- Włóż go juuuż. - wymruczałem zdecydowanie parę chwil później, przerywając nasz pocałunek i nie odrywając wzroku od fiołkowych oczu chłopaka. Teraz się nie dziwię, dlaczego ten blond pajac tak się nimi zachwycał... Są naprawdę niczemu sobie.
Mój kochanek szybko spełnił moje życzenie. Poruszył ostatni raz palcami, a chwilę później pchnął biodrami, wchodząc we mnie. Z moich ust wydostał się głośny jęk i automatycznie mocniej zacisnąłem palce na ramionach chłopaka, wręcz wbijając mu paznokcie w skórę. Oparłem czoło o jego ramię, odetchnąłem głęboko parę razy, by przyzwyczaić się do intruza w swoim ciele. Nie trwało to długo. Chłopak poruszył się lekko na próbę, a nie wyczuwając, ani nie słysząc moich protestów, zaczął się powoli wysuwać się ze mnie i wsuwać z powrotem, w ten sposób wydobywając z nas obu ciche jęki. Z czasem zaczął się poruszać szybciej i mocnej, dzięki czemu nie dość, że jęczałem, jak zwykła dziwka, to parę razy i krzyknąłem. Zacząłem go drapać po ramionach i plecach, nawet i ciągnąć za włosy, mocnej dociskać go do siebie nogami. Rudzielec zaczął mnie całować po szyi i obojczyku, ściskając bardziej mojego penis między naszymi brzuchami. Długo nie wytrzymałem tego tarcia i stymulacji prostaty. W końcu doszedłem z głośnym krzykiem, opryskując nasze klatki piersiowe spermą. Cóż, i tak nie zdejmę jego koszulki. Nie ma szans... Okej to trochę brzmi, jakbym był jakimś popierdolonym fetyszystą, ale w sumie, co w tym złego? Lennie (ale czy na pewno? Dalej nie umiem zapamiętać jego imienia.) doszedł chwilę później, ukrywając swój krzyk w moich ustach, namiętnie mnie całując. Poruszał się jeszcze chwilę we mnie leniwie, po czym znieruchomiał, chowając twarz w moim ramieniu. Obaj ciężko oddychaliśmy. Odsunąłem głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i kładąc po sobie psie uszy. Przez chwilę przed oczami latały mi kolorowe gwiazdki. Naprawdę było świetnie. Dawno czegoś takiego nie przeżyłem. Dopiero gdy nie zbyt estetyczne gwiazdki zniknęły sprzed moich oczu, przeniosłem wzrok na chłopaka.
- To co? - uśmiechnąłem się szelmowsko, wciąż jeszcze trochę dysząc. - Druga runda?
Nie miałem na co narzekać. Pobudka w ramionach Lenniego była czymś, o czym marzyłem w każdą bezsenną noc w towarzystwie tamtego świrusa. Byłem naprawdę szczęśliwy i czułem, że będzie to świetny dzień dla wszystkich. Poza tym przyszedł czas na to, aby mój ukochany w końcu spotkał się ze swoim ojcem. Już się nie mogłem doczekać, aż się spotkają i w zgodzie porozmawiają, a może i nawet się przytulą? Pocałowałem na dzień dobry tą swoją rudą śpiącą królewnę.
- Pora wstawać. - powiedziałem przesłodzonym tonem, po czym się podniosłem i zwyczajnie przeciągnąłem. Dopiero parę chwil później coś sobie uświadomiłem. To ubiegłej nocy serio się wydarzyło... Zastygłem w bezruchu, a po chwili spojrzałem jeszcze raz na rudzielca, który przewrócił się właśnie na drugi bok, mamrocząc coś pod nosem. Już czułem te piekące mnie rumieńce na policzkach. Od razu opuściłem łóżko, złapałem pierwsze lepsze ciuchy z walizki i w mgnieniu oka zniknąłem za drzwiami łazienki.
Gdy tylko wyszedłem, Lennie był już na nogach i gonił w te i we w te po pokoju. Ubrał kurtkę, sięgnął po telefon, w międzyczasie w pośpiechu szukając drugiego buta.
- Hej pali się czy co? - spytałem, zdziwiony się mu przyglądając.
- Mam zaraz autobus. - odpowiedział, schylając się pod łóżko.
- Chciałeś raczej powiedzieć, że to my mamy autobus. - poprawiłem go, cicho się śmiejąc. Jest taki zakręcony, że aż mnie pominął.
- Jadę sam. - powiedział, ubierając drugi but. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. - Chciałem o tym z tobą na spokojnie porozmawiać, ale za bardzo już nie zdążę.
- Ale... No jak to? - położyłem po sobie uszy. - Przecież... Nie puszczę cię tak samego. Normalnie zamartwię się na śmierć. - spojrzałem na niego błagalnie, łapiąc go za obie dłonie. - Nie możesz mi tego zrobić.
Pomimo moich starań, zrobił mi to, a ja głupi widząc, jak bardzo mu zależy na samotnej wyprawie, musiałem się zgodzić. Lennie już szedł w kierunku drzwi, a ja jeszcze resztkami nadziei, jako piesek złapałem ząbkami za jego źle założony szalik i przez moment dałem się ciągnąć po panelach w stronę drzwi. Jednak ten szybko zatrzymał się i do mnie odwrócił.
- Shu, proszę cię. - z lekkim uśmiechem kucnął przede mną i pogłaskał po głowie. - Obiecuję ci, że postaram się wrócić jak najszybciej i jakby coś się działo to będę dzwonić, okej? - spytał, patrząc mi głęboko w ślepka. Puściłem ten szalik dalej nie zbyt przekonany. Zmieniłem się w człowieka, jeszcze raz poprawiając mu ten szalik.
- Samemu w taką pogodę. - mruknąłem bardziej do siebie, po czym westchnąłem, zbierając ręce i unosząc je w geście poddania. Niech robi, co chce. - Dobrze idź już. - odpowiedziałem w końcu. - Ale nie ma żadnego włóczenia się potem po mieście. Wracasz tutaj do mnie od razu. - chłopak skinął głową, a za nim jeszcze wstał na równe nogi, pocałował mnie. Było miło, ale krótko. Później już patrzyłem jako piesek, jak zamyka za sobą drzwi. Usiadłem niedaleko nich i wlepiałem w nie intensywnie wzrok. Nagle usłyszałem, jak ktoś znowu naciska na klamkę. Od razu zacząłem skakać i szczekać z radości. - Nareszcie wróciłeś i jak...
- Heh, portfel. - mój kochaniutki zabrał ten przedmiot z komody i znów w pośpiechu wyszedł. Ja jedynie zawiedziony położyłem po sobie uszy, znów w spokoju siadając na podłodze. Będę się gapić na te drzwi, dopóki nie wróci. Dokładnie tak.
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz