29 sty 2022

Vogel CD Jumper

Po krótkiej rozmowie z chłopakiem zadecydował o przeniesieniu nas z powrotem do cyrku. Trochę tym zawiodłem, bo naprawdę polubiłem to miejsce. Zanim jednak jakkolwiek zareagowałem, złapałem mnie na zgięciu ręki i tak znikł mi sprzed oczu świat, który dotychczas widziałem. „Alcossebre” -piękne miejsce. Nie znałem go, nie byłem nigdzie, a jednak mnie zachwyciło samym swoim widokiem na otwartą wodę. Wspaniale było przeżyć coś takiego przynajmniej raz na jakiś czas. Teraz jednak wróciliśmy do czegoś bardziej przyziemnego. Dosłownie. Kiedy znaleźliśmy się na nowym terenie, siedziałem jak wcześniej na ziemi. Na moje nieszczęście w tej okolicy nie panowała zbyt piękna pogoda. Będąc nadal trzymanym, spojrzałem w górę, delikatnie zwężając powieki. Deszcz. Lubiłem go, ale nie w momencie, kiedy niemalże leżałem na trawie. Chociaż i to robiło się swego czasu. Po tym, jak zwolnił się ucisk dłoni chłopaka, wstałem i otrzepałem się z niewidzialnego kurzu.
- Wiesz, jaki jest plan -odezwał się pierwszy -prawda?
Spojrzałem na niego krótko, następnie cicho prychając. Wyprostowałem się i z westchnieniem przytaknąłem. Bądź co bądź to i moja sprawa, nawet jeżeli tego nie chciałem. Nadal nie rozumiałem, dlaczego do tego wszystkiego wytyczył mnie Pik, ale chyba nie miałem nic do powiedzenia. Raczej na pewno.
- To dobrze -odszedł kawałek ode mnie, rozglądając się nieco -W takim razie życzę powodzenia -zwrócił się ponownie do mnie.
Przyglądaliśmy się sobie przez chwilę, aż w końcu odszedł w swoją stronę. Obserwowałem go jeszcze przez moment, aż w końcu dotarło do mnie, co jest moim zadaniem na ten czas. Raz jeszcze spojrzałem w niebo, a następnie na wyświetlacz telefonu. Nie było późno, ale też nie jakoś szaleńczo wcześnie. Powinno wyjść wszystko gładko. Powinno.
Wszedłem do jadłodajni. Stwierdziłem, że to właśnie tam dowiem się największej ilości informacji, nie tylko na ten temat. W końcu, kto nie rozmawia przy posiłku, kiedy ma kogoś obok siebie? Fakt, ja. Pokręciłem mokrą czupryną, po czym podszedłem do wydawanych posiłków, z którego wziąłem najprostsze i najbardziej rozpowszechnione pancakeks. Idąc z talerzem, próbowałem dosłyszeć, o czym rozmawiają poszczególne grupy, aż w końcu natrafiłem na idealną plotkarską triadę. Usiadłem przy stoliku obok, zaczynając kroić pierwszy z kawałków.
-… Bo przecież można wszystko wszystkim zarzucić, ale naprawdę aż tyle? -powiedział jeden z mężczyzn.
- No raczej -prychnęła kobieta -Ktoś taki jak ten typ… -zakręciła widelcem w powietrzu -Może przecież dużo.
- Nie przypisujesz mu czasem za dużo zasług? -odpowiedział ten sam rudowłosy.
- Oczywiście, że nie -pokręciła z grymasem na twarzy głową -A Diane? Wymyśliła sobie to wszystko?
- Nie mówię, że tak, ale nie chce mi się wierzyć, że aż tak chciał jej coś zrobić -uniósł się delikatnie, na co wtrącił się drugi mężczyzna.
- Przestańcie już, bo mam dosyć -westchnął, zwieszając ze zrezygnowaniem głowę -Dobrze wiemy, że Jumper nie należy do świętych, ale tak jak mówi Boris, nie możemy go oczerniać za wszystko.
- Czyli go bronicie? Świetnie -prychnęła -A co jeżeli by coś podobnego stało się jednym z nas? Pomyśleliście chociaż przez chwilę?
Mężczyźni spojrzeli się po sobie milknąć na moment. Kobieta obserwowała ich, aż w końcu z dumą w głosie, dodała.
- Widzisz Spectro, jesteś tu od dawna, nawet dłużej niż ten dzieciak, a nadal nie wierzysz? Tak samo ty Boris. To wszystko pokręcone, ale wszystko wskazuje na niego. Też nie chcę mówić o nikim źle, ale…
- Ale mówisz -podniosłem widelec z nadzianym ciastem, kierując go do ust.
Niestety powiedziałem to nazbyt głośno. Cała trójka odwróciła się do mnie, na co tylko rzuciłem na nich okiem, dalej rozkoszując się smakiem posiłku.
- Co tam szepczesz? -zapytał Boris.
Wzruszyłem ramionami, nie zwracając już na nich uwagi. Nie podobało im się to jednak.
- Jak już podjąłeś rozmowę, to może jednak już ją ciągnij? -widać było, że to ona jest tu szefową. Wydawała się pożreć wszystkie rozumy, ale co można za takich? Nic.
Westchnąłem cicho, po czym zwróciłem na powrót głowę w ich stronę. Zlustrowałem ich znudzonym spojrzeniem, a następnie delikatnie się uśmiechnąłem. Oni zmieszani spojrzeli po sobie i już mieli podjąć dalsze próby wyciągnięcia ze mnie dalszego potoku słów. Na daremno, głównie dlatego, że sam postanowiłem, że to zrobię.
- Nie jest mi dobrze znana sytuacja z nim, w końcu nie jestem tu, od bóg wie jakiego czasu, ale nie wydaje się taki zły. Fakt, nie rozmawialiśmy za długo, ale… -zatrzymałem się, by pomyśleć. Musiałem jakoś ominąć to, że jednak coś nas łączy -W sumie racja, coś jest z nim nie tak. Wygląda na takiego, no wiecie.
Zmieszanie. To jedyne co mogłem teraz po nich wywnioskować. Nabrałem powietrza przez nos, na chwilę go przetrzymując. Oj to będzie długa i ciężka przeprawa.

<Jumper? Trochę tę część przedłużę, jak na razie jednak pozostawiam to, co jest>

24 sty 2022

Jumper CD Vogel

Załóżmy, że zostałem wrobiony. Załóżmy, że ktoś tak bardzo ma mnie dość, że chce się mnie pozbyć. Załóżmy. Skąd mam wiedzieć, kto to był? im jestem starszy, tym mam więcej wrogów lub coraz więcej ludzi, ma mnie dosyć. Czy oni nie mogą się zdecydować? Najpierw sami każą mi zakładać czapkę i ukrywać łeb, a potem maja do mnie pretensje, że się bronie. Jaki niepełnosprawny byt wymyślił takie zasady na świecie?
- Łatwiej dojdziesz do przestępcy samemu węsząc, niż mnie pytając, komu się naraziłem. Dobrze ci się wydaje, że każdego wkur*iam - powiedziałem głośno, aby mnie usłyszał. - Ale to oni zaczęli - dodałem już do siebie, więc chłopak tego nie usłyszałem. Na jego twarzy znowu pojawił sie uśmiech, ale tym razem na króko. Co z nim było nie tak? Czyżbym trafił na jakiegoś sadystę, który uwielbia patrzeć na problemy innych? W tym przypadku, na moje? Śmiem wątpić, moje problemy, to teraz jego problemy, czy mu się to podoba, czy nie. 
Vogel przez moment myślał. Spojrzałem na niego, obserwował to, co znajdowało się przed nim, czyli morze i piasek, a na horyzoncie mieniące się w promieniu słońca bydynki. Podniosłem głowę wyżej, na niebo, by zobaczyć lecące mewy. To mnie jakoś uspokoiło, w wyniku czego westchnąłem i usiadłem na piasku, twarzą do wody. Przypływajace fale wymywały brzeg plaży kilka metrów ode mnie. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo było tu cicho.
- Wiesz, że kiedy uda nam się odkryć, kto cię wrobił, potem też nie będziesz mógł wkurzać innym? - głos pracownika przerwał tę ciszę, więc skierowałem w jego stronę rozeźlone spojrzenie. Chociaż się nie uśmiechał, widziałem, że miał rozbawioną twarz. Po chwili ruszył w moim kierunku i usiadł nie daleko mnie. - A wieczne ucieczki ci nic nie dadzą. - dodał jeszcze.
- To pierwsze, to wiem. A to drugie jakoś dobrze mi wychodzi - prychnąłem. 
- A rezultaty już nie - nic nie odpowiedziałem. - Słuchaj, nie będę ci prawić morały, od tego są rodzice, ale jakimś cudem, przez prymas Pika, dostanę z tobą za ciebie po głowie. Więc dobrze by było, jakbyś nauczył się zachowywać. I nie rzucać nożami w ludzi - dodał. Spojrzałem na niego ze zmarszczonym czołem. - Diane już wszystkim powiedziała.
- To był wypadek - podkreśliłem.
- Trzy razy?
- Chciała mi zrobić na złość i pałętała się przy tej tarczy - wyjaśniłem, unosząc głos.
- Wieć było trzeba zaczekać. Trochę cierpliwości - nie miałem już ochoty tego drążyć, więc jedyne co zrobiłem, to mruknąłem cicho pod nosem coś niewyraźnego i zamilkłem. - Eh... - chłopak wyciągnął ręce do tyłu i oparł je o piasek. - Pomyślmy od czego zacząć śledztwo - zmienił temat.
- Zbadać miejsce sprawy i wypytać świadkó - powiedziałem. Vogel przez moment milczał, aż parsknął krótkim śmiechem.
- Przepraszam - powiedział szybko. - Ale to zabrzmiało, jakbyś znał na pamięć wszystkie kryminały - wyjaśnił. Prychnąłem i lekko się uśmiechnąłem.
- Takie sprawy nie występują tylko w kryminałach - wstałem z piasku. - Jak skończyłem się ze mnie naśmiewać, to wstawaj i wracamy. Ja zobaczę ten namiot, a ty popytasz ludzi, ze mną nie będą chcieli gadać. 
- Ooo... a myślałem, że tu rozwiążemy sprawę - westchnął. - Powiesz mi przynajmniej, co to za miejsce - złapałem go za rękę, nie czekając, aż wstanie.
- Alcossebre - powiedziałem i nas przeniosłem z powrotem do cyrku. Kto by pomyślał, że zacznie padać. 

<Vogel? Czas przejść dalej>

20 sty 2022

Cherubin CD Jumper

Jumper zniknął. Było to logiczne, dobrze zrobił. Ja mogłem złapać kontakt z kilkoma malunkami, mapą i miejscami na niej zaznaczonymi. Zapewne kryjówki, z porwanymi albo i nawet kolejne takie miejsca. Gdy znajdziemy Pika oraz innych opiekunów, oni sobie poradzą z resztą. Słyszałem ich rozmowę, po wstrzyknięciu mi w ramię jakiegoś płynu był on naprawdę dziwny. Coś jak usypiający i paraliżujący w jednym. Może było w nim coś jeszcze. Nie miałem czasu, by o tym myśleć. Byłem przytomny, ale zbyt ociężały do otwarcia oczu. Zapewne Diane też tak się musiała czuć. Słyszałem wszystko oraz głos Jumpera, jego oddech. Musiał być zmęczony. Hasło "Źródło". Gdyż tak go określili. Naprawdę nie wiedziałem, czemu takim dziwnym mianem mieli, by go określić. Może jest w tym coś więcej. Jednakże po tym całym rozmyślaniu nagle moje palce się poruszyły. Chyba odzyskuje czucie, może za małą dawkę mi dali. Może dzięki świeżemu powietrzu środek nie ma mocy. Odetchnąłem i starałem się rozruszać, by odzyskać czucie. Najwyraźniej przez cały ten środek pojawiła się halucynacja Diane. To jak powoli otwierała oczy, ale wciąż nie mogła nic powiedzieć, wydawał się dziwny. 
 - Cicho. Zaraz do ciebie wrócę, musisz być cicho. - wyszeptałem, na tyle ile potrafiłem. Udało mi się podnieść. Zobaczyłem jak ociężały chłopak, walczy z dwoma strażnikami. Najwyraźniej na śmierć i życie. Nie może ich zabić!! Trzeba wyciągnąć z nich informacje. Muszę go jak najprędzej zatrzymać, nim będzie za późno.
Westchnąłem ciężko. Nie chciałem od razu pokazywać swoich kart, gdyż lepiej zostawić je na czarną godzinę. To jakie umiejętności posiada, jest owiane tajemnicą. Chodzi tu bardziej o to, że wolę uniknąć pytań, które mogą się pojawić. W tym momencie jednak nie miałem innego wyboru. Zdjąłem płaszcz, by go nie ubrudzić oraz by przypadkiem nie przecięli mi go nożem. Edycja limitowana, dostałem go od kogoś bliskiego na urodziny i wole, by pozostał cały i zdrowy. Moja osobowość ulega zmianom, gdy muszę się przystosować do danej sytuacji, która odgrywa się przed moimi oczami. Jestem jak taki bohater akcji, a czasem miłośnik romantyzmu.
Po zdjęciu okularów i odłożeniu ich etui, które wyjąłem z kieszeni płaszcza. W ukrytych wewnętrznych kieszeniach płaszcza miałem ukryte dwa sztylety. Są ukryte w specjalnych pochwach, z których nic się nie wydobędzie i nie zaszkodzi mnie ani nikomu innemu. Ich dziwne ostrza są pokryte substancjami. Mogą one spowodować powolną agonię i śmierć, bym mógł przeprowadzić szereg eksperymentów.
To jak nauczyłem się ich obsługiwać oraz co z nimi potrafię, jest sekretem, którego nie lubię zdradzać. To od kogo się tego nauczyłem oraz gdzie jest kolejną zagadką. Gdyż przez pewien czas podróżowałem, nie tylko ja. Moja rodzina jest tajemnicza, mimo zwykłego życia, to co i jak robimy za kurtyną, jest owianą wieloma zasłonami i skomplikowanymi interesami.
Na pierwszy rzut oka w płaszczu nawet ich nie widać, dopiero po bliższym przyjrzeniu się można je dostrzec ukryte w sekretnej kieszeni. Westchnąłem głęboko. Wiedziałem, że moje ukryte umiejętności kiedyś się przydadzą, ale nie wiedziałem, że będę musiał już teraz je pokazać.
Cieszyłem się też, że w końcu będę mógł się wyzwolić i pokazać, choć odrobinkę, na co mnie stać. Choć regularne treningi pomagają, to przez jakiś czas musiałem się wstrzymywać. Gdyż kilka razy już zostałem przyłapany przez Pika i kilku innych dorosłych, w środku nocy. To było dziwne i nieprzyjemne spotkanie. Chociaż bliźniaki się wstawiły i najwyraźniej udawali, że wiedzą. Chociaż nie pytali o nic, to i lepiej dla mnie.
Zwinność i szybkość jest moim atutem, dlatego też znalazłem się przy chłopaku po zaledwie kilku chwilach. Mogłem go lekko odrzucić, po czym zraniłem sztyletami tych dwóch. Zanim pojawił się obok nas Jumper. Chwila nieuwagi i on mógł zostać trafiony.
 - Skończ tę zabawę. Są nam potrzebni. - rzekłem ostrym tonem. Westchnąłem ponownie i odskoczyłem, by po chwili znaleźć się obok nieopodal Jumpera.
 - Nie mogą cię zranić. Odpocznij. - dodałem. Chłopak jednak nie słuchał. Westchnąłem i na moment znalazłem się tuż przy jego uchu.
 - Twoje ciało jest ociężałe. Nikomu nie pomożesz, jak będziesz w takim stanie. - mój ton, tym razem był zupełnie inny. Sprawiał, że można było zapomnieć, odprężyć się, a nawet powalić siłacza. Tej sztuczki nauczyli mnie mnisi, gdy byłem przejazdem w klasztorze. Do tego Tai Chi i kilka innych technik. Chwilę czekałem, gdyż to nie działa od razu. Niekiedy może też nie zadziałać. Jednak fakt, że mi się udało było czymś niesamowicie radosnym. Będę musiał znaleźć sobie czasem na powrócenie do technik nauki i móc się nieco podszkolić. Ukryłem sztylety, po obu stronach mojego ciała, w specjalnych pochwach.
Jumper odpuścił. Ruszył się do swojego namiotu. Po drodze gadał coś na mnie oraz mamrotał, że mu przerwałem walkę.
Gdy wróciłem do Diane, jej tam już nie było, nie mogłem sobie przypomnieć, czy to, co widziałem wcześniej, było prawdą, czy tylko mi się wydawało.
 - Będę musiał spytać o to Jumpera. - powiedziałem do siebie. Rozmasowałem sobie ramiona, gdyż wciąż czułem się okropnie, jednakże nie narzekam, gdyż nie ma na to czasu. Założyłem okulary i otrzepałem płaszcz, po czym go włożyłem. Zabrałem tę dwójkę mężczyzn, do drugiego namiotu, który miałem tuż za swoim. Zazwyczaj pozostaje jako składzik moich tobołków albo też bym mógł się zaszyć i coś napisać. Kiedyś pracowałem w jaskini, którą znalazłem w lesie, ale było tam tak wiele problemów, że musiałem się przenieść. Jak nie kradzież, to zalanie, a w najgorszym razie zawalenie.
Owo miejsce nie miało żadnej specjalnej nazwy albo użytku. Jednakże, gdy się tam wchodziło, wiedziało, co się chce znaleźć. Może tylko ja to wiem. Nie było mnie tam dawno, gdyż nie miałem chwili czasu. Mimo to mogłem pobrać próbki i przesłuchać obiekty badań. Zanim ci popadną w katatonie. Jednakże mam na to jeszcze parę godzin. Najpierw muszę narysować mapę i rysunki, które zapamiętałem. Może one się przydadzą.

***

 - Nie wierzę. Naprawdę pokazałem to wszystko w niemalże jednej chwili. Może Jumper o tym zapomni. Jeśli nie, to powiem, że śnił. Przecież taki mól książkowy jak ja, nie mógłby mieć takich zdolności bojowych. - mówiłem do siebie. Cały cos do siebie gadałem, to o tym, co pokazałem, to o tym, co mi podali, czemu widziałem Diane. Starałem się też wszystko przypomnieć. Udało mi się w końcu wszystko narysować. Teraz mogłem skupić się na zadawaniu pytań. Na początku pyskowali, ale po zrobieniu kilku testów i "delikatnych początkujących eksperymentów" zaczęli gadać jak katarynki.


Jumper?

14 sty 2022

Robin CD Vivi

Biegłem ile sił w nogach. Nie miałem pojęcia przed czym uciekałem, ale widok studni w moim lesie, której nigdy tam nie było, był... niepokojący. Ponad to moje znaki zaświeciły stanowczo za mocno w jednym momencie, zawsze jest to o wiele spokojniejsze zjawisko. Coś było nie tak. Coś stanowczo nie grało.
Myślałem, że byłem już cyrku. Znałem ten las na pamięć, każde drzewo, każdy skrót, a tym bardziej drogę do cyrku. Więc dlaczego kiedy powinienem być już na polu namiotowym, dalej znajdowałem się w lesie? Nie różnił się on niczym od mojego drzewostanu, z tą różnicą, że ciągnął się w nieskończoność. Albo to ja krążyłem w kółko.
Odczuwałem narastającą niepewność, a wkrótce strach, że się stad nie wydostanę. Znaki nie świeciły, czułem się dziwnie słaby. Nie zauważyłem nawet, kiedy ptaki ucichły, a razem z nimi każda zwierzyna. Las był pusty. A on nigdy nie jest pusty. Zawsze coś w nim jest, nawet najmniejszy robaczek, gryzoń, ptaszek. Nawet w spalonym do cna lesie wciąż biegają robaki oraz wiatr. A to miejsce było pozbawione nawet wiatru. To nie był mój las. 
Gdy się odwróciłem, znowu znajdowałem się przy studni. Wokół panowała martwa cisza, w której słyszałem jedynie swoje bicie serca. Nie mogłem się poruszyć. Kiedy usłyszałem dźwięk charakterystyczny dla małej kropelki wody spadającej do naczynia, wypełnionego cieczą, moje ciało zostało sparaliżowane. Ten dźwięk dochodził ze studni, jakby była żywa. Dźwięk się powtarzał, miałem wrażenie, że nawet narastał.
- Przepraszam - słysząc piskliwy głosik tuż obok nie, krzyknąłem, jednocześnie odskakując na bok. Moim oczom ukazała się malutka dziewczynka z jasnymi włosami splecionymi w warkocz. Miała na sobie długą, białą sukienkę. Wyciągnęła w moją stronę rączki. - Zimno mi. Przytulisz mnie? - dokończyła. Serce waliło mi jak szalone. Z początku nie rozumiałam o co chodzi, ale kiedy w końcu udało mi się przykucnąć na kolanach, by móc wzrostem równać się z dzieckiem, przypomniałem sobie, że przypominała to jedno z dzieci, które spotkałem ponad dwa lata temu. Wtedy też poznałem Riddle'a. 
- Kim jesteś? - zapytałem szeptem, ponieważ nie miałem odwagi mówić głośniej, jakbym bał się, że zniszczę tę martwą cisze. Dziewczynka zamiast mi odpowiedzieć, zaczęła płakać. Przestraszony tym bardziej, wyciągnąłem do niej ręce, aby ją przytulić, ale kiedy dziewczynka rzuciła mi się w ramiona, przeleciała przeze mnie. Była duchem. Znowu zaczęła płakać, a to przyciągnęło pozostałe duchy. Wokół mnie pojawiały się kolejne dzieci, odziane w białe suknie, patrzące na mnie albo smutnymi, albo obojętnymi oczami. Strach momentalnie gdzieś zniknął. - Kim jesteście? - zapytałem ponownie. Jakiś chłopiec podniósł płaszczącą dziewczynkę i ja przytulił. Ta powoli się wyciszała.
- Ofiarami Riddle'a - powiedziała najwyższa dziewczyna, która wyglądała na jakieś szesnaście, może mniej, lat. Podszedłem do niej i się jej przyjrzałem, tak samo pozostałym. Żadne z nich nie wyglądało, jakby ucierpiało fizycznie. 
- Co to za miejsce? - w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.
- Pomożesz nam? - zapytała. 
- Jak? - znowu nimi wzruszyła. - Co mam zrobić?
- Zabrać nas stąd - odparł chłopiec, trzymający płaczącą dziewczynkę, która już otarła policzki i wbijała we mnie swoje blade oczka.
- Ale jak? - milczały. One też nie wiedziały. - Jak wrócę do cyrku? - wszystkie dzieci wskazały palcem w jednym kierunku, na studnie. Przełknąłem głośno ślinę. - Mam do niej wskoczyć? - podszedłem powoli do niej. Nikt się nie odezwał, więc odwróciłem w ich stronę głowę, aby dały mi jakiś znak, ale ich tam już nie było. Zamiast tego usłyszałem dobiegający ze studni śmiech. Mój śmiech.

Vivi? Albo Riddle?

8 sty 2022

Vogel CD Jumper

Po jego słowach przyjrzałem mu się dokładniej. Wyglądał jak zbity kot. Czemu nie pies? To proste, nie nadawał się na takie zwierzę. Cmoknąłem, odrywając wzrok od jego postury, ponownie zwracając się w stronę niekończącego, dalekiego horyzontu. Zacisnąłem zęby, w ciszy myśląc, co mógłbym mu odpowiedzieć. Zniżyłem głowę, przysłaniając przy tym brodę zwiniętą w pięść dłoń. Nic jednak nie przychodziło mi na myśl. Już dawno przestałem przejmować się takimi rzeczami, kiedy to straciłem po raz pierwszy pamięć. Wtedy odszedł stary JA, który może i nie był jakoś bardzo rozwydrzony czy sprawiający kłopoty, ale jednak miałem też swoje za uszami. Przynajmniej tak mi się wydawało po tym, jak rozmawiałem z niektórymi w cyrku. Bądź co bądź to jedna wielka rodzina, która nawet jak mówi, że się tobą nie przejmuje, to i tak zauważa niejedną rzecz. Westchnąłem cicho, zmieniając położenie dłoni, którą powędrowałem na kark. Zaczynając go rozmasowywać, patrzyłem na zbliżające i oddalające się fale.
- W sumie to nic nie możesz zrobić - wymruczałem to, co przyszło mi w końcu na myśl.
Ponownie posłałem mu znudzone tym wszystkim spojrzenie, dzięki czemu mogłem zauważyć jego zmieszanie. Kolejne w ciągu niespełna godziny. Mimowolnie kąciki ust uniosły się, tak samo, jak ręka spoczęła wzdłuż ciała, by zaraz po tym wskazać na chłopaka palcem.
- Jesteś w dupie - zacząłem na nowo, a widząc to, jak unosi swoje brwi w celu próby zrozumienia, kontynuowałem - Ale nie tak głęboko, jakby można było podejrzewać. Przynajmniej tak mi się wydaje. No bo pomyśl, nie było cię tam, a ja ci wierzę - wzruszyłem ramionami.
Niższy skrzyżował ręce na piersiach, zstępując z nogi na nogę.
- Wielkie dzięki - syknął - Na pewno mi to pomoże. Na. Pewno - jedną dłonią zrobił w powietrzu cytat, co było oczywiste, że mnie przedrzeźnia.
- Słuchaj - zacząłem, odwracając się do niego przodem - Nikt ci nie pomoże, więc chcąc nie chcąc musisz polegać na mnie. Nie to, że wierze tobie w stu procentach, ale na pewno bardziej, niż pozostali. Wystarczy, że weźmiemy sprawę w swoje ręce - zacząłem do niego podchodzić.
Kiedy znalazłem się przy nim, spojrzał głęboko w moje oczy, nawet na chwilę nie ocieplając swojego wizerunku. Mógłbym nawet stwierdzić, że jeszcze bardziej się zgarbił, jak jakieś naburmuszone dziecko. Wyciągnąłem w jego stronę rękę, a następnie strzeliłem go w czoło palcem. Szybko się ocknął, łapiąc się za obolałe miejsce.
- A to niby za co?! Chcesz oberwać? - mówiąc to, wyciągnął przed siebie pięść, którą zaczął we mnie celować. Niestety dla niego szybko zatrzymałem atak. Uśmiechnąłem się do niego prześmiewczo.
- Jak taki skoczny, to może przyjmiesz na klatę to, co mają ci do powiedzenia? W końcu nie wyglądasz na takiego, co chce siedzieć w takim miejscu, jak cyrk. Może to totalnie nie dla ciebie?
Widziałem, jak z ciężkością przełyka ślinę, by zaraz po tym mocować się ze mną, bym w końcu go puścił. Nie chciałem jednak tego robić. Chciałem usłyszeć od niego, że zgadza się na moje słowa. Na te, które mówiły o wzniesieniu czegoś w rodzaju śledztwa, bo chyba to będzie najlepsze w tym przypadku. Może i niewiele zrobię, bo nie jestem magicznym, tak jak on, ale na pewno mam coś więcej. Rozum.
- Puszczaj - szarpnął się mocniej, na co w końcu zwolniłem ucisk. O mało co się nie przewrócił, szczęście dla niego, że potrafi zachować równowagę.
Zasłoniłem usta pięścią, nie chcąc, by zauważył, że się śmieję. Nie wyszło mi to jednak, bo szybko zauważyłem, jak wyciąga w moją stronę język. Pokręciłem głową i nabierając powietrza w płuca, powiedziałem w końcu to, co miałem na myśli już wcześniej:
- Wystarczy, że zrobimy dochodzenie, kto cię wrobił. Bez ofiar, po prostu znajdziemy tego, kto za tym stoi. Fakt, że może być to każdy z cyrku, w końcu nikt cię nie lubi…
- Dzięki - przerwał mi, prychając.
- Ale nie jest też powiedziane, że nie może być to ktoś z zewnątrz. Nie narobiłeś sobie więcej wrogów przez to, jak się zachowujesz? Bo podejrzewam, że właśnie tak jest.
Chłopak, odwracając się do mnie bokiem, zamyślił się, ponownie splątując ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnąłem się nieznacznie, po czym sam odwróciłem się do niego tyłem, spoglądając na to, co było naprzeciw morza. Chciałem odkryć, gdzie dokładniej się znajdujemy niezależnie czy sam, czy z nim. Dłużej nie czekając, zacząłem odchodzić powolnym krokiem, nie zwracając uwagi na cicho zachowującego się młodzieńca. Schowałem dłonie do kieszeni i spoglądając w górę, rozmyślałem, jaka jest prawda z tym wszystkim. Dopiero po chwili usłyszałem skrzypiący piasek, który zaczął się do mnie zbliżać. Wejrzałem za siebie, przez co napotkałem czarnowłosego z morderczym wzrokiem. Kiedy jednak zauważył, że go obserwuję, przymknął oczy, zniżając głowę. Uniosłem brwi, po czym wróciłem do obserwacji tego, co znajduje się przede mną. W końcu, kto powiedział, że nie możemy rozwiązywać tej zagadki w jakimś innym, może i przyjemniejszym miejscu?

Jumper?

4 sty 2022

Doll CD Ozyrys

    Spuściłem wzrok i zacząłem miętosić w palcach materiał koszuli Ozyrys’a. Co ja właściwie lubię robić? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W domu mojego pana coś takiego jak hobby nie istniało. On był centrum naszego życia. Wszystko zależało od niego. To on podejmował wszystkie decyzje i zarządzał naszym czasem, również tym z pozoru nazywanym “wolnym”. Co mógłbym robić poza treningami? Nie wiem... W czym jestem dobry? Czy w ogóle jest coś takiego?
    — Potrafię grać w pokera. — powiedziałem w końcu po dłuższej chwili namysłu. W odmętach mojej pamięci pojawiały się kolejno cztery kolory: kier, pik, karo i trefl. Wachlarz kart, trzymany przez uśmiechniętego chłopaka. Czuję dziwne ukłucie w sercu. Jak mu było na imię? Marco? Chyba tak... Marco...
    Dzieciak składa talię kart jednym, szybkim ruchem. Składa dłonie jak do modlitwy, po czym pokazuje swoje zdecydowanie za krótkie linie życia. Jego ręce są puste. Karty zniknęły. Chwilę później znika również chłopak. Biedny Marco...
    — I lubię sztuczki magiczne... — dodałem cicho, czując dziwny smutek.
    — Ja nie umiem grać w pokera. — stwierdził Ozyrys — Może mnie nauczysz?
    — Chętnie. — odparłem z uśmiechem. Nie wiedziałem, dlaczego, ale nagle poczułem dziwne ciepło. Było przyjemne i ogrzewało jak promienie słońca. Przez chwilę wydawało mi się, że emanuje ono od osoby magika.
    — A co do sztuczek magicznych, znasz jakieś? — zapytał zaciekawiony. Spuściłem wzrok na swoje dłonie zawstydzony.
    — Nie, nie znam. Ja po prostu... lubię na nie patrzeć. — odparłem cicho. Ozyrys przez chwilę milczał. Następnie przysiadł się do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
    — Jesteś jeszcze młody. Na pewno nauczysz się tutaj niejednej sztuczki. Pokazałbym ci kilka, ale sam nie jestem w tym najlepszy. — powiedział ze słabym uśmiechem, pocierając przy tym wolną ręką swój kark. Uniosłem na niego wzrok i na chwilę zapatrzyłem się w piękne, fiołkowe oczy chłopaka.
    — Jestem pewien, że wkrótce staniesz się najlepszym magikiem na całym świecie. — odparłem. Ozyrys wyglądał na jeszcze bardziej zawstydzonego, ale uśmiechnął się do mnie ciepło. Chwilę siedzieliśmy tak w ciszy, wpatrzeni w siebie, aż nagle magik poderwał się z miejsca.
    — Chyba gdzieś powinienem mieć karty. Może zagramy? — zaoferował.
    — Czemu nie. — powiedziałem, wchodząc na materac mojego, choć dawniej Ozyrys’a, łóżka i robiąc chłopakowi miejsce naprzeciwko mnie, po drugiej stronie mebla. Magik zaczął kopać w szufladach, przewracając wszystko, co się w nich znajdowało. W końcu znalazł talię kart w małym opakowaniu na dnie trzeciej szuflady. Wrócił z nią do mnie i zajął miejsce naprzeciwko.
    Przed rozpoczęciem gry, wyjaśniłem na spokojnie chłopakowi wszystkie jej zasady. Natłok informacji jednak dość szybko go przytłoczył, więc poprosiłem o notes i coś do pisania. Gdy Ozyrys podał mi obie te rzeczy, rozpisałem ołówkiem wszystkie zasady na stronach notesu, po czym podałem go mu, żeby sam je sobie odczytał i przyswoił. Kiedy skończył, rozpoczęliśmy grę próbną, żebym mógł jeszcze raz wytłumaczyć mu wszystko na bieżąco podczas gry.
    Ozyrys okazał się być dobrym uczniem i wkrótce mogliśmy zagrać już na poważnie. Nie wiem, czy to gra czy luźna rozmowa wciągnęła nas tak bardzo, że przeznaczyliśmy na pokera cały nasz czas wolny.
    — Dlaczego uciekłeś? — zapytał magik w pewnym momencie, poprzedzając pytanie chwilą ciszy. Uniosłem na niego wzrok. Uratował mnie, traktował jak równego sobie i troszczył się o mnie, dzielił się ze mną wszystkim, co posiadał i jak dotąd nie pytał o nic, szanując moją prośbę oraz prywatność. Dla tych powodów postanowiłem zrobić wyjątek i zdradzić swoją tajemnicę Ozyrys’owi, wierząc, że potrafi jej dochować.
    — Najpierw przysięgnij. — powiedziałem unosząc prawą dłoń, a następnie jej mały palec. Magik spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się i splótł mały palec swojej prawej ręki z moim.
    — Przysięgnij, że wszystko, każdy sekret, jaki usłyszymy i wypowiemy w tym wozie, pozostanie wyłącznie między nami. — dokończyłem, patrząc chłopakowi w oczy. Ozyrys, usłyszawszy to, spoważniał i mocniej ścisnął nasze palce.
    — Przysięgam. — powiedział, również patrząc mi w oczy. Puściłem jego dłoń i westchnąwszy cicho opadłem na poduszkę, opartą o zagłówek łóżka.
    — Faceci, którzy przyszli na teren cyrku to Mark i prawdopodobnie, jego przydupas, David. Obaj pracują dla faceta, od którego uciekłem, naszego pana. — zacząłem.
    — Pana? — Ozyrys uniósł brew zdziwiony.
  — Jesteśmy jego niewolnikami. Mark’a i David’a kupił na wakacjach w Amsterdamie. Mnie... właściwie nawet nie wiem, gdzie. Nie wiem, czy byłem zbyt mały by to zapamiętać, czy jestem dzieckiem kogoś z jego niewolników. W każdym razie, odkąd pamiętam, jestem jego niewolnikiem. — wyjaśniłem, odruchowo wzruszając ramionami. Magik słuchał w milczeniu.
    — Całe życie byłem na jego zawołanie. Jeśli coś mu się nie spodoba, jest bardzo surowy. Ci, którzy nie wykonują jego poleceń lub łamią zakazy, marnie kończą. Ci szczęśliwsi trafiają do trumny, a ci mający pecha, w inne, znacznie gorsze miejsca. — westchnąłem, wspominając wszystkich znanych mi niewolników i niewolnice, którzy odeszli.
    — Wielu z nich mi zazdrościło. Pan obdarzał mnie specjalnymi względami i zawsze zabierał ze sobą. Nikt jednak nie wie, jak to jest być czyjąś ozdobą, salonowym pieskiem, który zawsze ma siedzieć cicho, pięknie wyglądać i nigdy nie może opuścić swojego pana, któremu winien jest wdzięczność i miłość aż po grób. Nikt nie wie, jak to jest żyć pod ciągłą presją, być stale obserwowanym przez tego, który zabija dla kaprysu. — na chwilę przerwałem, by uspokoić drżące dłonie.
    — Rodziców nie znam lub nie pamiętam. Nie wiem, czy dalej żyją ani kim byli. Nigdy nie chodziłem do szkoły. Uczyły mnie niewolnice. Część z nich od dawna leży pod ziemią, a reszta sprzedaje się za grosze w najtańszych burdelach... Pan ma słabość do takich miejsc. Wszystko mu jedno, dziewczyna czy chłopak. Wiek też nie gra roli. Najbardziej jednak gustuje w młodzieży. — powiedziałem i uniosłem wzrok na magika — Teraz już wiesz, dlaczego uciekłem. Hodował mnie jak świnię na rzeź, żeby zaspokoić swoje chore fantazje. Powiedział, że nie chciał tego robić, zanim nie stanę się mężczyzną. Prawdziwy dobrodziej, co? Jednak, jako że dowiedziałem się o wszystkim rok lub dwa wcześniej, uznał, że jednak nie zrobi mu to większej różnicy. — prychnąłem śmiechem, mimo że nie było to dla mnie ani trochę zabawne — Teraz już znasz prawdę. — zakończyłem, odrzucając karty na koc.

