Nie dało się nie zauważyć, że jest coś nie tak z Cherubinem i jakkolwiek by Black tego nie nazwał, ja wiedziałem swoje. Choroba, przeziębienie — to jedno. Drugim mogło być tylko coś gorszego i to ta opcja najbardziej zaczęła mnie martwić. Szczególnie że Black ewidentnie wzbraniał się, aby coś więcej mi powiedzieć i sam nie chciał go wziąć do lekarza, który był dosłownie parę namiotów stąd. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mówi mi wszystkiego i sam więcej z niego nie wyciągnę. Niczego innego nie spodziewałem się od Cherubina. Nie jest wylewny i nie wygląda na takiego, który dzieliłby się z własnej woli z kimkolwiek swoimi problemami. Zresztą to też nie jest moja sprawa. Mimo to przeszłość bezlitośnie pokazała mi, że jeżeli pojawi się w moim życiu osoba, która będzie dla mnie ważna — nie mogę stać bezczynnie i tylko się przyglądać, gdy dzieje jej się coś złego. Nawet jeżeli ta osoba nie chcę przyjąć mojej pomocy albo mi jej zakaże...
- Zostaw to mnie. - zawsze tak mówiła i wtedy nie było inaczej. - Odciągnę ich, a spotkamy się, gdy już będzie po wszystkim. - takimi słowami, nie dało się mnie tak łatwo przekonać. Takie rzeczy zdecydowanie wolałem załatwić sam.
- Ja to zrobię. Nie chcę, żeby... - nie dała mi dokończyć. Zamiast tego złapała mnie za rękę, wbijając we mnie stanowcze spojrzenie.
- Zaufaj mi, Sean. - wtrąciła, co w sumie automatycznie mnie zmroziło.
- Ufam, tylko... - wydukałem, a ona znowu mi przerwała. Ujęła w dłonie moją twarz i przybliżyła się, by mieć pewność, że w tym momencie patrzę tylko i wyłącznie na nią. Nie mieliśmy za wiele czasu. W każdej chwili ktoś mógł nas znaleźć.
- Nie ufasz i zrób to ten jedyny raz. - wyszeptała, utrzymując swoją stanowczość. - Nigdy więcej tutaj nie wrócisz, choćby nie wiem, co się działo. - wtedy nie do końca rozumiałem, dlaczego o tym w ogóle mówi. Nie dopuszczałem do wiadomości myśli, że z samozwańczego raju wyjdzie jedna osoba, a druga straci najcenniejszą rzecz na świecie — swoje życie. Ona za to wiedziała to bardzo dobrze. - Twoje marzenia są piękne, Sean. Nie rezygnuj z nich, dobrze? - jedyne, co ostatnie pamiętam, to jej przeszklony wzrok, przepełniony nadzieją. Ona zawsze we mnie wierzyła jak nikt inny kiedykolwiek.
- Ufam ci. - odpowiedziałem z o wiele większym zdecydowaniem. Coś mi podpowiadało, że nie mam innego wyjścia i znowu muszę jej wszystko zostawić. Zgodzić się na to, co sama chciała zrobić.
Boli mnie, że jestem taki uległy...
Sytuacja Cherubina zaalarmowała mnie w tym kierunku i rozszarpała skutecznie starą ranę. Tamtą noc, jej niemy krzyk ze sznurem na szyi i dwa znienawidzone słowa "zaufaj mi". Jak mam zaufać Blackowi, który gada od rzeczy? Jak mam zaufać Cherubinowi, który cierpi i nie chce mojej pomocy? Jak mam zaufać komukolwiek bojąc się, że historia w jakiś sposób może się powtórzyć?
- Wiesz... To ja powinienem zadać ci to pytanie. - odparłem, łapiąc go za nadgarstki, przy okazji również uważniej mu się przyglądając. Niby wszystko było dobrze, ale z pewnością były to tylko pozory. Słysząc moją odpowiedź, od razu odwrócił wzrok.
- Black przecież ci wyjaśnił, że tak przechodzę przeziębienie. Nie jestem jeszcze do końca zdrowy. - odparł. Nie wyglądał na zadowolonego. Ewidentnie nie odpowiadało mu, że to na nim skupiam cały temat, ale mało mnie to obchodziło. Moje sprawy są tu najmniej ważne. - Więc wybacz. - dodał, już mnie puszczając, choć ja i tak dalej trzymałem go za nadgarstki. - Jestem zmęczony, chce się położyć. Tobie zresztą też radzę. Odbija ci ostatnio.
- Heh, miło słyszeć, że tylko ostatnio. - odparłem, nie chcąc się z nim już dłużej przegadywać i bez ostrzeżenia, podniosłem go niczym pannę młodą. - Zaniosę cię, okej? Nie chcę, żebyś mi tu po drodze zasłabł. - chłopak już nie za bardzo się ze mną spierał. Zareagował, dopiero gdy zauważył, że w zasadzie to bardziej oddalamy się od jego namiotu, niż się do niego zbliżamy.
- Orion, wyobraź sobie, że idziesz w złą stronę. - wtrącił, co mnie rozbawiło.
- Naprawdę? Cóż, to na razie poleżysz sobie u mnie. - oznajmiłem, nie przyjmując żadnych sprzeciwów z jego strony. Zresztą nie za bardzo się opierał. Doceniam, że tak grzecznie się zachowywał i jedynie oparł głowę o moje ramię, czekając, aż będziemy na miejscu. Tym bardziej widziałem, że coś jest nie tak, mając go tak blisko przy sobie. Każdy moment, w którym albo się nagle spiął czy przeleciał po nim dreszcz — nie dało się tego przeoczyć. Nie wiem, jak bardzo trzeba być ułomnym, aby uwierzyć, że chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zwykłą chorobę. Jeżeli brały w tym udział jakieś siły nadprzyrodzone, z pewnością będę mógł coś zaradzić. Wszystko w sumie by się zgadzało. Zbliża się zaćmienie i cały ten okres, który zakończy drugie zaćmienie. Teraz wszystkie zjawy, które mają coś do załatwienia, będą się odzywać.
- A to co? - spytał, gdy wszedłem z nim do środka, a ten dostrzegł osobliwy bałagan na mojej podłodze. Nie miałem ostatnio głowy do sprzątania ani w ogóle do niczego. Zgrabnie mimo wszystko przekroczyłem ten nieład złożony z walających się świeczek, jakiegoś lusterka, śmiesznej tablicy (kto wie, ten wie, o jakiej mówię), paru grzybków halucynków (wypraszam sobie. To nie tak, że byłem na haju przez pół nocy...) oraz innych takich "cudów".
- Bawiłem się trochę wczoraj. Nie zwracaj uwagi. - odpowiedziałem, sadzając już go na łóżku i przykrywając po sam nos. - Wolę cię mieć przy sobie w najbliższym czasie, a szczególnie, gdy przyjdzie zaćmienie... Mam nadzieję, że za bardzo ci to nie przeszkadza. - uśmiechnąłem się lekko, a później spuściłem wzrok, wstając z miejsca i biorąc się za sprzątanie tego bajzlu. Musiałem też znaleźć parę rzeczy, ale wszystko w swoim czasie.
(Cherubin~?)