31 maj 2017

Vulnere CD Smiley

Zastanowiła się mocno nad tym pytaniem. Wymyślenie odpowiedzi nie trwało zbyt długo, więc szybko zabrała głos:
- Kocham jazdę konną - powiedziała z myślą, że coś może z tego wyniknąć. Przecież Smiley powiedziała, że także lubi jeździć konno, że codziennie jeździ na Szafirze. Zastanowiła się na moment, czy chodziło jej o zwykle przejażdżki, czy raczej różne ćwiczenia na swoim wierzchowcu. Ewentualnie należącym do cyrku, ale i tak się nim opiekuje, i to pewnie najlepiej z całej trupy. - Pasjonują się też medycyną i roślinami. Planuję nimi zapełnić cały swój namiot, ale jak na razie idzie mi kiepsko - wyznała. Jak na razie jedyne, co zdołała zrobić w związku z pustym mieszkaniem to kupić niewielką roślinę. Miała na dzieję, że rozrośnie się chociaż nieco bardziej, ale żeby to uzyskać, będzie musiała mocno o nią dbać. Pierwszy raz w życiu miała do czynienia z figowcem, więc będzie musiała zwiększyć swoją wiedzę w tym zakresie przyrodniczym. Skoro rośnie w krajach, gdzie wiecznie jest ciepło, będzie musiała mu to zapewnić, z czym może być trochę trudności. Ale może nie będzie tak źle... Nie obchodziło jej to, że nie wyda owoców, po prostu cieszyła się, że będzie mieć przy sobie coś, co żyje i wypuszcza standardowo grube liście.
- Bardzo lubię też sprawy kryminalne - wiedziała, że jej wypowiedź skrywała wiele tajemnic i bardzo ogólnie mówiła o tym, co ją pasjonuje, ale gdyby jej towarzyszka bardzo chciała wiedzieć nieco więcej, to z pewnością spyta. Przynajmniej taką miała nadzieję. Myślała jeszcze nad tym, żeby dopowiedzieć coś o sporcie, ale jeśli spędzą ze sobą trochę czasu, to na pewno jej towarzyszka zauważy, że Vulnere nie należy do osób leniwych, jeśli chodzi o jakikolwiek ruch. Bo przecież nawet u niej są takie dni, gdy cały czas leży zwinięta na łóżku w kłębek i przegląda internety.
- To w takim razie może wybrałybyśmy się kiedyś na przejażdżkę? - zaproponowała. Vulnere na moment się zastanowiła, jeszcze nie przywykłą do tak dobrego kontaktu z ludźmi i nieco obawiała się tego, jak będzie wyglądać jej życie, gdy zbytnio się do kogoś zbliży. Dobrze wiedziała, że dobrzy przyjaciele ciągle gdzieś wychodzą, piszą ze sobą lub robią cokolwiek tego typu. Jeszcze nigdy nie zaszła tak daleko, nie licząc zwierząt, rzecz jasna.
- Jasne, ale nie jestem pewna, czy dzisiaj zdążymy. Co prawda nocne przejażdżki są super - powiedziała to szczerze, bo w rzeczywistości takowe uwielbiała - ale jeszcze nie znam tych terenów i nie wiem, czego mogłabym się spodziewać. Nie wiem, jakichś dzikich zwierząt, które nocą byłyby zbytnio niebezpieczne lub nawet jakichś form terenu, chociażby bagien... chyba, że ty byś prowadziła - wypowiedziała się. Tak, bagna na końskim grzbiecie to fatalny pomysł. Gdyby wszedł w błoto do wysokości chociażby napięstka, mógłby bez pomocy kogoś ( bądź czegoś ) szybkiej pomocy w ogóle nie wyjść i nawet zapaść się jeszcze bardziej i zostać pogrzebanym żywcem...

< Smiley? >

30 maj 2017

Informacja #3

Dzisiejszego dnia został zmieniony szablon. Dlaczego? Nie chciałam, aby się wam znudził ten blog dlatego co jakiś czas będzie zmieniany szablon, oczywiście będziemy powracać od czasu do czasu do szablonów, które już używaliśmy. Jeszcze w tym tygodniu zostaną, usunięte osoby, które nie napisały dotychczas ani jednego opowiadania od zeszłego miesiąca. Rozumiem, że nie każdy ma czas wreszcie jest już prawie koniec roku szkolnego co się wiąże z wycieczkami, biwakami, poprawianiem ocen... sama tak mam, dlatego czekam, aż nasza aktywność ponownie wzrośnie. W zeszłym tygodniu wysłałam kilka zaproszeń i mam zamiar rozesłać ich jeszcze więcej do końca tego tygodnia.

29 maj 2017

Akuma EVENT #1 CZ.1

Zgromadzeni ludzie z cyrku zaczęli już powoli działać mu na nerwy. Obok stała Rue, wyciągając szyję do góry, by zobaczyć przybite do pionowej deski dwie kartki. Ponieważ był od niej wyższy o dobre dwadzieścia centymetrów mógł ze swobodą przeczytać zawartość ogłoszeń.
- Nie kłopocz się już - zaśmiał się i zaczął czytać na głos - " Jutrzejszy występ został przeniesiony na DZISIEJSZY WIECZÓR, o godz. 19:30 wszyscy mają być gotowi. Całość odbędzie się według planu. Każdego z Was proszę o rozdanie ulotek, w tym celu pokażcie swoje umiejętności na mieście. Pewnie dziwi Was, dlaczego postanowiłem tak drastycznie zmienić nasze dotychczasowe działania - otóż, zapewne doszły Was słuchy, iż pojawiła się konkurencja. Drugi cyrk słynie z wspaniałości występów. Jeśli pokażecie choć część umiejętności wśród tłumu na mieście, nasza oglądalność znacznie wzrośnie. Dziękuję". Drugie: " Bilety do odebrania u Pika", i tyle. - przeczytał. Rue skinęła głową ze zdziwioną miną po czym odeszła gdzieś bez słowa. Być może poćwiczyć. On postanowił jednak szybko spakować swoje rzeczy i natychmiast udać się na rozdawanie ulotek. Podniecenie, jakie w nim narastało, rozsadzało go od środka. Co prawda nieco martwił się o reputację swojego cyrku, ale nie tak bardzo, jak reszta. Wiedział, że jeśli każdy się przyłoży, a po ich minach można było wywnioskować że właśnie tak będzie, uda im się.
Z załadowanymi kieszeniami, plecakiem oraz paroma bombami dymnymi umieszczonymi po bokach butów za pomocą taśmy klejącej, szedł nieśpiesznie w miejsce, jakie powierzono mu na wykonanie małego spektaklu. Jak się okazało, wszystko zostało dokładnie przemyślane - jakaś dziewczyna-akrobatka dostała idealne miejsce przy parometrowej konstrukcji z metalu przypominającej niedźwiedzia ( chyba nawet miała go przedstawiać ), jakaś inna od akrobacji na linach w parku linowym, a on zaś dostał ciemny zakamarek na bocznej ulicy, gdzie i tak było mnóstwo ludzi. Jego miejsce było na pięciu półmetrowych stopniach, prowadzących do loga jakiejś knajpy znajdującej się obok. Gdy doszedł na miejsce, całość wyglądała tak, jakby owa knajpa była dla wszystkich bardzo ważna, gdyś paru ludzi cyknęło zdjęcia kolorowemu banerowi. Aż smutno mu się zrobiło, gdy wszedł na stopnie, wszedł za tablicę i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy, po czym wyjął klej w sztyfcie trzy kartki koloru beżowego z czarnymi napisami, zawierającymi treść dotyczącą dzisiejszego występu cyrkowego i przykleił je na tył tablicy banneru ( można było go obrócić ), z lekkim trudem dopilnowując, by całość trzymała się kupy. Przykleił je do góry nogami, by po obrocie wszyscy mogli z łatwością przeczytać ogłoszenia. Przygryzając wargę, odetchnął głęboko. Od zawsze czuł tremę ale wiedział, że odwalił kawał dobrej roboty przygotowując się na ten moment. Z resztą... teraz kilkadziesiąt ludzi, a potem kilkaset. W każdym razie, co miał do stracenia? No tak, stawka był wysoka. W końcu chodziło o dalszą przyszłość cyrku. Przygryzł wargę, ale ostatecznie się opamiętał i ostatni już raz powiódł wzrokiem po jego prowizorycznej scenie, na której miał zamiar "zabłysnąć". Z każdą chwilą tracił pewność siebie, jak on mógł się zgodzić na taki pomysł? Z resztą, zawsze może się wycofać i najzwyklej w życiu rozdać ulotki. Ale własne poczucie wartości i lojalność wobec swoich towarzyszy nie pozwoliły mu na tego typu czyn. Dlatego z lekkim ociąganiem ruszył do miejsca, gdzie znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy. Pudełko zapełnione idealnie posegregowanymi akcesoriami do występu ujął w jedną dłoń, a w drugiej trzymał dwa kable, na których końcach dyndały wesoło dwa reflektory. Wspiął się po drabinie wiedząc, że właśnie jest już na widoku ludzi, którzy powoli zaczęli rzucać w jego stronę ukradkowe spojrzenia. Każde bez wyjątku zdawało się parzyć jego bladą skórę, ale powstrzymał się przed jakąkolwiek z jego strony reakcją. Zaczął robić to, po co przyszedł. Usiadł na płaskim dachu, którego od podłoża niżej dzieliło jakieś cztery metry. Nogi zwiesił na dole, obok położył pudełko. Następnie ustawił światła w ten sposób, by rozświetliło ciemność na scenie na jego korzyść, nie oślepiając przy tym tłumu ludzi i nie pozwalając, by ktokolwiek dostrzegł jego pozycję. Zanim je zapalił ( były na baterie ), poukładał dokładnie wokół siebie potrzebne akcesoria - w większości kulki różnej wielkości, trzy największe były wielkości pięści i miały za zadania stworzyć kolorowy "dywan" na dole. Wziął głęboki wdech, po czym zabrał się do pracy, gdyż mimo światła otaczającego go mógł z łatwością dostrzec, jak co najmniej trzydzieści osób już stało przed tablicą chłonąc ze zdziwieniem oślepiające wzrokiem żółtawe światło. Oczywiście on pozostał niezauważony, zabrał się do roboty. Właśnie te trzy przedmioty wyrzucił jako pierwsze na ziemię - miejsce jakie sobie wybrał, okazało się idealne dla tego typu popisów. Rzuty okazały się celne, wszystko dzięki tak długim zmaganiom ze swoją celnością oraz precyzyjnością ruchów. Wybuchły z cichym hukiem i rozproszyły się na całej długości kamiennego wzniesienia, dym sięgał około metr w górę, po czym rozpływał się. Następnie wyrzucił kolejne kulki oraz nowo stworzone kwadraty - po zetknięciu z ziemią wyrzucały w powietrze chmary wolno przemieszczającego się dymu na kształt kwiatów - miał zamiar stworzyć tęczową, pełną dymnych roślin, łąkę. Czerwone oraz niebieskie kształty wyraźnie przypominały lilie, z tymże wyjątkiem, iż nie posiadały łodygi - tego nie zdążył dopracować, a czas naglił. Już po niecałej minucie ujrzał oświetlaną z dwóch stron unoszącą się w powietrzu polanę. Wiedział, że stać było go na o wiele więcej, ale jak na razie postanowił, że to koniec i czas zająć się ulotkami. Nie kłopocząc się z nimi zbytnio, wstał szybko i przebiegł na drugi koniec dachu budynku i wyrzucił wszystkie karteczki w powietrze pozwalając, by wyciągnięte po nie w górę dłonie je złapały. Zadowolony z siebie nie miał czasu na nic innego, jak szybkie zebranie swoich rzeczy i ucieczkę po sąsiednich stopniach, otoczonych wysoką barierką. Grunt to bezpieczeństwo, prawda? Zeskoczył na ziemię i kopnął z całych sił tablicę, ukazując ogłoszenia na niej wiszące. Zatrzymała się idealnie w pionie, ludzie zaczęli się stłaczać, by ujrzeć ich zawartość. I właściwie tylko dlatego udało mu się przemknąć niezauważenie wśród ludzi, z ciężko bijącym sercem.
Na sali zebrali się wszyscy, schodząc ze sceny wciąż słyszał słowa typu "To ten spod restauracji!" i "Widziałem podobne show pod knajpą u Marcusa!". Faktycznie tak łatwo było rozpoznać plan jego działania? Na początku stworzył coś na wzór plaży - palmy, mewy szybujące po niebie, błękitne morze. Potem zaczął niewielki pokaz z ogniem - tak, zaczęło go to ponownie mocno kręcić i nie potrafił zrezygnować z krótkiego popisu z tym żywiołem, niezbyt skomplikowanego, ale wyglądało fajnie. Na koniec wykonał jeszcze parę sztuczek z dymem, jak wypuszczanie wielkich obłoków z rąk, zupełnie jakby je wyczarowywał. Gdy tylko opuścił miejsce, gdzie pozostawał widoczny dla setek ciekawskich spojrzeń, poczuł wyraźną ulgę.
- Występy to jednak piekielna droga - wysapał sam do siebie, godząc się z czerwonym odcieniem swojej twarzy.

28 maj 2017

Smiley CD Vulnere

Mina co prawda mi zrzędła, ale mogłam się tego wreszcie spodziewać po odpowiedzi dziewczyny. Nie chciałam jej też zmuszać, bo bym ją jeszcze zraziła do siebie, a temu mówię stanowczo NIE! Chciałam się z nią zaprzyjaźnić, a nie zmuszać do tej przyjaźni. Uśmiechnęłam się po chwili i powiedziałam, że moja propozycja będzie wciąż aktualna. Zakłopotanie w jakie wdałam dziewczynę, było z jednej strony urocze. Dzięki temu mogłam zobaczyć jej zakłopotana twarzyczkę.
- Dzięki, a co lubisz robić? - zapytała, chcąc zmienić temat.
- Mam dużo rzeczy, które lubię robić... - odpowiedziałam zastanawiając się przy tym co dokładnie lubię robić, rzeczą którą najczęściej się zajmuje, czy czymś innym.
- Na pewno lubię piec i gotować, jak to już zauważyłaś. Prawie co dziennie wybieram się na przejażdżki z Szafirem i przy okazji ćwiczę, od czasu do czasu pogram sobie na jakimś instrumencie, dwa razy w tygodniu chodzę do domu dziecka, aby pobawić się z dziećmi... - zaczęłam wymieniać rzeczy, które najczęściej na co dzień robiłam.  -... opiekuje się poza Szafirem jeszcze innymi zwierzakami z naszego cyrku jak zajdzie taka potrzeba. I to chyba było na tyle o ile wszystko wymieniłam - uśmiechnęłam się. - A co ty lubisz robić? - zapytałam się, kierując tym samym na Vulnere wzrok.
<Vulnere?>

24 maj 2017

Akuma CD Rue

Patrzył z dziką furią, jak wyprowadzano Rue siłą z pomieszczenia. Zacisnął szczęki i ignorując ból na kości policzkowej oraz w okolicy żeber, spróbował wstać. Ponieważ leżał na brzuchu, podciągnął się na rękach, jakby robił pompki i zgiął jedno kolano, potem drugie. Udało mu si wyprostować w momencie, gdy drzwi się zamknęły. Kątem oka dostrzegł, jak chwilę temu jeden z porywaczy uśmiechnął się szeroko, właśnie on zamykał drzwi. Zrobiło się potwornie ciemno, usłyszał dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Podszedł do drzwi i zaczął tłuc w nie pięściami, jakby miał dzięki temu szansę się wydostać. Jakby mógł tym samym skłonić kogoś do otwarcia drzwi i spróbowania uspokojenia siebie ( postarałby się wtedy uciec ) lub najzwyczajniej w życiu rozwalić drzwi. Ale kroki z czasem ucichły, a narastające w nim emocje tylko zaczęły jeszcze bardziej nim władać. Gdzie ją zabrali? I po co? Pobiją ją? Będą torturować? Zgwałcą? Zabiją? Uderzył po raz ostatni w twarde drzwi, czując gromadzącą się na jego kostkach krew. Kopnął w drzwi, używając do tego całej swojej siły, ale odezwała w nim się kolejna dawka cierpień.
- Daruj sobie, te drzwi są chyba niezniszczalne - usłyszał słaby głos za sobą. Odwrócił się powoli. W innych okolicznościach zrobiłby to nagle i wściekle, ale wciąż dająca o sobie znać rana uniemożliwiła mu to. Spojrzał wściekle w pustą przestrzeń.
- Nie wyglądasz, jakbyś chociaż próbowała - rzucił ze złością, ponownie odwracając się do niej tyłem, szukając klamki. Gdy na trafił na nią dłonią, zaczął szarpać, ze wszystkich sił próbując stąd wyjść i odnaleźć Rue.
- Uwierz mi, próbowałam - jej głos brzmiał tak spokojnie, że tylko jeszcze bardziej się zezłościł. Jakim cudem, gdy zabrali jedyną osobę, z którą zamieniła parę znośnych zdań, potrafiła zachować taką postawę? Przecież to nieludzkie!
- Już to widzę - mruknął lekceważąco, próbując tym razem łokciem chociaż nieco uszkodzić drzwi spowite ciemnością. Pociągnął nosem i poczuł, jak oczy go pieką. Zacisnął szczelnie powieki, po czym otworzył je i ponownie zaczął okładać przedmiot chyba każdą możliwą częścią ciała. Nawet raz uderzył głową, jakby to miało w czymkolwiek pomóc... Nie mógł się rozkleić w tej chwili, to nie on przeżywał męczarnie, lecz ona.
- Co ile do ciebie przychodzili? - odezwał się w końcu, wzdychając przed wypowiedzią Jego ton głosu był bezbarwny, pomijając nutę znużenia czającą się gdzieś w oddali.
- Co dwa dni, czasem wcześniej.
- Brali cię tak kiedyś? Stąd? - spytał, chcąc mieć świadomość, co najbardziej mogłoby jej grozić. Gdy usłyszał słowa zaprzeczenia, zaklął tak głośno, że na moment zaczęło dzwonić mu w uszach.
< Rue? >

23 maj 2017

Rue CD Akuma

- Sama ziemia. Jedynie znajdują się tu jakieś belki podtrzymujące to wszystko - wyjaśniła Loreen. Nie odrywałam wzrok od jej twarzy, była ona w pewien sposób piękna, ale przerażająca. Piękna, bo miałaby prześliczne oczy, gdyby nie wory pod oczami, cudowne rysy twarzy ubrudzone od wszystkiego, a przerażająca, bo łysa. Jestem pewna, że miała prześliczne włosy, nosiła je rozpuszczone. Pasowałby do niej brązowy kolor, idealny do piegów i ciemnych oczów. Ale ją ogolono, albo coś innego. Chciałam o to zapytać, ale stwierdziłam, że to nie będzie dobry pomysł.
- Czyli ich nie obchodzi, czy zginiemy tu, czy gdzie indziej - stwierdziłam głosem pozbawionych jakichkolwiek uczuć. Za bardzo się w nią wpatrzyłam, ale ona to chyba ignorowała.
- Mniej więcej - przytaknęła.
- To nie można wykopać jakiegoś tunelu? Nawet przy drzwiach? - zaproponował Akuma. Było to w pewien sposób logiczne, aż za bardzo, ale problem polegał na tym, że to było zbyt proste.
- Przemyśleli to - wiedziałam, że był w tym jakiś haczyk. - W górę to zbyt ryzykowne, wszystko się zawali, a obok drzwi są jakieś pręty. Próbowałam, jedynie poobdzierałam sobie palce - wydawało mi się, że jej dłonie drgnęły, jakby chciały nam pokazać te "obdarcia", ale w pewnym momencie ręce opadły. Była bez sił, nie tylko to było widać, ale można było się domyślić. Tyle dni w niewoli... współczułam jej i to okropnie. Jak można być takim potworem, aby trzymać człowieka przez taki okres czasu?! Jeśli mam być szczera wolałabym zginąć, niż się męczyć. Ale jemu właśnie o to chodziło.
- Czyli co? Będziemy tu siedzieć bezczynnie? - w głosie chłopaka usłyszałam wściekłość. Nagle przypomniała mi się akcja w szpitalu, kiedy chciał rzucić się na lekarza i chyba wydrapać mu oczy. Dlaczego Tobias nie może być tym durnym lekarzem? Tyle, że jemu Akuma na prawdę by je wydrapał. Spojrzałam na płomień, który mnie uspokajał, ale czułam dziwne zimno, jakbyśmy zaraz mieli wpaść do zaspy śniegu i w niej zamarznąć, razem z tą dziewczyną. Jej najwidoczniej już nic nie przeszkadzało.
- Skąd masz świecie? - zapytałam ciekawa, ale nie dostałam odpowiedzi.
- Ktoś idzie - powiedziałam natychmiast gasząc świeczkę. Wiedziałam, że mimo to dalej ją trzyma w dłoni i mocno ściska, też bym tak zrobiła bojąc się ciemności. Słowa Loreen się sprawdziły, zaraz usłyszeliśmy przekręcanie kluczyka w zamka, a drzwi zostały otworzone z wielkim impetem. Jestem prawie pewna, że gdyby które z nas czatowało blisko drzwi, zostało by odrzucone i to z dużą siła, zapewne o to im chodziło. Mimo, iż są kompletnymi idiotami, skoro wtedy udało nam się wygrać, to jednak przy Tobias'ie zachowywali się jak najinteligentniejsi, którzy wiedzą co, kiedy i jak robić. Chciałam wstać, ale szybko zrezygnowałam z tej opcji czując ukłucie w nodze, kiedy odwróciłam się w ich stronę, tym samym lekko przekrywając stopę. Gdybym była zdrowa od razu bym do nich skoczyła, sparaliżowała i ucieklibyśmy, a tak muszę siedzieć na ziemi i patrzeć jak idą w naszą stronę. Przez otwarte drzwi wpadało światło, przez które widziałam wszystko, co leżało na ziemi; to nie była zwykła czarna ziemia, czy jakiś tam piasek. Tu leżały trupy, ludzkie i zwierzęce, kości, nie które trupy dopiero co się rozkładały (stąd ten okropny smród stęchlizny i gnijącego się czegoś). Raptownie miałam ochotę zwymiotować, ale dwóch facetów którzy tu weszli chwycili mnie za ramiona i podciągnęli do góry.
- Tobias chcesz się pobawić - oświadczył jeden z nich z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, a ponieważ słowo "bawić" w wykonaniu tego mordercy nie może być zwykła zabawą, przeszył mnie okropny strach. Zaczęłam machać zdrową nogą, ale to nie pomogło. Podnieśli mnie tylko do połowy, więc nogi ciągnęły po ziemi. Akuma wstał, kazał im mnie zostawić, ale tylko dostał w twarz. Nie miał szans zrobić uniku, nie z ograniczonymi zwrotami. Czy on ciągle musi gadać? Nie mogę patrzeć, jak go okładają pięściami! Tyle tylko dobrego, że kiedy zajął się chłopakiem mogłam popchnąć jednego z facetów i go kopnąć, ale nagle trzeci się zjawił. Siłą wyciągnęli mnie z tego miejsca, gdzie potem związali ręce i zataszczyli do jakiegoś domu.
<Akuma?>

21 maj 2017

Akuma CD Rue

- Rana? - powtórzyła kobieta. Jak jej tam było...? Z nadmiaru myśli nie zdążył zakodować w umyśle jej imienia. Na moment ich spojrzenia się splotły, jego szare, niemalże oczy i jej błękitne, niczym delikatna tafla jeziora. Piegi okalały jej całą twarz, miały ładny, brązowo-pomarańczowy kolor, niczym rdza. Mógł się założyć, że posiadała rude włosy. Tak, to by do niej pasowało, do tej bladej cery. Dlaczego nie ma włosów? Przez jakąś chorobę? A może ją ogolono? Lub w wyniku jakiegoś wypadku stała się łysa? Na przykład w wyniku pożaru? Wykluczył to ostatnie, miałaby blizny. Chociaż istnieją różne przeszczepy skóry to nie miał bladego pojęcia, czy dało się wykonać taki zabieg na czaszce i to w taki sposób, by nie było widać jego skutków. Ale cóż, ludzie stale idą do przodu jeśli chodzi o medycynę... Zaczął się zastanawiać, ile już tutaj siedzi. Dzień? Dwa? Tygodnie, miesiące? Odwrócił zakłopotany wzrok, wbijając go w tańczącą mieszaninę czerwieni, żółci oraz pomarańczu, rzucającej chwiejne światłu na całą ich trójkę. Mieszkanie w takim miejscu, jak to, musiało być okropne. Pewnie gdy pada deszcz, całe pomieszczenie pływa. Naszła go myśl, gdzie się wypróżnia. A jakimś kącie? Gdzie popadnie? A może ją wyciągają raz, a może nawet i parę razy, by mogła w spokoju załatwić swoje potrzeby?
- Jest okay - oznajmił mając nadzieję, że się nie myli i na prawdę wszystko skończy się tylko na bólu. A ty jak się trzymasz?
- Chyba też nie najgorzej - wyznała, ale miał przeczucie, że wcale nie było tak dobrze, jak zapewniała. Obraz ognia uspokajał go. Od zawsze fascynował się tym żywiołem. Jego wyglądem, tym, jak szybko się rozprzeszczenia, jakie rany może zadać, a jakie korzyści. Zatęsknił za swoimi zabawami z dymem i co się z tym wiązało, również z ogniem. Gdy formował szare obłoki unoszące się nad zapaloną zapałką, za muzyką, za jabłkami, za cyrkiem.
- Jakie rany? - ponowiła swoje pytanie, zataczając błędne koło. Ale Rue, która już zdążyła lepiej zapoznać się z ich nową towarzyszką, odpowiedziała:
- Po postrzale, mieliśmy z nim do czynienia parę tygodni temu - wyjaśniła z grubsza.
- Jak długo tutaj jesteś? - odezwał się po raz pierwszy do kobiety, na oko około trzydziestki. Dała się złapać jak oni, i teraz za to płaci. Ciekawe, w jaki sposób ją uwięziono. Siłą zaciągnięto? Podstępem, tak jak ich? Ogłuszono ją i bezwładną przyniesiono tutaj?
- Nie wiem, często się przemieszczamy. Mam wtedy opaskę na oczach. Ale za każdym razem, gdy się przenosimy nie słychać zbyt wiele, musi być noc. Ale wydaję mi się, że przynajmniej dwa dni.
- Dokładnie dwa dni - poprawiła ją Rue, a ta zmarszczyła brwi, co wyglądało niepokojąco dziwnie znad płonącego knota świeczki trzymanej wysoko. Dopiero teraz przyjrzał się ziemi, na której siedzieli. Chociaż on leżał... Była jasno brązowa, czyli nie mogli zgłębić się zbyt nisko, czasem pokryta brązowawą i czerwoną substancją, zapewne skrzepniętą krwią. Niecały metr dalej, bo taki zasięg miało światło świecy, leżała kocia czaszka. Chyba kocia, gdyż miała nienaturalnie małe i długie zęby, była też mała. Znajdowali się w starej, porzuconej rzeźni, czy co?
- Powiedział, że za dwa dni nas wynoszą. Byłaś tu już kiedyś? - zadał kolejne pytanie, chcąc wywnioskować jak najwięcej.
- Nie - odparła. Uniósł brwi, a ona jeszcze raz zaprzeczyła, kiwając na boki głową.
- A więc to najprawdopodobniej ich prywatny budynek, ile razy się przenosiliście? - brnął dalej. Skoro nikt nie zorientował się, że tutaj są, musi to być miejsce pod ich władzą. Z resztą łatwo było to wywnioskować po panującym wokół cmentarzysku.
- Góra dwadzieścia razy, dawno już przestałam liczyć...
- A więc czterdzieści dni.
-Czterdzieści dni - oznajmiła w tym samym czasie Rue, gdy on się wypowiadał. Czuł na sobie jej wzrok, ale nie miał odwagi odwrócić swojego od płomienia.
- Sprawdziłaś już, czy są tu jakieś szyby wentylacyjne, albo wejścia do ścieków? - spytał bez krzty nadziei w głosie.
< Rue? >

Rue CD Akuma

Odrąbana głowa?! Powiedział to takim tonem, że nie chciałam mu wierzyć. Był on jakby znudzony, jakby próbował mnie wrobić w jakiś nieśmieszny żart, ale zabrakło mu nagle siły. Czyli to nie jego dotykałam? To nie jego ubranie? Czyli już wiem, co to było. Szybko puściłam materiał straciwszy nadzieję, że to ubranie Akumy i dalej przesuwałam dłonią w poszukiwaniu... chyba chłopaka, ale teraz po prostu chciałam odejść od tego ciała leżącego w ubraniach. Gdy nagle moje palce dotknęły czegoś miękkiego, a zarazem klejącego i mokrego wydałam z siebie dźwięk obrzydzenia.
- Czego dotknęłaś? - usłyszałam z którejś strony. Nie potrafiłam określić z której, ponieważ echo rozległo się ze wszystkich stron uniemożliwiając mi ten czyn. Wzruszyłam ramionami, normalnie bym spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Nie chcesz wiedzieć", ale zdałam sobie sprawę, że mnie nie zobaczy. W końcu panują tu egipskie ciemności.
- Nie chcę wiedzieć - odpowiedziałam wzdrygając się i ponownie szukając chłopaka. - Gdzie jesteś? Mam już dosyć tych kości... - dopiero gdy wypowiedziałam ostatnie słowo zrozumiałam, że to właśnie po nich stąpałam. Próbowałam nie zawracać sobie tym głowy wmawiając sobie, że to nie ludzkie szkielety, że tylko mi się wydaje. Podziałało tylko tym, że nie zaczęłam krzyczeć, kiedy dotknęłam czaszki.
- Fuj... - usłyszałam od chłopaka, a potem dziwny dźwięk lepiącego się czegoś. Wzdrygnęłam się na myśl co to może być i dalej po omacku próbowałam go znaleźć. W końcu dotknęłam miękkiego ciała.
- Akuma? - zapytałam z nadzieją, że to on, a nie martwe ciało, które leży i się rozkłada od wielu dni; bo jeśli mam być szczera, to okropnie tu śmierdziało stęchlizną. Jestem pewna, że gdyby wymiotowała nie tylko przez chorobę, teraz bym leżała w zwróconym obiedzie. Zaraz... nie dali nam obiadu, a ja nie jadłam śniadanie. Dlaczego o tym myślę? Na pewno zaraz zaburczy mi w brzuchu.
- Jestem tutaj - powiedziałam.
- To mnie trzymasz - odezwał się obcy głos, na który krzyknęłam i zabrałam rękę.
- Chole*a! To ożyło - poczułam dreszcze na całym ciele, a kiedy próbowałam wstać przewaliłam się na ziemię z głośnym impetem przez chorą nogę i zaklęłam. Usłyszałam cichy śmiech, a potem zobaczyłam mały płomyczek w czyichś dłoniach.
- Wiesz, z tego co wiem, to jeszcze nie umarłam - powiedział kobiety zachrypnięty głos. Świeczka trzymana w dłoniach oświetlała bladą twarz łysej dziewczyny z ogromnymi worami pod oczami, na której twarzy były zasiane milion piegów.
- Kim jesteś? - zapytałam podchodząc bliżej. Gdy tylko zobaczyłam światło mój strach od razu gdzieś zniknął. Usiadłam trzy kroki od obcej, a po chwili zobaczyłam czołgającego się chłopaka. Kiedy znalazł się obok mnie usiadł powoli. Chciałam go zapytać o ranę, ale tajemnicza postać mnie uprzedziła.
- Loreen - przedstawiła się. - I zapewne jesteście z tej samej przyczyny co ja - stwierdziła. Wystarczyło, że wypowiedziałam imię naszego porywacza, a Loreen pokiwała twierdząco głową. - Za co? - spojrzałam na chłopaka do którego się przybliżyłam. Dalej nie miałam czasu zapytać o jego ranę.
- Długo by opowiadać. Stare rachunki - powiedziałam patrząc na płomień.
- Mnie złapał zanim doszłam do komisariatu. Widziałam jak zabijał ludzi - łysa także wpatrzyła się w ogień, a między nami zapadła długa cisza. Dopiero wtedy zapytałam chłopaka o ranę.

<Akuma?>

20 maj 2017

EVENT #2

Jako, że ostatnio nie miałam czasu, aby zająć się blogiem za co Was bardzo wszystkich przepraszam, ale szkoła dała trochę w kość, a w dodatku byłam chora xD... Przepraszam, ale pomijając moje przeprosiny, które mam nadzieję, że je przyjmiecie (jeżeli nie to zrozumiem xD) Dostałam propozycję, aby zrobić event i nawet na nie pomysły. Bardzo dziękuję za wspaniałe osoby, jakie są członkami tego bloga ♥♥♥
Pierwszą propozycją na event była podróż cyrku do Afryki, a co dokładnie to się dowiecie za chwilę ze szczegółami, a drugi pomysł na event jest, że nasz cyrk zmienia położenie, ale coś nam przeszkodziło, a dokładnie mówiąc drugi cyrk, który jest naszą konkurencją... Miałam dylemat, żeby wybrać jeden z nich, więc postanowiłam, że będą dwa eventy w jednym. Będziecie mogli wybrać jeden z nich, aby wziąć udział w nim ( oczywiście możecie w obu wziąć udział, ale nikt nikogo nie zmusza) Więc przechodząc do rzeczy:.

Event #1
The Circus Magic odbywa kolejną podróż, tym razem dopisuje nam jednak mniej szczęścia. Dzień po naszym przyjeździe zjawia się kolejny cyrk, czyli jednym słowem konkurencja. Ukazuje się informacja od Papy, że pojawia się dla nas zagrożenie. Ludzie z okolicy tracą do nas przekonanie - musimy to zmienić! W tym celu w centrum miasta odbywa się pokaz naszego cyrku. Każdy członek ma za zadanie rozdać ulotki przechodniom dotyczące naszego występu. W tym celu urządzają małe pokazy swoich zdolności, po czym owe ulotki rozdają zgromadzonemu tłumowi. Nasze wieczorne przedstawienie musi odbyć się idealnie, to nasza wielka szansa! Nie wolno nam tego zaprzepaścić. Tym razem każdy członek naszej trupy cyrkowej ma szansę zabłysnąć na występie i pomóc pobić konkurenta na łopatki!

Event #2
Nasza trupa cyrkowa postanowiła odwiedzić jedno z biedniejszych kontynentów - Afrykę. Ponieważ ludzie tam często bywają smutni, należy ich rozweselić. Z tego powodu organizowana jest trzytygodniowa droga, w której zaplanowano sześć przystanków na pokaz naszych talentów! Każdy będzie miał szansę się wykazać, nawet ci, co dopiero się uczą! Zdarza się jednak tragedia - nasze plany legną w gruzach! Pik, Dague oraz Diane zostają zagubieni w lesie tropikalnym! Należy ich szybko odszukać, inaczej spóźnimy się na następny występ, a do tego może grozić im niebezpieczeństwo!

Wymagania: minimum 300 słów | 2 posty na jeden event co daje w sumie 600 słów można wtedy                            napisać jedno opowiadanie zawierające 600 słów, oczywiście może być dłuższe
Czas: 17/06/2017r.
Nagrody: msc.1 - wybrany przedmiot z Rynku + 100 Oru
                msc.2 - 100 Oru
                msc. 3 - 50 Oru
               osoby, które nie zajęły żadnego miejsca, a wzięły udział jako nagrodę pocieszenia dostaną
               po 10 Oru

Vulnere CD Smiley

Spojrzała na ciastko, które trzymała w dwóch palcach. Wyglądało, pachniało oraz zapewne smakowało wybornie. Jej nigdy nie udałoby się zrobić czegoś takiego, byłą tego pewna. Nie ważne, jak dla innych łatwe może wydać się życie w kuchni, ona nawet ziemniaków nie ugotuje, by były wystarczająco miękkie. Może nadawałaby się do spraw typu sałatki z owoców, gdzie użycie gazu, miksera, czy czegokolwiek w ten deseń, ale nic ponad to. Ze zmieszaną miną spojrzała na Smiley.
- No nie wiem - odparła szczerze i widziała, jak mina różowowłosej zrzedła. Najwidoczniej nie takie odpowiedzi oczekiwała. Vulnere zdążyła już ją zaakceptować, a nawet powoli zaczęła lubić, a teraz gdy Smiley przygotowała to wszystko, by spędziły miło czas, musiała jak zwykle wszystko zepsuć. Poruszyła się niespokojnie na krześle i odłożyła ciastko na talerzyk, nie wiedząc zbytnio, co powiedzieć. Że musi już iść? To byłoby co najmniej nie miłe, ale w jej naturze. Może czas nieco zmienić stare nawyki? Nim ponownie się odezwała, minęła niemalże minuta.
- Chodzi mi o to, że cokolwiek próbuję zrobić jeśli chodzi o jedzenie, nie udaję mi się... - wiedziała, jak wymijająco to brzmi, jak tłumaczenie się z użyciem kłamstwa. A druga osoba o tym wie. - Nie jestem stworzona do gotowania. Mogłybyśmy porobić coś innego, na pewno mamy jakiś wspólny temat - starała się uśmiechnąć na koniec tej iście wymownej odpowiedzi, ale wyszedł jej jedynie krzywy grymas. Zaczęła czuć się nieswojo. Zbyt mało czasu spędzała z ludźmi, by wiedzieć, co w takiej chwili powiedzieć. Przeprosić? Sypnąć żartem na rozładowanie atmosfery? Jeszcze raz pogratulować umiejętności kulinarnych i się zmyć?
- Jasne, ale pamiętaj - moja propozycja jest zawsze aktualna - uśmiechnęła się szeroko, mówiąc te słowa. No tak. Dobra mina do złej gry, jak to się mówi.
- Dzięki, a co lubisz robić? - spytała się, chcąc chociaż trochę zmienić temat znaleźć rozwiązanie wcześniejszego problemu, który chyba jeszcze nie zniknął.

< Smiley? >

Akuma CD Rue

Stęknął cicho, gdy wylądował na twardej ziemi, której piach wpadł mu do buzi podczas upadku na nią. Promieniujący na całą prawą połowę ciała ból przypomniał mu, że musi postępować ostrożnie ze swoją wciąż zrastającą się raną. Spróbował się podnieść, ale nie udało mu się to. Postanowił chwilę tak poleżeć i poczekać, aż pulsowanie w okolicach rany od postrzału oraz uczucie łamiących się kości zniknie. Ponownie zdawało mu się, że mózg obija mu się o ściany czaszki. Wypluł na podłoże obok wciąż trzymaną w jamie ustnej ziemię, po czym usłyszał cichy krzyk Rue. W pierwszej chwili pomyślał, że ją opluł, ale szybko dotarła do niego powaga sytuacji. Przecież mogła upaść na chorą nogę i ponownie ją sobie uszkodzić, zrobić sobie coś innego, upaść na jakieś kamienie i rozciąć łuk brwiowy, co wcale nie jest tak trudne do zrobienia. Zaskomlał cicho, niczym zbity pies i poprzez pracę rąk podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął się nimi podciągać w stronę, z której dochodził stłumiony wrzask.
- Rue...? - spytał niepewnie mając nadzieję, że się odezwie. Ale nadal nic. O co chodziło? - Rue? - powtórzył już głośniej, słysząc echo swojego głosu niesione po pomieszczeniu. Zdawało mu się, że słyszy je jeszcze co najmniej pięć sekund, a więc pomieszczenie musi być niemalże puste i rozległe, by dźwięk niósł się tak długo. Sprowadzono ich pod ziemię, więc załatwili sobie brak zasięgu jeśli chodzi i telefony komórkowe.
- Dotknęłam czegoś...- jej głos brzmiał dziwnie piskliwie, zapewne po wcześniejszym uderzeniu. Poczuł się winny za to, że ponownie wyrządzono jej krzywdę. Powinien bardziej uważać, nie gadać i nie dawać więcej powodów porywaczom do zranienia kogokolwiek z nich. Głupi jesteś pomyślał. Głupi, głupi, głupi. -... albo kogoś... - zdziwił się na te słowa, na moment odpychając poczucie winy. Jak to kogoś? Czyżby przetrzymywali tutaj nie tylko ich?
- Gdzie jesteś? - spytał niespokojnie półgłosem, jakby z obawy przed zjawieniem się Tobiasa i jego bandy. Wyczuł pod palcami trawę. Trawa? Tak nisko pod ziemią? W tej samej chwili stwierdził, że trawa nie posiada tak cienkich i długich łodyg. A więc co to? Zaczął ciągnąć w swoją stronę dziwne pnącza, co szło mu z lekkim trudem. Po drugiej stronie nici było coś ciężkiego ( jeśli można tak nazwać na oko pięciokilowy obiekt ). Wyraźnie słyszał, jak to coś jest ciągnięte przez niego. Po paru sekundach jego dłoń dotknęła czegoś zimnego i miękkiego. Przesunął ją do góry, macając dziwny obiekt. Zaczął mu coś nieco przypominać po kształtach wyczuwalnych pod palcami... krzyknął cicho. A raczej nie aż tak cicho.
- O co chodzi?! - usłyszał nerwowy głos Rue. Przełknął głośno ślinę, próbując poukładać myśli.
- Miałem w rękach czyjąś odrąbaną głowę - oznajmił nadzwyczaj monotonnym głosem po niemalże połowie minuty ciszy.
< Rue? >

19 maj 2017

Smiley CD White

To, że niby byłam "leciutka" jak to ujął chłopak, z lekka mnie zakłopotało. Wstaliśmy oboje na równe nogi. Usłyszałam za sobą głos rozwścieczonej kobiety, która aktualnie krzyczała na małego chłopca z łukiem. Wtedy zrozumiałam, że tym łowca był mały dzieciak.
White powiedział coś, co mnie strasznie zaskoczyło. A chodziło dokładnie o relacje przyjacielskie jakby to nazwać. W o rynek chwili trzyma on ze mną sojusz i raczej nie mam szans, aby zmieniło się to. No może za kilka lat, jak to wspomniał White.
Z tematu o więzach przyjacielskich przeszliśmy na temat kina do którego mieliśmy aktualnie zamiar się wybrać.
- To na co idziemy? - spytałam się z uśmiechem na twarzy. Widząc te wszystkie tytuły i plakaty filmów, które obecnie puszczali, ciężko było się na coś zdecydować.
- Na co chciałabyś pójść? - spytał się, a ja rozejrzałam się do okoła, przypatrzyłam się dokładnie jeszcze wszystkim plakatom z filmami, po czym spojrzałam na White.
- Nie wiem... za dużo tego, więc liczę na twoją decyzję - uśmiechnęłam się, a chłopak zamyślił się na chwilę.
- White, który myśli?! - powiedziałam sobie w myślach. - Wygląda uroczo - pomyślałam i zachichotałam się pod nosem.
- I jak, wybrałeś coś? - spytałam, a on uśmiechnął się. Po jego uśmiechu wiedziałam, że znalazł jakiś fajny film.
<White?>

Rue CD Akuma

Ból to coś okropnego, a jednak najwidoczniej nierozłącznego z naszym życiem. Dziwne kłucie w gardle nie pozwalało mi przez jakiś czas nabrać dobrze powietrza, dopiero po kilku kaszlnięciach udało mi się złapać oddech. Dobrze, że chłopak pomógł mi wstać, znowu naparłam zbyt dużą siła na chorą nogę i czułam ból rozsadzający mnie od środka. A mogli mi ją uciąć i wstawić drugą! Przynajmniej mogłabym wyważyć tamte drzwi kopniakiem, zamiast iść za tym, który chciał nas po prostu zabić, wpierw się nami pobawić. Na to ostatnie słowo poczułam dreszcze, a najgorsze scenariusze pochłonęły mój umysł. Raptownie zaczęłam się trząść i nie z zimna - było mi strasznie gorąco jednocześnie przez pogodę jak i ból - to był po prostu strach przed tym, do czego on jest zdolny. I już nie chodziło mi o siebie, ja to ja, ale bałam się o chłopaka. Modliłam się, aby więcej się nie odzywał i nie robił żadnych pochopnych czynów, następnym razem mogę zdołać go nie odepchnąć, a Tobias może być już znudzony jego hardością i albo od razu z nim skończy, albo będzie się z nim długo bawił. A słowo dla niego słowo "bawić" jest tak samo obce jak dla mordercy "litość".
Ponownie ruszyliśmy, musiałam się jednak opierać o Akumę, ponieważ zabrano mi moje kule, a na nogę nawet nie mogłam lekko stąpać. Teraz zostało mi tylko skakanie. Zeszliśmy w dół, jakby do jakiegoś wąwozu, a potem zobaczyłam drzwi zrobione z drzewa, wyglądały na mocne, w końcu były podtrzymywane przez stal, ale wydawały się jakoś bardzo stare. Może dlatego, że aby je otworzyć musieli najpierw przekręcić w nim duży stary klucz, który chyba się już łamał w rękach, a potem mocno pociągnąć je, aby się otworzyły. Tak, jakby ktoś trzymał je po drugiej stronie. Automatycznie zaczęłam się bać tego, co będzie w środku i chociaż miała to być tylko ciemność, to właśnie jej się bałam. Ścisnęłam palce na ramieniu chłopaka.
- Wspaniałe miejsce - od jego sarkazmu przybywało mi się na wymioty. - pozbawione jakiegokolwiek światła. Posiedzicie tam jakiś czas, może potem dostaniecie wody, aby tak szybko nie zdechnąć - powiedział ukazując nam dosłownie ciemność, nic więcej. - Co ciekawsze, nikt was nie usłyszy. Nikt tędy nawet nie przejeżdża - dodał to z uśmiechem demona. Moja wyobraźnia dodała mu demoniczne rogi i ogon wystający z tyłka. Na samym końcu wyobraziłam sobie jak zawisa na sznurze. Tylko ta myśl pozwoliła mi nie oszaleć i nie zacząć krzyczeć, kiedy wpychali nas do środka. Nim zamknęli i za kluczyli drzwi wyobraziłam sobie jak topi się w gorącej smole. Tak, stare tortury, ale bardzo bolesne.
Leżałam przez jakiś czas na ziemi nasłuchując, czy poszli sobie, ale jednocześnie próbując znaleźć chłopaka, który wylądował w innym miejscu niż ja. Nie odzywałam się, bo coś stanęło mi w gardle i nie pozwalało mówić. Zamknęłam oczy. Bałam się je mieć otwarte, miałam wrażenie, że zaraz zobaczę jakieś przerażające oczy.
Chole*a! Weź się w garść i nie wariuj! Zaczęłam krzyczeć do siebie w myślach, nie mogłam przecież dać tak się ponieść strachowi, to nie tylko żałosne, ale i głupie i nie potrzebne. Zacisnęłam palce na ziemi, jaka się pode mną znajdowała, a potem cicho wypowiedziałam imię chłopaka. Kiedy dotknęłam jakiegoś skrawka pytania znowu wypowiedziałam jego imię mając nadzieję, że to on, a nie jakiś kościotrup odziany w ubranie. A nawet jeśli, to nie chcę o tym wiedzieć.

<Akuma?>

White CD Smiley

Strzała? Skąd niby! Ktoś na nas poluje czy jak? Nie miałem urazu do dziewczyny, że zwaliła mnie na ziemię, wręcz przeciwnie – byłem jej wdzięczny. W końcu grot wbity w ciało nie jest czymś przyjemnym, prawda? A jej mina mnie lekko rozbawiła.
- Jesteś leciutka – odparłem z uśmiechem i przyjąłem jej dłoń, która pomogła mi wstać. Wpierw rozejrzałem się wokół, ale nic nie wskazywało na to, że ten dziwny atak się powtórzy. Lepiej! Zauważyłem małego dzieciaka trzymającego łuk i patrzącego na nas z przerażeniem, kiedy jego matka na niego krzyczała, a potem szybko zabrała z miejsca. Czyli to on nas chciał ustrzelić? Zabawne. A ja sądziłem, ze to jakichś łowca cyrkowców, albo co gorsza aniołów. Wtedy bym miał poważne kłopoty. - W porównaniu do moich kolegów, którzy bawili się ze mną w tak zwaną "kanapkę" polegająca na tym, że rzucamy się na siebie i tak leżymy, gdy ja byłem na samym dole, to nic nie ważysz – powiedziałem przypominając sobie dzieciństwo, a zaśmiałem się na to wspomnienie, a za mną Smiley.
- Chyba miałeś dużo przyjaciół – stwierdziła także obserwując dziecko ciągnięte przez matkę. Najwyraźniej i ona zrozumiała kto był naszym łowcą i tak samo jak ja zaśmiała się przez to. Potem znowu ruszyliśmy wzdłuż mostu.
- No co ty – machnąłem ręką. - Nikt nim nie był – poczułem, że mogę jej to powiedzieć. Poza tym nawet lepiej, jeśli będzie znała prawdą, niż łudziła się nad czymś. - Ja nie przywiązuję się do ludzi i nie biorę ich za swoich przyjaciół – zacząłem tłumaczyć. - Ja po prostu trzymam ze wszystkimi sojusz i dobre relacje. Coś na wzór przyjaźni, w końcu pomogę, wstawi się, dotrzymam słowa... ale to nie to samo co przyjaźń – pominąłem sekrety, które były największą różnicą sojuszu, a przyjaźni. Nikomu nie zdradzę swoich tajemnic, nie chcę ryzykować. Mina dziewczyny nagle przybrała inny wyraz twarzy.
- Ze mną też tylko trzymasz sojusz? - nie mam pojęcia czy była zawiedziona, czy po prostu zdziwiona. Może jedno i drugi, albo coś całkowicie innego.
- Tak – powiedziałem szczerze. Po co mam ją oszukiwać? - Ale może kiedyś za parę lat to się zmieni – stwierdziłem sam w to nie wierząc. - W końcu moi starzy koledzy pewnie już o mnie zapomnieli i nie widziałem ich dobre osiem lat, więc jak się z takimi zaprzyjaźnić? - to było pytanie retoryczne i aby nie przedłużać ciszy, jaka między nami zapanowała jak i nie drążyć już tego tematu zaproponowałem wyjście do kina. 

<Smiley?>

18 maj 2017

Smiley CD Vulnere

Vulnere weszła do mojego namiotu. moje zwierzaki jak zawsze musiały poznać nową osobę i plątać się przy niej cały czas. Dziewczyna została ze zwierzakami, a ja w tym czasie mogłam spokojnie się zająć przygotowaniem kolacji. Do naszej kolacji jako ozdobę położyłam mały wazon z bukietem kwiatów. Zasiadłyśmy do stołu i zaczęłyśmy jeść. Bisca i Yuki oczywiście upomnienie się o jedzenie, które dostali od razu. Uśmiechnęłam się do nich. Jedząc dowiedziałam się, że dziewczyna woli bardziej zwierzęta niż ludzi. Uśmiechnęłam się do niej.
- Kiedyś też wolałam bardziej zwierzęta d ludzi, ale odkąd dołączyłam do cyrku i znalazłam swoją drugą rodzinę, moje nastawienie do ludzi się trochę zmieniło - odpowiedziałam z uśmiech, wstałam i zabrałam brudne naczynia po jedzeniu. Za to dałam małe talerzyki i filiżanki do herbaty no i oczywiście ciastek. Jak usłyszałam, że Vulnere smakowało i w dodatku powiedziała, że sama nie potrafi gotować czy piec, wybuchnęłam śmiechem. Jakby nie było, już nie raz słyszałam że ktoś nie potrafi gotowa czy piec... zawsze wywoływało to u mnie uśmiech, ale od ostatniego czasu nawet śmiech. Sama nie wiem czemu, ale może się kiedyś dowiem.
- To jeżeli ci nie przeszkadza, zawsze możesz do mnie przychodzić i będziemy razem gotować, a to co ugotujemy możemy zawsze razem zjeść. Co ty na to? - przestałam się śmiać i spytałam o to dziewczyny. Miałam nadzieję, że spodoba się jej ten pomysł. W ten sposób nie będę musiała być za bardzo sama, mogłam wtedy spotykać się z nią częściej i może przekonałabym ja bardziej do siebie, że nie jest tak bardzo zła...

<Vulnere?>

17 maj 2017

Volante CD Lunativ

Tortury? Męczono go? Krzywdzono? Nikt nie powinien przeżywać katuszy. To nieludzkie, okrutne, bestialskie.
Feliksie taki jest świat i tego nie zmienisz. Nie każdy stara się dbać o chociażby motylka, tak jak ty to robisz. Ludzie to potwory. Chcą zniszczyć wszystko, czego tylko mogą dotknąć. Chcą zawładnąć nad światem. Chcą być władcami, tego, co uprzednio zrównają z ziemią. To bez sensu, ale taki jest sens ich istnienia. Cóż im z tego, że sami zginą, skoro będą mieli chorą satysfakcję z zabicia wroga?
Cóż, ze wszystkich emocji sam nie wiem jak to się stało, że po chwili stałem przytulając niższego mężczyznę. Ujmowałem jego twarz w dłoniach, gładziłem jego policzki. Wpatrywałem się w niego smutno, czując rozżalenie płynące z tej sytuacji. Gładziłem delikatnie jego włosy, które były nieco sztywniejsze od moich, muskałem miękką skórę na jego szyi. Błądziłem wzrokiem po jego twarzy, która wyrażała szczególnie zdziwienie, ale jednocześnie dziwną ulgę. Zaciekawiony zacząłem zbliżać się ku niej. Delikatnie przekrzywiałem głowę, spoglądałem to na jego usta, to w jego oczy. Czułem jego oddech na moich wargach. Ciężki, gorący, zdenerwowany.
Trzask.
Jak spłoszona sarna odskoczyłem od towarzysza i wbiłem rozbiegane spojrzenie w krzaki, z których można było usłyszeć owy dźwięk. Zmarszczyłem brwi. Ruch w zaroślach dodatkowo mnie zaniepokoił, więc nie wahając się długo, ruszyłem w tamtą stronę, wcześniej jeszcze zerkając na chłopaka i ponownie zbliżając się do niego niebezpiecznie blisko. Odsunął nieznacznie głowę.
- Masz rzęsę na policzku. - Strzepnąłem włosek i uśmiechnąłem się ku niemu. Otworzył szerzej oczy, lecz nic nie dopowiedział. Wyskoczyłem więc z wody i założyłem spodnie, by zwisały luźno na biodrach. Nie bałem się o moje bezpieczeństwo, w razie ataku mogłem przecież odskoczyć do tyłu, bądź na drzewo.
Cóż, gdy byłem już przy zagajniku dostrzegłem, że nie miałem się czego bać.
Zitao.
Ten azjatycki idiota siedział schowany w krzakach i przypatrywał nam się, uśmiechając przy tym głupio. Nie namyślając się złapałem go za szmaty i wytargałem z roślin, rzucając przy tym na piasek przy jeziorku. Podpierając boki zerknąłem na zawstydzonego Lónga, a po chwili z powrotem na drżącego ze śmiechu podglądacza. Przewróciłem znudzony oczami, bo leżący nie mógł powstrzymać się od mówienia jacy to my nie jesteśmy zakochani. Czarnowłosy palił buraka, zasłaniając ciało, gdy dalej siedział w wodzie, ja tymczasem jedynie delikatnie kopnąłem Zitao w tyłek.
- Ał? - Mruknął patrząc na mnie.
- Błagam cię, zachowuj się. - Ciche westchnięcie z mojej strony i usadowienie się na kamieniu pokrytym mchem. Odgarnąłem mokre włosy do tyłu, przy czym musiałem wyglądać jak jeden z tych ulizanych casanova, którzy znacząco przesadzają z ilością żelu na włosach. Lepsze to niż lekko wilgotne włosy. Jak te kudły lekko podeschną będę wyglądał jak rozczochrany pudel, którego właścicielka nie wie co to szczotka do włosów bądź też sierści.
- Przepraszam. - Powiedział, gdy już się uspokoił i wstał otrzepując spodnie oraz koszulkę. Kiwnąłem głową, na znak, że nie mam mu tego za złe. Zerknąłem jeszcze na Lónga, który.
No...
Dalej siedział po szyję w wodzie, mając przy tym twarz tak czerwoną jak dorodny pomidorek. Uśmiechnąłem się ciepło na jego widok, bo był co najmniej uroczy. Kiwnąłem głową na znak, by przyszedł tu do nas, on jednakże odpowiedział tylko pokręceniem swojej.
- Zitao, odwróć się. - Powiedziałem do towarzysza, który szybko poczynił to, o co prosiłem.
Szum wody, muskanie materiału, wsuwanie go na ciało. Krótka informacja o gotowości. Stał już w tym swoim mundurze, poprawiając przy tym kołnierz. Zagryzłem delikatnie wargę, bo wyglądał dobrze. Wyjątkowo dobrze. Do tego mokre kosmyki, które okalały jego twarz. Jej dobry kształt. Ładne oczy. Pełne usta. Elegancki ubiór.
"Za mundurem panny sznurem..."
Cóż, panowie też. 

<Mwah>

Akuma CD Rue

Myślał, że w książkach tylko blefuje się gdy pisze, że bohater po solidnym uderzeniu w twarz widzi gwiazdy, świat wokół wiruje, a w uszach dzwoni. Co prawda u niego ta pierwsza rzecz nie wystąpiła, ale dwie pozostałe, owszem. Zatoczył się do tyłu, czując tępy ból na prawym policzku, a głównie to na kości policzkowej, na której został rozłożony cały impet ciosu. Mózg na moment go bolał, miał wrażenie, jakby się trząsł, ale ostatecznie zdołał odgonić to nieprzyjemne uczucie. Wyprostował się, a raczej stanął z opuszczonymi ramionami, jednak już nie trzymał głowy nisko i nie zginał pleców. Nie tak, jak jeszcze przed chwilą.
-...Wiem, dlatego dwa dni się pomęczycie w ciemnościach, a potem uciekniecie razem ze mną po za kraj - usłyszał. Głos dochodził jakby z oddali, zagłuszany przez szum krwi w uszach. Sukinsyn! Chce ich wywieść! Spojrzał na Rue, która wściekłym wzrokiem mierzyła typa od stóp do głów, po czym wydała się na moment, jakby chciała splunąć pod jego nogi, ale powstrzymała się. Najwidoczniej nie chciała narażać ani siebie, ani Akumy. Zacisnął szczęki, ale to tylko wzmocniło ból. "Dobrze, niech boli. Ból utrzymuje świadomość" - pomyślał. Miał nadzieję, że te słowa przeczytane w wielu książkach okażą się prawdziwe.
- A teraz idziemy - oznajmił i ponaglając ich krwiożerczym wyrazem twarzy, poszedł przed siebie. Nie mając wyboru, zrównał się z dziewczyną i poczłapał ze zwieszoną miną za rosłym mężczyzną. Za nimi szło paru innych, uzbrojonych w karabiny maszynowe. Ciekawe, czy mieli pozwolenie na taką broń...
- I co teraz? - spytał półszeptem. Nie miał żadnego planu, ale musieli coś wymyślić. Jeśli faktycznie ich gdzieś zamkną to teraz najlepszy moment, żeby zwiać. Ale oni mieli znaczną przewagę liczebną., No i broń, która tym razem z pewnością nie chybi ani o milimetr. Przynajmniej takie miał wrażenie. Chociaż nie pierwszy raz ryzykował już życie, gardło mu się ściskało od strachu, a serce biło mocno i szybciej, niż zwykle.
- Zamknij się! - rozległ się ryk i Tobias się odwrócił, żeby zdzielić go pięścią. Gdy już podniósł dłoń, Akuma przygotował się na kolejny ból modląc się, by i tym razem nie stracił przytomności, ani nic z tych rzeczy. Ale w tej samej chwili poczuł, jak coś pchnie go od boku, zmuszając do przesunięcia się drastycznie w prawą stronę. O mało co się nie wywalił, ale już chciał zawrócić widząc, że to Rue go odepchnęła i to ona teraz dostaje, prosto w szyję. Czyli gdyby on tam stał, dostały pewien w ten sam policzek... Najszybciej jak umiał, popędził ten metr, może dwa, w jej stronę chcąc w jakiś sposób pomóc. Maił już spytać, czy wszystko okay, ale przypomniał sobie, dlaczego tak właściwie dostała i sam zdzielił się ze zdwojoną siłą w duszy. Gdyby siedział cicho, nic by się jej nie stało! Zakrztusiła się zaczęła kaszleć, pomógł jej ustać na nogach. Już miał się rzucić na Tobiasa gdy zauważył, że celuje w nich z czarnego, jak bezgwiezdna noc, pistoletu. Przełknął głośno ślinę mając na dzieję, że dziewczynie się polepszy, a niedługo uda im się uciec. Gdy przestałą kasłać i podniosła wzrok, miała wilgotne oczy od bólu i kłucia w gardle, w które dostała. " Zabiję sukinsyna, jak tylko stąd wyjdziemy", zdawały się mówić jego oczy. To samo sobie pomyślał łudząc się, że go zrozumie. Na prawdę go zabije. Jakkolwiek -zastrzeli, pobije, udusi, utopi,... Miał głęboko w poważaniu to, że ponownie złamie swoją zasadę, by nikogo nie uśmiercić. Niech tylko tnie ją jeszcze raz, a ta spluwa już go nie powstrzyma. Człowiek w furii połączoną z determinacją działa cuda.

< Rue? >

16 maj 2017

Smiley CD White

White który opowiadał mi o swoim bracie i wspólnie przeżytych przygodach, pobudziło moja wyobraźnię. Za każdym razem wyobrażałam sobie jak wyglądała ich reakcja czy też mina. W pewnym momencie White przestał opowiadać, a moja wyobraźnia wyłączyła się.
- Wybacz - zaśmiał się po chwili ciszy. - Znowu się rozgadałem - podrapał się po karku, a ja zaczęłam zastanawiać się dlaczego przerwał i za co mnie przeprosił. - Gdy zacznę jakiś ciekawy dla mnie temat, nie potrafię zamknąć ust - zaśmiałem się trochę speszony chłopak.
- Nic nie szkodzi, bardzo lubię można by nawet powiedzieć, że kocham jak ktoś opowiada mi o swoim rodzeństwie czy też o tym co wydarzyło się u niego ciekawego. Dzięki temu moja wyobraźnia zaczyna działać i to na dużą skalę, a co za tym idzie to przychodzi mi pomysł na namalowanie czego - uśmiechnęłam się. - Twój brat jest wspaniały, ale ty jeszcze bardziej - dodałam po chwili, trochę ciszej.
- Dlaczego? - spytał się, a ja nie wiedziałam jak za bardzo mu na to pytanie odpowiedzieć.
- Jesteś opiekuńczy, miły a w dodatku pomocny... - dalej już nie mówiłam, bo poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce.
Wskoczyłam na drewnianą poręcz od mostu. Stanęłam na rękach i zaczęłam iść, aż do dziecka, które było niedaleko w dodatku było smutne.
- Lepiej żebyś się uśmiechał niż płakał - powiedziałam do niego stając na równe nogi. Wyjęłam ze swojej kieszeni kolorowego lizaka. Wyciągnęłam rękę wraz z łóżkiem w dłoni do chłopaka.
- To dla ciebie, na poprawę chumoru - na smutnej twarzy chłopaka pojawił się ciepły uśmiech.
- Dziękuję ci siostrzyczko - usłyszałam z ust chłopaka bardzo miłe słowa. Pomachał mi i odszedł w podskokach.
- White padnij! - powiedziałam w pewnym momencie, gdy coś mnie zaniepokoiło. Rzuciłam się na chłopaka, i oboje upadliśmy na ziemię. W naszą stronę wyleciała strzała. 
- Było blisko... - powiedziałam z ulgą. - Nic ci nie jest? - spytałam się chłopaka, który leżał pode mną. Szybko zeszłam z niego. - Przepraszam, muszę być ciężka. Naprawdę przepraszam! - czułam się strasznie zawstydzona.

<White?>

Lunativ CD Volante

Volante był moim przeciwieństwem do potęgi. Na jego twarz wiecznie widniał uśmiech, miał tendencję do figli i cieszyło go wszystko, co dla mnie nie miało zbytniego znaczenia, gdyś widziałem to codziennie. Co cudownego może być w słońcu, które świeci każdego dnia? Co wspaniałego we wodzie, która jest praktycznie wszędzie? Co pociągające w życiu, skoro i tak zaraz je stracimy? Nie wiedziałem czy te pytania kiedykolwiek przeszły przez myśl chłopaka. Zapewne nie. Wydawało mi się, że żył w jakiś innych kategoriach, które trudno było spotkać wśród mieszczan i dworzan gdzieś tam w mieście. I to... było inne, ale... tak niesamowicie cudowne. Ta różnica, to nowe spojrzenie na świat. Czułem, że... ta znajomość nie może być jednak tak bardzo bezwartościowa. Mogła mi dać naprawdę bardzo wiele...mogła mnie zmienić na lepsze. Ja... nie okazywałem tego, ale wiedziałem, że nie jestem idealny. Mało tego! Jestem straszny, wredny, czasami bezduszny i okrutny, mimo że nie i tak jestem w miarę dobrym człowiekiem. Ale to nie najdziwniejsze. Zagadką był dla mnie fakt, że Vol nadal mnie nie opuścił. Być może wtedy jeszcze się na mnie przysłowiowo " nie przejechał ".
Czarnowłosy tak cieszył się tym miejscem. Pluskał się w wodzie, jak małe dziecko. To był wspaniały widok. Tak mocno to cieszyło moje serce... sam nie wiedziałem czemu. Nie minęła chwila, kiedy namówił mnie do wspólnej zabawy. W tamtym momencie przypomniałem sobie o moich bliznach na ciele, które... no, powiedzmy sobie szczerze, nie wyglądały zbyt atrakcyjnie... a przynajmniej nie ma zbyt wielu ich zwolenników. Szpecą, mimo że często są znakiem siły i wytrzymałości. Pomimo tych wszystkich aspektów, zacząłem się rozbierać. Starannie składałem swoje ubrania i układałem w stos z dala od wody. Nadal coś w mojej głowie sprawiało, że nie czułem się zbyt komfortowo. Byłem skrępowany i zawstydzony. Starałem się odgonić te wszystkie myśli, ale nie potrafiłem. Sam nie wiem dlaczego... po prostu one nadal przeważały w mojej głowie. Ostrożnie wchodziłem do wody i liczyłem na to, że woda jakoś zmieni perspektywę i światło, zasłaniając choć odrobinkę wszystkie te pamiątki. Po chwili byłem już bliżej towarzysza, któremu nie umknęła uwadze moja największa blizna.
- Skąd to masz? - spytał chłopak, wskazując na szramę, która biegła od pośladka aż do piersi. Speszyłem się i odwróciłem na chwilę wzrok, by... no, ukryć się, nie owijajmy w bawełnę. Chciałem też ułożyć odpowiedź w głowie, by nie brzmiała, jak jakieś narzekanie czy żale.
- Po torturach. Raz mnie złapali i...chcieli wyciągnąć informacje – spojrzałem na jego twarz - W porę jednak zostałem uwolniony...tak jakoś wyszło – odpowiedziałem bez żadnych porównań homeryckich i ponownie odwróciłem głowę. Poczułem ruch w wodzie. Czarnowłosy podszedł do mnie. Poczułem jego oddech na moim karku. Podszedł jeszcze bliżej. Delikatnie położył dłoń na boku, na którym była blizna i oparł czoło na moim ramieniu. Był ode mnie wyższy. Odwróciłem głowę w jego stronę. Spojrzał na mnie oczami, które lśniły, jakby płakał. Wystraszyłem się. Przecież... nie chciałem mu sprawić bólu. Odwróciłem się do niego całym ciałem, nie lada przestraszony.
- Ej... ale to już było. To już mnie nie boli. Nawet nie pamiętam tego bólu...przeżyłem przecież i to jest ważne. Pal licho blizny... - Vol przerwał mi przyciągając mnie nagle do uścisku. Objął mnie szczelnie. Na początku byłem tym zaskoczony i zwyczajnie drętwy z tego zaskoczenia, ale po chwili się rozluźniłem i odwzajemniłem uścisk. W sumie... nie wiem dlaczego, ale czułem się wtedy zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy przytulałem moją narzeczoną. To ja ją zwykle przytulałem, a nie ona mnie. Starałem się zawsze być dla niej opoką i wsparciem. Moje problemy starałem się w miarę możliwości ukrywać. Wtedy, kiedy Volante mnie przytulił poczułem się taki... beztroski. To było cudowne. Staliśmy tak chwile, po czym poczułem jak jedna jego dłoń ląduje na moim policzku i zmusza do podniesienia na niego wzroku. Nasze spojrzenia spotkały się, jak jeszcze nigdy dotąd. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, ale... tak uroczo i szczerze, że moje serce zaczęło bić tak szybko, jak jeszcze nigdy. Myślałem, że mi wyskoczy zaraz z klatki piersiowej. To naprawdę było aż przerażające. Przeczesał wilgotną dłonią po moich włosach kilka razy po czym zgrabnym ruchem przejechał na moją szyją. Jego twarz była coraz bliżej, a ja... nie mogłem się ruszyć i... nawet nie wiem czy chciałem. Nagle usłyszałem trzask dochodzący z zagajnika. Odsunęliśmy nasze twarze od siebie momentalnie i spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodził hałas.

< Volante... hehehehe [lenny] >

15 maj 2017

Rue CD Akuma

Byłam pewna w stu procentach, że to Pik! To był on! Dlaczego wiec teraz widzę jego? Dlaczego?! Miał na nas czekać przyjaciel, Pik, miał białe włosy i był Pikiem! Dlaczego widzę jego? Dlaczego on tam siedzi? Raptownie serce podeszło mi do gardła, nie zdołałam wydusić z siebie żadnego dźwięku, nawet żenującego jęknięcia wskazującego na to, że rozumiem co się dzieje. Ale ja nic nie rozumiałam! Na siedzeniu znajdował się karabin, broń, od której miałam czarne scenariusze w głowie. Widziałam jak stawia pod murek związanego Akumę, a potem strzela w niego parę razy, a mi każe na to wszystko patrzeć. Ale dlaczego on tam siedział i kierował tą furgonetką? Dlaczego nikogo po nas nie wysłał? Dlaczego to on tam siedzi, a nie jakiś jego pracownik? Pewnie dlatego, że tamtym się nie udało. Ale to był przecież Pik! Cała sytuacja nie potrafiła znaleźć miejsca w mojej głowie, nie przyjmowałam tych złych wieści do siebie wierząc, że to tylko głupi sen, z którego na pewno zaraz się wybudzę. Ale czując jak mną rzuca na tylnym siedzeniu przestałam w to wierzyć. Mocno trzymałam się swoim kul i próbowałam otworzyć jakiekolwiek drzwi. Tyle, że wszystkie były zamknięte, a on się od nas ogrodził jakąś szybą, więc nie miałam jak go chociaż uderzyć tym swoim kijkiem, na którym miałam się podpierać.
- Wypuść nas! - dopiero teraz wydałam z siebie jakiś dźwięk kopiąc zdrową nogą drzwi, które za nim nie chciały się otworzyć. - Słyszysz! - nie wiem czy buzowała we mnie złość, czy miałam ochotę płakać. Chyba wszystko na raz, strach, gniew, płacz. Nie przestawałam kopać w drzwi.
- Rue, uspokój się. To nic nie da - poczułam na ramieniu dotyk chłopaka. Spojrzałam raptownie na niego myśląc, że to Tobias i mając ochotę go uderzyć z całej siły. W ostatniej chwili się powstrzymałam. Posłuchałam się go i zaprzestałam swojej czynności.
- Musimy się stąd teraz wydostać... - powiedziałam nieco cicho. - ...bo potem nie będziemy mieli szans. Nie z moją nogą i twoim bokiem - dokończyłam patrząc na szybę. Może dało by się ją zbić? No nie wiem, to nie jest idiota, aby wsadzić tutaj kruchą szybę. Prędzej przezroczysty plastik.
- Wiem, ale trzeba się uspokoić. Inaczej nic nie wymyślimy - poczułam jak przyspieszamy, raptownie wyrzuciło mnie do przodu, ale tylko przez chwilę. Czyli co? Wyjechaliśmy z terenu zabudowanego, ze tak pędzi? No pięknie. I jak tu być spokojnym?!
- Ja dalej nie mam nic w głowie - powiedziałam cicho rozglądając się po wodzie, w którym w sumie nic nie było. Żadnych przyrządów, nawet najmniejszych, jakichś zabawek czy czegokolwiek. Zapewne przewidział, że wszystko co znajdziemy, nawet to najmniejsze użyjemy przeciwko niemu. Czy on nie może być tak samo głupi i naiwny jak jego pracownicy?!
- Chole*A. Tu nic nie ma! - nie mam pojęcia ile czasu straciliśmy na tak bezradnym szukaniu czegokolwiek, ale w ciągu jednego sekundy zatrzymaliśmy się, drzwi się otworzyły z obu stron, a nas jacyś ludzi wyciągnęli, a raczej wyszarpnęli z samochodu łapiąc w mocnym uścisku. Za ramiona, potem związali ręce. Ja oczywiście stałam na jednej nodze, druga była lekko podniesiona, ponieważ podczas tak mocnego hamowania uderzyłam nią o drzwi.
- Myślałem, że coś więcej z siebie dacie - skomentował ten okropny głos. Nie sądziłam, że kiedyś go znowu usłyszę, chociaż marzyłam, żeby już nigdy tego człowieka nie spotkać. - Z moimi kolegami sobie świetnie poradziliście - powiedział to z przekąsem, jakby chciał pokazać swoim "kolegom" jacy oni są słabi, skoro nie potrafili nas złapać w dziesiątkę, a on sobie poradził sam.
- Sprytnie. Najlepiej pójść na łatwiznę i porwać dwie kaleki. Masz się czym chwalić - skomentował Akuma, na co cicho się zaśmiał. Miał rację, porwanie dwóch kalekich bachorów to prawdziwy wyczyn - sarkazm. Jednak to nie był dobry pomysł na komentowanie, zaraz chłopak został uderzony pięścią w twarz.
- Ku*wa! Jesteś popier*olony! Zostaw go! Po co ci on?! - odwrócił się w moją stronę i rozluźnił pięść.
- Zero świadków, a to twój przyjaciel.
- No i co? W całym mieście mam przyjaciół, sądzisz, że nie będą mnie szukać? - prychnęłam, a Tobias uśmiechnął się dziwnie.
- Wiem, dlatego dwa dni się pomęczycie w ciemnościach, a potem uciekniecie razem ze mną po za kraj - wyjawił nam kawałek planu. "Pomęczycie w ciemnościach" - te słowa zostały w mojej głowie. Ciemności mogę sobie wyobrazić, ale męczarnie z nim w roli głównej... nie chcę o tym myśleć. Bałam się tylko o chłopaka, nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało, a teraz jedynie patrzę. 

<Akuma? Podróż dookoła świata! Zaczynamy od piwnicy>

14 maj 2017

Akuma CD Rue

Zaspanym wzrokiem spojrzał na szczerzącą się Rue. Zabić, czy nie zabić? Oto jest pytanie... Usiadł i poczuł lekki ból w boku, przez co skrzywił nieco twarz. Chociaż czuł się już o wiele lepiej, rana nadal dawała mu się we znaki.
- Masz rację - usłyszał nagle czyjś głos, rozpoznał go od razu. Należał do Toniego. Oboje odwrócili się w tamtym kierunku. "Ile on już tam tak stoi???" - rozległo się pytanie w jego głowie, niosąc ze sobą natarczywe echo. Akuma posłał mu pytające spojrzenie. Czy lekarz może bez pukania wchodzić sobie do sali pacjentów? A co, jeśli odwalaliby coś głupiego? W tym samym momencie uświadomił sobie jedną rzecz - kamery. Tak, były po dwóch końcach pomieszczenia, przymocowane do jednej ściany. Czyli i tak byliby na widoku. Przez moment zastanawiał się, co zrobiłby personel, gdyby zakryli obie prześcieradłami. Nic? A może natychmiast przyszliby i je odkryli? Czy obraz przez nie nagrywany w ogóle jest przez kogoś nadzorowany? Czy po prostu są sobie ot tak, dla pozorów bezpieczeństwa i wiecznej kontroli nad pacjentami?
- To znaczy? - spytała Rue. Najwidoczniej ucieszył się, że to ona o to spytała, gdyż uśmiechnął się szeroko na jej słowa.
- Wypisują was dzisiaj, a właściwie, to już jesteście wolni. Weźcie swoje rzeczy i przebierzcie się w swoje ubrania. Czeka już na was wasz przyjaciel, stoi w furgonetce przed szpitalem. Na pewno go poznacie - uśmiechnął się na koniec, po czym chwilę zwlekał z opuszczeniem sali, spoglądając tęskno w stronę Rue. - Mam na dzieję, że nie zobaczymy się prędko - dodał na koniec, po czym wyszedł, zamykając za sobą białe drzwi z głośnym hukiem. Cóż, najwyraźniej jednak chciał, by zobaczyli się prędko. Przynajmniej z jego oczkiem w głowie. Ale szybko zmienił temat rozmyślania - kto po nich przyjechał? Pik? Czy on w ogóle ma prawo jazdy? Cóż, najwidoczniej tak. Ale jego dalsze monologi wewnętrzne przerwały dłonie jego towarzyszki, która zaczęła potrząsać jego ramionami w przód i w tył, śmiejąc się przy tym głośno. Nadal przenosiła ciężar swojego ciała na zdrową nogę. I właśnie po to dano jej kule - żeby się nie zabiła na tej swojej nodze.
- Wypisują nas! Wychodzimy z tego więzieniaaaaaaaaaaaa!!! - wołała, przerywając na moment śmiech. Takiej szczęśliwej to jej chyba jeszcze nie widział. Zaśmiał się również, ucieszony perspektywą wydostania się ze szpitala.
- A ja widzę jeszcze jeden plus - uśmiechnął się szeroko, przez co dziewczyna na moment zaprzestała, posyłając mu pytające, ale wciąż uradowane spojrzenie. - Nie weźmiesz mnie na bieganie - zaśmiał się i wskazał dłonią na kule, za co dostał blaszczaka w czoło.
Gdy tylko wyszli razem ze szpitala, poczuł chłodny powiew wiatru. Otoczyła go fala świeżego powietrza, o ile tak można nazwać woń dymu papierosowego wolnego od zapachu chemikaliów i innych pierdół tego typu. Odetchnął głęboko, życie w czterech ścianach właśnie się skończyło. I oby nie zaczęło na nowo. W tym samym momencie zorientował się, że silny zapach palonego tytoniu ma źródło w furgonetce. Ujrzał w niej siedzącego Pika za kierownicą. Rue szybciej go zauważyła i już podpierając się na kulach, szła w jego stronę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, Pik! - zawołała. On tylko cicho się zaśmiał, po czym odblokował tylne drzwi. Akuma również ruszył w tamtym kierunku, wkrótce oboje znaleźli się w środku. Gdy tylko zamknęli drzwi, kierowca ponownie je zabezpieczył. W tej samej chwili ujrzał karabin leżący na przednim siedzeniu. Ciarki przeszły po całym jego ciele, po co mu to???
-Pik...? - odezwał się niepewnie. Gdy spojrzał w jego stronę zobaczył, jak zsuwa z czaszki białą perukę i wilgotną chusteczkę ściera coś z twarzy, odwracając się w ich stronę. Poznał tą twarz, już bez namalowanych jej szczegółów dla zmyłki. Siedział przed nimi sam Tobias z szerokim uśmiechem, ukazującym oślepiająco białe zęby.
<Rue?>

13 maj 2017

Rue CD Akuma

Kolejne prześwietlenie? Jejku... ta noga zaraz sama mi przejdzie na wylot i zostanie sama skóra – nie ma w tym sensu, ale to nie ważne. Teraz chodziło mi to, że miałam dosyć tego szpitala! Chciałam wrócić do cyrku, po balansować sobie na linie nad płonącą siatką, albo na groźnych zwierzętach, które by chciały mnie zwalić i zabić. Potrzebuje adrenaliny! Ja się tu kiszę! Nawet dosłownie! Jestem w stu procentach pewna, że gdyby nie towarzystwo przyjaciela, który także leży poszkodowany w tej samej sali co ja, zeszłabym z tego świata z nudów. Masakra! Jak długo chcą mnie tu trzymać? A tak, jeszcze parę dni, potem rehabilitacja, a potem ponowne uczenie się chodzenia na rękach, jeśli przez ten czas tego nie zapomnę. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Wątpię. Dla mnie chodzenie na rękach jest jak oddychanie – nie kontroluje tego i nie ważne co się stanie, muszę to robić.
Wywieźli mnie na wózku inwalidzkim do jakiejś sali, którą pamiętałam – byłam tu już dwa razy, bo tyle razy prześwietlano mi nogę. Po co aż tyle? Nie miałam pojęcia. Kiedy spytałam się o to Tony'ego odpowiedział, że po prostu się o mnie martwi. O szczegóły się nie pytałam, zamiast tego dałam się spokojnie zawieść na prześwietlenie, które było pozytywne. Kości idealnie się zrastały i układały dzięki dobrze założonemu gipsowi. Teraz zostało poczekać parę dni aż mi zdejmą to coś, potem krótka (tak, krótka, nie mam zamiaru tu długo przesiadywać) rehabilitacja i wracam do cyrku! A ze mną Akuma, którego pewnie szybciej wypiszą niż mnie. Chwilę porozmawiałam z lekarzem, który wypisał moje odpowiedzi w notatniku. Pytał mniej więcej o moje samopoczucie, czy coś mnie boli, czy coś mi wyskoczyło, co czuje w nodze i takie tam. Na sam koniec stwierdził, ze w zaskakująco szybkim tempie wracam do zdrowia, co jest dobrym znakiem. Mogłam więc wrócić do sali.
Tym razem sama pojechałam na wózku pod tym względem że chciałam oraz lekarz musiał przyjąć nowego pacjenta z uciętą ręką. Słyszałam, że zmiażdżyła go jakaś ciężarówka, kiedy jechał samochodem. W tym momencie przypomniała mi się książka Kinga, w którym mężczyznę siedzącego w koparce zmiażdżyła inna maszyna. Amputowali mu prawą rękę, wyprowadził się na Florydę, a tam działy się niespotykane rzeczy, dzięki jego talentowi malarskiemu. Wiele osób zginęło, a książka bardzo mi się spodobała, nawet jeśli przez pięćset stron się nic nie działo.
Kierowanie wózkiem nie było łatwe. Szybciej by mi poszło gdyby odpychała się od ziemi jakimś kijkiem, albo chociaż jakimś mopem czy miotłą. Prosto potrafiłam przejechać idealnie, ale gdy skręcałam, parę razy uderzyłam o ścianę. Dwa razy to ledwo się nie wywaliłam, aż w końcu uderzyłam o jakąś pielęgniarkę, która uparła się, że mi pomoże. Założyłam ręce na krzyż i z niezadowoloną miną czekałam, aż kobieta zawiezie mnie do odpowiedniej sali. Gdy znaleźliśmy się przed tą dobrą, zauważyłam, że chłopak spał. Kiedy wgramoliłam się na łóżko, a pracownica poprawiła moją nogę wyjechała stąd razem z wózkiem. Chwilę patrzyłam się w sufit, aż nagle sen mnie zmorzył i nie wiem kiedy zasnęłam.
I tak płynęły następne dni. Czwartego dnia zdjęli mi gips i czekała mnie rehabilitacja. Tony stwierdził, że dla mnie wystarczą dwa tygodnie, zamiast miesiąca, stwierdzając po tym, jak szybko doszłam do zdrowia. Wizja wyjścia ze szpitala tak mnie ucieszyła, że nie mogłam się powstrzymać przed obudzeniem chłopaka. Jemu także zdjęli już bandaż, lepiej! Od dwóch dni miał rehabilitację, która polegała na poruszaniu się i głównie skręcaniu boku. Mówił, że czasem sprawiało mu to ból, ale jest coraz lepiej.
- W takim tempie to zaraz stad wyjdziemy - stwierdziłam z uśmiechem. On spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem i usiadł nieco wykrzywiając twarz. 

<Akuma? Nudzi mnie ten szpital>

11 maj 2017

Vulnere CD Smiley

- Ale ładnie pachnie! Musiałaś się nieźle namęczyć, by to przygotować! - zawołała z uznaniem, czując słodkawy zapach babeczek oraz ostry, który okazał się pochodzić od curry w dwóch miskach. W tym samym momencie zauważyła dwa zwierzaki plątające się po pomieszczeniu. Jednego rozpoznała od razu z opisu Smiley - to musiała być Bisca, niewielka suczka, od razu widać, że szczenię. Oraz drugi pupil - z początku wzięła go za psa, ale szybko uświadomiła sobie, że to nie żaden pies. Przecież to lis! Lis polarny! A przynajmniej tak jej się wydawało, bo nigdy nie spotkała zwykłego, białego lisa. Nawet nie byłą pewna, czy takie istnieją.
- Nie mówiłaś, że masz lisa! - ponownie się odezwała, z zachwytem spoglądając na niskie zwierzę, które przycupnęło obok nóg właścicielki.
- Nie było okazji, nazywa się Yuki - uśmiechnęła się i gestem dłoni wskazała na krzesło. Skinieniem głowy Vulnere jej podziękowała, gdy usiadła na wyznaczonym sobie miejscu. Ostatni raz spoglądnęła na obie niewielkie istoty, w tej chwili już obie spoczywające na swoich czterech literach.
- Jesteś pierwszą osobą, z lisem, jaką spotykam. I pierwszą osobą, która umie tak gotować. I piec... - mówiła niezbyt pewna, w jaki sposób co przygotowała. Stół był zastawiony daniem głównym, czyli curry, babeczkami oraz rurkami z kremem. Sięgnęła po widelec i dźgnęła kawałek mięsa, który wsadziła do ust. Poczuła lekkie palenie, jednak szybko ustało, dając jej rozkoszować się wręcz perfekcyjnie przygotowanej potrawie. Ale ostrość w curry, to rzecz normalna. Inaczej ta potrawa straciłaby na swojej atrakcyjności.
- Cóż, bardzo lubię zwierzęta. I miło jest mieć jakieś, które różni się od innych - odezwała się Smiley, połykając jedzenie zaraz po tym. Czyli jest jakaś rzecz, która ich łączy - zwierzęta. Tak, to zdecydowanie wspaniałe istoty. Atakują tylko wtedy, gdy muszą. Co innego z ludźmi - pieniądze, chwała, władza...to wszystko już tak wyprało człowiekowi umysł, że jego myśli są już jednakowe. By wypaść jak najlepiej, nawet kosztem innych.
-Także lubię zwierzęta. Bez obrazy, ale o wiele bardziej niż ludzi. Ale przy tobie miło spędza mi się czas - oznajmiła, siląc się na odepchnięcie swojego chłodnego tonu głosu. Tyle, że nie udało jej się i mimo znaczenia słów, jej wypowiedź zabrzmiała nieco szorstko. Jednak jej towarzyszka zdawała się puścić to mimo uszu i uśmiechnęła się na znak, że również jest jej dobrze w towarzystwie czarnowłosej. "Cóż, ciekawe, ile w tym prawdy" - pomyślała. Trudno było ją polubić A przynajmniej takie miała o sobie zdanie. Ciągle zdawała się odsuwać od ludzi, zamiast przybliżać.
- Och, i przy okazji - bardzo dobre jedzenie. Sama nigdy bym takiego nie zrobiła. Przecież ja nawet ziemniaków ugotować nie potrafię! - zaśmiała się cicho na swoje słowa, idąc w ślad za Smiley.

< Smiley? >

9 maj 2017

Akuma CD Rue

Informacja, że Rue nie zna swojego prawdziwego imienia, na prawdę go zdziwiła. Czy na prawie jazdy ma napisane "Rue"? O ile ma prawo jazdy... Ile ona w ogóle ma lat? Szybko jednak porzucił ten temat i ponownie wrócił do rozmyślania o jej prawdziwej tożsamości. Czy na prawdę nie znała swojego imienia? To było dla niego szokujące. Bo przecież każdy jakieś posiada, prawda? I ona także je miała. Ale czy nie próbowała go sobie przypomnieć? Na jej miejscu właśnie tak by postąpił - przetrzepywał by wszystkie istniejące listy z imionami, by znaleźć swoje. Chyba poczułoby się, że to tak się nazywa...? A może pogodziła się z tym, że jest po postu Rue? Bez konkretów? Na moment zastanowił się, dlaczego sama podjęła rozmowę na ten temat. Może chciała się komuś zwierzyć, bo wcześniej tego nie robiła? Albo go poinformować by nie był zbytnio zaskoczony w nagłych wypadkach? Odpowiedzi było mnóstwo. Mogła też to przecież zrobić tak po prostu, jak to bywa z oddychaniem. Instynktownie wchłaniasz powietrze, nawet nie zdając sobie z tego sprawę. Może po prostu zaczęła rozmowę w taki sposób? Zwyczajnie zaczynając kolejną konwersację? Zaczęła się także zastanawiać nad tym, dlaczego uciekła. Może z powodu tak licznej rodziny nie mieli pieniędzy na wyżycie. Albo źle ją traktowano. Może też chciała zaznać wolności? Ale w wieku siedmiu lat? To trochę nierealne. Ale możliwe. "Nie ważne, czy myślisz że możesz lub że nie możesz. W obu przypadkach masz rację", przypomniał sobie pewien cytat. Przez krótką chwilę miał problem z przypomnieniem sobie, skąd właściwie go zna, ale szybko pojął, że z książki pt. "Agent". Tak, to zdecydowanie dobra powieść.
- Już ci obiecałem, że kupię największy sekator - zaśmiał się na jej wypowiedź ( a może swoją? ), częściowo dlatego, że sytuacja nieco go bawiła, a częściowo dlatego, że nie wiedział, co innego może zrobić. Po wcześniejszym wyznaniu tak nagła, a zarazem naturalna zmiana wątku rozmowy była dla niego lekkim zaskoczeniem, ale starał się tego nie okazywać. Tak niedawno mu powiedziała, że nigdy nie obcinała włosów. Dlaczego więc chciała teraz to zrobić? Uznał wypowiedź za żart, ale ostatecznie wiedział, że niekoniecznie miał to być kawał. Po prostu zwykłe stwierdzenie, w dodatku prawdziwe. Spróbował ją sobie wyobrazić we włosach ściętych na pazia. W jego głowie pojawiła się Rue w hełmie utworzonym z włosów, na co lekko si uśmiechnął. Potem ogoloną, z irokezem, włosami po ramiona, dredami, afro, a nawet łysą ( tak, chodzi tutaj o nagą, mieniącą się w blasku słońca czaszką ).
- Serio ci tak niewygodnie w warkoczu? - spytał. Nie miał bladego pojęcia, jak to jest mieć długie włosy. Chociaż kiedyś, trzeba przyznać, były niemal po jego podbródek, to niemal już nie pamięta tych czasów. Swoje czarne włosy zaczął samodzielnie ścinać za pomocą nowo nabytego noża w wieku około ośmiu lat. Ta, stare, dobre czasy...
- Jest zrobiony wysoko, to często bywa niewygodne - zaśmiała się. - Gdy leżysz góra wbija ci się w głowę. A w sumie to nawet, gdy siedzisz i się opierasz o ścianę - dodała, wymieniając kolejną opcję niekomfortowego ułożenia. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a Akuma już miał rzucić, że dostanie zawału przez ten wiecznie wpadający bez ostrzeżenia personel, gdy ujrzał głowę Toniego wraz z drugim doktorem, jak mu się zdało. Weszli do środka, oczywiście łysol w okularach ostrożniej.
- Przepraszam, że tak na pana naskoczyłem. Hormony bywają niebezpieczne - próbował się wytłumaczyć i jednocześnie przeprosić, ale nie mógł się powstrzymać bez ostatniego zdania wypowiedzianego z udawanym przerażeniem. Oczywiście zrobił to w ten sposób, żeby wszyscy mogli doskonale zrozumie, że nie mówi poważnie. Mimo szorstkiego tonu głosu lekarza, zdobył się na lekki uśmiech.
- Cóż, następnym razem postaraj się opanować te woje hormony - burknął z pogardą. Najwyraźniej wypowiedź chłopaka byłą dla niego żałośnie głupia. Cóż, ale niego w zasadzie też. Nie wierzył, by to były hormony, ani też żadna choroba na tle psychiki. Po prostu emocje, i tyle. - Przyszedłem do ciebie, Rue. Zabierzemy cię na prześwietlenie, ostatnie wyszło bardzo pozytywnie i możliwe, że niedługo będziemy mogli zdjąć ten gips - oznajmił łagodniejszym tonem, ale nadal niespokojnie zerkał w stronę Akumy. Po części go to śmieszyło, a po części czuł się boleśnie odpowiedzialny za swój czyn. Najwyraźniej spodziewał się po nim wszystkiego. Nieco zaskoczyło szarowłosego chłopaka, że jego spokój tak irytował Toniego. Zupełnie, jakby już chciał kolejnego wybuchu agresji i możliwości odseparowania go od swojej ukochanej towarzyszki. Gdy w końcu cała trójka zniknęła z pomieszczenia, pozostał sam ze swoimi myślami i...chyba zasnął.

< Rue? >

8 maj 2017

Podsumowanie #1

Nareszcie zrobiłam podsumowanie XD!!! Przepraszam, że co dopiero teraz, ale choroba mnie dopadła, sama zaskoczona jestem, ale czasami tak bywa. Przechodząc do podsumowania. Zostaną nie tylko Wam przydzielone pieniądze, ale też i osoby, które są mniej i bardziej zagrożone. 
Osoby mniej zagrożone będą zaznaczone na pomarańczowo, zagrożone na czerwono, a nieobecne na różowo. W nawiasach zostanie wpisana liczba opowiadań.
Grupa zaawansowana
Smiley - 50 (10)
Rue - 75 (15)
Tori - 0 (0)
Naamio - 5 (2)
Azucar - 5 (2)
Vogel - 0 (0)
Nymph - 3 (1)
Volante - 5 (2)
Blade - 3 (1)
Lunativ - 3 (1)
Akuma - 80 (17)

Grupa ucząca się
Lottie - 0 (0)
Szakal - 7 (3)
White - 9 (4)

Pracownicy
Vulnere - 11 (5)
Pistachio - 3 (1)

Ilość osób, które odeszły: 3
Ilość osób zagrożonych: 3
Ilość osób mniej zagrożonych: 4
Ilość osób nieobecnych: 1
Ilość osób na blogu: 16 (7 dziewcząt + 9 chłopców)

Rue CD Akuma

- Nie zapominaj o mnie i o moim talencie – napuszyłam się jak paw, mimo iż cała sytuacja mnie bawiła, a tym bardziej widok dwóch przyjaciół, którzy założyli zespół śpiewające o jabłkach i występujących w jakichś tanich barach i niepopularnych kawiarenkach.
- Talencie? To ja jestem od pisania tekstu! - wskazał na siebie kciukiem, na co się zaśmiałam głośno.
- To może ja coś wymyśle? - zaproponowałam.
- Nie masz szans, nie z mistrzem – oczywiście chodziło mu o samego siebie, dobrze to zrozumiałam, dlatego znowu wybuchłam śmiechem. Przez chwilę się nie odzywałam, aż zaśpiewałam:
- "Jabłuszko zielone, z niebieskim na dole, toczą się po ziemi, gdzie brak nam zieleni. Tum tu rum tum tu..." - zanuciłam jakąś wymyślna melodyjkę. Tekst wymyśliłam na poczekaniu i w sumie nie wyszedł taki zły, bynajmniej taka była moja opinia. I pomimo fałszu, można było to przeżyć i wysłuchać do końca, chociaż mina Akumy wskazywała bardziej na to, że zaraz się zacznie śmiać. Mimo to zignorowałam go i śpiewałam dalej: - "Idziemy przez las, jabłonek pełen mas! Jabłuszka spadają i przed tobą klękają" – na samym końcu pokazałam mu język.
- Haha! - zaśmiał się głośno. - Pisanie tekstu lepiej zostaw mi! - dodał, a ja udałam obrażoną.
- Starałam się – odwróciłam głowę i nie patrzyłam na niego, chociaż uśmiech i tak wkradł się na moja twarz. - A to, że jest bez sensu, to trudno – sama przyznałam, a potem się cicho zaśmiałam. Rzeczywiście ten drugi tekst był dziwny; pełen mas? Albo klękają jabłka?
- Dobra, ja będę pisał, a ty będziesz śpiewać główny tekst – zaproponował.
- Ty będziesz moim chórkiem – znowu się napuszyłam niczym paw. Akuma się roześmiał.
- To ja stworzyłem ten zespół! Nie będę chórkiem! - teraz to ja się zaczęłam śmiać. Po wymienieniu paru zgryźliwych uwag i wyśmianiu się nawzajem leżeliśmy na swoich łóżkach wpatrując się bezczynnie w sufit. Czas się strasznie dłużył, a my nie potrafiliśmy nic wymyślić, aby czas nam szybciej zleciał. Co gorsza, ten dzień miał się powtarzać, dla mnie nie wiadomo ile, chyba, że wypiszą nas w tego samego dnia, tyle, że ja dłużej bym chodziła na rehabilitację.
- Chcę wracać... tu jest tak nudno... - mruknęłam leniwie nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Spokojnie, jeszcze parę dni – skierowałam w jego stronę wzrok przechylając tym samym głowę. Miał znudzoną twarz, a w głosie coś, co by wskazywało na to, że zaraz umrze, jeśli nie wydarzy się nic ciekawego. Wydałam z siebie dźwięk podobny do prychającego konia i znowu skierowałam wzrok ku sufitowi.
- Ej, jak bym wyglądała z dodatkową parą rąk? - zapytałam co mi przyszło do głowy.
- Normalniej niż teraz - zaśmiałam się cicho. - A ja z czułkami?
- Jak kosmita... czyli bez zmian. A ja bez nosa?
- Voldemort, ale brzydsza wersja. Bez włosów?
- Jak mnich, a gdybyś przytył wyglądałbyś jak ten z Robin Hood'a - zaśmiałam się widząc przed oczami Akumę w postaci łysej kulki. - Ej, jak się nazywasz? Bo Akuma to raczej twój pseudonim - spojrzałam na niego. Chwilę milczał.
- Hayato Igarashi. A ty? - powiedział w końcu.
- Nie wiem. Rue i tyle - spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Ale serio.
- No tak - chwilę przyglądał się mojej twarzy szukając oznak żartu, ale gdy go nie znalazł zapytał jakim cudem. - Nie pamiętam go - najpierw zarzucił mi kłamstwo, skoro nie był to żart. Musiałam się wytłumaczyć - W moim domu było nas chyba z dziesięć, jeśli nie więcej, a więcej niż połowa to siostry, które praktycznie tak samo wyglądały. Nie dość, że rzadko mówili do mnie po imieniu, to jeszcze po siedmiu latach uciekłam stamtąd, zdobyłam imię Rue i tak mi zostało - powiedziałam znowu wracając do sufitu. - Mówili, że przypominam im jakiś kwiat górski. Rute - zaśmiałam się pod nosem po czym wsłuchiwałam się w ciszę. - A może zetnę włosy na krótko? Może będzie wygodniej niż z warkoczem - pomyślałam na głos zarzucając temat.

<Akuma?>

7 maj 2017

Akuma CD Rue

Wsłuchiwał się w głos swojej towarzyszki, zaznając pewnego rodzaju ukojenia. Był przyjemny w słuchu, chociaż czasem pojawiały się fałsze, to nie miał się na co skarżyć. Na prawdę brakowało mu melodii, granych równocześnie akordów, głośniej prowadzonej linii melodycznej, wszelkiego rodzaju dysonansów o każdej innej opcji, która mogłaby go tak uszczęśliwić. Może jakby poprosił kogoś o to, by przyniósł mu słuchawki oraz ładowarkę, byłoby łatwiej? Oraz jakąś książkę? Szczerze, to bardzo tęsknił za czytaniem. Za niewinnymi wierszami, czy całymi rozdziałami powieści, w zasadzie to każdego gatunku oprócz biografii oraz dokumentalnego czytadła. Tyle, że niezbyt lubił się chwalić swoimi zainteresowaniami. Wiedział, że nie miał się czego wstydzić przed Rue, jednak myśl o tym, że patrzyłaby na niego studiującego wiersze Kochanowskiego, czy jakiegokolwiek innego poety, poczuł się nieswojo. Uwielbiał wypożyczać w szkolnej bibliotece coś do czytania, ale właściwie nikt oprócz starego bibliotekarza o tym nie wiedział. I oprócz samego Akumy, rzecz jasna. Gdy Rue zaproponowała, żeby zaśpiewał razem z nią, zmieszał się lekko. Kochał śpiewać, ale w rzeczywistości nigdy nie zwracał uwagi na to, w jaki sposób to robi i znając życie jego głos nie będzie brzmiał tak ładnie, jak jej. Chociaż co prawda potrafi dobrze trzymać się melodii, to na prawdę nie wiedział, jak mu to wyjdzie. Ale ostatecznie skinął głową. Przecież przeżył taniec z nią, więc dlaczego miałby się zawahać i przed śpiewaniem? Które przy jego wygibasach zdawało się najprostszą rzeczą na świecie?
- To co zaśpiewamy? Może Morskie Opowieści? Szanty są fajne - powiedział na koniec z uśmiechem. Gdy skinęła przytakująco głową, zanucił cicho początek piosenki, by podać dźwięk ,od jakiego zaczną. Inaczej wyszłoby dość nieprzyjemnie. - Może być tak? Czy za nisko? - spytał z nadzieją że wcale tak nie będzie. Gdy śpiewał tenorem brzmiał jak duszony bóbr. Pod wodą. Z ulgą zaobserwował, jak skinęła głową.
- I trzy... czte... ry!- Zawołała, po czym zaczęli śpiewać. Oczywiście nie obeszło się bez przekręcania słów przez jednego albo drugie oraz pomylenia zwrotki przez Akumę, ale poza tym, to szło całkiem całkiem.
- Nie było tak źle, założymy zespół? - spytała Rue ze śmiechem. Również się zaśmiał.
- Będziemy nazywać się Prehistoryczne Świstaki i napiszemy piosenkę o jabłkach - uzupełnił jej pomysł, oczywiście zawierając w nim swoje ulubione jedzenie. Cóż, jedno z ulubionych, w końcu ostatnio urozmaicił znacznie swój jadłospis.
- Jedno jabłko, drugie jabłko, wszyscy mamy to marzenie - kupić jabłko w dobrej cenie. Jabłka ciągle wpierniczamy, no więc pięknie wyglądamy. Jedno jabłko, drugie jabłko, gdy je kupię w dobrej cenie, swoje życie w niebo zmienię. Jabłka dobre tylko mamy, dlatego je ciągle jadamy - zaśpiewał, ciągnąc ciągle tą samą linię melodyczną, a i tak fałszując, i to w cholerę.
- Jasne, jasne, pięknie ci to wyszło - zaśmiała się z sarkazmem.
- Wiedziałem, że jestem urodzonym muzykiem - dodał z dumą ignorując fakt, iż jej wcześniejsza wypowiedź nie była na poważnie. Z resztą jego też nie.

< Rue? Brak pomysłu ;v >

6 maj 2017

Rue CD Akuma

Zaśpiewać? Serio? Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale szczerze? Mi też brakowało muzyki. Tego rytmu, słów, piosenek, muzyki... nawet tańczenia! A co gorsze przez miesiąc się ruszać nie będę mogła. Jak ja to mam przeżyć? Jedynie co mi zostanie to nucenie ze śpiewaniem, oraz machaniem głową jak szalona, albo rękami, jakbym miała padaczkę.
- Ty tak na serio? - zapytałam podnosząc do góry jedną brew. Chłopak energicznie pokiwał twierdząco głową. Czasem czułam się jak matka małego dziecka, ale co poradzisz, kiedy twój niby-chłopak tak się zachowuje? Jedyne co mi zostało, to się zgodzić. Ale mam śpiewać? Tutaj? W szpitalu? Rozumiem, że na jakiejś imprezie lub z kimś na środku ulicy, ale tutaj? Jeszcze pewnie pobudzę śpiących pacjentów i ktoś przyjdzie mnie ochrzanić, żebym się zamknęła. Na tą myśl chciałam się nie zgodzić i zaproponować, że wykombinuje muzykę, ale jego mina wskazywała na to, że odmowa go zaboli. Czy ja muszę być taka miła dla ludzi? To czasem okropne... - Jeju... - jęknęłam z krzywą miną.
- Prooszę – przeciągnął to jedno chole*ne słowo do którego zawsze dodałam "Poprosiłam, wiec nie możesz odmówić!". Może gdyby nie to, w tej chwili pewnie bym nawet się nie odezwała. Ale on mnie zmusił... jak ja miałam mu do jasnej ciasnej odmówić?
- Wisisz mi za to porządne ciasto – pogroziłam mu palcem, po czym zaczęłam się zastanawiać nad wyborem. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie par ulubionych piosenek. Angielskich nie zaśpiewam, bo słów nie znam (zazwyczaj je nucę, albo śpiewam to, co słyszę), a polskich było o wiele mniej... zazwyczaj stare, ale dobre kawałki do tańczenia.
- Masz już coś? - zapytał przerywając mi milczenie. Podniosłam jedną powiekę i spojrzałam jednym otwartym okiem na niego dalej się zastanawiając i nie odpowiadając. W końcu przypomniał mi się Kult, mieli dwie bardzo fajne piosenki, chociaż w tym momencie zamiast zaśpiewać jakąś jedną z ich repertuaru, wybrałam Elektryczne Gitary.
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły,
"Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki...
Chodnik opluły! Ludzie przepędziły,
Siedzą na ławeczka i mordę drą do siebie..."
Możliwe, że jakieś słowa przekręciłam, lub coś takiego, ale trudno. Chłopak chyba nie znał piosenki, ponieważ słysząc ten tekst uśmiechnął się rozbawiony.
"Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy,
Hej, lalalala, hej, hej, hej, hej..."
Wraz ze śpiewaniem machałam palcami w bok i kręciłam zdrową stopą. Tylko na to było mnie stać, ale Akuma chyba był zadowolony, bo widziałam cień uśmiechu (nawet szerszy niż zazwyczaj!) na jego twarzy.
- Zaśpiewaj coś ze mną – poprosiłam w pewnym momencie. Akuma przez chwilę się nie odzywał, aż zrobił krzywą minę. Najwidoczniej ten pomysł mu nie przypadł do gustu, ale nie miał wyboru i wiedział o tym, dlatego musiał się zgodzić.

<Akuma? Brak czasu i weny :P>

4 maj 2017

Odchodzi!


#Powód: Decyzja właścicielki 

Będzie nam Ciebie brakować, ale zawsze możesz do nas wrócić 

Smiley CD Vulnere

W sklepie zoologicznym kupiłam odpowiednią karmę dla Biscy, bo dla Yuki'ego nie musiałam, przynajmniej w obecnej chwili. Oczywiście nie musiałam nieść jej że sobą bo przyjdzie wprost do cyrku wraz z innym jedzeniem dla zwierząt. Po sklepie zoologicznym poszłyśmy do kwiaciarni. Właśnie w tym sklepie miałam zamiar wydać dużo pieniędzy, a przynajmniej mi się tak wydawało. Rozejrzałam się do okoła i nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiednich kwiatów, które by pasowały.
- A ty coś bierzesz? - usłyszałam głos dziewczyny. Spojrzałam się na nią i zapakowanego figowca. Rozejrzałam się do okoła i wtedy moje oczy zatrzymały się na pewnym regale. Było na nim wszystko tego czego chciałam i szukałam
- Za chwilę ci pokaże i powiem, ale teraz musisz chwilę poczekać - uśmiechnęłam się. Podeszłam do kasjerki, a ona podawała mi kwiaty takie jakie chciałam.
Wszystkie kwiaty spakowałam do koszyka, który dostałam od sprzedawczyni.
- Kupiłam kilka tulipanów, magnolii, margaretek, kokosów, narcyzów, goździków i dalii z nich zrobię mniejsze bukiety dla wszystkich na występ. A do cyrku przywiozą jeszcze kilka drzewek bonsai, z sześć drzewek wiśni i kilka innych drzewek dodatkowo, ale nie wiem jakich bo ktoś z cyrku już je zamówił wcześniej - wskazałam na kwiaty, które miałam w koszyku, tak aby dziewczyna wiedziała o jakie mi chodzi. Nie wiedziałam czy się zna na kwiatach. Przy okazji i ja skorzystałam tak dla pewności, czy wzięłam wszystko to co chciałam.
- Go teraz po coś do jedzenia - uśmiechnęłam się. Wyszłyśmy ze sklepu i poszłyśmy na targ, gdzie kupiłyśmy pełno przeróżnych owoców, warzyw i potrzebnych ziół.
- No to chyba już wszystko mamy, co nie? - spojrzałam się z uśmiechem na dziewczynę. Przez spędzony wspólny dzień, zapomniałam całkowicie o ból. Może to i lepiej. Spędzony miły dzień, którego jeszcze nie było końca, a dodatkowo zapomniałam przez chwilę o bólu i o zadaniach jakie mnie jutro czekają.
- Tak - odpowiedziała dziewczyna. Chyba była zadowolona z tego wypadu.
- Poczekaj tutaj chwilkę - powiedziałam i zniknęłam na chwilę z horyzontu dziewczyny. Poszłam do budki po słodkie bułeczki, które były jeszcze ciepłe.
- Proszę to dla ciebie. Musimy jeszcze wrócić do cyrku, a zanim przygotuje kolację to jeszcze trochę zajmie mi czas - podeszłam do dziewczyny i wręczyłam jej  bułkę, która była zawinięta była z dołu chusteczka.
- Naprawdę nie musiałaś. Ale i tak ci bardzo dziękuję - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się. Skierowałyśmy się w kierunku cyrku, rozmawiając przy tym na przeróżne tematy tak jak wtedy gdy szłyśmy z cyrku na targ. Pożegnałam się z dziewczyną tuż przy bramie, tak aby każda z nas mogła ogarnąć każde swoje zakupione rzeczy. Oczywiście umówiłyśmy się na dokładną godzinę o której to Vulnere ma przyjść do mnie.
Wchodząc do namiotu przypomniało mi się o pewnej rzeczy. Chciałam się o coś bardzo poważnego zapytać dziewczyny.
"- Vulnere na co byś miała najbardziej ochotę zjeść?" Niestety nie spytałam się ponieważ jak to ja, po prostu zapomniałam. Spojrzałam się na zwierzaki i nie wiedziałam co mam ugotować. Koniec końców wzięłam się za krojenie warzyw. Postanowiłam zrobić curry, sałatkę i do tego dać coś do picia. Na deser zrobiłam jak to ja zawsze najwięcej. Upiekłam ciasteczka, muffiny z mleczna, gorzką i białą czekolada, oczywiście każda babeczka miała tylko jeden rodzaj czekolady. Dodatkowo upiekłam ciastka z kruchym spodem, wypełniłam foremki kremem i położyłam na to owoce, dodatkowo zrobiłam rurki z kremem. Spojrzałam się na wszystko i byłam nawet z siebie zadowolona. W pewnym momencie usłyszałam jak Bisca szczeka. Wychodząc z "kuchni" jakby to można było to tak nazwać, podeszłam do "drzwi" i puściłam Vulnere, która przed nimi stała.
- Proszę śmiało wejdź - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. - Bisca nie wolno szczekać, a ty Yuki nie plącz się pod nogami, bo zrobisz nam krzywdę i w dodatku sobie - spojrzałam się na nich, a zwierzaki jakby mnie zrozumiały. - Jak coś to są bardzo miłe, tylko że są jeszcze szczeniakami i nie zdają sobie po prostu z Lily rzeczy spraw. - dodałam, aby dziewczyna nie czułam się zakłopotana czy coś. - Rozgość się, a ja przygotuje stół - uśmiechnęłam się.

<Vulnere?>

3 maj 2017

Akuma CD Rue

"Zabiorę pana na badania", te słowa poprawiły mu nieco humor. Oczywiście nie chodziło o sam fakt, że będą prowadzić na nim testy lecz o to, że nazwała go "panem". Już miał powiedzieć Rue, że byłoby miło, gdyby także go tak nazywała. Co prawda miało by to charakter humorystyczny, ale stwierdził, że nie jest w nastroju na żarty. Zwłaszcza, że gdyby wczoraj się tak nie wydurnił, nie musiałaby tak do niego mówić. W ogóle nie musiałaby go poznawać. Pozwolił pomóc sobie wsiąść na wózek, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty. Nie lubił, gdy ktoś mu pomagał. Zwłaszcza, gdy było coś tak banalnego, jak zwykła zmiana miejsca siedzenia. Spojrzał na Rue przepraszająco, ale ona patrzyła się na kobietę prowadzącą wózek. Wiedział, że musiał na prawdę ją zdenerwować. Przecież sam by wyszedł ze skóry, gdyby odwaliła coś takiego.
- Długie będą te badania? - spytał bez cienia ciekawości, jakby zaraz miał zasnąć. Tak na prawdę to nawet nie wiedział, na czym będą one polegać. Ale dowie się w swoim czasie.
- Do godziny, jeśli dobrze pójdzie - usłyszał chłodną odpowiedź, która nieco go zezłościła. Miał ochotę się do niej odwrócić i posłać mordercze spojrzenie, ale gdy tylko chciał to zrobić poczuł ból i zrozumiał, że skręt o sto osiemdziesiąt stopni to zbytnio duże wyzwanie.
- Pół godziny? -spytał, jakby się licytował bądź nie dosłyszał, ale z tonu jego głosu łatwo było stwierdzić że to pierwsze.
- Nie.
- Czterdzieści pięć minut? Pójdziemy na kompromis - mówił jakby nieobecnym głosem, wiodąc wzrokiem po twarzach mijanych ludzi oraz drzwiach. Usłyszał ciche wzdychnięcie, ale je także zignorował. A raczej musiał, chociaż nie miał najmniejszego powodu, by się odwracać, bądź wykonywać jakąkolwiek inną czynność świadczącą o tym, że owe wzdychnięcie go obraziło. Po prostu nie, i tyle.
- Słuchaj, w szpitalu nie chodzimy na kompromisy. Gdybyśmy tak robili, połowa pacjentów by oszalała lub umarła - jej głos stał się ostry, jakby trafił w samo sedno.
- Nie potrzebujesz czasem sama terapii? - Spytał. Chciał tym pytaniem sprawdzić, czy myślała o jakimś zdarzeniu z przeszłości świadczący o tym, że właśnie ktoś by umarł albo oszalał przez kompromis.
- Nie idziesz na terapię, a poza tym dlaczego miałabym jej potrzebować? - spytała, po czym otwarła jedną dłonią drzwi, a drugą pchnęła wózek do środka pomieszczenia. Jej pytanie brzmiało jakby było retoryczne.- Witam, to jest Hayato Igarashi, to z nim miał pan porozmawiać - odezwała się. Oczywiście drugiej strony nie przedstawiła. Udał zdumienie wraz z lekką złością, jednak ona była prawdziwa.
- Jak to? To pani nie będzie przeprowadzać tych badań? Polubiłem panią! - odezwał się w taki sposób, by lekarz, czy kimkolwiek on tak na prawdę jest nie poczuł się urażony. W rzeczywistości ani trochę nie polubił kobiety. Ale nie chciał zostawać sam na sam z tym rozlatującym się już staruchem. " Idę o zakład, że zaraz wyjdą z niego karaluchy. Wchodzisz w to? " - właśnie miał się spytać Rue. Tyle, że jej obok nie było. Nie było jej w pomieszczeniu, nawet parę pokoi dalej. Usłyszał cichy śmiech, należał do starca. Ku jego zdziwieniu, polubił go. Ten śmiech. Miły, troskliwy. Ale wiedział, że to mogła być pułapka, zachował więc czujność. Drzwi za nim otworzyły się i zamknęły, kroki zabrzmiały na korytarzu. A więc sobie poszła? Pfff... Łypnął na niego spode łba. Jeśli te badania na prawdę tyle mu zajmą, to utnie sobie i jemu łeb. Rolnik wkracza do akcji, jak to się mówi ( zaraz, tak się chyba nie mówi? ).
- A więc... zdarzały ci się już przedtem takie wybuchy agresji? - usłyszał pytanie. Zaczął cicho nucić piosenkę, formując usta w bezdźwięczne słowa.
"Przekrzyczeć muszę samotność ciszy,
niech twoje serce z dala usłyszy
myśli ? co lecą w przestrzeń jak ptaki
niosąc ku tobie gesty i znaki"
- Nie - odparł krótko, niemal bez zastanowienia, przerywając na moment.
"Niechaj usłyszą gwiazdy na niebie
jak nieskończenie tęsknię do ciebie."
- Dobrze - rzekł, całkowicie ignorując ciche mruknięcia chłopaka, niosące się echem po pomieszczeniu o białych ścianach. - Potrafiłbyś opisać swój gniew? Każdy szczegół jest ważny. - Akuma miał ochotę się zaśmiać.
- Wkurzyłem się. Ale po prostu wczułem się w rolę nadopiekuńczego chłopaka, to tyle. Wcześniej padłem ofiarą nieszczęsnego kawału i już byłem zdenerwowany. Jestem jednak przekonany, że po prostu Tony źle na mnie działa - oznajmił. Nim wrócił do swojego podśpiewywania, usłyszał zdziwiony głos doktora.
- Tony? - uniósł wysoko brwi, niczym ptak.
- "Gdybym mogła być jak ptak...
Któremu otworzono złotej klatki drzwiczki...
Gdybym mogła unieść się z wiatrem...
I nie wrócić już..." - wyszeptał niemal niedosłyszalnie. Kurde, przy tym staruchu niesie go wena. Co prawda pożycza tekstu, ale powoli czuje się aktor. - No tak, przepraszam - doktor Tony, nazwiska nie pamiętam - oznajmił. Miał ochotę dopowiedzieć "Bo jest nie ważne...", ale się powstrzymał. Potem padło jeszcze wielu pytań. A on ciągle nucił. Brakowało mu muzyki. Starszy gość zaproponował, iż go odprowadzi. Akuma jednak z obawy na jego wiek oznajmił, że jeśli chce to może, ale sam prowadzi swój wózek. Tak więc odpychając się dłońmi od kółek, wkrótce wjechał do sali i sam usadowił się na swoim łóżku. Gdy starzec zniknął wraz z wózkiem, rzekł:
- Cześć! - przywitał się radośnie. Zdziwił się ale zatęsknił za tym miejscem. Spojrzał na zegar. Miało trwać godzinę, a przeciągnęło się do niemal dwóch. Zarąbiście.
- Cześć, i jak? - najwidoczniej zdążyła już ochłonąć, bo mówiła spokojniej oraz również z lekką wesołością. Wzruszył ramionami.
- Nic, jak na razie. Zadał dużo pytań. Lubię go - oznajmił szczerze. - Hej, zaśpiewasz coś? Roznosiło mnie przez całą wizytę u tego gościa. Potrzebuję muzyki, od chyba trzech dni nic nie słuchałem - oznajmił głosem małego dziecka.

< Rue? Wiem, wiem, połowa opka to cytaty ;v >