Z przerażeniem spojrzał, jak Rue osuwa się na ziemię. Już miał zamiaru ją złapać, jednak uprzedził go w tym funkcjonariusz policji. Posłał mu ostrzegawcze spojrzenie gdy kucał, jednak szybko zajął się swoją nieprzytomną towarzyszką. Cóż, założył, iż jest nieprzytomna. Nie mogła przecież umrzeć, nigdzie nie widać świeżych ran, które mogłyby zostać zadane przez któregoś z posiadacza broni. No właśnie, świeżych ran. Ta na ramieniu powstała od postrzału chyba się otworzył, gdyż znaczna część jej bluzy przesiąkła krwią w tamtym miejscu.
- Dzwoń po karetkę.- bez zastanowienia rzucił, nie myśląc o tym, że rozmawia z kimś o wiele wyższym rangą i za nieodpowiednie traktowanie mógłby go wsadzić za karę na parę nocy do pudła. Ale teraz miał to gdzieś, o ile jeszcze o tym pamiętał. Teraz postanowił jednak sprawdzić puls, tak na wszelki wypadek. Wstrząśnięty wydarzeniami zirytował się, gdy jego podniesiona dłoń drgała, zbliżając się do jej szyi. Przyłożył dwa palce, nie wyczuwając nic. Zupełnie nic. Histerycznie zaczął szukać palcami chociaż najmniejszego pulsu, aż w końcu natrafił na ledwie wyczuwalny ruch. Wziął głęboki wdech dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie oddychał. Gdy policjant ponownie się schylił, słychać już było jadące pogotowie w oddali. Charakterystyczny dźwięk był coraz głośniejszy. Oparł się dłońmi o twarde, lodowate kostki brukowe. Nie czuł jednak przenikliwego chłodu, po prostu łapiąc oddech patrzył się pustym wzrokiem na leżącą w bezruchu, z każdą chwilą słabnącą Rue. Dźwięki wokół przestały do niego docierać, przestał odczuwać na sobie ciekawski oraz przestraszone spojrzenia gapiów. Klęczał mocno pochylony, zastanawiając się co będzie, gdy jego towarzyszka przygód zginie. Mógł się uprzeć, by odpowiednio zająć się jej raną. Mógł także nie pozwolić, by traciła tyle krwi. Przecież szpital to najodpowiedniejsze miejsce na wszelkie dolegliwości. Jak mógł nie zauważyć, że jest aż tak źle? Nagle poczuł, jak coś go odpycha w tył. Gdy popatrzył w górę, ujrzał ubranego na czerwono mężczyznę o przejętym wyrazie twarzy.
Poczuł, jak ktoś szturcha go w ramię. W mgnieniu oka poderwał się na równe nogi, gotowy do działania. Jego serce biło jak szalone. Jego wzrok utkwiony w obliczu lekarza wyrażał setki pytań. Co u Rue? Pogorszyło się? A może się obudziła? Chociaż otworzyła oczy? "Cokolwiek"- w jego głowie pojawiła się ta krótka, histeryczna myśl. Od pięciu dni noce spędzał w szpitalu, rozłożony na ławkach, czekając na jakikolwiek znak życia ze strony jego przyjaciółki. Lekarz widząc kotłujące się w chłopaku pytania, uśmiechnął się lekko i powiedział krótko:
- Obudziła się. Możesz do niej iść, ale nie na długo - musi zebrać siły.- na początku stał w osłupieniu, patrząc się na doktora Brown'a (zdążył już go dobrze poznać). Następnie na jego usta wpełzł szeroki uśmiech, na moment zrobiło mu się słabo. Obudziła się? Kiedy? "Nie ważne, ja muz do niej iść!"- rozbudzony głos w jego głowie jakby to wykrzyczał. Nie czekając dłużej, długimi, szybkimi krokami udał się do sali numer trzydzieści trzy, gdzie akurat znajdowała się dziewczyna. Wparował do środka, od razu spoglądając na leżącą w łóżku brązowowłosą Rue. Pohamował w sobie chęć uściśnięcia serdecznie dziewczyny. Pewnie jest cała obolała... Nie chciał znowu jej narażać. Niezbyt wiedząc, co powinien teraz zrobić, wypalił cicho:
- Rue?- tylko tyle był w stanie teraz powiedzieć. Tak długo czekał na tę chwilę, że teraz po prostu zaniemówił. Zamiast tego podszedł dziwnie się czując do krzesła naprzeciwko szpitalnego łóżka, siadając na nie poprzez przełożenie jednaj nogi na drugą stronę. Typowe, zwłaszcza dla niego.- Jak się czujesz?- postanowił zachować spokój, chociaż z każdą chwilą szło mu to coraz trudniej. Wiercił się na swoim siedzeniu.
- Lepiej, o wiele lepiej. Kiedy przyszedłeś?- jakby ignorując jej pytanie, wykrzyczał:
- Boże, tak się martwiłem! To były najdłuższe dni w moim życiu, nigdy więcej tak nie rób!_ w jego głosie podczas ostatniego zdania brzmiał gniew, ale szybko zmienił ton na niedowierzanie mieszane co chwilę z radością. Wstał, kontynuując- najpierw przyszedł lekarz. Wyglądał, jakby miał powiedzieć najgorsze! A tu, puffff! Walnął tekst, że się obudziłaś!Myślałem, że normalnie zatańczę na ławkach! Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, gdy tu przyszedłem i zobaczyłem cię przytomną.- tutaj na chwilę się zawiesił, z wahaniem kontynuując mocno ściszonym głosem- lekarze powiedzieli, że możesz pozostać w śpiączce przez długi czas. I to przez to, że rana od postrzału została źle... źle się nią zająłem. Powinienem był wyjąć ten cholerny nabój!- Ponownie mocno się na siebie za to wnerwił. Był odpowiedzialny za stan jego towarzyszki, który swoją drogą nie był zbyt ciekawy. Wcześniej wręcz katastrofalny, a to tylko dlatego, że postanowił zostawić pocisk. Idiota...
- Dzwoń po karetkę.- bez zastanowienia rzucił, nie myśląc o tym, że rozmawia z kimś o wiele wyższym rangą i za nieodpowiednie traktowanie mógłby go wsadzić za karę na parę nocy do pudła. Ale teraz miał to gdzieś, o ile jeszcze o tym pamiętał. Teraz postanowił jednak sprawdzić puls, tak na wszelki wypadek. Wstrząśnięty wydarzeniami zirytował się, gdy jego podniesiona dłoń drgała, zbliżając się do jej szyi. Przyłożył dwa palce, nie wyczuwając nic. Zupełnie nic. Histerycznie zaczął szukać palcami chociaż najmniejszego pulsu, aż w końcu natrafił na ledwie wyczuwalny ruch. Wziął głęboki wdech dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie oddychał. Gdy policjant ponownie się schylił, słychać już było jadące pogotowie w oddali. Charakterystyczny dźwięk był coraz głośniejszy. Oparł się dłońmi o twarde, lodowate kostki brukowe. Nie czuł jednak przenikliwego chłodu, po prostu łapiąc oddech patrzył się pustym wzrokiem na leżącą w bezruchu, z każdą chwilą słabnącą Rue. Dźwięki wokół przestały do niego docierać, przestał odczuwać na sobie ciekawski oraz przestraszone spojrzenia gapiów. Klęczał mocno pochylony, zastanawiając się co będzie, gdy jego towarzyszka przygód zginie. Mógł się uprzeć, by odpowiednio zająć się jej raną. Mógł także nie pozwolić, by traciła tyle krwi. Przecież szpital to najodpowiedniejsze miejsce na wszelkie dolegliwości. Jak mógł nie zauważyć, że jest aż tak źle? Nagle poczuł, jak coś go odpycha w tył. Gdy popatrzył w górę, ujrzał ubranego na czerwono mężczyznę o przejętym wyrazie twarzy.
Poczuł, jak ktoś szturcha go w ramię. W mgnieniu oka poderwał się na równe nogi, gotowy do działania. Jego serce biło jak szalone. Jego wzrok utkwiony w obliczu lekarza wyrażał setki pytań. Co u Rue? Pogorszyło się? A może się obudziła? Chociaż otworzyła oczy? "Cokolwiek"- w jego głowie pojawiła się ta krótka, histeryczna myśl. Od pięciu dni noce spędzał w szpitalu, rozłożony na ławkach, czekając na jakikolwiek znak życia ze strony jego przyjaciółki. Lekarz widząc kotłujące się w chłopaku pytania, uśmiechnął się lekko i powiedział krótko:
- Obudziła się. Możesz do niej iść, ale nie na długo - musi zebrać siły.- na początku stał w osłupieniu, patrząc się na doktora Brown'a (zdążył już go dobrze poznać). Następnie na jego usta wpełzł szeroki uśmiech, na moment zrobiło mu się słabo. Obudziła się? Kiedy? "Nie ważne, ja muz do niej iść!"- rozbudzony głos w jego głowie jakby to wykrzyczał. Nie czekając dłużej, długimi, szybkimi krokami udał się do sali numer trzydzieści trzy, gdzie akurat znajdowała się dziewczyna. Wparował do środka, od razu spoglądając na leżącą w łóżku brązowowłosą Rue. Pohamował w sobie chęć uściśnięcia serdecznie dziewczyny. Pewnie jest cała obolała... Nie chciał znowu jej narażać. Niezbyt wiedząc, co powinien teraz zrobić, wypalił cicho:
- Rue?- tylko tyle był w stanie teraz powiedzieć. Tak długo czekał na tę chwilę, że teraz po prostu zaniemówił. Zamiast tego podszedł dziwnie się czując do krzesła naprzeciwko szpitalnego łóżka, siadając na nie poprzez przełożenie jednaj nogi na drugą stronę. Typowe, zwłaszcza dla niego.- Jak się czujesz?- postanowił zachować spokój, chociaż z każdą chwilą szło mu to coraz trudniej. Wiercił się na swoim siedzeniu.
- Lepiej, o wiele lepiej. Kiedy przyszedłeś?- jakby ignorując jej pytanie, wykrzyczał:
- Boże, tak się martwiłem! To były najdłuższe dni w moim życiu, nigdy więcej tak nie rób!_ w jego głosie podczas ostatniego zdania brzmiał gniew, ale szybko zmienił ton na niedowierzanie mieszane co chwilę z radością. Wstał, kontynuując- najpierw przyszedł lekarz. Wyglądał, jakby miał powiedzieć najgorsze! A tu, puffff! Walnął tekst, że się obudziłaś!Myślałem, że normalnie zatańczę na ławkach! Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, gdy tu przyszedłem i zobaczyłem cię przytomną.- tutaj na chwilę się zawiesił, z wahaniem kontynuując mocno ściszonym głosem- lekarze powiedzieli, że możesz pozostać w śpiączce przez długi czas. I to przez to, że rana od postrzału została źle... źle się nią zająłem. Powinienem był wyjąć ten cholerny nabój!- Ponownie mocno się na siebie za to wnerwił. Był odpowiedzialny za stan jego towarzyszki, który swoją drogą nie był zbyt ciekawy. Wcześniej wręcz katastrofalny, a to tylko dlatego, że postanowił zostawić pocisk. Idiota...
<Rue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz