28 lip 2017

Shavile CD Helsing

Kiedy weszliśmy do sklepu zacisnęłam mocniej palce na plecaku, hamując się, by zaraz nie przyłożyć towarzyszowi. Ja mam brać koszyk? Taki z niego dżentelmen?
A dobra. Jak sobie chcesz.
Pomyślałam i grzecznie wzięłam czerwony przedmiot, nie oddalając się od Helsinga za bardzo. Błądziłam wzrokiem po półkach sklepowych, szukając czegoś dla siebie.
- (…) Obstawiam, że uwielbiasz banany i nie mów, że nie. Banany to cud wśród owoców. Oooo, tego pragnę! - mężczyzna krzyknął głośno, a ja jedynie się skrzywiłam.
No normalnie gorzej niż dwulatek. Aż tak się podniecać na widok krówek? Zaśmiałam się cicho i przewróciłam oczami, machając koszykiem.
- Wrzucaj, Księżniczko. - odparłam wciąż rozbawiona, następnie zastanawiając się nad jego słowami.
- Zupki chińskie. - szepnęłam nagle, zaczynając się rozglądać. - Proszę. Jeszcze nigdy ich nie jadłam. - zaczęłam pchać chłopaka delikatnie, tym samym angażując go do poszukiwań.
Tak. Nigdy nie miałam okazji jeść zupki chińskiej. Ani innych takich niezdrowych czy proszkowanych rzeczy. Moja babcia od małego dbała o moje wykształcenie i wyżywienie. Nigdy nie pozwalała mi jeść takiego 'jedzenia', które jak mówiła, jest gorsze od psiej karmy. Nawet spożywanie słodyczy było ograniczone.
- Mam. - odparł nagle mężczyzna, znajdując się dwie alejki dalej.
Nie zastanawiając się nad tym długo szybko do niego podeszłam, pochylając nad plastikowymi pudełkami.
- O ten! - krzyknęłam, widząc kurczaka w curry. - I to! - złapałam "złocistego kurczaka" i "kurczaka chińskiego".
Chłopak spojrzał się na mnie jak na idiotkę i złapał mnie za nadgarstek.
- A może tak zamiast kurczaka, weźmiesz co innego, Kurczakowa maniaczko? - uśmiechnął się ewidentnie załamany, kładąc moją dłoń na wegetariańskiej zupce chińskiej.
- Może być.. - burknęłam zawstydzona, chowając pudełko do koszyka.
Czyli wyszło na to, że pod względem jedzenia jestem taka sama jak Helsing.
- Chodźmy po owoce. - rzekł.
Przytaknęłam i przeszliśmy do innego działu, łapiąc plastikowe siatki. Wzięliśmy banany, jabłka i winogrona, a w drodze do kasy zgarnęłam jeszcze wcześniej wspomniane ciastka. Wypakowaliśmy cały prowiant, czekając w kolejce. Rozglądałam się po sklepie zaciekawiona, nagle trafiając na jego spojrzenie.
Czy wy też tak mieliście? Idziecie do sklepu spożywczego, żeby sobie kupić jakiegoś cukierka. Jesteście słodkim dzieckiem, które krzywdy nikomu nie zrobi. Ale zawsze musi być on. Zawsze patrzy się na was i nie ustępuje kroku. Widzi w was zagrożenie, od którego wzrokiem uciec nie można. No tak. Bo w końcu w wieku dziesięciu lat wyglądacie na seryjnych morderców, którzy przyszli obrabować sklep ze słodyczy.
- Przeklęci ochroniarze. - szepnęłam sama do siebie, skupiając się zaraz na pakowaniu produktów do siatki.
- 40 Oru - usłyszeliśmy nagle głos kasjerki.
Spojrzałam się na Helsinga i zarzuciłam plecak na ramiona, biorąc jedną z dwóch siatek.
- Oddam Ci w namiocie~ - posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać, opuszczając sklep ze spuszczoną głową. Nie widziało mi się spoglądać na tego ochroniarza. Wyszłam na ruchliwą ulicę, od razu zderzając się z gwarem na niej panującym. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Rozejrzałam się na boki i widząc ciemny zaułek szybko się do niego skierowałam. Usiadłam na ziemi za drewnianą skrzynią, chcąc się schować przed tym tłumem. Podkuliłam nogi i schowałam w nich głowę, naciągając na nią jeszcze kaptur.
- Wystarczy chwila, że odpocznę… - powiedziałam do siebie, oddychając ciężko.

<Helsing? Uważaj. Ci ochroniarze są podstępni>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz