Nieznajoma, a właściwie, to już znajoma, biła pewnością siebie. W jakiś sposób równocześnie nienagannością - czy to typowe włosy aniołka, choć trzeba stwierdzić, że w życiu podobnych nie widziałem, czy to nieskazitelna biel jej sukienki, czy też oczy. Bystre i wyjątkowe, nigdy nie spotkałem kogokolwiek z taką barwą tęczówki. Na myśl od razu przychodziły mi bzy - fioletowawe, o zapachu należącym do moich ulubionych. Tak, zdecydowanie te kwiaty są najwspanialsze ze wszystkich. No, i słoneczniki.
Boże, przy tej całej Raion czuję się jak baba. I tak też się zachowuję. Send help...?
Mimo wszystko chłód i opanowanie bijące od dziewczyny nieco zbiło mnie z tropu. O wyglądzie laleczki z porcelany, a charakterze Królowej Śniegu. Jeszcze jej zdziwienie dotyczącego tego buntu... Nigdy w życiu nikomu nie zaoponowała? Nie musiała powiedzieć stanowczego "nie", wykrzyczeć swoich prawd, wygrać sprzeczki?
Ma ogromne braki, oj tak.
- A więc jeśli zaproponowałbym ci wspólny, nie odmówiłabyś, bo w jakimś stopniu byłby to przejaw buntu? - spytałem, podnosząc lekko brew w lekko drwiącym, charakterystycznym już dla mnie geście. Na jej twarzy dostrzegłem grymas, świadczący o jej zniesmaczeniu do mojej osoby. Cóż, jeszcze się do mnie przekona. Albo będę mógł zapisać ją z dumą na koniec wciąż powiększającej się listy osób, które na mój widok chcą uciec w najbliższe krzaki i do końca życia już mnie unikać.
- Tego nie powiedziałam - oznajmiła wymijająco, a ja uniosłem wysoko brwi.
- Whoohoohoo, no proszę! - powiedziałem, już nie siląc się na coś w rodzaju "Jednak potrafisz powiedzieć "nie"". - No, ale wiesz, jakoś musisz wrócić do cyrku. Więc...tak się jakoś składa, że mamy ten sam cel końcowy. Co za pech - mój głos nabrał teatralnego brzmienia, podobnie jak końcowe westchnięcie. Niczym aktor przesadnie położyłem nogę na nogę i oparłem głowę na dłoni, spoczywającej na kolanie. Spoglądałem z jakby znudzeniem i wyczekiwaniem jednocześnie w stronę towarzyszki. Chociaż ciągle pozostawała niewzruszona, czułem się, jakby podświadomie już chciała mi przywalić. Ciekawe, czy bym w ogóle poczuł. Ona wydaje się naprawdę taka krucha i niewinna. W mojej głowie jednak zaświeciła się czerwona lampka. Idioto, ona wciąż pracuje z bestiami! Zdumiewające, wydawała mi się równie groźna co motyl... aż dziwne, że tak długo ta kwestia nie potrafiła się ulotnić z moich myśli.
- Możemy razem wrócić do cyrku, ale planowałam jeszcze chwilę tutaj posiedzieć - oznajmiła wręcz monotonnym głosem. Albo też tylko mi się tak wydawało. Zostać tutaj? Ale po co? Wzruszyłem tylko ramionami, wracając do normalnej pozycji. Odchyliłem się w tył, nogi luźno spuszczając wzdłuż szarego kamienia. Niebo przybierało pomarańczowe barwy. Zachody słońca są do dupy. Każdy kto widział jego wschód wie, o czym mowa. To właśnie on jest najpiękniejszy. Zachód słońca po prostu łatwiej zobaczyć, bo ludzie są zbyt leniwi i głupi żeby potrafić rano wstać. Ale co ja mam tutaj do powiedzenia, skoro sam czasem potrafię wstawać około szesnastej? Zwłaszcza po nocy pełnej wrażeń. No tak, facetowi to tylko jedno w głowie... Rzecz jasna chodziło o niezwykle barwny sen.
- Czyli lubisz zachody słońca, hmmm? Osobiście jakoś za nimi nie przepadam. Za nocą też - oznajmiam, patrząc przed siebie.
<Raion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz