- Tak się zdarzyło, że razem trafiliśmy do piekła. - wzruszył ramionami wpatrzony w czaszkę. - Potem jakoś nasze drogi się ścierały. Już nie raz mu zalazłem za skórę, a on już nie raz pokrzyżował moje plany. - westchnął. - Trudno zliczyć ile razy już ten prymitywny świat był zagrożony, a ile pochłonął niewinnego życia. - pokręcił głową. - Wspominał ci coś o sobie? - spytał chłopca. Na co ten jedynie zaprzeczył. - Wielka szkoda. Jest co opowiadać. - wyrzucił czaszkę, która rozpłynęła się w powietrzu, za nim w ogóle zdążyła dotknąć się z podłożem. - Brak wiecznego odpoczynku, nieszczęśliwa miłość, samotność. Długo by wymieniać, w końcu wieczne życie dość poważnie różni się od zwykłego. Może kiedyś sam się przekonasz. - wzruszył ramionami, a jego ciało zaczęła ogarniać delikatna mroczna aura. - Po twojej śmierci na pewno też zobaczymy się znów w piekle. Vivi też tam będzie oglądać, jak twoja dusza smaży się w czeluściach piekła i błaga o wybaczenie oraz pomstę do nieba na kolanach przed samym szatanem, a nawet i kimś o wiele gorszym. Tylko... Powiedz mi jedno. - zrobił krok w przód, nachylając się do biednego Robinka, który instynktownie się cofnął, wpatrując się w demona wystraszonym wzrokiem. - Gdzie przepadła jej część? Co się z nią stało? - spytał przerażająco spokojnym tonem, patrząc morderczym wzrokiem prosto w oczy chłopaczka, który nie śmiał się odezwać. To tylko bardziej rozwścieczyło Riddle'a, który mógłby się teraz rzucił na to dziecko. Niestety Vivi w lisiej formie wpadł na polanę. Oczywiście od razu przylgnął do swojego ukochanego Robinka, starając się go uspokoić. Chłopak momentalnie przytulił się do zwierzaka.

- Uspokój się. Rozerwanie mi głowy nic ci nie da. Robin nie jest drzewem, więc możesz jedynie się cieszyć. - mruknął, patrząc na lisa znudzonym wzrokiem. On jednak wciąż na niego warczał. Widocznie chciał, żeby sobie poszedł czy coś. - Tym razem zjawiłeś się na czas. - dodał i tak czy siak, co bardziej poddenerwowało lisa. Na twarzy Riddle'a pojawił się delikatny uśmiech. - Jednak wciąż może się coś jeszcze stać. - gdy tylko to powiedział, drzewa za jego plecami się zatrzęsły. Magiczne wzory na ciele Robina zaczęły się świecić. Vivi od razu wyczuł, co się dzieje. Ptaki, a w szczególności kruki i wrony zaczęły uciekać z tamtych drzew w ich kierunku, niemiłosiernie głośno kracząc. Chwilę później z krzaków wyłoniły się uciekające sarny, małe zwykłe rude liski, jakieś wiewiórki, a potem już wszystko ucichło i nagle drzewa za Dostojewskim spadły na ziemię, a na nich ukazała się wielka dwudziestometrowa bestia.
(Robin?Vivi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz