- Czemu się spóźniliście? Niewyraźnie się wysłowiłem o której kolacja? - dopiero teraz zauważyłam, że obok Akumy siedział Logan. Mierzył nas poddenerwowanym wzrokiem, trzymając w dłoni udko. Mimo tego hałasu, usłyszałam go bardzo wyraźnie. Co ciekawsze, nikt nie zwrócił na nas uwagi, każdy był zajęty swoją osobą. Nie potrafiłam zrozumieć o czym rozmawiają, jedynie mogłam wyłapać parę słów jak "mocno", "uderzyć" czy "piwo".
- Nie wiedzieliśmy, która godzina – odpowiedział chłopak po namyśle.
- Na prawdę? Myślałem, że skoro jesteś uczniem Szekspira, to masz więcej talentów, niż ktokolwiek z nas – powiedział drwiącym głosem. W myślach stwierdziłam, że ma rację. Mamy o wiele więcej talentów niż oni, gdyż my jesteśmy z przyszłości i wiemy o rzeczach, które pewnie się nawet jeszcze nie wydarzyły. Ale to nie ważne, teraz bałam się, że wpadniemy. Milczałam, czekając, aż Akuma coś wymyślił. W tym czasie zapchałam usta mięsem, aby wymigać się od odpowiedzi, gdyby oczekiwał jej ode mnie. - Tym bardziej, że podróżnicy powinni umieć odczytywać godzinę ze słońca – dodał. Coraz bardziej się bałam, ze coś nie wyjdzie. Nawet jeśli widziałam, że nikt nas nie słyszy, nikt nie jest nami zainteresowany, to czułam, że jednak się nam przyglądają i nas słuchają. Jakby chcieli znaleźć ten jeden moment, w którym się potkniemy i wszystko się wyda.
- Mylisz się. Nigdy nie potrafiliśmy odczytywać godziny ze słońca. Sami sobie wybieraliśmy porę kiedy jemy czy idziemy spać – próbował się wytłumaczyć. Brzmiał pewnie. Ja bym zapewne zaczęła nawijać jak szalona, co by było bardzo podejrzane. A w jego głosie był tylko spokój. Mogłam odetchnąć na razie z ulgą.
- Na prawdę? - usłyszałam zdziwiony głos mężczyzny. Ponownie ugryzłam mięso i napiłam się wody. Akuma skinął głową. - Więc jesteście większymi idiotami, niż wyglądacie – odwrócił się do nas bokiem i powrócił do jedzenia. Także się wyprostowałam marszcząc brwi. Na prawdę? Jesteśmy idiotami? Gdybyśmy im zaczęli nawijać o przyszłości, pewnie uznali by nas za wariatów, a potem dopiero za magików, gdyby nam w jakiś sposób uwierzyli. Musieliśmy jednak milczeć i w tej ciszy wróciliśmy do kolacji. Żadne z nas się nie odezwało, byliśmy pochłonięci konsumowaniem mięsa. W pewnej chwili zachciało mi się napić piwa, ale stwierdziłam, że nie będę ryzykować, mimo, iż koleś obok mnie mi to proponował. Hałas w sali powoli znikał, wraz z ludźmi, którzy najedzeni opuszczali to miejsce. My stąd wyszliśmy prawie ostatni, jednak "mój pan" nas zatrzymał. - Skoro nie umiecie odczytywać godziny, obudzę was jutro wcześniej i nauczę tego. Nikt nie będzie po was chodził, żebyście zeszli na jedzenie czy treningi – oświadczył. - Lepiej to doceńcie, normalnie to byście musieli zgadywać, co jest kiedy i najwyżej szli byście głodni spać – odwrócił się i wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie z Akumą, po czym opuściliśmy jadalnie. Znowu zaczęliśmy krążyć po budynku w poszukiwaniu naszego pokoju; najpierw trzeba znaleźć korytarz, a potem odpowiednie drzwi, co będzie trudne, bo każde jest takie same. Wałęsaliśmy się jakiś kwadrans, a potem dziesięć minut wybieraliśmy odpowiednie wejście. Tak czy siak najpierw się pomyliliśmy, wchodząc do pokoju jakiejś dziewczyny. Szybko je zamknęliśmy i weszliśmy do drugiego obok, który okazał się naszym. Podeszłam do łóżka i położyłam się na nie plecami tak, że nogi miałam na ziemi.
- Nie mają tu zegarków? - mruknęłam zamykając oczy. Okropnie się najadłam i miałam wrażenie, że zaraz zasnę.
- Nie mam pojęcia, ale w tych czasach chyba powinni mieć – chłopak usiadł obok i także się położył. - Jak nas wypuszczą, od razu trzeba się zastanowić, co zrobić.
- Ale tylko ciebie – zauważyłam. - Mnie może nie puścić – mruknęłam niezadowolona. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanę czyjąś niewolnicą; na dodatek w przeszłości. Przydałoby się go słuchać, skoro nie każe mi się bawić w typową kobietę od garnków.
<Akuma? Błogosławiony weekend>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz