Nastał nowy dzień. Chłopak sam z siebie otworzył oczy i spojrzał na godzinę - 5:13. Przeciągnął się, nastawił wodę i poszedł się ubrać. Wyciągnął saszetkę instant-kawy i zalał, znajomy zapach taniego napoju szybko wypełnił jego skromny namiot. Wyszedł z kubkiem na zewnątrz, słońce już świeciło, ptaki śpiewały, całkiem niezły poranek. Wyjął z paczki papierosa i zapalił jak co rano. Kawa z prawdopodobnie przyczyną jego śmierci łączyły się w znajomą mu całość, część jego porannej rutyny. Poranki były dla chłopaka jego azylem, oazą, codziennie niby niezmienne, a tak różne w zależności od pór roku czy pogody. Niebo było prawie bezchmurne. Powder napawał się tym widokiem dłuższą chwilę, dopóki w kubku nic nie było i skończyło się zdradliwe źródło nikotyny. Uśmiechnął się sam do siebie, większość rezydujących w cyrku jeszcze spała, postanowił więc udać się najpierw do zwierząt. Większość z nich ignorowała jego obecność, jako że to nie on dawał im jedzenie czy też czesał. Jedyne co od nich dostał to spojrzenia w jego stronę, często tylko na krótką chwilę. Udał się on za klatki i sprawdził ilość jedzenia. Na szczęście było jeszcze dużo siana, liści i innych roślinnych mixów, a w mini-lodówce nie zabrakło mięsa oraz ryb.
- Starczy wszystkiego na co najmniej cztery dni - powiedział do siebie i ogarnął ręką włosy, które lekko opadły podczas kucania przy lodówce. Wychodząc, podszedł na chwilę do Sunny. Ta jako jedyna chciała uznać jego obecność, ale bądźmy szczerzy, zauważy każdego, kto chciałby poświęcić jej chwilę uwagi. Żyrafa obniżyła głowę tak, aby chłopak mógł jej sięgnąć. Pogłaskał ją chwilę zza krat i po cichu wyszedł. Było dziś jeszcze sporo do zrobienia, ale nic nie było pilną sprawą. Dzisiejszy dzień zapowiadał się być jednym z tych spokojniejszych... przez jakieś pięć minut. Nagle jego uszy przeszył straszny dźwięk. Był to pisk i huk? Nie dał on rady stwierdzić. Powder pobiegł w stronę dźwięku, miał tylko nadzieję, że nie było to nic poważnego. Wiedział, że dotarł na miejsce po kompletnym bałaganie, który zapanował w mgnieniu oka. Stała się jedna z gorszych rzeczy - zawalił się namiot... w sumie jedna z najgorszych, jedyne co przychodziło mu do głowy, co mogłoby to pobić to ucieczka zwierząt. Namiot, a (właściwie wielka płachta na ziemi) wydawał się być nienaruszony, padła konstrukcja od środka. Chłopak chwycił za miejsce, gdzie znajdowało się wejście.
- Halo? Jest tu kto? - cisza. Nic pod namiotem się nie ruszało, ale wolał on sprawdzić, na wszelki wypadek. Westchnął sam do siebie. Świetnie. Nie przepadał on za rozkładaniem namiotów, sam wiele razy się pod nimi znalazł i nie było to nigdy nic przyjemnego, mimo tego nabrał on wprawy w ich rozstawianiu. Zapadła konstrukcja wydawała się być namiotem mieszkalnym, więc naprawa go szybko trafiła na jego listę priorytetów. W sumie, czemu nie zacząć teraz? Wrócił szybko do swojego lokum i wziął narzędzia, na wszelki wypadek. Wątpił, że ktoś z załogi technicznej był teraz na nogach, a sam miał doświadczenie z tym zdradliwym materiałem. Gdy wrócił na miejsce, zastał on domniemanego lokatora.
- Co tu się stało?! - na twarzy osóbki nie widniało zmartwienie, tylko lekkie zdenerwowanie.
- Sam nie wiem, usłyszałem tylko głośny dźwięk i - przechylił głowę w stronę namiotu - tak to zastałem. Dobrze, że cię tu nie było, nie wiem jak mogło się to skończyć. Czy były już wcześniej jakieś dziwne dźwięki? - spytał. Miał nadzieję na szybkie znalezienie powodu tego problemu, no i wolałby spać spokojnie, wiedząc, że osoba ma gdzie się podziać.
<ktoś coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz