Zgliszcza... Tyle pozostało po śnie, którego światła, choć były czymś fascynującym, to okazały się być tylko tanią podróbką, która miała odwrócić uwagę od prawdziwej zabawy. Zabawy, która skrywała się w ciemnościach.
Suchy kaszel przerwał głuchą ciszę, która zawisła nad tym nowopowstałym cmentarzysku pogrzebanych snów i nadziei. Wraz z gwałtownym skrzypnięciem spróchniałych desek, spod częściowo spopielonego materiału, wyczołgał się mężczyzna. To jego sen tamtej nocy zamienił się w koszmar, a później umarł wraz z tym miejscem. Mężczyzna nie miał sił się podnieść. Oparł jedynie dłonie o gołą ziemię, oddychając głęboko. Był cały umorusany, a garnitur, który miał na sobie nadawał się już jedynie do kosza. Nie minęła nawet chwila, a tuż przy nim zjawiła się zdecydowanie młodsza i drobniejsza kobieta, która wcale nie była w lepszym stanie. To właśnie ona, łapiąc za jego ramię, pomogła mu wstać.
- Cholerny gówniarz. - wychrypiał, po chwili już odpychając od siebie dziewczynę. Podniósł głowę i dopiero wtedy rozejrzał się dookoła. Owiał wzrokiem każdy fragment spopielonego obozowiska. Miejsca zupełnie spowite mrokiem, jak i te, w których jeszcze tlił się ogień i niespokojnie tańczył na materiale, z którego kiedyś składał się jeden z największych namiotów. Wśród gruzów znajdowali się też ludzie. Jedni w lepszym stanie, drudzy w trochę gorszym, ale nie zapowiadało się, żeby komuś stała się poważniejsza krzywda. Koniec z końców jego wzrok, wiedziony skrawkiem plakatu, który został porwany przez wiatr, zatrzymał się na ocalałym fragmencie jednej z przyczep. Widniał tam napis, który złożony z dość dziwnych znaków wciąż tlił się żywym ogniem. Mężczyzna, widząc to, od razu zmarszczył brwi i złapał dziewczynę za włosy, przyciągając ją znów do siebie.
- Co to znaczy? - wręcz wywarczał, rozwścieczony. Dziewczyna zadrżała ze strachem wymalowanym na twarzy. Spojrzała od razu w tamtym kierunku i przełknęła ślinę, w ciszy przez krótką chwilę przyglądając się specyficznemu napisowi.
- ... Jestem wśród was, ale nie jestem jednym z was. - wymamrotała przerażona. Wypowiedziane przez nią słowa jeszcze bardziej rozwścieczyły mężczyznę, co sprawiło, że pociągnął ją jeszcze mocniej za włosy, przez co dziewczyna upadła na ziemię, a później jeszcze, by jakoś wyładować swoje złości, wymierzył jej kopniaka prosto w brzuch. Dziewczyna już nie miała odwagi wstać, a co dopiero wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Lychee, przyjaciółko... - wymamrotałem pod nosem, wydając z siebie głębokie westchnienie. Delikatny wiatr targał pogrążone w nieładzie włosy na mojej głowie, a ja sam zwrócony twarzą do słońca z zamkniętymi oczami, rozkoszowałem się przerwą między treningiem a próbą. Tak wyglądał praktycznie cały mój dzień między jednym zajęciem a drugim. Popadłem w pewnego rodzaju rutynę, co osobiście niezbyt mnie zadowalało. Jednak tym razem powiewu świeżości nie brakowało. Rozmyślania przerwało mi zwierzę, które ni stąd, ni zowąd pojawiło się przy mnie. Z początku zupełnie nie przejąłem się obecnością tego niespodziewanego gościa, jednak na szczęście w odpowiednim momencie zdecydowałem uchylić powieki i spojrzeć na... Małpkę. Od razu zauważając, z jaką ciekawością zwierzak się kręci przy mojej bluzie, którą położyłem koło siebie, wyprostowałem się, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. - Witam. Skąd cię przywiało? - spytałem, wyciągając dłoń do zwierzęcia, które z początku tylko uważnie się mi przyglądało, a po niedługiej chwili wskoczyło na moje ramię i zaczęło swoje igraszki, burząc jeszcze bardziej moją już i tak niedbałą fryzurę.
***
Pan Moon Light (bo tak nazywała się małpka) przywoływał wszystkie moje przyjemne wspomnienia za czasów dzieciństwa, gdzie nie było dnia, żebym nie przyprowadził do domu jakiegoś zwierzaka i błagał mamę o zatrzymanie takowego. Coś z tamtego okresu zostało mi do dzisiaj, jednak tego zwierzaka zdecydowanie nie mogłem sobie przywłaszczyć. Jego właścicielem okazał się być Cherubin, czyli facet, z którym odkąd w ogóle dołączyłem do trupy, zamieniłem zaledwie parę zdań. Od zawsze jakoś się mijaliśmy. Jednak jak widać, dziś miało się to zmienić i się zmieniło. Byłem dość zmieszany naszym pierwszym spotkaniem twarzą w twarz. Od razu wydał mi się dziwny, ale z czasem ta myśl już nie miała żadnego znaczenia. Zwierzęta skutecznie odwracają moją uwagę i w tym przypadku nie było inaczej. Dlatego, gdy tylko chłopak spytał później o spotkanie wieczorem, bez wahania się zgodziłem. Zresztą chcąc nie chcąc i tak bym się tym dzisiaj zajmował. Zapowiadała się naprawdę piękna noc i przede wszystkim bezchmurna, co tylko ułatwi całą sprawę. Szkoda tylko, że moje ulubione konstelacje nie będą i tak widoczne o tej porze roku.
- To jesteśmy umówieni. - dodał jeszcze, siedząc tuż obok i zmieniając strunę w swojej gitarze. Od razu pokiwałem głową, przyglądając się temu co robił, lecz nie na długo. Pan Moon Light ciągle odwracał moją uwagę, a teraz po raz kolejny postanowił się wdrapać na moją głowę.
- Ale z ciebie ruchliwy zwierz. - oznajmiłem rozbawionym tonem. - Cherubinowi się na pewno z tobą nie nudzi. - dodałem jeszcze, zdejmując zwierzaka z głowy. Mój kok już w zupełności się rozwalił, a przez te wszystkie włosy zupełnie już nic nie widziałem.
- A żebyś wiedział. Istne utrapienie. - odpowiedział, kończąc pracę nad instrumentem, gdy ja starałem się zebrać wszystkie włosy w całość i znowu je spiąć. Zaśmiałem się na jego stwierdzenie i na końcu tylko go szturchnąłem w ramię.
- Ale wytrzymujesz. To się ceni. - po tych słowach już wstałem, uświadamiając sobie, że sam powinienem się w końcu zająć własnymi priorytetami, lecz za nim zdążyłem się pożegnać i oddać chłopakowi zwierzaka, ten przejechał palcami po strunach gitary, sprawdzając, czy wszystko już jest z nią w porządku. Wybrzmiała naprawdę ładnie, choć słuchanie muzyki nie było dla mnie czymś wielce pasjonującym. Zagrał jeszcze parę akordów, by po chwili przestać i zadać mi dość niecodzienne pytanie:
- Znasz jakieś piosenki? - nie musiałem się długo namyślać przed odpowiedzią. Była ona jasna i przede wszystkim zgodna z prawdą.
- Nie. - oznajmiłem, wzruszając przy tym ramionami. - Może kiedyś mnie jakiejś nauczysz? - dodałem żartobliwie, odstawiając małpkę na ziemię. Zamierzałem już to zostawić bez komentarza, więc odwróciłem się, chcąc już odejść. Jednak w ostatniej chwili jeszcze spojrzałem za siebie. - Do wieczora.
***
Ta kanalia mimo wszystko nie zostawiła dziewczyny w spokoju. Ona wciąż leżała na ziemi, a jedyną różnicą, jaka nastąpiła, to stopniowo wzrastające ugrupowanie wszystkich ocalałych, które zebrało się wokół niej.
- To ona jest źródłem naszych problemów. - oznajmił dumnie wciąż ten sam mężczyzna, wskazując na leżącą dziewczynę, która z tlącym się strachem w oczach, zerwała się na równe nogi. Niestety nie zdołała uciec za daleko. Tłum ludzi, niczym stado wygłodniałych wilków, rzucił się za nią z zębami. Ktoś ją złapał, jeden uderzył w twarz, drugi wepchnął prosto na deski, a jeszcze jeden ją podniósł i po raz kolejny uderzył. Skończyło się na tym, że wypchnęli ją z obozowiska i zaciągnęli na skraj lasu, a reszta tłumu wściekłe wiwatowała, żeby z nią skończyć, a wśród nich był i ten, który skazał ją na taki los bez mrugnięcia okiem. Dziewczyna chciała uciec aż do ostatniej chwili, nawet mając zaciśnięty sznur wokół szyi. Nie błagała o uwolnienie. Nie próbowała się wybielić, ani zwalić winy na kogoś innego. Chciała tylko uciec. To było w tej chwili jej jedyne marzenie, jednak w najmniej spodziewanym momencie po prostu zastygła, a wola walki już w zupełności ją opuściła. Skrępowali jej dłonie, postawili na pniaku przy jednym z drzew, nad którego gałęzią przewiesili linę. Najgorsze było to, że wśród tego ślepego ugrupowania, nikt z obecnych nie miał w sobie ani krztyny rozumu i współczucia. Nikt nie podważał słów alfy. Wszyscy zapomnieli również, ile dobrego do tego miejsca wniosła ta dziewczyna i oczywiście to swojemu przedstawicielowi zostawili wymierzenie kary i strącenie jej jedynego gruntu pod nogami. Oczywiście dla mężczyzny nie było to nic zaskakującego...
Na to wielce przyjemne wspomnienie aż przejechałem dłonią po własnej szyi.
Byłem wśród was i nigdy nie byłem jednym z was, pomyślałem, uchylając powieki. Nade mną rozciągał się rozgwieżdżony nieboskłon, a trawa, na której zwykłem się praktycznie co wieczór kłaść, była tak miękka i wygodna, jak najlepsze poduszki i pościel w jednym z najdroższych hoteli na tym świecie. Wszechświat bardzo dobrze dba o wszystkie moje potrzeby. Naprawdę dziś niewiele mi brakowało do szczęścia.
- Gwiazdy mi dziś sprzyjają. - oznajmiłem dość głośno, słysząc za sobą czyjeś kroki. Wiedziałem, że był to Cherubin i oczywiście się nie pomyliłem. Taką już mam niezawodną intuicję.
- Myślałem, że będę tu pierwszy. - powiedział na przywitanie ździebko zawiedziony, stając tuż nade mną. - A to przekonanie to niby skąd? - spytał jeszcze, zajmując miejsce obok mnie. Przyszedł sam bez tego kochanego zwierzaka. Poczułem się dość zawiedziony. Gdybym sam miał małpkę, to nie spuszczałbym jej z oczu ani na chwilę. Jednak nie jest mi dane takiej posiadać. A po co by mi była? Najważniejsze, że taką bym po prostu posiadał. Chyba nikt nie ma bardziej zrąbanych priorytetów ode mnie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. To jest w pewnym sensie zabawne.
- Horoskop. - odpowiedziałem krótko, zakładając ręce za głowę i jednocześnie nie odrywając wzroku od nieba.
- Wierzysz w takie rzeczy?
- To... - zacząłem, lecz szybko przerwałem na zupełnie niepotrzebne westchnienie. - Dość skomplikowane. Nie ma co się rozwodzić.
- Ale jesteś powściągliwy. - mruknął w końcu, co bardzo mnie rozbawiło. Miałem dziś świetny humor. Od razu obróciłem się do chłopaka, podpierając głowę na jednej ręce.
- A podasz mi jakiś dobry powód, żebym zmienił swoje podejście? - spytałem, przyglądając się mu. Byłem ciekaw, co odpowie, choć nie było to za bardzo konieczne. W końcu czy nie mieliśmy po prostu oglądać gwiazd?
(Cherubin~?)