- Kim ty, do cholery, jesteś? - jej głos brzmiał ostro, wyzywająco. Poderwał się do pozycji siedzącej, światło świec było jasne, zaskakująco jasne. Z czego były wykonywane, skoro dawały tak dobre oświetlenie? I jak ona je zapaliła? Hubką? Kiedyś takie stosowano, ale nigdzie nie widział tutaj niczego podobnego... Nagle jednak uświadomił sobie, że przed ich łóżkiem stoi nieznajomy mężczyzna. Około trzydziestki, obcięty w modną fryzurę. Z podartymi jeansami, czarną kataną i koszulką z jakimś nadrukiem. Z początku nie skojarzył, co w tym dziwnego, ale przecież jego wygląd stanowczo różni się od wyglądu ludzi tutaj. Jest ubrany zupełnie jak osoba z teraźniejszości. Przynajmniej tej, w której dotychczas żyli.
- Jestem Sean, wy to zapewne Cassie oraz Hayato? - spytał. Oboje powoli wstali, chyba nie rozumiejąc, jakim cudem ten gość zna ich prawdziwą tożsamość.
- Skąd się tu wziąłeś? - odezwała się Rue, chyba zbywając fakt poprawienia tego gościa - Rue i Akuma, a nie Cassie i Hayato. Mniejsza z tym, jakim cudem on tutaj wlazł? Tak cicho, skoro drzwi skrzypią na tyle głośno, że by się obudził?
- Bo nie jestem. I wy też - powiedział spokojnie, nadal stojąc w lekkim rozkroku i rękoma spuszczonymi wzdłuż tułowia.
- Nie oto chodziło - mruknęła Rue, ale przynajmniej warto wiedzieć, że ten ktoś ich zna. Lub przynajmniej wie, co jest grane. Może mógłby im pomóc? Akuma odchrząknął cicho.
- Rue, tam są drzwi - powiedział cicho, by tylko ona to usłyszała. Ale nie udało mu się. Ewentualnie nieznajomy posiada jakieś dziwne umiejętności, pozwalające mu słyszeć wszystko i wszędzie.
- Teleportowałem się tu - wytłumaczył z grubsza. Teleportował? Jaja se robi? Gdzie są kamery? Albo gdzie peleryna superbohatera? Gościu, przeginasz. Won stąd, no won.
- Weit, weit, weit, what??? - odezwał po angielsku, krzywiąc przy tym twarz. To podróże w czasie istnieją? Ogólnie, teleportacja? Śmieszne. Przecież sami to wszystko przeżyli. Cholera.
- Przepraszam, ale nie poinformowano mnie, że mówicie po angielsku... W jakim języku chcecie rozmawiać? Dostosuję się do każdego - powiedział, patrząc to z jednego, to na drugie. Wymienili zdziwione spojrzenie. On nie żartuje, to też nie jest sarkazm. Mówi z lekkim zdziwieniem, ale i melancholią. Jak jakiś pieprzony polityk. Czy to prezydent???
- Nawet kosmitów? - nie mógł się powstrzymać, za co Rue zgromiłą go wzrokiem. Jednak ku jemu zdumieniu, uzyskał odpowiedź. I to po raz kolejny bez użycia choćby grama sarkazmu, czy szczypty dowcipności.
- Oni nie mają swojego języka, Hayato - odezwał się. Prychnął, czy to jakieś kpiny? Faceci w czerni, tyle że w wersji średniowiecznej???
- Dlaczego tutaj jesteś? - zadała pytanie. No tak, trzeba kontynuować to szalone dochodzenie. Zmierzył wzrokiem mężczyznę. Sean? Brzmi typowo, dlaczego więc już uznał go za największego dziwaka, jakiego dotychczas zobaczył? Delikatny zarost na twarzy, ciemno brązowe włosy, rysy dobrego człowieka. Ale czy jest człowiekiem, skoro potrafi takie rzeczy?
- I czym jesteś? - spytał, ku jemu zdziwieniu Rue nie zareagowała. O co chodzi? Ten świat staje się coraz bardziej porąbany. Jeszcze chwila, a sam Napoleon Bonaparte przyjedzie tutaj na swoim białym rumaku oznajmiając, że śledzi ich horda zombie. Byłby wampirem. Tak dla odmiany, wampirów jeszcze nie było.
- Jestem tutaj na polecenie Pana. Jestem jego...posłańcem - Akuma ledwo co powstrzymał śmiech. Anioł? Naprawdę?
- A skrzydełka z kurczaka też masz? - spytał z sarkazmem w głosie. W Boga wierzy, ale anioł? Gościu, co brałeś??? Warto było? Teraz twierdzisz, że się teleportowałeś i jesteś aniołkiem. No proszę, a gdzie Lucyś? Lucynka, gdzie jesteś??? "Nawet mi zaczyna odbijać" - pomyśłał, słysząc własne myśli.
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Moja rasa nie ma skrzydeł, zwłaszcza z kurczaka - jego poważny i rzeczowy ton głosu brzmiał niezwykle komicznie z takim znaczeniem słów.
- Twoja rasa? - spytała akrobatka, chcąc zmusić go do kontynuowania przemowy.
- Jestem duszą stworzenia nadprzyrodzonego. Te, które idą do nieba, służą Bogu. - Nagle jego tęczówki oraz źrenice zniknęły, zostały same białka. Demon, czy jak?! Rue rzuciła się do świec i chyba chciała nimi go podpalić ( przynajmniej takie miał wrażenie ), ale zamarła z jedną w dłoni. Sean zaczął ciężko dyszeć, gdy jego oczy wróciły do normalności.
- Musimy się pośpieszyć, idą po was - wysapał.
< Rue?Nie zabij mnie, ja nie wiem skąd ten pomysł XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz