30 mar 2018

Schin

"Nie oceniaj książki po okładce."

29 mar 2018

Lennie CD Nice

Albo się nie wyspałem i śnie na jawie, albo w dłoni dziewczyny, która własnie stała przede mną, pojawiła się pomarańczowa ścierka. Zamrugałem paręnaście oczami, by dojść do siebie i jeszcze raz przekalkulowałem w głowie całą sytuację. Używam mocy, wylewam kakao, a dziewczyna przyzywa szmatkę. Nie, to dalej nie ma sensu... Pomachałem głową na boki. Stwierdziłem, że jeśli żadne z nas nie poruszy tego tematu, nie będę musiał myśleć. A z samego rana, jest to najgorsza rzecz.
- Nic się nie stało - W sumie, to ja to wywaliłem, dodałem w myślach i wstałem od stołu, prawie nie wywalając krzesła na ziemię. Zdecydowanie za wcześnie wstałem. Może powinienem zażywać jakieś tabletki na sen? Najlepiej podwójną porcję, te koszmary inaczej mnie nie opuszczą. Albo może tak się wydarzyć, że nie będę mógł się obudzić z koszmaru i będę miał zawał we śnie. Przeszły mnie dreszcze. - Posprzątam, to było moje kakao - wziąłem od dziewczyny ścierkę i kucnąłem, by zacząć ścierać ciecz. Po chwili przede mną kucnęła dziewczyna i zaczęła zbierać odłamki filiżanki. - Lepiej to zostaw, skaleczysz się - zabrałem od niej kawałki na ścierkę w dłoni.
- Co to był za napój? - odpowiedziałem jej, że kakao. Delikatnie się uśmiechnęła. - Zrobię nam obojgu po kakao - oznajmiła. Spojrzałem na nią z dołu i skinąłem głową, lekko się uśmiechając. Gdy podeszła do stołów, ja dokończyłem sprzątanie. Wyrzuciłam rozbitą filiżankę do kosza i odłożyłem ścierkę, gdy podłoga była czysta. Dziewczyna akurat skończyła przyrządzanie napoju. Podała mi jeden kubek i razem usiedliśmy przy stole. Bufet w dalszym czasie był pusty.
- Pyszny - odstawiłem naczynie na stół, ale dalej trzymałem go obydwoma rękami, jakby się nim ogrzewał. Zmęczenie powoli ustawało, jednak z wielką chęcią położyłbym się jeszcze. - Nazywam się Lelun, czyli Lennie. A ty? - zapytałem, rozpoczynając temat, by uniknąć rozmowy na temat tych dziwnych zjawisk z samego początku.
- Nice.
- Ładnie. Widzę, że imię odpowiada twojemu charakterowi - zauważyłem.

<Nice?>

28 mar 2018

Nice CD Lennie

Czułam ciężar który spoczywał na moich nogach. Otworzyłam powoli swoje powieki, aby zobaczyć kto to jest. Będąc jeszcze w pół śnie otworzyłam oczy, które następnie zmrurzyłam, gdyż oślepiły mnie promienie słoneczne wchodzące przez szpary źle zasłoniętych zasłon. Usiadłam i spojrzałam się na swoje nogi. Ciężar jaki czułam to była śpiąca Mirai, która chyba o czymś śniła bo jej ogon wesoło merdał, to w lewo to w prawo. Zupełnie tak jakby wybijał jakiś rytm czy coś. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok jej uroczej twarzyczki. Wzięłam delikatnie swoje nogi z których zrobiła sobie poduszkę po czym cichym krokiem udałam się w stronę szafy w której miałam swoje ubrania. Otworzyłam szafę po czym zaczęłam się zastanawiać co mam na siebie założyć. Może i wiosna się już zaczęła, ale wciąż można było poczuć ten chłód. Wzięłam więc coś cieplejszego do założenia ale nie za bardzo. Podeszłam do śpiącej Mirai. Pogłaskałam ja po pyszczku.
- Idę coś sobie zjeść do bufetu, a twoje jedzenie jest w misce - wyszperałam, a ona tylko mruknęła. Ona to naprawdę lubiła sobie pospać.
Wyszłam ze swojego namiotu. Zimny powiew wiatru uderzył we mnie przed co na moich plecach pojawiły się ciarki. Udałam się jak najszybciej tylko mogę w stronę bufetu. Miałam zamiar sobie zrobić przepyszny kubek gorącego kakao. Wchodząc do środka użalam chłopaka o rudych włosach oraz latająca szklankę.
- Latająca szklanka - powiedziałam głośno i wyraźnie. Był to błąd gdyż chłopak się zdezorientował, a sałatka upadła. - Wybacz, nie chciałam ciebie zdezorientować - podeszłam bliżej, pomyślałam o ścierce, a ona się zjawiła. Użyłam ponownie bezmyślnie mojej mocy. - Naprawdę ciebie przepraszam za to zamieszanie - chciałam jakoś uniknąć tematu tego w jaki sposób pojawiła się u mnie w dłoniach ścierka.

<Lennie?>

26 mar 2018

Vogel CD Smiley

Kiedy dziewczyna skończyła już mówić, miałem zamiar odpowiedzieć na jej pytanie, lecz przerwał mi w tym mały, brązowy ptaszek, który kilka razy podskoczył na moim ramieniu. Smiley mówiąc, dosyć głośno się śmiała, przez co i ja wybuchnąłem śmiechem. Powtórnie spojrzałem się na ptaszka, który wymienił ze mną spojrzenie, a następnie zaćwierkał radośnie. Uniosłem rękę i wskazującym palcem dotknąłem jego brzuszka, a następnie łebka, ten natomiast łagodnie się podstawiał do pieszczot. Prychnąłem śmiechem i spojrzałem z powrotem na Smiley, która z zaciekawieniem obserwowała te małe stworzonko.
- Mogłabyś dać mi trochę okruszków z tych słodkości? -zapytałem, wskazując palcem na torbę, którą trzymała.
Szybko zwróciła uwagę na torbę, po czym energicznie kiwając głową, włożyła dłoń do środka. Chwilę szperała w jasnym materiale, aż w końcu wyciągnęła rękę, trzymając w niej małe kawałeczki któregoś z ciastka. Skinąłem głową i wziąłem od niej trochę, po czym przyłożyłem je ptakowi. Ten na początku się wahał, ale w końcu się przekonał i przeskoczył na otwartą dłoń, którą przeniosłem przed siebie. Minęła chwila, a mały przyjaciel już wszystko zjadł. Wtedy spojrzałem się na towarzyszkę.
- Daj tu rękę -uśmiechnąłem się delikatnie.
Ta zdezorientowana podała mi dłoń z okruszkami. Ptak popatrzył na nią, a następnie zeskoczył na nią. Smiley wydawała się szczęśliwa. Po kilku minutach dokarmiania i głaskania małego zwierzęcia, w końcu odleciał, a my wróciliśmy do swojej podróży. Ponownie łapiąc za jedną stronę torby, w końcu odpowiedziałem na jej pytanie.
- Kiedy byłem młodszy, zawsze w zimę udawałem się ze znajomymi na zamarznięte jezioro. Co prawda nie mieliśmy żadnych łyżew, ale jeździliśmy na podeszwach od butów -na samo to wspomnienie się zaśmiałem -Dlatego nie powinienem mieć z tym większego problemu.
- Zdaję sobie z tego sprawę -odpowiedziała, poprawiając uchwyt -Zawsze sobie dajesz radę.
- Nie tylko ja -uśmiechnąłem się szeroko.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy, a kiedy znaleźliśmy się na miejscu, usiedliśmy w budynku, w którym jeszcze przed jazdą zjedliśmy małe słodkości. Po skończonym posiłku udaliśmy się po łyżwy, a następnie weszliśmy na zamarznięty teren. Przez chwilę nie mogłem utrzymać równowagi, ale przy pomocy Akane w końcu mi się to udało.

<Smiley?>

25 mar 2018

Od Lenniego

Biegłem środkiem ulicy, nogi powoli mi wysiadały, płuca i serce nie nadążały, a samochód za mną nie chciał odpuścić. Był coraz bliżej, słyszałem jego głośny warkot i pisk opon przy każdym zakręcie. Kierowca nie oszczędzał wozu, chciał mnie dopaść i rozjechać, nie ważne jaką cenę by przy tym zapłacił. Ulica się nie kończyła, a miasto owszem. Budynki zniknęły, wokół mnie rozciągały się same pola, z rysem drzew na horyzoncie. Droga była pusta, ludzi nie było. Musiałem się zatrzymać, bo nagle zabrakło mi tchu. Odwróciłem się w stronę nadjeżdżającego wozu. Błysk reflektorów poraził moje oczy. Zasłoniłem dłonią twarz, auto było coraz bliżej. Ale nim uderzyło we mnie, poczułem, jak siedzę na czymś miękkim. Zabrałem rękę. Teraz siedziałem w samochodzie na miejscu kierowcy, a przede mną na środku ulicy, gdzie to ja powinienem stać, znajdował się mężczyzna. Nie mogłem zatrzymać wozu. Ostatnie co widziałem, to jego wyraz twarzy: przerażone oczy i usta otwarte w niemym krzyku.

Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu, cały zlany potem. Oddychałem szybko, a moje dłonie drżały. Przyłożyłem je do twarzy i ją przetarłem. Kolejny raz ten sam sen, który budzi mnie z samego rana. Po minucie przestałem się trząść, uspokoiłem serce i ubrałem się. Wyszedłem z namiotu i skierowałem się do bufetu. Nie miałem szans na sen, chociaż byłem zmęczony. Nie miałem sił robić sobie czegoś do picia czy jedzenia, dlatego usiadłem przy jakimś stoliku i korzystając z braku jakichkolwiek istot żywych, użyłem telekinezy i zacząłem robić sobie kakako. Pogrzałem mleko, wlałem do kubka i nasypałem dwie łyżki brązowego proszku. Następnie kubek leciał w moją stronę w powietrzu, gdy nagle usłyszałem "Latająca szklanka?" i wystraszony tym nagłym pojawieniem się nieznanej osoby, przestałem skupiać się na lecącym przedmiocie. Naczynie wylądowało na ziemi rozbijając się i wylewając cały płyn na ziemię. Załamany uderzyłem głową o stolik. Teraz będę musiał to posprzątać i się wytłumaczyć, że to tylko sztuczka (ba, jeśli ten ktoś uwierzy).

<Nice lub Pullsatilla? Jakoś nie mogłem się zdecydować. Może obie?>

Odchodzi!

RUE
#Powód: decyzja właścicielki, nowa postać

21 mar 2018

Nice CD Pullsatilli

Dzisiejszy dzień był wręcz przecudowny. Zrobiłam swoje zadania te o co zostałam poproszona. Co prawda zajęło mi to trochę czasu, ale trwało to krócej niż sobie wyobrażałam. Spojrzałam się na zegarek po czym na uroczy pyszczek Mirai.
- Co powiesz na mały trening mała? - pogłaskałam ja po pyszczku. Ona uwielbiała pieszczoty! A zwłaszcza, gdy ktoś ją głaszcze po brzuszku lub za uchem. Wtedy można zobaczyć jak szybko wymachuje swoim ogonem.
Wzięłam swoją torbę z różnymi rzeczami.  Mirai stanęła tuż obok mnie i tak też we dwie ruszyłyśmy w stronę namiotu, gdzie mogłyśmy sobie poćwiczyć.
Weszłyśmy do środka. Ku naszemu, a raczej mojemu zdziwieniu nie było dużo osób trenujących. Po powtórzeniu kilku razy układu, Mirai usiadła i zaczęła się wpatrywać na jedną z osób które obecnie ćwiczyły. Chodziło tu dokładnie o iluzjonistkę.
Jak dla mnie to jej talent zadziwiał, a jeszcze bardziej jej włosy. Mało kiedy można było zobaczyć taki kolor. Czarne włosy od nasady głowy z czego przy końcu białe niczym mleko.
Spojrzałam się na nią po czym na pyszczek Mirai. Podeszłam bliżej dziewczyny, a wraz ze mną Mirai.
- Przepraszam - powiedziałam niepewnie, gdy dziewczyna po swoim całkowitym skupieniu spojrzała się wreszcie na mnie. - Czy chciałabyś może wspólnie z nami poćwiczyć? - zapytałam się, chociaż to pytanie przeszło mi ciężko przez gardło. Może i dziewczyna nie wyglądała na złą, ale wreszcie jej nie znałam, a jestem tutaj od prądu dni.

<Pullsatilla?> wybacz za to opowiadanie...

Smiley CD Vogel

Zauważyłam, że ludzie dziwnie patrzą na nas. Zupełnie tak jakby chcieli, abyśmy jak najszybciej wyszli z tej kawiarenki. Nie przejmując się już dłużej podeszłam entuzjastycznie do stolika. Vogel odpowiedział mi na pytanie co pomogło mi. Co jak co, ale nie chciałam, aby się zanudził tutaj na śmierć! Co to, to nie! Zjedliśmy nasze ciastka oraz wypiliśmy ciepły napój, który nas odrobinę pobudził i ogrzał. Spojrzałam się za okno. Prawie wszyscy przechodni ludzie patrzyli się na nas. Nie chciałam, aby Vogel zobaczył moją irytację oraz złość która tylko się zwiększała, więc najzwyczajniej w świecie uśmiechałam się i ich ignorowałam.
Wyszliśmy z kawiarenki, gdzie od razu poczuliśmy zimny powiew wiatru i ziąb jaki to panował na zewnątrz. Szczerze to nie spodziewałam się iż ta torebka ze smakołykami może być taka ciężka. Co prawda mi to nie przeszkadzało w czym również chciałam przekonać o tym chłopaka stojącego obok mnie, ale się nie udało. Tak to już nim jest. Zawsze mi pomaga, a ja się nie mogę nawet mu odwdzięczyć w odpowiedni, godny sposób.
Szliśmy na przód w ciszy, która nie była ta złą ciszą. Ta cisza należała do tych miłych w których człowiek cieszy się obecnością drugiej osoby. Wpatrywałam się w dal będąca przede mną. Miałam nadziej, że dzisiejszego dnia nikt nie zepsuje naszego dobrego humoru. Widząc lodowisko, które było oświetlone lampkami, spojrzałam się na Vogel'a.
- Vogel czy ty umiesz jeździć na łyżwach? - zapytałam wprost. - Wiesz ja potrafię, ale nie chce ciebie narażać na niebezpieczeństwo czy coś - spojrzałam sir na niego z delikatnym uśmiechem, przechylając delikatnie głowę na lewą stronę. - Chociaż myślę, że z utrzymaniem równowagi nie powinieneś mieć problemów - dodałam po krótkiej chwili przypominając sobie, że Vogel nie powinien mieć z tym problemów, gdyż z jego równowaga powinno mu pójść dość szybko. Nim chłopak coś powiedział na jego ramieniu usiadł mały ptaszek. - No tak, zapomniałam, że ptaki to się bez ciebie nie mogą obejść - zaśmiałam się dość głośno.

<Vogel?>

19 mar 2018

Informacja!

Z przykrością oznajmiamy, że niektóre z postaci zadecydowały się opuścić nasz świat. Mimo wszystko mają prawo do niego wrócić, na co mamy szczere nadzieje
Odchodzą:
Naamio
Akuma

Osoby, z którymi NIE ma kontaktu ( jeśli coś wiadomo, śmiało pisać ):
Catty
Aeroce
Blade
Shavile
Dzieciak
Amor

Osoby nieobecne:
Midas
Le Bleuet
Rue

18 mar 2018

Vogel CD Smiley

Wchodząc do kawiarenki, dziewczyna powiedziała mi, abym zajął nam jakiś stoik, za to ona coś dla nas zamówi. Jak powiedziała, tak też zrobiła, a gdy tylko ode mnie odeszła, rozejrzałem się po dość obszernym miejscu, w którym przesiadywał ogrom ludzi. Zgarbiłem się lekko zrezygnowany taką ilością ludzi, lecz wbrew pozorom szybko udało mi się odnaleźć stolik. Podchodząc do niego, przypadkowo obiłem się barkami o przechodzących obok mnie ludzi, którzy z grymasem na twarzy odprowadzali mnie do stolika, do którego właśnie zmierzałem. Czując na sobie nieprzyjemne spojrzenia, sięgnąłem za oparcie drewnianego krzesła i sztywną ręką odsunąłem je od stolika. Zanim jeszcze usiadłem, poprawiłem kołnierzyk i mrużąc oczy, spojrzałem ukradkiem za siebie, lecz już nie widziałem tych, którzy tak wlepiali we mnie swoje wrogie spojrzenia. Siadając, odetchnąłem z ulgą. Położyłem skrzyżowane ręce na kolorowym obrusie i uspokoiłem swoje myśli, zatapiając się w zapachy tego miejsca. Tak bardzo mi się to podobało, że nawet nie spostrzegłem, kiedy Smiley już do mnie wróciła.
- Vogel co chciałbyś zwiedzić? Albo najbardziej zobaczyć? - Spojrzała się na mnie z pełnym zainteresowaniem i entuzjazmem wymalowanym na twarzy.
- Hę? Pomyślmy... -Złapałem się za podbródek, po czym uniosłem palec wskazujący -To może pójdziemy na lodowisko? Bądź co bądź wiem, że jest tu takie coś niedaleko, ponieważ czekając na ciebie, usłyszałem to od jakieś przechodzącej pary. Może więc tam się udamy?
- Dobry pomysł, możemy tam iść -skinęła głową, na co podniosłem się z miejsca.
Wyszliśmy z pomieszczenia, gdzie znów odczuliśmy niemały chłód. Odruchowo schowałem dłonie do kieszeni, a następnie spojrzałem się z powrotem na swoją towarzyszkę, która trzymała w dłoni jakąś torbę.
- Co to -wskazałem na rzecz skinieniem głowy.
- Mam tutaj co nieco -powiedziała, podnosząc w górę, na wysokości moich oczu, dość dużą torbę z nadrukiem tej kawiarni.
- O! Widzę, że wzięłaś tego dosyć dużo -odpowiedziałem, przechylając głowę w stronę pakunku, tak, jakbym chciał sprawdzić, co tam się znajduje.
- Oczywiście -zaśmiała się -przecież nie mogę pozwolić, abyśmy umarli z głodu.
Kiedy skończyła mówić, poprawiła torbę, cicho przy tym wzdychając. Przyjrzałem jej się dokładnie, po czym sięgnąłem w jej stronę. Smiley przez chwilę była zdezorientowana.
- Daj, widzę przecież, że ci ciąży.
- Nie -pokręciła żywo głową -Wszystko w porządku.
- Na pewno? -zapytałem, choć dobrze znałem odpowiedź, przez co szybko się uśmiechnąłem.
- Na pewno -powtórnie skinęła głową, myśląc, że właśnie tym mnie przekona.
Przewróciłem oczami, a następnie sięgnąłem za jedno ucho od torby i żeby nie słuchać jej sprzeciwu, szybko ją wyprzedziłem.
- Może przed wejściem na lodowisko najpierw coś z tego zjemy? Będzie nam później zdecydowanie lżej -mówiąc to, przymknąłem na chwilę oczy.
- Oczywiście -odpowiedziała mi dopiero po chwili.
Od tego momentu szliśmy w ciszy, lecz nie takiej napiętej i nieprzyjemnej. Myślę, że bardziej czuliśmy się w niej swobodnie, dlatego też nie została ona przerwana ani od mojej, ani od jej strony. Idąc przed siebie, zacząłem się zastanawiać nad tym, co później byśmy mogli robić. Niestety, nie znałem tego miejsca i nie mogłem stwierdzić, co tu się znajduje, a co nie, a też nie chciałem wyjść na jakiegoś głupka. Westchnąłem cicho, przenosząc tym samym wzrok na Smiley, która wpatrzona była w dal, a uśmiech nadal gościł na jej twarzy, lecz nawet po tym nie mogłem stwierdzić, czy cieszy się, że tu jest, czy raczej nie. Pokręciłem głową, odganiając od siebie te myśli. W obecnej chwili muszę zrobić wszystko, aby Smiley odzyskała odwagę, by mogła zmierzyć się ze swoim strachem. O tym myśląc, zdałem sobie sprawę, że jeszcze mi nie powiedziała, co tutaj robimy, a przynajmniej nie powiedziała tego w całości.

<Smiley?>

Smiley CD Vogel

Vogel chwycił mnie za dłoń, nie wiedział co ma powiedzieć, ale nie potrzebowałam słów otuchy. Wystarczyło mi to, że on jest przy mnie. Sama jego obecność mnie uspokaja oraz ten jego uśmiech i tok myślenia. Pocieszył mnie nawet nie zdaje chyba sobie z tego sprawy.
- Nie musisz tego robić od razu, daj sobie czas - chwycił mnie mocniej za dłoń. Spojrzałam się spod moich włosów, które opadły mi na oczy. - Jesteś na tyle odważna, że prędzej czy później w końcu przestaniesz się bać - puścił mnie, a swoje ręce ułożył na swoich nogach. -Może na ten czas przestaniesz o tym myśleć, może będzie tak lepiej? - nie wiedziałam co miał na myśli.
- Nie rozumiem - powiedziałam cichutko bo trochę głupio mi było, a chłopak prychnął. Zmieszałam się odrobinę.
- Mam na myśli to, żebyśmy się jakoś rozerwali, gdzieś poszli. Przecież znasz to miasto, a ja chciałbym je przebadać od każdej strony - Vogel uniósł prawą rękę w górę, wskazując tym samym na zatłoczoną ulicę. - Poza tym dzięki temu oczyścisz swój umysł i na pewno coś wymyślisz - spojrzał się na mnie z uśmiechem, który promieniał. W dodatku do okoła, jego aura była taka jasna i promieniująca.
Biorąc się w garść, żeby zapomnieć o strachu, wzięłam się w sobie, aby być taka jaka jestem na codziennie. Wreszcie był ze mną Vogel i teraz to on powinien się bawić, a ja mu pokazać miasteczko. Uśmiechnęłam się radośnie, a Vogel klasnął głośno w dłonie. Podniósł sie z murku, stając tym samym na równe nogi.
Większość ludzi spojrzała sir na niego. Było to normalna relacja w tutejszym miejscu. Odwrócił się w moją stronę, chwycił mnie za rękę przyciągając tym samym do siebie. Nie puszczając mnie, zaczął biec, a ja od razu za nim. Biegaliśmy w stronę wskazaną wcześniej przez Vogel'a. Ludzie patrzyli się na nas dziwnym spojrzeniem. Wpatrywałam się wciąż na chłopaka. Był pełen energii i entuzjazmu. Staneliśmy w miejscu, spojrzał się na mnie a ja uśmiechnęłam się radośnie.
- To rozgrzewkę przed rozrywką już mamy, teraz może powiesz, co będziemy robili? - rozejrzałam się do okoła, aby przypomnieć sobie mniej więcej gdzie się znajdujemy.
- Najpierw zjedzony coś sobie na osłodę dzisiejszego dnia - uśmiechnęłam się. Weszliśmy do jednej z najlepszych kawiarenek w tej miejscowości. - Zajmij miejsce, a ja zamówię nam coś - uśmiechnęłam się do niego.
Znając Vogel'a to zamówiłby sernik. Chciałabym aby chociaż raz spróbował coś innego. Wzięłam sześć rodzaj ciast oraz kawę. Zapłaciłam od razu oraz wzięłam ciastka na później. Schowałam je od razu do swojej torebki.
- Vogel co chciałbyś zwiedzić? Albo najbardziej zobaczyć? - spojrzałam sir na niego pełnym zainteresowaniem oraz entuzjazmem.

<Vogel?>

Vogel CD Smiley

Smiley złączyła ze sobą swoje dłonie, pochylając przy tym do przodu głowę, tak, że kosmyki jej włosów przysłaniały jej twarz. Przechyliłem głowę, a następnie nieco się nad nią chyląc, złapałem ją za ręce, na co od razu spojrzała w górę, na mnie. Czułem, jak jej ciało drży. Naprawdę się bała. Podniosłem wzrok na nią, przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały. Właśnie wtedy ogarnęła mnie pustka. Kompletnie nic mi nie przychodziło do głowy, nic, czym mógłbym ją pocieszyć. Po prostu nie potrafiłem. Zacisnąłem szczękę i usiadłem obok niej, nadal trzymając jej dłonie. Chwilę trwaliśmy w ciszy, która nas ogarniała, słysząc zagłuszone odgłosy ulicy. W końcu uśmiechnąłem się do niej, jak najmilej potrafiłem.
- Nie musisz tego robić od razu, daj sobie czas -złapałem ją mocniej, mówiąc dalej -jesteś na tyle odważna, że prędzej czy później w końcu przestaniesz się bać -puściłem ją w końcu, kładąc przy tym ręce na swoich kolanach -Może na ten czas przestaniesz o tym myśleć, może będzie tak lepiej?
- Nie rozumiem -odpowiedziała cichutko, na co prychnąłem.
- Mam na myśli to, żebyśmy się jakoś rozerwali, gdzieś poszli. Przecież znasz to miasto, a ja chciałbym je przebadać od każdej strony -mówiąc to, uniosłem prawą rękę do góry, wskazując przy tym zatłoczoną ulicę -Poza tym dzięki temu oczyścisz swój umysł i na pewno coś wymyślisz -ponownie spojrzałem się na nią z uśmiechem.
Dziewczyna mi jednak nie odpowiedziała, przez co zacząłem się zastanawiać, czy aby nie powiedziałem czegoś głupiego, czy nieprzyjemnego. Po chwili jednak Smiley uśmiechnęła się wesoło, przysłaniając przy tym piąstką usta. Spojrzała na mnie wesoło, na co sam się uradowałem, ponieważ znów ujrzałem w jej oczach iskierkę, którą ostatnio widziałem coraz częściej. Klasnąłem głośno, a następnie podniosłem się energicznie z murku, zwracając przy tym na siebie wagę niektórych przechodniów, nic jednak sobie z tego nie robiłem. Odwróciłem się z powrotem o niej, łapiąc ją za rękę, a następnie przyciągnąłem ją do siebie. Mrugnąłem do niej, po czym nie puszczając jej, zacząłem biec przed siebie, gdzie jeszcze przed chwilą wskazywałem ręką. Ludzie wokół nas patrzyli się na nas dziwnie, niektórzy jednak spoglądali z podziwem, zastanawiając się zapewne, skąd mamy tyle energii. Nie dziwię się im, ponieważ będąc w tym miejscu tylko chwilę, już mogłem poczuć, że to miejsce jakby stanęło w miejscu, a wszystko zdawało się takie odległe, wręcz niedostępne. Spojrzałem przez ramię na dziewczynę, która nie odrywała ode mnie wzroku. Kiedy tylko spostrzegła, że na nią patrzę, uśmiechnęła się wesoło. Po kilku minutach biegu w końcu stanęliśmy. Objąłem swoje biodra dłońmi i patrząc w stronę Smiley, powiedziałem:
- To rozgrzewkę przed rozrywką już mamy, teraz może powiesz, co będziemy robili?
Dziewczyna przetarła prędko swoje czoło, a następnie zaczęła się rozglądać. Minęło niewiele, a ta już wskazując na coś, powiedziała, że chce tam iść. Skinąłem głową i nieco zwalniając tępo, ruszyliśmy w tamtym kierunku.

<Smiley?> Nie ma sprawy, ale naprawdę zaczęłam się już martwić, czy oby ten blog już nie upadł, bo byłoby szkoda... Oczywiście przepraszam za to, jakie jest to opowiadanie, ale wyszłam z wprawy xD

Smiley CD Vogel

Vogel się chyba o mnie martwił, ale nie powinien. Wreszcie stałam się silniejsza a z lękami trzeba się zmierzyć. Po rozmyśleniach Vogel stanął przede mną, zgadzając się. Postawił warunek, który byłam w stanie spełnić. Z niesmakiem stanął przede mną i pogłaskał po głowie. Niby byłam nie zadowolona z tego co zrobił, ale jego ręka tak na prawdę mnie uspokoiła. Skończyliśmy jeść desery. Vogel odprowadził mnie spory kawałek. Kiedy stwierdziłam że czas się pożegnać powiedziałam mu to. Rozeszliśmy się. Straciłam go ze wzroku, a on mnie. Będąc prawie już przy samym kościele, stanęłam w bezruchu. Moje nogi nie chciały się ruszyć, a w głowie zaczęły się mnożyć różne złe wspomnienia.
- Dasz radę Smiley, dasz radę!... - powtarzałam sobie pod nosem. Ostatecznie nie dałam rady i wróciłam do miasta. Zrezygnowana oraz czując się beznadziejnie usiadłam sobie na murku od fontanny.
- I jak ja to teraz powiem Vogel'owi? - zapytałam się sama siebie pod nosem.
- Jak i o czym masz mi powiedzieć? - usłyszałam głos wspomnianego wcześniej chłopaka. Kompletnie było mi głupio.
- Jak ty mnie znalazłeś? - zapytałam się kierując tym samym swój wzrok na niego.
- Chodziłem w pobliżu, a że zauważyłem twoje różowe włosy to od razu postanowiłem podejść do ciebie - wytłumaczył się, a ja tylko wzdychnęłam. - To jak było? - zapytał się, a ja załamałam się kompletnie.
Vogel usiadł tuż obok mnie. Nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć. Bałam się tego bo pewnie będzie mnie uważał za beznadziejną osobę.
- Ni jak było. Nie odważyłam się tam pójść - powiedziałam cicho. - Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a w głowie zebrało mi się za dużo złych wspomnień oraz pomysłów. - myślałam, że się za chwilę rozpłaczę ze swojej bezsilności.

<Vogel?> wybacz za taki długi czas oczekiwania, naprawdę przepraszam...

Od Pullsatilli

-Dobrze, przydzielam Cię do grupy uczącej się.- Odrzekł Pik z szarmanckim uśmiechem na ustach. Dopiero w tym momencie wypuściłam zalegające w moich płucach powietrze, a moje ciało rozluźniło się. Byłam przyjęta do trupy cyrkowej. Możliwe, że właśnie wtedy znalazłam swoje miejsce na ziemi, miejsce gdzie nikt nie miał mnie oceniać na podstawie rzeczy niezależnych ode mnie. -Widziałem, że Akuma oprowadzał już Cię po naszym terenie.- w odpowiedzi pokiwałam głową potwierdzająco -No, więc teraz nie mam po co Cię zatrzymywać. Idź, trenuj, poznaj ludzi. Właśnie zaczynasz nowe życie.- Mężczyzna odwrócił się do mnie plecami i zaczął sortować jakieś papiery leżące na jego biurku
Nie wiedząc jak zareagować na taki niezbyt owocny rozwój konwersacji powiedziałam cicho „do widzenia” i nie czekając na odpowiedź, wyszłam z namiotu. Moje oczy doznały szoku, gdyż południowe słońce nie znało litości. Jednak gdy wzrok powrócił, ujrzałam pełno namiotów, a między nimi najróżniejszych ludzi. Każdy był inny, każdy był wyjątkowy, od każdego biła inna aura. Na ten widok moje kąciki ust mimowolnie się podniosły.
Właśnie wtedy przypomniałam sobie, iż muszę komuś obwieścić szczęśliwą nowinę. Zaczęłam rozglądać się energicznie za Hayato, ale nie mogłam go znaleźć. Byłam zdziwiona, ponieważ tuż przed wejściem do namiotu powiedział mi, że będzie tutaj na mnie czekać. Może musiał coś szybko załatwić, ale równie dobrze mogło się coś stać. Starając się nie myśleć zaczekałam w tym miejscu, a wraz z upływem minut traciłam nadzieję na jego powrót. Po około piętnastu minutach lekko zrezygnowana poszłam do swojego namiotu. Zaraz, gdy do niego weszłam, ujrzałam kartkę na toaletce. Była lekko zmięta, a na niej mieściło się jedynie parę zdań. Po estetyce całości mogłam od razu stwierdzić, że była ona wypisywana w pośpiechu. Jej treść brzmiała tak:

"„Muszę szybko wyjechać z cyrku. Jest to bardzo pilne. Przepraszam, że nie mogłem się z tobą pożegnać. Spotkamy się jeszcze kiedyś, obiecuję”."

Podpis był prawdopodobnie najbardziej nieczytelną sygnaturą, z jaką się spotkałam w życiu. Jedyne co mogłam w niej ujrzeć, to wielkie H na początku słowa. Usiadłam na łóżku zastanawiając się, co mogłam dalej począć. Z jednej strony chciałabym kogoś poznać, mieć z kim porozmawiać, ale zarazem cała wizja przedstawiania się i niezręcznej ciszy podczas rozmowy przerażała mnie za bardzo, aby móc rozpocząć kroki w tym kierunku.
Przemyślałam wszystko po kolei i przypomniałam sobie, że mogę potrenować. To jest jedno miejsce, w którym mogłabym to robić do woli albo inaczej, do momentu, w którym osiągnę perfekcję. Podekscytowana podskoczyłam jak oparzona i wstałam z łóżka. Bez większego pomyślunku ruszyłam wprost do głównego namiotu, gdzie rano, kiedy nie odbywają się żadne występy, można ćwiczyć swoje umiejętności w otoczeniu innych cyrkowców.
Gdy tam dotarłam, zobaczyłam jedynie kilka osób. Dwie dziewczyny trenowały akrobatykę, ktoś inny zajmował się połykaniem ogni, a na drugim końcu sali młody mężczyzna starał się uporać z niezliczoną ilością piłek, którymi żonglował. Mimo braku stroi scenicznych oraz wykwintnych akcesoriów cały ten widok zaparł mi dech w piersiach, a zarazem obudził we mnie cień niepewności. Wiedziałam, że nie dam rady robić cięższych złudzeń przy takim rozmieszczeniu obserwatorów, więc będę musiała wykonywać je tylko na sobie. Z pozycji osób trzecich będzie to wyglądało, jakbym bezsensownie poruszała rękoma oraz wykonywała niezrozumiałe dla nich gesty.
Mimo obaw zebrałam w sobie odwagę i podeszłam w miejsce najbardziej oddalone od innych i zaczęłam kreować. Próbowałam generować w swoim umyśle coraz bardziej to złożone przedmioty i przekładać je na świat realny. Niektóre udawało mi się odtworzyć niemal idealnie, lecz inne wyglądały beznadziejnie. Po parunastu minutach ćwiczeń w pełnym skupieniu zorientowałam się, że ktoś macha do mnie ręką, mówiąc przy tym „przepraszam". Właśnie wtedy zobaczyłam, iż przede mną stała osoba wlepiająca we mnie oczy ze zdziwieniem.

<Ktoś? Ktoś?>