Zgromadzeni ludzie z cyrku zaczęli już powoli działać mu na nerwy. Obok stała Rue, wyciągając szyję do góry, by zobaczyć przybite do pionowej deski dwie kartki. Ponieważ był od niej wyższy o dobre dwadzieścia centymetrów mógł ze swobodą przeczytać zawartość ogłoszeń.
- Nie kłopocz się już - zaśmiał się i zaczął czytać na głos - " Jutrzejszy występ został przeniesiony na DZISIEJSZY WIECZÓR, o godz. 19:30 wszyscy mają być gotowi. Całość odbędzie się według planu. Każdego z Was proszę o rozdanie ulotek, w tym celu pokażcie swoje umiejętności na mieście. Pewnie dziwi Was, dlaczego postanowiłem tak drastycznie zmienić nasze dotychczasowe działania - otóż, zapewne doszły Was słuchy, iż pojawiła się konkurencja. Drugi cyrk słynie z wspaniałości występów. Jeśli pokażecie choć część umiejętności wśród tłumu na mieście, nasza oglądalność znacznie wzrośnie. Dziękuję". Drugie: " Bilety do odebrania u Pika", i tyle. - przeczytał. Rue skinęła głową ze zdziwioną miną po czym odeszła gdzieś bez słowa. Być może poćwiczyć. On postanowił jednak szybko spakować swoje rzeczy i natychmiast udać się na rozdawanie ulotek. Podniecenie, jakie w nim narastało, rozsadzało go od środka. Co prawda nieco martwił się o reputację swojego cyrku, ale nie tak bardzo, jak reszta. Wiedział, że jeśli każdy się przyłoży, a po ich minach można było wywnioskować że właśnie tak będzie, uda im się.
Z załadowanymi kieszeniami, plecakiem oraz paroma bombami dymnymi umieszczonymi po bokach butów za pomocą taśmy klejącej, szedł nieśpiesznie w miejsce, jakie powierzono mu na wykonanie małego spektaklu. Jak się okazało, wszystko zostało dokładnie przemyślane - jakaś dziewczyna-akrobatka dostała idealne miejsce przy parometrowej konstrukcji z metalu przypominającej niedźwiedzia ( chyba nawet miała go przedstawiać ), jakaś inna od akrobacji na linach w parku linowym, a on zaś dostał ciemny zakamarek na bocznej ulicy, gdzie i tak było mnóstwo ludzi. Jego miejsce było na pięciu półmetrowych stopniach, prowadzących do loga jakiejś knajpy znajdującej się obok. Gdy doszedł na miejsce, całość wyglądała tak, jakby owa knajpa była dla wszystkich bardzo ważna, gdyś paru ludzi cyknęło zdjęcia kolorowemu banerowi. Aż smutno mu się zrobiło, gdy wszedł na stopnie, wszedł za tablicę i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy, po czym wyjął klej w sztyfcie trzy kartki koloru beżowego z czarnymi napisami, zawierającymi treść dotyczącą dzisiejszego występu cyrkowego i przykleił je na tył tablicy banneru ( można było go obrócić ), z lekkim trudem dopilnowując, by całość trzymała się kupy. Przykleił je do góry nogami, by po obrocie wszyscy mogli z łatwością przeczytać ogłoszenia. Przygryzając wargę, odetchnął głęboko. Od zawsze czuł tremę ale wiedział, że odwalił kawał dobrej roboty przygotowując się na ten moment. Z resztą... teraz kilkadziesiąt ludzi, a potem kilkaset. W każdym razie, co miał do stracenia? No tak, stawka był wysoka. W końcu chodziło o dalszą przyszłość cyrku. Przygryzł wargę, ale ostatecznie się opamiętał i ostatni już raz powiódł wzrokiem po jego prowizorycznej scenie, na której miał zamiar "zabłysnąć". Z każdą chwilą tracił pewność siebie, jak on mógł się zgodzić na taki pomysł? Z resztą, zawsze może się wycofać i najzwyklej w życiu rozdać ulotki. Ale własne poczucie wartości i lojalność wobec swoich towarzyszy nie pozwoliły mu na tego typu czyn. Dlatego z lekkim ociąganiem ruszył do miejsca, gdzie znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy. Pudełko zapełnione idealnie posegregowanymi akcesoriami do występu ujął w jedną dłoń, a w drugiej trzymał dwa kable, na których końcach dyndały wesoło dwa reflektory. Wspiął się po drabinie wiedząc, że właśnie jest już na widoku ludzi, którzy powoli zaczęli rzucać w jego stronę ukradkowe spojrzenia. Każde bez wyjątku zdawało się parzyć jego bladą skórę, ale powstrzymał się przed jakąkolwiek z jego strony reakcją. Zaczął robić to, po co przyszedł. Usiadł na płaskim dachu, którego od podłoża niżej dzieliło jakieś cztery metry. Nogi zwiesił na dole, obok położył pudełko. Następnie ustawił światła w ten sposób, by rozświetliło ciemność na scenie na jego korzyść, nie oślepiając przy tym tłumu ludzi i nie pozwalając, by ktokolwiek dostrzegł jego pozycję. Zanim je zapalił ( były na baterie ), poukładał dokładnie wokół siebie potrzebne akcesoria - w większości kulki różnej wielkości, trzy największe były wielkości pięści i miały za zadania stworzyć kolorowy "dywan" na dole. Wziął głęboki wdech, po czym zabrał się do pracy, gdyż mimo światła otaczającego go mógł z łatwością dostrzec, jak co najmniej trzydzieści osób już stało przed tablicą chłonąc ze zdziwieniem oślepiające wzrokiem żółtawe światło. Oczywiście on pozostał niezauważony, zabrał się do roboty. Właśnie te trzy przedmioty wyrzucił jako pierwsze na ziemię - miejsce jakie sobie wybrał, okazało się idealne dla tego typu popisów. Rzuty okazały się celne, wszystko dzięki tak długim zmaganiom ze swoją celnością oraz precyzyjnością ruchów. Wybuchły z cichym hukiem i rozproszyły się na całej długości kamiennego wzniesienia, dym sięgał około metr w górę, po czym rozpływał się. Następnie wyrzucił kolejne kulki oraz nowo stworzone kwadraty - po zetknięciu z ziemią wyrzucały w powietrze chmary wolno przemieszczającego się dymu na kształt kwiatów - miał zamiar stworzyć tęczową, pełną dymnych roślin, łąkę. Czerwone oraz niebieskie kształty wyraźnie przypominały lilie, z tymże wyjątkiem, iż nie posiadały łodygi - tego nie zdążył dopracować, a czas naglił. Już po niecałej minucie ujrzał oświetlaną z dwóch stron unoszącą się w powietrzu polanę. Wiedział, że stać było go na o wiele więcej, ale jak na razie postanowił, że to koniec i czas zająć się ulotkami. Nie kłopocząc się z nimi zbytnio, wstał szybko i przebiegł na drugi koniec dachu budynku i wyrzucił wszystkie karteczki w powietrze pozwalając, by wyciągnięte po nie w górę dłonie je złapały. Zadowolony z siebie nie miał czasu na nic innego, jak szybkie zebranie swoich rzeczy i ucieczkę po sąsiednich stopniach, otoczonych wysoką barierką. Grunt to bezpieczeństwo, prawda? Zeskoczył na ziemię i kopnął z całych sił tablicę, ukazując ogłoszenia na niej wiszące. Zatrzymała się idealnie w pionie, ludzie zaczęli się stłaczać, by ujrzeć ich zawartość. I właściwie tylko dlatego udało mu się przemknąć niezauważenie wśród ludzi, z ciężko bijącym sercem.
Na sali zebrali się wszyscy, schodząc ze sceny wciąż słyszał słowa typu "To ten spod restauracji!" i "Widziałem podobne show pod knajpą u Marcusa!". Faktycznie tak łatwo było rozpoznać plan jego działania? Na początku stworzył coś na wzór plaży - palmy, mewy szybujące po niebie, błękitne morze. Potem zaczął niewielki pokaz z ogniem - tak, zaczęło go to ponownie mocno kręcić i nie potrafił zrezygnować z krótkiego popisu z tym żywiołem, niezbyt skomplikowanego, ale wyglądało fajnie. Na koniec wykonał jeszcze parę sztuczek z dymem, jak wypuszczanie wielkich obłoków z rąk, zupełnie jakby je wyczarowywał. Gdy tylko opuścił miejsce, gdzie pozostawał widoczny dla setek ciekawskich spojrzeń, poczuł wyraźną ulgę.
- Występy to jednak piekielna droga - wysapał sam do siebie, godząc się z czerwonym odcieniem swojej twarzy.