2 paź 2017

Vogel CD Smiley

Nie chciałem, aby to robiły. Chciałem im przeszkodzić. Tym bardziej że Smiley ma problemy. Nic jednak sobie nie robiły z moich słów, tak jakby mnie w ogóle nie słyszały, jakby mnie tu nie było. W końcu ruszyły. Patrzyłem na nie, jak biegną przed siebie z pełną determinacją. Nie widząc innego wyjścia, biegłem za nimi truchtem, próbując im choć teraz przemówić do rozsądku. Wtedy Smiley zatrzymała się, zginając przy tym swoje ciało. Widząc, jak ciężko oddycha, podbiegłem do niej zmartwiony. Przeklinałem się w myślach, że do tego dopuściłem.
- Ja... ja... nie chce, żebyś odchodził... -oddychała ciężko, łapiąc z trudnością każdy wdech.
Zatrzymałem się jakiś metr przed nią, patrząc na nią z niedowierzaniem. Przełknąłem ślinę i spojrzałem się na Marinet, która patrzyła w naszą stronę ze zwycięską miną. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do Smiley, łapiąc ją przy tym za ramiona. Ta spojrzała się na mnie ze łzami w oczach. Nie wiedziałem do końca co mam robić, dlatego też kazałem jej usiąść na ławce obok. Gdy już to zrobiła, przykucnąłem przy niej, trzymając jej rękę.
- Odpocznij -rzekłem, pocierając kciukiem jej skórę -i nie wstawaj. Jeżeli coś się będzie działo, szybko mnie poinformuj, dobrze?
Niebieskooka patrzyła na mnie z lekkim niedowierzaniem i zakłopotaniem w oczach. Uśmiechnąłem się do niej słabo, po czym wstałem i odwróciłem się do Marinet, która nadal dumała nad swoim zwycięstwem.
- No Mikuś -zaczęła, patrząc na mnie -wygrałam, więc wracasz ze mną. Do domu. I nie przyjmuję odmowy, w końcu jesteś mi coś winny za te wszystkie lata -uśmiechnęła się jakby do siebie.
Spojrzałem na nią zdezorientowany. Zapewne tak samo zareagowała moja przyjaciółka. Zrobiłem krok do przodu, marszcząc przy tym brwi.
- Niby co jestem ci winny?! -zapytałem z lekkim wyrzutem -przecież nie prosiłem cię, abyś się mną zajmowała! Nikt cię o to nie prosił! Poza tym nie zamierzam tam wracać! Teraz tu znajduje się mój jedyny i prawdziwy dom! -wrzasnąłem, przypominając sobie niektóre sceny z cyrku, kiedy to przyjęła mnie jako rodzinę.
Dziewczyna wyglądała na zdziwioną. Patrzyła na mnie tak przez chwilę, aż po chwili zwiesiła głowę, zakrywając twarz włosami. Stała tak w ciszy, więc i ja się nie odzywałem. Zacisnąłem zęby, jak i pięści i gdy już miałem znów zacząć, ona mnie wyprzedziła.
- Widzę, że w końcu wyrosłeś -powiedziała z pewną dozą żalu w głosie. Uniosła głowę i spojrzała na mnie zupełnie innym spojrzeniem. Nie było w nim złośliwości, błogości albo nawet samego optymizmu. Była po prostu smutna. Uśmiechnęła się delikatnie -cieszę się z tego, Mikuś! -powiedziała, wkładając w to jak najwięcej sztucznego optymizmu, po czym ponownie zwiesiła głowę -w końcu patrzysz na siebie, a nie na innych...
Na początku nie rozumiałem jej słów, lecz po krótkiej chwili sobie przypomniałem. Gdy żyłem jeszcze w tamtym cyrku, zawsze wszystkim usługiwałem, gdyż myślałem, że będzie to najlepsze wyjście. Nawet wtedy, kiedy żyła jeszcze Serena, zawsze brałem wszystko na siebie. Zachowywałem się jak przedwcześnie wyrośnięte dziecko, a przynajmniej mi się tak wydawało. Zawsze szukałem czegoś lub kogoś, gdzie mogłem pomóc, albo po prostu gdzie mógłbym przejąć cały problem na siebie. Pewnego razu zrobiłem tak i Marinet, która spoglądając na mnie, uważnie obserwowała, jak rozwiązuje problem. Niestety skończyło się to jak zresztą zawsze, czyli niepowodzeniem. Dlatego także mnie "adoptowała" i nie spuszczała mnie z oczu. Teraz to ja spuściłem głowę. No tak. Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj, ani nigdzie indziej.
- Ale -zacząłem, patrząc na swoje buty -jeżeli teraz chcesz, żebym wrócił, dlaczego pozwoliłaś mi wtedy odejść?
W odpowiedzi usłyszałem gromki śmiech. Gdy tylko przeniosłem swoje spojrzenie na nią, widziałem, jak trzyma się jedną ręką za brzuch, a drugą zasłania oczy. Płakała. Płakała z bezsilności. Wiedziałem to. Chciałem podejść, lecz ona mnie powstrzymała.
- Mam jedną prośbę Mika -zaczęła ze szlochem -już nigdy się nie zmieniaj w tamtego bezużytecznego bachora, tym bardziej że... -tu spojrzała na Smiley -tym bardziej że masz wokół siebie takie osoby -otarła łzy, po czym podeszła do mnie, przytulając się do mnie.
Odwzajemniłem jej uścisk, nie wiedząc do końca, co mam dalej robić. Staliśmy tak chwilę, aż w końcu się ode mnie odkleiła. Uśmiechnęła się i na nowo przybrała tę swoją chytrą twarzyczkę, po czym spojrzała przez moje ramię na Smiley.
- Nie myśl sobie tylko, że wygrałaś -zaśmiała się, po czym pocałowała mnie w policzek.
Zdezorientowany zrobiłem krok w tył, na co ona mrugnęła okiem, pokazując język. Na zakończenie odbiegła kawałek od nas, machając na pożegnanie. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy. Ona to wyraźnie zaznaczyła. Wtedy spojrzałem na Smiley, która siedziała jak skamieniała, patrząc się na mnie. Z uśmiechem złapałem się za tył głowy.

<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz