Po jego słowach przyjrzałem mu się dokładniej. Wyglądał jak zbity kot. Czemu nie pies? To proste, nie nadawał się na takie zwierzę. Cmoknąłem, odrywając wzrok od jego postury, ponownie zwracając się w stronę niekończącego, dalekiego horyzontu. Zacisnąłem zęby, w ciszy myśląc, co mógłbym mu odpowiedzieć. Zniżyłem głowę, przysłaniając przy tym brodę zwiniętą w pięść dłoń. Nic jednak nie przychodziło mi na myśl. Już dawno przestałem przejmować się takimi rzeczami, kiedy to straciłem po raz pierwszy pamięć. Wtedy odszedł stary JA, który może i nie był jakoś bardzo rozwydrzony czy sprawiający kłopoty, ale jednak miałem też swoje za uszami. Przynajmniej tak mi się wydawało po tym, jak rozmawiałem z niektórymi w cyrku. Bądź co bądź to jedna wielka rodzina, która nawet jak mówi, że się tobą nie przejmuje, to i tak zauważa niejedną rzecz. Westchnąłem cicho, zmieniając położenie dłoni, którą powędrowałem na kark. Zaczynając go rozmasowywać, patrzyłem na zbliżające i oddalające się fale.
- W sumie to nic nie możesz zrobić - wymruczałem to, co przyszło mi w końcu na myśl.
Ponownie posłałem mu znudzone tym wszystkim spojrzenie, dzięki czemu mogłem zauważyć jego zmieszanie. Kolejne w ciągu niespełna godziny. Mimowolnie kąciki ust uniosły się, tak samo, jak ręka spoczęła wzdłuż ciała, by zaraz po tym wskazać na chłopaka palcem.
- Jesteś w dupie - zacząłem na nowo, a widząc to, jak unosi swoje brwi w celu próby zrozumienia, kontynuowałem - Ale nie tak głęboko, jakby można było podejrzewać. Przynajmniej tak mi się wydaje. No bo pomyśl, nie było cię tam, a ja ci wierzę - wzruszyłem ramionami.
Niższy skrzyżował ręce na piersiach, zstępując z nogi na nogę.
- Wielkie dzięki - syknął - Na pewno mi to pomoże. Na. Pewno - jedną dłonią zrobił w powietrzu cytat, co było oczywiste, że mnie przedrzeźnia.
- Słuchaj - zacząłem, odwracając się do niego przodem - Nikt ci nie pomoże, więc chcąc nie chcąc musisz polegać na mnie. Nie to, że wierze tobie w stu procentach, ale na pewno bardziej, niż pozostali. Wystarczy, że weźmiemy sprawę w swoje ręce - zacząłem do niego podchodzić.
Kiedy znalazłem się przy nim, spojrzał głęboko w moje oczy, nawet na chwilę nie ocieplając swojego wizerunku. Mógłbym nawet stwierdzić, że jeszcze bardziej się zgarbił, jak jakieś naburmuszone dziecko. Wyciągnąłem w jego stronę rękę, a następnie strzeliłem go w czoło palcem. Szybko się ocknął, łapiąc się za obolałe miejsce.
- A to niby za co?! Chcesz oberwać? - mówiąc to, wyciągnął przed siebie pięść, którą zaczął we mnie celować. Niestety dla niego szybko zatrzymałem atak. Uśmiechnąłem się do niego prześmiewczo.
- Jak taki skoczny, to może przyjmiesz na klatę to, co mają ci do powiedzenia? W końcu nie wyglądasz na takiego, co chce siedzieć w takim miejscu, jak cyrk. Może to totalnie nie dla ciebie?
Widziałem, jak z ciężkością przełyka ślinę, by zaraz po tym mocować się ze mną, bym w końcu go puścił. Nie chciałem jednak tego robić. Chciałem usłyszeć od niego, że zgadza się na moje słowa. Na te, które mówiły o wzniesieniu czegoś w rodzaju śledztwa, bo chyba to będzie najlepsze w tym przypadku. Może i niewiele zrobię, bo nie jestem magicznym, tak jak on, ale na pewno mam coś więcej. Rozum.
- Puszczaj - szarpnął się mocniej, na co w końcu zwolniłem ucisk. O mało co się nie przewrócił, szczęście dla niego, że potrafi zachować równowagę.
Zasłoniłem usta pięścią, nie chcąc, by zauważył, że się śmieję. Nie wyszło mi to jednak, bo szybko zauważyłem, jak wyciąga w moją stronę język. Pokręciłem głową i nabierając powietrza w płuca, powiedziałem w końcu to, co miałem na myśli już wcześniej:
- Wystarczy, że zrobimy dochodzenie, kto cię wrobił. Bez ofiar, po prostu znajdziemy tego, kto za tym stoi. Fakt, że może być to każdy z cyrku, w końcu nikt cię nie lubi…
- Dzięki - przerwał mi, prychając.
- Ale nie jest też powiedziane, że nie może być to ktoś z zewnątrz. Nie narobiłeś sobie więcej wrogów przez to, jak się zachowujesz? Bo podejrzewam, że właśnie tak jest.
Chłopak, odwracając się do mnie bokiem, zamyślił się, ponownie splątując ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnąłem się nieznacznie, po czym sam odwróciłem się do niego tyłem, spoglądając na to, co było naprzeciw morza. Chciałem odkryć, gdzie dokładniej się znajdujemy niezależnie czy sam, czy z nim. Dłużej nie czekając, zacząłem odchodzić powolnym krokiem, nie zwracając uwagi na cicho zachowującego się młodzieńca. Schowałem dłonie do kieszeni i spoglądając w górę, rozmyślałem, jaka jest prawda z tym wszystkim. Dopiero po chwili usłyszałem skrzypiący piasek, który zaczął się do mnie zbliżać. Wejrzałem za siebie, przez co napotkałem czarnowłosego z morderczym wzrokiem. Kiedy jednak zauważył, że go obserwuję, przymknął oczy, zniżając głowę. Uniosłem brwi, po czym wróciłem do obserwacji tego, co znajduje się przede mną. W końcu, kto powiedział, że nie możemy rozwiązywać tej zagadki w jakimś innym, może i przyjemniejszym miejscu?
Jumper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz