Nie da się ukryć, że to miejsce nieźle podziałało na moją wyobraźnię, gdy tylko Lennie mnie tu zaprowadził. Już widziałem ładnie ułożone wszystkie krzesła, piękną pogodę, a w tle pełno kolorowych kwiatów. Później gości, niedaleko gdzieś z boku ogromny tort i rzecz jasna mojego ukochanego, czekającego już na mnie. To było idealne miejsce. Naprawdę idealne...
- Tu jest... - przerwałem na chwilę i znów się rozejrzałem na boki. - Pięknie, Lennie. - dowiedziałem z uśmiechem, a potem już musiałem się do niego przytulić. - Przepięknie. - wymamrotałem jeszcze cicho. To naprawdę będzie najcudowniejszy dzień w naszym życiu.
Od tamtej chwili temat nadchodzącego wydarzenia stał się o wiele żywszy. Chciałbym, żebyśmy się wyrobili w tydzień. W końcu ileż to można odwlekać? Ja też z każdą chwilą czuję się coraz grubszy i brzydszy. W ostatnich dniach sprawdzanie mojej figury co ranek stało się jakimś nałogiem. Zawsze wstawałem wcześniej od Lenniego i pierwsze co robiłem, to stawałem przed lustrem, podnosząc koszulkę. Może i brzuch nie rósł tak gwałtownie oraz nie przypominałem jeszcze żadnej osoby w ciąży, to i tak trudno było mi na niego patrzeć. Już automatycznie miałem przed oczami, że będzie jeszcze gorzej. Mierząc swój obwód w pasie, dobijał mnie fakt, że każdego ranka ten brzuch jest większy o przynajmniej jakiś mały milimetr. Żeby nawet i temu zapobiec, chociaż do ślubu, starałem się odstawić jakiekolwiek jedzenie. Początek był trudny, ale potrafiłem się przełamać. Może i częściej kręciło mi się w głowie, ale taka cena za nie grubnięcie, to praktycznie nic. Pierwszego dnia już poszło dość sprawnie, gdyż wystarczyło mi się skupić na samej pracy. Drugi dzień tak samo, ale trzeci...
Może i Lennie coś podejrzewał, ale ani ja, ani on nie mieliśmy czasu na wspólne obiadki. Na śniadanie przez to, że zawsze wstawałem wcześniej, on musiał chodzić sam. Co do kolacji zawsze mówiłem, że jadłem wcześniej i nie mam już ochoty. W dodatku wieczorami czułem się już strasznie słabo, więc jedyne, o czym myślałem to, żeby w końcu pójść spać. Wtedy było inaczej. To Lennie musiał mnie obudzić rano. W sumie nawet nie rano. Było już popołudnie, a ja wciąż byłem w łóżku. Gdy tylko mi powiedział, która jest godzina, od razu poderwałem się do góry.
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś? - oczywiście już miałem pretensje. Miałem dzisiaj kończyć jego garnitur, a ten co?! Jak mógł mnie nie obudzić?! Czemu w ogóle zaspałem...? Tyle rzeczy do roboty, a ja śpię w najlepsze.
- Słabo wyglądasz. - mówiąc to, przyłożył dłoń do mojego czoła. - Może odpuść sobie dziś pracę?
- Ja tak zawsze wyglądam. - zaśmiałem się, ale i tak jakoś słabo. Dziwnie się czułem. - Muszę się pomalować i wszyściutko wróci do normy. - przeciągnąłem się, a później oparłem się o jego ramię. Uczesać, pomalować, zmierzyć, przebrać, a później zająć się pracą, dopóki jeszcze coś zostało mi z tego dnia. Jednak pierwszym zadaniem, jakie mnie czeka, to przede wszystkim wstać. Nigdy nie sądziłem, że dziś przyjdzie mi to z taką trudnością.
- Jak chcesz, ale zobacz, co ci przyniosłem. - wskazał jakieś jedzenie, które mi położył na stoliku. Czyżby to była aluzja do mojej małej przedślubnej próby niegrubnięcia jeszcze bardziej? Czyżby się domyślił i teraz chce mnie podejść, jako kochający mężuś, który ot, tak myśli o swojej drugiej połówce i przynosi jej jedzenie?
- Chyba cię pogrzało. - tylko tyle miałem do powiedzenia. Nie może mi tak teraz krzyżować planów. Mój brzuch nie urósł przez te dni ani odrobinę. Było mi lżej na duszy, ale...
- Nie jadłeś od rana. Pomyślałem, że na obiad też za szybko nie przyjdziesz, więc ci go przyniosłem. W czym problem?
- Nie będę nic teraz jeść. - obwieściłem stanowczo, złapałem za kołdrę i znów się położyłem na boku, zakrywając się aż po sam nos.
- A to dlaczego?
- Po prostu nie i tyle. - mruknąłem, zamykając oczy. - Daj mi spokój.
- To nie jest odpowiedzieć. - po tych słowach, nachylił się do mnie i pocałował mnie w głowę. - Co ci się dzieje?
- Nie jestem teraz głodny. - znów się podniosłem i wstałem już na równe nogi. - W ogóle musisz mnie już na dzień dobry denerwować? - od razu poszedłem się przebrać. Mimo wszystko wciąż czułem się strasznie ospały.
- Ale to tylko obiad...?
- A ja mam pracę i obowiązki. - mruknąłem, przebierając koszulkę. Później cicho westchnąłem, opierając się o otwartą szafę, niby pod pretekstem, że chce coś z niej wyciągnąć, a tak naprawdę czułem, że mogłem się zaraz przewrócić. Zdecydowanie za szybko wstałem.
- Co to ma do tego? Zasługujesz na przerwę. - stwierdził spokojnie, co mnie oburzyło.
- Przerwę? - od razu na niego spojrzałem. - Ja nawet jeszcze nie zacząłem pracować, a ty mi mówisz o przerwie? Nie wygłupiaj się. - wróciłem do szafy i tym razem wyciągnąłem z niej spodnie. - Odpocznę na emeryturze. Teraz nie ma co tracić ani jednej chwili. - kontynuowałem przebieranie się. - Gdybyś ty wiedział, obudziłbyś mnie już dawno i to bez witania się z obiadkiem. - dodałem z uśmiechem, a ten ewidentnie przewrócił oczami. Tak do niego docierały moje słowa. Po prostu wyśmienicie.
Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz gorzej dogaduje się z tym człowiekiem.
Gdy tylko się przebrałem, bez zbędnego malowania się, podszedłem i nachyliłem się do biurka. Teraz już zupełnie nie wiedziałem, do czego ręce włożyć. Jest tyle do zrobienia... Gdy starałem się ułożyć jakoś swoje obowiązki i zdecydować, od czego w końcu zacząć, usłyszałem za sobą głębokie oraz trochę przeciągłe westchnięcie Lenniego. Niedługo później podszedł do mnie od tyłu i przytulił.
- Przepraszam. - powiedział cicho, opierając podbródek na mojej głowie, jedną dłonią schodząc bardziej na mój brzuch. Od razu też położyłem dłoń na jego dłoni i zacząłem po niej jeździć kciukiem.
- Ja też. - odpowiedziałem po chwili ciszy. Emocje opadły. Byłem spokojniejszy i bez problemu później sam się do niego odwróciłem i przytuliłem. Nie trwało to jednak długo. - Dobra. To możesz iść. Ja tu mam masę pracy. - puściłem go, a ten za nic mnie nie chciał. Będąc z nim w czystej przyjacielskiej relacji, w życiu bym nie powiedział, że mógłby w ciągu tych paru życiowych wydarzeń aż tak się zmienić. Mam wrażenie, że ciągle by mnie tylko przytulał. W sumie nawet mnie to cieszy. - Naprawdę bardzo ci dziękuję, że się tak o mnie troszczysz.
Z czasem udało mi się go wyprosić stąd. Oczywiście jeszcze chciał obietnicy, że na pewno zaraz zajmę się tym jedzeniem. Gdy tylko odszedł od namiotu, rzeczywiście tak się stało. Zająłem się tym, ale po swojemu, więc oddałem cały talerz jakimś zwierzakom, które bawiły się niedaleko przy namiocie. Zjadły wszystko, a ja bez zbędnych kilogramów mogłem się zająć pracą. Przyszywanie, krojenie, wycinanie, zwężanie. Dzień jak co dzień.
Pod wieczór czułem się już okropnie. Wręcz zasypiałem na tym biurku. Na nic nie miałem siły, a mój żołądek już od dwóch dni się nie odzywa, co było bardzo zadowalającym znakiem. Jeszcze tylko parę dni i dotrwam do ślubu. Stroje prawie były gotowe. Już od skończenia tego garniaka dzieliło mnie parę szwów, ale zwyczajnie nie dałem rady.
- Cześć. Skończyłeś już pracę? - usłyszałem i podniosłem głowę z biurka. Lennie wrócił do namiotu. Od razu do mnie podszedł z uśmiechem. Jakiś podejrzany mi się wydawał, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Od razu trochę zakłopotany spojrzałem na garnitur.
- Chyyyyyba. - odpowiedziałem przeciągle i również się lekko uśmiechnąłem. Nie miałem siły i chęci, by wstawać. Za to Lennie od razu mi w tym pomógł i wziął mnie na ręce. Nie wiem czemu, ale lubiłem, jak mnie tak nosił. Oczywiście bez przesady. Od razu owinąłem ręce wokół jego szyi, a nogi skrzyżowałem na jego tułowiu. On za to złapał mnie pod uda i zaczął gdzieś ze mną iść. Uwielbiam tak, a nie inaczej na nim wisieć. Jednak gdy zauważyłem kątem oka, że kieruje się ze mną w stronę wyjścia, od razu się ożywiłem. Oooo nie. Nie ma opcji, że każe mi coś przy sobie zjeść albo znowu gdzieś zabierze, żebym miał mniej czasu na pracę. Nie dzisiaj i nie teraz. Od razu pocałowałem go namiętnie, kładąc po sobie uszy. Nie miałem lepszego pomysłu, żeby go zatrzymać, ale ważne, że się udało. Jednocześnie dobrałem się do jego koszuli i odpiąłem jej dwa pierwsze guziki.
- Teraz chcesz gdzieś iść? - spytałem z zawiedzioną miną i odpiąłem mu kolejne dwa guziki. - Ja chcę ciebie, a nie jakichś wycieczek. - wymruczałem, wsuwając dłoń pod nie do końca rozpiętą koszulę. Miałem nadzieję, że się nie uprze przy swoim.
(Lennie~?)