2 sty 2022

Jumper CD Vogel

Przede mną rozciągał się piękny krajobraz morza. Wielu ludzi go uwielbia z różnych powodów: niektórzy są zafascynowani samym wyglądem, odbijaniem się chmur albo gwiazd w poruszającej się tafli wody, białymi ptakami pokazującymi się na horyzoncie albo wymywaniu brzegu przez napływające i odpływające fale. Inni zakochują się w zapachu morskiej bryzy, czasami zmieszanej z mokrym piaskiem albo nawet ze ściekami, potajemnie wprowadzanymi do wody przez ludzi. Niektórym wygląd albo zapach przywodzi na myśl miłe (lub nie) wspomnienia z życia, do których lubią wracać. Ja także należałem do tej grupy ludzi. Morze kojarzyło mi się z wolnością tylko dlatego, że zawsze uciekałem nad wodę, kiedy pojawiały się problemy. Mieszkałem wtedy u wujków, których dom znajdował się kilometr od dzikiej plaży. Gdy ustalili dziwne zasady, przez które nie mogłem widywać się z ludźmi, najprzyjemniejszą zabawą była ucieczka przez okno i wypad nad wodę.
Jednak teraz obraz spokojnej wody i biało-niebieskiego nieba, został przyćmiony przez wizję płonącego namiotu. Nie mam pojęcia, dlaczego zapytałem, zrobiłem to niekontrolowanie. Może dlatego, że jednak powinienem się zająć tą sprawą... w końcu jeśli miałem zostać o coś oskarżony i wywalony z cyrku, to chociaż za coś, co zrobiłem (jak na przykład zranienie kogoś nożem podczas próby).
Vogel zaczął tą nieprzyjemną, ale na szczęście krótką historię. Wszystkich rano nie obudziły budziki albo ranne ptaszki, ale krzyk dziewczyny. Mój towarzysz po wybiegnięciu ze swojego lokum zobaczył jak wszyscy ludzie biegają w te i we w te z wiadrami. Potem się okazało, że kiedy ktoś pobiegł szukać gaśnicy, reszta starała się pobrać wodę z wodociągu. Namiot jednej z pracownic zaczął się palić. Zdążyła na szczęście zabrać najważniejsze rzeczy, jak dokumenty i pieniądze, po czym wybiegła na zewnątrz i zaczęła wołać pomocy. Wszyscy zaczęli gasić płomienie, aż w końcu ktoś nie przybiegł z gaśnicą. Długo próbowali ugasić namiot, zajęło się praktycznie wszystko, co w nim leżało. Tyle było z historii o płonącym namiocie. Co dalej? Czemu to ja zostałem oskarżony? Otóż ktoś, kto nie chciał podać swojej tożsamości, stwierdził, że chwilę przed zapaleniem się namiotu jakiś dzieciak - chłopiec - łaził między namiotami. Charakteryzował się ciemnym ubiorem i czapką, był niski - jak ja. To tyle? Gdyby to było tyko tyle, wyśmiałbym tego kogoś. Jednak na miejscu zdarzenia, po ugaszeniu ognia, zostały znalezione papierosy - wielka mi rzecz - oraz sztylet, którym rzucałem na próbach. Na dodatek, jakby ludzie byli przeciwko mnie już z natury, dziewczyna, której namiot został spalony, stwierdziła, że dzień wcześniej rzeczywiście byłem dla niej agresywny - tego nie potrafiłem określić, czy było prawdą, czy nie. Czy byłem agresywny? Możliwe. Niestety tyle ludzi napotykam na swojej drodze i prawie na tyle samo ludzi się denerwuje, że nie zwracam uwagi na to, jak wyglądają, jak się nazywają, kim są. Może to jest mój błąd, bo teraz nie mogłem stwierdzić, czy dziewczyna mówiła prawdę, czy może wykreowała sobie rzeczywistość, słysząc, ze jestem podejrzany. Często wymyślamy sobie historie, która nas spotkały, bo zostawiliśmy uprzedzeni do kogoś. 
- To trochę brzmi, jakby ktoś mnie specjalnie wrobił - mruknąłem, rzucając kamieniem w wodę, która od razu poszedł na dno. Chciałem zrobić kaczki, ale ze złości nie potrafiłem panować nad rękami. Szybko wyciągnąłem papierosa i go zapaliłem. 
- Jeśli jesteś aż tak nieznośny, nie zdziwiłbym się - powiedział spokojnie. Wzruszyłem tylko ramionami, zaciągając się najmocniej jak potrafiłem, w rezultacie czego zakaszlałem. 
- Jak się dowiem kto to zrobił, to poderżnę mu gardło - powiedział do siebie, nie zastanawiając się, czy Vogel mnie usłyszał. - I co mam niby teraz zrobić - odwróciłem się w jego stronę. Znowu miałem ochotę się teleportować w inne miejsce, najlepiej na środek morza, na jakąś bezludną wyspę, aby wszyscy o mnie zapomnieli.

<Vogel?>