Podobało się, podobało się, podobało się,... powtarzałam sobie w myślach gdy tylko usłyszałam miłe słowa ze strony chłopaka. W dodatku chciał się nauczyć, a ja mu w tym pomogłam. Było zabawnie i dzięki temu przyszło mi coś do głowy. Skoro lodowisko mu się spodobało to może na pobliskim boisku też się mu spodoba. Przynajmniej wiedziałam gdzie chce go zaprowadzić. Zeszliśmy z lodowiska, a pewne dziwne uczucie obserwowania nas przeszło mi przez myśl. Miałam tylko nadzieję, że Vogel tego nie poczuje. Przez całą drogę czułam czyiś zimny wzrok. Do momentu w którym nie zdałam sobie sprawy, że Vogel dziwnie się zachowuje. Myślałam, że się źle poczuł, ale gdy powiedział o co chodzi, zdenerwowałam się i to bardzo. Dlatego nienawidziłam przyjeżdżać do tego miasteczka. Zauważyłam postury która się na nas patrzy. Dobrze wiedziałam kto to. Wzięłam chłopaka za rękę i poszłam przed siebie z nadzieją, że zgubiły tą osobę. Weszliśmy do budynku w którym znajdowało się kino. Zajęliśmy miejsca. Vogel kładąc swoją dłoń na moim ramieniu chciał mnie uspokoić. I tak nic to nie dało. Wciąż czułam ten wzrok. Irytacja oraz złość zaczęły sięgać ponad moje granice.
- Vogel, wychodzimy stąd! - powiedziałam, chwytając go za rękę i ciągnąc go na korytarz. - Wybacz mi, że ta osoba musiała popsuć nam ten dzień! - skłoniłam się w ramach przeprosin. - Nim coś powiesz, aby mnie pocieszyć to zachowaj obecnie to dla siebie. - powiedziałam, gdy moja irytacja nie wspominając o złości sięgnęła zenitu. Widząc, że obserwator sobie nie odpuścił od razu za nim pobiegłam. Miałam szczęście, że mi się udało. Było ich aż dwoje! Rozumiecie, dwójka!
- Czego wy chcecie ode mnie!? - trzymając ich obu za koszulę, wręczyłam mi list.- Nie będę go czytać! - odpowiedziałam, a ci chłopcy nie wiedzieli co mają zrobić.
- No już Smiley, to tylko dzieci. Puść ich - podszedł do mnie Vogel. Zrobiłam tak jak kazał. - To jak? Powiecie nam o co chodzi? - zadał im pytanie.
- Ktoś czeka na Rozie w kawiarence Milano - spojrzałam się na chłopaka.
- Kto to Rozie? - zapytał Vogel, a ten drugi mały chłopiec wskazał na mnie.
- Pokażcie nam gdzie jest ta kawiarenka? - zapytałam się już miłym głosem.
Co jak co, ale oni z pewnością nas nie obserwowali. Ich wzrok nie był taki zimny jak tamtej osoby.
- Tak! - powiedzieli radośnie.
- Chodźmy więc Smiley! - Vogel'a chyba kręciło to, że za chwilę spotkamy się z tamtymi osobami.
- Dobrze - odpowiedziałam. Miałam jakieś dziwne uczucie co do tego spotkania.
Dzieciaki zaprowadziła nas pod samą kawiarenke oraz powiedziały gdzie ta lub te osoby siedzą.
- Dziękuję wam - podziękował im Vogel.
- Przepraszam was za tamto. Macie na cukierki - dałam im trochę pieniędzy w ramach podziękowania oraz w przeprosinach.
- Vogel, powinieneś wiedzieć, że ja tak naprawdę... - weszliśmy do środka, a gdy chciałam mu powiedzieć dlaczego tutaj przyjechaliśmy i co ma związek miejsce do którego chciałam pójść, ale nie dałam rady. Niestety nie udało mi tego powiedzieć bo dwie osoby przez które zostaliśmy zaproszeni stanęły przed mną.
- Smiley co się stało? - zapytał się chłopak, gdy ja schowałam się za jego plecami.
- Wracajmy... - powiedziałam cicho. Zaczęłam się bać. Bardzo się bałam.
- Rozie miło mi ciebie widzieć - odezwała się starsza zakonnica.
- Nareszcie ciebie widzę! - powiedział mężczyzna, a ja tylko jeszcze bardziej się schowałam za plecami Vogel'a. Zakonnica podeszła bliżej mnie. Gdy wyciągnęła dłoń w moją stronę odtrąciłam ją.
- Nie dotykaj mnie! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Jak widać niczego się nie nauczyłaś! W dodatku wykorzystujesz tego biednego chłopaka. Twój brat jest w mieście. Nim jednak się z nim spotkasz ja wraz z pastorem chcielibyśmy omówić parę spraw - powiedziała, a ja nie wiedziałam co mam robić. - Jednak widząc twoja postawę powiem to wprost! Twój brat jest bardzo dobrze usytuowany finansowo, więc masz mu powiedzieć, że to najlepszy sierociniec. Jakby się pytał co teraz robisz to wcale nie odpowiadaj, a co do tego dlaczego ciebie nie ma w sierocińcu to odpowiedź mu, że pojechałaś na wycieczkę. Zrozumiano! - powiedziała wprost, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. - A teraz żegnaj puszczalska! - odeszła, a ja wtuliłam się mocno w plecy Vogel'a.
- Vogel, wychodzimy stąd! - powiedziałam, chwytając go za rękę i ciągnąc go na korytarz. - Wybacz mi, że ta osoba musiała popsuć nam ten dzień! - skłoniłam się w ramach przeprosin. - Nim coś powiesz, aby mnie pocieszyć to zachowaj obecnie to dla siebie. - powiedziałam, gdy moja irytacja nie wspominając o złości sięgnęła zenitu. Widząc, że obserwator sobie nie odpuścił od razu za nim pobiegłam. Miałam szczęście, że mi się udało. Było ich aż dwoje! Rozumiecie, dwójka!
- Czego wy chcecie ode mnie!? - trzymając ich obu za koszulę, wręczyłam mi list.- Nie będę go czytać! - odpowiedziałam, a ci chłopcy nie wiedzieli co mają zrobić.
- No już Smiley, to tylko dzieci. Puść ich - podszedł do mnie Vogel. Zrobiłam tak jak kazał. - To jak? Powiecie nam o co chodzi? - zadał im pytanie.
- Ktoś czeka na Rozie w kawiarence Milano - spojrzałam się na chłopaka.
- Kto to Rozie? - zapytał Vogel, a ten drugi mały chłopiec wskazał na mnie.
- Pokażcie nam gdzie jest ta kawiarenka? - zapytałam się już miłym głosem.
Co jak co, ale oni z pewnością nas nie obserwowali. Ich wzrok nie był taki zimny jak tamtej osoby.
- Tak! - powiedzieli radośnie.
- Chodźmy więc Smiley! - Vogel'a chyba kręciło to, że za chwilę spotkamy się z tamtymi osobami.
- Dobrze - odpowiedziałam. Miałam jakieś dziwne uczucie co do tego spotkania.
Dzieciaki zaprowadziła nas pod samą kawiarenke oraz powiedziały gdzie ta lub te osoby siedzą.
- Dziękuję wam - podziękował im Vogel.
- Przepraszam was za tamto. Macie na cukierki - dałam im trochę pieniędzy w ramach podziękowania oraz w przeprosinach.
- Vogel, powinieneś wiedzieć, że ja tak naprawdę... - weszliśmy do środka, a gdy chciałam mu powiedzieć dlaczego tutaj przyjechaliśmy i co ma związek miejsce do którego chciałam pójść, ale nie dałam rady. Niestety nie udało mi tego powiedzieć bo dwie osoby przez które zostaliśmy zaproszeni stanęły przed mną.
- Smiley co się stało? - zapytał się chłopak, gdy ja schowałam się za jego plecami.
- Wracajmy... - powiedziałam cicho. Zaczęłam się bać. Bardzo się bałam.
- Rozie miło mi ciebie widzieć - odezwała się starsza zakonnica.
- Nareszcie ciebie widzę! - powiedział mężczyzna, a ja tylko jeszcze bardziej się schowałam za plecami Vogel'a. Zakonnica podeszła bliżej mnie. Gdy wyciągnęła dłoń w moją stronę odtrąciłam ją.
- Nie dotykaj mnie! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Jak widać niczego się nie nauczyłaś! W dodatku wykorzystujesz tego biednego chłopaka. Twój brat jest w mieście. Nim jednak się z nim spotkasz ja wraz z pastorem chcielibyśmy omówić parę spraw - powiedziała, a ja nie wiedziałam co mam robić. - Jednak widząc twoja postawę powiem to wprost! Twój brat jest bardzo dobrze usytuowany finansowo, więc masz mu powiedzieć, że to najlepszy sierociniec. Jakby się pytał co teraz robisz to wcale nie odpowiadaj, a co do tego dlaczego ciebie nie ma w sierocińcu to odpowiedź mu, że pojechałaś na wycieczkę. Zrozumiano! - powiedziała wprost, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. - A teraz żegnaj puszczalska! - odeszła, a ja wtuliłam się mocno w plecy Vogel'a.
<Vogel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz