędrowała do opatrunku na ramieniu. 
- Czego chciał...? To bardzo długa historia. Znałem go już wcześniej, jeszcze przed jego śmiercią. Gdy się spotkaliśmy, chciał się zemścić na grupie rzezimieszków, którzy zamordowali jego przyjaciół. Zaoferowałem mu pomoc. I cóż mogę powiedzieć, chyba go zepsułem. Może jednak traktowałem go zbyt brutalnie. - Podniósł się zamyślony. - No dobrze coś potrzebujesz?

(Robin?)

Smiley CD Vogel

Wypad na wspólne zakupy, tuż mnie to bardzo, ale to bardzo, bardo ucieszyło. Uwielbiałam spędzać czas z Vogel'em, a że ostatnio u mnie trochę kiepsko z tym czasem to taki dłuższy wypad jak najbardziej. Po sprawdzeniu jak się mają moje zwierzaki od razu ruszyliśmy w stronę miasta. Będąc na miejscu zrobiło się odrobinę tłoczno, ale nie było tak źle. Uśmiechnęłam się gdy pomyślałam sobie o tym, że przez cały dzień spędzę czas z moim najlepszym przyjacielem. Co prawda Vogel nie pamiętał mnie oraz to co wspólnie przeżyliśmy, ale to nic takiego. Po części cieszyłam się z tego, że nie pamiętał tych przykrych wspomnień w których przeze mnie odczuwał ból. Jednak z drugiej strony tęskniłam za nim... Otrząsnęłam się z przemyśleń i zapominając ruszyłam dalej, chcąc nabyć dużo wspaniałych wspomnień wraz z nim.
Dzięki chodzeniu z jednego sklepu do drugiego znalazłam dla siebie odpowiedni strój na najbliższy występ i do tego zakupiłam sobie nowiuśką parę butów. Gdy usiedliśmy sobie, aby odpocząć spojrzałam się na chłopaka siedzącego tuż obok mnie. Był zmęczony i to bardzo. Patrząc do okoła mnie, stwierdziłam, że mogę go dotknąć za rękę, aby zwrócić jego  na mnie swoją uwagę, chcąc mu coś dać. Jednak nim to się stało, usłyszałam płacz dziecka. Latawiec którym się bawił utkwił na najwyższym drzewie, przez co nie potrafił go zdjąć.
- Za chwilę wrócę - powiedziałam cicho, chowając rzecz do kieszeni.
- No już nie płacz, za chwilę ściągniemy twój latawiec - przeczesałam jego włosy, aby go uspokoić. Nie czekając dłużej zaczęłam się wspinać, co jakiś czas skacząc po drzewie na sam szczyt. Mając w ręku latawiec, spuściłam go w dół, gdzie Vogel stał przy chłopcu. Zaczęłam schodzić w dół, będąc prawie na samym dole moja noga się ześlizgnęła, a ja zaczęłam coraz to szybciej spadać w dół, do momentu w którym upadłam i nic nie zabolało.
- Czy wszystko w porządku? - usłyszałam, otwierając powoli oczy ujrzałam Vogel'a. Po krótkiej analizie, zorientowałam się iż wylądowałam na rękach chłopaka.
- Tak, chyba tak - czułam się nie zręcznie będąc w pozycji księżniczki. - Dziękuję ci za ratunek - powiedziałam nieśmiało w kierunku Vogel'a.

<Vogel?>

1 maj 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Niekiedy czarnowłosy mnie bardzo zaskakiwał. Wystarczyło pozytywne działanie, by jego smutna minka zmieniła się w wielki uśmiechnięty banan. Gdy doszliśmy do miasta, okazało się, że z okazji Święta Pracy, podczas którego ludzie mają wolne, mieszkańcy zorganizowali festyn. Brama była ładnie oświetlona, oczy Shuzo dosłownie zaczęły świecić. Poczułem dużą ulgę, nie miałem pojęcia, gdzie go zabrać, zapewne wybrałbym to, co wychwyciłyby moje oczy, a tu proszę jaka miła niespodzianka. Weszliśmy do miasta, budynki i droga były bardzo oświetlone, a do tego wszędzie wisiały wiązanki z kwiatów, dzięki czemu w powietrzu unosił się przyjemny zapach. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak tu będzie pięknie, gdy słońce całkowicie zajdzie. Na targu stały stoiska z różnymi zabawami, na których będzie można wygrać jakiegoś pluszaka czy złotą rybkę, kiedy festyn się zacznie. Ludzie już się zbierali. Przeszliśmy na plac główny, gdzie zamiast straganów, były różne karuzelę i inne budynki, które można było znaleźć w naszym cyrku. Poczułem lekkie zażenowanie, w końcu aby się w ten sposób pobawić, mogliby przyjść do nas. Jednak nie potrafiłem długo być naburmuszony, Shuzo szybko złapał moją rękę i wręcz pisnął z radości.
- Lennie, wiedziałeś, że będzie festyn? - zapytał. Zapragnąłem skłamać, ale szybko z tego zrezygnowałem.
- Nie wiedziałem – odpowiedziałem. - Mamy jeszcze trochę czasu, nim to się zacznie – stwierdziłem.
- Nie mogę się doczekać!
- Chodźmy coś zjeść przez ten czas – zaproponowałem. Chłopak się zgodził, podeszliśmy do jakiejś budki z fast foodem. Kupiłem sobie hamburgera, który był całkiem smaczny, przyjaciel zdecydował się na miskę sałatki. Gdy zjedliśmy, burmistrz wygłosił krótkie przemówienie, kończące się życzeniami świetnej zabawy. Shuzo wyglądał, jakby zaraz miał wyskoczyć z własnego ciała ze szczęścia, a ja dopiero wtedy zobaczyłem, jak wszystko było ślicznie udekorowane i oświetlone. Jakby festyn dział się w innym zielonym świecie.
- Gdzie najpierw pójdziemy? - usłyszałem pytanie towarzysza. Rozejrzałem się i zaproponowałem scenę, na której odbywał się właśnie jakiś występ. Udało nam się trochę przecisnąć, dlatego nie mieliśmy problemu z oglądaniem tańczących kobiet i mężczyzn, którzy trzymali płonące pochodnie. Podrzucali je do góry, między kobiety, a nawet nim zionęli. Występ był bardzo kreatywny i ciekawy. Potem poszliśmy do stoiska z pluszakami, kiedy Shuzo zobaczył przesłodką pandę z liściem bambusowym w buzi. Mężczyzna podał mu pistolet z kulkami, zadanie było proste, wystarczyło trafić w jedną z pięciu ruchomych rybek i ją strącić. Ja stałem obok i obserwowałem, jak Shuzo strzela, niestety piłeczki trafiały ciągle obok. Rybki były raz szybkie, raz wolne. Chłopak postanowił spróbować jeszcze raz. Uważnie obserwowałem jego pociski i… jedna trafiła!
- Niestety, przegrał pan – powiedział mężczyzna z brzydkim uśmiechem.
- Wydawało mi się, że trafiłem.
- Ryba się nie przewróciła, a o to chodzi – wytłumaczył i się odwrócił. Smutny Shuzo odszedł od pistoletu i rzucił przelotne spojrzenie na pluszaka. Nienawidzę takich kombinatorów!
- To może ja spróbuje – położyłem monetę na blat. Mężczyzna spojrzał na mnie rozbawiony, ale nic nie powiedział. - I jeśli pan pozwoli – zdjąłem kapelusz i wsadziłem do niego dłoń. - Użyje swego – wyciągnąłem kolorowy pistolet, przypominając te na wodę. Ustawiłem się do celu, wymierzyłem i… strzał. Wystarczył jeden, by rybka zniknęła. Dosłownie, ona się nie przewróciła, tylko została wyrwana ze swego miejsca, na dodatek robiąc dziurę z tyłu straganu. - Wygrałem – oznajmiłem z radością i schowałem broń do kapelusz. Mężczyzna patrzył na mnie zdumiony i lekko wystraszony. W milczeniu podarował mi wygraną, a ja oddałem pluszaka przyjacielowi. 

<Shuzo? ^^>

Shu⭐zo CD Lennie

Za szybko i za bardzo się przywiązuje do ludzi. Za łatwo się otwieram i zbliżam. Dostrzegam w nich to, co dobre, zapominając, że każdy z nich może skrywać drugie oblicze. To takie przykre. Naprawdę muszę zmienić podejście czy coś, bo to mnie kiedyś wykończy. Westchnąłem cicho, gdy byłem razem z Lenniem w drodze do miasta. Czułem się jak zbłąkane dziecko we mgle. Trzymałem jego rękę i dałem mu się prowadzić. Byłem jakiś przygaszony i bardziej pochłonięty własnymi myślami. A jakimi? Myślałem, o kimś u kogo nie mam teraz zupełnie żadnych szans...
Wtuliłem się w rękę magika, dalej idąc z nim w stronę drewnianych schodów. Co tu zrobić, żeby przestać o tym myśleć? Trzeba jakoś zagadać. Odezwać się... Spojrzałem kątem oka na Lennie'go.
- Co będziemy tam robić? - spytałem po długiej chwili ciszy.
- Co tylko będziesz chciał. - odpowiedział, ciepło się uśmiechając. Na szczęście, chociaż on ma dobry humor. Skinąłem głową, patrząc przed siebie. Znowu zapadła chwila ciszy. Dzień był taki ładny. Świat coraz bardziej stawał się zielony i przepełniony życiem. Wziąłem głęboki oddech i lekko się uśmiechnąłem.
- Wiesz... Tak coś czuję, że... Jeszcze coś mnie dzisiaj spotka cudownego. Pomimo tego kiepskiego poranka, wieczorem będę już szczęśliwy. - oznajmiłem, już oddalając od siebie te okropne myśli. Trochę to złe, że zaczynam wszystko skreślać już na początku, gdy jest mi smutno. Wszystko się jeszcze ułoży. Trzeba być optymistą. A nawet jeśli by się miało nie udać, to nie mam co narzekać ani rozpaczać. - Nawet teraz jest mi już lepiej. Cieszę się, że tu ze mną jesteś. Lepszego przyjaciela nie mogłem sobie wymarzyć. - puściłem już jego rękę z uśmiechem. Zbiegłem zwyczajnie po tych starych schodach prosto na leśną ścieżkę. Lennie szybko do mnie dołączył. Wiosna jest cudowną porą roku. Wszystko się budzi na nowo do życia. Słońce świeci, ptaszki śpiewają. Czego chcieć więcej? Zacząłem iść spokojnie przy moim kochanym przyjacielu... Jak trudno zmienić podejście do tego słowa. Jednak kiedyś trzeba. Przecież nie powiem mu, że mi na nim zależy, że się zakochałem. Wyszedłbym na głupka. Dla niego to tylko przyjaźń i nie ma sensu tego psuć. Chociaż wielkie uczucie nie wkracza w nasze życie jak rycerz w blasku chwały i na białym koniu. Czasem wkrada się po cichutku jak ten stary dobry przyjaciel. Taka miłość rozwija się naturalnie z właśnie pięknej przyjaźni jak...
- ... Jak herbaciana róża z zielonego pąka. - aż powiedziałem to na głos. Sam nie wiem czemu.
- Ale co? - spytał Lennie, patrząc na mnie.
- Zacząłem myśleć o kwiatach. W końcu wiosna. Wszędzie ich już pełno. - odpowiedziałem. - Może się nimi zainspiruje przy nowym projekcie. - w mojej głowie już zaczęła powstawać jakaś kwiatowa suknia. - Oczywiście nie będziesz już nic przymierzać. - zapewniłem i od razu obaj zaczęliśmy się śmiać. Po paru chwilach zauważyłem w oddali miasto. Ciekawe, co tym razem będziemy tam robić?

(Lennie~?)