Fatum... Jedno z ulubionych słów Riddle'a. Nie da się go zmienić, uciec przed nim, a głupotą byłoby je poznawać. Nigdy nie był i nie jest w stu procentach przekonany, że jego plany się powiodą, że świat uklęknie przed nim na kolanach i odda się całkowicie w jego ręce. Nie chciał poznać całej prawdy. Świadomość końca mogłaby go jedynie zgubić tak samo, jak wiadomość o własnym zwycięstwie. Szczęście i tak bywa obrotne, a demony doskonale kłamią. Tym razem jednak postanowił po uprzątnięciu bałaganu, spotkać się z powodem teraźniejszych własnych niepewności i pohamowań w stosunku do dobrze przemyślanego przekrętu. Chciał zaspokoić własne myśli, a w zasadzie poznać odpowiedź na jedno błahe pytanie i kto wie... Może też w pewien sposób się zabezpieczyć.
- Bóg nie jest lalkarzem z teatrzyku kukiełkowego, który ciągle pociąga za sznurki i dzięki temu decyduje o wszystkim, co się dzieje. Taki "mistrz marionetek" jak ty, kieruje kukiełkami z zewnątrz, więc jest "zewnętrzną przyczyną" ruchu wszystkich swoich lalek. Jakikolwiek bóg nie w taki sposób kieruje światem, kieruje nim przez prawa przyrody. Dlatego bóg albo przyroda są "wewnętrzną przyczyną" wszystkiego, co się tu dzieje. Oznacza, że cokolwiek się dzieje, jest konieczne. Tak samo, jak nasze spotkanie. - przerwał, zaciągając się swoją fajką, a potem w spokoju wydychając dym w stronę Riddle'a. - Chociaż mało mnie obchodzą wasze przekomarzania. Jestem po swojej własnej stronie. - oświadczył. Riddle za bardzo go nawet nie słuchał. Typ zawsze pieprzył od rzeczy. Pewnie w tej fajce oprócz zwykłego tytoniu było coś więcej, a poza tym lekki rausz przecież nikomu jeszcze poważnej krzywdy nie wyrządził. Chociaż to tylko naiwne spekulacje, bo dowodów nie ma, nie było i pewnie też nie będzie.
- Dlaczego znowu postanowiłeś się ujawnić? - spytałby jako tako coś z niego przydatnego wyciągnąć. - O twoim worku pcheł w moim namiocie nawet nie będę wspominać.
- Hotaru ma ostatnio dziwne zachcianki oraz swoje humorki. - odpowiedział i wzruszył ramionami. - Co do mnie... Wszystko ma swoją przyczynę, potem wychodzi z tego wydarzenie, a wszystko kończy się jakimś skutkiem. Tak teraz uczą na historii w szkołach, nie? - zaśmiał się cicho, a potem znów zaciągnął się błogim dymem ze swojej długiej fajki. Riddle jedynie zaczął się zastanawiać jakim cudem taki idiota mógł się stać czymś w rodzaju wszystko widzącej istoty. Nawet jeśli większość tego, co mówi to żałosne wygłupy i zgrywa z siebie nie wiadomo jak wielkiego oszołoma, w rzeczywistości dobrze wiedział, co robi.
- Uśmiałem się. - mruknął w odpowiedzi. Czy dalsza konwersacja w ogóle miała sens?
Niedługo później Riddle opuścił gościnne progi swojego znajomego, a ten został sam na swym zacnym tronie, rozkładając się na poduszkach oraz rozkazując na lewo i prawo swoim królewskim paluszkiem. Wszystkie dziwy, jakie ganiały nerwowo na wszystkie strony w jego posiadłości miały bardzo dużo roboty. Niektóre tylko były na tyle głupie i próbowały mu się przypodobać, zamiast pracować. Takich delikwentów z chęcią wykopywał na zbity pysk, ale nie jest on taki okrutny jak inne istoty mroku. Potrafi się "zlitować" we własnym tego słowa znaczeniu. Nie zdążył się nawet rozkręcić, a tu znów się okazało, że miał kolejnych gości.
- Znaleźliście ją, wspaniale... A już miałem jej szukać. - oznajmił, bez zbędnego przywitania, patrząc na swojego zwierzaka. - Hotaru, chodź do mnie. - poklepał swoje kolano, prostując się na tych poduszkach. Misiu, od razu ruszył w jego stronę. Wszystkie świetliki z jej futra wyleciały w jednym momencie. Gdy całe stadko odsłoniło zwierzątko, złota obroża padła z hukiem na posadzkę, a w miejscu, gdzie była ogromna niedźwiedzica, był mały niedźwiadek, który od razu pobiegł do demona z fajką. - Moja malutka. - podrapał swoją małą pociechę za uszkiem, a potem dał jej do łapek ciasteczko. - Trochę się spóźniłeś Artemis. - zwrócił się do starszego z gości. - Fiodor wyszedł już jakiś czas temu.
- Miałem dość istotną sprawę na głowie. - odparł brunet, gładząc jeden z ogonów. - A twoja niedźwiedzica akurat mi o tym przypomniała. - na te słowa blondasek jedynie się uśmiechnął.
- Macie pytania, a ja odpowiedzi. - wstał. - Ale przeprowadzenie tutaj rozmowy bywa czasem dość ryzykowne. - przeniósł wzrok w bok na parę karłów o diabelskich ogonach, chowających się po kątach sali. - Mam bardzo pracowity dzień, a leni mi tu nie brakuje. - na te słowa istotki rozpłynęły się w powietrzu, a blondyn znów zwrócił się do swoich gości. - Poza tym nie ma niczego za darmo. - stwierdził, podchodząc do nich spokojnym krokiem. - Ostrzegam. - nagle zniknął i pojawił się tuż za Robinkiem, który momentalnie odskoczył. - Im większa desperacja, tym drożej liczę. A szczególnie ty mi wyglądasz na kompletnego desperata. - nachylił się do Robina. Nie da się ukryć, że był dość wysoki. - Jak bardzo zależy ci na poznaniu prawdy, utrzymaniu przyjaźni i ocaleniu świata? - spytał. Jak na razie odpowiedziała mu jedynie cisza. - Wszystko leży na twoich barkach, ale... - przerwał i zmierzył chłopca wzrokiem. - Straszny z ciebie ciamajda.
(Robin~?Vivi~?)