28 lip 2017
Akuma CD Rue
Wyobrażał sobie ją w krótkich włosach. Jak bardzo chce je ściąć? I czy w ogóle zrobi to, czy tak tylko mówiła? Do ramion? Całkiem krótkie? Po brodę? Nie miał bladego pojęcia, zbytnio przyzwyczaił się do jej obecnej fryzury, czyli długiego, wiecznie splecionego warkocza, żeby móc wyobrazić ją sobie inaczej.
- Patrz! - zawołała radośnie j przestanę łatwo na moment, by kulą wskazać na jakiś punkt przed nimi. Jej głos był radosny i podekscytowany. Gdy podniósł wzrok z własnych butów, zrozumiał, dlaczego się tak zachowała - namioty. Wiele kolorowych namiotów rozstawionych w niewielkich odstępach od siebie, rzucający niewyraźne cienie na soczysto zieloną trawę. Pszczoły bzyczały w powietrzu wraz z bąk ami i Bóg wie jeszcze czym, gdy szukały nektar na pojedynczych kwiatach. Słońce skąpało wszystko w swoich złocistych promieniach, całość wyglądała niezwykle okazałe. Uśmiechnął się szeroko, już zapomniał, jakie uczucie towarzyszyło mu zawsze, gdy tam przebywał. Spokój. Wypełnienie, cała dotychczasowa pustka zniknęła niemalże bezpowrotnie - jeszcze pewnie wróci. Uczucie, że jest u siebie. Tam, gdzie powinien i tam, gdzie coś zawsze na niego czeka. Po prostu dom, to jedno jedyne miejsce na Ziemii, gdzie tyle przyjemnych doznań spotyka go każdego pojedynczego dnia. Nie mógł się doczekać, by sięgnąć po jedną z książek leżących gdzieś na ziemi i się w nią zatopić, założyć na uszy słuchawki i móc wreszcie słyszeć to, czego tak bardzo mi brakowało.
- No chodź! - usłyszał ponaglający, nadal tak bardzo podekscytowany i szczęśliwy głos i zorientował się, że dalej stoi jak skończony idiotyczne i uśmiecha się głupawo do namiotów. Podczas gdy Rue stoi prawie pięć metrów dalej na ścieżce prowadzącej do nich. Natychmiast do niej przytruchtał, wzbijając przy tym tony pyłu i kurzu. Zakaszlał - po części z własnego wyczyny, a po części z nadal bolące klatki piersiowej.
- Rue! Akuma! Jak dobrze was widzieć całych i zdrowych! - usłyszał czyjś głos. Dopiero po chwili zorientował się, że należy on do już zmierzające w ich kierunku Pika. Rue zaśmiała się na powitanie, gdy ją uścisnął, ledwo pozwalając na podtrzymywanie się na kulach. No tam, noga w gipsie, faktycznie okaz zdrowia... Zaskoczyło go to, że jego także przytulił. Jeszcze chwila, a zmieni orientację.
- Ciebie także wspaniale widzieć - ponownie się zaśmiała, posyłając Akumiw mordercze spojrzenie. Kobiety...
- Yup - rzucił tylko. Faceci nie są zbytnio dobrzy w okazywaniu uczuć, zwłaszcza między sobą. Po chwili zjawiła się również Smiley. Zna ją od niedawna, ale i tak ucieszył się na jej widok. Jeszcze chwila, a zleci się cały cyrk. Zaczęła się kleić do Rue, rozmawiać z nią w histerycznie szybko, aż przestał zwracać na obie uwagi.
< Rue? Meh, braku pomysłu ;v >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz