Niewiele myśląc, wsiadłem z magikiem do nocnego autobusu. Gdy usiedliśmy na końcu, uczepiłem się kurczowo ramienia Ozyrys’a, próbując uspokoić oddech.
— Już dobrze. Zgubiliśmy ich — powiedział chłopak, powoli gładząc moje posklejane błotem włosy.
Przejechaliśmy w ciszy kilka kolejnych przystanków. Zacząłem się zastanawiać nad wspólną ucieczką. Przez chwilę widziałem nas zatrzymujących się w motelach na jedną noc, znikających nad ranem i jeżdżących po całym świecie. Szybo jednak odrzuciłem tą nierealną myśl. To ja musiałem uciekać. Ozyrys miał tu całe swoje życie. Nie musiał z niego rezygnować tylko dlatego, że poznał pechowego dzieciaka.
Spuściłem wzrok na swoje dłonie i pociągnąłem cicho nosem. Naraziłem Ozyrys’a na niebezpieczeństwo. Naraziłem wszystkich. Czy moja wolność faktycznie była aż tak cenna, żeby płacić za nią życiem tak wielu ludzi? Mogłem tam zostać. Mogłem dalej być posłuszny. Mogłem dalej być zabawką, którą się urodziłem. Gdyby nie ja, Ozyrys spałby teraz w swoim łóżku. Bezpieczny i spokojny.
— Wszystko w porządku? — magik uniósł mój podbródek i spojrzał na moją twarz. Nie byłem już w stanie utrzymywać na niej maski opanowanego gościa i zwyczajnie wybuchłem płaczem. Ryczałem jak małe dziecko i nie potrafiłem przestać.
Oz wciągnął mnie na kolana i ukrył w swoich objęciach. Dalej płakałem, mocząc jego koszulę swoimi łzami. Moim ciałem wstrząsały dreszcze, krztusiłem się i zacząłem mieć problemy ze złapaniem oddechu. Magik ukrył broń w kieszeni swojego płaszcza i zaczął gładzić mnie po włosach i plecach. Nie zasługiwałem na to – na jego uściski, ciepłe dłonie, spokojny ton głosu. Już dwa razy grożono mu śmiercią. Z mojego powodu.
— Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam — powtarzałem przez łzy. Ozyrys natomiast siedział nieruchomo, nie wiedząc, jak ma zareagować. Po chwili przytulił mnie trochę mocniej.
Trwaliśmy tak do momentu aż zobaczyliśmy w oddali budynek policji. Magik wstał ze mną na rękach i wysiadł z autobusu. Wtuliłem mokry od łez policzek w jego ciepłą szyję. Uczepiłem się ubrań Ozyrys'a i bacznie obserwowałem świat za jego plecami. Nie miałem pojęcia, co wydarzyło się na terenie cyrku i w radiowozie. Ale jeśli ktokolwiek tknie Oz'a, zrobię co w mojej mocy, by to powtórzyć.
Na miejscu zastaliśmy znudzonego życiem policjanta. Powiedzieliśmy mu, co się wydarzyło, omijając oczywiście część, w której ja zamrażam jednego funkcjonariusza, a Ozyrys rozwala drugiego. Nie musiał o tym wiedzieć. Lepsza była słodka niewiedza, której mu zazdrościliśmy.
— Na waszym miejscu nie wracałbym tam dzisiaj. Wyślę kogoś innego, żeby znalazł tamtych policjantów i kogoś do patrolowania cyrku. Faceta od handlu ludźmi obecnie nie ma, ale dam mu znać, żeby pojawił się jutro rano. Tymczasem możecie się przespać tutaj — powiedział, po czym wręczył nam klucze do jednej z cel
— Prysznice są na dole — dodał funkcjonariusz, wyjmując z szafki uniform dla więźnia o małym rozmiarze. Podziękowałem mu skinieniem głowy i skierowałem się z Ozyrys'em do schodów.
Na dole zdjąłem z siebie brudne ubranie i wszedłem pod prysznic. Kiedy zmywałem z siebie błoto, Oz stał na czatach, odwrócony do mnie plecami. Spojrzałem na jego ognistą czuprynę, zastanawiając się, czy będę mógł z nim zostać. Czy Oz nie miałby nic przeciwko?
Kiedy skończyłem, przebrałem się i wziąłem magika za rękę. Ozyrys ścisnął lekko moją dłoń, po czym zaprowadził mnie do celi oddalonej od pozostałych. Otworzył drzwi, a następnie zamknął je za nami.
— Jestem kryminalistą — mruknąłem, chwytając kraty. Oz uśmiechnął się pod nosem.
— W takim razie ja jestem twoim partnerem w zbrodni — odparł żartobliwie. Uniosłem na niego wzrok, po czym przytuliłem się do magika.
— Chodźmy już spać. To był długi dzień. Bardzo długi — powiedział, biorąc mnie na ręce. Następnie Ozyrys zgasił światło i położył mnie na jednym łóżku, a sam zajął drugie.
Długo wpatrywałem się w magika, niepewny, czy powinienem podejść. W końcu jednak zakradłem się do jego posłania i dotknąłem policzka magika.
— C-Coś się stało? — zapytał rozbudzony.
— Oz, mogę spać z tobą? — zapytałem cicho zawstydzony. Ozyrys przez chwilę przetwarzał tą informację. Ostatecznie się zgodził.
Magik przysunął się bliżej ściany, robiąc mi miejsce. Wsunąłem się pod kołdrę i przylgnąłem do jego piersi. Była przyjemnie ciepła.
— Nie bój się. Jestem z tobą — powiedział Oz. Palcami przeczesał moje mokre włosy.
— Mówiłeś…, że lubisz sztuczki magiczne — dodał niepewnie po chwili. Następnie wyciągnął przed siebie dłoń.
— Wciąż niewiele potrafię — powiedział zawstydzony, zapalając mały płomień, który stopniowo zaczął się zwiększać, by następnie przybrać kształt królika. Wyciągnąłem do niego dłonie, wciąż wtulony w Ozyrys'a. Zwierzak obwąchał moje palce, po czym delikatnie musnął je pyszczkiem. Następnie przebiegł się po pokoju, by na koniec z sykiem wylądować w umywalce.
Obróciłem się przodem do magika i zanurzyłem twarz w jego ubraniu, chłonąc zapach Ozyrys'a. Zapach ciepła i bezpieczeństwa.
— Oz — zacząłem nieśmiało po chwili — Ty nie umrzesz, prawda?
< Oz? >