Wszystko, co przeczytałem w książce, gdzieś uleciało. Dobrze, że jeszcze pamiętałem o kołysce, w której można było położyć dziecko, bo inaczej stałbym jak słup soli, z maluszkiem w ramionach i tępo się na niego gapił, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Mój mąż aktualnie odsypiał męczący dzień, a dziecko słodko spało w swoim łóżeczku. Ja za to nie potrafiłem się skupić na niczym innym, jak na chwili obecnej. Teraz wszystko się zmieni jeszcze bardziej, możliwe, że trochę się pokomplikuje, ale jeśli już więcej nie będziemy musieli użerać się z policją, przetrwamy wszystko. Wierzyłem, że będzie dobrze. W sumie, gdybym w to nie wierzył, chyba dawno bym się powiesił, zważając na ilość akcji, jaka nam się przytrafiła i które z pewnością mogły nas zabić.
Shuzo dużo spał, chociaż budził się za każdym razem, kiedy dziecko płakało - a niestety, płakało często. Nawet częściej, niż bym mógł pomyśleć. Gdy kładłem go spać, nie zdążyłem nawet przejść kilku metrów, a maluch znowu płakał. W końcu zacząłem z nim wszędzie chodzić. Ciągle trzymając w ramionach, chodziłem po namiocie i... nie mam pojęcia, na co czekałem. Chyba aż Shuzo się obudzi, bo w aktualnym momencie nie miałem pojęcia, co robić. Kiedy byłem już zmęczony, położyłem śpiącego malucha na łóżku i przyciągnąłem kołyskę bliżej miejsca, w którym spał Shu. Potem położyłem dziecko do kołyski i usiadłem obok męża. Odetchnąłem, kiedy w namiocie zapanowała cisza i chodź na chwilę mogłem zebrać wszystkie myśli.
Na pewno mieliśmy wszystko kupione, przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy przygotowani na ten dzień, chociaż uważam, że ja byłem tylko przygotowany fizycznie, a nie psychicznie. Zerknąłem na śpiącego chłopaka, który wyglądał dość marnie. Miał wory pod oczami i pogryzione usta, mimo tego gdy się obudził, mocno go przytuliłem i pocałowałem.
Przez pierwsze dwa dni zajmowałem się maluchem sam, ponieważ Shuzo siedział w łóżku i dochodził do siebie. Przy okazji oboje rozmyślaliśmy nad imieniem. Nie mogliśmy się zdecydować, a raczej dogadać. W końcu kiedy Robin przyszedł nas odwiedzić i nazwał dziecko "Zimowym Kwiatkiem", nawiązując do pory roku i jego słodkości, w oczach Shuzo zobaczyłem te same gwiazdki, które zdradzają jego szczęśliwy humor.
- Płatek śniegu. Lennie, nazwijmy go Yuki - zerknąłem na czarnowłosego, który rzucił kołdrę na bok i powoli wstał.
- Hm? - nie zrozumiałem dokładnie tego połączenia słów, więc tylko rzuciłem mu pytające spojrzenie i objąłem ramieniem.
- Yuki po japońsku oznacza "płatek śniegu" - powoli się uśmiechnąłem. Spodobała mi się ta koncepcja. Spojrzałem na łóżeczko i śpiącego w nim malucha o dużej główce i krótkich, jasnych włoskach.
- Yuki - powtórzyłem imię, a maluch się poruszył i zaczął coś jęczeć. Wyciągnąłem go i dałem go Shuzo na ręce. - Yuki, ładnie - ucałowałem czoło mojego męża i rączki Yukiego.
Karmiłem Yukiego z butelki, chociaż przez jakiś czas chodziła mi po głowie jedna myśl - karmienie piersią. Zauważyłem, że Shuzo urosły piersi; nie wiele, w końcu był facetem, ale skoro miał nieco większe, może rzeczywiście mógł nimi karmić? Jednak kiedy go o to zapytałem, zostałem zbesztany za urażenie jego męskiej dumy, która w takiej sytuacji, musze przyznać, nie istniała. Nie namawiałem go jednak, ponieważ nie chciałem denerwować, a musiał wypoczywać, ponieważ już kilka razy marudził na to, jak wygląda. Myślał wtedy, że nic nie słyszę, ale wiem, że przeszkadzają mu rozstępy na brzuchu i udach, zmęczone oczy, pogryzione usta i pewnie jeszcze kilka rzeczy, których nie wymieniał. Każdego dnia mówiłem mu, że wygląda pęknie, ale chyba nie chciał wierzyć. Miałem tylko nadzieje, że nie zacznie przesadzać ze swoim wyglądem i nie popadnie w paranoje.
Wracając do butelki: mleko w proszku nam się skończyło. Ostatki wypił przez snem, wiedziałem jednak, że karmiliśmy go jeszcze w środku nocy, ale teraz czym miałem to zrobić? Wodą? Zostało tylko trzymać kciuki, że wytrzyma do rana i wtedy o piątej szybko zawinę do sklepu. Jednak maluch nie chciał mi tego ułatwić. Wstawałem w nocy bardzo często, aby nie budzić czarnowłosego i usypiałem malucha, aż nawet zaczęło mi się śnić, że płacze. Kiedy w końcu się obudziłem, nie słyszałem Yukiego, więc myślałem, że to był sen i maluch słodko śpi. Zauważyłem też, że nie ma Shuzo. Myśląc, że poszedł do toalety, poszedłem spać i udało mi się wytrwać do rana. Kiedy budzik zadzwonił o piątej rano, wstałem z łóżka i aż usiadłem ze zdziwienia. Przy łóżeczku, na krześle na siedząco spał Shuzo, z maluchem w dłoniach i odkrytą piersią. Yuki słodko spał, a mój mąż wyglądał na bardzo zmęczonego, pomimo zamkniętych oczu. Podniosłem się i jak najciszej do nich się zbliżyłem. Uśmiechnąłem się, widząc, że jednak spróbował go nakarmić piersią i najwidoczniej mu się udało, ponieważ dziecko było najedzonego, a na jego buzi i na ubraniu było zeschnięte mleko. Z uśmiechem odłożyłem Yukiego do kołyski, a Shuzo do łóżka. Gdy go położyłem, otworzył oczy.
- Jestem z ciebie dumny. Idę do sklepu po mleko - pocałowałem go krótko, nakryłem i zacząłem się ubierać.
- Jestem z ciebie dumny. Idę do sklepu po mleko - pocałowałem go krótko, nakryłem i zacząłem się ubierać.
<Shuzo? Wracam do pisania ^^>