Zamyślił się na chwilę. Najpierw się zastanawiał, co zrobić, kiedy dojadą do Toronto. Nie mógłby od razu pójść pod adres ojca, musiał się przygotować psychicznie, a jeśli będzie zajęty i nie będzie mógł przyjąć syna? A może nie chciał go widzieć? Najpierw należało znaleźć nocleg, co w sumie nie powinno być trudne, zabrał ze sobą dużo kasy, więc na pewno starczy na kilka nocy w hostelu. Potem – się zobaczy. Drugą myślą, jaka krążyła w jego głowie, była wizja Toronto: podróż cyrku przespał przez chorobę i nie pamięta, kiedy ostatnio był w wielkim mieście. Chciał sobie wyobrazić jak się poczuje, jak to będzie wyglądał, ale jego umysł ograniczał się tylko do nie dużego miasta i zamazanych wspomnień z dzieciństwa. Krótko mówiąc; będzie miał niespodziankę. Na koniec długo i głęboko rozmyślał o ojcu, czy się zmienił, jaki jest teraz, czy go nie nienawidzi? Tyle pytań i chociaż chciał znać odpowiedzi jak najszybciej, trochę bał się je poznać. A jeśli go już nie kocha? Jeśli go woli wydziedziczyć? Jeśli tylko zwyzywa go i zamknie mu drzwi przed nosem? Mimo wszystko najgorsza wizja opierała się na tym, że go wcale nie pamięta. To byłoby gorsze od nienawiści – zostać zapomnianym przez własnego ojca.
- Lennie – usłyszał głos czarnowłosego. Zamrugał kilka razy i spojrzał na niego, uśmiechał się lekko i wpatrywał się w rudowłosego swoimi niebieskimi oczkami. Zawsze, gdy je widział, czuł się spokojniej.
- Słucham? - zapytał wracając do rzeczywistości.
- Pytałem jak jest twój ojciec – zapytał spokojnie, jakby wcale nie musiał tego powtarzać.
- Przepraszam, zamyśliłem się – wyjaśnił i się wyprostował, kiedy plecy zaczęły go boleć od garbienia się. - Jaki był? - Lennie się zamyślił, mając zamiar odpowiedzieć na jego pytania. Wyobraził sobie mężczyznę, który go wychowywał, chociaż to było dość ciężkie. - Wiesz… nie za często bywał w domu, a ja już, to dużo odpoczywał – powiedział w końcu.
- Gdzie pracował? - zapytał Shuzo. Lennie się lekko uśmiechnął.
- Był w więzieniu – na te słowa czarnowłosy się zmieszał, ale nic zdążył coś powiedzieć, chłopak się szybko poprawił. - Był klawiszem – na twarzy towarzysza wpełznął lekki śmiech. - Ciężko była znaleźć porządnego ochroniarza, więc pracował dłużej niż normalnie – dodał.
- To chyba miałeś w nim niezły wzór do naśladowania – magik znowu się uśmiechnął.
- Jeśli chodzi o prawdziwą męskość, to owszem – przyznał. - Ale był bardzo surowy – powiedział trochę smutniej. - Często się z nim kłóciłem, bo strasznie chciał, aby wyszedł na ludzi, miał poważną pracę, dobre stanowisko… a ja wówczas sobie latałem z różdżką i wyciągałem z kapelusza króliki – powiedziałem lekko się śmiejąc, wyobrażając sobie siebie małego, biegnącego przed dom i trzymającego w małych rączkach króliczka, a z tyłu biegnącego za nim ojca, trzymające książki do nauki.
- Lepszy taki niż żaden – skomentował towarzysz, a on skinął głową.
- Mam tylko nadzieje, że mnie pamięta – Shuzo położył rękę na jego dłoni i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Na pewno nigdy by nie zapomniał – odwzajemnił ten delikatny gest. Wtedy do naszego stolika podeszła kobieta, która przyniosła nasze zamówienie. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść.
- Shuzo – odezwał się. - A gdzie są twoi rodzice? - zapytał wkładając do ust sałatkę.
<Shuzo?>