Słysząc propozycje Shuzo krótko się zaśmiałem pod nosem, nie przerywając składania swoich spodni, które schowałem do szafy.
- Chyba się do tego nie nadaje – odparłem. – Odkąd poznałem prawdziwe historie i zakończenia bajek dla dzieci, zrezygnowałem z tych dobrych wersji – ubrałem pidżamę i podszedłem do łóżka.
- Tak? Na przykład? – zerknąłem na malucha, który uśmiechał się do mnie i trzymał rękę czarnowłosego. Z twarzy był do niego bardzo podobny, mały nosek i niebieskie oczy.
- Wiedziałeś, że czerwony kapturek zjadł babcie razem z wilkiem, który ją dla nich przygotował? I potem zjadł czerwonego kapturka, nie przyszedł żaden bohaterski łowczy – położyłem się obok Yuki’ego. Shuzo słysząc moją historie, zakrył maluchowi uszy.
- No wiesz co? – był oburzony, a ja tylko przewróciłem oczami.
- Pytałeś. Po za tym i tak nie rozumie – stwierdziłem, a ten uderzył mnie lekko w głowę.
- Rozumie – przytulił swojego syna. – Nie obrażaj go – westchnąłem tylko i położyłem głowę na poduszce.
- Dobra… hm… - pomyślałem chwilkę i w końcu przypomniała mi się stara bajka, którą słyszałem raz od babci. Opowiedziałem im dwóm o małym chłopcu, który bawiąc się w ogrodzie, kopnął piłkę w stronę lasu. Bez namysłu poszedł jej szukać, niestety zabawka poleciała tak daleko, że chłopiec oddalił się od znanej mu okolicy. Zgubił się w lesie. Długo błądził i szukał drogi powrotu, aż w końcu usiadł pod drzewem i zaczął płakać. Zbliżała się noc, która dla malucha mogła być zabójcza. Na szczęście na ratunek przyszły mu leśne duszki. Żyły wśród drzew, były zrobione z liści i wydawały śmieszne odgłosu stukania w pustą kłodę. Na początku chłopiec się wystraszył, ponieważ mama opowiadała mu, że las i żyjące w nim stworzenia są groźne. Leśne duszki okazały się jeszcze dobre. Oddały chłopcu piłkę, a ten się uśmiechnął. Szybko pokazały mu drogę do domu i jeszcze przez zmrokiem wrócił do rodziców.
Yuki wesoło machał rączkami i mi się przyglądał, Shuzo za to słodko spał. Zwróciłem się do synka:
- Albo moja bajka się nie nadawała, albo Shu był okropnie zmęczony - nachyliłem się jeszcze nad mężem i ucałowałem go w czoło. Potem pocałowałem Yuki'ego i położyłem głowę na poduszce, obserwując, jak maluch zasypia.
Środek lata i ogromne upały nikomu nie służyły. Nikt z nas nie miał ochoty ćwiczyć, a turystów i dzieci pojawiało się coraz więcej - wakacje to najcudowniejszy czas dla dzieciaków. Lody i zimne napoje sprzedawały się jak świeże bułeczki, a najciekawsze okazały się atrakcje, w których można było się ochłodzić, czyli te w klimatyzowanych pomieszczeniach albo kolejki. Potem już wszystkie stoiska stały pod dachem, aby dać ludziom trochę cienia i zachęcić ich do korzystania z innych atrakcji. Miałem wrażenie, że teraz mieliśmy jeszcze więcej pracy. Częstsze występy, częstsze ćwiczenia, nowsze układy, zmiany. Mnie również to dotyczyło, przez co spędzałem mniej czasu z mężem i synem, a to doprowadzało do częstszych kłótni. Wiedziałem, że nie ważne jak bardzo kochasz swoje małe dziecko, też masz ochotę odpocząć od ciągłego biegania wokół niego i słuchania, jak płacze, a na nieszczęście naszemu Yuki'ego upały się bardzo, ale to bardzo nie podobały.
- Obiecuje, że dzisiaj wrócę wcześniej - powiedziałem, ubierając się. Shuzo kołysał syna i posłał mi znudzone spojrzenie.
- Ciągle to powtarzasz.
- Czasami wychodzi - nałożyłem kapelusz. Podszedłem do czarnowłosego, chcąc go pocałować.
- Dostaniesz, jak wrócisz wcześniej - powiedział trochę zły. Jedynie westchnąłem i spojrzałem na Yuki'ego. - Tylko mi go nie obudź - szepnął. Im dłużej się dąsał, tym był bardziej uszczypliwy.
- Jasne - pogładziłem rączkę synka, po czym wyszedłem z namiotu.
Nie mogłem go winić, ani się na niego złościć, a jednak gdzieś z tyłu głowy denerwował mnie. Denerwowało mnie to, że był na mnie zły. Z resztą ostatnio wszystko działało mi na nerwy. Dłuższe próby, ciągłe zmiany na scenie, nawet to przemieszczanie się tych wszystkich ludzi, i cyrkowców, i turystów.
- Muszę odpocząć - westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. - Wszyscy musimy - ruszyłem na próbę.
- Czy możesz mnie usunąć na kilka następnych występów? - zwróciłem się do Pika, którego szukałem dłużej, niż zamierzałem i straciłem sporo czasu.
- Nie na rękę nam to, wiesz przecież ilu jest teraz ludzi - aktualnie wypełniał jakieś dokumenty.
- Wiem, ale chyba zaraz zwariuje - spróbowałem powiedzieć to spokojnie, jednak usłyszał moją lekką irytacje w głosie.
- Ponieważ? - w końcu podniósł na mnie wzrok. Już chciałem mu powiedzieć, że męczą mnie ciągłe próby, nawet to, że muszę patrzeć na tych wszystkich ludzi, że miałem po prostu dość i chciałem odpocząć, ale zrezygnowałem.
- Od tylu dni wracam późno do namiotu i Shuzo już ma tego dość. Nie spędzam z nim czasu, ani nie zajmuje się synem. Trzy dni wolnego to chyba nie duża prośba - przez dłuższą chwilę milczał.
- No dobrze, poradzimy sobie jakoś - uśmiechnąłem się.
- Dzięki Pik, do zobaczenia - pożegnawszy się z szefem, ruszyłem do namiotu męża, aby oświadczyć mu, że wreszcie spędzimy ze sobą trochę czasu. Zahaczyłem jeszcze o stołówkę, z której zabrałam dwa donuty - uwielbiał je.
<Shuzo? WRACAM(y)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz