Nie za bardzo obchodziło mnie jej łapanie za słówka. Obracanie kota ogonem i naginanie faktów na własną korzyść. Może i sam nie popisałem się za bardzo, ale szczerze nie było czym. Ślepca nie przegadasz i nie wmówisz mu, że to, co jest czarne, ma też swoje odcienie oraz że słońce świeci i rozjaśnia mrok.
Ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem. Powoli mój namiot wypełniał się najprawdziwszą czernią, którą w ułamku sekundy rozświetlił delikatny płomień tlącej się zapałki między moimi palcami. W spokoju obserwowałem, jak płomień zbliża się do moich palców, a gdy kompletnie wygasł, resztka zapałki wylądowała w szklance z wodą. Powtórzyłem tę czynność jeszcze następne osiem razy, a następnie zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i splotłem dłonie.
- Ofiarowałem swój ból i cierpliwość. W zamian chce szczerą odpowiedź. - wymamrotałem, a potem jak gdyby nigdy nic wstałem, zostawiając szklankę na ziemi. Wszystko powinno się okazać już o świcie. W zasadzie pierwszy raz własne uczucie niepokoju nie dało mi zbagatelizować tych wszystkich wydarzeń i nie mógłbym w spokoju zasnąć, gdybym przynajmniej samego siebie nie sprawdził. Metoda bardzo dobrze mi znana i choć wcześniej wątpiłem w jej skuteczność, jakieś stare nawyki z rodzinnego domu, kazały mi się nią posłużyć. Wierzyłem, że rzuci to jakieś światło na tę dziwną komplikację zdarzeń i poda mi, choć zalążek odpowiedzi. Jeśli nie, to jestem gotów rzucić w kąt tymi wszystkimi mądrościami od własnej matki. To już będą zwykłe bujdy, tak jak mawiał mój tata.
***
Może i postanowienie takiego ultimatum nie było czymś dojrzałym z mojej strony, ale powoli zaczynałem mieć tego dość. Czułem, że coś się dzieje, a szczególnie po rozmowie z Lacie, tylko za nic nie wiedziałem, co takiego. Dzisiaj jednak razem z pierwszymi promieniami słońca miałem poznać odpowiedź. Gdy tylko usiadłem przed szklanką, zaskoczyło mnie to, co zobaczyłem. Zdecydowana większość wypalonych zapałek unosiła się na wodzie, jednak dwie z nich zdążyły opaść na dno w ciągu całej nocy. Taki widok oznaczał, że mam na sobie "złe oko", czyli swego rodzaju urok bądź klątwę. Jednak z racji tego, że tylko dwie zapałki opadły na dno, znaczyło to, że urok nie był na tyle silny... Nie był albo w tym momencie na razie nie był, żeby mnie zabić. Musiałem się jeszcze tego dowiedzieć, a kolejnym etapem będzie odnalezienie sprawcy, jeśli nie zdołam sam z siebie zdjąć tego cholerstwa. Typowałem już trzy osoby i to właśnie do nich postanowiłem się dzisiaj udać, ale najpierw urok. Zamoczyłem dwa palce w szklance, a później powoli dotknąłem nimi swojego lewego ramienia. Nic się nie stało, dlatego zacząłem przesuwać palce coraz niżej, aż nie zatrzymałem się na otwartej dłoni. Poczułem wtedy niewyobrażalne pieczenie, a przez ułamek sekundy właśnie w tym miejscu również zobaczyłem oko, które gwałtownie uniosło powieki za sprawą mojego dotyku. Aż nie mogłem złapać tchu, dopóki znowu się nie zamknęło. W efekcie tych dość lekkomyślnych poszukiwań, kolejna zapałka opadła na dno. Jedyną diagnozę, jaką mogłem sobie postawić, to taką, że nie umrę w najbliższym czasie. Chyba że zamierzam tak drażnić to oko. Dałbym sobie jeszcze tak z dwa lata życia, a przy dobrych wiatrach może trzy. Jednak ostatni rok mimo wszystko będzie piekłem na ziemi. Organizm będzie wysiadać, a ja umrę skąpany we własnej krwi, jak zarzynana świnia. Jednak za nim to nastąpi, oko będzie rosnąć i za nim się obejrzę, wkroczy w moją rzeczywistość. Będzie mnie prześladować i śledzić wzrokiem każdy mój ruch za dnia i oddech w nocy, dopóki sam nie zwariuje.
Bardzo wesoło się zapowiada.
Skoro światło zostało rzucone jako tako na całą sprawę, postanowiłem opuścić namiot i poszukać winowajcy. Po przebraniu się i odstawieniu szklanki w bardziej stabilne miejsce niż goła ziemia wyszedłem na zewnątrz. Dręczący niepokój ustąpił, ale i tak czułem, że to nie koniec niespodzianek, a zawsze ufam swoim przeczuciom. Co to w ogóle miało być? Z dnia na dzień wszystko stawało się coraz gorsze. Zacząłem się tym powoli denerwować, bo ktoś ewidentnie nie daje mi swobodnie żyć, a tego nienawidzę.
- Hej, Orion! - usłyszałem za sobą i tylko tyle starczyło, żebym spojrzał za siebie. Jak się okazało było to parę artystów z dość niezadowolonymi minami. Wbijali we mnie wrogie spojrzenia, z czego sam nie byłem zbyt zadowolony. Od razu zakładając ręce na piersi, odwróciłem się do nich.
- Czego? - spytałem, choć nie za bardzo miałem ochotę się wdawać w dyskusję.
- Czego? - powtórzył drwiąco jeden z nich i wszyscy do mnie podeszli. - Nie wiesz, co zrobiłeś? - od razu słysząc to, przewróciłem oczami, nie zamierzając się odzywać. Już czułem, że to nie ma najmniejszego sensu. - Nie denerwuj mnie nawet. Przywłaszczyłeś sobie wszystkie zasługi, gwiazdeczko. - mówiąc to, śmiał mnie nawet bezczelnie popchnąć do tyłu.
- Jesteś źródłem wszystkich naszych problemów. - dodał jeszcze ktoś z tyłu, a jeszcze inna osoba się z jakiegoś powodu rozpłakała. Co im się dzisiaj dzieje?
- Egoista! - ktoś jeszcze krzyknął. Aż westchnąłem widocznie zażenowany.
- Zastąpiłem Diane na jej życzenie i słysząc wasze poparcie. - odpowiedziałem, jeszcze zachowując spokój.
- To nie zmienia faktu, że bezczelnie nas wykorzystałeś, żeby się wybić!
- To na pewno on umyślnie zrobił krzywdę Diane.
Czułem się przyparty do muru. Nikt nie dał mi nic już więcej powiedzieć. Sytuacja aż wydała mi się znajoma. Brakowało jeszcze tylko aktu przemocy, choć do tego pewnie jeszcze przyjedziemy.
Im dłużej to trwało, tym większy tłum się wokół mnie zbierał. Okazało się, że o wiele więcej osób ma jakimś cudem pretensje, a nieliczni przyszli po prostu zobaczyć, co się dzieje. Byłem trochę zdezorientowany tymi wszystkimi oskarżeniami, a głównie tym hałasem nimi spowodowanym. To oznaczało tylko jedno... Czas na ciszę.
- Dobra, słuchać mnie! - wrzasnąłem, przelatując wzrokiem po całym tłumie, a finalnie zatrzymując wzrok na osobie przede mną. - Kto nie przebiera w słowach, ten zaraz utraci mowę. - uśmiechnąłem się podstępnie, pstrykając palcami. Od razu poczułem również ślady po mojej minionej zabawie zapałkami. Nic przyjemnego. Natomiast moja ofiara zastygła z przerażeniem w oczach, gdy mówiąc coś, żaden dźwięk nie wydobywał się z jego ust. Od razu spanikowany, zaczął się dotykać po twarzy. Starał się zrobić cokolwiek, aby przywrócić swój utracony dar, a wszyscy ci, którzy to zobaczyli również zamilkli. Ogarnięci strachem, wręcz się ode mnie odsunęli. - Ktoś jeszcze chce coś powiedzieć? - odpowiedziała mi cisza. - Dobrze. Zapamiętajcie sobie jedno w takim razie. - dodałem jeszcze. - Kto jest zakałą cyrkowej braci, ten w swej każe, wszystkie zmysły straci. - mówiąc to, przenosiłem wzrok na pojedyncze osoby, aż nie zatrzymałem go na Lacie, która znowu dziwnym trafem była obecna przy całym zamieszaniu i nie wydawała się tym poruszona. Przynajmniej z zewnątrz. A ja za to nabrałem dziwnej ochoty zobaczenia tlącego się przerażenia w jej oczach, ogarniającego każdego, kto ze mną zadziera. Czułem, że choć otwarcie nie za bardzo mi podpadła, to na to zasługuje. Chociażby za tą ciągłą manipulację, jaką u niej zauważyłem.
Chwilę niezręcznej ciszy przerwał nie kto inny jak Pik we własnej osobie. Oczywiście zjawił się w najlepszym momencie. Wszystkie oczy skierowane na mnie, a przede mną rozpaczająca niemowa... Czując jego wzrok na sobie, tylko niepewnie się uśmiechnąłem, a za nim zdążyłem się obejrzeć, zabrał mnie ze sobą na słówko. Poszliśmy oczywiście do jego biura, gdzie już na wstępie kazał im usiąść z odrobiną irytacji w głosie. To było dziwne uczucie i dość zabawne, ale nie na tyle, żebym miał zrobić to, czego oczekiwał. Zamiast tego oparłem się tylko rękami o oparcie krzesła, a on usiadł na miejscu naprzeciwko, głęboko wzdychając.
- W sumie chyba jest jasno wszystko napisane, hm? - zaczął, a ja już nie chciałem tego słuchać.
- To nie moja wina. - chciałem się wytłumaczyć, ale on też mi oczywiście przerwał.
- Nie za bardzo mnie to obchodzi. Muszę się kierować dobrem wszystkich pracowników i artystów.
- A to moje dobro się nie liczy?
- To nie tobie odebrano głos. - zaznaczył. - Ale ja to niestety muszę zrobić, dlatego zostajesz tymczasowo zawieszony w swoich obowiązkach. - oświadczył, co trochę mnie zaskoczyło.
- ... Jak to? Ja?!
- Nie unoś się. To tylko dopóki sprawa się nie uspokoi. Wiem, że nie zacząłeś, ale przynajmniej to skończysz.
- I tak mi się to nie podoba. Co mam niby robić w takim razie?
- Nie będziesz występować, ale pomagać już tak. Chociażby przy dzisiejszym pokazie. Przydałby się nam ktoś do obsłużenia budki z biletami. - zaproponował z uśmiechem, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Chyba cię pogięło...
- Przestań się zachowywać jak dziecko. Tak jak już powiedziałem. To tymczasowe.
***
Sytuacja rzeczywiście się uspokoiła. Wciąż wszyscy posyłali mi krzywe spojrzenia, ale ignorowanie tego nie było czymś specjalnie trudnym. Mogłem wrócić przynajmniej do pierwszego tematu z dzisiejszego dnia. Kto mógł mi sprzedać klątwę? Po dzisiejszym zajściu mógłbym w zasadzie oskarżyć każdego, więc musiałem naprawdę dobrze wszystko przemyśleć. Przynajmniej nie był to temat, który nie mógł poczekać jakiś czas. Wciąż czułem, że to nie koniec wrażeń na dziś. Ciekawiło mnie, czym jeszcze los mógłby mnie zaskoczyć, ale nie sądzę, że byłoby to coś, co przebije sytuację z rana.
Lacie~? Cel osiągnięty? XD