- A zamiast księcia z bajki pojawił się troll spod mostu - wzięłam do ręki owoc i ugryzłam kawałek. Mięciutkie i soczyste, może jednak to nie trucizna. Ponownie rzuciłam się na łóżko i spokojnie przeżuwając dochodziłam do siebie po jakże mocnym śnie. Coś mi się śniło...
Miałam się ożenić z jakimś księciem, ale jego ojciec (Juliusz Cezar niczym z bajki o Asterix'ie i Obelix'ie) nam na to nie chciał pozwolić. Zamknął nas w komnacie, gdzie spotkałam chorą czarodziejkę. Wzięliśmy jej dwie miotły i po wysokiej fioletowo ciemnej czapce, takie zawsze nosiły czarownice. Kiedy wsiedliśmy na miotły, automatycznie unieśliśmy się w powietrzu i wylecieliśmy przez okno. Lataliśmy jak najwyżej, żeby szybko zlecieć na dół i straszyć ludzi. Co ciekawsze, kiedy spadałam, czułam się, jakbym na prawdę przez to przechodziła, jakbym naprawdę leciała. Miny innych ludzi były cudowne. Pamiętam, że na końcu goniliśmy chyba krowy... Szkoda, że nie pamiętam twarzy mojego "księcia", bo to na pewno nie był Brutus, syn Cezara. Ale jego twarz chyba nie przypominała mi nikogo znajomego...
- Zauważ, jaki hojny był troll. Bynajmniej nie musiałaś na niego czekać - zaśmiałam się pod nosem. Lepszy punktualny troll, niż spóźnialski książę, co nie? Podniosłam się i ześlizgnęłam z łóżka.
- Ale cudnie mi się spało - wyciągnęłam ręce do góry i na chwilę zapominając o chorej nodze stanęłam na nią, co było moim błędem. Automatycznie się wywróciłam na stos koców, gdzie leżał plecak chłopaka. Mruknęłam coś pod nosem wstając jednym susem, a nogę w gipsie nieco unosząc. - Widziałeś moje kule? - zapytałam rozglądając się.
- A co? Już ci się tu znudziło? - zapytał kręcąc się w kółko. Schylił się, a w dłoni trzymał moją rzecz. - Trzymaj - podał mi je.
- Dzięki. Wrócę do siebie, muszę tam ogarnąć - stwierdziłam przypominając sobie ten cały bajzel. Dlaczego u chłopaka to normalniej wyglądało? Mi się pewnie trafił jakiś fleja, albo to wina kotki, mogła szaleć i biegać po całym namiocie, jest jeszcze możliwość, że Smiley ją goniła.
- Mam ci życzyć powodzenia? - zapytał siadając. Wzruszyłam ramionami i oparłam się o kulę.
- Chyba tak. Przyda się. Cześć - wyszłam z jego namiotu i skierowałam się do swojego.
Mimo, iż nic tu się nie zmieniło, wydawało mi się, że było tu gorzej niż wcześniej. Ubrania leżały wszędzie, dosłownie, na szafkach, krześle, łóżku (zaraz... ja też mam łóżko? Od kiedy?), ziemi. Westchnęłam zrezygnowana. Zaraz... zapomniałam o Mice! Odwróciłam głowę w kierunku wyjścia z namiotu. Chwilowo miałam zamiar wrócić po nią, ale stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli zostanie u chłopaka. Tutaj może mi przeszkadzać, a ja koniecznie muszę to wszystko ogarnąć. Po za tym wiem, że Akuma będzie zadowolony, jeśli zauważy u siebie Mike. Zaczęłam zbierać ubrania i rzucać je na łóżko. Z kulą sprzątanie jest trudniejsze, dlatego wolałam na siedząco składać ubrania.
Długo sprzątałam, na prawdę. Nawet, jeśli sądziłam, że to już koniec, zaraz trafiałam na coś, co mi przeszkadzało. Co dziwniejsze, znalazłam tutaj paczkę kondonów. Skąd one tutaj się znalazły?! Z tego co pamiętam, nie miałam okazji żadnych kupić, więc... Rzuciłam je na pierwszą lepszą półkę, później się coś z nimi zrobi. Teraz miałam ochotę na kąpiel. Słońce już zachodziło, wzięłam ręcznik i jakieś ubrania, po czym skierowałam się do łaźni. Po drodze spotkałam znajome twarze i zamieniając z nimi parę słów, moja podróż pod prysznic się nieco wydłużyła. Ale kiedy tam się znalazłam, źle się poczułam. Oparłam się o ścianę, moja głowa sama zaczęła pokazywać mi sceny, wspomnienia, w którym razem z Akumą zostaliśmy tutaj napadnięci. Co gorsza, nie udało nam się i zostaliśmy pojmani. Weszłam dalej. Sądziłam zastać połamane prysznice, wodę na ziemi, martwe ciała, krew spływając razem z wodą do kanałów, leżący gdzieś pistolet... ale wszystko wyglądało tak, jakby nic tu się nie stało. W końcu mieli dużo czasu, aby to naprawić. Wzięłam powietrze do płuc, kiedy poczułam, że mi go zabrakło. Nieświadomie przestałam oddychać wstrzymując powietrze. Weszłam do byle jakiej kabiny rozbierając się i wchodząc pod letnią wodę. Musiałam ochłonąć. Kiedy opierałam się znowu o ścianę, wsłuchiwałam się w ciszę, jaka tu panowała. Jedynie prysznic zatrzymywał tą ciszę, nic więcej.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz