Po doprowadzeniu problematycznego osobnika do paszczy lwa, odczekałem chwilę, przysłuchując się monologu wspomnianego dużego kota. Nie pozwolił mi jednak na dalszy udział w "rozmowie", wypraszając mnie z namiotu. Nie miałem jednak żadnych oporów, by protestować. Mało interesowało mnie to, co takiego chłopak zrobił, a czego nie. Nie podobało mi się jednak to, że mimo mojej profesji tutaj jestem dla Pika kimś w rodzaju popychadła, które może być wzięte do każdej brudnej roboty, której jemu nie chce się wykonywać. Stanąłem na prawo od wejścia zaraz obok jasno drewnianych skrzyń. Zacząłem oglądać przechodzące niedaleko mnie osoby, które zajęte były sobą i swoimi własnymi myślami. Nie dziwiłem się, w końcu jutro wielki dzień niektórych tutaj. Podobno ja sam byłem kiedyś dość popularny na widowni, ale czy na pewno? Jakoś nie czerpię wielkiej przyjemności z tego, że jestem w centrum uwagi. Wręcz bardzo mi to przeszkadza. Wziąłem do ręki jednego papierosa, którego uprzednio wyciągnąłem z kieszeni, z otwartej paczki. Przyjrzałem mu się dokładnie, po czym dłużej nie czekając, wziąłem go między wargi, równie szybko go odpalając. Po głębokim nabraniu powietrza, a właściwie trucizny, wypuściłem z cichym świstem kłębek dymu, który zatańczył przede mną, a następnie wpadł w moją osobę. Cholerny wiatr, który nie jest w stanie się określić, w którą stronę leci. Kilka razy tak było, że przy kimś paliłem i specjalnie zmieniałem swoją pozycję, by dym na nich nie wpadał. Wiatr jednak utrudniał mi to zadanie, powodując jakieś dzikie zawirowania pomiędzy grupą.
Po kilku minutach usłyszałem nieco podniesiony głos, na który zwróciłem się w stronę wejścia do gabinetu. Uniosłem jedną z brwi, będąc zainteresowanym, co tam się tak właściwie dzieje. W końcu trochę już minęło, a ja zacząłem palić już drugą fajkę. Przełknąłem ślinę, po czym niedopałek wyrzuciłem na ziemię. Kiedy tylko ruszyłem, zdeptałem go. Podszedłem do rozsuwanych "drzwi" i ciągnąć za kotarę, oczywiście bez pytania, wpełzłem wraz z naturalnym światłem do środka. Oboje spojrzeli w moją stronę, niemalże od razu ucinając dyskusję. Zmarszczyłem czoło, przypatrując się im dokładnie, ale zanim o cokolwiek zapytałem, wtrącił się nie kto inny, a wyższy ode mnie mężczyzna. Klasnął w dłonie i olbrzymim uśmiechem zwrócił się w moją stronę.
- Dobrze, że jesteś, właśnie o tobie rozmawialiśmy -oparł się palcami o blat biurka, pochylając się tym samym nad nim -Mam dla ciebie super ekstra zadanie, nie do odrzucenia -powiedział znacznie wolniej, nie zdejmując z ust chytrego uśmieszku.
I właśnie w tym momencie wiedziałem, że mam przechlapane. Spojrzałem na stojącego ciemnowłosego, który spuścił od razu wzrok, jakby był o coś obrażony. Na mnie. A jeszcze nic mu nie zrobiłem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Będziesz opiekował się Jumperem -moje przemyślenia zostały przedziurawione właśnie przez te słowa.
Z wielkim i niekrytym zaskoczeniem spojrzałem w stronę Szefa. Nie żartował. Widziałem to w jego oczach. Złapałem palcami skórę na garbie nosa, powoli go rozmasowując.
- Chcesz mi powiedzieć, że mam być swego rodzaju niańką?
- Dokładnie -odpowiedział szybko, nie dając mi nawet czasu na cokolwiek.
Westchnąłem z wielką ciężkością w głosie, po czym ponownie spojrzałem się na nowo poznanego chłopaka. Już wiedziałem, że będzie to trudne.
Po kilkunastu minutach dalszych negocjacji, a może bardziej przegrywania dyskusji, w końcu doszliśmy do jednego -ja i Jumper będziemy "dzielić" żywot do czasu, aż choć trochę mu się nie zmieni. Chyba że wcześniej zostanie wywalony z Rodziny, przez wiadomo kogo. Przełknąłem ślinę, zatrzymując się w końcu pod jednym z wozów do dorożki konnej. Odwróciłem się cały w kierunku idącego za mną chłopaka. Ten podniósł głowę, mając na twarzy nic innego, jak wymalowane pytanie. Cmoknąłem, zaczynając się podbierać barkiem o drewno starej dorożki.
- Wyjaśnijmy sobie coś -zacząłem, na co ten westchnął.
- No co? -wtrącił się, zaplatając ręce na wysokości piersi.
- Mi ani jak domniemam tobie, nie podoba się ten cały pomysł, więc może się jakoś dogadamy? -zaproponowałem, co najwyraźniej go zainteresowało.
- Mów dalej... -zstąpił z nogi na nogę, unosząc nieznacznie kącik ust po prawej stronie.
Naprawdę nie chciało mi się bawić w kogoś w rodzaju ojca czy coś w tym stylu, ale wiedziałem też, że nie ma szans, by cokolwiek się w tej sprawie zmieniło. Nie to, że miałem plan, jak to wszystko zrobić, bo w końcu sam miałem nierzadko ręce pełne roboty w tym miejscu, ale najwidoczniej to Pikowi nie przeszkadzało. Już słyszę te pretensje, jeżeli bym czegoś nie zrobił, albo zrobił i to by się w jakiś sposób rozpadło. Wypuściłem powietrze ustami, po czym rozejrzałem się po otaczającej nas okolicy, tak, by nikt nie mógł mnie usłyszeć.
- Dam ci więcej wolności, niż mówił Pik, po prostu nie rób żadnych głupstw, a przynajmniej nie takich przewalonych, niż masz to w zwyczaju. Jeżeli to wypłynie, to jakoś temu zaradzę. Wiem, że tobie się ta znajomość nie uśmiecha, mi tym bardziej -wzruszyłem ramionami, na co chłopak podniósł brwi -Mam nadzieję, że nie narobisz większych szkód, bo sam nie mam ochoty stąd wylecieć -odbiłem się od drewna, po czym ruszyłem w swoją stronę.
- Hej! -usłyszałem za sobą, na co odwróciłem głową -I to tyle? Nie boisz się Go?
Wzruszyłem ramionami, a kiedy nie zobaczyłem większej reakcji od niego, uśmiechnąłem się zgryźliwie.
- W porównaniu do ciebie mnie mało co obchodzi mieszkanie tu. Równie dobrze mogę teraz do niego wrócić i się z tego wszystkiego wypisać.
Czy mówiłem prawdę? Sam nie jestem tego do końca pewien. Z jednej strony jakoś bardzo mi nie zależało na tym miejscu, ale z drugiej strony mam z tyłu głowy jakieś dziwne myśli. Bardzo zastanawiające
Jumper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz