15 lip 2021

Od Vogela

Ostatnie pociągnięcie i koniec przyjemności. Spojrzałem na widocznie nadpalony filtr i ze skrzywieniem na ustach wyrzuciłem go pod swoją stopę. Robiąc to, włożyłem dłonie do kieszeni, opierając się wygodniej o drewnianą platformę, która robiła za scenę. Moim zadaniem tutaj jest sprawdzanie i ewentualne naprawianie rzeczy, a akurat tak się zdarzyło, że po ostatnim treningu jakichś gimnastyków podłoże trochę się zarwało. Odchyliłem głowę do tyłu, spoglądając tym samym na wysoki sufit, a właściwie to na otwory na samym czubku namiotu, które przepuszczały odrobinkę światła, wpuszczając je tym samym do środka. Wiązki odbijały się od ścianek sufitu, dając przy tym niemałe, ładne efekty. Nadal zastanawiałem się, co tak właściwie tu robię. Przyszedłem kilka dni temu, jak jakiś zbity pies poszukujący pomocy. Czy czegoś takiego potrzebowałem? Skądże, ale jednak trafiłem do tego miejsca po raz kolejny. Tak jakbym nie był w stanie pogodzić się z odejściem, które za każdym razem u mnie występuje. To z powodu bezpieczeństwa innych, to z własnych, dziwnych pobudek na odnalezienie siebie, aż w końcu... wielkie i znaczące pytanie, które ciśnie mi się od dawna na usta -Od czego jest życie? Co to w ogóle oznacza? Westchnąłem przeciągle, odwracając głowę w prawo. Myślałem, że to zadanie zajmie mi znacznie więcej czasu, a tu jak się okazuje, problem nie był wcale tak duży. Zacisnąłem zęby, po czym odbiłem się nogą od drewna, o które się opierałem, odchodząc przy tym kilka kroków w przód. Teraz nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. W końcu... co tutaj jest w ogóle do roboty? Będę musiał czegoś poszukać na przymus. Może jak zagadam z Pikiem, to mi coś zleci
Szedłem między ludźmi, obserwując ukradkiem każdą z przechodzących twarzy. Każdy przechodzień był zagadany, rozkojarzony albo zestresowany jutrzejszym występem przed dużą widownią, która to odwiedza nas po długiej przerwie. Akurat tak się złożyło, że na moje przybycie takie rzeczy, i chyba dobrze, bo jak na złość zaczęło się dużo rzeczy niespodziewanie psuć, co na szczęście zostało już opanowane. Ziewnąłem, zamykając przy tym oczy, nie zaprzestając jednak marszu. Nie myślałem ani o tym, by na kogoś nie wpaść, bo i tak odstraszałem od siebie każdego, w głównej mierze dlatego, że jednak byłem nowy... no, powiedzmy. Zawsze patrzą na nowoprzybyłych z lekką dozą niepewności i jakby strachu, ale nie ma się tu czemu dziwić, w końcu nie można odczytać człowieka po jednym spojrzeniu na niego. Zaśmiałem się cicho, skręcając gwałtownie w lewo, w stronę siedziby szefa tej całej cyrkowej bandy. Nudziło mi się i to straszliwie. Czy to już starość, że nie potrafiłem sobie znaleźć sam jakiegoś zajęcia?
Wszedłem do środka bez zapowiedzi, zastając przy tym Pika za tym swoim wielkim, dębowym biurkiem. Trzymał on w ręku papiery, wlepiając w nie te swoje ślepia pełne tańczących, roześmianych ogników. Skrzywiłem się na to, chrząkając przy tym głośno, tak, aby zwrócił na mnie uwagę. Poskutkowało.
- O, miło cię znowu widzieć! -uśmiechnął się szeroko, odstawiając papierki na blat -Jak mniemam zadanie wykonane? -założył nogę na nogę, splatając przy tym palce na wyżej postawionym kolanie.
- Ta -odpowiedziałem krótko, odstawiając na ziemię skrzyneczkę z narzędziami, by po chwili chwycić się za nadgarstek, który zacząłem rozmasowywać -To nic wielkiego, wszystko już działa, jak należy.
- Naprawdę? -odbił się łokciami od oparcia fotela, widocznie będąc rozweselonym -Poprawiasz mi w tym momencie humor, Vogel! Zresztą jak zwykle! -zaśmiał się, kręcąc przy tym głową -Dobrze, że wróciłeś, stęskniliśmy się -wypuścił powietrze nozdrzami, patrząc się przy tym na mnie z politowaniem.
- Doprawdy? -prychnąłem, wkładając dłonie do kieszeni spodni -Nie mydl mi oczu, tylko powiedz, czego dokładniej chcesz. Może i straciłem swego czasu pamięć, ale na szczęście znam jedne z twoich zagrywek.
- Hoo -podniósł jedną z brwi, nie zdejmując z ust tego cwaniackiego uśmiechu -Jak zwykle nie zawodzisz -skinął kilka razy głową, po czym podał mi papiery, które jeszcze przed chwilą sam trzymał.
Zanim jednak je przyjąłem, spojrzałem na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Od razu zrozumiał, o co mi chodzi, więc zaczął tłumaczyć. Opowiedział pokrótce, że są to ostatnie badania jednej z tutejszych, cyrkowych duszyczek. Jaki jednak w tym mój udział? Szybko mi również i to wytłumaczył -otóż moim zadaniem jest przeprowadzić kolejny wywiad, przyprowadzić tę osobę do niego, a następnie się trochę nią zaopiekować.
Zgniotłem kartkę, zaciskając trochę bardziej dłoń na niej, posyłając przy tym w stronę mężczyzny znaczące spojrzenie.
- Zapomniałeś, kim jestem? Złotą rączką -zwiesiłem głowę, zasłaniając się częściowo włosami -A nie jakąś dobrą wróżką, czy innym stróżem uciemiężonych.
- Wiem -odpowiedział, zwracając tym samym ponownie na siebie moją uwagę -Ale mogę ci zaufać, bo wiem, że wykonasz każde zadanie, które ci polecę -oparł się plecami o krzesło, po czym wstał.
Podchodząc do mnie, podniósł rękę w znaczącym geście wzruszenia ramieniem.
- Chyba że tego nie chcesz? -zapytał, na co westchnąłem, chowając zgniecioną kartkę do kieszeni.
- To i tak lepsze od sprzątania -wypuściłem powietrze, mówiąc to nieco ciszej, niż poprzednie słowa.
Pik objął mnie ramieniem, wskazując przy tym palcem na twarz. Powiedział, że taka postawa mu się podoba i że na mnie polega, po czym powiedział, że mogę się tym już zacząć zajmować. Nie mając nic lepszego do zrobienia, bo już wszystkie zadania na dzisiaj wypełniłem, ruszyłem w stronę domniemanego pobytu tej osoby. Przed tym jednak odłożyłem swoje "zabawki" do kantorka, chcąc tym samym się odciążyć.
Wszedłem do kafeterii, rozglądając się po wnętrzu. Moim celem było odnalezienia osoby, która pasowałaby do opisu, który widniał na dokumencie. Że też się na to zgodziłem...

Ktoś? 
Przepraszam, że nijakie, ale pierwsze zawsze tak wychodzą, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz