Miło było ze strony chłopaka, że odprowadził mnie do mojego namiotu. Przed wejściem do swojego namiotu, zapytałam się czy nie chciałby wejść do środka, jednak był za bardzo zmęczony. Bez żadnych sprzeczań, wręcz z wyrozumiałością, puściłam go lecz przedtem dziękując mu za miło spędzony dzisiejszy dzień. Weszłam do środka, zdjęłam swoją kurtkę oraz buty od razu przy wyjściu. Moje poliki były czerwone od mrozu przez co odrobinę szczypały. Nie miotając się już dłużej po pomieszczeniu, przebrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka, a moje pupile dołączyły do mnie, tym samym mnie miło ogrzewając. Uśmiechnęłam się w ich stronę, po czym odpłynęłam w świat snów. Obudziłam się wraz z pierwszymi błagalnymi piskami Biscy, która była głodna tak samo jak i Yuki. Spojrzałam się na zegarek. Była co dopiero siódma rano! Nie chciało mi się jeszcze wstać, ale błagalny wzrok Biscy i Yuki’ego był zbyt uroczy, abym mogła go od tak zignorować.
- Już wstaję - powiedziałam trochę zawiedziona tym, że musiałam tak wcześnie zerwać się z łóżka. Przynajmniej w ramach podziękowania dostałam wesołe szczeknięcie od Biscy.
Wsypałam każdemu z osobna ich karmę i przy okazji wody. Dziwne było to, że ich miseczki na jedzenie były puste, zwłaszcza, że były one wczoraj pełne, gdy szłam spać. Nie głowiąc się już dalej, poszłam wykonać swoje poranne czynności. Przemyłam dłonie oraz twarz, umyłam zęby, uczesałam włosy po czym się ubrałam.
Spojrzałam się w lustro, aby upewnić się, że na mojej głowie nie odstaje żaden kosmyk. Chcąc już ruszyć na śniadanie, coś spadło na ziemię, wydając przy tym gruchoczący dźwięk. Obejrzałam się za siebie. Zauważyłam tylko ogon. Nie czekając długo, poszłam w kierunku mojego nowego domownika. Gdy mnie wyczuł uciekł na zewnątrz. Pobiegłam za nim. Zobaczyłam że ma w pyszczku moją ulubiona i bardzo ważną szklaną kulkę.
- Stój! - zaczęłam krzyczeć. - Ej ty mały! Oddawaj to! To jest moje! - biegłam za nim, nawet nie zwracając uwagi na to co to za zwierzak. - Przepraszam! Z drogi! Przepraszam!... - za każdym razem gdy ktoś napotkał się mi na drodze, krzyczałam tak głośno do momentu w którym nie zszedł mi z drogi. Do momentu w którym nie wpadłam na Vogel'a. Mocne runięcie i uderzenie się o ziemię, dało się poczuć. Bolało.
<Vogel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz