Spojrzała za zdziwieniem na dziewczynę. Jeździ na koniu ( swoim, czy nie swoim ) i nie potrafi mu wyczyścić kopyt? Chyba, że jest jakiś inny powód tego zachowania. Dziewczyna jednak wstała ze słomy, na której dotychczas siedziała i przybrała w miarę przyjazny wyraz twarzy. A przynajmniej próbowała.
- Pomogę ci - powiedziała bez zastanowienia. W końcu to nic wielkiego, a nie miała powodu, by tak nie postąpić.
- Dzięki - uśmiechnęła się, dopełniając odpowiedź. Chociaż z początku wydawała się jej nieco chłodna, teraz zrozumiałą, że to zwykłą nieśmiałość. Gdy prosiła o pomoc w jej głosie brzmiało wahanie, jakby długo podejmowała decyzję, czy się odezwać. Ale nie miała się czego bać, przynajmniej jeśli chodzi o kontakt z Vulnere. Wyszła z boksu, zamykając go i idąc za dziewczyną o różowych włosach. Przeszły parę kolejnych "zagród" przeznaczonych dla koni, nim w końcu się nie zatrzymały. Pozwoliła jej wejść pierwszej i podać sobie kopystkę. Niewielki, niebieski przedmiot wydawał się pasować idealnie do jej dłoni.
- Witaj - przywitała się z wierzchowcem, podstawiając mu pod chrapy dłoń .Zawsze od tego zaczynała znajomość z koniem, właściwie, to nie wiedziała czemu. Jej rodzice też zawsze tak robili. - Jeśli mogę wiedzieć... czemu sama nie spróbujesz zająć się jego kopytami? Spokojnie, nie jestem zła. Zwykłą ciekawość - oznajmiła zaraz po pytaniu. Przeszła do prawej przedniej nogi. Ogier - co zauważyła od razu - spojrzał na nią lękliwie, jednak gdy uświadomił sobie, że chodzi tylko o wyczyszczenie jego kopyt, znowu zwrócił się przed siebie i zaczął za zwieszoną głową ponownie skubać leniwie siano. Ustawiła się tyłem do łba zwierzęcia, po czym dotknęła lekko jego nogi na znak, żeby ją podniósł. Wykonał polecenie bez zarzuty, więc już spokojnie trzymając końskie kopyto w jednej dłoni, drugą wyskrobywała kamyki oraz błoto, instynktownie unikając czułych miejsc.
- Ćwiczyłam na nim swój układ, jednak coś poszło nie tak i spadłam. Boli mnie całe ramię i trudno mi byłoby sobie poradzić - wytłumaczyła, nadal nieco nieśmiało. Vulnere skinęła głową na znak, że rozumie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo upadek z konia może zaboleć. Zwłaszcza, gdy wykonywało się jakiś układ ( chociaż sama nigdy tego nie robiła ). Czyli jej towarzyszka występuje na koniach? Ciekawe, chętnie chciałaby kiedyś zobaczyć jej występ. Naszła ją jednak inna myśl.
- Wiesz, mogłabym ci chyba pomóc z tym ramieniem. Jestem tutaj lekarzem, więc w zasadzie muszę ci pomóc. W końcu za to mi płacą - uśmiechnęła się do siebie lekko. Tak, pieniądze to ogromny plus tej pracy. Z resztą tak jak każdej innej. - Jeśli boli cały czas ramie może być nawet zwichnięte. Ale to okaże się później, najpierw koń - oznajmiła. Wyczuła, że jej towarzyszka zamierzała już zaprzeczyć. Ale w rzeczywistości nie miała się czego wstydzić, jeśli się tak czuła. Przecież to jej praca, powinna to zrobić nawet, gdyby nie chciała. A w istocie chciała.
- Tak przy okazji, jestem Vulnere. Nie przedstawiłyśmy się sobie wcześniej - upuściła czyste kopyto, odwracając się do dziewczyny, by uzyskać kontakt wzrokowy.
- Smiley, miło mi. Ale jeśli nie chcesz, nie musisz się fatygować, by obejrzeć mi ramię - próbowała się wywinąć. - To na pewno tylko stłuczenie - zapewniła. Vulnere też tak sądziła, na wszelki wypadek chciała jednak to sprawdzić. Ale nawet, jeśli to nic poważnego, maść na ból bądź coś podobnego nigdy nie zaszkodzą. Przeszła do kolejnego kopyta. Później następne i następne.
- Gotowe! - oznajmiła w końcu, oddając kopystkę, wcześniej ją solidnie wycierając o słomę. Zawsze się po sobie sprząta. Cóż, przynajmniej przy ludziach... - A teraz chodź, pójdziemy do mnie do namiotu. Tam cię dokładnie obejrzę. I nie próbuj ponownie oponować, to i tak nic nie da - starała się, by jej słowa brzmiały jak żart, ale jak zwykle nie wyszło. Zwykła, w zasadzie to nawet nieco wrogo wypowiedziana wypowiedź. Jednak jej znaczenie nie zawierało nic, co mogłoby zaniepokoić Smiley. Właściwie, to gdy teraz myślała o pseudonimie dziewczyny, to nawet do niej pasował.
- A, i ostrzegam. Jestem tutaj dopiero od dzisiaj i nie jestem pewna, czy od razu trafimy do mojego namiotu - uśmiechnęła się blado, gdy wychodziły z boksu.
- Pomogę ci - powiedziała bez zastanowienia. W końcu to nic wielkiego, a nie miała powodu, by tak nie postąpić.
- Dzięki - uśmiechnęła się, dopełniając odpowiedź. Chociaż z początku wydawała się jej nieco chłodna, teraz zrozumiałą, że to zwykłą nieśmiałość. Gdy prosiła o pomoc w jej głosie brzmiało wahanie, jakby długo podejmowała decyzję, czy się odezwać. Ale nie miała się czego bać, przynajmniej jeśli chodzi o kontakt z Vulnere. Wyszła z boksu, zamykając go i idąc za dziewczyną o różowych włosach. Przeszły parę kolejnych "zagród" przeznaczonych dla koni, nim w końcu się nie zatrzymały. Pozwoliła jej wejść pierwszej i podać sobie kopystkę. Niewielki, niebieski przedmiot wydawał się pasować idealnie do jej dłoni.
- Witaj - przywitała się z wierzchowcem, podstawiając mu pod chrapy dłoń .Zawsze od tego zaczynała znajomość z koniem, właściwie, to nie wiedziała czemu. Jej rodzice też zawsze tak robili. - Jeśli mogę wiedzieć... czemu sama nie spróbujesz zająć się jego kopytami? Spokojnie, nie jestem zła. Zwykłą ciekawość - oznajmiła zaraz po pytaniu. Przeszła do prawej przedniej nogi. Ogier - co zauważyła od razu - spojrzał na nią lękliwie, jednak gdy uświadomił sobie, że chodzi tylko o wyczyszczenie jego kopyt, znowu zwrócił się przed siebie i zaczął za zwieszoną głową ponownie skubać leniwie siano. Ustawiła się tyłem do łba zwierzęcia, po czym dotknęła lekko jego nogi na znak, żeby ją podniósł. Wykonał polecenie bez zarzuty, więc już spokojnie trzymając końskie kopyto w jednej dłoni, drugą wyskrobywała kamyki oraz błoto, instynktownie unikając czułych miejsc.
- Ćwiczyłam na nim swój układ, jednak coś poszło nie tak i spadłam. Boli mnie całe ramię i trudno mi byłoby sobie poradzić - wytłumaczyła, nadal nieco nieśmiało. Vulnere skinęła głową na znak, że rozumie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo upadek z konia może zaboleć. Zwłaszcza, gdy wykonywało się jakiś układ ( chociaż sama nigdy tego nie robiła ). Czyli jej towarzyszka występuje na koniach? Ciekawe, chętnie chciałaby kiedyś zobaczyć jej występ. Naszła ją jednak inna myśl.
- Wiesz, mogłabym ci chyba pomóc z tym ramieniem. Jestem tutaj lekarzem, więc w zasadzie muszę ci pomóc. W końcu za to mi płacą - uśmiechnęła się do siebie lekko. Tak, pieniądze to ogromny plus tej pracy. Z resztą tak jak każdej innej. - Jeśli boli cały czas ramie może być nawet zwichnięte. Ale to okaże się później, najpierw koń - oznajmiła. Wyczuła, że jej towarzyszka zamierzała już zaprzeczyć. Ale w rzeczywistości nie miała się czego wstydzić, jeśli się tak czuła. Przecież to jej praca, powinna to zrobić nawet, gdyby nie chciała. A w istocie chciała.
- Tak przy okazji, jestem Vulnere. Nie przedstawiłyśmy się sobie wcześniej - upuściła czyste kopyto, odwracając się do dziewczyny, by uzyskać kontakt wzrokowy.
- Smiley, miło mi. Ale jeśli nie chcesz, nie musisz się fatygować, by obejrzeć mi ramię - próbowała się wywinąć. - To na pewno tylko stłuczenie - zapewniła. Vulnere też tak sądziła, na wszelki wypadek chciała jednak to sprawdzić. Ale nawet, jeśli to nic poważnego, maść na ból bądź coś podobnego nigdy nie zaszkodzą. Przeszła do kolejnego kopyta. Później następne i następne.
- Gotowe! - oznajmiła w końcu, oddając kopystkę, wcześniej ją solidnie wycierając o słomę. Zawsze się po sobie sprząta. Cóż, przynajmniej przy ludziach... - A teraz chodź, pójdziemy do mnie do namiotu. Tam cię dokładnie obejrzę. I nie próbuj ponownie oponować, to i tak nic nie da - starała się, by jej słowa brzmiały jak żart, ale jak zwykle nie wyszło. Zwykła, w zasadzie to nawet nieco wrogo wypowiedziana wypowiedź. Jednak jej znaczenie nie zawierało nic, co mogłoby zaniepokoić Smiley. Właściwie, to gdy teraz myślała o pseudonimie dziewczyny, to nawet do niej pasował.
- A, i ostrzegam. Jestem tutaj dopiero od dzisiaj i nie jestem pewna, czy od razu trafimy do mojego namiotu - uśmiechnęła się blado, gdy wychodziły z boksu.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz