Wstałem jak co dzień rano, z wielką niechęcią do wszystkiego i wszystkich. Przynajmniej tak by się wydawało każdemu, kto zobaczy mnie zaraz po obudzeniu. Nie mogłem nic poradzić na to, że na mojej twarzy pojawiał się nieprzyjemny grymas, który był w stanie wszystkich odstraszyć. Do zasługi moich ciężko przespanych nocy, o ile można tak o nich mówić. Dlaczego tak myślę? Ponieważ mój sen jest bardzo nieregularny, czasem go nawet nie ma. Szczęście, że dziś udało mi się przespać kilka godzin. Stojąc już przed łóżkiem, przeciągnąłem się i wyglądając zza okna mojej przyczepy, mogłem jasno stwierdzić, jaka jest obecnie pora. Wczesny ranek. I znów to samo. Mam chociaż nadzieję, że później będę mieć choć trochę czasu na odpoczynek. Podrapałem się po głowie i nie mając nic lepszego do roboty, przebrałem się w zwykłe ciuchy przystosowane do mojej jakże ciężkiej pracy. Postanowiłem, że przejrzę to i owo w tym miejscu, a może znajdę coś, jakieś fajne zajęcie. Miałem przynajmniej taką nadzieję. Otworzyłem drzwiczki i wdychając przyjemną bryzę przez nozdrza, od razu się rozbudziłem. Aż mogę rzec, że pojawiła się u mnie chęć robienia czegoś z własnej, nieprzymuszonej woli. Dziwne, ale czy mogę na to narzekać? Nie. Pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie do pierwszego z namiotów. Postawiłem sobie zadanie, które teraz muszę wypełnić.
Wszedłem do miejsca, do którego to uczęszczają akrobaci. Mają swój własny, duży namiot ze względu na to, jakie ćwiczenia wykonują. Mają ciężką pracę, ale nie cięższą, niż niektórzy tutaj będący. Złapałem za jedno skrzydło materiału, które robiło za drzwi i nie czekając długo, wszedłem do środka. Nic nowego się tu nie pojawiło, a jednak nie czułem, by było tu jak dawniej. Przynajmniej nie jak wczoraj, kiedy to tu zawitałem w celu zreperowania jednej rzeczy przed snem. Stanąłem na środku i zapalając papierosa, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było olbrzymie, ale niektóre z namiotów były jeszcze większe, chociażby dwa główne, w których to odbywają się występy cyrkowe. Wtedy coś przykuło moją uwagę. Wytężyłem wzrok, wyciągając palcami filtr z ust. Lina pękła. Były dwa wyjścia -albo była już stara, albo ktoś źle ją przymocował i spadł. Odruchowo zacząłem myśleć, wręcz mieć nadzieję, że jest to pierwsza opcja. Wiedząc, że za jakiś czas mogą wejść tu artyści, postanowiłem ruszyć do kantorka. Musiałem jakoś to załatwić, w końcu do czegoś zostałem tu powołany.
Gdy zbliżyłem się do "mojego" miejsca, z daleka ujrzałem, że ktoś tam się krząta, a biała kita zwierzęcia wyłania się zza żelaznych drzwiczek. Uniosłem z zainteresowaniem prawą brew i nie zwalniając tempa, podszedłem do tego miejsca. Stanąłem w drzwiach, przyglądając się osobie, która widocznie czegoś szukała. Po kilku chwilach widziałem, że znalazła to, czego pragnęła i nie myśląc za wiele, odwróciła się, przez co wpadła na moją osobę. Po tym, jak delikatnie się ode mnie odbiła, spojrzała na moją twarz, cicho przepraszając.
- Nie lubię, jak myszy się tak krzątają bez zapowiedzi -spojrzałem w bok, na półkę, gdzie leżała jedna rzecz, którą postanowiłem inaczej postawić -Co tu robisz? -spojrzałem na powrót w jej stronę.
Dziewczyna cofnęła się o dwa kroki, a lisi przyjaciel przebiegł jej między nogami, zaraz po tym chowając się za nimi. Nie wyglądali jednak na wielce przerażonych. Przeniosłem wzrok na ręce kobiety, które trzymały małą skrzynkę przepełnioną kilkoma rzeczami. Uśmiechnąłem się nieznacznie i podchodząc, wyciągnąłem do niej dłoń, po czym wyciągając niepotrzebne rzeczy, wymieniałem, co do czego służy. Po czwartym przedmiocie się zatrzymałem.
- A tak właściwie -zacząłem, wytrącając z zamyślenia wgapioną we mnie dziewczynę -Co tutaj robisz? -podniosłem na nią wzrok, oczekując jakieś treściwej odpowiedzi.
- Ja... -w końcu się odezwała. Wyprostowałem się, odkładając na stół klucz hakowy.
- Ty...? -zapytałem, na co widocznie się speszyła.
- Chcę coś naprawić... Przepraszam... -odwróciła w końcu ode mnie swój wzrok.
Prychnąłem cicho i runąłem barkiem na framugę drzwi, krzyżując przy tym nogi i ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Wiesz, że ten kantorek nie jest do niczyjej dyspozycji, oprócz robotnika? Chyba że się o tym nie dowie -na moje słowa nieco się wzdrygnęła.
Westchnąłem przeciągle i wyglądając zza ścianki na zewnątrz, dodałem.
- Oby był to ostatni raz -rzuciłem, spoglądając na nią kątem oka.
Chwilę pomiędzy nami trwała cisza, którą ponownie ja przerwałem. Zapytałem się, po co jej te wszystkie narzędzia i jak z początku było mi trudno cokolwiek od niej wyciągnąć, tak po chwili w końcu się przełamała i powiedziała.
Zaśmiałem się, kiedy tylko powiedziała mi, co się stało. Było to co prawda niebezpieczne, ale jak się spodziewam, nie robi tego od dzisiaj. Podrapałem się po brodzie, po czym wchodząc w głąb kantorka, zacząłem wybierać najlepsze narzędzia, uprzednio zabierając te losowo wybrane przez nią. Minęła chwila, a miałem je już wszystkie. Wychodząc z pomieszczenia, zawołałem ją, by szła za mną. Dlaczego? Ktoś przecież musi linę napinać, a ja niezbyt mogę to zrobić w pojedynkę. A że już się napatoczyła, to czemu by nie wykorzystać? Spojrzałem się za siebie ukradkiem, by zobaczyć, czy aby na pewno za mną podąża. Szła, przyglądając mi się, co jakiś czas jednak odpływając w swoich myślach. Dziwna z niej dziewczyna. A jednak mi kogoś przypominała. Marsz nie trwał długo, po już po chwili trafiliśmy do wskazanego miejsca. Wchodząc do środka, przepuściłem ją przodem i zanim sam wszedłem, obejrzałem się za siebie, by upewnić się, czy nikt nas nie śledzi. Niby nie ma do tego podstaw, a jednak dziwne uczucie mnie nie odstępowało.
Smiley?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz