9 lip 2021

Orion CD Cherubin

Mogłem sobie szczerze odetchnąć. Miłe chwile spędzone pod gwiazdami zawsze są czymś, co z chęcią wspominam i trzymam w pamięci. Cherubin po tym wieczorku zapoznawczym również znalazł sobie szczególne miejsce w mojej głowie. Jednak trudno mi powiedzieć, jak to się w ogóle stało. Na pierwszy rzut oka widziałem w nim natchnionego i dość skrytego człowieka. Powiedziałbym nawet, że takiego prawdziwego artystę, o którego ciężko w dzisiejszych czasach. Przez całe spotkanie trzymałem się tego przekonania, ale cały czas coś mi nie pasowało w tym idealnym obrazku. Cały czas nie potrafiłem ominąć tego dziwnego zgrzytu bądź fałszu granego w tej melodii. Finalnie jednak postanowiłem się tym nie przejmować. Monie do tego sprawnie odwracał moją uwagę, a wieczór minął w zastraszającym tempie.
- Myślę, że zwierzaki mnie po prostu lubią. Tak samo, jak ja lubię je. - odpowiedziałem wtedy, wzruszając ramionami. - Taka wzajemna relacja.
- A jest coś, czego nie lubisz? - spytał, ze wzrokiem utkwionym w notatniku. Miałem wrażenie, że jest pogrążony we własnych myślach, a mimo wszystko był w stanie dalej ze mną rozmawiać.
- Coś się znajdzie. - odpowiedziałem praktycznie od razu, głaszcząc jego zwierzaka. - Nie lubię się nudzić. - dodałem jeszcze, znowu kładąc się na trawie. - Ale nie zawsze ma się na to wpływ niestety. Ostatnio skończyły mi się pomysły. - ciągłem dalej, zakładając ręce za głowę. Monie za to ułożył się na moim torsie i na razie był grzeczny, co bardzo mnie w duchu cieszyło.
- To może czegoś cię nauczę? - zaproponował po chwili ciszy. Od razu wtedy spojrzałem na niego, unosząc jedną brew.
- W sensie?
- Ostatnio przecież mówiłeś, że nie znasz żadnych piosenek. - wyjaśnił. - Choć ja sam też wolę grać, niż śpiewać.
- Zauważyłem. - zaśmiałem się cicho. - Trochę na tych próbach się było i słyszało instrumenty zamiast jakichś śpiewaków.
- Tak samo ja już nie raz miałem okazję widzieć różne sceny z twoim udziałem. - skontrował, co od razu wywołało u mnie uśmiech pełen uznania. - Niezły z ciebie awanturnik jak przychodzi co do czego.
Tym tekstem w momencie kupił sobie całą moją sympatię.
- Tak uważasz? - od razu przeniosłem na niego wzrok. - W sumie słusznie. - dodałem z widocznym rozbawieniem. Nie zamierzałem zaprzeczać oczywistym faktom. Poza tym z niczego bardziej nie mógłbym być dumny. Bronienie własnego zdania od zawsze było dla mnie czymś ważnym. Do tego nikt nie ma prawa mi mówić, jak mam żyć i kim mam być, ani tym bardziej próbować mną dyrygować. Jednak, gdy skoro ktoś tak bardzo tego chce, to niech próbuje — dostanie mu się nieźle w kość.

***

Następny dzień rozpocząłem wraz z pierwszymi promieniami słońca. Przez miniony wieczorek zapoznawczy nie spałem długo, ale mimo wszystko wstałem pełen energii i przede wszystkim chęci do działania. Nie było to nic nowego. Tak działa na mnie każdy nowy dzień niezależnie od pogody czy mojego nastroju z dnia poprzedniego. Tradycyjnie przed wyjściem z namiotu, już naciągając na siebie jedną z koszulek, zadałem sobie proste pytanie: "Jeśli miałby to być mój ostatni dzień na tym świecie... Chciałbym go spędzić na robieniu tego, co mam dzisiaj zrobić?" Odpowiedzi padały różne. Dziś na samą myśl o monotonnych ćwiczeniach miałem ochotę powiedzieć "nie", lecz po dłuższym zastanowieniu odpowiedziałem sobie dumnie "tak". Czułem, że mimo wszystko ten dzień czymś mnie zaskoczy, a ja lubię się podejmować wszelkich wyzwań. Dlatego postanowiłem cierpliwie wyczekiwać na znak, a żeby jakoś umilić sobie ten czas, poszedłem pobiegać w ramach porannej rozgrzewki.
Do bufetu zajrzałem dopiero później już po spotkaniu z prysznicem. W ręczniku na ramionach i rozpuszczonych kudłach zwanych włosami oraz z torbą na ramieniu zajrzałem do środka. Przy stolikach już zebrała się dość duża grupa osób i rozkoszowała się śniadaniem. W zasadzie nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, co tylko utrudniało mi sprawę. Do kogo tu się dosiąść? Było tu tak wiele osób, na których z chęcią zawiesiłbym na dłużej oko, bądź pogadał... Wbrew pozorom jestem dość towarzyski, ale znowu nie wyolbrzymiajmy jakoś bardzo tego słowa. Po prostu jedzenie w samotności nie jest czymś, za czym przepadam. Szczególnie wśród osób w jakimś stopniu mi znajomym. Tak więc, po wzięciu dwóch dość apetycznie wyglądających kanapek, rozpoczęła się loteria. Przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu i gdy tylko miałem się ruszyć, Monie nagle wskoczył mi na ramię.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy. - zerknąłem na zwierzaka, który wygłodniałym wzrokiem wpatrywał się w moje kanapki. Jednak mój wzrok zauważył przy okazji Cherubina, siedzącego niedaleko przy jednym ze stolików. Ciągle coś notował z nietkniętym śniadaniem przed sobą. Przynajmniej mój problem z zajęciem miejsca został rozwiązany. Po chwili znów spojrzałem na Moniego. - I co? - zmierzyłem futrzaka wzrokiem. Nie śmiał jak na razie tknąć mojego talerza, tylko spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Uważałem takie gesty za czystą żenadę, ale w stosunku do zwierząt nie jestem tak bardzo krytyczny, jak do własnego gatunku. Dlatego koniec z końców idąc w stronę właściciela tego urwisa, wręczyłem mu przy okazji jedną z kanapek.
- Dołączę się, jeśli ci to nie przeszkadza. - oznajmiłem, kładąc już torbę na wolnym miejscu obok swojego, a Monie sprawnie przeszedł ze mnie prosto na stół. Usiadłem już wtedy w spokoju naprzeciwko Cherubinka i w zasadzie pierwszym ruchem, jaki wykonałem, to było głębokie westchnięcie i odgarnięcie włosów do tyłu rękoma, choć część z nich i tak szybko wróciła na swoje miejsce. Zmęczyło mnie to biegnie.

Cherubin? Wybacz :<< Ten czas leci zdecydowanie za szybko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz