28 sie 2023

Lennie CD Shu⭐zo

Kłopoty – zdecydowanie za często je miewaliśmy. Nawet teraz nie potrafiłem ich wszystkich sobie przypomnieć, ale nie zapomniałem, jak chcieli pociąć Shuzo, tylko dlatego, że potrafił się zamieniać w pieska. Ludzie są chorzy, a jeśli mieliśmy wieść spokojne życie i wychować syna, musieliśmy się za bardzo nie wychylać. Im ludzie mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Jeszcze zaczną szukać biologicznego powodu, dla którego mój mąż urodził dziecko, a podejrzewałem, że już miał dość szpitalnych miejsc, śmierdzących środkami odkażającymi. 
- Wyciągniesz go, prawda? – zapytał po raz enty czarnowłosy. Posłałem mu niepewny, ale szczery uśmiech.
- Postaram się – ucałowałem go w czoło. – Tylko nie tutaj – dodałem i skierowałem się do wyjścia z namiotu. 
- Idę z tobą. Musze mieć pewność, że nic nie wykombinujesz – odparł, zabierając ze sobą bluzę. Cicho się zaśmiałem i przepuściłem go w wejściu.
- Nie ufasz mi? – zapytałem, udając smutnego. Przecież musiał ufać swojemu partnerowi, inaczej gdzie miała się podziać wierność?
- Tobie ufam, ale nie rozumiem jak działa twój kapelusz i nie ufam Gabe’owi – przyznał, zakładając cieplejsze ubranie i się zapinając. Pogoda rzeczywiście nie była najprzyjemniejsza. 
- Obronisz mnie przed nim? – zapytałem zaczepnie, idąc za chłopakiem i nachylając się nad jego karkiem. Pomachał mi ręką przed twarzą, jakby odganiał wredne muchy. 
- W przeciwieństwie do ciebie, mi raczej krzywdy nie zrobi – wyjaśnił, po czym nałożyłem kapelusz na głowie, ponieważ cały czas trzymałem go w rękach, mając wrażenie, że jeśli go przechylę, mężczyzna wypadnie z niego niczym masa tortowa z miski. 
- Pewnie tak, już kilka razy się z nim spotkałeś – odparłem trochę ciszej, przez co spotkałem się z jego niezadowolonym spojrzeniem. 
- Wcale się z nim nie spotykałem! To on do mnie przyłaził – wyjaśnił.
- Nie mogłeś mu kazać się odwalić? – podniosłem lekko głos, on również.
- On jest bardziej tępy niż ty! – lekko go szturchnąłem w bok, ale nie odpowiedziałem. Przez moment szliśmy w ciszy. Kierowaliśmy się w stronę jego przyczepy, by wyciągnąć go w jego lokum, nie narażając się na zbędnych gapiów, oraz, w miarę możliwości, wyjaśnić mu, że to, co się wydarzyło, wcale nie miało miejsca, a on sobie to przyśnił; przynajmniej miałem taką nadzieję, że tak to rozwiążemy. – Przepraszam – odezwał się po dłuższej chwili Shuzo. Podszedłem do niego bliżej i objąłem ramieniem.
- Nie ważne już. Wiem, że mnie z nim nie zdradzisz, ale denerwuje mnie ten typ – westchnąłem zmęczony.
- Nie słyszałeś powiedzenia, żeby nie trącać gniazda os, bo pokują? – skinąłem głową, ale nie zrozumiałem go. – Dajmy mu czas, w końcu się musi znudzić – niechętnie przystanąłem na tą propozycję. 
- Brak mi cierpliwości, ale się postaram  - Shuzo lekko się uśmiechnął. Atmosfera między nami się uspokoiła, a my wkroczyliśmy do pustej przyczepy osiłka bez dalszych kłótni. Przez chwilę obserwowaliśmy jego lokum, wypełnione hantlami, ciężarkami, sprzętem do ćwiczenia oraz pucharami. Koleś musiał mieć przez nie bardzo wysokie ego. Gdyby nie to, że w kącie stała gitara, sądziłbym, że jest nudniejszy, niż się wydawało. 
- Wyciągaj go i znikamy stąd – ponaglił mnie chłopak. Zdjąłem kapelusz i położyłem go na ziemi. Nim wsadziłem rękę do jego wnętrza, czułem, że zaczynałem się trząść. Nigdy nie schowałem do środka człowieka, więc nigdy tez takowego nie wyciągnąłem. Czy jest to możliwe? Ale skoro mogłem go tam wsadzić, to powinienem móc go wyciągnąć, prawda? A jeśli nie?
Wsadziłem rękę do środka i zacząłem w nim grzebać. Myślałem o siłaczu, ale z kapelusza wyciągałem tylko przypadkowe rzeczy. Na mojej twarzy namalowała się niepewność, a na twarzy Shuzo strach. Gdy za piątym razem wyciągnąłem talię do gier, chłopak wykrzyczał swój stres.
- Nie mogę go znaleźć – przyznałem. – Wystarczy, że o czymś pomyślę, ale on, jakby zniknął – zacząłem się tłumaczyć. Dalej wyciągałem z kapelusza różne rzeczy: małą łopatkę, packę na muchy, kalkulator, ale nie było śladu po mężczyźnie.
- Co my teraz zrobimy – jęczał chłopak. – Po jaką cholerę go tam wsadzałeś?! – zaczął mnie obwiniać o całą sytuację. Nie dziwiłem mu się, zrobiłem to pod przypływem emocji i nie pomyślałem o konsekwencjach. – Na pewno się domyślą, że to my – podszedłem do chłopaka i go przytuliłem, aby go uspokoić, ale ten tylko się wyrywał. Nie potrzebował wsparcia, potrzebował, abym wyciągnął osiłka z kapelusza. 
- Przestań krzyczeć, bo zaraz ktoś przyjdzie – zakryłem mu usta ręką. – Zaraz coś wymyślę, poczekaj.
I rzeczywiście to zrobiłem. Pomysł był niemożliwie głupi i bezsensowny, ale… czy miałem inny wybór, niż wejście do kapelusza i znalezienie osiłka?

<Shu?>

24 sie 2023

Orion CD Cherubin

Imprezy, festyny czy jakiekolwiek inne wydarzenia tego typu, z różnorakich okazji albo nawet bez okazji - zawsze mnie przyciągały. Nie uważam się, że jakąś niebywałą duszę towarzystwa, aczkolwiek potrafię skutecznie nie podpierać ścian. Zawsze był to dla mnie moment, gdzie zdarzyło mi się kogoś poznać. Do tego zapomnieć na chwilę o codziennych problemach i po prostu wyluzować. Nie, żebym na co dzień był jakoś mega spięty, ale więcej na głowie mam na pewno. Stąd też nie widzi mi się życie samą pracą i stąd też cieszyłem się jak dziecko na to właśnie wyjście. Największe odludki oczywiście zostały w cyrku, ale cała reszta śmiem twierdzić, że już dawno baluje na miejscu. Ja sam myślami też już tam byłem, pomimo tego, że ledwo opuściliśmy teren cyrku razem z Cherubinem.
- Dobrze wiedzieć. - odparłem mimowolnie, a mój wzrok już uciekał ku górze. Na niebie zaczynały się pojawiać pierwsze gwiazdy. Miałbym coś takiego zignorować? Później nie będę miał czasu na oglądanie. - Poza tym cieszę się, że już się lepiej czujesz. - zmieniłem temat przy okazji i spojrzałem na niego. Chłopak od razu skinął głową.
- Zdecydowanie. Nie musisz się już tak tym przejmować. - zapewnił z lekkim uśmiechem i splatając przy okazji ręce za plecami. Ten strój dodatkowo sprawiał, że każdy jego gest stawał się o wiele bardziej uroczy, niż mógłby być normalnie. W tej chwili też mogłem się przekonać, że Layli naprawdę dobrze zna się na swojej robocie. Choć i bez tego Cherubin w moich oczach miał to coś.
- Heh, nie będę. - oznajmiłem najpierw, ale czy wierzyłem mu w stu procentach w tej sprawie? Nie do końca. - Ale wiesz... Jakby co, to mów śmiało. Możemy w każdej chwili wrócić przecież. - dodałem, by potem czasem nie doszło do jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. Też nie chciałem, żeby się męczył podczas tego wyjścia, ale finalnie zrobi sam, to co uważa za właściwe.
- Jasne. Tak zrobię. - odparł krótko bez przekonania, ale już wolałem nie ciągnąć tematu. Zdałem się na los w tej sprawie, ale za to objąłem Cherubina ręką. Chciałem go mieć bliżej siebie, a jemu samemu ewidentnie to nie przeszkadzało.

***

To, co zobaczyłem, zdecydowanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Muszę się przyznać, że nie brałem jeszcze udziału w imprezie zorganizowanej z takim przytupem. Ludzi też było o wiele więcej, niż przypuszczałem, atrakcji tak samo, a wszystko skumulowane na rynku i w jego najbliższej okolicy.
- Heh, to na pewno nie będziemy się nudzić. - oznajmiłem rozbawiony, gdy tylko przeleciałem listę atrakcji z jakiegoś plakatu, promującego to wydarzenie. Przyznaję, że mogłem wcześniej się tym zainteresować, ale lepiej późno niż wcale. - Ty, mają tu nawet zamek? - zauważyłem zaskoczony, widząc go w jednej pozycji na liście i bardziej nachyliłem się do plakatu. Czym mnie jeszcze zaskoczą?
- Skąd ty się niby urwałeś? - spytał z rozbawionym tonem. - Tam są też tańce. Na rynku za to występy, stragany i inne takie. - wyjaśnił, stojąc obok mnie.
- Nie chodzę tu za często. - odparłem, znowu się prostując i automatycznie obejmując Cherubina ramieniem. - Najdalej, to ja wesoło hasam na pocztę i z powrotem. Czasem może zajrzę do biblioteki, ale i tak, to zupełnie gdzie indziej.
- Okej, rozumiem. - odparł z uśmiechem. - Wybrnąłeś. - przyznał, co naprawdę mnie ucieszyło. Ogólnie miałem wrażenie, że od mniej więcej godziny ciągle się szczerzyłem, jak głupi do sera.
- To co? Zobaczymy, co tutaj jest i później najwyżej przejdziemy się na ten zamek. - odparłem finalnie, nie chcąc już stać w miejscu. Cherubin praktycznie od razu mi przytaknął, kiwając głową. - Swoją drogą, ciekawe, czy udałoby się coś pozwiedzać w tym zamku. - zagadałem, gdy poprowadziłem nas już bliżej wszelkich atrakcji.

(Cherubin~?)

Shu⭐zo CD Lennie

W pierwszej chwili kompletnie mnie zmroziło i po prostu wpatrywałem się w Lenniego. Dopiero jego wyznanie przywołało mnie do porządku.
- Moim też. - wyrzuciłem to z siebie w końcu, po dłuższej chwili patrzenia na męża. Poczułem, jak ogromny głaz właśnie spada mi z serca. Emocje też wzięły górę i łzy napłynęły mi do oczu. Automatycznie czując to, od razu wyciągnąłem ręce w jego stronę. Potrzebowałem w tej sekundzie ogromnego tulaka. Lennie zresztą już bardzo dobrze to wiedział, praktycznie od razu podchodząc do mnie. Momentalnie wczepiłem w niego ręce, wtulając się najmocniej, jak tylko potrafiłem.
- Nie mówiłem nic, bo bałem się, że coś się może stać. - wytłumaczyłem otwarcie. - Że... Że się pobijecie albo coś. - dodałem, ocierając policzek o rękaw Lenniego. W odpowiedzi usłyszałem śmiech.
- Miałbym się bić z takim wielkoludem? W ogóle miałbym się bić o ciebie? Co ty wygadujesz? - spytał, nie przestając się śmiać. Od razu odechciało mi się płakać. Zamiast tego odsunąłem się trochę, by spojrzeć mu prosto w twarz, mimo wszystko dalej się przy tym do niego przytulając.
- Jak to co?
- Szkoda zachodu. Nie jestem samobójcą. Poobijany też nie chciałbym chodzić. - spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. Wtedy już pokiwałem głową. Mimo wszystko miał w tym trochę racji. Bicie się jest najgorszym, do czego mogłoby dojść.
- Okej, może poniosła mnie trochę wyobraźnia. - przyznałem, kładąc po sobie uszy i spuszczając wzrok. Trochę głupio mi się zrobiło, że w ogóle byłem w stanie tak pomyśleć. Lennie przecież taki nie jest...
- Chociaż nie próbowałem. Może akurat by mi się udało? - zaczął spekulować.
- Poważnie? - podniosłem na niego wzrok.
- Na pewno bym go bez problemu sprał, gdyby był moich rozmiarów. - odparł dumnie, naśladując w tym momencie Gabe'a i prężąc przede mną swój biceps. Od razu westchnąłem dosyć zażenowany i pokiwałem głową, byleby tylko już przestał. Nigdy w porę nie wyłapuje, kiedy zaczyna się ze mną droczyć. - Wtedy mógłbym mu pokazać, kto tu rządzi. - oznajmił, wręcz bardziej się prostując, co już wyprowadziło mnie z równowagi.
- Zaraz to ja ci pokażę, kto tu rządzi i będziesz spać na zewnątrz. - odparłem poirytowany, z założonymi rękami na klatce piersiowej. Dodatkowo prychnąłem, unosząc głowę i odwracając się od niego, gdy tylko chciał mnie znowu przytulić.
- Shu, przecież żartuje. - odparł, chcąc brzmieć spokojnie, ale bardzo dobrze dało się wyłapać, jak bardzo chciało mu się śmiać w tym momencie. Mimo wszystko przytulił mnie od tyłu, całując delikatnie w policzek.
- Nie będziesz się z nikim bić. - powtórzyłem dla świętego spokoju, żeby wszystko było jasne w tej sprawie. - Masz zakaz, jasne? - kątem oka spojrzałem w jego stronę, czekając na odpowiedź.
- Dobrze, kochanie. Nigdy tak nie zrobię, obiecuję. - oznajmił, odwracając mnie wtedy w swoją stronę i czule mnie całując. Na tym pewnie skończyłby się ten temat. Yuki był pod opieką Robina, dlatego my moglibyśmy się skupić na spokojnych chwilach tylko we dwoje. Niestety był jeszcze jeden mały problem.
- Lennie... - odsunąłem się trochę, przerywając nasz dłużący się pocałunek, jednocześnie opierając dłonie na jego klatce piersiowej. - Ale ty dasz radę go wyciągnąć z powrotem, prawda? - spytałem dla pewności. W tym momencie też obaj spojrzeliśmy na leżący na ziemi kapelusz. Nie ruszał się, ani nic. Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Do tej pory też do końca nie rozumiałem działania tego kapelusza. Sam wyciągnąłem z niego paskudnego węża. Gdy tylko to sobie przypominam, aż ciarki mnie przechodzą. Lennie milczał przez dłuższą chwilę. Sam w końcu spragniony odpowiedzi, spojrzałem na niego i lekko go sztuchnąłem.
- Wiesz... - odchrząknął. - Na pewno. - odparł z lekkim uśmiechem, już przenosząc na mnie wzrok. - Nie przejmuj się. Sytuacja jest pod kontrolą. - powiedział, ale ja za to widziałem, co innego. Szczególnie jego spojrzenie zdradzało tę iskierkę niepewności, która w nim tkwiła i była powodem chwilowego zamyślenia.
- Nie może zostać w twoim kapeluszu. - oznajmiłem, lekko poddenerwowany. - Jeszcze ktoś go zacznie szukać, a wszyscy dobrze wiedzą, że często tu chodzi. Możemy mieć kłopoty...

(Lennie~? )

21 sie 2023

Ozyrys CD Doll

Dużo się działo, powiedziałbym, ze nawet za dużo, jak dla takiego małego chłopca. Małego… czy gdy go nie poznałem, nie był mniejszy? Coś mi się kojarzyło, że gdy pierwszy raz chciał ze mną spać jego nogi były krótsze od moich o ponad połowę, a teraz wyglądały na dłuższe. Może od tego nadmiaru wrażeń zaczynałem mieć zwidy? W każdym razie widziałem, jak chłopak się zmienia. Był pewny siebie, odważny i silny, przynajmniej takie dawał wrażenie na pierwszy rzut oka. Dzisiaj się dowiedziałem, że trzymał w sobie ogrom emocji, które musiał wypuścić na zewnątrz.
- Oz, ty nie umrzesz, prawda? – słysząc to ciche pytanie z jego strony, na moment zabrakło mi śliny w gardle. Czy umrę? Nie miałem takiego zamiaru, chociaż przyznam, że kiedyś uważałem śmierć za błogosławieństwo, które zabrałoby mnie z ego piekielnego świata. Teraz jednak nie mogłem opuścić tego małego chłopca. Chociaż nie wiedziałem ile okropieństw musiał przejść, wiedziałem, że nie chciałem, aby jego historia skończyła się jak moja.
- Nigdy – powiedziałem pewnie. – Nie mam zamiaru cię opuszczać – po tych słowach znowu go objąłem. Był taki zimny i w jakiś sposób mnie to koiło. – I nie zamierzam ciebie im oddać – dodałem jeszcze, chowając twarz w jego włosach. Nie mam pojęcia kto się bardziej czuł bezpiecznie, ale chyba oboje tak na siebie działaliśmy.

Następnego dnia obudził nas policjant, mówiąc, że musimy z kimś porozmawiać. Gdy zjawiliśmy się w tym samym pomieszczeniu co wczoraj, poznaliśmy policjanta zajmującego się handlem ludźmi. Był to starszy mężczyzna o siwych włosach i lekkim zaroście, ale bystrych i silnych oczach. Omiótł nas spojrzeniem i wyjaśnił, że musimy złożyć zeznania, ale pojedynczo. Najpierw poprosił mnie. Miałem co do tego obiekcje, w końcu już raz trafiłem na fałszywych policjantów i okazali się być oni bardzo przekonujący. Jednak czy teraz mieliśmy jakiś wybór? W dawniejszych latach nie miałem dobrej opinii o mundurowych i w dalszym ciągu się to nie zmieniło. Wiedziałem jednak, że nie cierpieli, kiedy ktoś nie wykonywał rozkazów.
- Opowiedz mi po kolei, od momentu, w którym pojawił się chłopiec – powiedział, gdy włączył nagrywanie. Przez chwilę milczałem, próbując sobie przypomnieć ten dzień. Nie miałem z tym problemów, bardzo dokładnie pamiętałem, jak wrócić do namiotu i zastałem w łóżku białowłosego dzieciaka, którym miałem się zająć. Nie sądziłem, że ktoś taki delikatny mógłby mieć takie problemy; jakbym zapomniał o własnej historii.
Nie mam pojęcia ile tam siedziałem, ale pośladki zaczynały mi drętwieć od tego niewygodnego, twardego krzesła. Gdy w końcu pozwolił mi wstać, zrobiłem to szybko i z przykrością stwierdziłem, że teraz z chęcią bym rozmasował cztery litery. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie stał Doll. Spojrzał na mnie spokojnymi, aczkolwiek niepewnymi oczami, aż w końcu policjant zabrał go za drzwi. Przez moment stałem bez ruchu, zastanawiając się, ile im to potrwa, aż nagle usłyszałem głos policjanta. Rozejrzałem się i dostrzegłem szybę. Za nią widziałem policjanta oraz Dolla, a to, co mówili, wychodziło przez głośniki w tym niedużym pomieszczeniu. Dopiero teraz zrozumiałem, że było to lustro weneckie, dzięki któremu mogłem obserwować chłopca i usłyszeć jego historie.
Policjant przesłuchiwał Dolla o wiele dłużej niż mnie, w końcu chłopiec miał więcej do powiedzenia. To on był prześladowany, to jego szukali i to on znajdował się w niebezpieczeństwie. Myśl, że gdy tylko przekroczymy próg tego budynku, ktoś nas napadnie i mi go zabierze sprawiała, że czułem się mały i słaby. Jak mogłem walczyć z takimi ludźmi? Gdy w końcu wypuścili chłopca i mnie do cyrku twierdząc, że teren został już przeczesany, zabezpieczony i będziemy pod obserwacją, poczułem się minimalnie lepiej. Zostaliśmy eskortowani do domu policyjnym radiowozem, w którym siedzieliśmy obok siebie. Poczułem deja vu, gdy mijaliśmy wczoraj poznaną przez nas stację paliw. Chłopiec mocniej ścisnął moją dłoń, gdy oboje przyglądaliśmy się miejscu, w których uciekliśmy z samochodu. Przypominając sobie wszystko, zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja władałem żywiołem, ale chłopiec również. I skoro wtedy sobie poradziliśmy, mogliśmy sobie poradzić później. Ta myśl podniosła mnie na duchu, więc uśmiechnąłem się do niego.

Cyrk z pozoru się nie zmienił, wiedziałem jednak, że praktycznie już wszyscy wiedzieli o wczorajszym zajściu. Nie znali szczegółów, ale to starczyło, aby spoglądali na nas z zaciekawieniem. Na obrzeżach cyrku widziałem dwóch czy trzech policjantów, a występy zostały przerwane w tym tygodniu. Pik szybko zawitał do naszego namiotu, by przedyskutować najważniejsze rzeczy, a gdy uzgodniliśmy, że oboje będziemy kontynuować treningi, jakby się nic nie stało i damy działać policji (to znaczy, że wszystko co podejrzane mieliśmy zgłaszać), mogliśmy zrobić sobie do końca tego dnia wolne. Pierwsze jednak co zrobiliśmy, to przebraliśmy się w świeże ubrania i zjedliśmy śniadanie na stołówce.
- Po tym wszystkim dzień wolny wydaje się nierealny – przyznał Doll gdy wracaliśmy do namiotu. Zgodziłem się z nim. – Ale cieszę się, że go mamy.
- Co chciałbyś w takim razie porobić? – zapytałem, chcąc sprawić, aby ten dzień wydał się jak najbardziej normalny, aby chłopiec chodź na chwile zapomniał o otaczającym go świecie, w którym był uciekinierem. To, że ktoś chciał sobie z niego zrobić niewolnika było okropne, ale gorszym było prześladowanie tego malca, kiedy udało mu się już wyjść na wolność. – Byłeś kiedyś w wesołym miasteczku? Wiem, że tutaj pracownicy i cyrkowcy mają darmowe wejścia na niektóre atrakcje – przyznałem z lekkim uśmiechem. 

<Doll?>

20 sie 2023

Lennie CD Shu⭐zo

Kiedyś, jeszcze nim poznałem Shuzo, miałam okropne sny, przez które się nie wysypiałem. Walące mi się na głowę budynki, szukanie schronienia przed niebezpiecznymi zwierzętami, czasami dziwne przerażające postacie o niezidentyfikowanych kształtach, chcące mojej długiej i bolesnej śmierci – to tylko niewielka część tego, co mój umysł potrafił wykreować. Często miałem za sobą nieprzespane noce, które były powodem mojej złości i roztargnienia. Potem gdy obok mnie pojawiła się taka osoba jak czarnowłosy, czasami blondyn, z dwoma osobami w jednym ciele, polepszyło mi się. Koszmary zniknęły, pojawiały się o wiele rzadziej, co pozwoliło mi na lepszy sen, a co za tym idzie – lepsze samopoczucie i życie. Ćwiczenia były prostsze, występy bardziej spektakularne, a ja nie byłem już tak zmęczony i podirytowany każdą najmniejszą błahostką. Mogłem swobodnie żyć.
Przynajmniej przez jakiś czas. Gdy na świat przyszło małe dziecko, znowu borykałem się z brakiem snu. Wstawaliśmy do małego na zmianę, a jednak to wystarczało, abym odczuwał poranne zmęczenie. Mówię o tym, ponieważ od tego wszystko mi nawróciło. Koszmary ponownie odwiedziły mój umysł, z tą różnicą, że nie zrywałem się w środku nocy z krzykiem, ponieważ znałem przebieg tych snów. Zamiast tego po prostu co jakiś czas budziłem się z głębokiego snu, by leżeć obok męża z zamkniętymi oczami i czekać albo na sen, albo na świt.
Było lepiej, niż kiedyś. Nie pałałem złością do każdego i wszystkiego, ale moja koncentracja osłabła. Moje własne sztuczki zaczynały mnie nudzić i nie miałem pojęcia jak mam zaciekawić widownie. Moja głowa nie rodziła żadnych pomysłów, a ja przestałem czerpać przyjemność z prób. W końcu zamiast na próby, zaczynałem odwiedzać miasto albo spacerowałem po lesie, w nadziei, że spokój jakoś mi pomoże.
Jednak spokoju nie było. Cały czas ten osiłek krążył wokół czarnowłosego. Shuzo zapewnił mnie, że nie mam się o co martwić, ale im częściej widziałem siłacza, tym łatwiej się denerwowałem, a im częściej byłem wkurzony, tym rzadziej pojawiałem się na próbach.
Nie okłamywałem Shuzo, że opuszczałem teren cyrku, w końcu każdy, kogo by spotkał przyznałby, że zniknąłem, nie oznaczało to jednak, że nie miałem problemów. Czarnowłosemu z czasem przestało się to podobać, więc zacząłem brać ze sobą syna, aby go trochę odciążyć, ale nie o to chodziło. W końcu zapytał mnie, co się ze mną dzieje, ale ja nie potrafiłem odpowiedzieć.
I w tym momencie do naszego namiotu wszedł ten znienawidzony przeze mnie osiłek. Gdy zobaczył nas razem siedzących obok siebie na skraju łóżka, ja trzymający głowę na rękach, a Shuzo mnie obejmujący, przystanął i na moment wyglądał na skołowanego, ale szybko wyciągnął przed siebie kolorowy strój.
- Smiley prosi, żeby zaszyć – uśmiechnął się do Shuzo.
- Nie mogła ona go przynieść? – zapytałem ostro. Osiłek wzruszył ramionami.
- Chciałem być pomocny – przekręciłem oczami, a Shuzo wstał, aby wziąć od mężczyzny strój. Gdy widziałem, jak większy subtelnie dotyka dłoni mojego męża i perfidnie patrzy mu się w oczy, by po chwili spojrzeć na mnie z chamskim uśmieszkiem, dając mi do zrozumienia, że nie jestem dla niego żadna przeszkodą, nie wytrzymałem.
Bądźmy szczerzy, ale nie miałem szans z tym kolosem. Jego biceps był wielkości mojej głowy, więc nie zamierzałem z nim walczyć. Pozbyłem się go jednak w inny sposób.
- Gabe, chcesz zobaczyć świetną sztuczkę? – zapytałem. Koleś spojrzał na mnie z lekka zdziwiony, ale zaraz podszedł do mnie i stanął naprzeciwko. Zadarłem głowę do góry, miałem wrażenie, jakbym stał pod jakimś ogromnym posągiem. Jestem pewny, że dla zrobienia lepszego efektu (na moim mężu) napiął jeszcze mięśnie.
- Jaki czarodziejko? – naprawdę go nie lubiłem i coraz bardziej działał mi na nerwy.
- Spodoba ci się – zdjąłem z siebie kapelusz. – Mogę ci go nałożyć? – Gabe się zaśmiał, ale się zgodził.
Prawdę mówią, że silni bywają bardzo głupi.
Tłumaczyłem, jak działa mój kapelusz; myślę i wyciągam. A jak to działa w drugą stronę? Tak samo. Myślę i wsadzam, a to znika. Nie ma wyjątków, dlatego gdy wsadziłem na głowę Gabe’a mój kapelusz, który swoją drogą był na niego za mały, szybkim ruchem wciągnąłem olbrzyma do środka, przesuwając kapelusz w dół, aż zniknął po same stopy. 
- On był moim problemem – przyznałem w końcu.

<Shu? Na chwilę pozbyliśmy się go>