Odprowadzałem ich wzrokiem, lecz po chwili znikli mi w tłumie pozostałych pracowników, którzy również zakończyli swój pobyt w tym miejscu. Przejechałem raz jeszcze widelcem po pozostałościach mojego posiłku, powoli kierując swój wzrok na rozpoczynającą rozmowę, Smiley.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? -zapytała, posyłając mi przy tym delikatny, aczkolwiek życzliwy uśmiech.
Mimowolnie spojrzałem na talerz pod sobą, zastanawiając się, czy nie wziąć czegoś na później, do mojej przyczepy. Mając nadal nieco opuszczoną głowę, spojrzałem na dziewczynę zza niedbale ułożonych kosmyków włosów. Musiałbym je spiąć, lecz jak na złość nie mam przy sobie żadnej spinki czy gumki.
- Możemy się przejść -powiedziałem cicho, po czym unosząc już głowę i patrząc na jej twarz, dodałem miło -Gdzie chcesz, żebyśmy się przeszli?
Różowo-włosa zaśmiała się cicho, odpowiadając krótko, że wybierzemy się tam, gdzie nas nogi poniosą. Trochę mnie ten pomysł zadziwił, ale byłem dobrej myśli, w końcu nic się nie stanie. Mimo tego, że znajdywaliśmy się w Avalon dopiero od niedawna, mieliśmy trochę czasu zapoznać się z tutejszą florą i fauną. Po dokonaniu decyzji wstaliśmy z miejsc i powoli skierowaliśmy się do wyjścia. Będąc już przy drzwiach namiotowych, o mało co nie zapomnieliśmy o naszych małych towarzyszach, które raz po raz potykały się o swoje łapy, przez co szybko zauważyliśmy, że są zmęczone. Nie poddając ich już większym katorgom, zabraliśmy je na ręce -ja małą suczkę, a Smiley białego lisa -i zanieśliśmy do namiotu niebieskookiej. Kładąc zwierzaki na łóżku dziewczyny, ta pożegnała się z nimi, natomiast ja wyszedłem już na zewnątrz. Kiedy tylko nastąpiłem na delikatnie zazielenioną ścieżkę przed wejściem do namiotu, szybko poprawiłem swój płaszcz, gdy tylko poczułem na karku zimne powietrze jesiennego wiatru. Długo jednak nie musiałem stać w miejscu, gdyż po chwili podeszła do mnie Smiley, mówiąc żywo, że możemy zacząć naszą małą przechadzkę. W odpowiedzi skinąłem głową, a następnie ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez główny plac naszego cyrku, rozglądałem się po ludziach. Pomimo narastającego chłodu, oni nadal błądzili po wydeptanych ścieżkach.
Weszliśmy do lasu, który przez to, że zbliżał się wieczór, był już dosyć ciemny w swej scenerii, a wchodząc coraz bardziej w jego głąb, było coraz gorzej z moją widocznością. Spojrzałem ukradkiem na idącą obok mnie towarzyszkę. Szła zamyślona, wpatrzona w coś przed sobą. W tym momencie zacząłem się zastanawiać na ten sam temat, co zawsze, gdy tylko się tu pojawiłem. Czy naprawdę tutaj z nimi żyłem, w tym cyrku? Pomimo tego, że znałem już odpowiedź po kilku rozmowach z Pikiem i resztą głównych cyrkowców, oraz po przeczytaniu kilku papierów, nadal mnie to zastanawiało, tym bardziej że większość i tak traktuje mnie, jak kogoś nowego, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Może pójdziemy na polanę? -jej głos oderwał mnie od rozmyśleń. Szybko spojrzałem przed siebie, a następie na nią -Jest zaraz za tym zakrętem, a że nie ma tam zbyt dużo drzew, powinno być, choć trochę jaśniej -dodała od razu, patrząc przy tym na mnie.
- Jeżeli tak mówisz -odpowiedziałem, po chwili posyłając jej delikatny uśmiech, na co ona skinęła głową.
Tak jak mówiła, za zakrętem niemalże od razu rozciągała się polana, która prowadziła do kilku wzniesień. Pomimo zmarzniętej trawy i znikomej ilości innej roślinności niż małe krzaczki czy obumarłe kwiaty, było tu naprawdę ładnie, a przede wszystkim, o wiele jaśniej, tak jak mówiła. Słońce, które jeszcze całe nie schowało się za horyzontem, dawało nam trochę światła, które drzewa z łatwością przysłaniały. Uniosłem dłonie do ust, po czym wypuściłem biały obłok, gdy oddechem spróbowałem ogrzać oziębione palce. Mój wzrok szybko zawisł na białych rękawiczkach Smiley. Przymknąłem oczy, przeklinając się przy tym w myślach, dlaczego jeszcze żadnej pary sobie nie kupiłem. Wtedy poczułem, jak coś delikatnie łapie moje wyziębione kończyny. Otworzyłem powoli oczy, zauważając przy tym Smiley, która obejmowała swoimi dłońmi, moje. Trochę się tym zdziwiłem, lecz jeszcze więcej zaskoczenia przyniosło mi to, że przyłożyła je do swoich ust i tak samo, jak ja przed chwilą, zaczęła je ogrzewać. Zawstydziłem się, a przez to, że prawie cała twarz mi zmarzła, mogłem nawet poczuć, jak policzki robią się lekko zaczerwienione. Właśnie w tym momencie spojrzała się na mnie, z jeszcze większym zakłopotaniem ode mnie.
- Dlaczego nie zabrałeś rękawiczek? -zapytała cichutko, na co ja odruchowo odwróciłem od niej spojrzenie.
- Zapomniałem kupić nową parę... -wyszeptałem, wypuszczając kolejny kłąb pary. Odchrząknąłem cicho i powoli uwolniłem ręce z jej uścisku -Dziękuję za pomoc -powiedziałem bez namysłu, układając ramie wzdłuż ciała -To, co teraz robimy? -dodałem szybko, by jakoś zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dziewczyna przytaknęła cicho, po czym odwróciła się w kierunku rozpościerającej się polany.
- Może pójdziemy na tamten pagórek -wskazała palcem w danym kierunku -z tego, co pamiętam, za tymi wzniesieniami cała ziemia idzie coraz niżej, więc powinien być ładny widok -dokończając swoje słowa, zaczęła już iść w kierunku górki.
Ruszyłem zaraz za nią, lecz nie próbowałem jej dogonić. Zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego tak swobodnie się przy mnie zachowała, tak jakby naprawdę bardzo długo mnie znała. Westchnąłem cicho, przymykając przy tym oczy.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na szczycie pagórka i tak jak mówiła Smiley, widok był naprawdę ładny. Polana, która powoli kryła się za stopniowo powiększającymi się drzewami tworzącymi niemalże rozwinięty dywan, powoli osuwała się w dół, przez co mieliśmy idealny wzgląd na zachodzące słońce, które jeszcze ostatkami sił próbowało ogrzać nasze twarze. Na sam ten widok, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie byłem nawet w stanie się pozbyć. Cieszyło mnie to. Tak po prostu.
<Smiley? Przepraszam za jakość, ale nie miałam pomysłu :,[ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz