- Miał - kucnął przed kotem, starając się go naśladować. Ułożenie jego pyszczka na moment stanowiło krótkie "OGARNIJ SIĘ", po czym zmieniło się w "TO NAWET Nie BRZMIAŁO W POŁOWIE TAK DOBRZE, JAK MOJE MIAUKNIĘCIE. JAJA SE ROBISZ???". Westchnął, przedrzeźnianie kota przez dobre dziesięć minut zakończyło się klęską, gdy ten położył się na brzuchu, wyciągając łapy i się rozciągając, po czym ucinając krótką drzemkę.
- Jeszcze się tego nauczę, zobaczysz - rzekł co chwilę zmieniając ton głosu, jakby próbował przy tym śpiewać sekundę w dół i w górę na przemian, a mu nie wychodziło. Gdyby nieco zmniejszył odległość pomiędzy dźwiękami, a dokładniej, to o pół tonu, wyszłoby "Dla Elizy". I skojarzył to dopiero po chwili. Kiedyś uczył się grać ten utwór i mu to wyszło, nawet w szybkim tempie, jednak mógł się założyć, że gdyby teraz miał stanąć przed pianinem czy fortepianem i coś zagrać, po pięciu minutach kombinowania udałoby mu się zagrać tylko linię prowadzącą, czyli melodię, w dodatku w innej tonacji. Momentalnie zatęsknił za tym instrumentem, chociaż po części rozstrojonym, to i tak wspaniałym. Po prawej stronie pianina drewno było nieco zdarte; wystawały dwie drzazgi. Klawisze starte, zwłaszcza białe w miejscu, gdzie oktawa mała łączyła się z razkreślną. Tak, tam kolor niemalże całkowicie zszedł. Doskonale pamiętał, jak podnosząc dłonie zauważał czarne smugi i na nich, i na klawiszach. I właśnie to najbardziej kochał, pomijając oczywiście samo granie i wychodzące z tego dźwięki - jeśli masz zabarwione palce po graniu to znaczy, że robisz to dobrze. Zawsze był z siebie dumny, gdy właśnie tak się działo. A zważając na to, że farba niemalże całkowicie zeszła, trudno było uzyskać taki efekt. Jednakże bardzo pożądany i doceniany przez jeszcze czarnowłosego chłopaka. I zatęsknił również za swoim dawnym ubarwieniem włosów. Co prawda kocha to, jak teraz wygląda, bo jak to twierdzi, wyróżnia się z tłumu i to w dodatku po części naturalnie, gdyż się nie farbuje. Ale gdy bibliotekarka mierzwiła mu te włosy niczym ukochana babcia swojemu wnukowi, zrobiło mu się smutno, że już nigdy tego nie zrobi. Należała ona do najwspanialszych osób z tamtego okresu życia. I właściwie to do dzisiaj jest jedną z nich. Jako jedna z niewielu rozumiała dobrze to, jak wspaniałe jest pisarstwo. Książki, wiersze, fraszki - wszystko to potrafi uszczęśliwić, zalać łzami, wprowadzić w taką furię, iż nawet gość po drugiej stronie państwa się nie ostanie. Wypełnić takimi emocjami, że po skończonej lekturze nawet przez miesiąc nie można się ich wyzbyć, przestać myśleć o bohaterach, o tym, co przeszli, i co wnieśli do życia. Jest tak wielu autorów już zapomnianych, a wciąż sięgających tak wysoko. I znowu jeszcze bardziej się przygnębił, nawet patrzenie na spokojnie oddychającą Mikę nie pomagało. Kiedyś ona umrze. I wszyscy umrą. A jeśli on zginie ostatni? Jeśli będzie musiał patrzeć na śmierć tylu bliskich? Co prawda Rue jest jedyną osobą, z którą utrzymuje kontakt i łączy go szczególna więź. Może ich kontakt także urwie się wcześniej? Oczywiście, jeśli sprawy potoczą się dalej tak, jak w ciągu ostatnich dni oraz tygodni, trudno będzie ujść bez szwanku. Schował twarz w dłoniach, jakby to miało ukryć i zbyć jego coraz to większą obojętność wobec życia, pustkę narastającą w sercu no i wszechogarniające przygnębienie, jakby nic się nie liczyło. Obojętne stało się dla niego nawet to, że w tej pozycji klatka piersiowa bolała najbardziej, a oddychanie stało się na tyle męczące, iż musiał wydychać powietrze w bardzo nienaturalny i przy tym głośny sposób. Spojrzał na leżącą kotkę. Ułożyła się w takim miejscu, że sam nie miał się gdzie położyć. Westchnął przeciągle, przez co zakrztusił się powietrzem w chwili, gdy nagły ból rozkwitł gdzieś w płucach. Kaszlnął parę razy, ostatecznie wstrzymując oddech - pomogło. Wstał i położył się na ziemi obok nowo nabytego łóżka, zgarniając poduszkę pod głowę i próbując zasnąć. Nie chciał budzić zwierzęcia, a do tego podłoga nie byłą taka niewygodna. Już wielokrotnie tak nocował i albo zdążył się przyzwyczaić, albo też faktycznie było mu wygodnie.
~~~
Obudził się po paru godzinach. Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął. Ba, nawet nie zauważył, gdy zielone jabłko trafiło go w czoło.
- Jedz szybko, bo spadamy na spacer - usłyszał znajomy głos, który dopiero wtedy upewnił go, że faktycznie nie śpi i jednak ledwo dostrzegalny dotyk na twarzy nie był wymyślony.
< Rueeeee? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz