To było dziwne z jego strony, ale już nie raz już coś podobnego spotkałem. Moje związki no niektóre z nich też odbywały się poprzez takie zachowanie jak u Oriona. Jednakże, nawet jeśli choć odrobinę się zdradziło drugiej osobie coś znacznie więcej, takowy osobnik nie dawał z tym rady i zwyczajnie kończył się związek. Jestem złożony i mam warstwy niemalże jak cebula albo kapusta. Ciężkie złożone i z wieloma sekretnymi korzeniami. Pełne wiekowych historii i przejść mimo młodego wieku, w jakim jestem... Łatwego dzieciństwa się nie miało, a to, co się teraz objawy może nieco skomplikować niektóre rzeczy w dużo większym, bądź stanowczo mniejszym stopniu. Nawet jak się zerwie to i tak mimo wszystko będziemy się spotykać, nie ma opcji, by się unikać. No, chyba że się odejdzie z cyrku albo zniknie z powierzchni planety.Gdy tak leżałem na tym łóżku i rozmyślałem, starając się ignorować pewną natrętną duszę. Starałem się obserwować ukradkiem Oriona, który krzątał się po namiocie i starał się zrobić w nim porządki. Choć szczerze, wolałem, zając swoje myśli i oczy czymś albo kimś innym.
12 gru 2022
The Beast CD Lacie
Cofając się za futrynę wejściowych drzwi, skupiłem wzrok na żegnającej mnie bezceremonialnie kobiecie, której oczy opowiadały dokładnie o tym, że zdecydowała o końcu przeznaczonego na mnie czasu. Stanąwszy w progu, poczęstowała mnie złożoną w rodzimym języku przestrogą, a gdy ją wypowiadała, zdawać się mogło, że rozkoszuje się tymi słowami, zupełnie jakby w chwili tej częstowała subtelnym pocałunkiem diabła.
Na jej oziębłe, zdecydowanie pozbawione francuskiego romantyzmu życzenia, odpowiedziałem równie skrótowo, czyniąc w jej stronę uprzejme skinienie głową, podczas którego wymieniliśmy długie spojrzenia, w tym przypadku należące do węży. Kontakt wzrokowy zakończyły zamykające się drzwi do wnętrza i nasze osobliwe spotkanie dobiegło końca.
Odchodząc, naciągnąłem na palce rękawiczki i podążyłem w stronę swojej kwatery w towarzystwie woluminu trzymanego w pewnej dłoni. Aura wieczoru zachęcała do odbycia spaceru, na który zwyczajowo bym się skusił, ale widniała przede mną znacznie przyjemniejsza pokusa, której zamierzałem oddać się bez reszty; księga wołała mnie za pomocą każdej stronicy. Zamknięcie się za drzwiami powozu, który przypadł mi w udziale od czasu zamieszkania w cyrku, po raz pierwszy jawiło się przede mną jako prawdziwa przyjemność. Nie przeszkadzała mi nawet wizja zmurszałych ścian pokrytych ubogim światłem dobiegającym z cyrkowego placu, ani ciasna przestrzeń wypełniona rekwizytami potrzebnymi do ćwiczeń.
Wkroczyłem do wagonu po skrzypiących deskach i zapaliłem wszystkie światła w pomieszczeniu, żegnając ciemność. Chwilowo nie widziałem potrzeby rozmyślania nad kamieniem, który stanowił główny podmiot dyskusji między mną a Lacie; stąd też mając umysł czysty i klarowny, szybko uwinąłem się z prozaicznymi czynnościami, jakimi było rozkotanie się z ciężkiego płaszcza, dokładne umycie rąk i naciągnięcie na siebie miękkich, wygodnych ubrań.
Opuściłem żaluzje w oknach, odcinając niewielki wagon od reszty świata, który swoim tempem biegł za barierą z cienkich, drewnianych ścian. Z milczącym niezadowoleniem posłałem w kąt pokoju krótkie spojrzenie, wszak to tam powinien znajdować się jakiś okazały, wygodny fotel, w którym mógłbym celebrować chwile z opasłą lekturą. Fotela jednak nie było, a do wyboru pozostawało mi łóżko i krzesło stojące przy biurku, przy którym kiedyś zszywałem misia należącego do pewnej dziewczynki. Wybór był prosty, ponieważ czytelnictwa nie powinno się łączyć z leniwą sztuką wypoczynku i śnienia. Położyłem książkę w snopie ciepłego światła i na chwilę zawiesiłem wzrok na jej doskonałym obiciu.
Po głowie toczyły mi się myśli, które wyraźnie domagały się mojej uwagi; w pierwszej kolejności dotyczyły one kamienia o idealnej strukturze, który dostał się w moje ręce ot, niby przypadkiem.
Już sam fakt, że pozyskałem go z dziecinną prostotą był zastanawiający, a za kolejne zmartwienie robił tu były właściciel, zwykły brudas działający na cudze zlecenie. Taki diament w rękach zwykłego najemnika, z rozkoszną dumą przypięty do jego piersi, w chwili wykonywania zapewne najważniejszego zadania w życiu tego nieszczęśnika? Coś zbyt absurdalnego, aby naiwnie w to wierzyć i doszukiwać się w tym możliwego sensu. Ten kamień był marzeniem setek osób ważniejszych od niego i setki dłoni powinny wyciągać się po niego przy użyciu najróżniejszych środków, spośród których większość byłaby śmiercionośna, i bardzo trudna do uniknięcia. Czy należało łudzić się, że człowiek, który padł z mojej ręki zarżnięty jak zwykły prosiak, był tak sprytny i wyrafinowany w swym fachu, że zdołał ukryć swój skarb przed wygłodniałymi oczami znawców, kolekcjonerów, a nawet i królów? Czy ktoś dzierżący ten niebywały diament zniżałby się do poziomu cudzego pachołka, któremu zlecono dorwanie kogoś, z kim konfrontacja oznacza pewną śmierć?
Istniał w tej sprawie jakiś korpulentny problem, którego nie wolno mi było zaniedbać, bo wszelkie przeoczenia w tej kwestii mogłyby doprowadzić mnie do utraty ledwo co pochwyconego skarbu, albo i czegoś więcej.
Druga myśl krążąca mi po głowie nieodzownie uzupełniała się z tą pierwszą, a ich wspólnym mianownikiem było ryzyko utraty kamienia, ale ten scenariusz zawierał znaczące różnice. Tutaj za problem należało wziąć powiernika mojej słodkiej tajemnicy, u którego mon beau diamant odbywał właśnie drzemkę.
Lacie z pewnością była specjalistką w dziedzinie, którą się zajmowała. Emanował od niej profesjonalizm i pełne poświęcenie temu, co definiowano jako kamienie szlachetne. W istocie, miłość do własnej profesji była w moich oczach niechętnie przyznawanym atutem, ale jak to z miłością bywa, z łatwością prowadzi ona do szaleństwa i sprawia, że ludzie czynią prawdziwe głupoty. Kobiecie z pewnością nie brakowało wyrachowania; byłem pewien, że wielokrotnie przy niewielkim wysiłku wtłaczała ludziom do głów to, w co chciała, aby wierzyli. Jeśli chciała zagrać zdrowomyślącą racjonalistkę, która po prostu zachowuje profesjonalizm i dba o swój interes, to z pewnością jej się to udało. Nie byłem jednak dzieckiem, czy pospolitym motłochem, aby zadowolić się jedynie tym, co widzą oczy. Jeśli wierzyć ludziom wokół, Lacie zawsze życzyła sobie zwrotu wykonanych przez nią ozdóbek, co z jednej strony nie dziwiło, a z drugiej mogło wskazywać na chorobliwe kolekcjonerstwo. Byłem bardziej skłonny uwierzyć w to drugie, bo w całym tym cyrku za każdą jednostką kroczyła jakaś zawiłość, jakaś dewiacja, czy inne odstępstwo od normy, którym finalnie nie było co się dziwić. Cyrk był przybytkiem po brzegi wypełnionym wariactwem, a co gorsza i ja miałem w sobie coś z wariata, skoro dobrowolnie wrzuciłem się w ten kawałek świata. Tutaj tańczyło się z szaleńcami, złodziejami i oszustami, a że otoczenie sprzyjało noszeniu masek, tym większą powściągliwość należało zachować.
Lacie miała w sobie coś z gadziny, choć unikałbym tutaj pejoratywnych znaczeń. Gada można rozumieć jako zdrajcę i szalbierza, to fakt, ale można i widzieć w nim posiadacza okazałych triumfów, który doszedł do nich dzięki własnej ogładzie oraz mądrości. Szanse na to, że ta podstępna kobieta okaże się być moim największym sprzymierzeńcem były równe względem tych, że to ona najdotkliwiej mnie zdradzi.
Błyskawicznie zdałem sobie sprawę, że sprawdzenie tej ewentualności będzie dla mnie dużo łatwiejsze, niż rzucenie się w wir dochodzenia w kwestii poprzedniego właściciela diamentu. W tej rozgrywce czas miał spore znaczenie, a zabezpieczenie się w kręgach wewnętrznych zawsze wymagało mniejszego nakładu czasu, niż wnikliwe badanie wszelkich spraw zewnętrznych. Nim wytropię tych, którzy stoją za sprawą pomarańczowego diamentu, moja wątpliwa przyjaciółka może zniknąć z nim na dobre, co jedynie dołoży mi więcej roboty. Zamiast zaczynać od zera, mogę wykorzystać to, co już wiem na temat kobiety, pogłębić tą wiedzę i dokonać niebywałego szachu w tej wymagającej precyzji, i rozsądku grze.
Tym, co grało na moją korzyść było to, że tylko ja znałem los poprzedniego posiadacza i tylko ja mogłem domyślać się możliwych następstw tych zdarzeń.
Mimo wszystko, niewiedza pozostałych mogła sprawiać niemałe zagrożenie; należało liczyć się z faktem, że ktoś po diament, albo i po mnie, przyjdzie również tutaj, a wówczas los żyjących tu beztrosko szaleńców zawiśnie na włosku. Pozostawienie sprawy diamentu jako nierozwiązanej i skupienie się na Lacie mogło poskutkować narażeniem wszystkich wokół, z białowłosą panną na przedzie, gdyż to u niej kamień aktualnie bytował.
Nie musiałem długo się zastanawiać; ten cyrk był tylko tymczasowym portem, a ludzie tu żyjący nie mieli dla mnie żadnej merytorycznej wartości. Mogli jedynie ułatwić bądź utrudnić mi życie w czasie przebywania na ich terenie i w zasadzie na tym nasze relacje się kończyły. Jeśli w rzeczywistości coś im groziło, ten problem nie miał dla mnie znaczenia, zwłaszcza, że był jedynie domniemaną ewentualnością. Jeżeli dostatecznie szybko uwinę się z zagadnieniami dotyczącymi jubilerki, to prędko powrócę z koniecznej podróży i będę mógł się zająć tymi, którzy stwarzali przypuszczalne niebezpieczeństwo.
Zamarzyło mi się westchnąć, tak przyjemna była wizja konfrontacji z nękającymi mnie, węszącymi psami.
Podjąłem decyzję i w końcu zasiadłem na fatalnie skrojonym krześle, którego oparcie nie przynosiło plecom należytego ukojenia, i pochylony jak zafascynowany nowym przedmiotem uczeń, rozchyliłem pierwsze stronice pożyczonej księgi.
*
Kiedy opuszczałem swój wagon, zegar wskazywał 8:03. Zrywanie się z łóżka tak wczesną porą nie leżało w mojej naturze, jednak plan był zbyt istotny, aby pozwolić sobie na należny mi sen. Miałem nadzieję zdążyć na prom odpływający za dwie i pół godziny, dlatego też wyszedłem chwilę wcześniej, aby płynnie przeprawić się przez miasto i uniknąć możliwego zatłoczenia ulic. Poranek był ciepły, co skłoniło mnie do pozostawienia płaszcza całkowicie rozpiętego, tak aby wiatr w przyjemny sposób wnikał pod ubrania. Jeszcze przed śniadaniem połknąłem dwie mocne tabletki przeciwbólowe, bo migrena zaatakowała mnie tuż po przebudzeniu. W tym wypadku nie mogłem się dziwić; był to zrozumiały efekt całonocnego przewracania kartek, wyczerpania wzroku sztucznym światłem oraz zbyt krótkiego snu, po dniu tak obfitującym we wrażenia.
W prawej ręce ściskałem niewielką walizkę, w której pomieściło się wszystko, co najbardziej potrzebne podczas krótkiej wyprawy za morze.
Szedłem przez plac cyrkowy na około, wewnętrznie odczuwając swego rodzaju tlącą się uciechę z wizji ponownego spotkania z otwartymi wodami. Marynarka była mi całkiem bliska, a wspomnienie wzburzonych, ciemnych mórz Bałtyku zapisało się w mojej pamięci jako pozytywne i lubiane. Cieśnina Dover nijak nie dorównywała humorzastym morzom na wschodzie, ale i tak należała do ujmujących wód potężnego żywiołu, a to wystarczało do darzenia jej odpowiednim szacunkiem, stąd też zobaczenie jej ponownie było czymś, czym raczej bym nie wzgardził.
– Beast? - zgodnie z tym, co zakładałem, wybranie dłuższej ścieżki musiało skończyć się napotkaniem chociaż jednej osoby ze składu trupy.
Tym razem takie spotkanie było mi całkiem na rękę. Odwróciłem się w stronę głosu, mając nadzieję na zobacznie kogoś bardziej roztropnego od Blacka, ale los nie mógł być dla mnie w kółko łaskawy.
– Dobrze, że cię widzę. - rzuciłem, jak raz zgodnie z prawdą. Akrobata uśmiechnął się szeroko i ewidentnie zamierzał zasypać mnie jakimiś komunikatami, czemu szybko zapobiegłem. - Mam parę spraw, które muszę załatwić. Chcę, abyś zawiadomił o mojej nieobecności możliwych interesantów. Powiedz po prostu, że mnie nie ma i wrócę za dwa, góra trzy dni.
To powiedziawszy, ruszyłem do bramy.
– Czekaj, co? - Black wpadł w maleńkie poruszenie, po czym ruszył za mną truchtem, prędko mnie doganiając. - Ale gdzie jedziesz i po co? Beast, może zawiadom Pika? Jeśli jest jakiś problem, on z pewnością ci pomoże.
– Nie będę o każdym swoim zamiarze powiadamiał Pika, zwłaszcza, że on chyba ma ważniejsze sprawy na głowie niż niańczenie każdej jednej osoby w tym cyrku. - odparłem nie zwalniając kroku.
– To może być racja. - mój nadpobudliwy znajomy zatrzymał się na chwilę, ewidentnie rozważając moje słowa.
Po chwili zerwał się ponownie i dobiegł do mnie, gdy byłem o krok od opuszczenia terenu.
– To jak długo cię nie będzie?
– Dwa, góra trzy dni. - powtórzyłem cierpliwie i otworzyłem furtkę. - Będę zobowiązany, jeśli udzielisz tej informacji komukolwiek, kto będzie mnie szukał lub o mnie rozmawiał.
– Nie no, jasne. - odpowiedział, brzmiąc spokojniej niż zwykle.
Zatrzymałem się na krótko i spojrzałem na niego, pierwszy raz widząc jego twarz całkiem nieumalowaną, i dziwnie nieruchomą.
– Coś nie tak?
Zdawało się, że moje pytanie wybudziło go z chwilowego letargu. Podniósł wzrok, do którego natychmiast powróciły zwyczajowe ogniki. Sięgnął dłonią za głowę, potarł kark i uśmiechnął się szeroko.
– Wszystko gra. - odpowiedział zgodnie z moimi oczekiwaniami. Black rozpromienił się i zaczął mi machać. - To baw się dobrze i wracaj szybko!
Odpowiedziałem mu skinieniem głowy i ruszyłem w swoją stronę, nie chcąc tracić więcej czasu. Mimo, że nie odwróciłem się ani razu, towarzyszyło mi przekonanie, że mężczyzna stał przy bramie i machał za mną tak długo, aż całkowicie zniknąłem mu z oczu.
Lacie?
21 lis 2022
Orion CD Cherubin
Nie dało się nie zauważyć, że jest coś nie tak z Cherubinem i jakkolwiek by Black tego nie nazwał, ja wiedziałem swoje. Choroba, przeziębienie — to jedno. Drugim mogło być tylko coś gorszego i to ta opcja najbardziej zaczęła mnie martwić. Szczególnie że Black ewidentnie wzbraniał się, aby coś więcej mi powiedzieć i sam nie chciał go wziąć do lekarza, który był dosłownie parę namiotów stąd. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mówi mi wszystkiego i sam więcej z niego nie wyciągnę. Niczego innego nie spodziewałem się od Cherubina. Nie jest wylewny i nie wygląda na takiego, który dzieliłby się z własnej woli z kimkolwiek swoimi problemami. Zresztą to też nie jest moja sprawa. Mimo to przeszłość bezlitośnie pokazała mi, że jeżeli pojawi się w moim życiu osoba, która będzie dla mnie ważna — nie mogę stać bezczynnie i tylko się przyglądać, gdy dzieje jej się coś złego. Nawet jeżeli ta osoba nie chcę przyjąć mojej pomocy albo mi jej zakaże...
- Zostaw to mnie. - zawsze tak mówiła i wtedy nie było inaczej. - Odciągnę ich, a spotkamy się, gdy już będzie po wszystkim. - takimi słowami, nie dało się mnie tak łatwo przekonać. Takie rzeczy zdecydowanie wolałem załatwić sam.
- Ja to zrobię. Nie chcę, żeby... - nie dała mi dokończyć. Zamiast tego złapała mnie za rękę, wbijając we mnie stanowcze spojrzenie.
- Zaufaj mi, Sean. - wtrąciła, co w sumie automatycznie mnie zmroziło.
- Ufam, tylko... - wydukałem, a ona znowu mi przerwała. Ujęła w dłonie moją twarz i przybliżyła się, by mieć pewność, że w tym momencie patrzę tylko i wyłącznie na nią. Nie mieliśmy za wiele czasu. W każdej chwili ktoś mógł nas znaleźć.
- Nie ufasz i zrób to ten jedyny raz. - wyszeptała, utrzymując swoją stanowczość. - Nigdy więcej tutaj nie wrócisz, choćby nie wiem, co się działo. - wtedy nie do końca rozumiałem, dlaczego o tym w ogóle mówi. Nie dopuszczałem do wiadomości myśli, że z samozwańczego raju wyjdzie jedna osoba, a druga straci najcenniejszą rzecz na świecie — swoje życie. Ona za to wiedziała to bardzo dobrze. - Twoje marzenia są piękne, Sean. Nie rezygnuj z nich, dobrze? - jedyne, co ostatnie pamiętam, to jej przeszklony wzrok, przepełniony nadzieją. Ona zawsze we mnie wierzyła jak nikt inny kiedykolwiek.
- Ufam ci. - odpowiedziałem z o wiele większym zdecydowaniem. Coś mi podpowiadało, że nie mam innego wyjścia i znowu muszę jej wszystko zostawić. Zgodzić się na to, co sama chciała zrobić.
Boli mnie, że jestem taki uległy...
Sytuacja Cherubina zaalarmowała mnie w tym kierunku i rozszarpała skutecznie starą ranę. Tamtą noc, jej niemy krzyk ze sznurem na szyi i dwa znienawidzone słowa "zaufaj mi". Jak mam zaufać Blackowi, który gada od rzeczy? Jak mam zaufać Cherubinowi, który cierpi i nie chce mojej pomocy? Jak mam zaufać komukolwiek bojąc się, że historia w jakiś sposób może się powtórzyć?
- Wiesz... To ja powinienem zadać ci to pytanie. - odparłem, łapiąc go za nadgarstki, przy okazji również uważniej mu się przyglądając. Niby wszystko było dobrze, ale z pewnością były to tylko pozory. Słysząc moją odpowiedź, od razu odwrócił wzrok.
- Black przecież ci wyjaśnił, że tak przechodzę przeziębienie. Nie jestem jeszcze do końca zdrowy. - odparł. Nie wyglądał na zadowolonego. Ewidentnie nie odpowiadało mu, że to na nim skupiam cały temat, ale mało mnie to obchodziło. Moje sprawy są tu najmniej ważne. - Więc wybacz. - dodał, już mnie puszczając, choć ja i tak dalej trzymałem go za nadgarstki. - Jestem zmęczony, chce się położyć. Tobie zresztą też radzę. Odbija ci ostatnio.
- Heh, miło słyszeć, że tylko ostatnio. - odparłem, nie chcąc się z nim już dłużej przegadywać i bez ostrzeżenia, podniosłem go niczym pannę młodą. - Zaniosę cię, okej? Nie chcę, żebyś mi tu po drodze zasłabł. - chłopak już nie za bardzo się ze mną spierał. Zareagował, dopiero gdy zauważył, że w zasadzie to bardziej oddalamy się od jego namiotu, niż się do niego zbliżamy.
- Orion, wyobraź sobie, że idziesz w złą stronę. - wtrącił, co mnie rozbawiło.
- Naprawdę? Cóż, to na razie poleżysz sobie u mnie. - oznajmiłem, nie przyjmując żadnych sprzeciwów z jego strony. Zresztą nie za bardzo się opierał. Doceniam, że tak grzecznie się zachowywał i jedynie oparł głowę o moje ramię, czekając, aż będziemy na miejscu. Tym bardziej widziałem, że coś jest nie tak, mając go tak blisko przy sobie. Każdy moment, w którym albo się nagle spiął czy przeleciał po nim dreszcz — nie dało się tego przeoczyć. Nie wiem, jak bardzo trzeba być ułomnym, aby uwierzyć, że chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zwykłą chorobę. Jeżeli brały w tym udział jakieś siły nadprzyrodzone, z pewnością będę mógł coś zaradzić. Wszystko w sumie by się zgadzało. Zbliża się zaćmienie i cały ten okres, który zakończy drugie zaćmienie. Teraz wszystkie zjawy, które mają coś do załatwienia, będą się odzywać.
- A to co? - spytał, gdy wszedłem z nim do środka, a ten dostrzegł osobliwy bałagan na mojej podłodze. Nie miałem ostatnio głowy do sprzątania ani w ogóle do niczego. Zgrabnie mimo wszystko przekroczyłem ten nieład złożony z walających się świeczek, jakiegoś lusterka, śmiesznej tablicy (kto wie, ten wie, o jakiej mówię), paru grzybków halucynków (wypraszam sobie. To nie tak, że byłem na haju przez pół nocy...) oraz innych takich "cudów".
- Bawiłem się trochę wczoraj. Nie zwracaj uwagi. - odpowiedziałem, sadzając już go na łóżku i przykrywając po sam nos. - Wolę cię mieć przy sobie w najbliższym czasie, a szczególnie, gdy przyjdzie zaćmienie... Mam nadzieję, że za bardzo ci to nie przeszkadza. - uśmiechnąłem się lekko, a później spuściłem wzrok, wstając z miejsca i biorąc się za sprzątanie tego bajzlu. Musiałem też znaleźć parę rzeczy, ale wszystko w swoim czasie.
(Cherubin~?)
19 lis 2022
Cherubin CD Orion
- Nie miłe może być twoje zachowanie. To, że zamiast spać, wpatrujesz się w nocne niebo, nie znaczy, że możesz być tak sarkastyczny i nieprzyjemny. Twoja aura, aż krzyczy. - wyraziłem swoją opinię. Po czym zwyczajnie przesunąłem swoją osobę na miejsce, które wcześniej zajmowałem, zanim wpakowałem się na kolana do chłopaka.
Gdy Night mnie zawołał, wstałem i podszedłem, tylko po to, by Layla mogła zebrać moje wymiary, oraz dogłębnie mnie obejrzeć. Tak jakby oboje chcieli się dowiedzieć, co nie tak jest dziś z nami.
- To pewnie, przez to zbliżające się zaćmienie. Ludzie i zwierzęta się zaczynają dziwnie zachowywać, nawet pojawia się rozdrażnienie i agresja. - rzekłem, nie to, że chciałem ich przestraszyć, ale taka była prawda.
Ten nieprzyjemny chłodny dotyk mnie nie opuszczał, zadrżałem nawet, co poskutkowało natychmiastowym zjawieniem się Blacka. Pociągnął mnie, byśmy wyszli z namiotu i nawet dalej. Najwyraźniej chciał odpowiedzi. Dlatego też zabrał mnie do swojego i brata namiotu, byśmy mogli pogadać.
- Mów co to było?! - jeszcze trochę, a zacząłby wrzeszczeć. Pogładziłem go po głowie i sobie usiadłem.
- Powróciła. - rzekłem jedno proste słowo.
- To ona zostawiła te ślady na twoim ciele? - dopytał, jakby starał się przypomnieć o naszym pierwszym, może drugim spotkaniu.
- Ślady? Tak to ona. Poprzednie na szczęście zniknęły. - zagryzłem wargi, gdyż ponownie usłyszałem jej głos do tego tę chłodną obecność. To naprawdę jest nieprzyjemne.
- Poczekaj tu. Zaraz wrócę. - rzekł, po czym wyszedł.
***
- Ktoś taki jak ty, nie zazna szczęścia. - słowa tak chłodne, jak szpikulce lodu, które miały pozostawić po sobie ślad.
- Ranisz go, swoją obecnością. - kolejna szpileczka.
- Zakończ to, nim przyjdziemy i po niego. Tak samo, jak po wcześniejszych. - słowa, ciągnęły za sobą coś, czego nie cierpiałem. Tym, kim była moja osoba, dlatego też, gdy zdarzały się takie dni. Zaszywałem się w pokoju, wypełnionymi świecami, albo zażywałem tabletki nasenne i zwyczajnie starałem się je przetrwać. Kiedyś nawet próbowałem coś ze sobą zrobić, ale wówczas zostałem powstrzymany.
Kolejne słowa, krzyki, albo i ten ból jakby ktoś mi rozdzierał skórę, było to bardzo dobrze znane. Dlatego też zwyczajnie musiałem czekać, aż Black wróci.
***
Wrócił wraz z Orionem. Ten chłód zniknął, ale wciąż był odczuwalny. Dostałem leki od Blacka. Gdy ja je zażywałem, on w tym czasie rozmawiał i wyjaśniał na, co są te leki. Jednakże omijał te ważniejsze elementy. Czyli niepokój, chłód, traumę, strach, koszmary przeszłości, nawiedzającego ducha, demona, oraz te ślady na moim ciele. Ukrył wszystko. Rzekł, że są to leki na przeziębienie i odpornościowe. Po części to też była prawda. Kilka tabletek, które mogą wiele zmienić, ale też przedawkowanie ich może się kiepsko skończyć. Dlatego też, gdy je wziąłem, miałem zamiar wrócić do swojego namiotu na odpoczynek, jednakże akurat, gdy wychodziłem, Orion zaczął mnie ciągnąć w jakimś kierunku.
Nie miałem zbytniej ochoty na pogawędki, zabawy czy też tłumaczenie się, jednakże powinienem dalej grać niewzruszonego i nieustraszonego, wiecznie zajętego i niewchodzącego w dyskusje Cherubina, którym zresztą jestem. Jaki jestem pod tą powierzchnią, nikt nie powinien wiedzieć, Black już i tak za bardzo się przejmuje i mnie pilnuje. Jednakże jemu jestem akurat za to wdzięczny.
- Orion? Gdzie mnie ciągniesz? - spytałem. Chłopak jednak dalej mnie ciągnął. Dlatego też, gdy po raz dziesiąty moje słowa nie zadziałały, zwyczajnie się wyrwałem. Po czym trzepnąłem Oriona po głowie, by wziął się w garść i powiedział co się z nim dzieje.
- Dziwnie się zachowujesz. Co się stało? - spytałem i ująłem jego twarz w dłonie, by na mnie spojrzał i powiedział.
Orion?
18 lis 2022
Orion CD Cherubin
Przyznaję, że najzwyczajniej w świecie wyłączyłem się w pewnym momencie. Rozmowy grupowe są spoko, ale w tej jakoś odechciało mi się brać udziału, a szczególnie gdy wszedł temat całej imprezy. Nie wiem, ale nie za bardzo miałem ochotę się utożsamiać z resztą oraz ich entuzjazmem, czy czymkolwiek. Nawet teksty Cherubina puściłem mimo uszu i tylko patrzyłem, jak wychodzi, a gdy już to zrobił, opuściłem głowę, uderzając czołem prosto w stół. Dźwięk temu towarzyszący zwrócił uwagę praktycznie wszystkich, którzy w tym czasie jeszcze jedli swoje śniadanie i między sobą dyskutowali. Nie ukrywam, że udało się Layli mnie wyprowadzić z równowagi i na razie tylko w ten sposób mogłem jakość dać upust temu nieprzyjemnemu uczuciu. Co jak co, ale bardzo lubię załatwiać swoje własne sprawy samodzielnie i najlepiej bez udziału osób trzecich. Zresztą dalej mnie dziwiło i zastanawiało, dlaczego w ogóle wyskoczyła z taką propozycją. Sama wymówka w postaci zrobienia kostiumów jakoś w pełni mnie nie przekonywała, ale nie zamierzałem tego zgłębiać. Szczególnie że jakoś nie miałem na to siły ani tym bardziej chęci. Może po prostu szukam jakiś niedorzecznych teorii, gdzie tak naprawdę w ogóle ich nie ma.
***
Finalnie zaczęło mu się nudzić samemu i nogi same poniosły mnie w kierunku pracowni Layli. Spodziewałem się, że pewnie kogoś oprócz niej zastanę w środku, ale w życiu bym nie przypuszczał, że całą trójkę w komplecie: Cherubina oraz wkurzających braciszków. Akurat obstawiałem, że ktoś prędzej czy później się odłączy, a tu klops. Niestety było już za późno, żeby się wycofać i zostało mi się grzecznie przywitać.
- Widzę, że ostro się wzięłaś do roboty, moja droga. - odparłem, jako pierwszą zaczepiając Layli, która żywo rozmawiała głównie z Blackiem i Nightem. Cherubin mam wrażenie, że średnio się udzielał. Głównie to głosy tamtej trójki słyszałem na zewnątrz.
- Orion, jednak zdecydowałeś się przyjść. - zauważyła, spoglądając w moją stronę i uśmiechając się szeroko od ucha do ucha. Stała przy lustrze ze szkicownikiem w dłoniach, tuż koło niej był Night, a za to Cherubin z Blackiem siedzieli naprzeciwko nich na różowiutkiej kanapie.
- Powiedzmy, że szukam sobie jakiegoś zajęcia. - odpowiedziałem, bez skrupułów podchodząc od tyłu do sofy i najzwyczajniej w świecie, przerzucając przez nią jedną nogę. - Black, suń swój tyłek. - dodałem, nie czekając za bardzo na reakcję, a po prostu wpychając się między niego, a Cherubina. Chłopak oczywiście się odsunął, wręcz nie miał innego wyjścia — akurat, jeżeli chodzi o takie małe rzeczy, to łatwo nie odpuszczam albo się jakoś odgrywam.
- Jak małe dziecko. - oznajmił z westchnieniem, jednocześnie strzepując delikatnie dłoń, którą napotkała moja stopa. Ewidentnie nie był zadowolony z mojego zachowania, ale bardzo dobrze zrobił, nie odzywając się już więcej w tym temacie. Sam zwyczajnie go zignorowałem, z uśmiechem się im przypatrując.
- Nawet nie wiesz, ile cię ominęło. - zaczęła Layli, wciąż będąc bardzo podekscytowana całym tematem. W odpowiedzi jedynie wzruszyłem ramionami, wygodnie się rozsiadając między Blackiem a Cherubinem. Czułem ogromną dawkę satysfakcji wypływającej z tego czynu.
- Na czym skończyliśmy? A właśnie, jak dla mnie wampiry, zombie i inne te stwory są już passé. Co druga osoba się za coś takiego przebierze. - wyraził swoje zdanie Night. Layli, jak widać, nie do końca się z tym chciała zgodzić.
- Aha, to co? Przebierzesz się za strażaka? - roześmiała się, co w sumie mnie również rozbawiło.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu jakieś ciekawsze potwory byłyby lepsze. - wyjaśnił.
- To, czym niby chcesz być? - spytała zrezygnowana, już nie chcąc się z nim przegadywać.
- Kanibal. - wypaliłem nagle, wtrącając się do rozmowy. - Oblać się czerwoną farbą, załatwić parę kości, a do tego można bezkarnie zacząć gryźć ludzi. - przedstawiłem ze śmiechem, co mam wrażenie, że chyba głównie tylko mnie rozbawiło, ale już trudno. Może po prostu przez ten brak odpowiedniej ilości snu zaczynam wygadywać takie głupoty?
- Co ci się w ogóle stało? - spytała, zauważając czerwony ślad na moim czole. Włosy w tej kwestii jak widać, trochę mnie zawiodły. Bardzo liczyłem, że nikt nie zauważy dowodu mojego bliskiego i umyślnego spotkania ze stołem, co zresztą było kolejną głupotą. Może powinienem postarać się trochę więcej i dłużej spać. Problem w tym, że chcąc obserwować nocne niebo, nie mogę spać. Zresztą i tak moje sny to istny dramat połączony z krwawą komedią.
- To nic. Rośnie mi trzecie oko, a co? - wyjaśniłem, dość sarkastycznym tonem, podpierając swój podbródek na dłoniach. W tym również momencie nachylił się do mnie Cherubin, dotykając dłonią centralnie miejsca, w które sam sobie zrobiłem krzywdę. Nie było to przyjemne, a wręcz jeszcze bardziej bolesne. Od razu syknąłem, odsuwając głowę do tyłu. - Zresztą zdążyłem już o tym zapomnieć. - wymamrotałem, z założonymi rękami.
- Nie chcesz, to nie mów. - tak skwitowała moją odpowiedź. Następnie znowu zwróciła się do Nighta, co osobiście mało mnie interesowało. Wtedy też westchnąłem, opierając się bardziej o oparcie kanapy i zmierzyłem wzrokiem Cherubina.
- Wszystko gra? - spytałem. W końcu jakoś rano przy śniadaniu nie miałem okazji tego zrobić. Zdecydowanie wyglądał o wiele lepiej, niż wczoraj leżąc jeszcze w łóżku, ale mimo wszystko wolałem się upewnić. Skoro już się zaangażowałem, to wypadałoby się zainteresować, choć to Black zdecydowanie bardziej go niańczy, więc nie wydaje mi się, że mam się o co martwić. Zauważyłem to już niejednokrotnie. Chłopak w odpowiedzi nieznacznie pokiwał głową, biorąc w dłonie moją rękę i opierając się o moje ramię.
- Jest zdecydowanie lepiej. - dodał, dobrą chwilę przyglądając się moim palcom. Następnie mimo wszystko się podniósł, zgrabnie siadając na moich kolanach i owijając mi ręce wokół szyi. Nikt z reszty tu zebranych za bardzo nie zwrócił na to uwagi. Dyskusja w zasadzie toczyła się dalej i nie zapowiadało, aby szybko mieli się porozumieć. Cherubin w międzyczasie nachylił się bardziej do mojego ucha.
- Pamiętasz, co ci mówiłem? - spytał dość tajemniczym i niskim tonem, jednocześnie jedną dłonią wędrując po mojej klatce piersiowej.
- Jeżeli nie było to coś miłego, to możliwe, że nie. - przyznałem rozbawiony. Przypuszczałem, że może chodzić o te parę słów z rana, gdzie się w zasadzie zbierał do wyjścia. Coś mówił, to na pewno, ale co dokładnie? Była to podobna sytuacja do tej, ale myślę, że skoro tak obojętnie do tego podszedłem wtedy, to raczej nie miałem się czym przejmować. Cherubinowi chyba nie do końca pasowała ta odpowiedź. Leciutko puknął mnie w czoło, co nie ukrywam, łagodne się nie okazało. Syknąłem krótko — ten ślad wciąż bolał. Już nigdy tak nie zrobię. - O widzisz? To na przykład było niemiłe. - dodałem, nawet samemu nie chcąc za bardzo dotykać tamtego miejsca.
(Cherubin~?)
Doll CD Ozyrys
Ciemność. To wszystko, co mogłem dostrzec. Strach nie pozwalał mi skupić myśli. Co się stanie? Czy Ozyrysowi nic nie będzie? Jak uciec? Gdzie uciec?
Czując powoli zastygające błoto na moich włosach i skórze, myślałem o swoim położeniu. Jak długo będę musiał uciekać? I co z cyrkowcami? Pech był moim cieniem i szedł za mną wszędzie. Przechodził na każdego, z kim miałem styczność. Jak zaraza. Niszczył wszystko na swojej drodze – przyjaźnie, rodziny, odbierał wszystko, również życie.
Wkrótce Ozyrys zajrzał do kufra. Szybko wyciągnął mnie z niego, chwycił rzuconą niedbale na stolik ciemną perukę i zaczął zakładać mi ją na głowę.
— Ozyrys, co ty robisz? — zapytałem zdezorientowany. Dlaczego chciał się bawić teraz w przebieranki? Byłem cały w błocie.
— Policja tu jedzie. — odpowiedział szybko. W jego głosie wyczułem coś jakby strach.
— To chyba dobrze... — wciąż nie rozumiałem tego pośpiechu.
— Nie mogą cię znaleźć. — odparł, pospiesznie układając rozczochrane włosy.
— Dlaczego? — dopytywałem.
— Nie ma czasu. — magik zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Pociągnąłem go za rękę, zniżając go do mojego poziomu. Chwyciłem jego twarz w umorusane dłonie.
— O co chodzi? — powtórzyłem z naciskiem.
— Jeśli cię znajdą, oddadzą cię do tamtego faceta. — wysapał.
— Dlaczego mieliby to zrobić? — zapytałem zdziwiony jego tokiem rozumowania.
— Tamten facet tak powiedział...
— Zanim zaczął uciekać przed policją? Ozyrys, on nie ma niczego, żeby potwierdzić, że do niego należę. Niewolnicy nie mają dokumentów. Ja nie istnieję.
— Co? — magik znieruchomiał osłupiały.
— Czy gdyby to co powiedział było prawdą, zakradaliby się tu w środku nocy czy wezwaliby policję? Okłamał was, żebyście zrobili dokładnie to, czego chciał. Chciał, żebyście mnie ukryli, żeby policja mnie nie znalazła i żeby mogli tu przyjść znowu, gdy Pik będzie się tłumaczyć za bezpodstawne wezwanie.
W szeroko otwartych fiołkowych oczach Ozyrys’a widziałem, że wszystko zaczyna do niego powoli docierać. Puściłem go i zdjąłem perukę.
— Pojadę z nimi i będę zeznawać. Czas z tym skończyć. Nie tylko dla mnie, dla innych też.
— A jeśli ma tam swoich ludzi? — zapytał nagle magik.
— Bardzo możliwe. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Ale nie martw się, dam sobie radę. — powiedziałem z uśmiechem. Bałem się, że mężczyźni w radiowozie lub na komisariacie są opłacani przez mojego pana, że odwiozą mnie do rezydencji, żeby otrzymać nagrodę. Ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Ozyrys i tak był kłębkiem nerwów.
— Jadę z tobą. — wypalił nagle.
— Co? Po co? — zapytałem zaskoczony.
— Możesz potrzebować pomocy. — odparł, idąc ze mną do drzwi — Lub zwyczajnie wsparcia... — dodał ciszej. Uczepiłem się jego dłoni obiema rękami. Biło od niej przyjemne ciepło.
Przy wejściu do namiotu czekał na nas Pik. On również był przejęty całą tą sytuacją. Uspokoiłem go i powtórzyłem wszystko, co przed chwilą powiedziałem Ozyrys’owi.
— Przepraszam za to całe zamieszanie. Nie chciałem nikogo narażać... Po prostu...nie miałem gdzie pójść... — dodałem ciszej. Magik objął mnie ramieniem w milczeniu. Pik natomiast przez chwilę analizował całą sytuację. W końcu westchnął ciężko i spojrzał na mnie.
— Czyli jedziesz teraz z nimi?
— Tak. Muszę to zakończyć. — powiedziałem już pewniej. W końcu tylko to było właściwe w tym momencie.
— Powodzenia, młody. — odparł Pik, czochrając moje włosy — A ty? — zwrócił się do magika.
— Pojadę z nim.
— Dobrze. Nie powinien zostawać sam, póki nie nauczy się bronić. — powiedział Pik, zawijając ręce na piersi.
Razem udaliśmy się w stronę wozów policyjnych. Wyjaśniliśmy całą sytuację. Zdecydowano o zabraniu mnie na komisariat.
— A ty czego tu? — zapytał policjant, gdy Ozyrys wszedł do radiowozu za mną.
— J-Ja... — zająknął się magik.
— Jestem nieletni. Mam prawo do zabrania ze sobą opiekuna. — uciąłem.
— To twój ojciec czy matka? — zażartował drugi mężczyzna.
— Przypominam, że opiekun nie musi być rodzicem. Tutaj jest nim Ozyrys. — odparłem, kończąc rozmowę. Następnie przysunąłem się bliżej magika i oparłem głowę na jego ramieniu.
— Dzięki, Oz. — powiedziałem cicho.
***
Zatrzymaliśmy się w połowie drogi, jak to powiedział policjant za kierownicą, na stacji paliwowej. Spojrzałem przez okno jak tankuje radiowóz, a następnie idzie w stronę sklepu, by za chwilę zniknąć za jego automatycznymi drzwiami. Drugi mężczyzna również wysiadł, żeby wykonać telefon. Przeszedł na drugą stronę wozu i co jakiś czas zerkał na mnie podczas rozmowy. Było w tym coś podejrzanego. Powoli zacisnąłem dłoń na ręce Ozyrys'a.
— Musimy stąd wyjść.
— Co? Dlaczego?
— Coś tu nie gra.
Policjant, widząc, że zamierzamy wysiąść, natychmiast wsiadł do radiowozu i zablokował wszystkie drzwi.
— Gdzie się wybierasz, Jamie? Słyszałem, że byłeś bardzo niegrzeczny. — powiedział, patrząc na mnie przez lusterko z obrzydliwym uśmiechem na ustach.
< Oz? >
16 lis 2022
Cherubin CD Orion
Silny zapach kwiatów uderzył w mój nos. Poczułem nagłe ciepło i coś, co spowodowało kilka kichnięć z mojej strony. Wysmarkałem swój zmaltretowany nos i wyrzuciłem do kosza na śmieci, który znajdował się blisko łóżka. Usiadłem na łóżku, będąc przykrytym od pasa w dół, by moje stopki się grzały. Chciałem się czuć dobrze, ale przeziębienie mnie dobiło. Do tego wszystkiego doszło przepracowanie oraz zostałem skrzyczany przez Blacka, że nie jem regularnie. Normalnie jak jakaś matka.- Jeśli mnie nakarmisz i zostaniesz na dłużej. - rzekłem i przejechałem dłonią po jego ręce, tylko po to, by za moment wpakować ją pod jego ubranie.
8 lis 2022
Orion CD Cherubin
Frustrujące jest stawianie pytań, na które odpowiedzi są nieosiągalne. Mimo to temat zdolności dość długo siedział w mojej głowie. W tym cyrku jest wiele takich osób. Kostiumograf zmienia się w psa, jeden magik włada nad ogniem, drugi potrafi wyciągnąć dosłownie wszystko, co sobie wymarzy z kapelusza. Jeden akrobata włada lodem, kolejny podobno posiada zdolność lewitacji. Przy nich wszystkich czuję się wyjątkowo zwyczajnie. Za to Cherubin - jego słowa mają moc. Teoretycznie moje też, ale ograniczają się do danej formułki i nie wykraczają poza jej granice. On raczej może się pochwalić większym wachlarzem możliwości w porównaniu do mnie. Przez to może się nasuwać pytanie, czy możliwości idą w parze z siłą? Mógłby odzyskać wzrok na własne życzenie? A co jeśli pozbawiłbym go głosu? W końcu "kto nie przebiera w słowach, ten utraci mowę". Wizja bycia lepszym od kogoś, zostania tym silniejszym zawsze kusiła i kusić będzie, a szczególnie właśnie mnie. Może nie na tyle, że nagle będę chciał przejąć władzę nad światem, ale nie oszukujmy się — fajnie jest się poczuć wyjątkowo. Nawet jako ten jednooki król w krainie ślepców...
***
Muszę przyznać, że już od jakiegoś czasu nawiedza moje myśli pewna ekscytacja. Dużo rzadkich wydarzeń szykuje się w kosmosie, co jak można się spodziewać, dosięgnie również nas wszystkich.
- As above, so below. - odparłem rozbawiony, gdy poruszyłem ten temat przy luźnej pogawędce z Layli. Musiałem się komuś wygadać, a ona akurat pierwsza się napatoczyła. Mamy jesień, a razem z nią rozpoczyna się dość mistyczny okres, gdzie granice świata żywych razem ze światem umarłych są niezwykle cienkie, a w noc pewnego święta wręcz się przenikają. Tamta noc zbliżała się wielkimi krokami, lecz gdyby to było jedyne, co miałbym do ogłoszenia, to raczej w ogóle bym się nie odzywał.
- Ale zaćmienie słońca? - spytała zaskoczona. Dokładnie tak, tegoroczne święto zmarłych było bardzo wyjątkowe pod tym względem, gdyż blisko jego daty miało nastąpić zaćmienie słońca i tego samego dnia będzie miał miejsce nów księżyca, a na dodatek wszystko w znaku skorpiona — najbardziej tajemniczego i magicznego znaku zodiaku. Do tego po całym święcie ma nastąpić zaćmienie księżyca w znaku byka. Wszystko będzie bardzo ekscytujące do oglądania, a do tego mam wrażenie, że podzieje się dużo różnych rzeczy w trakcie tego okresu. Spotkałem się z nazwą "wchodzenia do portalu zaćmień", który ma się zacząć wraz z zaćmieniem słońca, a zakończyć równo z zaćmieniem księżyca, więc tym bardziej nie mogę się doczekać. Co prawda stałem się okropnym sceptykiem w ostatnim czasie, ale to nie tak, że bagatelizuje wszystko. Jestem po prostu poważnie uczulony na ludzką głupotę i wierzę w to, co chcę uwierzyć. Nikt na pewno nie będzie mi nic narzucać.
- Nie tylko. - zaśmiałem się. - W astrologii zaćmienie oznacza pewnego rodzaju wejście w nieznane i przede wszystkim zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. - z ekscytacji aż wstałem z miejsca. - Chaotyczne i nieprzewidywalne, czyli liczę na to, że w moim życiu będzie się działo. - podsumowałem, już oszczędzając jej zbędnych szczegółów, bo zmiany te niekoniecznie mają być pozytywne. Zmiany powiązane z zaćmieniem bardziej są niepokojące, choć tak naprawdę nigdy jeszcze nie przywiązywałem do tego większej wagi. To też pierwszy raz, gdy oba zaćmienia tak zgodnie się zgrywają w czasie, więc tym bardziej nie liczę na nudę. Samo oglądanie tych zjawisk, to już na upartego będzie dla mnie dużo, choć w głębi duszy liczyłem na coś jeszcze w tym wszystkim, co mogłoby mnie zaskoczyć.
- Mimo wszystko jeszcze musisz poczekać. - stwierdziła, ściągając mnie tym tekstem na ziemię. To prawda, czasu jeszcze trochę było, ale mi zaczynała kończyć się cierpliwość. - Poza tym na pewno będzie się działo. W mieście ma się odbyć impreza Halloweenowa jakoś w tym czasie. Widziałam już nawet ulotki z tym związane. - oznajmiła z uśmiechem. - Może się wybierzesz? Na przykład z Cherubinem. - zaproponowała, niewinnie się szczerząc. - Mogę pomóc wam się przebrać i takie tam. - dodała, a ja zmierzyłem ją podejrzliwym wzrokiem, unosząc przy tym jedną brew.
- Nie wydaje mi się, aby interesowały go takie zabawy, chociaż może... - wzruszyłem ramionami, zastanawiając się nad tym. - Zawsze mogę zapytać.
- To świetnie. - odparła wesoło, ustawiając swoje palce w obiektyw i kierując je w moją stronę. Na chwilę zamilkła, zamykając jedno oko i przygryzając dolną wargę. Ewidentnie się nad czymś zastanawiała. - Widzę cię jako... Hmmm. W sumie masz tak parszywą buźkę, że tylko dynia na głowie może cię uratować. - oznajmiła w końcu, wybuchając śmiechem.
- Odezwał się klaun ze świetnym poczuciem humoru. - odparłem żartobliwie, samemu się śmiejąc. - Przynieś dynie, to możemy podyskutować. - dodałem rozbawiony, wstając już z miejsca. Nie ukrywam, był to bardzo kreatywny i interesujący pomysł, ale według mnie mało praktyczny, a szczególnie jeżeli to miałaby być część kostiumu na wcześniej wspomnianą imprezę.
- To do zobaczenia. - pożegnała się, gdy już odchodziłem od niej i finalnie opuściłem stołówkę. Co jakiś czas udawało nam się zgadywać w jakiejś przypadkowej chwili, gdy akurat oboje nie mamy nic do roboty.
Po drodze do namiotu trafiłem na jakże drogiego mi Blacka, który po krótkiej wymianie zdań, zdradził mi, że Cherubin nie za dobrze się czuje. Nie dziwiło mnie to jakoś szczególnie, bo pogoda była dość kapryśna i w tym okresie dużo osób łapie choroba. Miałem jedynie nadzieję, że mu się nie pogorszy, stąd też wolałem również sam go odwiedzić i sprawdzić, jak się miewa.
- Co to jest? - spytał, gdy postawiłem tuż przy jego butelce wody, niepozorny słoiczek z ciemną cieczą w środku.
- Słyszałem, że kiepsko się czujesz. - zacząłem, siadając sobie przy nim. Leżał na łóżku, okryty praktycznie po samą brodę i wyglądał mi, jakby sam niedawno co się obudził. - A to syrop z czarnego bzu. Jest bardzo dobry na przeziębienia, a wiem to z własnego doświadczenia. - dodałem z uśmiechem. Chłopak w międzyczasie sięgnął po słoiczek, oglądając go w dłoni.
- A skąd to masz? Nie wyglądasz na żadnego zielarza. - odparł krótko, finalnie odstawiając słoiczek i wtulając się bardziej w swój koc.
- Moi rodzice się tym trochę zajmowali, a jako przykładny syneczek mamusi, oczywiście mam to właśnie od niej. - odpowiedziałem, cicho się śmiejąc. - To nie tak, że chcę cię tu otruć. Choć, nie da się ukryć, że z dobrodziejstw natury, należy korzystać z głową. - dodałem, sięgając już po słoiczek i go otwierając. - A co za dużo, to nie zdrowo. - wtrąciłem jeszcze, a razem z otwarciem słoika po namiocie rozniósł się dość intensywny kwiatowy zapach, jeden z moich ulubionych, jak mam być szczery. - To co? Spróbujesz? - spytałem koniec z końców, spoglądając na niego.
(Cherubin~?)
Shu⭐zo CD Lennie
Nienawidzę wstawać. Szczególnie ostatnio stało się to o wiele trudniejsze. Za to dla Yukiego, ze zmęczeniem muszę stwierdzić, że wręcz przeciwnie. Cieszyłem się, że teraz przesypia zdecydowanie większość nocy i nie trzeba do niego wstawać, ale za budzikami nikt nie przepada, a mój synek był jednym z najlepszych, gdy nastawał poranek. Dzisiaj nie było inaczej. Tradycyjnie zerwał Lenniego na równe nogi, a jakąś godzinę później przyszła kolej na mnie, gdzie zamiast jedzenia, domagał się czyjejś uwagi, nie chcąc już siedzieć w łóżeczku.
- Dałbyś mi się chociaż w spokoju ubrać. - wymamrotałem, biorąc maluszka na ręce. - To nie. Tatuś się musi spieszyć. - dodałem rozbawiony, całując chłopca w czoło i starając się jakoś bez pomocy rąk, założyć drugi but. Yuki w moim odczuciu rósł, jak na drożdżach i był większy z każdym dniem. Nie mówiąc już, że równie tak samo szybko robił się coraz żywszy i widać, że nie podoba mu się siedzenie w miejscu. Muszę go wszędzie ze sobą nosić albo specjalnie wstawać podczas pracy, bo temu małemu królewiczowi się nudzi. Chcąc nie chcąc też ciągle muszę mieć na niego oko. Teraz poza ssaniem własnej stópki i grzecznego leżenia, bez problemu może się obrócić, czy nawet sturlać się z materaca. Nie mówiąc już, że po wszystko ochoczo sięga i chce wkładać do buzi. Plusem jest to, że jeśli robi się zbyt cicho, to wiem, że młody coś kombinuje, ewentualnie zasypia, ale w ciągu dnia już nie ma tylu drzemek, co kiedyś. Stąd też mam wrażenie, że Lennie nie do końca jeszcze dostrzega wszystkie te zmiany. Ja jestem z Yukim większą część dnia i zdecydowanie lepiej wiem, jak to wygląda. Choć to wciąż Lennie potrafi o wiele skutecznej zająć i zabawić malca ode mnie. Jego sztuczki magiczne robią na Yukim takie wrażenie, że teraz młody nie rusza się na krok bez swojego pluszaka, którego tatuś wyciągnął z pustego kapelusza. Ciężko mi o tym nie wspominać, ale to bardzo słodkie. Nie chcę nawet myśleć, co będzie, jak młody już podrośnie. Kto wie, może będę mieć dwóch świetnych magików w namiocie.
- Przepraszam, trafiłem do kostiumografa? - usłyszałem za sobą. Zapowiadało się na jakąś robotę dla mnie, choć akurat na brak pracy nie mogę narzekać. Wręcz czasem chciałbym, aby było tego troszkę mniej. Ciężko mi w cokolwiek ręce włożyć ostatnio. Przez to czasem nawet siebie nie poznaje. Dziecko, jak widać, potrafi skutecznie odciągać od obowiązków i zmienić nastawienie do nich.
- Oczywiście. - odparłem z uśmiechem, odwracając się do gościa. - Oto ja. - zaśmiałem się cicho, lecz szybko mi przeszło, zauważając z kim mam do czynienia. Co prawda samego mężczyznę widziałem pierwszy raz, jednak jego ciało... Te mięśnie, klatka piersiowa. Myślałem, że tam zaraz odlecę z zachwytu, przez co też lekko mnie zatkało. Wiem, że to straszne z samego faktu, że mam kochanego męża i dziecko, ale miałem ogromną ochotę go dotknąć albo przynajmniej zobaczyć go bez koszulki. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego od umięśnionego męskiego torsu, więc ta chęć była silniejsza ode mnie.
- Super. Nie ogarniam tutaj jeszcze wszystkiego. Przyjechałem na występ i słyszałem, że zajmujesz się tu kostiumami. - odparł, przyglądając się mi z lekkim uśmiechem. - Nie przeszkadzam czasem? - spytał, zakładając ręce na piersiach.
- W życiu... - odpowiedziałem, trochę bardziej pogrążony we własnej fascynacji, ale w miarę szybko się otrząsnąłem. - Znaczy, nie. - zaprzeczyłem, z niepewnym śmiechem. - To tylko Yuki. Mój mały asystent, który teraz i tak będzie się bawić. - wyjaśniłem, całując chłopca w głowę i chcąc nie chcąc znów położyłem go do łóżeczka. Podałem mu również parę zabawek, aby się na nich skupił w najbliższym czasie, a później już wróciłem do rozmowy z wyjątkowo interesującym panem.
- Mały braciszek? - spytał, mimo wszystko zbliżając się do mojego biurka, a palcem wskazując na kołyskę.
- Nie nie nie. - odpowiedziałem z cichym śmiechem. - To mój synek. - dodałem, wyciągając swój notatnik, choć mój wzrok ciągle uciekał w jego stronę. Wysoki, bardzo dobrze zbudowany i z ciemną czupryną. Powiedziałbym, że nawet gdzieś w moim wieku albo trochę starszy.
- Taki młody facet ma już dziecko? - dopytywał, opierając się o biurko i śledząc mnie wzrokiem. - Pierścionek również. - dodał, widocznie taki zauważając na moim palcu. Uważam, że mało kto tak pewnie się zachowuje w takich sytuacjach, ale ten nic nie robił sobie z tego, że się nie znamy. Może po prostu zauważył, jak się mu przyglądam? Sam wręcz się trochę zawstydziłem, gdy wspomniał o pierścionku. Trudno mi wyjaśnić, dlaczego, ale to było okropne uczucie. Nie powinienem tak robić. Jestem dumny z faktu, że jestem z Lenniem, a nie z kimś innym.
- Jakoś nie narzekam. - odparłem, kryjąc to drobne zakłopotanie rozbawionym uśmiechem. Jednocześnie usiadłem, zakładając nogę na nogę. - A ty? Pewnie szczęśliwy singiel. - dodałem, mierząc go wzrokiem.
- Mówią mi Gabe. - odparł rozbawiony, wyciągając do mnie rękę. Niestety nie skorzystałem i uciekłem wzrokiem do notatnika.
- Mówiłeś coś o kostiumie. Przerabiamy czy raczej chcesz coś nowego?
- Coś nowego. Chciałbym się wpasować do reszty. W końcu na trochę u was zostaje. - odpowiedział, nie brzmiąc na wielce zadowolonego i zabierając rękę.
***
Z czasem sytuacja o wiele bardziej się rozluźniła, a Yuki był wyjątkowo spokojny. W pewnym momencie udało mu się nawet znowu zasnąć, a ja wtedy dowiedziałem się, że zacny Gabriel, a w skrócie Gabe — gościnnie będzie na przyszłych paru występach w naszym cyrku. Kojarzę, że Lennie coś o tym wspominał, ale nie za bardzo była mi potrzebna ta informacja. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nie bez powodu jest on tak dobrze zbudowany. Gabe ma robić za siłacza i zdecydowanie na takiego wygląda (a szczególnie po zdjęciu koszulki). Ciężko mi było skupić się na pracy, a szczególnie że po ustaleniu projektu, musiałem go jeszcze pomierzyć.
- Robi wrażenie, co? - spytał, gdy tak na chwilę zastygłem z metrem, mierząc szerokość jego ramion. Od razu się odsunąłem z dość obojętną miną, gdy tylko wybrzmiało to pytanie.
- Czy ja wiem. - odpowiedziałem niewzruszonym tonem, a później znów się zbliżyłem, przejeżdżając dłonią po jego ramieniu, a finalnie się do niego przytulając. - Może troszeczkę. - przyznałem finalnie. Najlepsze jest to, że ten za dużo sobie z tego nie robił, a ja mógłbym się tak tulić godzinami. Te wszystkie mięśnie brzucha albo ramion. To było wręcz hipnotyzujące, jak wszystkie się ruszały razem z jego oddechem. Napinały, a potem rozluźniały i były takie przyjemne w dotyku.
- Nie jesteś pierwszym, który traci dla nich głowę. - przyznał rozbawiony. - Ma się ten czar.
- Tak mówisz? Hmmm... - odsunąłem się lekko, udając, że się zastanawiam, przy okazji przejeżdżając dłonią po jego klacie. - Znam osobę, która również potrafi czarować.
- Patrząc na to, jak się ustawiłeś, chodzi o twoją drugą połówkę, hm?
- Nie bez powodu się oświadczałem, aby teraz tak nie twierdzić. - odparłem, mimo wszystko też wracając do mierzenia.
- Jaka ona jest? - spytał, skoro już podjąłem się tematu. Od razu posłałem mu rozbawione spojrzenie.
- Jest magikiem. Czarowanie to jego praca. - przyznałem z uśmiechem, a Gabriel po usłyszeniu odpowiedzi jakoś bardziej się spiął. Czyżby wiedział, o kim mówię? Może po prostu się tego nie spodziewał? Mimo wszystko udało mi się wywołać wilka z lasu, gdyż dosłownie chwilę później do namiotu wrócił Lennie.
- Ooo, hej skarbie. - przywitałem się z nim, nie kryjąc swojego podniecenia gościem, gdyż od razu później zacząłem dłonią gładzić umięśnione ramię Gabe'a. - Widzisz to? Jego biceps jest prawie wielkości mojej głowy. - dodałem rozbawiony. Jakoś nie uważałem, żeby Lenniemu mogło to bardzo przeszkadzać. Myślę, że bardzo dobrze wie, że kocham go nad życie i nigdy się to nie zmieni.
(Lennie~?)
29 wrz 2022
Ozyrys CD Doll
Nie do końca trzeźwo myślałem w takim stresowych i niebezpiecznych sytuacjach. Gdy jeden wróg został unieszkodliwiony, pobiegłem do Pika, aby go zawiadomić i prosić o pomoc, nie myśląc o tym, że zostawiając chłopca samego, narażam go na kolejnych przeciwników. Niestety zdałem sobie z tego sprawę, gdy znalazłem się już w namiocie Pika. Mężczyzna spał, a moje nagłe przybycie nie tyle go obudziło, co zdenerwowało. Był to kolejny raz z nielicznych momentów w moim życiu, w którym to ja komuś ostro przerwałem i przejąłem głos. Do szefa cyrku szybko doszła powaga sytuacji. Pytając, gdzie Doll i odpowiadając mu, że w namiocie, Pik nazwał mnie kretynem, każąc mi szybko do niego wracać.
- Może być ich więcej, myśl o takich rzeczach – zbesztany wyszedłem z namiotu i pobiegłem w kierunku swojego namiotu, w którym zostawiłem młodego.
W moim kierunku zbliżała się postać. Uciekała, ale śliskie błoto nie pozwalało jej w pełni się rozpędzić. Gdy tajemnicza postać była wystarczająco blisko, aby jej twarz oświetlił blask lampy, ujrzałem Doll’a. Jego przerażona twarz mnie nie zauważyła i gdy tylko go zatrzymałem, zaczął się wyrywać.
- To tylko ja, Doll, spokojnie. To ja, Ozyrys – mówiłem do niego, aż spojrzał mi w oczy i przestał się szamotać.
- Oni tu są. Oni tu są – mówił wręcz płaczliwym głosem. Przycisnąłem go do siebie, był to odruch bezwarunkowy, jakbym podświadomie nie chciał go nikogo oddać. W tym samym czasie Pik wyszedł ze swojego namiotu i podszedł do nas.
- Zabierz go do głównego namiotu i ukryj. Niech nie wychodzi, dopóki nie pozwolę – polecił, nie zdradzając niczego więcej. Pokiwałem głową i gdy mężczyzna ruszył w swoim kierunku, ja przykucnąłem, aby móc spojrzeć chłopcowi w twarz.
- Nie bój się, Pik zaraz coś wymyśli, a my się schowamy – wyjaśniłem. Doll pokiwał głową. W jego oczach widziałem strach, był cały umorusany w błocie, jakby się po nim tarzał. Nie chciałem go na razie pytać, co się stało podczas mojej nieobecności, dlatego tylko chwyciłem go za rękę i pobiegłem z nim do namiotu.
Na miejscu panowała ciemność i cisza. Szczekanie psa w oddali, które było słyszalne na zewnątrz, teraz zniknęło. Wejście do namiotu wyglądało jak wielka smocza jama i gdyby nie dzieciak, raczej bym nie wszedł do środka. Wyciągnąłem rękę z zapalniczką przed siebie, odpaliłem ją i przeniosłem płomień na dłoń. Jeśli nic się nie stanie, na pewno sobie poradzę z małym płomyczkiem, który niewiele oświetlał. Weszliśmy głębiej w ciemność, którą rozpraszał ogień. Musieliśmy się gdzieś skryć. Nie znałem planu Głowy Cyrku, ale nie było mi z tym źle. Chciałem tylko znaleźć jakiś schron, by móc bezpiecznie przeczekać razem z Dollem tą cała sytuację.
Oboje stwierdziliśmy, że najlepszą kryjówkę można znaleźć na zapleczu, z tyłu namiotu, gdzie są przechowywane wszystkie przedmioty, potrzebne cyrkowcom do ich sztuczek. Pomimo tego, że wszystkie rzeczy miały swoje miejsce, było to pomieszczenie zagracone. Znaleźliśmy dla Dolla kryjówkę w dużej skrzyni. Wyciągnęliśmy z niej różne akcesoria i odkładając je na bok, chłopiec położył się bokiem w pudle.
- Obiecujesz, że przyjdziesz po mnie? – zapytał cichym głosikiem.
- Oczywiście – posłałem mu ciepły uśmiech i pogłaskałem po włosach. Wyglądał tak bezbronnie w tej pozycji. – I pamiętaj, nie wychodź z niej sam, nie ważne co by się działo, dobrze? – pokiwał głową. – To będzie tylko chwila – zapewniłem go, po czym powoli zamknąłem skrzynie, patrząc jeszcze mu w przestraszone oczy. „Będzie dobrze, będzie dobrze”, zapewniałem w myślach samego siebie.
Usłyszałem strzał. Był to stłumiony odgłos, musiał oddalić w oddali. Całe moje ciało drgnęło.
- Ozyrys… - zaraz usłyszałem drugi dźwięk, cichy i piskliwy. Otworzyłem wieko skrzyni.
- Spokojnie, są daleko – wyszeptałem chłopcu, po czym ponownie je przymknąłem. Wstałem i skierowałem się w kierunku wyjścia, by sprawdzić, co się działo. Długo stałem na zewnątrz, starając się dostrzec cokolwiek w mroku, który obejmował całe miejsce. Gdy zacząłem się trząść z zimna, w mieście rozległo się wycie syren policyjnych. Czyli to był plan Pika.
- Ty – spojrzałem w bok. Ciemność nie pozwoliła mi dostrzec twarzy jegomościa, ale jego sylwetka wskazywała na to, że coś, co trzymał w dłoni, było skierowane w moją stronę. Uniosłem powoli dłonie do góry. Syreny policyjne były już niedaleko.
- Opuść broń – za nim pokazał się Pik. Mężczyzna odwrócił głową i odsunął się na bok, by móc obserwować nas obojga. – Policja już tu jest.
- To niczego nie zmieni. Chłopak i tak wróci do rezydencji.
- Skąd taka pewność? – zapytałem, a on się zaśmiał.
- Bo tam jest jego miejsce. Nie zdołacie go tu zatrzymać. Jest nieletni, a prawnie należy do mojego Pana – gdy dźwięk wozów policyjnych był już blisko, a my z Pikiem spojrzeliśmy w kierunku, z którego on dochodził, mężczyzna zaczął uciekać. Gdy chciałem już coś zrobić, Pik mnie ubiegł. Okazało się, że był posiadaczem strzałek usypiających i po chwili jedna z nich wbiła się w ciało mężczyzny. Gdy mój umysł starał się zrozumieć, że Pik ma więcej tajemnic, niż ktokolwiek z nas sądził, mężczyzna podszedł do mnie.
- On ma racje – wozy policyjne pojawiły się na terenie cyrku. Patrzyliśmy jak z dwóch samochodów wychodzi czterech ludzi. – Prawnie mogą go stąd zabrać nawet siłą, jeśli jego opiekun zgłosi tą sprawę, a pewnie wkrótce to zrobi. Jeśli Doll chce tu zostać, musisz go ukryć.
<Doll?>
16 wrz 2022
Cherubin CD Orion
Taka ciuciubabka była dziwna, taka nieprzyjemna, oraz trochę straszna. Czułem dreszcze na ciele, gdy przestałem dostrzegać Oriona, uciekał ode mnie. Jednakże teraz przynajmniej wiem, jaką ma zdolność. Dziwną, ale też niecodzienną. Wolałem już odzyskać wzrok, jednakże chyba nie prędko się do tego silił. Najwyraźniej urażone ego bywa zabójcze. Gdy go znalazłem, już byłem zmęczony tym dniem, a ta cała zabawa, była co najwyżej, by mnie upokorzyć, a nawet pokazać, że chce też czegoś więcej, a nie tylko jedno. Choć ja nie miałem zbyt udanych związków. Kończyły się one zazwyczaj nocą w łóżku jako zgoda, a spędzanie czasu razem nie było dla mnie. Gdyż wtedy zazwyczaj pracowałem. Takie jest spotykanie się z pisarzem, czasem nawet spędzanie nocy razem, nie było mi potrzebne. Podobnie jak sen i posiłki. Czasem trzeba było mi przypominać albo prowadzić za rączkę jak dziecko, bym jadł, brał prysznic, spał i żył jak człowiek, a nie robił tylko jedno. Życie z pisania jest piękne i potworne, gdyż pisząc książki, autor jest dumny, że jego dzieła się sprzedają, ale gdy jest wręcz odwrotnie i pokazują się negatywne komentarze, do tego dochodzą też sprzedaże książek, bo nikt ich nie chce kupić, wówczas autor przechodzi swego rodzaju załamanie. Może zbyt wiele myśli o tym wszystkim, co mógłby zrobić inaczej, gdzie popełnił błąd, czy jest sens, by dalej pisał, by żył...
12 wrz 2022
11 wrz 2022
Orion CD Cherubin
Heh, aniołek ma niezłe rogi - mój najbardziej adekwatny komentarz do całej sytuacji. Nie chciałbym wchodzić w zbędne szczegóły poza faktem, że jak widać, nie leżą mi takie zabawy. Czy chciałbym powiedzieć coś więcej? Możliwe, ale to raczej nic nie wniesie do sprawy, więc szkoda sobie strzępić język. Czy jestem zły? Byłem wkurwiony, a teraz... Sam nie wiem. Lekki niesmak z pewnością pozostał, a, szczególnie że nie po to tyle na niego czekałem.
Obaj siedzieliśmy aktualnie na łóżku. Cherubin opierał się o mnie, coś mówiąc i jednocześnie przejechał parę razy opuszkami palców po moim nadgarstku. Jednak po chwili ciszy z mojej strony podniósł na mnie wzrok. - Orion? - słysząc swoje cyrkowe imię, jakoś wyrwałem się z zamyślenia i skomentowałem, cokolwiek wcześniej powiedział, dość głośnym westchnieniem.
- Pójdę już. - dodałem jeszcze, podnosząc się, lecz za nim zdążyłem zabrać rękę, Cherubin złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni, a sam spojrzał na mnie swoim kuszącym wzrokiem. Nie byłem za bardzo w nastroju ani nie czułem się na siłach, aby jakoś na to reagować. Jedyne co to zabrałem rękę. - Pożyczę sobie tę jedną książkę, nie obrazisz się? - spytałem, łapiąc za książkę, której nie zdążyłem dokończyć i zmierzyłem jej okładkę wzrokiem.
- Nie obrażę. - odparł, samemu również wstając. - Ale przynieś ją później z powrotem. - dodał jeszcze, siadając za biurkiem i wyciągając z szuflady swój notes. Pewnie będzie wracać do pisania.
- Jasne. - mruknąłem, wychodząc z namiotu, wpatrzony w okładkę. Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a do tego przywitał mnie niezbyt przyjemny zimny wiatr, co jasno wskazywało, że cudowne lato zbliża się ku końcowi. Niebo całe zachmurzone, a gdzieś w oddali już dało się usłyszeć ciche grzmoty. Zapowiadało się na bardzo urokliwą noc.
***
Obudziłem się z otwartą książką na twarzy. Nieszczególnie mnie to zdziwiło, gdyż po powrocie na nowo wciągnęła mnie cała historia, ale zupełnie nie pamiętałem, kiedy udało mi się zasnąć. Nie mówiąc już o tym, że przespałem całą noc bez zbędnych koszmarów. W sumie nawet nie pamiętałem, co mi się śniło, ale nie sprawiło to, że czułem się tak w stu procentach wypoczęty. Mimo wszystko po wstaniu wziąłem się za siebie i zająłem się moimi codziennymi sprawami. Na tym też zleciał mi cały poranek. Bieganie, ćwiczenia, prysznic, śniadanie, chwila przerwy, w której czytałem, a później próba, na której tylko przelotnie spotkałem się z Cherubinem. W zasadzie pomachałem raz do niego z góry i nawet nie jestem pewny czy to zobaczył. Później przyszedłem na obiad i już go tam nie zastałem, ale za to miałem okazję skończyć czytanie. Zostało mi zaledwie parę rozdziałów i koniec okazał się dla mnie wielce niesatysfakcjonujący. Nie chciałbym tutaj nic spojlerować, ale koniec chyba powinien być końcem, a nie miszmaszem, który pozwoliłby autorowi w razie czego na kontynuację, gdyby książka się dobrze sprzedała. Niestety w tym życiu wszystkim głównie zależy na pieniądzach.
- Hej, wróciłem z książką. - wtrąciłem na wstępie, wchodząc do namiotu chłopaka. Było już grubo po porze obiadowej, a ten zajmował się dalej pisaniem. Czyżby deadline zbliżał się wielkimi krokami? Równie dobrze wena mu mogła sprzyjać. Różnie to bywa z takimi pisarzami.
- Świetnie, odłóż ją, proszę na miejsce do pudełka. - odparł, odrywając wzrok od notesu i śledząc wzrokiem moje poczynania. - Jak się podobała? - spytał jeszcze. Wtedy też odwróciłem się do niego i wzruszyłem ramionami.
- Wciągająca, to na pewno. - przyznałem, jednocześnie podchodząc do stolika i sięgając do pudełka z ciastkami. Widząc je oraz ten charakterystyczny imbryczek byłem prawie pewny, że odbyła się tu kolejna pogadanka z Blackiem, ale wolałem nie dopytywać. Na stoliku zauważyłem kolejną książkę, która oczywiście mnie zainteresowała i była drugą rzeczą, jaką podniosłem. Ciastko zagryzłem zębami, wpatrując się w okładkę. - A to co? - spytałem, odgryzając kawałek ciastka i siadając przy stoliku. Cherubin zajął miejsce tuż obok, zaglądając mi przez ramię.
- Black ją przyniósł. Tą też chciałbyś pożyczyć? - spytał łagodnym i rozbawionym tonem, jednocześnie zdejmując mi z kącika ust jakiś okruszek z ciastka. Wpatrywał się we mnie głębokim wzrokiem, a jego ręka mimowolnie zjawiła się na moim udzie.
- Może kiedyś. - mruknąłem, zauważając, co robił. Ciężko mi było zrozumieć, jak to się dzieje, że tak właśnie kończy się każde nasze spotkanie sam na sam. Tym razem jednak nie chciałem mu tego ułatwiać. Stąd też bez słowa odsunąłem jego rękę od siebie.
- Dalej się gniewasz? - spytał, tak czy siak siadając mi okrakiem na kolanach. Było w tym trochę prawdy, w końcu cała sytuacja nieźle uderzyła w moją męską dumę i nie chciałem tego tak zostawić. To trochę jak taka mała skaza, z którą nie potrafię żyć. Niby nic nie znaczącą, ale jej istnienie nie daje mi spokoju.
- Nie, ale zaraz mogę zacząć. - odparłem spokojnym tonem. Zabrzmiało trochę tak, jakbym rzucał mu wyzwanie, co zresztą sprawiło, że nasze spojrzenia się spotkały. Moje ego przemawiało przeze mnie o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To było dość niepokojące, a, szczególnie że trochę odleciałem we własnych zapędach. Wtedy też złapałem chłopaka i zepchnąłem na sofę, patrząc już na niego z góry. - Choć słońce świeci, choć rozjaśnia mrok. Ty nic nie zobaczysz... - parsknąłem śmiechem, widząc tą niewinną i zmieszaną minę. - Bo właśnie straciłeś wzrok. - następnie pstryknięcie palcami, a sam już to uwieńczyłem krótkim pocałunkiem, po którym dopiero się zaczęło dziać. Było to dość przejmujące, gdy oczy chłopaka ogarnęła mgła. Ich blask momentalnie zniknął, a razem z nim nastała ciemność, jakby ktoś nagle zgasił światło w zaciemnionym pokoju. - To może lepiej wezmę. Na razie się nie przydadzą. - wtrąciłem, wstając i zabierając okulary chłopaka.
- Orion? - usłyszałem dość niepewny głos Cherubina oraz zauważyłem, jak wyciąga ręce przed siebie, aby mnie zlokalizować, czy też, aby się oswoić z ciemnym otoczeniem.
- Tutaj jestem, jakbyś się ciekawił. - odparłem, stając po drugiej stronie namiotu i z nudów oglądając sobie jego okulary, a nawet finalnie je przymierzając. Fajnie tak widzieć świat w różowych barwach. Cherubin w końcu dość pokracznie podniósł się z sofy, już na wstępie zahaczając nogą o stolik. - Nie planowałem tego w sumie. - przyznałem rozbawiony, rozglądając się po jego skarbach na jednej z półek. - Ale chciałem, żebyś tak na przyszłość wiedział parę rzeczy. Skoro nie jesteś skłonny do zwykłych rozmów, to tą musiałem jakoś urozmaicić. - mówiłem dalej, co jakiś czas uciekając mojemu kochasiowi, który szedł za moim głosem. Świetna zabawa, polecam wszystkim. Do tego miałem pewność, że nie podglądał. Pytanie tylko, czy serio słuchał?- Jeżeli mnie znienawidzisz za taką akcję, również to zrozumiem, ale spokojnie, nie robię tak często. Jedynie, gdy tracę cierpliwości. - dodałem rozbawiony, ściągając jedną rzecz z półki i oglądając w dłoni. Bardzo śmieszne bibelociki. - Nie ukrywam, że udało ci się mnie zaskoczyć, ale... - przerwałem na chwilę, zajmując tym razem miejsce za biurkiem, na którym odstawiłem okulary chłopaka. - Takie zabawy mi ewidentnie nie leżą. Plus za bardzo lubię się rządzić, aby ktoś miał mi to odbierać. - przyznałem rozbawiony, zaczynając się cicho śmiać. - Do tego ileż można? - spytałem i w tym samym momencie Cherubin zaliczył mało przyjemne spotkanie z biurkiem. Podniosłem się wtedy i krótko go pocałowałem, ręką gładząc go po włosach. - Nie znudzę ci się za szybko, gdy każde nasze spotkanie będzie się tak kończyć? - spytałem, kładąc obie dłonie na jego policzkach i spoglądając na niego dość smutno. Całe szczęście, że tego nie widział. Brakowało jeszcze, abym się tam popłakał, ale skoro już się w coś zaangażowałem, to nie chciałbym, aby zbyt szybko się skończyło. - Znalazłeś mnie. - dodałem jeszcze, cicho się śmiejąc.
(Cherubin~?)
4 wrz 2022
Lacie CD Ozyrys
Nawet ślepy mógł wyraźnie zobaczyć, że Ozyrys niezbyt entuzjastycznie przystąpił nie tylko do powierzonego mu przeze mnie zadania, jak i w ogóle całej pracy dla mojej osoby. Niw było jednak w tym nic wyjątkowo zaskakującego, z pewnością nie pała do mnie wybitną sympatią. Jakby nie patrzeć, ta niechęć jest zdecydowanie obustronnie uzasadniona. W końcu to ja straciłam dużo więcej od niego właśnie z jego winy, to on był prowodyrem tej całej nieprzyjemnej dla każdego z nas sytuacji. Gdyby słuchał uważnie i robił dokładnie to, co się do niego mówi, przed czym przestrzega się go, nasze drogi systematycznie, aczkolwiek wyjątkowo okazjonalnie przecinałyby się tylko i wyłącznie w momentach, które wymagałaby naszej bilateralnej współpracy na rzecz ogółu, którym jest cala trupa cyrkowa i jej dobro. Sam więc jest sobie winny, jedyne co miał wtedy zrobić to trzymać te swoje lepkie ręce przy sobie, a nie machać nimi we wszystkie strony jak obłąkany. Rozpętał burzę w szklance wody, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwy powód do zmartwień dopiero nadejdzie. Teraz pretensje powinien rościć tylko do siebie, a nie beztrosko przerzucać je na każdego z jego otoczenia, by tylko siebie wybielić i zrobić z siebie uciśnioną ofiarę potwora znalezionego we mnie. Zachowanie zdecydowanie godne manipulanta. Ale, aby zachować się, jak na mężczyznę przystało, powinien wziąć odpowiedzialność za swoje jakże nierozważne czyny, doszczętne zdewastowanie czyjegoś mienia i narażenie innych na utratę zdrowia lub nawet życia, tymczasem użalał się nad sobą jak najzwyklejsze dziecko, któremu matka nie dała kolejnego cukierka.
Aktualnie niezbyt zainteresowana samopoczuciem cyrkowego towarzysza potrzebowałam nieco czasu dla siebie. Wysławszy go z listą niezbyt trudnych zadań, z którymi nawet ktoś taki jak on sobie poradzi, mogłam przemyśleć niektóre rzeczy, przede wszystkim ustalić priorytety, którymi powinnam się kierować. Ozyrys i jego dziecinne zachowanie, muszę przyznać, że jest całkiem zabawne, aczkolwiek w pełni przewidywalne, nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że wręcz zakrawa na nudę. Twierdząc, że został oczerniony, sam siebie uzna za niesprawiedliwie skrzywdzonego, zapewne będzie banalnie szukał pomocy u osób trzecich, chcąc rozwiązać niedogodności związane z podpaleniem albo, co będzie praktycznie niewykonalne, złamać nałożoną na siebie przez własną głupotę klątwę. Do tego potrzebna jest moja księga zaklęć, rodzinna pamiątka, starannie uzupełniana nowymi czarami, jak i sposobem ich odczynienia, przez kolejnych właścicieli i przekazywana z pokolenia na pokolenie od setek lat. No i przede wszystkim umiejętność korzystania z zaklęć, samo ich przeczytanie przez byle kogo nic nie zdziała. Boska, a właściwie trafniej mówiąc diabelska iskra dziedziczona tylko przez jedno dziecko w pokoleniu, pozwalała na prawidłowe użytkowanie zawartości woluminu.
Zdecydowanie ciekawszym obiektem był domniemany właściciel sprzedawanego lokalu. Ordynarny prostak panicznie chcący utrzymać się na powierzchni zrobi właściwie wszystko, byleby mógł nadal wygodnie egzystować w swoim zacofanym świecie pełnym męskiego szowinizmu. To niepohamowane pragnienie, wręcz zwierzęcy głód, zakorzenił się w nim na dobre i jest już na tyle silny, że podświadomie kieruje się swoją nieodpartą potrzebą. A ja, mając w rękach narzędzie, jakim jest Ozyrys, mogę bez obaw z ukrycia pociągać za sznurki władzy i w razie nieprzewidzianego kaprysu losu, który postanowi w jakimś momencie ze mnie zadrwić, po prostu się odciąć zostawiając chłopaka samego sobie. Wyprzeć się jakichkolwiek powiązań i obarczyć wszystkim ognistowłosego. Był moim asem w rękawie, trumfem, którego mogę użyć w odpowiednim czasie, by wykpić się, jednocześnie pysznie się przy tym bawiąc, patrząc, jak upada na samo dno.
Moją kontemplację trwającą sama nie jestem pewna ile, równie brutalnie co zapewne nieświadomie przerwał jeden z moich obiektów rozmyślań. Ozyrys w ciszy stał dwa kroki od stołu, jednak sama jego obecność skutecznie mnie rozpraszała.
— Zrobiłem wszystko, co sobie życzyłaś. Tutaj — podszedł do biurka i położył na nim dwie zapisane odręcznym i zdecydowanie schludnym pismem kartki, po czym cofnął się na stare miejsce, jakby większa odległość między nami dawała mu złudne poczucie bezpieczeństwa —
masz listę przedmiotów, które przekazałem Shuzo i których jeszcze potrzebuje, ale nie byłem stanie ich znaleźć, a także tych, które Smiley potrzebuje na następne przedstawienie — pobieżnie przejrzałam zapiski, zarówno dla Smiley, jak i Shuzo niektóre z elementów nie były jeszcze gotowe
— Na dzisiaj to wszystko, dziękuję — kilka następnych dni zdecydowanie będzie stało pod znakiem nieprzespanych nocy. Czasu do najbliższego występu było zatrważająco mało i chcąc skompletować zamówienie, należało zminimalizować ilość snu na tyle, by nie zmalała wydajność, a zarazem dokładność pracy
— A jutro, chciałabym, żebyś się dowiedział czy właściciel lokalu jest gotowy na dalsze rozmowy dotyczące kupna. Jeśli tak, to ustal termin nie wcześniej niż za trzy dni.
Ozyrys?
29 sie 2022
Cherubin CD Orion (+18)
- Choć bywałem w związkach, to ich koniec bywał kończony przeze mnie, albo przez drugą osobę. Bywałem zajęty pracą, a czas na spędzanie czasu z drugą połową było zabawne, ale nie miałem na to chęci, czasu i głowy. - rzekłem. Po chwili jednak moja druga dłoń przeniosła się na jego nogę, by delikatnie go głaskać. - Więc rozumiem, jak się czujesz, w jakimś stopniu. - robiłem to spokojnie i powoli.
Orion CD Cherubin
Ciekawej rzeczy się dowiedziałem tamtego popołudnia, a mianowicie, że według (oficjalnie mogę już powiedzieć ->) mojego kochasia parę minut, to parę ładnych godzin. Mimo wszystko, choć nie za bardzo mi się ta sytuacja spodobała, to zdecydowałem się cierpliwie zaczekać. Po pierwsze nie miałem żadnych konkretnych planów na resztę dnia, poza oddaniem całej swojej wypłaty na, jak ona to ujęła w liście? "Nawet powietrze, którym oddychasz, jest przesiąknięte złem ludzkości. Trzeba je oczyścić! Trzeba wszystko oczyścić!", ta, więc na to idzie moja kasa regularnie, co jakiś tam okres. Będę własnej mamie odmawiać? Niech sobie czyści co chce, byleby mnie osobiście nie nękała, a byłaby do tego zdolna. Zresztą to tylko szczegół. Wracając — po drugie mimo wszystko chciałbym, tak jak już mówiłem wcześniej poruszyć temat z Cherubinem i dowiedzieć się, chociaż, jak się na to zapatruje. Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że osobiście się do tego nie nadaje, a też nie chciałbym, aby poczuł się zawiedziony i by wszystko tak się szybko skończyło. Zdążyłem go bardzo polubić, choć tak na dobrą sprawę nie znamy się za długo.
Spokojny wdech przez nos i wydech przez usta. Miałem naprawdę dużo czasu i bardzo mało kreatywnych pomysłów na spędzenie czasu. Pierwszym były moje ukochane i jednocześnie znienawidzone ćwiczenia rozciągające. Miałem wrażenie, że ostatnio je zaniedbałem, a dzięki nim bardzo łatwo mi potem funkcjonować na próbie i mogę się skupić bardziej na samym ćwiczeniu, niż rozciąganiu. Swoją drogą szarfy, miałem dzisiaj na nich ćwiczyć. Jak widać, ten plan trzeba będzie przenieść na jutro. Ćwiczenia same w sobie nie były takie złe, ale podczas siedzenia u Cherubina zacząłem bardziej doceniać jednak swój namiot. Odnoszę wrażenie, że na ćwiczenia miałem tam zdecydowanie więcej miejsca i przede wszystkim nie mam tyłu rzeczy dookoła, które można tak łatwo strącić. Przekonałem się o tym szczególnie w momencie, gdy strąciłem ręką jego unikalny imbryczek ze stolika. Całe szczęście udało mi się go złapać, ale było blisko i zamarłem na moment, gdy cudem udało mi się go złapać w ręce, nim ten upadł na ziemię. Po chwili później już go odstawiłem na miejsce, a sam postanowiłem skończyć z ćwiczeniami. Z nudów rozejrzałem się po wnętrzu namiotu. Biurko, łóżko, sofa, krzesło, stoliczek i półki... Półki, których zawartość przykuła moją uwagę. Nie chciałem mu oczywiście grzebać i moim celem było przyglądanie się wszystkiemu z odległości, dopóki nie zawadziłem gołą stopą o wystające pudełko, będące na ostatniej półce, czyli tam, gdzie nawet nie patrzyłem. Było dość ciężkie i trochę zakurzone, co w sumie jasno wskazywało, że dawno nie było dotykane. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło, aby je otwierać i szczerze wolałbym się nigdy do tego nie przyznawać. Sam nie znoszę, jak ktoś mi grzebie w rzeczach, a teraz sam... Książki? Mogłem się spodziewać książek po pisarzu, jakim jest Cherubin, ale osobiście nastawiałem się na coś bardziej tajemniczego.
- Hmmm, ciekawie wyglądasz. - wymruczałem sam do siebie, wyciągając jedną z książek z pudełka i siadając na ziemi, mierząc zaciekawionym wzrokiem okładkę. Tytuł taki sobie, ale przed zagłębieniem się w treść wolałem się nie nastawiać w żaden sposób. Odkąd pamiętam, zawsze ciągnęło mnie do książek. Bez względu na ich wygląd, przeznaczenie czy główny temat — zawsze potrafiłem zagłębić się w dany świat i iść tropem głównych bohaterów, czy też konsekwentnie trzymać się spisu treści i wydzielonych rozdziałów. To, co zdołałem przeczytać, nigdy nie było dla mnie czymś bezwartościowym, a wręcz przeciwnie, sprawiało mi ogromną radość i satysfakcję, że udało mi się przeczytać. Nie ważne czy była to bajka dla dzieci, książka kucharska, powieść fantastyczna czy instrukcja obsługi dołączona do nowej pralki. Z biegiem lat zacząłem sięgać po książki bardziej świadomie, kierując się tym, co w danej chwili mnie interesowało albo jaki konkretny temat chciałem bardziej zgłębić, ale jak mam być szczery to nie zdarzyło mi się niczym pogardzić i pochłaniałem wszystko z zapartym tchem.
Po tym, jak Cherubin wyrwał mnie z czytelniczego transu, ciężko mi było ponownie z takim zaangażowaniem wczuć się w książkę. Wciąż trudno było się oderwać i byłem ciekawy, co będzie dalej, ale już miałem gdzieś z tyłu głowy myśl: "to może zaczekać". Cieszyłem się przede wszystkim, że w końcu wrócił, bo naprawdę trochę na niego czekałem, choć przez samą książkę trochę straciłem poczucie czasu.
- Ten agent zawsze cię biednego tak przetrzymuje? - zagadałem rozbawiony, zamykajcie książkę. W międzyczasie, gdy dokańczałem rozdział, Cherubin już wciągnął się w swoją... Pracę? Tak patrząc z boku, to nie do końca byłem pewny, co takiego robił, ale na pewno intensywnie myślał i był bardzo skupiony.
- Rzadko się spotykamy, tak naprawdę, więc chcąc nie chcąc trochę się przedłużyło. - wyjaśnił, choć nie oderwał wzroku ani na moment od kartki. Chwilę czytał, a później coś dopisywał i tak w kółko. Z tych obserwacji mogłem łatwo wywnioskować, że praca pisarza musi być dość monotonna. - Aaa... O czym... Chciałeś porozmawiać? - przerywał, by coś jeszcze dodać do swojej pracy, a na koniec wraz z pytaniem podniósł na mnie wzrok i łagodnie się uśmiechnął. To było bardzo trafne pytanie. Miałem tyle czasu, by nad tym pomyśleć, a finalnie nawet nie wiem, od czego zacząć.
- Wiesz... Nic nowego. - odparłem, wstając i przysuwając sobie krzesło do jego biurka. - Temat z wcześniej. - dodałem z uśmiechem, siadając sobie i opierając ręce na tym biurku. - Za nim wyszedłeś, booo... Nie ukrywam, samo pytanie trochę mnie zaskoczyło. - wyjaśniłem, odchylając się bardziej na krześle i już instynktownie układając nogi w najwygodniejszej pozycji. Chciałem się niby poczuć jakoś pewniej, ale nie umiem o takich rzeczach rozmawiać. Gadanie o sobie jest o stokroć lepsze.
- Również się nie spodziewałem, że Black wyskoczy z czymś takim. - przyznał, na razie skupiając się na naszej rozmowie. Odpowiedział i czekał, aż przejdę do sedna. Nastała chwila ciszy, a ja trochę się zaciąłem, co było do mnie niepodobne. Zawsze wiedziałem, co powiedzieć, a teraz... Gdzie ta cała pewność zniknęła?
Gdy odwróciłem wzrok, cicho wzdychając, Cherubin złapał mnie za rękę i delikatnie ją gładził swoim kciukiem, cierpliwie czekając, aż się odezwę.
- Chciałbym być twoim chłopakiem, ale... - urwałem na moment, to naprawdę było dla mnie bardzo dziwne. - Sam nie wiem. Nie byłem nigdy w związku i nie uważam, żebym się do nich nadawał. - przyznałem, co było nie lada wyzwaniem. Przyznanie się do swoich słabości czy obaw. Człowiek, którego duma od zawsze blokuje. Może powinienem sobie pogratulować? - To nie tak, że nie chciałbym spróbować, ale wolę, żebyś wiedział. - kontynuowałem, co już poszło o wiele lepiej. Nawet uśmiech z powrotem pojawił się na mojej twarzy i ogólnie zrobiłem się jakiś weselszy.
(Cherubin~?)
23 sie 2022
Cherubin CD Orion
Tak naprawdę nie potrzebowałem etykietek. Moje partnerstwa "związkowe", wiązały się ze spędzanie ze sobą czasu, sypianiem, czasem zdarzył się skok w bok, z wielu przyczyn. Etykietki były dla innych, by wiedzieli, że mają nie tykać ów postaci, inaczej skończy się to potwornie. Przechodziłem przez parę związków, które kończyły się zwykle z mojej winy. Nie miałem czasu na randki albo zwyczajnie nie miałem ochoty. Nie odpisywałem, nie dzwoniłem, nie dawałem znaku życia, ignorowałem etc... Naprawdę było tyle powodów, do zrywania, że zaprzestałem stwarzać ów miłostki. Skok w bok, na jedną noc, przygoda, czy jak to różni ludzie, nazywają, była zdecydowanie lepszy wyjściem, niż miłość, szaleńcze zakochanie się czy inne bzdety.
Orion CD Cherubin
Po zaproszeniu do środka nie do końca wiedziałem, co ze sobą zrobić. Jak mam być szczery, to wolałem się ulotnić, gdy tylko zauważyłem, że nie będzie nam dane pobyć we dwoje. Niestety na to było trochę za późno. Jedyne, co mogłem zrobić, to usiąść na krześle naprzeciwko Blacka i co jakiś czas spoglądać w stronę Cherubina, który z okazji mojej wizyty przesiadł się trochę dalej, zajmując wolne miejsce za biurkiem i skupiając się na pisaniu. Ja i Black za to siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Ja zająłem krzesło, on sofę, a jedyne co nas dzieliło to niski stolik kawowy, na którym leżała paczka ciastek oraz filiżanki z dość ładnym imbrykiem. Muszę przyznać, że nigdy takiego nie widziałem oraz że Cherubin ma u siebie zdecydowanie więcej mebli i ogólnie gratów w porównaniu do mnie. Choć to może dlatego, że jestem fanem upychania wszystkiego po pudełkach i nierozpakowywania tego później.
Może w innych okolicznościach odezwałbym się, aby nawiązać choćby cień rozmowy, ale jakoś nie miałem na to ochoty. Nie wiem, od czego to zależy, ale ja i inni akrobaci jakoś nie potrafimy się między sobą dogadać, a w zasadzie ja z nimi. Rozsiadłem się na krześle w ten mój ulubiony sposób z nogami w prawdzie rozstawionymi, ale jedną z nich z czystej wygodny zgiętą pod kątem prostym i opartą kostką na drugim kolanie. Ręce za to miałem spuszczone między nogami i trzymałem obiema dłońmi za filiżankę, co z pewnością kłóci się z zasadami dobrego wychowania, które panują przy eleganckiej herbatce. Jak to było? Mały paluszek wyprostowany? Nie siorbiemy? Nie wiem, czy właśnie przez to Black co jakiś czas na mnie spoglądał, czy może miał inny powód, ale gdy skonfrontowałem go ze swoim wzrokiem, szybko sobie odpuścił i skupił się na pochłanianiu ciastek. Pierwsze parę minut było dla mnie dość niezręczne, ale z czasem przestałem zwracać uwagę na głuchą ciszę. Gdy już byłem w momencie, gdzie mogłem się ze spokojem nią delektować, usłyszałem:
- Czy jesteś chłopakiem Cherubina?
Najbardziej randomowe pytanie, z którym mógł wyskoczyć akurat w tej chwili. To pewnie temu się tak przyglądał. Wszystko stało się jasne.
- Cherubin, nic mu nie powiedziałeś? - spytałem dość nonszalanckim tonem, bardziej się odchylając na krześle i jednocześnie spoglądając na aniołka, siedzącego za biurkiem. Sam już wcześniej oderwał się od swojej pracy, co jasno mi pokazało, że sam chciałby usłyszeć odpowiedź. Ciekawe, czy tak samo, jak ja czują się kobiety, przed którymi klęka facet i pyta: 'czy za niego wyjdzie?'. Oczywiście w moim przypadku nie jest to na tyle poważne, co małżeństwo, ale co to miał być za spisek? Założę się, że wcześniej o mnie rozmawiali i o wilku mowa — przyszedłem. Ja to mam wyczucie.
- Pytam ciebie Orion, więc mógłbyś z łaski swojej po prostu odpowiadać. - wtrącił Black, a ja posłałem mu rozbawione spojrzenie.
- A co? Trafiłem na przesłuchanie, a nie popołudniową herbatkę? - odparłem, co nie było do końca dobrym posunięciem. Z reguły unikanie odpowiedzi nie wskazuję na nic dobrego, ale sam nie lubię być przymuszany, a szczególnie do takich wyznań. Rozumiem ciekawość, ale określać znaczy również ograniczać, a tego wręcz nie znoszę. Dlatego podszedłem finalnie do sprawy trochę inaczej.
- Zadawać takie głupie pytania będzie, przecież to oczywiste. - kontynuowałem, kręcąc głową i wstając z miejsca. Odstawiłem filiżankę na stolik, a sam podszedłem do Cherubina, stając za nim i całując go w policzek, jednocześnie się do niego schylając. - Gdyby głupota bolała, byłbyś już w agonii, Black. - dodałem rozbawiony, spoglądając na niego i obejmując Cherubina rękami, a policzkiem opierając się o jego głowę. Chłopak momentalnie położył jedną z dłoni na mojej ręce, a w drugiej wciąż trzymał długopis, choć odsunął się z nią od kartki. Miałem wrażenie, że gdyby nie ta pozycja, to jeszcze bardziej by się we mnie wtulił. Choć nie byłem pewny czy tego oczekiwał, jak chodzi o moją odpowiedź. Wiadome, że lepsze byłoby radosne i proste 'tak', tylko nie jestem tu by dostosowywać się do jego oczekiwań, ale czy chciałbym zranić kogoś, kto wręcz podał mi na tacy cały pakiet intensywnych doznań, za którymi gonię całe życie? Ta odrobina szaleństwa, wyrwanie ze schematu. Miałem wrażenie, że Cherubin bardzo dobrze wie, czego ja oczekuje i w pewnych momentach nawet lepiej ode mnie. Niby se.ks to nie wszystko, ale kto powiedział, że tylko tyle ma mi do zaoferowania? Samo bycie w związku może być ciekawym doświadczeniem... Mimo wszystko wiem, że jak już zostaniemy we dwoje, chciałbym z nim o tym porozmawiać i niekoniecznie się rozpraszać kolejnymi zabawami. Black za to wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią, choć nie dało się nie zauważyć lekkiego niesmaku, jaki pozostał po moim komentarzu. Nie dziwię się, że potem chciał mi dogryźć.
- Znowu się nie nakręcaj. Rubin skończy książkę, to znajdzie sobie nowego chłopaka. - prychnął, z wyższością. - Albo tym razem dziewczynę. - dodał, by jeszcze bardziej zapiekło, choć mam wrażenie, że mógłby dolać jeszcze więcej oliwy do ognia, ale z jakiegoś powodu i tak się wstrzymał. Może niekoniecznie miał to rozpowiadać komukolwiek? Nie ukrywam, że nie za bardzo spodobała mi się ta informacja. Ten mały zgrzyt sprawił, że zacząłem kwestionować wszystko, co wcześniej sobie myślałem, lecz za nim zdołałem się zapędzić w kozi róg przez własne narastające negatywne emocje, równie szybko znowu zalała mnie fala spokoju, gasząc cały ten negatywny zapał i pozostawiając kojącą ciszę. Przecież całą sytuację z Cherubinem mam już wyjaśnioną.
- Wiem, że na początku tak miało być, ale wiem również, że plany uległy zmianie. - odparłem z uśmiechem, tym bardziej przytulając się do chłopaka. - Nie sypiam z byle kim. Chyba że jestem nietrzeźwy. - dodałem żartobliwie, a Cherubin uniósł głowę i lekko się obrócił, aby na mnie spojrzeć. "W końcu zacząłem się w tobie podkochiwać" - pamiętam bardzo dobrze jego słowa i choć było to dla mnie bardzo trudne, to na chwilę obecną postanowiłem mu zaufać w tej kwestii. Na znak tego również go pocałowałem i uznałem temat za zakończony.
(Cherubin~?)
22 sie 2022
Cherubin CD Orion
Gdy się tak przeciągnąłem, powoli upijając łyk gorącej kawy, spoglądałem na Oriona. Był jedynie w ręczniku, do tego można było powtórzyć ów noc teraz. Nawet jeśli miałem coś na dziś, można było to przełożyć na inny dzień, albo porę dnia. Odłożyłem swój kubek i partnera na stolik nieopodal, po czym przysunąłem się do niego, by musnąć wargami jego szyję. Błądzące dłonie, pozostawiłem na plecach, oraz by zsunąć z niego ręcznik i móc podziwiać widoki. Spędzona noc z osobnikiem swych westchnień była upojna i na tyle zadowalająca, że można by ją powtórzyć jeszcze przynajmniej kilka razy.
- Orion. - mruknąłem, gdyż nie czułem się na siłach, by wstać. Poza tym, gdybym opisał w kolejnej książce scenę seksu, może zebrałbym nową paletę czytelników. Dlatego też położyłem się wygodnie na materacu i wyciągnąłem łapki jak mały szczeniaczek, chcący swego właściciela. Przygryzłem wargę, nie musiałem długo czekać, by mój parter się zbliżył. Można rzec, że kolejna rundka, była swego rodzaju sprośna i dosyć eksperymentalna. Naszła mnie chęć na związanie rąk Oriona, by móc sprawić mu rozkosz, ale jednocześnie doprowadzić do obłędu. Dalsze nasze losy potoczyły się, tak jak się tego spodziewałem, z tym małym szczegółem, że gdy się uwolnił.. Poszło to nieco.. Ach plecy będą mnie boleć. Na pewno nie tylko one.
***
Aktualnie siedziałem w swoim namiocie i pisałem. Za mną siedział jeden z bliźniaków, naburmuszony do tego zjadał mi ciasteczka i burczał do siebie. Był taki, odkąd zawitałem w namiocie, do tego już tam na mnie czekał. Gdy opuściłem Oriona, bo ktoś po niego przyszedł akurat, gdy się ubieraliśmy. Nie padł żaden komentarz, ale najpewniej Orion je usłyszy. Mieliśmy się później spotkać, jednakże nie wiadomo jak to wyjdzie, gdy jeden z bliźniaków będzie nade mną wisieć.
- Gdzie byłeś? Wołałem cię, a ty nie przyszedłeś. - fuknął i dalej wpychał sobie ciasta do buzi. Westchnąłem i wyjąłem kolejne pudełko ciastek, sam biorąc cztery, by nie zjadł wszystkich sam.
- Powiedźmy, że miałem udaną noc. Tu masz więcej ciastek. - rzekłem i wróciłem do pisania po swych słowach, by ładnie móc odpowiedzieć na pytanie, jakie skierowane zostało w moją stronę. Oczywiście wiedziałem, że doczekam się kolejnych pytań.
- Moment. Uda noc? Z kim? Gdzie? Hę? - padła masa pytań niczym lawina na zimę. Musiałem zatrzymać pisanie, bo gdyby mnie chwycił, albo zaczął potrząsać, wówczas mógłbym stracić część historii, by ponownie przepisywać.
- Z obiektem zainteresowania, a z kim innym? - spojrzałem na niego i dolałem nam do filiżanek ciepłej jeszcze herbatki w unikalnym imbryczku.
- Znam go? Kim on jest? Myślałem, że twoje zainteresowania inną osobą, jest wyłącznie do książki? Zmieniło się to? - kolejna masa pytań.
- Po pierwsze znasz go. Po drugie tak często moje obiekty zainteresowań są do książki, to się nie zmieniło. Po trzecie obiekt zainteresowania, to złe określenie. Miano chłopaka jest znacznie lepsze. - rzekłem, wyliczając po kolei na palcach.
- Kim on jest? - dopytywał mnie Black.
- Black gdzie twój brat? Zgubiłeś go? - spytałem, zmieniając temat. Choć ucieczka nie była zbytnio możliwa.
- Nie zmieniaj tematu Rubin. Night poszedł na spotkanie w sprawie, nie wiem, nie słuchałem. - powiedział, po czym zaczął wiercić spojrzeniem we mnie. Jakby chciał się przewiercić i spojrzeć co ukrywam.
- Cherubin. - do namiotu wnet wszedł Orion. Posłałem mu słodki uśmiech, po czym upiłem łyk herbaty, zapraszając go, by zasiadł i wypił herbatkę z nami.
- Pogadajcie sobie, a ja wrócę do pisania. - rzekłem i skierowałem się, by ponownie zacząć pisać, delikatnie niepostrzeżenie, dotykając dłoni Oriona. Wykonywałem takie ruchy, by móc go zawstydzić, oraz nieco nakręcić Blacka.
Przez bliższy kwadrans słyszałem, jedynie jak piją herbatkę, albo jedzą ciasteczka, a tak to była cisza. W pewnym momencie Black skierował swe pytanie do Oriona.
- Czy jesteś chłopakiem Cherubina? - zatrzymałem się, by posłuchać, co Orion odpowie, na ów pytanie. Jeśli potwierdzi, że jednak łączy ich coś więcej, wówczas będzie wiedzieć, że poprzednia noc była czymś magicznym i natchnionym. Jednak jeśli zaprzeczy, będzie wiadome, że to tylko jedna nic nieznacząca noc.
Sam nie wiedziałem, czemu oczekuje, że potwierdzi, iż jest moim chłopakiem. Nie wiem, czy to coś zmieni, jednakże chce się przekonać.
<Orion?>