W rzeczywistości w jego umyśle pojawiały się już niewyraźne przebłyski tego, co miało miejsce podczas ich rzekomej walki z ludźmi Tobiasa. Pamiętał, jak walczył. Pamiętał, jak Rue gdzieś zniknęła i z przerażeniem poszedł jej szukać. Przygotowania do walki także pamiętał oraz to, jak przyszedł do łaźni i zastał Rue stojącą nad martwym człowiekiem. Nie chciał jej jednak nic mówić. Myślał, że to choć trochę poprawi jej humor. Gdy go przytuliła, poczuł zaskoczenie, ale czuł się też bardzo miło. Kojąco. Bezpiecznie ( tak, facet w objęciach dziewczyny nagle czuje się bezpiecznie... ). Słysząc jej wypowiedź, zaśmiał się cicho, choć planował zrobić to o wiele głośniej. Najwyraźniej jego struny głosowe nie pracowały teraz tak, jak dawniej.
- Gdyby to było prawdą, nie musiałabyś mnie dusić - zaśmiał się ponownie. Ona także to zrobiła, ale bardziej nerwowo. O wiele bardziej. Czuł się źle z tym, że się o wszystko obwinia. Nie wiedział jednak, jak ją pocieszyć. W tym akurat był fatalny. Gdy w końcu wzajemnie się puścili, poczuł chłód. Tak, wcześniej było mu o wiele lepiej... Zadrżał, co najwidoczniej zauważyła.
- Lepiej idź do siebie. Brakuje tego, byś się tutaj jeszcze rozchorował - oznajmiła kpiarsko, jednak wyczuł troskę w jej głosie. Miło mu z tym było, że ktoś o niego dba. Z drugiej strony wolałby, żeby sam potrafił się o siebie zatroszczyć. Skinął jednak głową i wstał, tłumiąc jęknięcie. Przy każdym ruchu rana go bolała. Chociaż nie pamiętał, aby został postrzelony wiedział, że to mało prawdopodobnie by było inaczej. W końcu podobno tracił wtedy przytomność. A właściwie, to ile już tutaj byli? To pytanie narzuciło mu się, gdy z trudem usiadł, a następnie położył się wygodnie na poduszkach. Zastanawiał się też, dlaczego nikt nie przyszedł sprawdzić, co u nich. Chodziło mu raczej o pielęgniarki, niż o kogoś w cyrku. Przecież nie muszą być przy nich dwadzieścia cztery na dobę. Nie czuł się z tym źle, ale przecież powinny już wiedzieć, że się obudził. I Rue z resztą też. Najwyraźniej kiepsko tutaj z pracownikami.
- Wiesz w ogóle, ile tutaj jesteśmy? - spytał w końcu. Wzruszyła sztywno ramionami, gdy przykrywał się szczelnie kołdrą. Nadal było mu zimno. Chociaż może to od chłodu materiału. Jak się nagrzeje powinno mu być lepiej. Tak przynajmniej uważał.
- Myślę, że parę dni - oznajmiła z namyłem. - Ostatnio właśnie tak było, pamiętasz? - wolałby nie pamiętać, ale przytaknął głową Wtedy Rue o mało co nie zginęła. Tak to przynajmniej sobie zakodował. Nigdy więcej samemu nie wykonywać operacji, NIGDY. Po niecałej minucie zauważył na jej twarzy pewien rodzaj smutku. Jednak gdy tylko się odezwał, najwyraźniej stłumiła to uczucie głęboko w sobie.A może nie aż tak głęboko...?
- Jeśli myślisz o tym, że to twoja wina, to się mylisz. Wiem, że może to zabrzmieć kiepsko, ale na prawdę nie uważam, żeby tak było. Przecież sam się w to wpakowałem. Jak już mówiłem, zostałem z własnej woli. Co się stało, to się nie odstanie. Z resztą to na serio nie twoja wina. Moja też nie. Tylko Tobiasa i jego bandy - wiedział, że wymienia jedynie fakty, ale sam poczuł się trochę lepiej. Chciał szczerze uwierzyć w swoje słowa, jednak także czuł się winny. Przecież Rue też ucierpiała. Gdyby nie był tak zajęty ratowaniem swojego tyłka, może by jej pomógłby.
- Gdyby to było prawdą, nie musiałabyś mnie dusić - zaśmiał się ponownie. Ona także to zrobiła, ale bardziej nerwowo. O wiele bardziej. Czuł się źle z tym, że się o wszystko obwinia. Nie wiedział jednak, jak ją pocieszyć. W tym akurat był fatalny. Gdy w końcu wzajemnie się puścili, poczuł chłód. Tak, wcześniej było mu o wiele lepiej... Zadrżał, co najwidoczniej zauważyła.
- Lepiej idź do siebie. Brakuje tego, byś się tutaj jeszcze rozchorował - oznajmiła kpiarsko, jednak wyczuł troskę w jej głosie. Miło mu z tym było, że ktoś o niego dba. Z drugiej strony wolałby, żeby sam potrafił się o siebie zatroszczyć. Skinął jednak głową i wstał, tłumiąc jęknięcie. Przy każdym ruchu rana go bolała. Chociaż nie pamiętał, aby został postrzelony wiedział, że to mało prawdopodobnie by było inaczej. W końcu podobno tracił wtedy przytomność. A właściwie, to ile już tutaj byli? To pytanie narzuciło mu się, gdy z trudem usiadł, a następnie położył się wygodnie na poduszkach. Zastanawiał się też, dlaczego nikt nie przyszedł sprawdzić, co u nich. Chodziło mu raczej o pielęgniarki, niż o kogoś w cyrku. Przecież nie muszą być przy nich dwadzieścia cztery na dobę. Nie czuł się z tym źle, ale przecież powinny już wiedzieć, że się obudził. I Rue z resztą też. Najwyraźniej kiepsko tutaj z pracownikami.
- Wiesz w ogóle, ile tutaj jesteśmy? - spytał w końcu. Wzruszyła sztywno ramionami, gdy przykrywał się szczelnie kołdrą. Nadal było mu zimno. Chociaż może to od chłodu materiału. Jak się nagrzeje powinno mu być lepiej. Tak przynajmniej uważał.
- Myślę, że parę dni - oznajmiła z namyłem. - Ostatnio właśnie tak było, pamiętasz? - wolałby nie pamiętać, ale przytaknął głową Wtedy Rue o mało co nie zginęła. Tak to przynajmniej sobie zakodował. Nigdy więcej samemu nie wykonywać operacji, NIGDY. Po niecałej minucie zauważył na jej twarzy pewien rodzaj smutku. Jednak gdy tylko się odezwał, najwyraźniej stłumiła to uczucie głęboko w sobie.A może nie aż tak głęboko...?
- Jeśli myślisz o tym, że to twoja wina, to się mylisz. Wiem, że może to zabrzmieć kiepsko, ale na prawdę nie uważam, żeby tak było. Przecież sam się w to wpakowałem. Jak już mówiłem, zostałem z własnej woli. Co się stało, to się nie odstanie. Z resztą to na serio nie twoja wina. Moja też nie. Tylko Tobiasa i jego bandy - wiedział, że wymienia jedynie fakty, ale sam poczuł się trochę lepiej. Chciał szczerze uwierzyć w swoje słowa, jednak także czuł się winny. Przecież Rue też ucierpiała. Gdyby nie był tak zajęty ratowaniem swojego tyłka, może by jej pomógłby.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz