Skinąłem głową, dając jej do zrozumienia, że wykonam to zadanie jutro. Po tym machnęła dłonią i pozwoliła mi odejść, dzięki czemu mogłem zająć się swoimi obowiązkami, które składały się z opieki nad Doll’em oraz rozwojem własnej umiejętności, aby nareszcie móc wystąpić na scenie – Pik dał mi jasno do zrozumienia, że wkrótce musi nadejść ta chwila, ponieważ po pierwsze, należałem tutaj już wystarczająco długo, aby w końcu „się na coś przydać” oraz brakowało nam czegoś nowego. Niestety dzisiejszy trening był okropny, powiedziałbym, że być może najgorszy ze wszystkich, ale z tego względu, że nie podpaliłem żadnego namiotu, tylko kawałek swoich włosów, Smiley, która ze mną trenowała doszła do wniosku, że nie było tak najgorzej.
Opieka nad chłopcem była już prostsza, głównie dlatego, że on sam o siebie potrafił dobrze zadbać. Dzięki temu, że postanowił przenieść trening z Orionem na godzinę nieco późniejszą, dając mi tym samym wolną chwilę, zaszedłem do Smiley, która właśnie oddawała siwego ogiera do stajni. Nie dawno skończyła swój trening, dlatego aktualnie była spocona i śmierdziała końmi, na których ćwiczyła akrobatykę.
- Masz może chwilę? – zatrzymałem ją. Dziewczyna skinęła głową i idąc w kierunku pryszniców, zapytałem ją, czy nie zna jakiejś wiedźmy, czarodziejki lub kogokolwiek, potrafiącego ściągać różne zaklęcia i uroki. Początkowo wydawała się zdziwiona moim pytaniem, ale powstrzymała się od zapytania, po co mi ta wiedza. Zamiast tego zastanowiła się i gdy byliśmy przy jej namiocie, z którego chciała zabrać czyste ubrania, odparła, że nie zna żadnej. Cóż, nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
- Ale zapytaj Moon, wiesz, tej starszej kobiety, która przewiduje przyszłość – dodała jeszcze. Podziękowałem jej za informacje, po czym skierowałem się do namiotu Moon.
Kobieta była około czterdziestoletnią murzynką. Miała afro większe od swojej głowy i zawsze ubierała się „na bogato”. Jej garderoba składała się wyłącznie z długich sukien, a jej szyja wręcz uginała się od ilości naszyjników, medalionów i innych wisiorków. Na pewno wpasowywała się w kanony piękna, jeśli chodzi o czarownicę, ale czy naprawdę taką była, miałem się dopiero przekonać.
Nie zastałem jej w namiocie, tylko za nim. Aktualnie podziwiała miasto, jakie rozciągało się naprzeciwko niej.
- Przepraszam, Moon, tak? – zaczepiałem kobietę, która nawet na mnie nie zareagowała. – Miałbym małą sprawę – nie byłem pewny, czy mogę mówić. Mimo wszystko do starszych osób czułem ogromny respekt. Na moje szczęście Moon w końcu skinęła głową i machnęła dłonią, „zapraszając” mnie do podziwiania urokliwego miasteczka. – Potrafisz może ściągać klątwy i inne uroki? – ponieważ kobieta nic nie mówiła, kontynuowałem. – Bo widzisz, nie dawno jedna czarownica rzuciła na mnie urok, że odczuwam ogromny ból, zaczynający się w dłoniach i zamiast go usunąć, dała mi sygnet, który hamuje urok. Potrafiłabyś może go zdjąć? – dopiero teraz Moon na mnie spojrzała, a nawet się lekko uśmiechnęła.
- Od rąk mówisz? Pokaż ten sygnet – wyciągnęła w moim kierunku rękę, na którą położyłem swoją prawą dłoń. Uważnie zaczęła się przyglądać pierścieniowi, a następnie zamknęła oczy i równie dokładnie oglądała moją dłoń, dotykając jej w różnych miejscach pod różnym kątem. Niekiedy używała tyle siły, że czułem mały dyskomfort. W końcu otworzyła oczy i kiedy szykowałem się na dobrą nowinę, stwierdziła, że nie może mi pomóc.
- Mój drogi, ja niestety zajmuje się mniejszymi zaklęciami, a to wygląda na coś poważniejszego – puściła moją dłoń, a ja sposępniałem. – Możesz spróbować porozmawiać z moją ciotką, ona jak na złość ma większy talent i umiejętności – mówiąc to wyglądała, jakby jej zazdrościła i nie podobało jej się, że los obdarzył jej ciotkę większą mocą. – Pracuje na obrzeżach miasta w małym sklepiku z zabawkami dla dzieci. Łatwo ją znajdziesz – słysząc to, wstąpiła we mnie nowa nadzieja. Miałem zamiar udać się do niej jutro.
~*~
Ponownie wciśnięty w niewygodny strój formalny z poważną miną biznesmena i zimnymi oczami, których nie pożałowałby żaden krwiopijca z banku, stanąłem przed budynkiem, który Lacie zamierzała kupić. Przetarłem zmęczoną twarz dłonią i westchnąłem. Przybyłem tutaj niecałe pięć minut temu, a czas tak wolno płynął, że miałem wrażenie, iż upłynęło dobre piętnaście. Czułem się niekomfortowo w takich sytuacjach i jak na moje nieszczęście, wiedziałem jak w takich sytuacjach się zachowywać; co za ironia.
Zapukałem przez szkło, mając nadzieje, że właściciel zaraz się pokaże, jednak się przeliczyłem. Wszedłem do środka i się rozejrzałem. Miejsce to wyglądało na zupełnie puste, gdy nagle do moich uszu dobiegły ciche szepty.
- …pokażesz i będzie udawał, że wszystko gra.
- Ale ja się strasznie stresuje. Wie pan, ja niezbyt potrafię kłamać.
- To lepiej się naucz, bo inaczej może ci się przydarzyć wypadek.
Rozmowę prowadziła dwójka mężczyzn. Jeden zdecydowanie wystraszony i drugi bardzo agresywny. Słysząc tą podejrzaną rozmowę, chciałem się wycofać. Stałem blisko drzwi, dlatego chwyciłem klamkę i otworzyłem wejście, gdy w tym momencie z drugiego pomieszczenia, którego otwarte drzwi znajdowało się za ladą, wyszedł niski mężczyzna. Przecierał właśnie czoło chusteczką. To z nim ostatnio rozmawialiśmy, a kiedy usłyszałem jego głos, wiedziałem, że był tym wystraszonym rozmówcą.
- Ah to pan! – powiedział to wręcz za głośno, co zdradzało jego stres. Schował chusteczkę, uśmiechnął się i niczym aktor, wszedł w swoją role. – Nie sądziłem, że pana tutaj dzisiaj zobaczę – momentalnie jego głos się zmienił. Teraz brzmiał jak człowiek, który wygrał na loterii.
- Miałem przyjść później, ale byłem akurat w okolicy. Zależy mi na szybkim kupnie tego lokalu, dlatego chciałem zapytać, jak pan stoi z dokumentami – moja dłoń puściła klamkę, a głos się nieco obniżył. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, nie spuszczając go z oczu.
- Dokumenty, tak tak – wyglądał, jakby mówił do siebie. – Wszystkie są już prawie przygotowane. Jeśli panu zależy, mogą być gotowe na jutro – pokręciłem głową.
- Niech wszystko będzie gotowe na za trzy dni. Moja… - w tym momencie przypomniałem sobie, jaką rolę odegrała wtedy Lacie. - …żona również musi je zobaczyć, a tak się składa, że wolne dostanie za trzy dni – skłamałem, na co on tylko pokiwał serdecznie głową.
- Nie ma problemu. Trzy dni – powtórzył.
Wróciłem do Lacie, która aktualnie pracowała nad jakąś biżuterią. Miała wory pod oczami, a twarz jakby poszarzałą. Wyglądała, jakby dzisiaj nie najlepiej spała, a mimo tego jej wygląd zewnętrzny nie zdradzał żadnych oznak niewyspania. Ponad to jej twarz wykazywała ogromne skupienie nad pracą, nawet kiedy pojawiłem się w jej przyczepie, nie przerwała pracy.
- Omówiłem nas za trzy dni w jego lokalu o godzinie trzynastej – powiedziałem. Dziewczyna skinęła głową i w milczeniu kontynuowała pracę. Przez moment stałem jak słup soli, zastanawiając się, czy podzielić się z nią tym, co dzisiaj usłyszałem. – Jesteś pewna, że chcesz ten lokal? – słysząc to, zerknęła na mnie kątem oka.
- Dlaczego pytasz? – cała odwaga, jaką zaprezentowałem w tamtym lokalu zniknęła w momencie, w którym z niego wyszedłem, dlatego teraz już nie byłem pewny tego, co usłyszałem.
- Te dokumenty… i ten mężczyzna jest najwyraźniej bardzo zestresowany. Jeśli to jakiś przekręt, nie lepiej poszukać czegoś innego? – zasugerowałem, na co ona oblała mnie zimnym spojrzeniem.
<Lacie?>