Patrzyłem na nią, nie wierząc w to, co się działo. Nawet jeśli uciekłem od swojej toksycznej matki, to i tak swoim 'szczęściem' nabawię się nowych wrogów. Lepsza byłaby w tej chwili odsiadka, czy umowa? Tak na prawdę, najlepsza byłaby śmierć. Tylko czyja?
- Niech będzie - szybko się zgodziłem, wiedząc, że potem będę się zastanawiał, co powinienem zrobić. Na twarzy dziewczyny pojawił się chytry uśmieszek. Teraz wiedziałem, jak to jest, nienawidzić kogoś z całego serca 'od pierwszego wejrzenia'. Jak można było być taką suką? Byłem wściekły sam na siebie, że dotknąłem tej przeklętej rzeczy, z drugiej strony, gdybym tego nie zrobił, czułbym to samo, gdyby chłopcu stała się krzywda. Czyli co? Mam stwierdzić, że nie ważne co bym zrobił, uznałbym to za najgorszą decyzję?
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia - stwierdziła. Pierwszy raz w życiu, zamiast myśleć o własnej śmierci, zacząłem się zastanawiać, jak długo trwa cierpienie palonego człowieka żywcem. Jak to jest, gdy kogoś obleje się benzyną i rzuci zapałkę, czy efekt byłby taki sam, gdybym ja kogoś podpalił? - Więc się przygotuj i przyjdź jutro do mnie z samego rana - dodała jeszcze, po czym się odwróciła i ruszyła do siebie, pozostawiając mnie z pozwem do sądu w rękach, na środku cyrku.
Czułem się tak samo beznadziejnie, jak za młodu, kiedy nienawidziłem wracać do domu i kiedy wszyscy mnie brali za kłamcę. Nie wiedziałem co robić, jeśli istniało z tego jakieś wyjście, nie widziałem, nie widzę i prawdopodobnie nigdy go nie znajdę. Równie dobrze mogłem... umrzeć. Taaaak, to byłoby najrozsądniejsze, co mogłem zrobić. Nikomu to nie będzie przeszkadzać, nikt nie zatęskni, może ktoś zauważy po tygodniu lub dwóch, gdy zdadzą sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nic nie zostało podpalone. Wystarczyło tylko znaleźć dobre miejsce, w którym nie narobię bałaganu.
Wróciwszy do siebie, rzuciłem papierek na łóżko, po czym się położyłem. Starałem się ogarnąć cały ten tydzień, który składał się jedynie z bólu. Klątwa nie chciała zejść, dłonie cały czas płonęły, a ja nie mogłem nic zrobić, niczego dotknąć. Byłem w potrzasku. Na szczęście szybko się okazało, że woda łagodziła ból i gasiła ogień na jakiś czas. Aby uniknąć ponownej utraty nad mocą, musiałem nosić ze sobą butelkę wody i co raz zalewać nią swoje dłonie. Po jednym dniu zrezygnowałem, było to uciążliwe, bo musiałem je zalewać co kwadrans.
To zabawne, że dzieciak, którego poznałem jakiś czas temu, był tak skory do pomocy. Pomysł, jaki zrealizowaliśmy, był prosty: ja zamieszkałem nad jeziorem, gdzie ustawiliśmy niewielki namiot, blisko brzegu, a Doll przynosił mi jedzenie i czasami dotrzymywał towarzystwa. To było prostsze, chociaż bardzo nudne, gdy byłem sam. Nie ważne, jak bardzo lubiłem samotność, to siedzenie 24/7, z rękami wsadzonymi do wody, było bardzo nudne. Mogłem je wyciągać na dziesięć minut, aby się przejść lub coś poczytać, ale kiedy klątwa zniknęła, przyznam, że byłem wniebowzięty. Niestety mój humor, znowu, zepsuła ta dziewczyna. Kto by pomyślał, że płeć damska jest taka arogancka i egoistyczna? Nie dziwiłem się temu długo, w pewnym stopniu przypominała mi własną matkę. A to chyba była gorsza kara, od bycia parobkiem czy więzienia.
- No weź, bycie sługusem wcale nie jest takie złe. To tylko koniec wolności i robienie tego, czego się bardzo nie chce robić - stwierdził Doll, kiedy przedstawiłem mu moją sytuację.
- To wcale nie pomogło - odparłem.
- Ale jeśli poczekasz, to może coś pomoże. Może pojawi się jakiś sposób, abyś nie musiał być jej sługą i jednocześnie nie groziło ci więzienie - zerknąłem na niego.
- Pocieszanie nie jest twoją mocną stroną.
- Bo ja stwierdzam fakty i myślę racjonalnie - uśmiechnął się, na co tylko westchnąłem.
- Pójdę się przejść. Chce... pomyśleć - wstałem i skierowałem się do wyjścia, zostawiając białowłosego w namiocie. W dalszym ciągu mieszkał ze mną, ponieważ nie było wolnych namiotów czy przyczep, a ostatni namiot uległ nieszczęśliwemu wypadkowi; został spalony i to tym razem nie była moja wina. Słyszałem, że mają kogoś na oku, ale nie wiedziałem, kogo.
Spacer był w pewnym stopniu wymówką. Gdy byłem mały, każdego dnia myślałem o samobójstwie. Gdy uciekłem, myślałem o tym rzadziej, ale teraz wróciło to do mnie z ogromną siłą. Nie ważne jak bardzo się starałem, nie widziałem żadnego argumentu, aby pozostać przy życiu. Nie miałem powodu, by żyć, za to powodów do śmierci, było wiele. To nie byłby żaden problem skoczyć z mostu, powiesić się, podciąć sobie żyły, najeść się tabletek nasennych, spożyć trujące owoce, czy się utopić. Problemem było to, jak to zrobić szybko, bezboleśnie i 'czysto'. Strzelić sobie w łeb? A może skoczyć z urwiska do morza, nad którym właśnie stałem?
Wszystkie moje przemyślenia prowadziły moje nogi nad urwisko. Widok z niego był piękny, jeśli ktoś lubił morze. Stałem na krawędzi, zastanawiając się, jak szybko człowiek się topi i jaki wywiera to ból. Czy uderzę głową o dno i stracę przytomność, czy rozbije się na jakiś skałach, a może pożre mnie rekin? Zastanawiałem się nad dwoma pierwszymi, rekin był raczej niemożliwy. Wyobrażałem sobie jak wystawiam nogę po za krawędź i po prostu lecę. Starałem się poczuć, jak to jest, gdy spada się w dół. Czy możesz oddychać? Może stracę przytomność? Czy będę okręcał się w powietrzu, aż nie zwymiotuje?
- Po prostu pójdę - mówi się, że człowiek przed śmiercią widzi całe swoje życie. Ja swojego nie chciałem zobaczyć, zamiast tego pomyślałem o tym dzieciaku i gdzieś z tyłu głowy usłyszałem nie skacz.
Wiedziałem, że Doll mógł mieć własny namiot, gdyby Pik kazał, już dawno by mu go postawili. A mimo tego kazał mu mieszkać u mnie. Po co? Już nie raz słyszałem, jak ktoś się nade mną lituje, a w szczególności Pik. Zaprzyjaźnij się z kimś, mówił. Znajdź sobie przyjaciela, wyjdź z tego namiotu i poznaj kogoś. Pamiętam te durne słowa, które wprawiły mnie w jeszcze większy smutek. Specjalnie mi go dał. Specjalnie kazał dzieciakowi ze mną mieszkać, abym przypadkiem lub specjalnie się nie zabił.
- Pierdolony cyrk - obydwoma nogami stanąłem na twardej ziemi. - Głupi dzieciak - i chociaż wcale tak o nim nie myślałem, to mając jego obraz w swojej głowie, zrezygnowałem ze skoku.
Ten ranek okazał się pierwszym z moich następnych wielu, najcięższych poranków. Ledwo się obudziłem, białowłosy jeszcze spał, a ja miałem ochotę wymiotować. Zmusiłem się do ubrania, a następnie ruszenia do tej wiedźmy, wmawiając sobie, że nie będzie tak źle, i chociaż w to nie wierzyłem, musiałem temu sprostać. Może minie kilka dni i ulegnę śmiertelnemu wypadkowi? Miałem taką nadzieję.
Lacie? Czas zacząć jego tortury xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz