- Mogłabyś mnie jednak kiedyś tego nauczyć.- Mruknął pośpiesznie, po czym oboje ruszyli biegiem w stronę cyrku. Akuma szybko jednak się opamiętał i rzucił na tyle cicho, by nikt inny tego nie dosłyszał:
- Nie do cyrku, nie mogą wiedzieć.- Maksymalnie streścił swoją wypowiedź, jednak wypowiedział tyle, by mogła zrozumieć przekaz. Pokiwała głową, przekręcając się o dziewięćdziesiąt stopni. Zrobił to samo, cały czas szaleńczo przebierając nogami. Poczuł ból w prawej dłoni- uderzył nią w drzewo. Przeklął cicho, jednak szybko stwierdził, że to było niepotrzebnie, gdyż tylko skrócił oddech. Wtedy usłyszał coś przerażającego- strzał. Pień drzewa przed nimi "wybuchnął" brązowawym pyłem. Mają broń! Rue wydawała mu się mimo wszystko skupiona. Postanowił również się uspokoić i zrobić z siebie w końcu jakiś pożytek. Gdy ziemia stałą się równiejsza, szybko odwrócił się i stanął za jednym z drzew, p czym urwał gałąź i wystawił głowę. Biegło za nimi na oko siedmiu ludzi. Skąd ich się tyle wzięło?! Tym razem nie marnując czasu na przekleństwa, rzucił patykiem w znajdującego się najbliżej faceta. Celował w twarz, jednak patyk oczywiście musiał zboczyć z drogi i minął go o dobry metr. Kończył mu się czas, a jedyne, co zdążył zrobić, to schować się za drzewem. Do tego widzieli go, więc co to za kryjówka? Szybko zerwał kolejną gałąź, tym razem większą. Rzucił nią tak szybko, jak umiał. Nie patrzył już się, czy trafił. Po prostu zabrał się za łamanie kolejnej. Tym razem zajęło mu to więcej czasu. Wychylił się i zobaczył, że jeden z nich szuka czegoś w błocie, najwyraźniej swojej broni. Czyli trafił, jednak miał nadzieję, że pójdzie mu lepiej. Nie marnując już czasu na niepotrzebne rozmyślania, rzucił po raz kolejny, ponownie chybiając. Instynktownie znowu ruszył przed siebie, przy okazji rozglądając się za potencjalną bronią- czyli jakimś dużym patykiem, a najlepiej paroma patykami. Gdy dostrzegł jeden, wyglądający na mocnego, ruszył natychmiastowo w jego kierunku. Do jego uszu doszedł kolejny strzał, a jego serce po raz kolejny stanęło na krótką chwilę. Złapał długi kij, teraz służący mu jako miecz i obrócił się niemal idealnie, gdyż podczas tego ruchu trafił końcem patyka prosto w twarz brodacza. Zaśmiał się szyderczo widząc, jak łapie się za nos, szybko jednak ponownie zaatakował, tym razem już celowo wymierzając cios w plecy (tak, dosłownie w plecy). Padł na ziemie w bezruchu. Na moment myślał,. że go zabił, dostrzegł jednak lekkie ruchy ciała świadczące o oddychaniu. Gdy spojrzał ponownie w górę, zobaczył, jak parę metrów od niego stoją troje mężczyzn.
- Puść, albo pociągnę za spust.- już miał zaoponować, jednak usłyszał kolejny strzał i krzyk. Poczuł, jak robi mu się słabo, to był krzyk Rue. Jeżeli coś jej zrobili, zabije ich wszystkich. Kucnął, na chwilę przed tym spoglądając na zadowolone twarze całej trójki. Taki sam wyraz. Udał, że kładzie przedmiot na ziemi, jednak zamiast tego w ostatniej chwili chwycił za koniec swojej mizernej broni, drugim wytrącając broń z rąk wroga. Następnie pchnął go w brzuch, powodując przy tym jego wymioty. Skrzywił się lekko, jednak czując uderzenie na swojej klatce piersiowej, natychmiast zabrał się do walki. Tyle, że teraz nie miał czym walczyć- wypuścił kij z ręki i chwycił się za swoje gardło, kaszląc. Płuca paliły go niemiłosiernie, skąd wiedzieli, że ma astmę?! A może nie wiedzieli? Starając się przestać, po omacku szukał wypuszczonego przedmiotu. Poczuł jednak, jak jego palce się miażdżą. Jęknął głośno,k a gdy spojrzał w tamtą stronę kątem oka ujrzał, jak jeden z pozostałej dwójki staje mu na palcach, spoczywających obecnie na kamieniu. Bez zastanowienia przestał oddychać, by również przestać kaszleć i uderzył z całej siły w jego kolano. Efekt był taki, że cofnął się z krzykiem o krok. To dało mu wystarczająco dużo czasu, by wstać i potykając się, odbiec. Wiedział, że jedyny nieposzkodowany został przy nim, chcąc pomóc.
-Rue?!- Krzyknął, a raczej wydarł się. Ponownie zaczął się o nią piekielnie martwić. A jeśli teraz wykrwawia się na śmierć? A jeśli leży gdzieś postrzelona? A jeśli ją porwali?! Na samą myśl o tych wszystkich opcjach, ruszył przed siebie, zamykając zdrową dłoń na zranionej.
- Rue!- Krzyknął ponownie, z każdą chwilą tracąc nadzieję i popadając w załamanie. Sam jego głos wydawał się oceanem zgrozy, obaw oraz innych negatywnych emocji.
<Rue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz